środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 158



            Ziewnęłam oglądając jak Shakira tapla się w błocie w jednym ze swoich teledysków. Nie lubiłam jej, ale jednocześnie nie chciało mi się przełączyć na coś innego. Przesunęłam leniwie wzrokiem po czarnym segmencie, a kiedy dostrzegłam jakieś kasety VHS i płyty DVD podeszłam do jednej z szafek i zaczęłam przeglądać napisy na opakowaniach. Miałam nadzieję, że ani Bill ani Tom nie pogniewają się na mnie jeżeli włączę jakiś film. W końcu wolałam obejrzeć choćby ekranizację „Potopu” niż teledyski Shakiry, Rihanny, Xaviera Naidoo, Nelly Furtado czy Fergie. Wyciągnęłam kasetę z napisem „Requim for a dream” i wsadziłam do video. Rozsiadłam się wygodnie na sofie i wpatrzyłam w telewizor. Jednak zamiast filmu, który spodziewałam się ujrzeć zobaczyłam Billa i Toma w domu. Czarny ubrany był w białe spodnie od garnituru i koszulę z flagą amerykańską zaś Dreadowłosy w swoje nieśmiertelne szerokie spodnie i za wielką, białą bluzkę z krótkim rękawem w niebieskie, poziome paski. O ile starszy bliźniak wyglądał normalnie, to na widok Billa zaczęłam cicho chichotać. Wyglądał okropnie w tej koszuli i tonie żelu w roztrzepanych, na wszystkie strony, włosach. Zapewne chciał wyglądać oryginalnie, ale wyglądał dziwacznie. Po kilkudziesięciu minutach nagrania okazało się, że film został nakręcony podczas rozdania jakichś świadectw.
-          Wyglądałeś wtedy jak debil - usłyszałam za sobą głos Toma.
-          A mówiłeś, że ci się podobam!
-          Tak, szczególnie w tej seksownej koszuli z amerykańską flagą...
Dreadowłosy rozsiadł się na fotelu, a Bill stanął za mną i położył mi dłonie na ramionach.
-          Nie jest aż tak źle... - wtrąciłam zanim Czarny zdążył coś mu odpowiedzieć. - Sorry, myślałam, że to „Requim dla snu”...
-          Nic się nie stało - Tom puścił mi oczko. - Dobrze, że nie wzięłaś „Pulp fiction”.
-          Dlaczego? - spytałam podnosząc jedną brew.
-          Tomowi się nudziło i pozamieniał wszystkie nalepki. W rezultacie tego zamiast „Pulp fiction” jest dość ostry pornos...
-          Dobrze wiedzieć - uśmiechnęłam się. - Jak rozmowa z Davidem?
-          Niby dobrze, ale...
-          Mamy nakręcić dwa beznadziejne teledyski, żeby trzeci był fajny - Bill z grymasem na twarzy usiadł koło mnie. Oparłam się o jego ramię i pogłaskałam po policzku.
-          Może nie będzie tak źle?
-          Fanki powinny być zadowolone...
-          Fanki? A co one mają do tego?
-          Wystąpią w teledyskach.
* * *
-          Mary Ann! - usłyszałam krzyk Billa dochodzący z łazienki.
Przerwałam czesanie swoich dość długich, blond włosów i podeszłam do drzwi z jasnego drewna.
-          Co chciałeś?
-          Przyniesiesz mi z pokoju gumkę do włosów?
-          A gdzie masz?
-          W szufladzie, w biurku.
-          Czekaj, już ci przynoszę.
Wróciłam do pokoju Billa i podeszłam do biurka, w którym za blat służyły mahoniowe drzwi. Odsunęłam pierwszą szufladkę i przejrzałam zawartość, jednak nie znalazłam w niej żadnej gumki do włosów. Odsunęłam drugą, ale tam również nie znalazłam szukanego przedmiotu. Dopiero w trzeciej z szuflad było kilka czarnych gumek do włosów. I jeszcze coś... Plik kopert związanych czerwoną gumką recepturką, na wierzchu których widniało moje imię. Zaintrygowana tym odkryciem wyciągnęłam listy i rozsiadłam się na łóżku Czarnego. Drżącymi palcami zsunęłam recepturkę i przyglądałam się kilku kopertom z napisem: „Mary Ann”. Przez chwilę zastanawiałam się czy otworzyć listy, bo skoro Bill ich nie wysłał, to całkiem możliwe, że nie chciał aby do mnie dotarły. Jednak z drugiej strony były adresowane przecież do mnie! Może lepiej zaczekać na Billa i spytać go o pozwolenie? Jakby nie było leżały w jego szufladzie. Ale czy gdyby nie chciał, abym je zobaczyła, to kazałby mi przynieść gumkę do włosów znajdującą się akurat w tej samej skrzynce na prowadnicach co listy?
Trzęsącymi się dłońmi otworzyłam jeden z nich. Wyciągnęłam kawałek białego papieru zgiętego na cztery części. Rozłożyłam go i zaczęłam czytać:

Mary Ann,
Pewnie nie będziesz chciała przeczytać tych słów i nic dziwnego. Zresztą sam nie wiem po co je piszę. To już kolejny list do Ciebie, którego pewnie i tak nie wyślę. Znowu nie będę miał odwagi. Wydawałoby się, że to nic trudnego iść do skrzynki na listy i tam wrzucić kopertę zaadresowaną do Ciebie. Nic bardziej mylnego. Tak. Jestem tchórzem. Boję się Twojej reakcji. Gdyby tak nie było już dawno powiedziałbym Ci jak wiele dla mnie znaczysz. Tak. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że Cię kocham. Dziwne? Pewnie tak, ale ja tak naprawdę czuję, choć praktycznie Cię nie znam. Wiem za to jak piękne są Twoje oczy kiedy jesteś zła. Wiedziałaś, że wtedy przybierają odcień ciemnego błękitu, jak niebo o zmierzchu, a kiedy jesteś szczęśliwa iskrzą milionami wesołych ogników? Wyglądają wtedy jak piękne, wiosenne niebo, na które mógłbym się patrzeć długimi godzinami.
Całuję
Bill

            Uśmiechnęłam się do siebie blado czytając ten list. Skoro on był tchórzem, to w takim razie kim ja byłam? Wielką histeryczką, do której nie docierała rzeczywistość. Wbiłam sobie do głowy, że Bill mnie nie kocha i nigdy nie będziemy razem. A jest inaczej. Było inaczej. Kochał mnie, a ja go raniłam. Pomijałam. Tylko dlatego, żeby nie cierpieć jeszcze mocniej. Jak bardzo zmieniłaby się sytuacja między nami gdybym uwiesiła się Czarnemu na szyi zaraz po koncercie? Teraz wiem, że nie odrzuciłby mnie. Wręcz przeciwnie. Przytuliłby do siebie i pocałował, a może nawet powiedział, że mnie kocha? Jednak nie potrafiłam dostrzec, że on wtedy patrzył na mnie z prawdziwą miłością w oczach. Wmawiałam sobie, że to tylko przywidzenie. Zachowałam się jak największa na świecie histeryczka, a teraz tego żałowałam całym sercem.
            Złożyłam list i chwyciłam kolejny. Przyjrzałam się koślawym, niestarannym literkom, które Bill musiał stawiać w pośpiechu. Albo ze złością.

Mary Ann,
Wiem, że jestem kretynem, idiotą, palantem, egoistą... Dodaj sobie tutaj jakie tylko chcesz inne określenie, bo wszystkie będą trafne. Te słowa pewnie teraz, po tym co zrobiłem nie obchodzą Cię. Pewnie nawet nie otworzysz tego listu, tylko widząc, że jest ode mnie pognieciesz i wyrzucisz do kosza na śmieci. Jednak czuję, że muszę go napisać. Wylać w ten sposób z siebie wszystko.
Pamiętasz jak pominęłaś mnie przy powitaniu w garderobie, zaraz po koncercie? Zabolało. Miałem nadzieję, że po tym jak oddałaś mi pocałunek na scenie już wszystko będzie dobrze. Jak bardzo się myliłem... Było coraz gorzej. Zapewne widziałaś jak wybiegłem z pomieszczenia. Miałem wtedy ochotę rzucić się pod koła jakiegoś samochodu. O ile dobrnęłaś aż tutaj pewnie myślisz sobie czemu tego nie zrobiłem... Wtedy miałabyś spokój. Nigdy więcej nie musiałabyś na mnie patrzeć, ani się ze mną kłócić. Choć z drugiej strony czy ja Cię do tego zmuszałem? Nie. Tak samo jak Ty nie zmusiłaś mnie do tego, żebym się w Tobie zakochał. Tak. Zakochał. Dziwne, że wyznaję Ci to właśnie w taki sposób. W głowie układałem sobie miliony scenariuszy, próbowałam przewidzieć Twoją reakcję, a teraz nawet nie zobaczę jak reagujesz na te słowa... Nieważne.
To właśnie dlatego, że już wtedy Cię kochałem całym sobą tak bardzo zabolało mnie to jak nawet na mnie nie spojrzałaś. Tak jakbym był kimś nie wartym nawet najmniejszej uwagi. Bezdomnym alkoholikiem, który przegrał całe swoje życie, nie zasługującym na nawet jedno spojrzenie. Po tym jak położyłaś się koło mnie w hotelu, kiedy Tom, Gustav, Georg i Nikola zostawili nas w pokoju sądziłem, że już jest lepiej. Znowu się myliłem! Czemu ja się zawsze muszę mylić?! Robić sobie głupie nadzieje?!
14 luty. Ślub Twojej babci. Znowu potraktowałaś mnie jak śmiecia. Tak. Dobrze przeczytałaś, o ile dobrnęłaś aż do tego miejsca. Nie mogłem nawet wtedy siedzieć z Tobą przy jednym stoliku. Musiałem się ewakuować. Za bardzo bolało spoglądanie na Ciebie, wiedząc, że nic dla Ciebie nie znaczę. Po drodze spotkałem Hannah. Poprosiła o taniec. Zgodziłem się, a widząc, jak przechodzisz pocałowałem ją. Chciałem trochę zrobić Ci na złość, ale w większej mierze chciałem się upewnić, że Twoje pocałunki nie są jedyne, niepowtarzalne. Chciałem się przekonać na siłę, choć znałem doskonale odpowiedź, że mogę czuć te wszystkie emocje całując każdą inną dziewczynę. Jednak prawdy nie da się oszukać. Ona jest tylko jedna. Czasami bolesna. Na balkonie zaproponowałaś, żebyśmy zostali „kumplami”. Nie. To zbyt mało. Ja chcę być dla Ciebie kimś więcej! Najważniejszą osobą w życiu! Nieważne, że zaprzepaściłem tą jedną, jedyną szansę. Jednak kiedy zobaczyłem jak całujesz się z Tomem, coś we mnie pękło. Dwie osoby, które kocham zdradziły mnie. Pocięły moje serce na drobne kawałeczki. Słysząc, że zależy Ci na mnie powinienem do Ciebie podejść, przytulić, pocałować... Czuć się najszczęśliwszym chłopakiem na Ziemi, bo spełniło się przecież moje marzenie. Nie jestem Ci obojętny. A jednak nie potrafiłem zrobić ani jednej z tych rzeczy. Musiałem wyjść stamtąd. Przemyśleć wszystko na spokojnie. Nie potrafiłem wybaczyć wam od razu. W jednej chwili zapomnieć o tym co się stało. Nie powinienem odebrać tego aż tak osobiście, ale tak się stało. Zresztą Ciebie w podobnym stopniu zabolał mój pocałunek z Hannah, o ile oczywiście to co mówiłaś jest prawdą. Zresztą gdyby nie było, to przecież nie płakałabyś na balkonie. Widząc łzy spływające po Twojej twarzy czułem się wtedy jak ostatnia świnia. Dlaczego powodowałem łzy u ukochanej osoby? Dlaczego nie potrafiłem podejść i powiedzieć, że Cię kocham? Bo bałem się odrzucenia? Teraz pewnie sobie myślisz, że jestem strasznym tchórzem. Cóż... nie zaprzeczę, bo fakty świadczą przeciwko mnie.
Miałem zamiar przeprosić Cię w tym liście, a jak na razie piszę tylko o tym jak mnie zraniłaś. Ja też Cię nie raz zraniłem, za co przepraszam. Wiem, że to zbyt mało, ale wiedz, że to są szczere słowa wypływające prosto z serca, które jest aktualnie rozerwane na drobne strzępy i nie zanosi się na to, żeby znów scaliło się w jedną całość. Po tych słowach pewnie myślisz, że za wszystko obwiniam Ciebie, jednak tak nie jest. Doskonale wiem, że nie zachowałem się wielokrotnie w porządku. Obiecałem, że zostawię Cię w spokoju, a jednak piszę ten list. W dodatku nawet nie potrafię dobrać odpowiednich słów. Może powinienem napisać tylko: „Proszę wybacz mi, że Cię skrzywdziłem. Kocham Bill”? A może powinienem dać Ci spokój, skoro tego sobie życzyłaś? Sam nie wiem co powinienem zrobić. Wiem jednak, że Cię kocham i chce być z Tobą. Bez względu na to ile jeszcze razy mnie zranisz, bo dla tych kilku chwil szczęścia u Twego boku warto przeżyć to wszystko.
Kocham
Bill

            Kiedy skończyłam czytać po moich policzkach płynęły ciurkiem wielkie, słone krople. Wiedziałam, że zraniłam Billa, ale nie sądziłam, że aż tak bardzo. Owszem sam mi to wyznał kilka dni temu, ale nie aż tak obszernie. Nie chciał mnie obwiniać w liście za wydarzenia sprzed kilku miesięcy, ale to była tylko i wyłącznie moja wina, że oboje tak cierpieliśmy! Gdyby nie te wszystkie cholerne myśli, które tłoczyły mi się wówczas w głowie... Gdybym zaufała sercu, a nie rozsądkowi już dawno bylibyśmy razem, a z pewnością oszczędziłabym nam tych kilku miesięcy bólu! Czułam do siebie wstręt za swoje zachowanie. Mówiłam Billowi, że to on jest samolubny, że nie zważa na moje uczucia, a to ja się okazałam kilkadziesiąt razy większą egoistką. Nie bacząc na jego uczucia traktowałam go oschle, prawie jak „śmiecia”, choć wtedy tego nie zauważałam. Myślałam, że robię dobrze. Jak bardzo się myliłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz