środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 168



            Bill Kaulitz z niemrawym uśmiechem wszedł do dość sporego, całkowicie zagraconego garażu w towarzystwie swojego brata. Jak zwykle! Cała czarna robota spada na nich! Nawet dzisiaj mama nie mogła sobie odpuścić! Nie przejmując się tym, że jest u nich Mary Ann i Nikola kazała im kosić trawę! Zupełnie jakby nie mógł tego zrobić tak jak zazwyczaj syn sąsiadów, który za kilka euro uczyniłby to z prawdziwą przyjemnością! I szerokim uśmiechem na ustach!
            Na jego twarzy pojawiło się prawdziwe obrzydzenie, gdy na jednej z nie otynkowanych ścian dostrzegł wielkiego, czarnego pająka. Nie mówiąc już nawet o porozwieszanych wszędzie pajęczynach! Nienawidził wszelkiego robactwa! A teraz musi wyciągnąć z Tomem kosiarkę, która na domiar złego znajduje się w najbrudniejszym kącie garażu! Za jakie grzechy?! Wolałby już posprzątać cały dom niż wydobywać tą przeklętą kosiarkę spod całej masy kurzu i pajęczyn!
-          Może wam pomóc? – obejrzał się za siebie słysząc wesoły głos Nikoli. Już od przeszło piętnastu minut ich własna matka w towarzystwie brunetki i blondynki się z nich nabijała! Jak widać doskonale się dogadały! Szkoda tylko, że obiektem ich kpin jest on z Tomem...
-          Nie, dzięki – bliźniak odparł chłodno. Jemu najwyraźniej również nie podobała się ta cała sytuacja.
-          Jak chcecie – wzruszyła ramionami podchodząc do ściany. – Jaki fajny pajączek...
Brunetka przyłożyła rękę do ściany i pozwoliła, aby tłusty pająk wtoczył się na jej dłoń. Bill spojrzał na nią z przerażeniem zamieszanym z prawdziwym obrzydzeniem. Nie miał pojęcia jak ktokolwiek może dotknąć coś tak odrażającego! Nie. Nie bał się pająków. Po prostu budziły w nim wstręt.
-          Fajny? – Tom spytał z ironią. – Chyba ohydny... – Brunetka nie zważając na jego słowa podeszła do niego bawiąc się stawonogiem.
-          Nie mów, że się boisz takiego małego, uroczego...
-          Nie boję się – zaprotestował. – Ale weź już go ode mnie.
-          A jednak się boisz... – mówiła nie patrząc nawet na Dreadowłosego.
-          Mylisz się.
Nikola spojrzała na Toma z łobuzerskim uśmiechem, a on przyglądał się całej sytuacji z odrazą. Domyślał się co brunetka chce zrobić i nie mylił się. Położyła na białej koszulce starszego Kaulitza ogromnego pająka. Ten tylko skrzywił się widząc jak stawonóg rozpoczyna wędrówkę po jego wielkim t-shircie.
-          Już? Przekonałaś się? – spojrzał na dziewczynę jak na wariatkę. Ta tylko skinęła głową. – To ściągnij go ze mnie.
Nikola posłusznie zdjęła z jego koszulki pająka i przystawiła go do ściany. Leniwym krokiem wrócił na swoje poprzednie miejsce, a oni wydostali kosiarkę.
-          Przetrę ją, a ty przynieś paliwo – zarządził Dreadowłosy.
Krzywiąc się otworzył drzwiczki strasznie zakurzonej szafki. Włożył ostrożnie dłonie do środka i uważając, aby nie dotknąć żadnej pajęczyny, wyciągnął kanister z paliwem do kosiarki. Odetchnął z ulgą kiedy opuścił garaż. Wlał trochę ropy do urządzenia.
-          Ok., ja skoszę połowę, a ty drugą.
Odpalił maszynę i wymijając Toma zaczął chodzić w tą i z powrotem po trawniku. Zadziwiające! On, chłopak kochany przez tysiące nastolatek, w domu jest nikim! Wszyscy latają koło nich jak z pęcherzem uważając, aby nic im się nie stało, obchodzą się z nimi delikatniej niż z surowymi jajkami, spełniają ich najbardziej wyszukane zachcianki o każdej porze dnia i nocy, a własna matka każe im kosić trawę! Zupełnie jakby nie mogła zapłacić kilka euro chłopakowi z sąsiedztwa! Najwyraźniej postanowiła urządzić im zimny prysznic. Pokazała, że choć są idolami połowy europejskich nastolatek, to w domu nie mają żadnych przywilejów.
Czy mu to pasowało?
I tak i nie. Nie miał ochoty kosić trawy, ale z drugiej strony cieszył się, że choć rodzicielka traktuje go jak zwykłego człowieka. Syna, który ma obowiązki.
Zerknął w stronę Mary Ann, która śmiała się wesoło razem z Nikolą i ich mamą. Próbował znaleźć coś w sylwetce czy zachowaniu ukochanej świadczącego o tym, że mogłaby być w ciąży, ale jak na złość wyglądała tak jak zawsze. Czemu ciąża nie objawia się tak jak trąd? Wtedy nie miałby żadnych wątpliwości! Od razu widziałby, że Mary spodziewa się dziecka. A tak? Może się jedynie domyślać, chyba, że ją zapyta...
Zacisnął dłonie mocno na rączce kosiarki. Nie będzie pytał! Nie pokaże jej nawet, że się czegoś domyśla! Blondynka sama powinna mu to wyznać. W końcu dziecko to nie jest jakaś tam nic nie znacząca błahostka! To żywy człowiek! Czuł jak ogarnia go złość. Na swoją bezsilność. Może się jedynie domyślać czy jego ukochana rzeczywiście jest w ciąży, bo nie chciał pytać. A może nie miał odwagi?
Na jedno wychodzi.
Doskonale wiedział, że twierdząca odpowiedź ukochanej przewróciłaby całe jego życie do góry nogami. Kochał Mary Ann, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie mógłby z nią być, gdyby spodziewała się dziecka jakiegoś obcego mężczyzny. Nie miałby prawa zabierać malucha prawdziwemu ojcu. Inna sprawa, że nie potrafiłby jej wybaczyć, tego, że go okłamała; nie powiedziała wszystkiego.
Kiedy skosił swoją połowę trawnika pomachał do bliźniaka, który rozmawiał z Mary Ann i Nikolą, aby zajął jego miejsce. Ten niechętnie podszedł do kosiarki i złapał ją za rączkę.
Bill z uśmiechem na ustach udał się do stolika przy którym siedziały dziewczyny.
-          Macie coś do picia? – spytał siadając na białym, plastikowym krzesełku.
Nastolatki pokręciły przecząco głowami. Jako, że nie chciało mu się iść do kuchni, żeby sobie czegoś nalać pochwycił szklankę ukochanej z wodą mineralną i opróżnił prawie do dna.
-          I jak się kosiło trawę? – Nikola przerwała ciszę.
-          Super! – wykrzyknął z udawanym entuzjazmem. – To takie wyciszające...
-          Nie przesadzaj. Ciesz się, że nie musiałeś ścinać trawy kosą.
Spojrzał na Mary Ann jak na wariatkę. Jeszcze tego by brakowało, aby rodzicielka wręczyła mu kosę! Wtedy za żadne skarby świata nie zabrałby się za koszenie!
-          A tak... Pamiętam jak twoja mama dała nam kiedyś kosę... – Nikola zaczęła się śmiać.
-          Omal nie odcięłam sobie wtedy nogi – wzruszyła ramionami, po czym zwróciła się do niego: – Bill? Gdzie jest to studio tatuażu o którym wczoraj mi mówiłeś?
* * *
            Przestąpił z nogi na nogę patrząc niepewnie na drzwi wejściowe domu Möllenbergów. Nie chciał przychodzić tutaj z rodzicami, ale mama męczyła go tak długo, aż w końcu jej uległ. Doskonale wiedział, że będzie go chciała wyswatać z córką pani Möllenberg. Odkąd pamiętał powtarzała mu, że tworzyliby śliczną parę. On jednak nie był o tym przekonany. Inge była typem chłopczycy włóczącej się ustawicznie z kolegami po osiedlu. Sprawiała wrażenie dziewczyny, która ma wszystko w nosie, a także może wszystko robić. Nie było dla niej rzeczy zakazanej, o czym w dość dużej mierze zapewniali ją jej rodzice. Zawsze denerwowała go jej pewność siebie, pyszałkowatość i arogancja. Nawet jej śliczne kocie oczy i delikatne rysy twarzy, które zapewne zrobiły wrażenie na niejednym chłopaku, nie potrafiły przyćmić charakteru nastolatki.
            Pan Schäfer nacisnął dzwonek, a chwilę później drzwi otworzyła im drobna blondynka, z pięknymi zielonymi oczami, które były okolone pierwszymi zmarszczkami. Na ustach miała szczery, ciepły uśmiech. Jak Inge mogła być córką tak uroczej i serdecznej kobiety?!
-          Witajcie - uchyliła szerzej drzwi pozwalając aby weszli do środka. - Jak cię dawno nie widziałam... - Złapała Gustava za policzki i mu się uważnie przyjrzała. - Zmężniałeś.
-          Możliwe... - odparł niepewnie. - Dziękuję za zaproszenie.
-          Ależ kochanie nie ma za co. Przecież wiesz, że zawsze jesteś mile widziany w naszym domu. Inge zaraz zejdzie.
Skinął niemrawo głową. Pani Möllenberg podeszła teraz do państwa Schäfer i zaczęła coś wesoło świergotać. Chciał się stąd ulotnić, ale nie miał takiej możliwości. Musiał w jakiś sposób wytrwać dzielnie przynajmniej te trzy, cztery godziny...
W korytarzu pojawił się pan Möllenberg, zapraszając ich do jadalni. Gustav posłusznie skierował swoje kroki za gospodarzami i rodzicami. Zajął wskazane miejsce przez panią Möllenberg i wpatrzył się w jedną ze ścian. Miał nadzieję, że Inge nie raczy się pojawić na kolacji, ale równie dobrze wiedział, że ta nadzieja jest całkowicie płonna. Dziewczyna z pewnością zaraz tu przyjdzie.
-          Inge bardzo lubi twój zespół - pan Möllenberg zwrócił się do niego z szerokim uśmiechem na ustach.
-          Tato... - usłyszał jęk dziewczyny. - Mówiłam ci coś...
-          Wiem córciu, ale nie mogłem się powstrzymać - puścił jej oczko na powrót zatapiając się w konwersacji ze swoją żoną oraz państwem Schäfer.
Kiedy Gustav zobaczył dziewczynę, która usiadła naprzeciwko niego poczuł jak odbiera mu mowę. Poruszał bezwiednie ustami, próbując wydobyć ze swojej krtani jakiś dźwięk, jednak bez rezultatu. Gdzie się podziała ta chłopczyca?! Nagle szczerze zatęsknił za jej poprzednim wizerunkiem, choć nigdy go nie lubił. Wtedy przynajmniej jej urocza buźka nie była skażona taką ilością makijażu! Mógł też oglądać jej urocze oczy, które odziedziczyła po matce. A teraz?! Bał się tego co widzi... W sensie dosłownym.
-          Eee... hej... - wydukał wreszcie.
-          Ave - odparła wydymając swoje pomalowane na czarno wargi w uśmiech.
-          Twój tata chyba pomylił nas z Marilynem Mansonem... - mruknął pod nosem.
-          Co mówiłeś? - spytała wpatrując się w niego jednym krwistoczerwonym okiem, a drugim białym. Co ta dziewczyna z siebie zrobiła?!
-          Tylko tyle, że chyba lubisz Marilyna Mansona...
-          Rzeczywiście od jakiegoś czasu go lubię - przytaknęła. - Ale to nie on  był inspiracją, tylko Bill.
Perkusista zaczął gorączkowo przeszukiwać umysł w poszukiwaniu nazwiska jakiegoś Billa, który mógłby podsunąć jej pomysł zmiany wizerunku na taki jaki ma możliwość „podziwiania” w tym momencie. Bill Gates? Nie. Zdecydowanie nie. Bill Clinton? Też nie. Bill Murray? Nie, on był za stary. Może Bill Mayer? Nie. Przecież on miał na imię Mike... To może Bill Krüger? Nie... To był Freddy... Chyba, że chodzi jej o Billiego Joe Armstronga... Ale to bez sensu! Wtedy powiedziałaby Billie, a nie Bill! W końcu nie znalazłszy odpowiedniego kandydata mogącego być inspiracją dziewczyny, spytał:
-          Bill? Jaki Bill?
-          Kaulitz - przekręciła oczami, tak jakby chciała powiedzieć, że jest najmniej domyślnym człowiekiem jakiego zna. A jemu faktycznie nie wpadł do głowy ten Bill. Zresztą jakim cudem przyjaciel mógł ją zainspirować do zrobienia z siebie czegoś takiego?!
-          Ee... Jesteś pewna, że nie Marilyn Manson? Bo wiesz... Bill właściwie to nie jest wcale aż tak bardzo mroczny...
-          Gustav! O co ci chodzi?! - spytała, a jemu zrobiło się głupio. Właściwie to nie powinien jej mówić czegoś takiego.
-          Mnie? O nic. Tylko... Zaskoczyłaś mnie.
-          Mam nadzieję, że pozytywnie - uśmiechnęła się uwodzicielsko.
Już miał jej powiedzieć, że znacznie bardziej podobał mu się styl chłopczycy, choć był równie beznadziejny, ale uniemożliwiła mu to pani Möllenberg nakładając na jego talerz dość spory kawałek wołowiny.
-          Inge pomagała mi przyrządzić - oznajmiła radośnie. - Na pewno będzie ci smakowało kochanie. Inge to naprawdę świetna kucharka...
-          Mamo... - dziewczyna jęknęła. - Daj sobie spokój...
Niezrażona tym kobieta ciągnęła dalej:
-          Musisz spróbować kiedyś jej polędwiczki cielęcej w cieście. Jest naprawdę doskonała... Palce lizać. Próbowałam ją namówić, żeby zrobiła ją dzisiaj, ale niestety miałyśmy zbyt mało czasu...
-          Z pewnością spróbuję następnym razem - wtrącił delikatnie, aby przerwać świergot kobiety. W duchu jednak zaklinał się, że nigdy więcej nie ulegnie namowom rodziców, aby poszedł z nimi do domu Möllenbergów. Choćby miał się nie odzywać z matką przez kilka lat!
-          Mam nadzieję, że ten następny raz szybko nastąpi - odparła uradowana. - Może wtedy przyprowadzisz przyjaciół? Inge z pewnością bardzo się ucieszy.
-          Mamo... Musisz mi to robić? - jęknęła dziewczyna.
Denerwowało ją, że mama albo tata ciągle mówią coś w jej imieniu! Zupełnie jakby nie miała własnego języka, ust i strun głosowych! Widziała, że Gustavowi nie bardzo pasuje siedzenie tutaj, ale cóż mogła na to poradzić? Odkąd pamiętała zawsze podobał jej się perkusista Tokio Hotel. Jeszcze na długo przed tym jak osiągnęli sukces. Jednak zawsze był dla niej tak samo niedostępny. Owszem był wobec niej zawsze miły i uprzejmy, ale nigdy nic ponadto. A ona śniła po nocach, że nareszcie zwróci na nią swoją uwagę. Może właśnie dlatego tak bardzo denerwowało ją to, że rodzice zachwalali ją jak tylko mogli? Bo sama chciała wypaść przed nim najlepiej jak tylko potrafiła, ale jednocześnie nie chciała się zmieniać. Była taka jaka była.
Obserwowała jak Gustav bierze w dłonie nóż i widelec, a następnie kroi kawałek mięsa. Oboje jedli w milczeniu. Tylko rodzice rozmawiali o czymś z ożywieniem. Wystarczyło kilka sekund przysłuchiwania się ich wymianie zdań, aby wiedzieć, że mówią o nich. Perkusista Tokio Hotel westchnął ciężko. Miał już serdecznie dość słuchania o tym jaką to piękną parę tworzyłby z Inge. Owszem dziewczyna, kiedy nie ma na sobie tej całej tony białego pudru i innych kosmetyków jest bardzo ładna, ale cóż z tego? Nie lubił jej, choć nigdy nie okazał jej wrogości.
-          Kochanie może zabierzesz Gustava do swojego pokoju? Tam sobie swobodnie porozmawiacie, nie krępując się nas, starych - zaproponował pan Möllenberg kiedy skończyli posiłek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz