Bill
Kaulitz z niemrawym uśmiechem wszedł do dość sporego, całkowicie zagraconego
garażu w towarzystwie swojego brata. Jak zwykle! Cała czarna robota spada na
nich! Nawet dzisiaj mama nie mogła sobie odpuścić! Nie przejmując się tym, że
jest u nich Mary Ann i Nikola kazała im kosić trawę! Zupełnie jakby nie mógł
tego zrobić tak jak zazwyczaj syn sąsiadów, który za kilka euro uczyniłby to z
prawdziwą przyjemnością! I szerokim uśmiechem na ustach!
Na jego
twarzy pojawiło się prawdziwe obrzydzenie, gdy na jednej z nie otynkowanych
ścian dostrzegł wielkiego, czarnego pająka. Nie mówiąc już nawet o
porozwieszanych wszędzie pajęczynach! Nienawidził wszelkiego robactwa! A teraz
musi wyciągnąć z Tomem kosiarkę, która na domiar złego znajduje się w
najbrudniejszym kącie garażu! Za jakie grzechy?! Wolałby już posprzątać cały
dom niż wydobywać tą przeklętą kosiarkę spod całej masy kurzu i pajęczyn!
-
Może wam pomóc? – obejrzał się za siebie słysząc wesoły
głos Nikoli. Już od przeszło piętnastu minut ich własna matka w towarzystwie
brunetki i blondynki się z nich nabijała! Jak widać doskonale się dogadały!
Szkoda tylko, że obiektem ich kpin jest on z Tomem...
-
Nie, dzięki – bliźniak odparł chłodno. Jemu najwyraźniej
również nie podobała się ta cała sytuacja.
-
Jak chcecie – wzruszyła ramionami podchodząc do ściany. –
Jaki fajny pajączek...
Brunetka przyłożyła rękę do ściany i
pozwoliła, aby tłusty pająk wtoczył się na jej dłoń. Bill spojrzał na nią z
przerażeniem zamieszanym z prawdziwym obrzydzeniem. Nie miał pojęcia jak
ktokolwiek może dotknąć coś tak odrażającego! Nie. Nie bał się pająków. Po
prostu budziły w nim wstręt.
-
Fajny? – Tom spytał z ironią. – Chyba ohydny... –
Brunetka nie zważając na jego słowa podeszła do niego bawiąc się stawonogiem.
-
Nie mów, że się boisz takiego małego, uroczego...
-
Nie boję się – zaprotestował. – Ale weź już go ode mnie.
-
A jednak się boisz... – mówiła nie patrząc nawet na
Dreadowłosego.
-
Mylisz się.
Nikola spojrzała na Toma z łobuzerskim
uśmiechem, a on przyglądał się całej sytuacji z odrazą. Domyślał się co
brunetka chce zrobić i nie mylił się. Położyła na białej koszulce starszego
Kaulitza ogromnego pająka. Ten tylko skrzywił się widząc jak stawonóg
rozpoczyna wędrówkę po jego wielkim t-shircie.
-
Już? Przekonałaś się? – spojrzał na dziewczynę jak na
wariatkę. Ta tylko skinęła głową. – To ściągnij go ze mnie.
Nikola posłusznie zdjęła z jego
koszulki pająka i przystawiła go do ściany. Leniwym krokiem wrócił na swoje
poprzednie miejsce, a oni wydostali kosiarkę.
-
Przetrę ją, a ty przynieś paliwo – zarządził Dreadowłosy.
Krzywiąc się otworzył drzwiczki
strasznie zakurzonej szafki. Włożył ostrożnie dłonie do środka i uważając, aby
nie dotknąć żadnej pajęczyny, wyciągnął kanister z paliwem do kosiarki.
Odetchnął z ulgą kiedy opuścił garaż. Wlał trochę ropy do urządzenia.
-
Ok., ja skoszę połowę, a ty drugą.
Odpalił maszynę i wymijając Toma zaczął
chodzić w tą i z powrotem po trawniku. Zadziwiające! On, chłopak kochany przez
tysiące nastolatek, w domu jest nikim! Wszyscy latają koło nich jak z pęcherzem
uważając, aby nic im się nie stało, obchodzą się z nimi delikatniej niż z
surowymi jajkami, spełniają ich najbardziej wyszukane zachcianki o każdej porze
dnia i nocy, a własna matka każe im kosić trawę! Zupełnie jakby nie mogła
zapłacić kilka euro chłopakowi z sąsiedztwa! Najwyraźniej postanowiła urządzić
im zimny prysznic. Pokazała, że choć są idolami połowy europejskich nastolatek,
to w domu nie mają żadnych przywilejów.
Czy mu to pasowało?
I tak i nie. Nie miał ochoty kosić
trawy, ale z drugiej strony cieszył się, że choć rodzicielka traktuje go jak
zwykłego człowieka. Syna, który ma obowiązki.
Zerknął w stronę Mary Ann, która śmiała
się wesoło razem z Nikolą i ich mamą. Próbował znaleźć coś w sylwetce czy
zachowaniu ukochanej świadczącego o tym, że mogłaby być w ciąży, ale jak na
złość wyglądała tak jak zawsze. Czemu ciąża nie objawia się tak jak trąd? Wtedy
nie miałby żadnych wątpliwości! Od razu widziałby, że Mary spodziewa się
dziecka. A tak? Może się jedynie domyślać, chyba, że ją zapyta...
Zacisnął dłonie mocno na rączce
kosiarki. Nie będzie pytał! Nie pokaże jej nawet, że się czegoś domyśla!
Blondynka sama powinna mu to wyznać. W końcu dziecko to nie jest jakaś tam nic
nie znacząca błahostka! To żywy człowiek! Czuł jak ogarnia go złość. Na swoją
bezsilność. Może się jedynie domyślać czy jego ukochana rzeczywiście jest w
ciąży, bo nie chciał pytać. A może nie miał odwagi?
Na jedno wychodzi.
Doskonale wiedział, że twierdząca
odpowiedź ukochanej przewróciłaby całe jego życie do góry nogami. Kochał Mary
Ann, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie mógłby z nią być, gdyby spodziewała
się dziecka jakiegoś obcego mężczyzny. Nie miałby prawa zabierać malucha
prawdziwemu ojcu. Inna sprawa, że nie potrafiłby jej wybaczyć, tego, że go
okłamała; nie powiedziała wszystkiego.
Kiedy skosił swoją połowę trawnika
pomachał do bliźniaka, który rozmawiał z Mary Ann i Nikolą, aby zajął jego
miejsce. Ten niechętnie podszedł do kosiarki i złapał ją za rączkę.
Bill z uśmiechem na ustach udał się do
stolika przy którym siedziały dziewczyny.
-
Macie coś do picia? – spytał siadając na białym,
plastikowym krzesełku.
Nastolatki pokręciły przecząco głowami.
Jako, że nie chciało mu się iść do kuchni, żeby sobie czegoś nalać pochwycił
szklankę ukochanej z wodą mineralną i opróżnił prawie do dna.
-
I jak się kosiło trawę? – Nikola przerwała ciszę.
-
Super! – wykrzyknął z udawanym entuzjazmem. – To takie
wyciszające...
-
Nie przesadzaj. Ciesz się, że nie musiałeś ścinać trawy
kosą.
Spojrzał na Mary Ann jak na wariatkę.
Jeszcze tego by brakowało, aby rodzicielka wręczyła mu kosę! Wtedy za żadne
skarby świata nie zabrałby się za koszenie!
-
A tak... Pamiętam jak twoja mama dała nam kiedyś kosę...
– Nikola zaczęła się śmiać.
-
Omal nie odcięłam sobie wtedy nogi – wzruszyła ramionami,
po czym zwróciła się do niego: – Bill? Gdzie jest to studio tatuażu o którym
wczoraj mi mówiłeś?
* * *
Przestąpił
z nogi na nogę patrząc niepewnie na drzwi wejściowe domu Möllenbergów. Nie
chciał przychodzić tutaj z rodzicami, ale mama męczyła go tak długo, aż w końcu
jej uległ. Doskonale wiedział, że będzie go chciała wyswatać z córką pani
Möllenberg. Odkąd pamiętał powtarzała mu, że tworzyliby śliczną parę. On jednak
nie był o tym przekonany. Inge była typem chłopczycy włóczącej się ustawicznie
z kolegami po osiedlu. Sprawiała wrażenie dziewczyny, która ma wszystko w
nosie, a także może wszystko robić. Nie było dla niej rzeczy zakazanej, o czym
w dość dużej mierze zapewniali ją jej rodzice. Zawsze denerwowała go jej
pewność siebie, pyszałkowatość i arogancja. Nawet jej śliczne kocie oczy i
delikatne rysy twarzy, które zapewne zrobiły wrażenie na niejednym chłopaku,
nie potrafiły przyćmić charakteru nastolatki.
Pan
Schäfer nacisnął dzwonek, a chwilę później drzwi otworzyła im drobna blondynka,
z pięknymi zielonymi oczami, które były okolone pierwszymi zmarszczkami. Na
ustach miała szczery, ciepły uśmiech. Jak Inge mogła być córką tak uroczej i
serdecznej kobiety?!
-
Witajcie - uchyliła szerzej drzwi pozwalając aby weszli
do środka. - Jak cię dawno nie widziałam... - Złapała Gustava za policzki i mu
się uważnie przyjrzała. - Zmężniałeś.
-
Możliwe... - odparł niepewnie. - Dziękuję za zaproszenie.
-
Ależ kochanie nie ma za co. Przecież wiesz, że zawsze
jesteś mile widziany w naszym domu. Inge zaraz zejdzie.
Skinął niemrawo głową. Pani Möllenberg
podeszła teraz do państwa Schäfer i zaczęła coś wesoło świergotać. Chciał się
stąd ulotnić, ale nie miał takiej możliwości. Musiał w jakiś sposób wytrwać
dzielnie przynajmniej te trzy, cztery godziny...
W korytarzu pojawił się pan Möllenberg,
zapraszając ich do jadalni. Gustav posłusznie skierował swoje kroki za
gospodarzami i rodzicami. Zajął wskazane miejsce przez panią Möllenberg i
wpatrzył się w jedną ze ścian. Miał nadzieję, że Inge nie raczy się pojawić na
kolacji, ale równie dobrze wiedział, że ta nadzieja jest całkowicie płonna.
Dziewczyna z pewnością zaraz tu przyjdzie.
-
Inge bardzo lubi twój zespół - pan Möllenberg zwrócił się
do niego z szerokim uśmiechem na ustach.
-
Tato... - usłyszał jęk dziewczyny. - Mówiłam ci coś...
-
Wiem córciu, ale nie mogłem się powstrzymać - puścił jej
oczko na powrót zatapiając się w konwersacji ze swoją żoną oraz państwem
Schäfer.
Kiedy Gustav zobaczył dziewczynę, która
usiadła naprzeciwko niego poczuł jak odbiera mu mowę. Poruszał bezwiednie
ustami, próbując wydobyć ze swojej krtani jakiś dźwięk, jednak bez rezultatu.
Gdzie się podziała ta chłopczyca?! Nagle szczerze zatęsknił za jej poprzednim
wizerunkiem, choć nigdy go nie lubił. Wtedy przynajmniej jej urocza buźka nie
była skażona taką ilością makijażu! Mógł też oglądać jej urocze oczy, które
odziedziczyła po matce. A teraz?! Bał się tego co widzi... W sensie dosłownym.
-
Eee... hej... - wydukał wreszcie.
-
Ave - odparła wydymając swoje pomalowane na czarno wargi
w uśmiech.
-
Twój tata chyba pomylił nas z Marilynem Mansonem... -
mruknął pod nosem.
-
Co mówiłeś? - spytała wpatrując się w niego jednym
krwistoczerwonym okiem, a drugim białym. Co ta dziewczyna z siebie zrobiła?!
-
Tylko tyle, że chyba lubisz Marilyna Mansona...
-
Rzeczywiście od jakiegoś czasu go lubię - przytaknęła. -
Ale to nie on był inspiracją, tylko
Bill.
Perkusista zaczął gorączkowo
przeszukiwać umysł w poszukiwaniu nazwiska jakiegoś Billa, który mógłby
podsunąć jej pomysł zmiany wizerunku na taki jaki ma możliwość „podziwiania” w
tym momencie. Bill Gates? Nie. Zdecydowanie nie. Bill
Clinton? Też nie. Bill Murray? Nie, on był za stary. Może
Bill Mayer? Nie. Przecież on miał na imię Mike... To może Bill
Krüger? Nie... To był Freddy... Chyba, że chodzi jej o Billiego Joe
Armstronga... Ale to bez sensu! Wtedy powiedziałaby Billie, a nie Bill! W końcu
nie znalazłszy odpowiedniego kandydata mogącego być inspiracją dziewczyny,
spytał:
-
Bill? Jaki Bill?
-
Kaulitz - przekręciła oczami, tak jakby chciała
powiedzieć, że jest najmniej domyślnym człowiekiem jakiego zna. A jemu
faktycznie nie wpadł do głowy ten Bill. Zresztą jakim cudem przyjaciel mógł ją
zainspirować do zrobienia z siebie czegoś takiego?!
-
Ee... Jesteś pewna, że nie Marilyn Manson? Bo wiesz...
Bill właściwie to nie jest wcale aż tak bardzo mroczny...
-
Gustav! O co ci chodzi?! - spytała, a jemu zrobiło się
głupio. Właściwie to nie powinien jej mówić czegoś takiego.
-
Mnie? O nic. Tylko... Zaskoczyłaś mnie.
-
Mam nadzieję, że pozytywnie - uśmiechnęła się
uwodzicielsko.
Już miał jej powiedzieć, że znacznie
bardziej podobał mu się styl chłopczycy, choć był równie beznadziejny, ale
uniemożliwiła mu to pani Möllenberg nakładając na jego talerz dość spory
kawałek wołowiny.
-
Inge pomagała mi przyrządzić - oznajmiła radośnie. - Na
pewno będzie ci smakowało kochanie. Inge to naprawdę świetna kucharka...
-
Mamo... - dziewczyna jęknęła. - Daj sobie spokój...
Niezrażona tym kobieta ciągnęła dalej:
-
Musisz spróbować kiedyś jej polędwiczki cielęcej w
cieście. Jest naprawdę doskonała... Palce lizać. Próbowałam ją namówić, żeby
zrobiła ją dzisiaj, ale niestety miałyśmy zbyt mało czasu...
-
Z pewnością spróbuję następnym razem - wtrącił
delikatnie, aby przerwać świergot kobiety. W duchu jednak zaklinał się, że
nigdy więcej nie ulegnie namowom rodziców, aby poszedł z nimi do domu
Möllenbergów. Choćby miał się nie odzywać z matką przez kilka lat!
-
Mam nadzieję, że ten następny raz szybko nastąpi -
odparła uradowana. - Może wtedy przyprowadzisz przyjaciół? Inge z pewnością
bardzo się ucieszy.
-
Mamo... Musisz mi to robić? - jęknęła dziewczyna.
Denerwowało ją, że mama albo tata
ciągle mówią coś w jej imieniu! Zupełnie jakby nie miała własnego języka, ust i
strun głosowych! Widziała, że Gustavowi nie bardzo pasuje siedzenie tutaj, ale
cóż mogła na to poradzić? Odkąd pamiętała zawsze podobał jej się perkusista
Tokio Hotel. Jeszcze na długo przed tym jak osiągnęli sukces. Jednak zawsze był
dla niej tak samo niedostępny. Owszem był wobec niej zawsze miły i uprzejmy,
ale nigdy nic ponadto. A ona śniła po nocach, że nareszcie zwróci na nią swoją
uwagę. Może właśnie dlatego tak bardzo denerwowało ją to, że rodzice zachwalali
ją jak tylko mogli? Bo sama chciała wypaść przed nim najlepiej jak tylko
potrafiła, ale jednocześnie nie chciała się zmieniać. Była taka jaka była.
Obserwowała jak Gustav bierze w dłonie
nóż i widelec, a następnie kroi kawałek mięsa. Oboje jedli w milczeniu. Tylko
rodzice rozmawiali o czymś z ożywieniem. Wystarczyło kilka sekund
przysłuchiwania się ich wymianie zdań, aby wiedzieć, że mówią o nich.
Perkusista Tokio Hotel westchnął ciężko. Miał już serdecznie dość słuchania o
tym jaką to piękną parę tworzyłby z Inge. Owszem dziewczyna, kiedy nie ma na
sobie tej całej tony białego pudru i innych kosmetyków jest bardzo ładna, ale
cóż z tego? Nie lubił jej, choć nigdy nie okazał jej wrogości.
-
Kochanie może zabierzesz Gustava do swojego pokoju? Tam
sobie swobodnie porozmawiacie, nie krępując się nas, starych - zaproponował pan
Möllenberg kiedy skończyli posiłek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz