Wyciągałam z szafy ubrania i wrzucałam
je do walizki, nie przejmując się tym, że wszystkie się pogniotą. Po moich
policzkach spływały słone łzy, które dopiero znalazły upust kiedy weszłam do
naszego pokoju. Do tej pory wszystko tak pięknie się układało... Wspólna kąpiel
w wannie, śniadanie w łóżku, mazanie się lakierami do paznokci... Dlaczego tak
nie może być zawsze? Otarłam łzy, choć nie miało to większego pożytku, gdyż
suche miejsca momentalnie zmoczyły nowe kropelki. Było mi przykro, że to
wszystko się tak kończy. Chciałam wrócić do Polski, do domu i zacząć składać
rozbite serce w jedną, spójną całość. Wiedziałam, że będę potrzebowała na to
czasu, ale wierzę, że kiedyś uda mi się to osiągnąć. Najwyższy czas, żebym
zapomniała o Billu. Każdą, nawet najkrótszą chwilkę spędzoną z nim zachowam w
pamięci. Szkoda tylko, że nie będzie ich więcej. Ale czy mogę narzekać? I tak
otrzymałam od losu więcej niż się spodziewałam.
Schowałam do walizki ostatnią parę
spodni i już miałam zasunąć zamek, kiedy coś mnie podkusiło i włożyłam do
środka jeszcze jedną z podkoszulek Billa. Przynajmniej to mi po nim pozostanie.
Rzecz jasna oprócz zdjęcia, które zrobił nam jakiś paparazzi. Czułam się tak,
że zamiast iść teraz do jednego ze znajomych wujka najchętniej poszłabym na
balkon i skoczyła z niego. Przynajmniej moje wszystkie cierpienia dobiegłyby
końca. Tylko, że nie miałam odwagi na to. Bałam się zabić. A podobno ludzie
którzy popełniają samobójstwa są słabi psychicznie... Dlaczego więc tak trudno
jest mi wyskoczyć z balkonu, albo podciąć sobie żyły? Czyżbym miała aż tak dużą
wolę życia? Przecież to totalny absurd! W tej chwili nie miałam ochoty na nic,
a już szczególnie na życie...
Wiedziałam, że od momentu kiedy stąd
wyjdę i zamknę drzwi zatrę za sobą wąziutką dróżkę, która może prowadzić do
szczęścia, ale wcale nie musi. Zaczęłam skrobać króciutki list do Billa,
mówiący o tym jak bardzo go kocham i, że będę zawsze go kochała. Chciałam, żeby
się dowiedział o moich uczuciach, nawet jeżeli ich nie odwzajemnia. Nawet
jeżeli tylko rzuci okiem na ten kawałek kartki i wyrzuci ją do pierwszego
lepszego pojemnika na śmieci i tak będę miała świadomość tego, że wie ile dla
mnie znaczy. W niektórych miejscach łzy zatarły lekko litery, ale Bill powinien
się doczytać. O ile w ogóle zwróci uwagę na ten mały skrawek papieru, gdzie
zapisałam całe swoje uczucia do niego.
Położyłam list na stoliku, złapałam
walizkę za rączkę i udałam się w stronę drzwi wyjściowych kiedy usłyszałam
jakiś hałas na korytarzu. Już byłam w przedsionku kiedy otworzyły się, a do
środka wszedł totalnie zalany Bill, którego prowadził Tom z Gustavem.
-
Co... co ty... Gdzie ty... - przyjaciółka, która weszła
jako ostatnia zaczęła wskazywać na moją torbę. - Nigdzie nie...
-
Zrozum, ja tu już dłużej nie chcę być...
-
Ale
dlaczego?
-
A jak myślisz? Myślisz, że mogę spokojnie patrzeć na... -
chciałam dodać coś o tym jak Bill całuje się z innymi dziewczynami, ale
przerwał mi jego głośny śpiew dochodzący z pokoju. Nie było to nic innego jak
„Ich bin nicht ich”. - Co mu się stało, że tak się spił? - spytałam przez łzy, które
zaczęły na nowo lecieć po moich policzkach. Bynajmniej nie dlatego, że Bill
całował się z Annette, ale dlatego, że ta piosenka zawsze tak na mnie działała.
-
Nie smutaj się -
Nikola mnie objęła, chcąc pocieszyć.
-
To wcale nie takie proste jakby się wydawało... Dlaczego
on mi to musi robić?
-
Nie wiem, spytaj go... Mam wrażenie, że to co teraz się z
nim dzieje ma bezpośredni związek z tobą...
-
O czym ty mówisz? - zapytałam odsuwając się od niej.
-
O tym, że upił się przez ciebie...
-
A co ja mam z tym wspólnego?! - podniosłam głos. - Czemu
znowu cała wina spada na mnie?!
-
Nie twierdzę, że wina jest po twojej stronie, ale
powinnaś z nim szczerze porozmawiać. On cię naprawdę kocha. Przez całą drogę
mówił o tobie...
-
O mnie? Niby co takiego mówił?
-
Że... - nie dokończyła, gdyż w przedsionku pojawił się
Tom.
-
Mary może pójdziesz dzisiaj do Nikoli nocować, a ja
zostanę z tym pijakiem? - zaproponował.
-
Nie. Zostanę z nim. A wy już idźcie - odparłam bez
zastanowienia.
-
Ale...
-
Nie przyjmuję żadnych sprzeciwów - lekko się uśmiechnęłam.
-
Jak tak stawiasz sprawę to ok. Gustav idziemy! - zawołał
perkusistę.
-
Już
idę! - odkrzyknął.
Pożegnałam się z Tomem i Nikolą. Sama
nie wiem dlaczego zgodziłam się zostać w pokoju z Billem. Przecież jeszcze
kilka minut temu pragnęłam szybkiej śmierci albo powrotu do domu. Jako, że na
to pierwsze nie miałam wystarczająco dużo odwagi postanowiłam zarezerwować
bilet lotniczy do Polski. Tylko czy jest sens uciekać przed tym wszystkim,
szczególnie, że wiem, iż nigdy nie zapomnę o Billu? W tej chwili nie byłam już
niczego pewna. Sama nie wiedziałam co robię. Jako, że nie mogłam zaufać
rozumowi, w którym aż kotłowało się od myśli, postanowiłam podążyć za głosem
serca. A on mówił, że moje miejsce mimo wszystko jest przy Billu. I choć
cierpię to i tak powinnam być blisko niego. Tak blisko jak tylko się da.
-
Jakbyś czegoś potrzebowała to wiesz gdzie mnie znaleźć -
usłyszałam głos Gustava przy swoim uchu.
-
Tak.
Pewnie. Dzięki.
Stałam jak otępiała i zastanawiałam się
co mam zrobić. A może powinnam odebrać prawo decydowania sercu i przystać na
propozycję Toma? Nie było jeszcze na to za późno. Tylko czy będę wtedy
szczęśliwa? Na pewno nie będę musiała słuchać jak Czarny wydziera się śpiewając
„Ich bin nicht ich” na przemian z „Rette mich”. Pierwsza z piosenek kojarzyła mi
się jednocześnie z jednym z najpiękniejszych momentów w moim życiu, jakim był
niewątpliwie koncert Tokio Hotel, na którym miałam okazję być dzięki babci, ale
z drugiej strony wywoływało to przykre wspomnienia związane również z występem.
Pamiętam jak się wtedy czułam. Prawie tak jak w tej chwili. Moje serce prawie
tak samo krwawiło, a w głowie miałam podobny mętlik.
Nawet nie zauważyłam kiedy drzwi się
zamknęły za Gustavem. Teraz zostałam w pokoju sama z pijanym Billem. I co ja
mam z nim zrobić?
* * *
Siedział
na białym, stylowym krzesełku i śpiewał na przemian „Ich bin nicht ich” z
„Rette mich”. Te dwie piosenki idealnie odzwierciedlały w tej chwili stan jego
ducha. Czuł się okropnie. Alkohol dalej krążył w jego krwi powodując zawroty
głowy, a serce z każdym słowem, które wypowiadał kruszyło się coraz bardziej.
Chciał, żeby Mary Ann przyszła i go uratowała mówiąc, że go kocha, a to co miał
okazję zobaczyć było tylko koszmarem ale wiedział, ze to nie nastąpi. Wszyscy
go opuścili. Nawet brat nie chciał z nim zostać. Gdyby tylko sufit nie walił mu
się na głowę z przyjemnością podszedłby do telefonu i zamówił butelkę jakiegoś
alkoholu. Chciał się upić do nieprzytomności. Przynajmniej wtedy miałby święty
spokój. Żadna, nawet najkrótsza myśli o Mary Ann nie zaprzątałaby mu głowy. A
tak? Mimo swojego stanu nie potrafił o niej zapomnieć. Dobrze wiedział, że
przez całą drogę mówił na głos o tym co do niej czuje, ale nie obchodziło go
to. Jutro z pewnością będzie żałował, że otworzył się w takim stopniu przed
Tomem, Gustavem i Nikolą, ale teraz było to dla niego bez znaczenia. Tak jak
całe jego życie. Jedynie co, a raczej kto miał dla niego wartość to Mary Ann.
Wpatrzył
się w sufit dalej wyrzucając wszystkie swoje emocje poprzez głośny śpiew
zastanawiając się za ile żyrandol spadnie mu na głowę, gdyż wydawało mu się, iż
zaczyna się coraz mocniej chwiać.
-
Możesz przestać śpiewać? - usłyszał cichy głos Mary Ann.
Jak na komendę zamknął usta i podniósł
się z fotela strącając przy tym wazon z tulipanami. Woda spłynęła po stoliku
skapując na podłogę, gdzie teraz leżała również biała, mokra karteczka. Nie
zwrócił jednak na nią najmniejszej uwagi. Podszedł chwiejnym krokiem do
dziewczyny.
-
Dziękuję. A teraz chodź już spać - powiedziała to
matczynym tonem, który go zirytował. Kiedy są sami jest w stosunku do niego
troskliwa i kochana, ale kiedy gdzieś wyjdą obściskuje się z obcymi facetami,
nie zauważając nawet jego istnienia!
-
Nie - powiedział twardo, podchodząc do niej jeszcze
bliżej.
-
Nie będę się z tobą kłóciła. Naprawdę powinieneś się
położyć. Zobacz w jakim jesteś stanie, ledwo trzymasz się na nogach.
Całkowicie zignorował jej wypowiedź.
Położył za to na jej talii swoje dłonie i zaczął lizać ją po szyi tak jak
tamten chłopak, z którym dzisiaj tańczyła. Sam nie wiedział co prowokuje go do
takiego zachowania. Może to, że nie może mieć dziewczyny okazując jej swoje
uczucia najlepiej jak potrafi? A może dlatego, że alkohol go ośmielił? Nie miał
pojęcia, ale zaczynał wierzyć w to, że powinien być w stosunku do niej
stanowczy. Wiedział jak reagowała kiedy jej dotykał, więc dlaczego starała się
go za każdym razem odtrącać?
-
Przestań!
- wykrzyknęła.
Oderwał usta od jej szyi i spojrzał jej
w oczy.
-
A co nie podoba ci się? - jego głos był przesycony jadem.
- Tamten lepiej to robił?
-
O
co ci chodzi?
-
A
jak myślisz?
-
Porozmawiamy o tym jutro, o ile będziesz w stanie, a
teraz idź spać.
-
Najpierw chcę to co mi się należy.
Zaczął się schylać, żeby na jej ustach
złożyć tak upragniony już od dawna pocałunek. Skoro całuje się z obcymi
facetami, to czemu on ma być gorszy? Czemu ma ją tylko kochać? A nie mieć w
zamian nic oprócz bólu i cierpienia?
Dziewczyna położyła mu dłonie na piersi
powstrzymując go tym samym przed przyłożeniem swoich warg do jej. Spojrzał na nią ze
złością.
-
Gdybyś nie był pijany dostałbyś w twarz - powiedziała
chłodno. - Nic ci się nie należy, dlatego niczego nie dostaniesz. A teraz masz
iść spać! I nawet nie próbuj się sprzeciwiać! A o wszystkim porozmawiamy jutro
jak będziesz już trzeźwy.
-
A czemu niby teraz nie możemy porozmawiać, co?
-
Nie zamierzam z tobą dyskutować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz