czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 113



Wyciągałam z szafy ubrania i wrzucałam je do walizki, nie przejmując się tym, że wszystkie się pogniotą. Po moich policzkach spływały słone łzy, które dopiero znalazły upust kiedy weszłam do naszego pokoju. Do tej pory wszystko tak pięknie się układało... Wspólna kąpiel w wannie, śniadanie w łóżku, mazanie się lakierami do paznokci... Dlaczego tak nie może być zawsze? Otarłam łzy, choć nie miało to większego pożytku, gdyż suche miejsca momentalnie zmoczyły nowe kropelki. Było mi przykro, że to wszystko się tak kończy. Chciałam wrócić do Polski, do domu i zacząć składać rozbite serce w jedną, spójną całość. Wiedziałam, że będę potrzebowała na to czasu, ale wierzę, że kiedyś uda mi się to osiągnąć. Najwyższy czas, żebym zapomniała o Billu. Każdą, nawet najkrótszą chwilkę spędzoną z nim zachowam w pamięci. Szkoda tylko, że nie będzie ich więcej. Ale czy mogę narzekać? I tak otrzymałam od losu więcej niż się spodziewałam.
Schowałam do walizki ostatnią parę spodni i już miałam zasunąć zamek, kiedy coś mnie podkusiło i włożyłam do środka jeszcze jedną z podkoszulek Billa. Przynajmniej to mi po nim pozostanie. Rzecz jasna oprócz zdjęcia, które zrobił nam jakiś paparazzi. Czułam się tak, że zamiast iść teraz do jednego ze znajomych wujka najchętniej poszłabym na balkon i skoczyła z niego. Przynajmniej moje wszystkie cierpienia dobiegłyby końca. Tylko, że nie miałam odwagi na to. Bałam się zabić. A podobno ludzie którzy popełniają samobójstwa są słabi psychicznie... Dlaczego więc tak trudno jest mi wyskoczyć z balkonu, albo podciąć sobie żyły? Czyżbym miała aż tak dużą wolę życia? Przecież to totalny absurd! W tej chwili nie miałam ochoty na nic, a już szczególnie na życie...
Wiedziałam, że od momentu kiedy stąd wyjdę i zamknę drzwi zatrę za sobą wąziutką dróżkę, która może prowadzić do szczęścia, ale wcale nie musi. Zaczęłam skrobać króciutki list do Billa, mówiący o tym jak bardzo go kocham i, że będę zawsze go kochała. Chciałam, żeby się dowiedział o moich uczuciach, nawet jeżeli ich nie odwzajemnia. Nawet jeżeli tylko rzuci okiem na ten kawałek kartki i wyrzuci ją do pierwszego lepszego pojemnika na śmieci i tak będę miała świadomość tego, że wie ile dla mnie znaczy. W niektórych miejscach łzy zatarły lekko litery, ale Bill powinien się doczytać. O ile w ogóle zwróci uwagę na ten mały skrawek papieru, gdzie zapisałam całe swoje uczucia do niego.
Położyłam list na stoliku, złapałam walizkę za rączkę i udałam się w stronę drzwi wyjściowych kiedy usłyszałam jakiś hałas na korytarzu. Już byłam w przedsionku kiedy otworzyły się, a do środka wszedł totalnie zalany Bill, którego prowadził Tom z Gustavem.
-          Co... co ty... Gdzie ty... - przyjaciółka, która weszła jako ostatnia zaczęła wskazywać na moją torbę. - Nigdzie nie...
-          Zrozum, ja tu już dłużej nie chcę być...
-          Ale dlaczego?
-          A jak myślisz? Myślisz, że mogę spokojnie patrzeć na... - chciałam dodać coś o tym jak Bill całuje się z innymi dziewczynami, ale przerwał mi jego głośny śpiew dochodzący z pokoju. Nie było to nic innego jak „Ich bin nicht ich”. - Co mu się stało, że tak się spił? - spytałam przez łzy, które zaczęły na nowo lecieć po moich policzkach. Bynajmniej nie dlatego, że Bill całował się z Annette, ale dlatego, że ta piosenka zawsze tak na mnie działała.
-          Nie smutaj się  - Nikola mnie objęła, chcąc pocieszyć.
-          To wcale nie takie proste jakby się wydawało... Dlaczego on mi to musi robić?
-          Nie wiem, spytaj go... Mam wrażenie, że to co teraz się z nim dzieje ma bezpośredni związek z tobą...
-          O czym ty mówisz? - zapytałam odsuwając się od niej.
-          O tym, że upił się przez ciebie...
-          A co ja mam z tym wspólnego?! - podniosłam głos. - Czemu znowu cała wina spada na mnie?!
-          Nie twierdzę, że wina jest po twojej stronie, ale powinnaś z nim szczerze porozmawiać. On cię naprawdę kocha. Przez całą drogę mówił o tobie...
-          O mnie? Niby co takiego mówił?
-          Że... - nie dokończyła, gdyż w przedsionku pojawił się Tom.
-          Mary może pójdziesz dzisiaj do Nikoli nocować, a ja zostanę z tym pijakiem? - zaproponował.
-          Nie. Zostanę z nim. A wy już idźcie - odparłam bez zastanowienia.
-          Ale...
-          Nie przyjmuję żadnych sprzeciwów - lekko się uśmiechnęłam.
-          Jak tak stawiasz sprawę to ok. Gustav idziemy! - zawołał perkusistę.
-          Już idę! - odkrzyknął.
Pożegnałam się z Tomem i Nikolą. Sama nie wiem dlaczego zgodziłam się zostać w pokoju z Billem. Przecież jeszcze kilka minut temu pragnęłam szybkiej śmierci albo powrotu do domu. Jako, że na to pierwsze nie miałam wystarczająco dużo odwagi postanowiłam zarezerwować bilet lotniczy do Polski. Tylko czy jest sens uciekać przed tym wszystkim, szczególnie, że wiem, iż nigdy nie zapomnę o Billu? W tej chwili nie byłam już niczego pewna. Sama nie wiedziałam co robię. Jako, że nie mogłam zaufać rozumowi, w którym aż kotłowało się od myśli, postanowiłam podążyć za głosem serca. A on mówił, że moje miejsce mimo wszystko jest przy Billu. I choć cierpię to i tak powinnam być blisko niego. Tak blisko jak tylko się da.
-          Jakbyś czegoś potrzebowała to wiesz gdzie mnie znaleźć - usłyszałam głos Gustava przy swoim uchu.
-          Tak. Pewnie. Dzięki.
Stałam jak otępiała i zastanawiałam się co mam zrobić. A może powinnam odebrać prawo decydowania sercu i przystać na propozycję Toma? Nie było jeszcze na to za późno. Tylko czy będę wtedy szczęśliwa? Na pewno nie będę musiała słuchać jak Czarny wydziera się śpiewając „Ich bin nicht ich” na przemian z „Rette mich”. Pierwsza z piosenek kojarzyła mi się jednocześnie z jednym z najpiękniejszych momentów w moim życiu, jakim był niewątpliwie koncert Tokio Hotel, na którym miałam okazję być dzięki babci, ale z drugiej strony wywoływało to przykre wspomnienia związane również z występem. Pamiętam jak się wtedy czułam. Prawie tak jak w tej chwili. Moje serce prawie tak samo krwawiło, a w głowie miałam podobny mętlik.
Nawet nie zauważyłam kiedy drzwi się zamknęły za Gustavem. Teraz zostałam w pokoju sama z pijanym Billem. I co ja mam z nim zrobić?
* * *
            Siedział na białym, stylowym krzesełku i śpiewał na przemian „Ich bin nicht ich” z „Rette mich”. Te dwie piosenki idealnie odzwierciedlały w tej chwili stan jego ducha. Czuł się okropnie. Alkohol dalej krążył w jego krwi powodując zawroty głowy, a serce z każdym słowem, które wypowiadał kruszyło się coraz bardziej. Chciał, żeby Mary Ann przyszła i go uratowała mówiąc, że go kocha, a to co miał okazję zobaczyć było tylko koszmarem ale wiedział, ze to nie nastąpi. Wszyscy go opuścili. Nawet brat nie chciał z nim zostać. Gdyby tylko sufit nie walił mu się na głowę z przyjemnością podszedłby do telefonu i zamówił butelkę jakiegoś alkoholu. Chciał się upić do nieprzytomności. Przynajmniej wtedy miałby święty spokój. Żadna, nawet najkrótsza myśli o Mary Ann nie zaprzątałaby mu głowy. A tak? Mimo swojego stanu nie potrafił o niej zapomnieć. Dobrze wiedział, że przez całą drogę mówił na głos o tym co do niej czuje, ale nie obchodziło go to. Jutro z pewnością będzie żałował, że otworzył się w takim stopniu przed Tomem, Gustavem i Nikolą, ale teraz było to dla niego bez znaczenia. Tak jak całe jego życie. Jedynie co, a raczej kto miał dla niego wartość to Mary Ann.
            Wpatrzył się w sufit dalej wyrzucając wszystkie swoje emocje poprzez głośny śpiew zastanawiając się za ile żyrandol spadnie mu na głowę, gdyż wydawało mu się, iż zaczyna się coraz mocniej chwiać.
-          Możesz przestać śpiewać? - usłyszał cichy głos Mary Ann.
Jak na komendę zamknął usta i podniósł się z fotela strącając przy tym wazon z tulipanami. Woda spłynęła po stoliku skapując na podłogę, gdzie teraz leżała również biała, mokra karteczka. Nie zwrócił jednak na nią najmniejszej uwagi. Podszedł chwiejnym krokiem do dziewczyny.
-          Dziękuję. A teraz chodź już spać - powiedziała to matczynym tonem, który go zirytował. Kiedy są sami jest w stosunku do niego troskliwa i kochana, ale kiedy gdzieś wyjdą obściskuje się z obcymi facetami, nie zauważając nawet jego istnienia!
-          Nie - powiedział twardo, podchodząc do niej jeszcze bliżej.
-          Nie będę się z tobą kłóciła. Naprawdę powinieneś się położyć. Zobacz w jakim jesteś stanie, ledwo trzymasz się na nogach.
Całkowicie zignorował jej wypowiedź. Położył za to na jej talii swoje dłonie i zaczął lizać ją po szyi tak jak tamten chłopak, z którym dzisiaj tańczyła. Sam nie wiedział co prowokuje go do takiego zachowania. Może to, że nie może mieć dziewczyny okazując jej swoje uczucia najlepiej jak potrafi? A może dlatego, że alkohol go ośmielił? Nie miał pojęcia, ale zaczynał wierzyć w to, że powinien być w stosunku do niej stanowczy. Wiedział jak reagowała kiedy jej dotykał, więc dlaczego starała się go za każdym razem odtrącać?
-          Przestań! - wykrzyknęła.
Oderwał usta od jej szyi i spojrzał jej w oczy.
-          A co nie podoba ci się? - jego głos był przesycony jadem. - Tamten lepiej to robił?
-          O co ci chodzi?
-          A jak myślisz?
-          Porozmawiamy o tym jutro, o ile będziesz w stanie, a teraz idź spać.
-          Najpierw chcę to co mi się należy.
Zaczął się schylać, żeby na jej ustach złożyć tak upragniony już od dawna pocałunek. Skoro całuje się z obcymi facetami, to czemu on ma być gorszy? Czemu ma ją tylko kochać? A nie mieć w zamian nic oprócz bólu i cierpienia?
Dziewczyna położyła mu dłonie na piersi powstrzymując go tym samym przed przyłożeniem swoich warg do jej. Spojrzał na nią ze złością.
-          Gdybyś nie był pijany dostałbyś w twarz - powiedziała chłodno. - Nic ci się nie należy, dlatego niczego nie dostaniesz. A teraz masz iść spać! I nawet nie próbuj się sprzeciwiać! A o wszystkim porozmawiamy jutro jak będziesz już trzeźwy.
-          A czemu niby teraz nie możemy porozmawiać, co?
-          Nie zamierzam z tobą dyskutować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz