środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 152



            Przeniosłam wzrok z metalowej rzeźby, na którą składało się pięć wypolerowanych, błyszczących aluminiowych kul spłaszczonych z kilku stron na Nikolę. Policzki przyjaciółki podobnie jak moje zdobiły ślady łez. Choć brunetka nie powiedziała ani słowa, które mogłoby świadczyć o jej smutku, doskonale wiedziałam, że w takim samym stopniu jak ja nie chce wyjeżdżać z Paryża. Tutaj mogła być blisko Toma praktycznie cały czas, a mimo tego, że Nikola mieszka w Niemczech nie będą się widywali zbyt często. W końcu mieszkają w innych miastach... Pomijając rzecz jasna fakt, że chłopcy ciągle siedzą na walizkach.
-          Idziesz do hotelu? - spytałam cicho, ocierając łzy.
-          Nie. Jeszcze trochę posiedzę.
-          Jak chcesz.
Podniosłam się ze schodków i udałam biegiem w stronę hotelu. Tak bardzo potrzebowałam znaleźć się teraz w ramionach Billa. Poczuć jego bliskość, bo za parę godzin będę mogła spojrzeć jedynie na jego zdjęcie. Rozpaczam tak jakby to nasze krótkotrwałe rozstanie miało trwać co najmniej lata, a nie kilka tygodni. Jednak było mi strasznie ciężko zostawiać ukochanego chłopaka na te kilkadziesiąt dni. Szczególnie, że dopiero co wyznaliśmy sobie miłość. Nie zdążyłam się jeszcze nim nacieszyć, a już muszę go zostawić. Sama nie chciałam się za bardzo przyznać przed sobą, ale bałam się. Cholernie się bałam. Bynajmniej nie tęsknoty za Billem. Wiedziałam, że będzie mi ciężko wytrzymać bez niego, ale jakoś dam radę. Będę musiała. Obawiałam się zupełnie czegoś innego. Mianowicie tego, że jeżeli spotkamy się ponownie powrócą między nas wszystkie kłótnie. A to była ostatnia rzecz jakiej kiedykolwiek pragnęłam. Nigdy nie chciałam kłócić się z Billem. Jednak los chciał inaczej. Zsyłał ciągle na nas nowe nieporozumienia, które stawały się przyczyną awantur i niezgody. A kiedy jesteśmy już ze sobą szczęśliwi musimy się rozstać.
Kiedy znalazłam się na dziewiątym piętrze biegiem udałam się do pokoju numer pięćset szesnaście. Jednak oprócz spakowanych walizek nie było w nim nikogo. Zamknęłam drzwi i pobiegłam pod pokój Toma i Nikoli. Załomotałam w drzwi mając nadzieję, że zastanę w nim Billa. Odpowiedziała mi jednak głucha cisza. Może siedzą u Gustava i Georga? Odwróciłam się na pięcie z zamiarem szukania Czarnego, kiedy usłyszałam szczęk otwieranych drzwi.
-          Mary? - usłyszałam głos ukochanego.
Na twarz wkroczył mi szeroki uśmiech, a do oczu zaczęły napływać świeże łzy. Sama nie wiedziałam dokładnie z jakiego powodu. Podeszłam do Czarnego i zarzuciłam mu bez słowa ręce na szyję. Przylgnęłam do jego wątłego ciała najmocniej jak tylko potrafiłam. Tak bardzo kocham tego chłopaka... Stoi jeszcze obok mnie, a ja już zaczęłam tęsknić. Próbowałam powstrzymać łzy, ale one jak na złość spływały ciurkiem po moich policzkach wsiąkając w koszulkę Billa. Chłopak objął mnie mocno w talii, tak jakby nie chciał mnie już nigdy więcej wypuścić ze swoich objęć i głaskał uspakajająco po plecach.
-          Dlaczego? - pytałam, choć wiedziałam, że mi nie odpowie, bo on podobnie jak ja nie zna odpowiedzi. - Dlaczego musi tak być?
-          Nie płacz kochanie - wyszeptał całując mnie w czubek głowy. - To wcale nie tak długo...
-          To strasznie długo! Ja nie chcę! - załkałam, choć doskonale wiedziałam, że to mi w niczym nie pomoże.
-          Cii... - uspokajał mnie. - Będzie dobrze. Spotkamy się jak tylko przyjedziesz do Niemiec i wtedy już nikt mi cię nie zabierze...
            Odsunął mnie lekko od siebie i spojrzał głęboko w oczy. Całkowicie zatraciłam się w jego pięknych, czekoladowych tęczówkach. Uśmiechnęłam się delikatnie widząc w nich prawdziwą, szczerą miłość. Tak jakbym była dla niego najważniejszą osobą na świecie. I tak też się czułam. Otarł mi czule łzy z policzków. No tak. Stoję przed nim jak głupia i beczę, a przecież są znacznie ważniejsze problemy na świecie niż moje rozstanie z Billem. Choćby głodujące dzieci w Azji... Jednak takie myślenie w niczym mi nie pomagało. Może dlatego, że nie dotyczyło bezpośrednio mnie? W głowie huczała mi myśl, że za niespełna cztery godziny będę siedziała w samolocie lecącym do Polski, a z Billem spotkam się dopiero za miesiąc, a nie myśl o tym, że powinnam zaadoptować dziecko w Afryce. A przecież w taki sposób mogłabym uratować czyjeś życie. Czyżbym była aż taką egoistką?
            Pewnie stalibyśmy tak przez długi czas, trwając w swoim uścisku i rozkoszując się ostatnimi minutami tego, że możemy być razem gdyby nie głośne chrząkanie Dreadowłosego.
-          Wymyśliłeś już coś? - Bill spytał z nadzieją, która zniknęła z jego oczu kiedy Tom pokręcił przecząco głową.
Pogłaskałam go czule opuszkami palców po policzku. Tak jakbym chciała go pocieszyć, choć nie miałam pojęcia co też gitarzysta miał wymyślić.
-          Mary? Mówiłaś już rodzicom kiedy wracasz?
-          Nie. Miałam właśnie do nich zadzwonić, a czemu pytasz?
-          David mówił coś o tym, że samolot ma się opóźnić. To może nie dzwoń do nich na razie?
-          Najwyżej poczekają trochę na lotnisku - wzruszyłam ramionami. - Nic im nie będzie.
-          A nie lepiej zadzwonić jak już będziesz wiedziała o której dokładnie będziesz miała samolot? - przekonywał.
            Zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego uważnie. Od kiedy Tom się tak troszczy o moich rodziców? Przecież nic by im nie było gdyby zaczekali na mnie pół godziny na lotnisku. Najwyżej poszliby do jakiejś kawiarenki na kawę i ciastko. Jednak kiedy Bill zaczął przygryzać płatek mojego lewego ucha uśmiechnęłam się lekko i odparłam:
-          Mogę zadzwonić później. Mnie to wszystko jedno.
-          To sup... To znaczy przynajmniej nie będą musieli na ciebie czekać jak samolot opóźni się o kilka godzin.
-          Co ty kombinujesz?
-          Ja? - Zrobił minę niewiniątka. - Nic. Idę na chwilę do Josta, a ty pilnuj Billa, żeby nie zrobił sobie niczego złego - puścił mi oczko.
-          A cóż takiego chciałeś sobie zrobić? - zwróciłam się do Czarnego.
-          Nic drastycznego - odparł całując teraz moją szyję.
-          Czyli?
-          Złamać sobie nogę, wpaść pod samochód ewentualnie skoczyć z wieży Eiffla! - powiedział za niego Tom, a ja tylko rozszerzyłam oczy ze zdziwienia. - To ty go pilnuj, a ja idę do Josta.
-          Kochanie? - spytałam prowadząc go do pokoju Toma i Nikoli. - Dlaczego chciałeś zrobić sobie coś takiego?
-          Bo cię kocham - odparł całując mnie w usta.
            Nie rozumiałam jaki związek ma złamanie nogi, potrącenie przez samochód czy skoczenie z wieży Eiffla z miłością do mnie. Gdyby to była jednostronna miłość, wtedy byłabym w stanie go zrozumieć, bo miałam podobne myśli, kiedy nie wiedziałam, że Bill mnie kocha. Ale w tej sytuacji? Przecież to niedorzeczne! Po co mi okaleczony, albo co gorsze martwy Bill?!
-          To jeszcze nie powód, żebyś robił sobie krzywdę - wyszeptałam odrywając się od jego ust.
-          Ale wtedy byś się mną musiała opiekować...
-          Wariat - uśmiechnęłam się, a nasze wargi ponownie złączyły się w pocałunku.
Nie przestając muskać moich warg Bill zatrzasnął drzwi nogą i wziął mnie na ręce. Jak taki chudzielec jak on jest w stanie mnie unieść? Oderwał się od moich ust kładąc mnie na zmiętej pościeli. Nie było prześcieradła, a na kołdrze widniało kilka czerwonych plamek, świadczących najwyraźniej o namiętnej nocy Toma i Nikoli. Uśmiechnęłam się do Billa widząc jak przypatruje mi się z podziwem. Nie miałam pojęcia co takiego we mnie widzi, bo przecież nie byłam pięknością, ale pod wpływem jego wzroku tak się właśnie czułam. Podniosłam się i złapałam Czarnego za rękę ciągnąc go na posłanie. Zaczął muskać moje wargi, a ja włożyłam dłonie w jego czarną czuprynę i zaczęłam bawić się jego doczepianymi kosmykami. Błądził swoimi dłońmi po mojej talii. Kiedy wsunął je pod moją zieloną bluzkę i przesuwał powłóczyście po moim nagim ciele cicho jęknęłam. Każdy jego dotyk, nawet ten najbardziej subtelny wywoływał przyjemne dreszcze, które przechodziły przez cały mój organizm. Oderwał swoje wargi od moich i spojrzał mi w oczy, zaś jego dłonie zaczęły wędrować coraz wyżej. Aż do piersi. Podniosłam się lekko do góry umożliwiając mu zdjęcie ze mnie zielonej bluzeczki. Chłopak momentalnie pozbył się zbędnego kawałka materiału z mojego ciała i rzucił go na podłogę. Z błyskiem w oku patrzył na mój biust osłonięty jedynie białym stanikiem. Włożyłam dłonie pod jego t-shirt z napisem: „Detroit Bad Boy” i zaczęłam wodzić dłońmi po jego wątłej klatce piersiowej. Bill złapał kołnierzyk koszulki i się jej pozbył. Gdy nasze usta ponownie złączyły się w pocałunku przeturlałam się tak, że teraz to ja siedziałam na nim okrakiem. Czułam, że powinniśmy przestać zanim sprawy zajdą za daleko, ale nie chciałam tego. Tym razem postanowiłam zaufać sercu, a nie rozsądkowi. Nie interesowało mnie co będzie jutro, pojutrze, za kilka dni, tygodni, miesięcy... Liczyło się tylko tu i teraz. Chciałam od niego wziąć wszystko i jednocześnie ofiarować wszystko, to co mam najlepszego w sobie. Moją całą miłość.
            Uśmiechnęłam się do niego, zachęcając do dalszych pieszczot. Chłopak zaczął obsypywać moją twarz delikatnymi, niczym powiew bryzy pocałunkami. Całował moje czoło, nos, policzki, brodę, omijając jedynie usta. Wydawałam z siebie ciche pomruki zadowolenia. Jeszcze nigdy nie czułam się tak cudownie. Gładząc go po nagim torsie pocałowałam go w usta. Jednak kiedy Bill zaczął wsuwać język do mojej jamy ustnej odsunęłam się nieco. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nic nie powiedział. Muskał tylko swoimi słodkimi wargami moje. Sama nie wiem dlaczego nie chciałam zaznać tej nieznanej, w jego wykonaniu pieszczoty. Może dlatego, że francuskie pocałunki były dla mnie zbyt intymne? W całym swoim życiu pozwoliłam na nie tylko jednemu chłopakowi - Piotrkowi. A później tego żałowałam. Może to właśnie dlatego się do nich zniechęciłam?
Czarny zaczął błądzić koniuszkiem swojego języka po mojej dolnej wardze, tak jakby chciał powiedzieć, że będzie fajnie. Niepewnie rozchyliłam usta, dając mu tym samym przyzwolenie na wtargnięcie do mojej jamy ustnej. Sekundę później nasze języki splotły się w miłosnym tańcu. Jęknęłam cichutko pod wpływem tych pieszczot. W życiu nie przypuszczałam, że zabawa jego metalową kulką może być taka przyjemna. Poczułam na swoich piersiach delikatne dłonie Billa. Nie oponowałam. Za bardzo pragnęłam aby zaszło między nami coś więcej. Przyciągnął mnie do siebie i przetoczył tak, że teraz to ja leżałam na miękkiej pościeli. Obsypywał teraz pocałunkami mój dekolt, zaś ręce wędrowały w stronę zapięcia stanika, które było z przodu. Kiedy już go odpinał do moich uszu dobiegło ciche chrząkanie i zduszone śmiechy. Spojrzałam speszona na Toma, Nikolę, Gustava i Georga, którzy właśnie weszli do pokoju. Bill momentalnie przykrył mnie kołdrą, a ja poczułam jak po moich policzkach rozlewa się fala gorąca. Zerknęłam niepewnie na Czarnego, który uśmiechnął się do mnie słodko i lekko musnął moje usta.
-          Na co się patrzycie? - zwrócił się do przyjaciół. - Nie można już całować swojej... dziewczyny?
            Może tylko mi się wydawało, ale przed tym jak powiedział "dziewczyny" chwileczkę się zawahał, tak jakby bojąc się mojej reakcji. Właściwie nie zgodziłam się na to, żebyśmy byli parą, ale teraz kiedy nazwał mnie "swoją dziewczyną" ani trochę nie byłam zła czy obrażona. Wręcz przeciwnie. Poczułam pewnego rodzaju dumę. Zresztą jak właściwie inaczej określić nasz związek?
-          Ależ można - głos zabrał Georg. - Ale jeszcze trochę, a to całowanie przekształciłoby się w szalony seks.
-          No właśnie - skrzywił się. - A wy to musieliście zepsuć!
-          To możemy wyjść - Tom wzruszył ramionami. - Za dwadzieścia minut mamy być w busie. Z bagażami.
-          Nie - odezwałam się, bo i tak atmosfera, która panowała między nami zanim pojawili się pozostali minęła bezpowrotnie. - Zostańcie.
            Odgarnęłam z siebie kołdrę i wstałam z łóżka. Podniosłam zieloną bluzeczkę, która leżała teraz na ziemi i założyłam ją na siebie. Widząc, że Bill siedzi na łóżku ze smutną miną, podałam mu jego czarny t-shirt z piłką do koszykówki, czaszką i napisem "Detroit Bad Boy" jednak nie założył jej. Położył obok siebie i wpatrzył się we mnie strapionym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie i musnęłam lekko jego usta swoimi. Ten tylko wstał i wychodząc z pokoju rzucił:
-          Idę poszukać kija!
-          Bill? - zawołałam za nim nie wiedząc za bardzo po co mu kij.
-          Skretyniałeś do reszty?! - wydarł się za nim Tom, wybiegając z pokoju za bliźniakiem.
-          Nie tak głośno... - Gustav złapał się za głowę.
-          Masz kaca? - spytałam go.
-          No raczej. Wiesz ile wczoraj wypił? A przecież to takie niezdrowe...
-          Zamknij się Geo! - Musiał powiedzieć to zbyt głośno, bo zaczął pocierać sobie skroń, po czym dodał już o wiele ciszej: - Musisz kopać leżącego?
-          To nie ja jestem ekshibicjonistą i pedofilem - odciął z uśmiechem.
-          O czym mówcie? - teraz odezwała się Nikola.
-          O tym jak rozebrał się w pokoju tej staruszki - Zauważyłam, że daje jej oczami jakieś sygnały, żeby go poparła. - A potem całował się z jakąś jedenastolatką.
-          Właśnie mi się przypomniało! - wykrzyknął triumfalnie Gustav dostrzegając najwyraźniej znaki dawane przez Georga Nikoli.
-          Co takiego? - spytałam.
-          Nasikałem Georgowi w nocy do łóżka - puścił mi oczko, tak, żeby basista nie widział. - Bardzo mi się chciało... A do łazienki było tak daleko...
-          CO?! Nasikałeś mi do łóżka?!
-          Przecież mówię... Przepraszam... - przywołał na twarz minę zbitego psa, jednak widziałam, że wcale nie jest mu przykro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz