czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 128



-          Gdzie teraz idziemy? - spytał Gustav kiedy opuścili budynek Luwru.
-          Ja idę do Musée d’Orsay, a wy jak chcecie - odparła.
Nie chciała ich zmuszać do zwiedzania kolejnego muzeum. Jeżeli będą chcieli to pójdą z nią, ale jeżeli nie to ona sobie poradzi. Nie zamierzała kłócić się z Tomem, że lepiej byłoby na placu Pigalle. Chociaż zauważyła, że po zobaczeniu „Śmierci Sardanapala” Dreadowłosemu spodobało się malarstwo, a nawet niektóre rzeźby.
-          Jestem głodny... - jęczał Georg.
-          Idziecie ze mną czy mam iść sama? - spytała ich kompletnie ignorując wypowiedź basisty.
-          Ja idę - wyrwał się Gustav.
-          To ja też.
-          A ty Georg?
-          A mam inne wyjście - powiedział niemrawo. - Daleko to muzeum?
-          Nie. Już je widać. To tamten stary dworzec kolejowy z tym wielkim zegarem - Nikola wskazała budynek usytuowany po lewej stronie Sekwany.
-          Skąd ty tyle wiesz? - spytał Tom obejmując ją w pasie.
-          Dużo czytałam o Paryżu - uśmiechnęła się lekko.
-          To może zarzucisz jakąś ciekawostką? - poprosił Gustav.
-          Ok., ale nie chcę was zanudzać...
-          Mów, ty nigdy nie nudzisz słodka - Tom przyciągnął ją mocniej do siebie całując w policzek.
-          Głupek - roześmiała się wesoło. - To może powiem wam trochę o Musée d’Orsay? - kiedy skinęli głowami kontynuowała: - Czyli jak już powiedziałam kiedyś był tutaj dworzec kolejowy, chyba do 1939 roku, ale nie jestem pewna. Jednak okazało się, że perony są zbyt krótkie dla nowych pociągów, z tego też powodu dworzec został zamknięty i otworzony ponownie jakieś dwadzieścia lat temu. Teraz są tam zbiory od Rewolucji Francuskiej do wybuchu pierwszej wojny światowej. Cóż... znajdują się tam głównie dzieła impresjonistów. Nigdy nie przepadałam za tym nurtem, ale chciałam zobaczyć „Śniadanie na trawie”, „Olimpię” Maneta, „Impresje - wschód słońca” Moneta, „Autoportret” van Gogh’a i „Dziewczęta przy pianinie” Renoir’a .
Akurat kiedy skończyła mówić doszli do wejścia przed którym ustawione były dwa posągi przedstawiające konia i nosorożca. Ustawili się w kolejce, która jak na tę porę dnia wcale nie była taka długa.
-          Powinnaś dorabiać jako przewodnik - stwierdził Georg.
-          Możliwe - uśmiechnęła się. - Chociaż nie mam wcale aż takiej wielkiej wiedzy. A przynajmniej nie wiem ile znajduje się tutaj obrazów, jaka jest powierzchnia, nie potrafię też wymienić wszystkich malarzy, których znajdują się tutaj dzieła.
-          Ale i tak wiesz bardzo dużo.
-          Bo mnie to interesuje, ale jak mi każesz napisać jakąś reakcję chemiczną to mnie nią szybciej zabijesz - puściła oczko Gustavowi.
-          To teraz już wiemy jak się ciebie pozbyć - zażartował Tom.
Nikola wyswobodziła się z jego objęć i udała, że się na niego pogniewała, ale w duchu chciało jej się śmiać. Uwielbiała tych trzech facetów. A szczególnie jednego, który teraz patrzył na nią z błyskiem w oku.
-          Dzięki! A ja myślałam, że mnie choć trochę lubisz!
-          Pewnie, że cię lubię - powiedział od razu.
-          A ja ciebie nie.
Słysząc jej słowa Gustav z Georgiem zaczęli się śmiać. Kiedy ta dwójka ze sobą rozmawiała zawsze musiała znaleźć jakiś absurdalny powód do kłótni.
-          Dlaczego?
-          Bo chcesz się mnie pozbyć! I z czego się cieszysz?
-          Mojego lubienia wystarczy za nas oboje - odparł z szerokim uśmiechem.
-          Nie sądzę, zresztą... nie odzywam się do ciebie.
-          Za co znowu?
-          Georg powiedz mu, że nie rozmawiam z nieznajomymi.
-          Ona mówi, że nie rozmawia z nieznajomymi - basista powtórzył zanosząc się śmiechem.
Tom wyszczerzył zęby w uśmiechu i wyciągnął dłoń w kierunku Nikoli.
-          Bonjour mademoiselle. Je m’appelle Tom, et toi?
-          Nikola - odparła ze śmiechem podając mu dłoń, na której Dreadowłosy złożył pocałunek. - Galant homme...
-          Quoi?
-          Galant homme... - powtórzyła przewracając oczami. - Chyba nie za bardzo przykładałeś się do francuskiego...
-          Ale już się do mnie odzywasz - powiedział triumfalnie.
Chciał ją objąć, ale nadeszła ich kolej. Tak jak w Luwrze ochroniarze sprawdzili czy Nikola nie ma w torebce żadnych niebezpiecznych przedmiotów, po czym weszli do środka. Ich oczom ukazało się wielkie pomieszczenie z półokrągłym, szklanym dachem. Gdyby wcześniej nie dowiedzieli się od Nikoli, że mieścił się tutaj niegdyś dworzec kolejowy w życiu by do tego nie doszli. Owszem sala nie wyglądała tak jak w typowym muzeum, ale nie przypominała też ani trochę peronu.  Zeszli po schodkach na parter i zaczęli oglądać rzeźby. Jego wzrok przykuł eksponat pięćdziesiąty szósty czyli chłopiec, który głaszcze psa. Spodobało mu się w jaki sposób został wykuty. Gdyby tylko pomalować biały marmur farbami, to wydawałoby się, że ten chłopczyk, tak jak i pies żyją. Wiedział, że spodobałoby się tutaj Billowi. Bliźniak znacznie bardziej niż on lubił sztukę. Tom zaczął się zastanawiać co też teraz może robić jego brat. Wiedział, że jest szczęśliwy, choć nie potrafiłby wytłumaczyć skąd.
-          Chodźcie do tamtego pokoiku - powiedziała Nikola. - Tam są obrazy Moneta.
Zgodnie skinęli głowami i poszli za dziewczyną do pomieszczenia. O wiele bardziej podobało im się w Luwrze. Tam przynajmniej były o wiele większe i sławniejsze obrazy niż te tutaj. A „Impresje -wschód słońca” okazały się tylko marnym obrazkiem. W życiu Tom Kaulitz nie nazwałby tych rozmazanych, pastelowych farb na kawałku płótna dziełem. Coś takiego sam potrafi stworzyć!
            Weszli do następnej salki, ale tutaj również nie znaleźli niczego co przykułoby ich wzrok. Choć Nikola wydawała się być zadowolona, że ma okazję zobaczyć na własne oczy te wszystkie obrazy. Dopiero kiedy mieli już opuścić pomieszczenie Georg pociągnął jego i Gustava w bok. Dołączyli do grona mężczyzn, którzy podziwiali obraz, który tak bardzo spodobał się basiście.
-          Czy on nie jest piękny... - wyszeptał wpatrując się jak zaczarowany w dzieło Gustave’a Courberta.
-          Ta... - przytaknął Gustav. - Nie mieli kiedyś Playboya, to musieli sobie jakoś radzić.
-          Ale ten obraz jest naprawdę cudowny! - zachwycał się. - Tom! Ty musisz mi przyznać rację!
-          Ja w nim nie widzę niczego fascynującego... To tylko naga kobieta. Sorry... Jej rozłożone nogi.
Po usłyszeniu tych słów gitarzysta z perkusistą zanieśli się śmiechem. Jedynie Georg milczał patrząc na przyjaciół tak jakby urwali się z palmy kokosowej.
-          Z czego się śmiejecie? - spytała Nikola podchodząc do nich.
-          Z Georga - odparł Gustav. - Strasznie spodobał mu się ten obraz...
-          Nie mów, że tobie się nie podoba!
-          Nie bardzo... - skrzywił się.
-          Gustave Courbert, „Powstanie świata”, 1867 rok... - przeczytała podpis pod obrazem, po czym wzruszyła ramionami. - Cóż... miał ciekawą wizję...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz