Śniło mu
się, że jest na pięknej plaży we Francji razem z Mary Ann. Dziewczyna siedzi
wtulona w niego, a on cieszy się jak głupi ze swojego szczęścia. Oto wie, że
zakochał się w niej z wzajemnością. Miał właśnie złożyć na jej ustach czuły
pocałunek, poczuć znowu smak jej słodkich warg kiedy usłyszał dzwonek telefonu.
Wysyczał kilka przekleństw wściekły, że ktoś przerywa mu ten wspaniały sen i
zaczął szukać jedną ręką telefonu, bo drugą obejmował Mary Ann, która spała
wtulona w jego tors. Nawet nie patrząc na wyświetlacz swojego sidekicka
odebrał, żeby melodyjka nie obudziła ukochanej.
-
Tak? - spytał zaspanym głosem nie bardzo wiedząc jeszcze
co się dzieje.
-
Bill? Nareszcie odebrałeś! Masz przyjść za pięć minut do
mojego pokoju!
-
Uhm...
Chciał odłożyć telefon na nocny stolik,
ale nie trafił. W rezultacie tego przedmiot rozsypał się na trzy części. On się
jednak absolutnie tym nie przejął zamykając na powrót oczy i przytulając do
siebie mocniej Mary Ann. Tak bardzo chciał, żeby wydarzenia z plaży, które mu
się śniły były prawdą... Wiedział jednak, że to był tylko nazbyt realistyczny
sen, który jak dla niego mógłby trwać wieczność. Ale pech chciał, że Jost
musiał mu go przerwać. Do jego jeszcze zaspanego umysłu właśnie dotarło to co
powiedział menager przez telefon. Miał być za pięć minut w jego pokoju.
Momentalnie się obudził odsuwając od siebie Mary Ann i przykrywając ją kołdrą.
Dziewczyna się w nią wtuliła i coś wymruczała, a on szybko zerwał się z łóżka.
Założył na siebie pierwsze lepsze ubrania, które leżały na podłodze. Porządek
nigdy nie był jego mocną stroną. Włożył kartę od pokoju do tylnej kieszeni
jeansów i zakładając czerwony podkoszulek wybiegł na korytarz. Jost pewnie
będzie wściekły. Nie dość, że znikł wczoraj na cały dzień, to jeszcze nie
odbierał telefonów. Doskonale wiedział jak menager nie lubił sytuacji kiedy nie
mógł się z nimi skontaktować, bo najczęściej dzwonił w jakichś naprawdę ważnych
sprawach. I właśnie dlatego wyłączył wczoraj telefon. Nie chciał bowiem, żeby
ktoś mu przeszkadzał, a już w szczególności on. Teraz jednak przyjdzie mu za to
zapłacić.
Zdyszany zapukał do drzwi od pokoju
Josta i czekał aż ten mu otworzy. Dosłownie po kilku sekundach ujrzał w nich
sylwetkę menagera. Wyglądał prawie tak jak nadmuchany do granic możliwości
balon, który zaraz wybuchnie.
-
Cześć David - przywitał się radośnie mając jeszcze
nadzieję, że mu się upiecze. - O co chodzi?
-
Wchodź - jego głos był chłodny.
Posłusznie wszedł do środka i usiadł na
krzesełku czekając na to co ma mu do powiedzenia menager. A był pewny, że nie będą to miłe
słowa.
-
Gdzie ty wczoraj byłeś?! I czemu miałeś wyłączony
telefon?! - stanął przed nim z założonymi na piersi rękoma.
-
Zrobiłem sobie wycieczkę z Mary Ann - wzruszył ramionami
jakby to nie było nic specjalnego. - A telefon mi się rozładował.
-
Wycieczkę?! - wrzasnął. - A jak coś by ci się stało?!
Rozmawialiśmy już o tym! Miałeś wszędzie chodzić z Sakim!!
-
Daj spokój. Nie jestem już dzieckiem.
-
Ale tak się zachowujesz! Zrozum, że skończyły się już te
czasy kiedy możesz robić to co chcesz! Teraz jesteś sławny!
Widząc minę menagera i jego stalowy
wzrok, którym gdyby tylko mógł uśmierciłby go na miejscu postanowił się nie
odzywać. Wiedział, że tak będzie lepiej, choć w jego wnętrzu aż kipiało. Zawsze
sobie dawał radę bez ochroniarzy, więc i teraz sobie poradzi! Ani jemu ani
Tomowi, Gustavowi i Georgowi nie odpowiadało, że jakieś mięśniaki mają chodzić
za nimi krok w krok czuwając nad ich bezpieczeństwem. Sprzeczali się o to z
Jostem wielokrotnie, ale nie chciał ustąpić. O ile cieszył się wcześniej ze
sławy Tokio Hotel, to z każdym dniem stawała się ona dla niego coraz bardziej
uciążliwa, a co więcej odbierała mu resztki normalności. W Niemczech nie może
wyjść nawet spokojnie na ulicę czy do sklepu, żeby zaraz nie obskoczył go tłum
fanek. Aż dziw, że wczoraj żadnej nie spotkał...
Widząc,
że David bez słowa wpatruje się w wyświetlacz swojego laptopa zaczął wstawać z
miejsca chcąc już opuścić jego pokój i przygotować się do spotkania z fanami,
które miało odbyć się za niespełna cztery godziny.
-
A ty gdzie się wybierasz? - spytał nie odwracając wzroku
od notebooka. - Powiedz mi lepiej co to ma być.
Obrócił w jego stronę laptopa. Jego
oczom ukazały się dwie sylwetki na zdjęciu. Tak. To był on i Mary Ann. Twarze
były lekko zaciemnione, ale spokojnie dało się rozpoznać do kogo należą.
Mimowolnie uśmiechnął się do siebie przypominając sobie moment uwieczniony na
fotografii, ale kiedy spojrzał na twarz menagera, na której teraz nie było
żadnych emocji spuścił wzrok na dywan i odezwał się cicho:
-
Zdjęcie...
-
To już wiem. Ale ja pytam co to jest?
-
No... - zmieszał się patrząc na zdjęcie, na którym był
ubrany w same bokserki i obejmował czule ukochaną. - Ja i Mary Ann...
-
Właśnie. Ty i Mary Ann - powtórzył. - Bill, co jest
między wami?
Szukał przez chwilę odpowiedniego
określenia, które odzwierciedlałoby to co jest pomiędzy nim, a blondynką. Nie
był jej chłopakiem, ale nie mógł się nazwać też jej przyjacielem. Bo pomiędzy
przyjaciółmi nie ma takiego rodzaju miłości. A on ją kochał całym sobą i
wiedział, że ona jego też. Tylko, że ich stosunki nie były do końca określone,
choć wyznaczyli granice.
-
Jesteśmy razem - powiedział w końcu.
Menager westchnął ciężko, tak jakby
spodziewał się tej odpowiedzi, ale miał nadzieję, że Bill powie coś zupełnie
innego.
-
Rozumiem... Tylko, że ty nie możesz mieć dziewczyny -
mówił ze stoickim spokojem, a w nim zaczęło się gotować. - Żaden z was nie może
jej mieć. Macie fanki, które śnią po nocach, że któryś z was zwróci na nie
uwagę. Że się w nich zakochacie. Dlatego właśnie musicie być sami.
-
Nie obchodzą mnie fanki! - wykrzyknął, bo to co usłyszał
od menagera trafiło prosto w jego serce niczym piorun. - One muszą zrozumieć,
że nas jest tylko czterech, a ich tysiące!
-
Czy ty niczego nie rozumiesz? Te dziewczyny was
uwielbiają dopóki jesteście sami! Wiadomość, że któryś z was się szczęśliwie
zakochał zabije je! I
wszystko to co udało wam się osiągnąć!
-
Wielkie dzięki za takie osiągnięcia!! Kochają nas za
wygląd, a my nie jesteśmy modelami!! Jesteśmy muzykami!! Nie chcę takich
osiągnięć!! Ja chcę tylko tworzyć muzykę!!
-
A nie tworzysz jej? Nie wydaliście płyty, która uzyskała
status platynowej? Bill, nic nie poradzisz na to, że ten świat działa w taki
sposób. On po prostu taki już jest. Nie ważne jest to czego ty chcesz. Najważniejsze jest to
czego chcą fani.
-
To ja do niego nie chcę należeć!!
-
Za późno - odparł spokojnie, tak jakby Bill nie miał w
tej kwestii niczego do powiedzenia. - To zdjęcie się jakoś wytłumaczy. Nie
widać tutaj zbyt dobrze twojej twarzy, więc zawsze można powiedzieć, że to nie
ty... A jak cię zapytają w dzisiejszym wywiadzie o to, to powiesz, że w dalszym
ciągu jesteś do wzięcia... Powtórzysz te same bajeczki co zawsze.
-
Nie! - zaprotestował. - Nie zrezygnuję z Mary Ann!! Nie
możesz nam tego zrobić!!
-
Musisz wybrać Bill. Muzyka albo miłość. Wasze fanki nie
wybaczą jej, że jest twoją dziewczyną. Zaczną się od was odwracać, a wy
stracicie wszystko to nad czym tyle pracowaliście.
-
Nie będę niczego wybierał!! Fanki nie mają wyjścia!!
Powinny się cieszyć z tego, że jestem szczęśliwy!!!
Cały czerwony ze złości wyszedł z
pokoju trzaskając drzwiami. Przyłożył kartę magnetyczną do czytnika i wszedł do
pokoju jego i Mary Ann. Był tak wściekły, że miał ochotę coś rozwalić, w
rezultacie czego zaczął kopać wszystkie przedmioty leżące na podłodze głośno
przy tym przeklinając. Przestał zwracać uwagę, na to, że swoim zachowaniem
obudzi blondynkę. Jednak w tej chwili nie było to jego najważniejszym
zmartwieniem. Nie sądził, że kiedykolwiek przyjdzie mu wybierać pomiędzy
miłością, a muzyką.
-
Kurwa! - wykrzyknął kiedy but zaplątał mu się w granatową
koszulkę przez co omal się nie przewrócił.
-
Bill? - usłyszał jeszcze zaspany głos dziewczyny. - Co
się stało?
-
Nic
- odburknął wściekły.
-
Przecież widzę, że coś jest nie tak.
Usiadła na łóżku, które poprzedniego
wieczora zsunęli ze sobą i zaczęła obserwować jak kopie wszystko co leży na
podłodze.
-
Byłem u Davida! - powiedział ze złością. - Pokłóciliśmy
się, bo nie zabrałem wczoraj ze sobą ochroniarza!
-
Uspokój się. Przecież to nic takiego strasznego.
Przejdzie mu... Zresztą... powiem mu, że to moja wina.
Wstała z łóżka i podeszła do niego. A
on chciał powiedzieć jej o co tak naprawdę poszło, ale nie mógł. Między nimi
zaczęło się układać, a on tego nie chciał zniszczyć. Tak samo jak nie chciał
zrezygnować ani z niej, ani z muzyki. Tylko, że sam jeszcze nie wiedział jak ma
tego dokonać. I był przez to wściekły na siebie. Mary Ann przytuliła się do
jego pleców, a on zrobił się trochę spokojniejszy, choć w jego wnętrzu jeszcze
się gotowało. Nie wyobrażał sobie, że mógłby jej powiedzieć teraz, że kocha ją,
ale muzykę bardziej przez co musi z niej zrezygnować. Tak samo jak nie
wyobrażał sobie tego, że mógłby zrezygnować z muzyki na rzecz Mary Ann. Kochał
je obie tak samo mocno. Obie były częścią jego życia i obie dawały mu
szczęście. Prawdziwą
radość.
-
Nie poszło tylko o ochroniarzy - wyrzucił z siebie.
-
To o co jeszcze? - spytała wtulając się w niego mocniej.
-
O ciebie, fanki, muzykę!! - wykrzyknął odsuwając się od
niej. - O wszystko!
Spojrzał na Mary Ann, która stała teraz
z wytrzeszczonymi oczami i wybiegł z pokoju zatrzaskując drzwi. Dlaczego na nią
nakrzyczał? Przecież nie zrobiła mu niczego złego! Wręcz przeciwnie! Próbowała
mu pomóc. Tylko, że nikt mu nie może pomóc oprócz niego samego i Josta! Gdyby
manager zmienił tylko decyzję... Przecież fanki zrozumieją, że się zakochał i
jest szczęśliwy, że może być z ukochaną dziewczyną! Nie mogą mieć niczego
przeciwko temu, że on kocha całym sercem jedną dziewczynę! Jednak jakiś głosik
w jego głowie szeptał, że jest w błędzie. Że oszukuje sam siebie. Czytał
przecież tak wiele listów od zakochanych w nim po uszy fanek, które mówiły, że
zrobią dla niego wszystko, ale zawsze wydawało mu się, że przesadzają. Jednak
powoli zaczęło do niego docierać, że one to marne zauroczenie traktują jak
prawdziwą miłość. Ale spójrzmy na to realnie. W jaki sposób można zakochać się
prawdziwie w swoim idolu, którego zna się tylko z telewizji czy prasy? Przecież
żadna z nich nie wie jaki on jest naprawdę! Żadna z nich nie ma pojęcia, że
choć przez ostatnie miesiące chodził uśmiechnięty od ucha do ucha, rozdawał z
radością autografy, to tak naprawdę była tylko marna gra! Narzucona na twarz
maska, która zakrywała przed światem to co się działo w jego wnętrzu! A działo
się wiele. Targała nim rozpacz, że nie może być z Mary Ann. Że zaprzepaścił ich
szansę na szczęście. A kiedy już zaczęło się układać między nimi, wyznali sobie
co do siebie czują na powrót musi się wszystko psuć. Doskonale wiedział, że nie
jest w stanie zrezygnować ani z dziewczyny, której oddał całe swoje serce, ani
z muzyki, która jest ogromną częścią jego życia. To zawsze w niej szukał
pocieszenia i je znajdował. Jak mógłby ją teraz wystawić do wiatru? Czuł się
naprawdę zagubiony i zdezorientowany. Nie chciał wybierać, bo wiedział, że
każda decyzja będzie zła. Ale znał też na tyle Josta, żeby wiedzieć, że ten nie
odpuści. Odkąd został ich managerem robili wiele rzeczy, na które nie mieli
ochoty i których nigdy by nie zrobili...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz