czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 119



-          Enfin tu es! - wykrzyknęłam radośnie kiedy zobaczyłam Marcina.
-          Oui, je suis - odparł patrząc na mnie uważnie. - Jesteś pewna, że chcesz tam jechać? - kiedy skinęłam głową ciągnął: - To naprawdę daleko, a ty nie masz prawa jazdy, ani nawet nie znasz drogi...
-          Dam sobie radę, zresztą, wiesz, że...
-          Wiem, w końcu sam cię nauczyłem jeździć - puścił mi oczko. - Ale obiecaj mi, że będziesz uważała.
-          Obiecuję.
-          I ani słowa nikomu.
-          Oczywiście.
Wyciągnął dłoń, w której trzymał kluczyki. Kiedy je zobaczyłam zaczęłam nabierać obaw. Bo co jeżeli coś nam się stanie? Albo złapie nas policja? A ja faktycznie nie mam prawa jazdy. Cóż z tego, że potrafię jeździć motorem skoro nie mam głupiego świstka? A do tego nie znam drogi. Pamiętam wszystkie wskazówki, które dał mi Marcin, ale czy one wystarczą? Nie chciałabym, żebyśmy się zgubili gdzieś we Francji. To zdecydowanie nie byłoby fajne.
W końcu wzięłam od wujka kluczyki i uwiesiłam mu się na szyi dziękując, za to, że pożyczył mi motor. Co jest takiego w tych maszynach, że tak je kocham? Są wielkie i ciężkie, ale w dalszym ciągu piękne. Kiedy czułam na swojej twarzy podmuchy wiatru byłam naprawdę wolna. Odkąd wsiadłam pierwszy raz na ścigacz Marcina, wiedziałam już, że muszę się sama nauczyć prowadzić to cacko. I mi się udało. Mimo sprzeciwów rodziców.
Puściłam Marcina, schowałam kluczyki do kieszeni jeansów i z uśmiechem zwróciłam się do Billa:
-          Idziemy.
Chłopak bez słowa podniósł się z krzesełka i skierował do przedpokoju, żeby założyć buty. Rzuciłam jeszcze tylko krótkie „cześć” Annette, dałam Filipowi na pożegnanie buziaka w policzek i ruszyłam za Billem. Kiedy byłam już gotowa do wyjścia przyszedł do nas Marcin. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
-          Jeszcze raz bardzo dziękuję.
-          Tylko masz jechać ostrożnie - upomniał.
-          Pewnie. Wieczorem ci go podrzucę, albo jutro rano.
-          Dobrze. Jak coś by się stało dzwońcie.
* * *
            Stał w przedpokoju i totalnie nie miał pojęcia co się wokół niego dzieje. Mary Ann zdawała się o nim zapomnieć, a wokół wszyscy rozmawiali po polsku albo po francusku. Jedynie Filip powiedział kilka zdań po angielsku, które zrozumiał. Czuł się co najmniej nieswojo w mieszkaniu, gdzie nikogo nie obchodził. Choć go to nie obchodziło widział, że Annette czuje podobnie jak on. Też nie wiedziała co się dzieje. Tylko, że jego to naprawdę denerwowało. Był wściekły, ale starał się to ukryć. Nie chciał kłócić się z Mary Ann kiedy już się powoli zaczęło między nimi układać. Wystarczy, że wydarzenia minionej nocy dały im obojgu do wiwatu.
            Dziewczyna dała buziaka w policzek mężczyźnie po czym podeszła do niego i złapała za rękę. Spojrzał na nią zaskoczony, ale nic nie powiedział. Kiedy blondynka zaczęła ciągnąć go do wyjścia szybko pożegnał się z mężczyzną i opuścił pomieszczenie. Ulżyło mu, że nie musi być już w środku tego całego cyrku, albo jak kto woli „Mody na sukces”. Jednak złość pozostała. W dalszym ciągu miał za złe blondynce, że go praktycznie olała.
-          Możesz mi wytłumaczyć co się tutaj dzieje? - spytał starając się ukryć złość.
-          Zaraz zobaczysz - jej wymijająca odpowiedz jeszcze bardziej go zdenerwowała.
Zatrzymał się na schodach i spojrzał na nią bacznie.
-          Nie. Chcę wiedzieć teraz - w jego głosie można było wyczuć coraz większą wściekłość. - Prowadzisz mnie do jakiegoś czterdziestoletniego...
-          Trzydziestoośmioletniego.
-          Mężczyzny - kontynuował nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że mu przerwała. - Który jest rzekomo twoim znajomym, przyprowadzasz Annette, kleisz się do Filipa, który jest niby chłopakiem Annette. Pytam co tu się do cholery dzieje?! Jestem w jakiejś cholernej ukrytej kamerze?!
-          Nie. Nie jesteś w żadnej ukrytej kamerze - powiedziała spokojnie. - Na dole ci wszystko wytłumaczę.
Nie miał pojęcia jaka jest różnica pomiędzy klatką schodową, a ulicą Paryża, ale bez słowa zbiegł po schodach na dół. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi. Bez znaczenia czy tutaj czy na dworze. Miał tylko nadzieję, że Mary Ann wyjaśni mu jakoś sensownie ten cały cyrk. Wyszedł z budynku i czekał chwilę aż blondynka do niego dołączy.
Drzwi się otworzyły i na zewnątrz wyszła dziewczyna. Kiedy go wyminęła i skierowała się w stronę srebrnego ścigacza Kawasaki był jeszcze bardziej zdezorientowany. Teraz już w ogóle nie wiedział o co w tym wszystkim chodzi. Nie potrafił złożyć sobie tego w jedną, logiczną całość. Założył ręce na piersiach i spojrzał na nią oczekując wyjaśnień.
-          Przestań się wściekać... - zaczęła cicho.
-          Robisz ze mnie idiotę, a ja mam się nie wściekać?! - krzyknął, bo był naprawdę zdenerwowany.
-          Nie robię z ciebie idioty - powiedziała opierając się o motor.
-          Nie?! To w takim razie wytłumacz mi to wszystko!
-          Jak sobie życzysz - spojrzała mu w oczy. - Nie wiem skąd się wzięła Annette, a już tym bardziej nie wiedziałam o tym, że jest dziewczyną Filipa - mówiła. - Dobrze wiesz, że jej nie lubię i ostatnią rzeczą, której dzisiaj pragnęłam było spotkanie z nią. Co do Filipa, to tylko mój przyjaciel, tak jak Gustav, Georg albo Tom. A przyprowadziłam cię do mieszkania Marcina, bo chciałam pożyczyć od niego ten oto - poklepała czule srebrną maszynę. - motor. To wszystko.
Teraz zaczęło mu się wszystko powoli układać, choć nie wiedział po co mu kąpielówki. Przecież nie są potrzebne do przejażdżki na motorze! A może jadą na basen? Przestało mieć dla niego znaczenie to gdzie się udadzą. Bardziej zastanawiał go fakt, za kogo dziewczyna go uważa skoro nie za przyjaciela. Może jeszcze sobie nie zasłużył na to miano? Nie. To niemożliwe. Gdyby tak faktycznie było, to nie obiecałaby mu w nocy, że będzie z nim dzieliła łóżko przez przynajmniej następne trzy dni. Jednak za chłopaka też go nie może uważać. Bo choćby bardzo pragnął nim być, to póki co nie jest. W takim razie jak Mary Ann ocenia ich stosunki?
-          Trzymaj - wyrwała go z rozmyślań podając mu kask.
Wziął go od niej i bez słowa założył na głowę. Co tym razem dziewczyna wymyśliła? Po ostatniej przejażdżce z nią na motorze, wiedział, że naprawdę potrafi jeździć, więc się ani trochę nie bał. Czuł nawet podekscytowanie. Spodobała mu się jazda na tej wielkiej maszynie. Kiedy jego twarz muskały podmuchy wiatru, w żyłach krążyła adrenalina, a przede wszystkim była tuż obok niego Mary Ann czuł się naprawdę wolny i szczęśliwy. Uczucie to można było w niewielkiej mierze przyrównać do tego, które towarzyszyło mu podczas koncertów. Kiedy stał przed kilkutysięczną widownią i starał się dać z siebie wszystko.
Już siedzieli na czarnym, skórzanym siedzeniu, kiedy rozbrzmiała melodyjka w jego telefonie. Wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz sidekicka. Dzwoniła Nikola. Ściągnął kask i przyłożył komórkę od ucha.
* * *
            Nikola przyłożyła magnetyczną kartę do czytnika i pchnęła lekko drzwi wchodząc do środka. Z łazienki dobiegał szum wody, świadczący o tym, że Tom właśnie bierze prysznic. Sama nie wiedziała o co się tak zdenerwowała na niego. Może dlatego, że nie potrafiła uwierzyć w to, że ten chłopak potrafi być czuły, romantyczny i oddany tak jak jego brat? Chciała mu zaufać, ale nie potrafiła. Widziała już niejedną płaczącą przez niego dziewczynę i nie miała zamiaru dołączyć do tej grupki. Tylko, że zaczęła do niego czuć coś czego nie powinna. Byli przyjaciółmi i tak było dobrze, dlaczego więc od ich pierwszego pocałunku wszystko się zmieniło i skomplikowało? Przynajmniej ona tak to odbierała. Chciała pogadać teraz z przyjaciółką, ale nie było jej w pokoju. Gdzie też mogła pójść o tej porze? A może jeszcze spała i nie słyszała jak pukała?
            Zerknęła na stolik na którym leżał jej telefon komórkowy. Wzięła go do ręki i wystukała numer Mary Ann. Nacisnęła zieloną słuchaweczkę. Usłyszała jedynie kilka sygnałów, a potem głos blondynki proszący o pozostawienie wiadomości. Spróbowała jeszcze raz, ale podobnie jak poprzednio dodzwoniła się jedynie do poczty głosowej. Rzuciła telefon na łóżko i żeby czymś się zająć zaczęła składać rozrzucone ubrania Toma. Odkąd przyjechali do Paryża ciągle się z nim kłóciła, o to, że jest strasznym bałaganiarzem. Nienawidziła co rusz potykać się o jego gigantyczne spodnie albo bluzy. Z tego co widziała Mary Ann też nie ma wcale lepiej z Billem. Kiedy ciuchy Toma były już w szafie podeszła do łóżka i spróbowała jeszcze raz dodzwonić się do przyjaciółki, ale i tym razem nie odebrała. Nikola wpatrywała się chwilę w telefon, po czym wykręciła numer Czarnego. Może on będzie wiedział gdzie podziała się blondynka.
-          Hej - usłyszała głos Billa po zaledwie trzecim sygnale.
-          Hej, jest z tobą Mary? - spytała.
-          Dać ci ją?
-          Jeśli możesz...
Była zdziwiona tym, że przyjaciółka jest razem z Czarnym, ale jednocześnie się z tego cieszyła. Dobrze, że się dogadali i nie zamierzają chować urazy za to co się stało wczoraj. A z tego co się orientowała musiała to być jakaś gigantyczna pomyłka. Mary z pewnością nie całowała się z żadnym chłopakiem, bo za bardzo kocha Billa. Szkoda tylko, że nie potrafią sobie tego wyznać. Choć miała przeczucie, że ona zaczyna postępować tak samo. Zakochuje się powoli w Tomie, ale nie chce dać mu szansy...
-          Co chciałaś? - do jej uszu dobiegł wesoły głos Mary Ann.
-          Gdzie jesteś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-          Na motorze.
-          Na motorze?! - powtórzyła z niedowierzaniem. - Jak to?
-          Normalnie - powiedziała po polsku, co jeszcze bardziej ją zdziwiło. - Jadę z osobnikiem do którego dzwoniłaś na małą wycieczkę.
-          Z Billem? To on nie ma kaca?
-          Tak się składa, że nie. Pogadamy później. Powinniśmy być wieczorem.
-          Ok., to pa!
Odłożyła telefon. Ale humor wcale jej się nie poprawił. Naprawdę potrzebowała teraz szczerej rozmowy z przyjaciółką. Chciała wyrzucić z siebie wszystkie zmartwienia. Może Mary znalazłaby jakieś wytłumaczenie jej zachowania w stosunku do Toma, albo jakąś cudowną receptę, żeby to co zaczyna do niego czuć bezpowrotnie minęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz