-
Enfin tu es! - wykrzyknęłam radośnie kiedy zobaczyłam
Marcina.
-
Oui, je suis - odparł patrząc na mnie uważnie. - Jesteś
pewna, że chcesz tam jechać? - kiedy skinęłam głową ciągnął: - To naprawdę
daleko, a ty nie masz prawa jazdy, ani nawet nie znasz drogi...
-
Dam sobie radę, zresztą, wiesz, że...
-
Wiem, w końcu sam cię nauczyłem jeździć - puścił mi
oczko. - Ale obiecaj mi, że będziesz uważała.
-
Obiecuję.
-
I
ani słowa nikomu.
-
Oczywiście.
Wyciągnął dłoń, w której trzymał
kluczyki. Kiedy je zobaczyłam zaczęłam nabierać obaw. Bo co jeżeli coś nam się
stanie? Albo złapie nas policja? A ja faktycznie nie mam prawa jazdy. Cóż z
tego, że potrafię jeździć motorem skoro nie mam głupiego świstka? A do tego nie
znam drogi. Pamiętam wszystkie wskazówki, które dał mi Marcin, ale czy one
wystarczą? Nie chciałabym, żebyśmy się zgubili gdzieś we Francji. To
zdecydowanie nie byłoby fajne.
W końcu wzięłam od wujka kluczyki i
uwiesiłam mu się na szyi dziękując, za to, że pożyczył mi motor. Co jest
takiego w tych maszynach, że tak je kocham? Są wielkie i ciężkie, ale w dalszym
ciągu piękne. Kiedy czułam na swojej twarzy podmuchy wiatru byłam naprawdę
wolna. Odkąd wsiadłam pierwszy raz na ścigacz Marcina, wiedziałam już, że muszę
się sama nauczyć prowadzić to cacko. I mi się udało. Mimo sprzeciwów rodziców.
Puściłam Marcina, schowałam kluczyki do
kieszeni jeansów i z uśmiechem zwróciłam się do Billa:
-
Idziemy.
Chłopak bez słowa podniósł się z
krzesełka i skierował do przedpokoju, żeby założyć buty. Rzuciłam jeszcze tylko
krótkie „cześć” Annette, dałam Filipowi na pożegnanie buziaka w policzek i
ruszyłam za Billem. Kiedy byłam już gotowa do wyjścia przyszedł do nas Marcin. Uśmiechnęłam się do
niego z wdzięcznością.
-
Jeszcze
raz bardzo dziękuję.
-
Tylko masz jechać ostrożnie - upomniał.
-
Pewnie. Wieczorem ci go podrzucę, albo jutro rano.
-
Dobrze. Jak coś by się stało dzwońcie.
* * *
Stał w
przedpokoju i totalnie nie miał pojęcia co się wokół niego dzieje. Mary Ann
zdawała się o nim zapomnieć, a wokół wszyscy rozmawiali po polsku albo po
francusku. Jedynie Filip powiedział kilka zdań po angielsku, które zrozumiał.
Czuł się co najmniej nieswojo w mieszkaniu, gdzie nikogo nie obchodził. Choć go
to nie obchodziło widział, że Annette czuje podobnie jak on. Też nie wiedziała
co się dzieje. Tylko, że jego to naprawdę denerwowało. Był wściekły, ale starał
się to ukryć. Nie chciał kłócić się z Mary Ann kiedy już się powoli zaczęło
między nimi układać. Wystarczy, że wydarzenia minionej nocy dały im obojgu do
wiwatu.
Dziewczyna
dała buziaka w policzek mężczyźnie po czym podeszła do niego i złapała za rękę.
Spojrzał na nią zaskoczony, ale nic nie powiedział. Kiedy blondynka zaczęła
ciągnąć go do wyjścia szybko pożegnał się z mężczyzną i opuścił pomieszczenie.
Ulżyło mu, że nie musi być już w środku tego całego cyrku, albo jak kto woli
„Mody na sukces”. Jednak złość pozostała. W dalszym ciągu miał za złe
blondynce, że go praktycznie olała.
-
Możesz mi wytłumaczyć co się tutaj dzieje? - spytał
starając się ukryć złość.
-
Zaraz zobaczysz - jej wymijająca odpowiedz jeszcze
bardziej go zdenerwowała.
Zatrzymał się na schodach i spojrzał na
nią bacznie.
-
Nie. Chcę wiedzieć teraz - w jego głosie można było
wyczuć coraz większą wściekłość. - Prowadzisz mnie do jakiegoś
czterdziestoletniego...
-
Trzydziestoośmioletniego.
-
Mężczyzny - kontynuował nie zwracając najmniejszej uwagi
na to, że mu przerwała. - Który jest rzekomo twoim znajomym, przyprowadzasz
Annette, kleisz się do Filipa, który jest niby chłopakiem Annette. Pytam co tu
się do cholery dzieje?! Jestem w jakiejś cholernej ukrytej kamerze?!
-
Nie. Nie jesteś w żadnej ukrytej kamerze - powiedziała
spokojnie. - Na dole ci wszystko wytłumaczę.
Nie miał pojęcia jaka jest różnica
pomiędzy klatką schodową, a ulicą Paryża, ale bez słowa zbiegł po schodach na
dół. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi. Bez znaczenia czy tutaj
czy na dworze. Miał tylko nadzieję, że Mary Ann wyjaśni mu jakoś sensownie ten
cały cyrk. Wyszedł z budynku i czekał chwilę aż blondynka do niego dołączy.
Drzwi się otworzyły i na zewnątrz
wyszła dziewczyna. Kiedy go wyminęła i skierowała się w stronę srebrnego
ścigacza Kawasaki był jeszcze bardziej zdezorientowany. Teraz już w ogóle nie
wiedział o co w tym wszystkim chodzi. Nie potrafił złożyć sobie tego w jedną,
logiczną całość. Założył ręce na piersiach i spojrzał na nią oczekując
wyjaśnień.
-
Przestań się wściekać... - zaczęła cicho.
-
Robisz ze mnie idiotę, a ja mam się nie wściekać?! -
krzyknął, bo był naprawdę zdenerwowany.
-
Nie robię z ciebie idioty - powiedziała opierając się o
motor.
-
Nie?! To w takim razie wytłumacz mi to wszystko!
-
Jak sobie życzysz - spojrzała mu w oczy. - Nie wiem skąd
się wzięła Annette, a już tym bardziej nie wiedziałam o tym, że jest dziewczyną
Filipa - mówiła. - Dobrze wiesz, że jej nie lubię i ostatnią rzeczą, której
dzisiaj pragnęłam było spotkanie z nią. Co do Filipa, to tylko mój przyjaciel,
tak jak Gustav, Georg albo Tom. A przyprowadziłam cię do mieszkania Marcina, bo
chciałam pożyczyć od niego ten oto - poklepała czule srebrną maszynę. - motor. To wszystko.
Teraz zaczęło mu się wszystko powoli
układać, choć nie wiedział po co mu kąpielówki. Przecież nie są potrzebne do
przejażdżki na motorze! A może jadą na basen? Przestało mieć dla niego
znaczenie to gdzie się udadzą. Bardziej zastanawiał go fakt, za kogo dziewczyna
go uważa skoro nie za przyjaciela. Może jeszcze sobie nie zasłużył na to miano?
Nie. To niemożliwe. Gdyby tak faktycznie było, to nie obiecałaby mu w nocy, że
będzie z nim dzieliła łóżko przez przynajmniej następne trzy dni. Jednak za
chłopaka też go nie może uważać. Bo choćby bardzo pragnął nim być, to póki co
nie jest. W
takim razie jak Mary Ann ocenia ich stosunki?
-
Trzymaj - wyrwała go z rozmyślań podając mu kask.
Wziął go od niej i bez słowa założył na
głowę. Co tym razem dziewczyna wymyśliła? Po ostatniej przejażdżce z nią na
motorze, wiedział, że naprawdę potrafi jeździć, więc się ani trochę nie bał.
Czuł nawet podekscytowanie. Spodobała mu się jazda na tej wielkiej maszynie.
Kiedy jego twarz muskały podmuchy wiatru, w żyłach krążyła adrenalina, a przede
wszystkim była tuż obok niego Mary Ann czuł się naprawdę wolny i szczęśliwy.
Uczucie to można było w niewielkiej mierze przyrównać do tego, które
towarzyszyło mu podczas koncertów. Kiedy stał przed kilkutysięczną widownią i
starał się dać z siebie wszystko.
Już siedzieli na czarnym, skórzanym
siedzeniu, kiedy rozbrzmiała melodyjka w jego telefonie. Wyciągnął go z
kieszeni i spojrzał na wyświetlacz sidekicka. Dzwoniła Nikola. Ściągnął kask i
przyłożył komórkę od ucha.
* * *
Nikola
przyłożyła magnetyczną kartę do czytnika i pchnęła lekko drzwi wchodząc do
środka. Z łazienki dobiegał szum wody, świadczący o tym, że Tom właśnie bierze
prysznic. Sama nie wiedziała o co się tak zdenerwowała na niego. Może dlatego,
że nie potrafiła uwierzyć w to, że ten chłopak potrafi być czuły, romantyczny i
oddany tak jak jego brat? Chciała mu zaufać, ale nie potrafiła. Widziała już
niejedną płaczącą przez niego dziewczynę i nie miała zamiaru dołączyć do tej
grupki. Tylko, że zaczęła do niego czuć coś czego nie powinna. Byli
przyjaciółmi i tak było dobrze, dlaczego więc od ich pierwszego pocałunku
wszystko się zmieniło i skomplikowało? Przynajmniej ona tak to odbierała.
Chciała pogadać teraz z przyjaciółką, ale nie było jej w pokoju. Gdzie też
mogła pójść o tej porze? A może jeszcze spała i nie słyszała jak pukała?
Zerknęła
na stolik na którym leżał jej telefon komórkowy. Wzięła go do ręki i wystukała
numer Mary Ann. Nacisnęła zieloną słuchaweczkę. Usłyszała jedynie kilka
sygnałów, a potem głos blondynki proszący o pozostawienie wiadomości. Spróbowała
jeszcze raz, ale podobnie jak poprzednio dodzwoniła się jedynie do poczty
głosowej. Rzuciła telefon na łóżko i żeby czymś się zająć zaczęła składać
rozrzucone ubrania Toma. Odkąd przyjechali do Paryża ciągle się z nim kłóciła,
o to, że jest strasznym bałaganiarzem. Nienawidziła co rusz potykać się o jego
gigantyczne spodnie albo bluzy. Z tego co widziała Mary Ann też nie ma wcale
lepiej z Billem. Kiedy ciuchy Toma były już w szafie podeszła do łóżka i
spróbowała jeszcze raz dodzwonić się do przyjaciółki, ale i tym razem nie
odebrała. Nikola wpatrywała się chwilę w telefon, po czym wykręciła numer
Czarnego. Może
on będzie wiedział gdzie podziała się blondynka.
-
Hej - usłyszała głos Billa po zaledwie trzecim sygnale.
-
Hej, jest z tobą Mary? - spytała.
-
Dać
ci ją?
-
Jeśli
możesz...
Była zdziwiona tym, że przyjaciółka
jest razem z Czarnym, ale jednocześnie się z tego cieszyła. Dobrze, że się
dogadali i nie zamierzają chować urazy za to co się stało wczoraj. A z tego co
się orientowała musiała to być jakaś gigantyczna pomyłka. Mary z pewnością nie
całowała się z żadnym chłopakiem, bo za bardzo kocha Billa. Szkoda tylko, że
nie potrafią sobie tego wyznać. Choć miała przeczucie, że ona zaczyna
postępować tak samo. Zakochuje się powoli w Tomie, ale nie chce dać mu
szansy...
-
Co chciałaś? - do jej uszu dobiegł wesoły głos Mary Ann.
-
Gdzie jesteś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
-
Na
motorze.
-
Na motorze?! - powtórzyła z niedowierzaniem. - Jak to?
-
Normalnie - powiedziała po polsku, co jeszcze bardziej ją
zdziwiło. - Jadę z osobnikiem do którego dzwoniłaś na małą wycieczkę.
-
Z Billem? To on nie ma kaca?
-
Tak się składa, że nie. Pogadamy później. Powinniśmy być
wieczorem.
-
Ok.,
to pa!
Odłożyła telefon. Ale humor
wcale jej się nie poprawił. Naprawdę potrzebowała teraz szczerej rozmowy z
przyjaciółką. Chciała wyrzucić z siebie wszystkie zmartwienia. Może Mary
znalazłaby jakieś wytłumaczenie jej zachowania w stosunku do Toma, albo jakąś
cudowną receptę, żeby to co zaczyna do niego czuć bezpowrotnie minęło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz