środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 160



Weszłam pod prysznic, a kiedy letnie kropelki wody otuliły moje nagie ciało uśmiechnęłam się do siebie. Pomyśleć, że wczoraj mogłam kochać się z Billem... Gdyby tylko Tom nam nie przerwał... Na samo wspomnienie delikatnych dłoni Czarnego błądzących po moim ciele i sprawnych ruchów jego języka poczułam jak robi mi się gorąco, a na policzki wkraczają rumieńce. Wiedziałam, że chcę, aby to Bill był tym pierwszym. Nawet nieważne było to, że jesteśmy ze sobą od niecałego tygodnia. Przecież kocham go już tak długo... Gdybym nie była taką egoistką bylibyśmy ze sobą przez co najmniej cztery miesiące. Cztery cudowne miesiące... Ale może dobrze się stało? Nasza miłość dojrzała. Zmieniła się. Po tym całym cierpieniu, które było tylko i wyłącznie moją winą teraz bardziej doceniam każdy moment kiedy mogę być blisko Billa. Czuć jego słodkie wargi na swoich... Jak ja wytrzymam bez niego te kilka tygodni, które spędzę w Polsce? Gdyby nie to, że muszę nadrobić zaległości w szkole zostałabym z nim tutaj, w Niemczech. Nawet jakbym miała pokłócić się o to śmiertelnie z rodzicami. A zapewne doszłoby do gigantycznej awantury. To jest tak pewne, jak to, że każdy z nas kiedyś umrze.
Zakręciłam kurki od prysznica i obwinęłam się miękkim, zielonym ręcznikiem. Wyciągnęłam kosmetyki z czarnej torebki i sprawnymi ruchami dłoni zrobiłam sobie make-up. Może to i lepiej, że nic nie zaszło między mną, a Czarnym? Może powinniśmy jeszcze zaczekać? W końcu jesteśmy ze sobą od zaledwie tygodnia! Co z tego, że kochamy się od tak dawna? W głowie miałam totalny mętlik. Już sama nie wiedziałam co myśleć. Z jednej strony żałowałam, że nic się nie wydarzyło, ale z drugiej strony cieszyłam się z tego. Już sama nie potrafiłam się zrozumieć...
            Całkowicie umalowana i ubrana opuściłam łazienkę. Tom z Billem jeszcze spali, a ja nie chciałam ich budzić. Poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Chciałam przygotować im jakieś dobre śniadanie, w podzięce za to, że wczoraj upiekli mi i Nikoli takie pyszne ciasteczka. Widząc jednak, że w chłodziarce nie ma niczego zdatnego do spożycia chwyciłam swój portfel i modląc się, żeby nie było jeszcze przed domem bliźniaków fanek otworzyłam drzwi. Na szczęście pod płotem koczowały jedynie dwie dziewczyny. Jak widać policja wczoraj skutecznie przepędziła tamte nastolatki, choć możliwe, że przyjdą później. Skrzywiłam się lekko słysząc obelgi pod swoim adresem, ale nie odezwałam się do ani jednej z nastolatek. Wiedziałam, że teraz gdzie się nie ruszę ludzie, którzy słyszeli o Tokio Hotel będą wytykali mnie palcami. Tak samo było tuż po ślubie babci, kiedy to w prasie zarówno polskiej jak i niemieckiej pojawiły się moje zdjęcia z Billem jak się całujemy. Nie wspomnę już nawet o Internecie, gdzie zdecydowana większość dziewczyn uważała mnie za dziwkę, tylko dlatego, że Bill wyciągnął mnie na scenę podczas koncertu.
            Weszłam do pobliskiego sklepu i ruszyłam z koszykiem poszukać czegoś do jedzenia. Nie miałam żadnego pomysłu co ugotować chłopakom. Może jajecznicę? Nie... To zbyt proste. Zwykłe kanapki? Też odpadają. Rozejrzałam się jeszcze raz po malutkim sklepie samoobsługowym, a kiedy dostrzegłam truskawki koło kasy przypomniałam sobie, co mówił wczoraj Bill. Wrzuciłam do koszyka wszystko to co potrzebowałam do przyrządzenia śniadania, zapłaciłam i opuściłam sklep.
            Miałam nadzieję, że bliźniacy nie pogniewają się za to, że buszuję w ich kuchni. Czułam się trochę niezręcznie otwierając szafki w poszukiwaniu miksera i garnka, ale chęć zrobienia im dobrego śniadania zwyciężyła. Zmieszałam w metalowym naczyniu wszystkie składniki potrzebne do zrobienia omletów. Gdy puszysta masa była gotowa, wylałam ją na rozgrzaną patelnię. W międzyczasie gdy ciasto się piekło obrałam truskawki. Kiedy kroiłam je na drobne plasterki usłyszałam ciche kroki dobiegające z korytarza. Odwróciłam głowę w stronę wejścia, w którym pojawił się zaspany Tom. Przeciągnął się leniwie i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-          Cześć! - uśmiechnęłam się do niego. - Zaraz będzie śniadanie - Wrzuciłam posiekane truskawki do miski i zmieszałam ze śmietaną. - Mam nadzieję, że nie gniewasz się za to, że buszuję po waszej kuchni...
-          To zależy czy śniadanie będzie dobre - puścił mi oczko podchodząc do lodówki. Wyciągnął karton mleka i nalał sobie trochę do wysokiej szklanki.
-          Jeżeli lubisz omlety i truskawki, to będzie - odparłam wesoło, nalewając kolejną porcję ciasta na patelnię.
-          Pewnie, że lubię - podniósł lekko kąciki ust w górę, jednak widziałam, że coś go trapi. Bill miał podobną minę kiedy nad czymś intensywnie myślał, lub się martwił o coś.
-          Stało się coś? - spytałam patrząc na niego uważnie.
Tom milczał przez dłuższą chwilę, popijając jedynie drobnymi łyczkami mleko. Już myślałam, że nic mi nie powie, kiedy odłożył pustą szklankę do zlewu i odezwał się cicho:
-          Odzywała się do ciebie Nikola?
Pokręciłam przecząco głową przerzucając omlet na drugą stronę, żeby się nie spalił.
-          Do mnie też nie - powiedział smutno. - A mówiła, że zadzwoni wczoraj wieczorem.
-          To ty do niej zadzwoń - podrzuciłam.
-          Dzwoniłem, ale nie odbiera.
-          Pewnie jest zajęta - Starałam się go pocieszyć, bo wyglądał na strasznie smutnego. - Wczoraj musiała się wypakować i mniej więcej zorientować co było przez ostatni tydzień w szkole, bo przecież dzisiaj już normalnie poszła na zajęcia.
-          Gdyby chciała, to znalazłaby pięć minut!
-          Proszę - położyłam mu talerz z omletami i truskawkami przed nosem. - Nie dąsaj się na nią. Na pewno zadzwoni później.
-          Tak... już to widzę... - ukroił kawałek placka i włożył do ust, po czym wykrzyknął: - Pyszne!
-          Dziękuję - uśmiechnęłam się. - Idę obudzić Billa zanim wystygnie, a ty się nie martw. Nikola jak tylko skończy lekcje odezwie się do ciebie. Zobaczysz.
-          A jakbym pojechał po nią pod szkołę? - spytał przeżuwając kolejny kęs.
Zatrzymałam się w drzwiach i spojrzałam na niego jak na wariata, któremu brakuje wyprasowanego kaftana bezpieczeństwa. Czy on sobie nie zdaje sprawy z tego jaki jest sławny w Niemczech?! Wystarczy spojrzeć na samo Loitsche, gdzie praktycznie wszędzie widnieją wyznania miłości fanek bliźniaków! Nie można przejść nawet pięciu metrów, żeby nie napotkać się na napis typu: „Ich liebe dich Tom” czy „Tom fick mich”.
-          Chyba nie sądzisz, że to dobry pomysł? Fanki was zjedzą - Tom spuścił wzrok. - Nie martw się, Nikola na pewno się odezwie - uśmiechnęłam się do niego lekko. - Idziesz ze mną do Billa?
-          Nie. Pewnie i tak jest na mnie wściekły, że wam wczoraj przeszkodziłem...
Czułam jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce. Nie sądziłam, że Tom o tym wspomni.
-          Faktycznie był trochę zły, ale sądzę, że już mu przeszło - Przestąpiłam niepewnie z nogi na nogę. - To ja idę do niego, a jak zmienisz zdanie to przychodź do nas - puściłam mu oczko. - I nie martw się Nikolą. Odezwie się.
* * *
-          Wstawaj kochanie - usłyszał tuż przy swoim uchu cichy szept Mary Ann. - Śniadanie czeka.
Uśmiechnął się lekko słysząc jej głos. Przeciągnął się leniwie podnosząc powieki powoli w górę. Spojrzał na nią pytająco widząc, że jest pomalowana i kompletnie ubrana.
-          Gdzie byłaś?
-          W sklepie, żeby kupić coś na śniadanie - Podniosła z podłogi tace z omletami przyozdobionymi truskawkami ze śmietaną oraz dwoma szklankami mleka. Z uśmiechem położyła ją tuż obok niego na pościeli. - Mam nadzieję, że będą ci smakowały. Tom zjadł, więc chyba nie są takie złe...
Poczuł lekkie ukłucie zazdrości słysząc o bracie. Zupełnie nie podobało mu się, że jego ukochana zrobiła śniadanie nie tylko dla niego, ale również dla jego brata. W dodatku zaniosła mu jedzenie jako pierwszemu! A czy to nie on powinien być dla niej ważniejszy niż starszy bliźniak?!
-          Tom? - spojrzał na nią bacznie wciąż zaspanym wzrokiem. - Tomowi też zrobiłaś śniadanie do łóżka?! - podniósł lekko głos.
-          Nie krzycz na mnie - Wstała z łóżka i udała się do wyjścia. - Smacznego.
-          Zaczekaj - zawołał za nią sadowiąc się na posłaniu. Nie chciał, żeby wychodziła, tylko, żeby mu wytłumaczyła dlaczego zrobiła śniadanie również Tomowi. Czyżby okłamała go mówiąc, że podczas tamtego nieszczęsnego pocałunku z Dreadowłosym widziała jego twarz zamiast twarzy Toma? Czyżby jednak zależało jej na nim w jakiś sposób?
-          Na co? - podniosła jedną brew w górę. - Na twoje wrzaski?
-          Nie. Po prostu nie rozumiem dlaczego zrobiłaś Tomowi śniadanie do łóżka i byłaś u niego na początku.
-          A skąd wiesz, że zrobiłam Tomowi śniadanie do łóżka? - Skrzyżowała dłonie na piersiach patrząc na niego gniewnie.
-          Nie wiem - przyznał. Faktycznie nie wiedział, ale znał na tyle bliźniaka, żeby wiedzieć, że ten nie budzi się przed dwunastą jeżeli nie musi. O ile to możliwe był jeszcze większym śpiochem niż on sam.
-          No właśnie. Skoro nie wiesz to na mnie nie krzycz.
-          Nie krzyczę, chyba, że zwykłe pytanie odbierasz jako krzyk.
-          Idę się przejść, może przejdzie ci zły humor jak wrócę.
-          Zostań - poprosił już nieco skruszony. Rzeczywiście nie powinien podnosić głosu. W końcu Tom nie zrobiłby mu żadnego świństwa. Jednak czy aby na pewno?
-          Po co? Żebyśmy się zaraz pokłócili?
Wstał z łóżka i podszedł do niej. Nie miał zamiaru wszczynać awantury. Nie chciał, żeby między nimi pojawiły się kolejne kłótnie, bo to za bardzo boli. Przytulił ją do siebie i wyszeptał:
-          Kocham cię, aniołku - Pogłaskał ją czule po policzku. - Przecież wiesz, że nie chcę się już nigdy więcej z tobą kłócić. Po prostu chciałem wiedzieć dlaczego byłaś najpierw u Toma i zrobiłaś mu tak samo jak mnie śniadanie do łóżka.
-          A ja z tobą - przejechała czule opuszkami palców po jego policzku. - Tom sam przyszedł do kuchni. Nie musisz być o niego zazdrosny.
-          Nie jestem zazdrosny!
-          Nie? - spytała z uśmiechem. Pokręcił pewnie głową. - To co powiesz na to jak cię teraz zostawię i pójdę do niego?
-          Nic.
-          Nic? - skinął głową. - To idę.
-          Nie pójdziesz, bo ci nie pozwolę - Objął ją mocno, muskając jej słodkie usta swoimi wargami. - Chodź lepiej ze mną do łóżka.
-          Bezpośredni jesteś - poczuł jak na jego policzkach pojawiają się rumieńce. Przecież nie to miał na myśli! - A wydawało mi się, że to Tom jest podrywaczem...
-          Nie o to mi chodziło...
-          A o co?
-          O to, że moje łóżko jest wygodne i już się za nim stęskniłem. Zresztą czeka tam na mnie zapewne pyszne śniadanie.
-          To chyba nie jestem ci w nim potrzebna.
-          Oczywiście, że jesteś. Bez ciebie nie jest w nim tak miło.
-          No dobra, przekonałeś mnie - zaśmiała się dźwięcznie.
Pociągnął ją za rękę w stronę łóżka. Tak bardzo się cieszył, że udało się przekonać Josta i rodziców blondynki, aby zabrać Mary Ann na kilka dni do Niemiec. Wiedział, że te sześć dni, to nie jest dużo, ale był zadowolony z każdej minuty, którą mógł z nią spędzić. Najchętniej zatrzymałby ukochaną przy sobie na zawsze, jednak wiedział, że to niemożliwe. Mary musi wrócić do Polski. Zresztą on też miał za kilka dni koncert i galę. Pomijając rzecz jasna serię wywiadów i sesji zdjęciowych od których nijak nie mógł się wymigać.
Pocałował czule Mary Ann w policzek. Jeszcze nikt nie zrobił mu śniadania do łóżka pomijając momenty kiedy był chory i nie miał siły aby się podnieść z posłania.
-          Dziękuję - uśmiechnął się do niej przeżuwając kawałek omletu.
-          Mam nadzieję, że choć trochę smakuje - Chwyciła w dłonie szklankę z mlekiem i zaczęła pić małymi łyczkami.
-          Pewnie! - wykrzyknął entuzjastycznie. - Jest pyszne! Podpisałbym cyrograf z Diabłem za takie wyborne śniadanie każdego ranka - puścił jej oczko, a ona roześmiała się wesoło.
-          Może nie będziesz musiał... Jutro twoja kolej.
-          Jeżeli lubisz naleśniki smakujące jak sadza, to nie ma sprawy - wzruszył ramionami nakładając na widelec kolejny kawałek omleta, który włożył do ust Mary Ann.
-          Niech mi pan, panie Kaulitz nie bajeruje - pogroziła mu palcem przed nosem. - Ciasteczka wyszły doskonałe dlatego też oczekuję jutro równie wspaniałego śniadania.
-          Może jednak zostaniemy przy twoich śniadaniach? Są o wiele smaczniejsze i przynajmniej nikt nie będzie się martwił o to czy kuchnia nagle stanie w płomieniach czy nie.
-          Dlaczego miałaby stanąć w płomieniach? - spytała podnosząc jedną brew w górę.
-          Jak miałem jakieś pięć może sześć lat chciałem ugotować obiad dla mamy, bo chodziła strasznie smutna - zaczął opowiadać. - Nie miałem pojęcia jak ją pocieszyć z Tomem, więc pewnego dnia założyliśmy się który z nas poprawi jej humor. Włączyłem kuchenkę i zadowolony, że uda mi się wygrać zakład, a na ustach mamy pojawi się nareszcie uśmiech wyciągnąłem z szafki olej i prawie cały wlałem na rozgrzaną patelnię, a potem włożyłem do tego wielki kawałek jakiegoś mięsa, kilka całych marchewek, cebulę, pieczarki... Wsypałem prawie całe opakowanie pieprzu i soli. Zostawiłem wszystko, żeby się piekło, a sam zająłem się czytaniem instrukcji jak się przyrządza ryż - skrzywił się nieznacznie. - Szkoda tylko, że jeszcze nie potrafiłem zbyt dobrze czytać... W końcu zdenerwowany wrzuciłem dwie torebki ryżu w opakowaniach, w rezultacie czego patelnia stanęła w ogniu. Spanikowałem i zacząłem polewać to wszystko wodą, żeby ogień zgasł...
-          Faktycznie marny z ciebie kucharz - uśmiechnęła się wesoło.
-          Mama powiedziała dokładnie to samo jak wbiegła z krzykiem do kuchni - podniósł lekko kąciki ust w górę. - Zamiast spowodować na jej ustach uśmiech przysporzyłem jej tylko kolejnej troski...
-          A stało ci się coś? - spytała wyraźnie zmartwiona.
-          Nie. Lekko poparzyłem sobie dłonie, ale na szczęście nie zostały mi blizny.
-          No ładnie... Pewnie dużo psociliście z Tomem...
-          Oj zaraz tam dużo - machnął ręką. - To Tom psocił. Ja zawsze byłem grzeczny. W życiu nie widziałaś drugiego takiego aniołka.
-          Faktycznie nie widziałam nigdy aniołka z czarnymi włosami.
-          To tylko taki kamuflaż - zażartował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz