czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 129



            Jak tylko wargi Billa dotknęły moich poczułam się tak jakbym przeniosła się do innego wymiaru. Takiego gdzie wszystko jest idealne. Nie ma ani smutku, ani zmartwień, ani łez... Jest tylko szczęście i miłość. A teraz wiem już na pewno. Kocham go najmocniej na świecie. Tak jak nikogo do tej pory. Nie sądzę też, że zdołam pokochać kogoś mocniej niż właśnie jego. Zabrał całe moje serce dla siebie, ale ja i tak byłam szczęśliwa, bo dostałam w zamian jego serce. Wiedziałam, że nie ma niczego wspanialszego na całym wielkim świecie niż świadomość, że się kocha i jest się kochanym. Każdy milimetr mojego ciała od tej chwili należał do niego. Zawsze bałam się takiego oddania, ale teraz kiedy to już się stało doszłam do wniosku, że to wcale nie jest złe. Pod warunkiem, że druga osoba ofiarowuje to samo. A wiedziałam, że Bill kocha mnie tak mocno jak ja jego. I to nie tylko dlatego, że mi o tym powiedział, ale dlatego, że zwyczajnie czułam to w tym pocałunku.
-          Mmm... - wymruczałam kiedy Czarny oderwał swoje wargi od moich. - Nie chcę wracać na Ziemię...
Jego usta ponownie dotknęły moich, a ja znowu znalazłam się w moim małym świecie, gdzie wszystko jest idealne. Jakim cudem zakochałam się w nim aż tak mocno? Nie wiem. Nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie. Ale wiem, że warto było cierpieć przez tyle czasu, żeby teraz czuć taką radość, która dosłownie mnie rozrywała. Chciałam wstać i zacząć krzyczeć jak bardzo go kocham, tak żeby dowiedział się o tym cały świat, a przynajmniej całe Deauville, ale zamiast tego oddawałam żarliwie każdy pocałunek Billowi.
            Kiedy zabrakło mi tchu obróciłam się do niego plecami i oparłam o jego nagi tors, a on położył mi dłonie na brzuchu. Trwaliśmy tak wpatrując się przed siebie i jednocześnie ciesząc się tą chwilą. Swoją bliskością. Przez moje ciało przemykały delikatne dreszcze, a o ściany mojego żołądka obijały się skrzydełkami motylki, tak jakby chciały wyfrunąć. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego przy kimś innym. Prawdę mówiąc aż do tego momentu wierzyłam, że te wszystkie pięknie opisywane uczucia to tylko wymysły autorek romansów, które mają tendencje do kolorowania. Jednak przekonałam się, że nie ma w tym ani odrobiny przesady.
            Kiedy tak siedzieliśmy słońce schowało się za horyzontem pozostawiając za sobą jedynie czerwone smugi na niebie, a od strony morza zaczął wiać chłodny wiatr, który skutecznie przepędził turystów z plaży. Można było dostrzec jedynie kilka osób całkowicie ubranych, które siedziały na piasku i podziwiały zachód słońca. Ale mnie to nie przeszkadzało. Oprócz tego, że byłam wtulona w ramiona Billa, który całował delikatnie moją szyję, to jeszcze niebo przybrało piękny czerwonawy odcień, a do moich uszu docierał szum fal. Sama nie potrafiłam uwierzyć we własne szczęście. Zakochałam się w chłopaku, który jest bożyszczem tysięcy nastolatek i jak się okazało z wzajemnością. Co ja mam takiego w sobie, że wybrał akurat mnie, skoro mógł mieć dowolną dziewczynę mieszkającą w Europie?
-          Zimno ci? - spytał z troską.
-          Nie - odparłam mocniej się w niego wtulając, ale zdradził mnie dreszcz, który przebiegł przez moje ciało. - No może trochę...
-          Wstawaj - powiedział zdejmując swoje dłonie z mojego brzucha.
-          Stało się coś?
-          Nie. Po prostu się ubierz - uśmiechnął się. - A zanim wrócimy możemy iść coś zjeść do jakiejś restauracji. Nie wiem jak ty, ale ja już zrobiłem się głodny...
-          Możemy iść, ale nie mam siły wstać... - jęknęłam.
Wyciągnęłam w jego stronę ręce, a on mnie za nie złapał i pociągnął mocno do góry, tak, że wpadłam prosto w jego ramiona. Lekko się przy tym skrzywiłam, bo przypadkiem ścisnął moje nadgarstki, które mnie niemiłosiernie bolały.
-          Przepraszam.
-          Nic się nie stało - zarzuciłam mu ręce na szyję. - To przecież nie twoja wina.
-          Chyba jednak moja... Mogłem...
Położyłam mu palec na ustach, po czym przykryłam je swoimi wargami nie dając mu dokończyć. Nie chciałam, żeby się o to w jakikolwiek sposób obwiniał, albo tłumaczył. Stało się, a on nie miał na to najmniejszego wpływu. Zresztą to teraz było nie istotne. Najważniejsze, że jest w tym momencie przy mnie.
-          Mówiłam już, że cię kocham? - pokręcił przecząco główką, a ja się tylko zaśmiałam. - Wstrętny kłamczuch - pogroziłam mu palcem przed nosem. - Ale masz rację... Też jestem głodna.
-          To się ubieraj i idziemy.
-          Ale mi dobrze w twoich ramionach... - mruknęłam.
-          A mi w twoich, ale jak nie chcesz, żebym padł z głodu to się ubieraj.
Niechętnie odsunęłam się od niego i zaczęłam wkładać na siebie jeansy. Kiedy całkowicie się ubrałam usiadłam na piasku i przystąpiłam do przeszukiwania torby, ale nigdzie nie mogłam znaleźć mojej kosmetyczki. A byłam pewna, że ją pakowałam... Musiała jednak zostać w Paryżu. Pewnie wyglądam teraz okropnie z rozmazanym makijażem, ale właściwie wcale mnie to nie obchodziło. Szczególnie, że Bill też nie wyglądał rewelacyjnie ze smugami mieszaniny czarnej kredki z cieniem do powiek na policzkach i rozczochranymi we wszystkie strony włosami. Spakowałam nasze ręczniki do torby i chwytając w drugą rękę buty wstałam.
-          Idziemy? - spytałam chłopaka.
-          Pewnie. Daj tą torbę.
Posłusznie podałam mu przedmiot, który zarzucił sobie na ramię, po czym złapał mnie za rękę.
-          Nie wiem jak ty, ale ja nie mam ochoty siedzieć w jakiejś zatłoczonej knajpie... - powiedziałam.
Chciałam zaszyć się w jakimś zacisznym miejscu z dala od turystów, którzy teraz wyszli na wieczorny spacerek po mieście. Tak, żebym mogła się cieszyć Billem. Zresztą restauracje we wszystkich miastach czy krajach są jednakowe. A krajobrazy nie.
-          To może kupimy coś na wynos i pójdziemy na plażę?
-          Z miłą chęcią.
Przeszliśmy przez ulicę i udaliśmy się w stronę uliczki ze sklepami, którą wcześniej przechodziliśmy. O ile rano był duży tłok, to teraz ledwo dało się przejść pomiędzy turystami. W życiu nie powiedziałabym, że w maju tyle osób przyjeżdża na wakacje. Czułam na sobie spojrzenia przechodniów, ale się tym absolutnie nie przejmowałam. Zresztą nic mi nie było w stanie popsuć humoru. Bill prowadził mnie gdzieś, a ja posłusznie za nim szłam. W końcu doszliśmy do małej knajpki, nad którą widniał wielki szyld głoszący: „The Best Turkish Kebab’s”.
-          Skąd o niej wiedziałeś? - zapytałam.
-          Pamiętasz jak dzisiaj zniknąłem na chwilę? - kiwnęłam głową. - Jak kupowałem matrioszkę u jakiegoś Rosjanina zauważyłem ten lokal.
-          To teraz całkowicie wybaczam ci to zniknięcie - uśmiechnęłam się. - Uwielbiam kebaby.
Czarny podszedł do lady i łamaną francuszczyzną z wyraźnym niemieckim akcentem zamówił dwie bułki i dwie puszki coca-coli. A ja otworzyłam tylko szeroko oczy ze zdumienia, że Bill potrafi cokolwiek powiedzieć po francusku. Przecież zapewniał mnie, że nie zna ani słowa w tymże języku!
Sprzedawca podał nam z uśmiechem nasze zamówienie. W jednej ręce trzymając colę, a w drugiej kebaby ruszyliśmy na plażę, a potem na drewniany pomost. Podałam swój posiłek Billowi, żeby go przez chwilę potrzymał po czym podwinęłam nogawki spodni, żeby nie zamoczyły ich fale rozbijające się o drewniane podpory. Usiadłam na skraju pomostu biorąc od Czarnego jedzenie. Chłopak tak jak ja podwinął swoje spodnie i zajął miejsce tuż obok mnie. Oparłam głowę o jego ramię i zaczęłam grzebać plastikowym widelcem w sałatce.
-          Chciałabym, żeby czas się zatrzymał... - wyznałam.
-          Dlaczego?
-          Bo chciałabym, żeby już zawsze było tak cudownie.
-          Zobaczysz, że będzie - pocałował mnie w czubek głowy.
-          Nie byłabym tego taka pewna. Zawsze coś się w końcu psuje...
-          Zawsze jesteś taką pesymistką?
-          A ty takim optymistą?
Między nami zapadła cisza. Na dworze zrobiło się już ciemno, a na niebie świeciły malutkie, złote punkciki. Słychać było jedynie szum rozbijających się o brzeg fal i co jakiś czas śmiech przechodzących ludzi. Nie chciało mi się iść na parking, a potem wracać do Paryża. Najchętniej zaszyłabym się z Billem w tym miasteczku na kilka dni, bo wiedziałam, że nie ma szans na to abyśmy zostali tutaj dłużej. Choć i te kilka dni to byłoby zbyt dużo. W końcu nie przyjechał tutaj na wakacje tak jak ja, tylko do pracy. Musiał biegać na wywiady, sesje, spotykania się z fanami... Widać było, że to też go męczy. Może zawsze o tym marzył, ale to chyba nie jest do końca to czego się spodziewał po sławie.
Kiedy Bill skończył konsumować swojego kebaba objął mnie ramieniem i odezwał się cicho:
-          Wiem, że prosiłaś mnie o trochę czasu... Ale... Skoro nie chcesz być moją dziewczyną, to...
-          Proszę zostawmy to tak jak jest w tej chwili - przerwałam mu. - Ja... sama nie wiem czemu tak się zachowuję... Wiem, że ty to nie Piotrek, ani żaden inny chłopak, ale i tak się boję. Musisz to zrozumieć...
-          Staram się, ale nie potrafię - wyznał, a ja sama nie wiedziałam w jaki inny sposób mogę wyjaśnić mu moje obawy. A nie mogłam się oszukiwać i wmawiać sobie, że ich nie ma. Tylko dlaczego są skoro kocham go tak mocno?! Może właśnie są dlatego, że kocham go zbyt mocno?
-          Proszę cię tylko o trochę czasu... To chyba nie jest aż tak dużo...
-          Nie. Nie jest - zaprzeczył. - To ja mam w takim razie kilka warunków.
-          Mam się bać? - spytałam z udawanym niepokojem.
-          Pewnie, że tak.
-          To się boję - uśmiechnęłam się lekko. - Mów jakie to warunki, a ja się zastanowię...
-          Ok. Po pierwsze i najważniejsze żadnych pocałunków...
-          Ale... - wtrąciłam, a on jak gdyby nigdy nic kontynuował:
-          Z innymi, bo możesz całować tylko i wyłącznie mnie, tak samo jak możesz się tylko do mnie przytulać. I na koniec śpisz ze mną w jednym łóżku do końca pobytu we Francji. To jak? Zgadzasz się?
-          Nie dość, że zazdrośnik, to jeszcze zboczeniec - uśmiechnęłam się patrząc w jego roziskrzone oczy.
-          Zapomniałaś o czymś.
-          O czym?
-          O chłopaku, który jest zakochany w tobie do nieprzytomności.
-          Nie mieszaj tego miłego mężczyzny w interesy - puściłam mu oczko. - Więc bardzo chętnie przystanę na punkt pierwszy, może nawet trzeci, ale z drugim się absolutnie nie zgadzam.
-          A dlaczegóż to?
-          Bo nie odmówię sobie przytulenia się do pańskiego brata, albo Gustava i Georga których uwielbiam.
-          No to mamy problem.
-          Nie możesz być taki zazdrosny - powiedziałam cicho. - Ja wiem, że po tym co się stało możesz mi nie ufać, ale powinieneś chociaż spróbować...
-          Ale ja ci ufam, tylko, że... - machnął ręką. - Dobra bez punktu drugiego.
-          Super, ale wiesz, że ciebie też obowiązuje ten regulamin?
-          Wiem - uśmiechnął się. - To może zrealizujemy punkt pierwszy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz