czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 112



Kiedy brakło mi sił usiadłam na środku chodnika i głęboko oddychałam. Choć byłam już daleko od klubu nadal miałam przed oczami Billa całującego się z Annette. Dlaczego on mi to musi robić? Czy nie widzi jak bardzo go kocham?! I jak to wszystko mnie rani? Czy nie pamięta ostatniego razu kiedy całował się z Hannah?! Przecież widział wtedy moją reakcję! Nawet za mną pobiegł! Dlaczego więc teraz znowu rani mnie w ten sam sposób? Czym sobie na to zasłużyłam? Z oczu wypłynęły mi słone łzy. Nie chciałam płakać, ale to było silniejsze ode mnie. Czy kiedyś przyzwyczaję się do widoku Billa całującego się z innymi dziewczynami tak jak Colette? A może już zawsze moje serce będzie się wtedy rozpadało na milion małych kawałeczków, które potem przez długi czas będę musiała sklejać w całość, bez żadnej gwarancji, że kiedy już mi się to uda nie pęknie ponownie? Jak to możliwe, że jeden taki obrazek może zranić człowieka do tego stopnia? A najgorsze jest to, że czuję się jeszcze gorzej niż za pierwszym razem, kiedy widziałam jak Bill całuje się z Hannah. Czy teraz już za każdym razem będzie gorzej?
Usłyszałam cichą melodyjkę. Nie chciałam odbierać telefonu, a gdybym tylko mogła to najchętniej rzuciłabym go i podziwiała jak się roztrzaskuje, ale wiedziałam, że to rodzice. Nie przypadkowo ustawiłam na nich zupełnie inny dzwonek. Niechętnie odebrałam połączenie.
-          Nareszcie! - usłyszałam głos mamy. I po co ona dzwoni o tej godzinie? A na dodatek w takiej chwili? Czy jest mi jeszcze zbyt mało? Los chce mi za wszelką cenę dokopać, tylko czym sobie na to zasłużyłam? - Czemu nie odbierasz telefonów! Dzwonię do ciebie już od dobrych dwóch godzin!
-          Mamo... Nie drzyj się na mnie... - powiedziałam słabym głosem, bo kłótnia z rodzicielką nie była mi do niczego potrzebna. Już i tak wystarczająco podle się czuję.
-          To dlaczego nie odbierałaś?! Nawet nie raczyłaś oddzwonić!
-          Przepraszam, ale spałam, a teraz nie mogę rozmawiać.
Nie czekając na to co powie nacisnęłam czerwoną słuchaweczkę. Nie chciałam z nikim rozmawiać, a już szczególnie z nią. Najchętniej siedziałabym tutaj i czekała na to aż spadnie mi na głowę jakaś cegła, która pozbawiłaby mnie życia. Spojrzałam nawet w górę, czy aby jakaś się nie chwieje, ale niczego takiego nie zauważyłam. Napisałam smsa Nikoli, że idę do hotelu i wyłączyłam telefon. Wstałam z betonowych płytek i ze spuszczoną głową skierowałam się w stronę Elysées La Défense. Jeszcze sama nie wiedziałam co zrobić. Bill mnie zranił, ale czy miałam prawo, żeby odebrać to w ten sposób? Przecież nie jesteśmy razem, a z naszych ust nie padło żadne słowo o uczuciach jakie żywimy względem siebie. A nawet gdybym powiedziała Czarnemu, że go kocham, a on nie odwzajemniałby tego, to czy mogłabym się na niego pogniewać albo urządzić mu awanturę o to co zrobił? Nie. To tylko i wyłącznie jego sprawa z kim się całuje! Tylko, że wtedy wiedziałabym na czym stoję. A tak? Nie mam pojęcia czy Billowi choć troszeczkę na mnie zależy czy też nie. Zresztą czy swoim zachowaniem nie dał mi jasno do zrozumienia, że traktuje mnie jak koleżankę albo przyjaciółkę? Czemu więc nie mogę tego zaakceptować? Bo chcę, żeby odwzajemniał moje uczucia? Ale przecież to czego ja chcę, to jeszcze nie wszystko. Liczy się to czego on chce. Dobrze wiem, że nasze pragnienia nie są takie same, to czego w takim razie oczekiwałam po przyjeździe tutaj? Wmawiałam sobie, że przyjeżdżam tutaj, żeby się dobrze bawić i zwiedzić Paryż, ale dobrze wiedziałam, że tak naprawdę chcę pobyć trochę czasu blisko Billa. Powinno mi wystarczyć samo to, że mogę być jego koleżanką i spędzać z nim naprawdę dużo czasu, więc czemu chcę więcej? Czyżby to co mam było za mało? A przecież to i tak o wiele więcej niż mogłam sobie wymarzyć kilka miesięcy temu. Dlaczego zatem nie potrafię docenić tego co już posiadam?
W mojej głowie było zdecydowanie zbyt dużo pytań bez odpowiedzi. A te najbardziej bolą. Bo przyjęcie prawdy jaka by nie była jest dużo prostsze niż zastanawianie się nad tym wszystkim. Ciągle pojawiają się przed nami nowe możliwości, które są jedynie prawdopodobne, co wcale nie oznacza, że muszą być właściwe. Ponadto jest zdecydowanie zbyt wiele ścieżek do wyboru. Nigdy nie wiemy czy wchodząc na jedną z nich nie popełniamy najgorszego błędu, gdyż druga mogła się okazać dużo łatwiejsza, a co ważniejsze prowadziła do szczęścia.
Nawet nie zauważyłam kiedy doszłam do hotelu. Przeszłam przez szklane drzwi i skierowałam się do recepcji. To co zamierzałam zrobić wydawało mi się jedną z mniej bolesnych ścieżek, którymi mogę podążyć. Może na końcu nie stoi wymarzone szczęście, ale na pewno jest mniej bólu i cierpienia.
* * *
Siedział przy barze i pił już czwartą szklaneczkę wódki z lodem. Czuł jak mu się kotłuje w głowie, ale nie przejmował się tym. Przed oczami nadal miał obraz Mary Ann przytulonej do jakiegoś chłopaka, ale teraz nie odbierał tego już tak jak jeszcze pół godziny temu. Teraz był po prostu zły. Jak ona w ogóle mogła zrobić mu coś takiego?! I dlaczego akurat ona musi być jedyną dziewczyną na tym świecie?! Przynajmniej dla niego.
Odwrócił się do tyłu i spojrzał na tańczący tłum. Teraz wszyscy ludzie zbili się w jedną całość i zaczęli krążyć w kółko. Czuł się niczym tak jakby był na karuzeli, która bardzo szybko wirowała.
-          Tu jesteś! - usłyszał koło siebie jakiś głos, jednak nie mógł go rozpoznać.
-          A niby mam być gdzie? - spytał, choć bardziej przypominało to bełkot. Trudno było mu wypowiedzieć jakiekolwiek słowo, a co dopiero złożyć sensowne zdanie.
-          Upiłeś się! - spojrzał na brata, ale jego wizerunek zaczął mu się rozmazywać.
-          Wcale nie. Zobacz sam.
Wstał z miejsca i próbował iść prosto, ale zahaczał swoimi kowbojkami o nogawki spodni. Gdyby Tom  go nie przytrzymał z pewnością leżałby jak długi na posadzce. W życiu nie upił się do tego stopnia. Tak samo jak nie przypuszczał, że to kiedyś nastąpi. Zawsze powtarzał, że może się napić, ale mądrze, czemu więc teraz nie przestrzegał tej zasady?
-          Właśnie widzę. Idziemy do hotelu - zarządził Tom łapiąc go za ramię.
Starszy Kaulitz próbował dociągnąć go jakoś do wyjścia, ale kiedy spostrzegł, że sam nie da rady, gdyż Bill ledwo trzyma się na nogach zostawił brata koło baru prosząc młodą barmankę, żeby nie dawała mu już żadnego alkoholu i wtopił się w tłum. Musi znaleźć Georga i Gustava, żeby pomogli mu wyprowadzić Billa na zewnątrz. Jeszcze nigdy nie widział brata w takim stanie. Owszem wielokrotnie był pijany, ale nigdy nie do tego stopnia. Czuł, że coś musiało się stać między nim, a Mary Ann. Inaczej bliźniak by się tak nie zachowywał.
            W końcu przepchał się przez tańczący tłum i dostał do loży, którą zajmowali. Gustav siedział zatopiony w rozmowie z Nikolą, a Georg całował się z Annette. Nie chciał przerywać im tej wspaniałej chwili, ale poniekąd był do tego zmuszony.
-          Wybaczcie, że wam przeszkadzam, ale musicie mi pomóc - odezwał się.
-          A co się stało? - spytał Gustav.
-          Bill siedzi kompletnie zalany przy barze - wyjaśnił.
Wszyscy jak na jedną komendę podnieśli się z miejsc, nawet Georg z Annette i ruszyli w stronę baru. Nikola złapała go za ramię.
-          Nie widziałeś gdzieś Mary? Próbuję ją znaleźć już od dobrej godziny, ale nigdzie jej nie ma.
-          Nie. Chyba pokłóciła się z Billem...
-          Skąd wiesz?
-          Nie wiem, ale tak mi się wydaje. Inaczej Bill nie siedziałby w takim stanie przy barze...
Nikola zaczęła się poważnie martwić o przyjaciółkę. A co jeżeli coś jej się stało? Nie widziała jej odkąd tutaj przyszli, a Mary zazwyczaj nigdy nie odchodziła na tak długi czas, jeżeli były razem na dyskotece. Spojrzała na drepczącą za nimi ze spuszczoną głową Annette i od razu zrozumiała dlaczego blondynka trzymała się od nich z daleka. Była zazdrosna o młodą Francuzkę.
Kiedy podeszli do baru Bill awanturował się akurat z kelnerką, która nie chciała podać mu alkoholu.
-          Bardzo za niego przepraszam - powiedział Tom z uwodzicielskim uśmieszkiem mając nadzieję, że to poskutkuje. - Mam nadzieję, że nie sprawił zbyt dużo kłopotów. Naprawdę przepraszam.
-          Nic się nie stało - barmanka uśmiechnęła się do niego i wróciła do swojej pracy.
Chłopcy złapali Billa we trójkę i zaczęli wyprowadzać go na zewnątrz, co nie należało do prostych zadań. Czarny cały czas się potykał, albo zwyczajnie zaczepiał ludzi. Po kilku długich minutach nareszcie udało im się opuścić lokal.
Kiedy Bill Kaulitz poczuł na swojej twarzy podmuch chłodnego wiatru od razu poczuł się lepiej, choć w głowie mu się kotłowało, a zawartość żołądka niebezpiecznie zbliżała się do gardła. Jeszcze nigdy nie czuł się zarazem tak dobrze i tak fatalnie. Fatalnie pod względem fizycznym, ale cudownie pod względem psychicznym. Nie myślał o tym co zobaczył, a to już był dla niego wielki sukces. Rozejrzał się ciekawie po otoczeniu próbując sobie przypomnieć gdzie teraz się znajduje.
-          To... - wskazał palcem na Annette. - To ty! - wykrzyknął z oburzeniem.
-          Bill to tylko Annette - powiedział cierpliwie basista obejmując dziewczynę w pasie. Ta tylko tkwiła ze spuszczoną głową i rumieńcem na policzkach.
-          Nie! To ona! - dalej pokazywał na nią palcem. - To z nią tańczyłem!
-          O co ci chodzi? - Georg już się lekko zirytował, tym, że przyjaciel czepia się jego dziewczyny.
-          Ona... Ona... mnie całowała! - powiedział to takim tonem jakby to była największa zbrodnia na świecie. - A Mary na nas wpadła!
-          Zaraz... Mary zobaczyła jak całujesz się z... Annette?! - wtrąciła się Nikola.
-          To ona mnie całowała!
Dziewczyna szybko wyciągnęła z torebki telefon komórkowy, żeby zadzwonić do Mary Ann. Oczami wyobraźni widziała przyjaciółkę, która błąka się gdzieś po ulicach Paryża i płacze. Wiedziała, że ten widok musiał ją zaboleć. Spojrzała na wyświetlacz, gdzie widniał sms od niej. Szybko go odczytała i odetchnęła z ulgą. A więc Mary jest w hotelu. Przynajmniej nie musi się już martwić, że ktoś na nią napadnie na jednej z paryskich uliczek. Choć dobrze wiedziała, że dziewczyna wypłakuje sobie teraz oczy. O ile prościej byłoby gdyby wyznali sobie w końcu miłość... Przecież widać jak bardzo się kochają, więc po co się przed tym bronią?
-          To prawda? - spytał Georg patrząc na Annette.
-          Tak... - powiedziała cicho.
-          Oszalałaś?! - wykrzyknął odsuwając się od niej tak jakby nagle zaczęła parzyć.
-          Przepraszam... Myślałam, że... - zbliżyła się o krok do Czarnego, który zaczął na nią krzyczeć omal się przy tym nie wywracając:
-          Nie podchodź do mnie! Idź stąd!
-          Przepraszam, ja naprawdę...
-          Nie podchodź do mnie! Idź sobie!
-          Nie przejmuj się nim. Jest pijany - Gustav odezwał się do dziewczyny. - Przejdzie mu jak wytrzeźwieje.
-          On ma rację. Nie powinnam... Ale myślałam, że choć trochę mu się podobam i... - tłumaczyła się. - Kiedy położył dłonie na mojej talii, wydawało mi się, że...
-          Nie tłumacz się już - Georg przerwał jej. - A teraz chodź odprowadzę cię.
-          Nie musisz, sama trafię...
-          Przestań. Przecież nie pozwolę wracać ci samej o tej godzinie do domu - powiedział chłodno. Dziewczyna go rozczarowała. Myślał, że coś między nimi zaiskrzyło, ale najwyraźniej się mylił. - Chłopaki poradzicie sobie z nim?
-          Pewnie.
Kiedy Georg zniknął z Annette za rogiem jednej z ulic Bill zaczął śpiewać na cały głos „Ich bin nicht ich”. Od tamtego pamiętnego koncertu utwór ten kojarzył mu się tylko i wyłącznie z Mary Ann. Z tym jak się czuł bez niej. Tak. Nie był sobą. I nie sądził, żeby był już kiedykolwiek tym samym Billem, którym był przed poznaniem Mary. Zakochał się w niej, a to wszystko zmieniło. Stał się dojrzalszy i wiedział czego pragnie w życiu. Po co się tylko tak upijał skoro nawet alkohol nie dał mu na dłuższy czas ukojenia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz