Stałam
na środku pokoju wpatrując się w drzwi, które zaledwie kilka sekund temu
zatrzasnęły się z głośnym hukiem. Bill był naprawdę wściekły. Musiał poważnie
pokłócić się z Jostem, żeby wpaść w aż tak wielką furię. Tylko o co? To, że nie
zabrał ze sobą ochroniarzy przecież nie było wielką tragedią. Zresztą mogłam
iść do Davida i mu wszystko wytłumaczyć, bo to nie była wina Billa tylko moja.
Przypomniałam sobie jego ostatnie słowa: „O ciebie, fanki, muzykę! O
wszystko!”. Czemu pokłócił się akurat o mnie? I jaki związek ma z tym muzyka i
fanki? Czyżby znowu pojawił się jakiś artykuł odnośnie mojej osoby? Podeszłam
do swojej walizki i wyciągnęłam z niej laptopa, który w niej tkwił od
przyjazdu. Podniosłam ekran i nacisnęłam przycisk z narysowanym kółkiem
przeciętym na górze kreseczką. Jakoś wcześniejsze wzmianki w gazetach o mnie
nie przeszkadzały wujkowi. Choć minęło już kilka miesięcy od ślubu babci
jeszcze nie przyzwyczaiłam się do myśli, że menager chłopaków należy do mojej
rodziny, a jego ojciec stał się moim dziadkiem.
Kiedy na
ekranie pojawiło się logo Windows’a podniosłam słuchawkę hotelowego telefonu i
zamówiłam śniadanie. Akurat kiedy odłożyłam słuchawkę na monitorze wyświetliło
się okienko Orange. Nacisnęłam na jedną ikonkę i czekałam na połączenie. Byłam
naprawdę ciekawa co tym razem wymyślili dziennikarze. Chociaż prawdę mówiąc
wyssali sobie z palca jedynie to, że byłam rzekomo dziewczyną Georga. W tym co
pisali o mnie i Billu choć nie było całej prawdy, to była jej znaczna część.
Już podczas koncertu między nami iskrzyło, tylko ja głupia tego nie zauważałam
wmawiając sobie, że go nienawidzę, albo ciągle chodząc i się smucąc, że mnie
nie kocha i nigdy nie pokocha, wówczas kiedy on był we mnie zakochany. A
przynajmniej tak wynika z tego co wczoraj mówił. Wybrałam z ulubionych adres
bloga, na którym zawsze były najnowsze zdjęcia i informacje o chłopakach z
Tokio Hotel i czekałam aż się załaduje. Miałam nadzieję, że dowiem się z
Internetu o co mogło chodzić Jostowi. Bo nie mógł się dowiedzieć niczego o mnie
w inny sposób niż przez prasę czy właśnie internet. Kiedy zobaczyłam wielkie
zdjęcie, które przedstawiało mnie i Billa przed hotelem, zaraz po tym jak
pobiegłam do niego, żeby przeprosić dosłownie wmurowało mnie w łóżko na którym
siedziałam. Właściwie sama nie wiem czemu mnie to zdziwiło, bo aż za dobrze
pamiętałam błysk flesza. Byłam już niemalże pewna, że wujkowi nie podobało się
to zdjęcie. Tylko właściwie czemu? Przecież sam się zgodził na to, żebym
pojechała z Hotelowcami do Paryża. A wcześniej też nie wydawał się być zły tym,
że pisali o mnie i o Billu. Albo, że na pierwszych stronach niemieckich gazet
było moje zdjęcie jak się całuję z Czarnym na koncercie w Berlinie. Jednak była
pewna różnica. Nie byliśmy ze sobą tak jak podawały wszystkie czasopisma. A
teraz może nie byłam oficjalnie jego dziewczyną, ale w jakiś sposób jesteśmy ze
sobą związani. Zresztą czymże są głupie słowa, przy czynach?
Byłam w
trakcie czytania obszernego artykułu na mój temat kiedy ktoś zapukał do drzwi.
Myśląc, że to kelner ze śniadaniem podniosłam się z łóżka i podeszłam do drzwi.
-
Bonjour.
-
Bonjour mademoiselle - usłyszałam radosny głos
przyjaciółki.
-
O! - wykrzyknęłam zdumiona dając jej buziaka w policzek
na przywitanie. - Myślałam, że to kelner ze śniadaniem.
-
Jak chcesz to mogę sobie pójść... - powiedziała wchodząc
do środka.
-
Jak już przyszłaś to zostań - uśmiechnęłam się. - Fajnie,
że wpadłaś.
-
Co
przeglądasz?
Usadowiła się wygodnie na łóżku i
wpatrzyła w ekran laptopa.
-
Czytam o sobie i Billu niezwykle ciekawy artykuł -
odparłam krzywiąc się.
Ponownie rozległo się pukanie do drzwi.
Mając nadzieję, że to już kelner ze śniadaniem podeszłam do nich i otworzyłam.
-
Bonjour - przywitał mnie młody brunet, który zawsze
przynosił posiłki do naszego pokoju. - Petit déjeuner, mademoiselle.
-
Merci beaucoup - uśmiechnęłam się do niego odbierając
tace. - Au revoir.
Z braku wolnej ręki zamknęłam drzwi
nogą, po czym postawiłam tace na stoliku.
-
Chcesz croissanta z masłem i kakao? - spytałam.
-
Możesz dać. Ładnie wyszliście na tym zdjęciu.
-
Dzięki - uśmiechnęłam się lekko przekrawając na pół
rogaliki. - Tylko najgorsze jest to, że wujek zrobił Billowi awanturę za to
zdjęcie.
-
Skąd
wiesz? Mówił ci?
-
Nie. Ale wpadł tutaj strasznie wściekły, a potem zaczął
krzyczeć, że pokłócił się z Davidem o mnie, fanki, muzykę i ogólnie o wszystko.
-
Ale przecież wcześniej nie przeszkadzało mu jak twoje i
Billa zdjęcie było na pierwszych stronach gazet.
-
Albo przeszkadzało, ale Bill mi o tym nie powiedział.
Zresztą teraz też nic nie mówił, tylko wyszedł gdzieś wściekły kopiąc wszystko
po drodze.
-
Siedzi z Tomem u nas w pokoju. Tak czytam te komentarze i
ci stara współczuję.
Wzruszyłam tylko ramionami nalewając do
dwóch filiżanek ciepłego kakao. Podałam jej croissanta i kubek z gorącym
napojem. Sama wzięłam taki sam zestaw i usiadłam obok niej na łóżku krzyżując
nogi.
-
Nie masz czego. Przyzwyczaiłam się. Żałuj, że nie
widziałaś tych wszystkich maili, które do mnie przychodzą, albo tych tekstów na
yahoo mesnager czy gadu...
-
Stałaś się sławna - zażartowała. - Ale i tak najbardziej
żal mi co niektórych panienek.
-
Czemu? - spytałam przeżuwając kawałek rogalika.
-
Nawet cię nie znają, nie wiedzą jak jest między tobą, a
Billem, a mieszają cię z błotem. I to w dodatku z błędami! Nawet ja je widzę!
-
Rzeczywiście z polskiej ortografii nie jesteś zbyt dobra
- puściłam jej oczko, ale i tak dostałam kuksańca w żebra przez co wylałam
trochę kakaowego płynu na białą pościel. - No i zobacz co zrobiłaś...
-
To nie ja - zrobiła minę niewiniątka. - Mów lepiej jak
było na wczorajszej wycieczce.
-
Świetnie! - wykrzyknęłam z entuzjazmem. - Pomijając fakt,
że spędziliśmy idealny dzień na plaży to jeszcze powiedział mi, że mnie kocha.
Nikola wytrzeszczyła oczy ze zdumienia,
a ja wstałam z miejsca i podeszłam to torby. Wyciągnęłam z niej matrioszkę,
którą dostałam od Billa i bez słowa podałam jej. Z każdą odkręconą babą jej
źrenice robiły się coraz szersze.
-
Śliczna, nie? - skinęła głową. - To może jest trochę
naiwne, ale wiem, że nikogo nie pokocham już nigdy tak mocno jak jego.
-
Szkoda, że Tom nie jest takim romantykiem... - westchnęła
wpatrując się w drewniane figurki.
-
Podoba
ci się?
-
Chyba się w nim zakochałam, ale wiesz jaki on jest...
-
Jak owad. Przeskakuje z kwiatka na kwiatek zostawiając na
nich pyłek.
-
Do-dokładnie - wydusiła przez śmiech. - Ale to całkiem
fajny owad...
-
I tak wolę mojego zazdrośnika - uśmiechnęłam się do niej.
-
Jesteś z nim? - spytała, a kiedy pokręciłam głową dodała:
- Dlaczego? Przecież oboje się kochacie... Tylko nie mów mi, że mu o tym nie
powiedziałaś! - spojrzała na mnie ze strachem.
-
Powiedziałam, ale jak zapytał czy zostanę jego dziewczyną
odmówiłam. Nie
mogłam się zgodzić.
-
Ale
czemu?
-
Pamiętasz Piotrka? - skinęła głową. - Wiem, że nie mam
się czego bać, bo Bill jest zupełnie inny, ale zwyczajnie nie chcę, żeby
skończyło się tak jak z nim. O ile nie obchodziły mnie za bardzo uczucia
Piotrka, tak Billa nie chcę więcej zranić. Już i tak za bardzo się
raniliśmy.
-
Chyba wiem o czym mówisz. Też odmówiłam Tomowi.
-
Tom chciał, żebyś była jego dziewczyną?! - wykrzyknęłam
zdziwiona, a moje oczy przybrały rozmiar monety euro.
-
Niby tak, ale wiesz jak z nim jest. Teraz chce, a za
chwilę ogląda się za inną - westchnęła ciężko. - Nigdy nie obchodziło mnie co
sobie pomyśli jakaś dziewczyna, ale sama nie chciałabym być zdradzana, albo co
gorsza rzucona na rzecz innej.
-
Zresztą taki luźny związek lepiej smakuje, nie? -
puściłam jej oczko, po czym się roześmiałyśmy.
-
Pewnie. Chłopak musi się bardziej starać, bo zawsze
możesz odejść bez słowa.
-
Skutkuje
to na Toma?
-
Nawet nie wiesz jak bardzo. Wścieka się kiedy nie pozwolę
mu się pocałować, ale jeszcze gorzej się wścieka jak sama do niego podejdę. Ale
i tak najlepsze są te nasze potyczki słowne... Uwielbiam je.
-
Uważaj, bo jeszcze obudzisz w nim prawdziwą bestię... -
zażartowałam.
-
Ojejku... I co ja wtedy zrobię? - spytała łapiąc się za
policzki.
-
Założysz
mu pampersa.
-
I myślisz, że to pomoże? - udawała, że jest naprawdę
strapiona.
-
Nie wiem, ale to całkiem możliwe. Gorzej jak mu przemoknie.
-
A
czym to grozi?
-
Ostatnio czytałam, że może zajść w ciążę podkolanową.
-
Nie strasz mnie nawet! Nie będę wychowywała jego dziecka!
Swoje to co innego, ale jego? - powiedziała z udawanym obrzydzeniem.
-
Ciekawe do kogo byłyby podobne jego dzieci. Do Toma, czy
do Toma.
-
Pewnie do Toma, ale to drugie jest równie prawdopodobne.
Chociaż to pierwsze krócej brzmi. I tak jakby ładniej niż to drugie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz