Zapłaciłam za okulary i wyszłam przed
sklepik. Billa w dalszym ciągu nie było, więc zaczęłam się rozglądać dookoła.
Ciągle przechodzili koło mnie jacyś turyści, ale po Czarnym nie było nawet
śladu. Nie chciałam się ruszać z miejsca, bo przecież widział jak wchodziłam do
sklepiku i oglądałam okulary. Włożyłam rękę do kieszeni spodziewając się
znaleźć w niej telefon komórkowy, ale nie było go tam. Pewnie jest w torbie,
którą ma Bill. I jak ja mam go teraz znaleźć? Przecież nie będę stała tutaj i
na niego czekała w nieskończoność! Ale jednocześnie nie mam wyboru. Spojrzałam
na swoje beżowe tenisówki Converse’a. Gdzie on mógł pójść?
-
Salut - usłyszałam tuż obok swojego ucha jakiś męski
głos. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na uśmiechniętego Francuza. - Je
m’appelle Jean, et toi?
-
Mary Ann - odparłam zaskoczona tym, że chłopak mnie
zaczepił. W końcu nie codziennie zaczepiają mnie na ulicy obcy mężczyźni. Choć
przyznam, że odkąd znalazłam się w Paryżu zdarza się to stosunkowo często. -
Miło cię poznać - dodałam po polsku, żeby go spławić. Nie miałam ochoty na
rozmowę z nim. Jedyne czego teraz chciałam to odnaleźć Billa w tym tłumie.
-
Tu parles français? - spytał dalej się uśmiechając, a ja
postanowiłam udać głupią.
-
Wybacz, ale cię nie rozumiem... - wzruszyłam rękami
dodatkowo pokazując, że nie wiem o co chodzi.
-
Do you speak french? - pokiwałam przecząco głową. -
English? - nie dawał za wygraną.
-
Little - odparłam krótko, choć akcent mnie zdradzał, ale
nie przejęłam się tym zbytnio.
-
Where are you from?
-
Poland - odpowiedziałam odwracając się do niego
przodem. - And
you?
-
France...
Chłopak chciał jeszcze coś dodać, ale w
tym momencie obok mnie wyrósł jak spod ziemi Bill. Spojrzał na mnie morderczym
wzrokiem, ale nic nie powiedział. Zauważyłam natomiast, że zaciska mocno dłonie
w pięści. O co mu chodzi tym razem? Czyżby był znowu zazdrosny? Tylko właściwie
o co? O to, że stoję przed sklepem i czekam na niego, bo gdzieś zniknął? A na
dodatek przyczepił się do mnie jakiś Francuz, którego usiłuję spławić? To nie moja
wina! Gdyby mnie nie zostawił samej, to nie doszłoby do tej sytuacji!
-
It’s your... - Jean chwilę zastanawiał się nad
odpowiednim słowem, po czym palnął: - Amie?
-
Non! - wykrzyknęłam oburzona splatając swoje palce z
palcami Billa, podkreślając tym samym to co zamierzałam powiedzieć: - ça il est
mon garçon!
To co powiedziałam nie było prawdą, ale
zrobiło odpowiednie wrażenie na Francuzie. Tak jak się tego spodziewałam teraz
patrzył to na mnie, to na Czarnego z niedowierzaniem. Jak mógł w ogóle nazwać
go moją przyjaciółką?! Przecież ewidentnie widać, że Bill to chłopak! Co z
tego, że maluje oczy czarną kredką i ma długie włosy?! Zresztą nie jest jedyny.
Jakoś nikt nie myli Billie Joe Armstronga, wokalisty Green Day’a, Marilyna
Mansona, albo chociażby braci Hanson z dziewczynami!
-
Parles-tu français? - był wyraźnie zdumiony, że odezwałam
się do niego w jego ojczystym języku, pomimo wcześniejszych zapewnień, że nie
potrafię francuskiego. Jednak
całkowicie zignorował moją wypowiedź dotyczącą Billa.
-
Oui!
Już miałam się odwrócić i odejść, kiedy
Francuz uśmiechnął się przepraszająco.
-
Pardon,
je ne sus...
-
Au revoir - odparłam chłodno odwracając się na pięcie i
ciągnąc za sobą dalej wściekłego Billa. Co mnie obchodzi, że nie wiedział?
* * *
Kiedy
zobaczył jak Mary Ann rozmawia z jakimś Francuzem zaczęła wzbierać w nim złość.
Dlaczego ona mu to robi?! Ciągle z kimś flirtuje, zupełnie nie przejmując się
jego uczuciami! I co z tego, że blondynka nie wie co do niej dokładnie czuje?!
Myślał, że w nocy wyraził się jasno na ten temat. Przecież powiedział jej, że
nie chce żadnej innej dziewczyny oprócz niej! A w jaki inny sposób mógł jej
jaśniej wyznać swoje uczucia nie mówiąc, że się w niej zakochał?
Bez słowa stanął przy niej zaciskając
ze złości dłonie w pięści, tak, że pobielały mu kłykcie. Usłyszał jak Francuz
coś mówi po angielsku, a potem francusku, ale totalnie go to nie obchodziło.
Prawdę mówiąc sam nie wiedział o co tak dokładnie mu chodzi. Przecież Mary
tylko z nim rozmawiała. Nic ponadto. W takim razie czemu czuje aż taką złość na
nią, na Francuza i na siebie?
Nagle
poczuł jak dziewczyna splata swoje palce z jego, a potem coś mówi po francusku
do nieznajomego. Teraz był już całkiem zdezorientowany. Najpierw flirtuje z
jakimś chłopakiem, a teraz łapie go za rękę... O co jej chodzi? Może gdyby znał
francuski wywnioskowałby coś z tego co powiedziała, ale tak jak się można było
spodziewać nie zrozumiał ani słowa. Wiedział jedynie, że „pardon” znaczy
przepraszam, ale za co Francuz może ją przepraszać?
Mary Ann
odwróciła się na pięcie i ciągnąc go za rękę ruszyła tuż przed siebie. Kiedy
wtopili się w tłumek turystów wyszarpnął swoją dłoń z jej. Szli obok siebie w
milczeniu, a on patrzył nienawistnie na przechodzących ludzi. Choć nie byli
niczemu winni gdyby tylko mógł zabiłby połowę z nich. W końcu blondynka nie
wytrzymała i zatrzymała się na środku uliczki łapiąc go za ramię, żeby również
się zatrzymał.
-
Bill, o co ci chodzi tym razem? - spytała.
-
A
jak myślisz?!
-
Jesteś zazdrosny... - powiedziała spokojnie patrząc mu w
oczy.
Doskonale wiedział, że blondynka ma
rację. Był cholernie zazdrosny. Tylko właściwie o co? O to, że Mary Ann
rozmawiała z jakimś chłopakiem? A może dlatego, że po tym co się stało na
dyskotece stracił do niej cząstkę zaufania? Bał się, że taka sytuacja może się
powtórzyć. Ale to przecież głupie! Powiedziała mu dlaczego dała się lizać po
szyi Neyzdtowi! Zresztą ślady na jej nadgarstkach potwierdzały jej wersję. W
takim razie czemu zachowuje się jak ostatni dureń i się na nią złości o nic?
Sam nie rozumiał swojego postępowania, więc jakim sposobem mógł jej wytłumaczyć
o co mu chodzi?
-
Ty naprawdę jesteś zazdrosny - szeroko się uśmiechnęła.
-
Nie widzę w tym niczego śmiesznego - burknął i udał się w
kierunku plaży, która już powoli zaczęła majaczyć na horyzoncie.
-
Nie możesz być zazdrosny o wszystkich facetów z którymi
rozmawiam.
Nic nie odpowiedział. Szedł w milczeniu
zastanawiając się nad jej słowami. Mary Ann ma cholerną rację. Nie może się tak
zachowywać! Tak samo jak nie może zamknąć jej w złotej klatce i trzymać tylko
dla siebie! Musi jej zaufać! Szczególnie, że to nie ona podeszła do
nieznajomego. Sam nie wiedział na jakiej podstawie to stwierdził, ale był tego
pewien.
Przeszli przez ulicę, za którą
rozpościerała się plaża. W żółty piasek były wbite różnobarwne parasole, a
drewniany barek ze słomianym dachem sprawiał wrażenie jakby teraz znajdowali
się co najmniej na Filipinach, a nie w Normandii. Zauważył kątem oka, że Mary
przystanęła i wpatrzyła się przed siebie. Z zachwytem podziwiała turkusowe wody
Kanału la Manche, a on czuł, że jego złość na nią zaczyna topnieć tak szybko
jak bryła lodu w gorącej wodzie. Jak dotąd nie spotkał jeszcze dziewczyny,
która zachwycałaby się w taki sposób zwykłą plażą i morzem. Większość ze
znanych mu nastolatek nie oglądając się na piękno przyrody ruszyłaby prosto
przed siebie, rozłożyła ręcznik i zaczęła się opalać. Ale ona taka nie była. Co
czyniło ją jeszcze bardziej wyjątkową. A może tylko on patrzył na nią w ten
sposób, bo się w niej zakochał? Może dla innych jest zwyczajną dziewczyną, taką
jak miliony innych? Jednak zakochane osoby nie patrzą obiektywnie. Cały świat
dostrzegają przez pryzmat ukochanej osoby. I choć doskonale o tym wiedział, to
ani trochę nie miał ochoty zmienić tej sytuację.
-
Nie gniewaj się na mnie - usłyszał. - Naprawdę nie masz
ku temu żadnego powodu. Nie
zrobiłam nic złego...
-
Nie gniewam się - powiedział łapiąc ją za rękę i ciągnąc
na plażę. - Przepraszam, że tak się zachowałem.
-
Nie musisz mnie przepraszać. Po prostu mi zaufaj...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz