środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 159



Stał w progu swojego pokoju i przyglądał się bacznie Mary Ann. Dlaczego nie pomyślał zanim poprosił ją o przyniesienie gumki do włosów?! Przecież pamiętał o listach! Wiedział, że spoczywają bezpiecznie w trzeciej szufladce jego biurka. A jednak mimo tego poprosił ją o przyniesienie tych cholernych gumek! Dziewczyna miała się nigdy nie dowiedzieć o listach! A sam przypadkiem zdradził jej miejsce, w którym bezpiecznie spoczywały przez ostatnie kilka tygodni. Był zły, że się dowiedziała? Nie. Tak samo jak nie był wściekły na nią o to, że je otworzyła. Może nie powinna tego robić, ale były przecież zaadresowane do niej. Miała pełne prawo, żeby je przeczytać.
            W pierwszym odruchu chciał do niej podejść i zniechęcić do czytania, ale zrezygnował z tego zamiaru. Zamiast tego oparł się o drewnianą framugę i skrzyżował dłonie na nagiej klatce piersiowej. Obserwował jak dziewczyna sięga po kolejny list. Widział jak z każdym przeczytanym przez nią słowem, na jej policzkach pojawiają się łzy. Nie chciał żeby płakała. Nie przez niego. Powinien do niej podejść, wyciągnąć list z dłoni, przytulić... Jednak nie zrobił tego. Nadal stał oparty o futrynę i spoglądał na Mary Ann. Doskonale pamiętał jak podle się czuł pisząc te wszystkie listy. Czuł, że musi z siebie wyrzucić negatywne emocje, cały smutek i żal, bo inaczej nie da rady. Zwariuje. Z początku miał zamiar wysłać jej listy, ale zrezygnował z tego zamiaru. Stwierdził, że tak będzie o wiele lepiej. Przynajmniej nie narazi się na śmiech blondynki. A gdyby się dowiedział o tym, że dziewczyna, którą tak mocno kocha śmieje się z jego uczuć, zwyczajnie nie zniósłby tego. Nie mówiąc już nawet o tym, że mogłaby o wszystkim powiedzieć prasie. Teraz jednak zdawał sobie sprawę, że nic takiego by nie nastąpiło. Skąd jednak miał wiedzieć o tym jeszcze dwa tygodnie temu? Wtedy myślał, że Mary zdążyła go na powrót znienawidzić za to, że odszedł. Jednak jej widok całującej się z Tomem tak bardzo zabolał... A przecież wtedy nie byli razem! Nie wiedział nawet co blondynka do niego czuje! A jednak odebrał to jako zdradę.
            Mary Ann złożyła list i drżącymi dłońmi schowała go do koperty. Obróciła głowę w jego stronę i spojrzała na niego przekrwionymi od płaczu oczami.
-          Przepraszam... - wyszeptała. - Zobaczyłam te listy i...
-          Nie przepraszaj - uśmiechnął się do niej lekko. - To moja wina. Zresztą nic się nie stało.
Opuścił ręce i podszedł niepewnie do łóżka, na którym siedziała. Kucnął przed nią i spojrzał głęboko w jej lekko przekrwione, ale wciąż piękne oczy.
-          To ja przepraszam, że musiałaś to czytać. I za to, że płaczesz znowu przeze mnie.
-          Nie pochlebiaj sobie - puściła mu oczko. A jemu przypomniała się sytuacja w saunie kiedy to pierwszy raz powiedziała, że go lubi, a potem uciekła.
-          Nie pochlebiam sobie, tylko widzę jak jest. Nie powinnaś tego czytać - skinął głową w stronę listów.
-          Nie sądziłam, że aż tak mocno cię zraniłam... - szepnęła. - Bill... ja nie chciałam tego robić. Myślałam wtedy, że nic do mnie nie czujesz i nigdy nie będziemy razem... - Z jej oczu wydobyły się nowe łzy, a głos zaczął drżeć. - Nie podeszłam wtedy do ciebie, bo bałam się. Odrzucenia i samej siebie... Zbyt mocno chciałam się do ciebie przytulić czy... pocałować. Wtedy na balkonie zaproponowałam ci, żebyśmy byli kolegami, bo wiedziałam, że na nic więcej nie mogę liczyć. A z Tomem...
-          Ciii... - położył jej palec na ustach. - Już mi wszystko powiedział.
Nie chciał rozdrapywać starych ran. Chciał cieszyć się szczęściem jakie go spotkało. Mary Ann go kochała, a on ją. I choć nie zgodziła się zostać jego dziewczyną, to i tak czuł, że są razem. Tworzą parę, choć nie zostało to nigdzie oficjalnie powiedziane.
-          A mówił, że miałam wtedy przed oczami twoją twarz? I nie chodzi mi tylko o to, że jesteście bliźniakami...
-          Tego akurat nie - uśmiechnął się lekko. Cieszył się, że mu to powiedziała. Szczególnie, że do tej pory myślał o tym, że Mary pocałowała Toma świadomie. Pozostała jednak jeszcze jedna kwestia, którą chciał wyjaśnić. A raczej dowiedzieć się czegoś na ten temat. - O co tak naprawdę pokłóciłaś się z przyjaciółką?
-          Kogo masz na myśli? - Na jej czole pojawiła się zmarszczka, a po chwili dodała: - Edytę? - skinął głową. - Przecież ci mówiłam. O ciebie.
-          Dlaczego o mnie? - nie rozumiał. - Przecież ona mnie nawet nie zna! No dobra. Raz spotkała - skrzywił się przypominając sobie jak nastolatka uwiesiła się na jego szyi - ale wtedy byłyście już pogniewane...
-          Jest w tobie zakochana na zabój, a przynajmniej była. Pamiętasz jak wyciągnąłeś mnie na scenę?
-          Pewnie. To był najlepszy koncert! - wykrzyknął entuzjastycznie. - A przynajmniej na równi z naszym pierwszym występem.
-          Nawet to jak zaatakowała cię fanka? - puściła mu oczko, a on tylko nieznacznie się skrzywił przypominając sobie jak dziewczyna z mangową fryzurką, taką jak on miał kiedyś, pocałowała go gdy wyciągnął ją na scenę.
-          Może bez tego incydentu. Ale jaki to ma związek z Edytą?
-          Widziała zdjęcia, albo filmiki z tego koncertu. Zresztą nie trudno było się natknąć na nasze zdjęcie jak się całujemy w Internecie, albo prasie. Zresztą sam najlepiej wiesz, bo musiałeś to wszystko dementować - uśmiechnęła się lekko. - Tak czy inaczej uznała to za zdradę, albo coś takiego. Sama nie wiem dokładnie, bo się do mnie nawet nie odezwała, choć ją przepraszałam. Dopiero dała znak życia jak po mnie przyjechaliście.
-          Przecież to chore! - wykrzyknął. Nie rozumiał jak można pogniewać się na osobę, którą nazywa się przyjacielem tylko za to, że ta osoba całowała się z naszym idolem!
-          Wiem, ale co ja na to poradzę? - wzruszyła ramionami jakby nawet ją to nie obeszło. - Przynajmniej przekonałam się jaką jest przyjaciółką.
Między nimi zapanowała cisza przerywana jedynie ich równomiernymi oddechami. Mary Ann zdjęła ze swoich kolan jego dłonie i kładąc się na pościeli pociągnęła go za sobą. Spojrzał w jej błękitne oczy i się uśmiechnął. Nie wyobrażał sobie, że mógłby być w pełni szczęśliwy bez niej. To właśnie ona kolorowała jego świat. Nadawała mu niezwykłego błysku.
-          O czym myślisz? - spytał.
-          Zastanawiam się czy żałuję, że nie wysłałeś mi tych listów.
-          I do jakiego dochodzisz wniosku?
-          Do takiego, że gdybym dostała jeden z nich przyszłabym choćby i na pieszo do Niemiec. Żeby tylko powiedzieć ci jaka byłam głupia i zaślepiona. I miałabym nadzieję, że wybaczysz mi to, że tak cię skrzywdziłam.
-          Było minęło - uśmiechnął się muskając jej usta swoimi ciepłymi wargami. - Kocham cię.
-          Też cię kocham. Bardzo...
Przejechała pieszczotliwie opuszkami palców po jego policzku unosząc głowę w górę, tak, że ich usta ponownie się ze sobą złączyły. Czuł jak jej ciało lekko drży. Jednak mimo tego wiedział, że jest szczęśliwa. I on też był. Niewyobrażalnie szczęśliwy. Jego najskrytsze marzenia się spełniły. Może całować ukochaną wtedy kiedy przyjdzie mu tylko na to ochota, nie bojąc się, że dostanie od niej w twarz, albo urządzi mu z tego powodu gigantyczną awanturę. Doskonale pamiętał ich pierwszy pocałunek. Był tak subtelny jak muśnięcie piórka, ale jednocześnie wyrażał tak wiele. Już wtedy wiedział, że się w niej zakochał. Nie miał tylko pojęcia co ona czuje do niego. Jednak gdyby wiedział, że choć trochę zależy jej na nim, wtedy z pewnością nie powiedziałby tamtych słów.
Oderwała się od niego i spojrzała w jego roziskrzone, orzechowe tęczówki. Uśmiechnął się do niej lekko. Za co kochał tak bardzo tą dziewczynę? I jak ona to robiła, że przy niej czuł się tak cudownie? Nie miał pojęcia. Ale czuł, że odpowiedź na te pytania nie jest najważniejsza. W tym przypadku nie interesował go sposób dojścia do celu, tylko rezultat. Jedynie on się liczył.
Przyglądał jej się uważnie, tak jakby chciał zapamiętać każdy szczegół jej twarzy i ciała, które teraz było przysłonięte białą bluzeczką wiązaną na szyi i jeansową spódniczką, kończącą się nieco przed kolanami. Uwielbiał jak się uśmiechała, jak się na niego patrzyła w różnych sytuacjach, a nawet momenty kiedy na niego krzyczała. Owszem miała wiele wad, ale któż z nas nie jest ich pozbawiony? Zresztą on kochał każdy jej defekt. To właśnie one sprawiały, że jest ludzka, że nie wydaje mu się jedynie piękną dziewczyną, z długimi blond włosami, która jest jedynie wytworem jego wyobraźni. Była prawdziwa i go kochała. A on ją. Czy mógł chcieć czegoś więcej?
Położyła swoje delikatne dłonie na jego nagiej klatce piersiowej i zaczęła wodzić po niej palcami. Tak jakby się uczyła jego ciała, chciała poznać każdy milimetr kwadratowy skóry. Uśmiechnął się do niej zatapiając się w jej rozkosznych wargach. Uwielbiał ich smak! Nie było dla niego niczego słodszego i lepszego niż usta Mary Ann. Wiedział, że już nigdy nie znajdzie dziewczyny, która tak jak ona stanie się dla niego całym światem. Wsunął dłonie pod jej bluzeczkę i niepewnie skierował swoje palce do zapięcia biustonosza. Widząc, że Mary uśmiecha się do niego lekko odpiął haftki, jednak kiedy zaczął podciągać jej bluzkę w górę oderwała się od niego i pogroziła mu przed oczami palcem, tak jakby tłumaczyła małemu dziecku, że czegoś nie wolno mu zrobić. W jej błękitnych oczach czaiły się wesołe ogniki gdy ściągała białe ramiączka, a następnie wyciągnęła stanik spod bluzki. Pod białym materiałem zobaczył zarys jej kształtnych piersi. Dziewczyna przekręciła się tak, że teraz to on leżał na miękkiej pościeli. Zaczęła obsypywać jego tors delikatnymi pocałunkami. Wydawał z siebie ciche pojękiwania. Gdy dłonie blondynki zaczęły odpinać jego skórzany pasek z Tazumy, a następnie się go pozbyły już wiedział co się za chwilę stanie. Pragnął tego całym sobą, jednak spojrzał niepewnie na Mary. Nie wiedział, czy ukochana chce tego w takim samym stopniu jak on. Jeżeli tak by nie było to przecież może poczekać. Nie chciał aby czegokolwiek żałowała. Jednak widząc jej szeroki uśmiech uspokoił się. Jej wargi ponownie zaczęły błądzić po jego rozgrzanej skórze. Każde muśnięcie powodowało falę rozkoszy rozlewającą się po jego ciele. Gdy ich usta się złączyły w namiętnym pocałunku przetoczył się na nią i złapał za rąbek jej bluzki unosząc ją w górę. Jego oczom ukazał się płaski brzuch Mary, ozdobiony małym kolczykiem w kształcie jaszczurki. Dziewczyna zaczęła wydawać z siebie ciche jęki rozkoszy kiedy przesuwał po jej gładkiej niczym aksamit skórze swoim mokrym językiem. Już miał zsunąć z niej jeansową spódniczkę kiedy usłyszał chrząkanie. Odwrócił się w stronę drzwi wejściowych do swojego pokoju i spojrzał gniewnie na brata stojącego w progu.
-          Eee... Sorry, że wam przerywam, ale... - dukał - nie widzieliście gdzieś mojej komórki?
-          Skąd mam wiedzieć gdzie zostawiłeś swój cholerny telefon?! - spytał ostro. Jak bliźniak śmie przeszkadzać im w takiej chwili?!
-          Zobacz w kuchni - Mary uśmiechnęła się lekko do Toma. - Ostatnio widziałam go na parapecie.
-          Dzięki i jeszcze raz sorry...
-          Palant! - rzucił gniewnie za bliźniakiem, który wychodził z pomieszczenia.
Mary Ann odsunęła się od niego i usiadła na łóżku. Był wściekły na Toma! Dlaczego musiał im znowu przeszkodzić?! Zupełnie jakby nie mógł sam poszukać tego przeklętego telefonu! A doskonale widział, że teraz nie ma sensu już tego kontynuować, bo cała atmosfera prysła niczym bańka mydlana po zetknięciu z jakimś przedmiotem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz