czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział 115



Kiedy weszłam do łazienki Bill klęczał na podłodze, a głowę miał w muszli klozetowej. W tej chwili z pewnością wszystkie fanki Tokio Hotel chciałyby zobaczyć swojego idola! Był taki piękny i seksowny, z rozmazanym makijażem, rozczochranymi we wszystkie strony włosami na dodatek siedzący na podłodze i obejmujący sedes! Lepszego widoku sobie wprost nie mogłam wymarzyć! Ciekawe ile dziewczyn odkochałoby się w tej chwili... Byłam pewna w stu procentach, że trochę by się ich znalazło...
-          Siedź tu - nakazałam, choć w zasadzie i tak nie musiałam, bo nie wyglądał na takiego, który miałby na tyle siły i woli, żeby się stąd ruszyć.
Podeszłam do swojej torby i przez chwilę szukałam w niej małego pudełeczka, które było przedmiotem sporu między mną, a mamą zawsze kiedy jechałam w jakąś podróż. Wreszcie znalazłam grzałkę i torebkę mięty. Nalałam wody do szklanki i włączyłam wtyczkę do gniazdka. W tym momencie miałam ochotę zadzwonić do rodzicielki i podziękować jej za to, że wrzuciła mi do torby ten mały przedmiot. Nie zrobiłam tego jednak ze względu na już dość późną porę.
-          I jak? Lepiej ci? - spytałam cicho.
-          Trochę.
-          To dobrze. Idę posprzątać...
-          Zostaw. Sam zaraz sprzątnę - powiedział słabym głosem, ale widać, że już był znacznie bardziej trzeźwy niż jeszcze chwilę temu.
-          Lepiej tu siedź - wrzuciłam do wrzącej wody torebkę ziół. - Zaraz zaparzy się mięta.
Wyszłam z łazienki i z westchnięciem zabrałam się za usuwanie przeżutego pokarmu z dywanu. Byłam na niego naprawdę wściekła o to, że spił się do tego stopnia. Jaki miał ku temu powód? A może tak po prostu wypił aż taką ilość alkoholu? W końcu znam nie jednego chłopaka, który lubi się od czasu do czasu porządnie upić. Tylko, że nigdy bym nie zaliczyła do nich Billa! Nawet w sylwestra był znacznie bardziej trzeźwy niż kiedy przyszedł do pokoju. Gdyby nie Tom i Gustav, to nie wiem czy dotarłby do hotelu nawet na czworaka!
Nikola twierdziła, że spił się przeze mnie, ale czym zawiniłam? Przecież nic nie zrobiłam złego! To ja powinnam teraz obejmować sedes, a nie on! Jeżeli ktoś miał jakikolwiek poważny powód do tego, żeby aż tak bardzo się upić to tylko ja! Może powinnam tak właśnie zrobić? Zaraz po tym jak zobaczyłam Billa całującego się z Annette podejść do barku i poprosić o szklankę wódki? Wtedy nie czułabym się tak jakby moje serce przejechał traktor, a moje życie przestało istnieć! Ten chłopak choć nieświadomie cały czas mnie rani. Czymże sobie na to zasłużyłam? Czyżby to była moja karma?* Czyżbym w poprzednim wcieleniu łamała męskie serca, a teraz to się na mnie mściło? Zdecydowanie nie mam szczęścia do chłopaków. Weźmy takiego Piotrka. Jedyny facet, który był moim chłopakiem tak na poważnie. Jako przyjaciel był naprawdę świetny, ale jako chłopak był okropnym durniem. A może to dlatego, że zaczęłam dostrzegać jego wady? Następnie Aleks. Choć miły i kochany, brakowało mi w nim tego czegoś co czułam przy Billu. Tego dreszczu kiedy mnie dotykał... Neyzdt... Ten chyba okazał się największym palantem jakiego kiedykolwiek spotkałam. Jeszcze teraz bolą mnie nadgarstki, które zaczęły robić się już sine. I wreszcie sam Bill Kaulitz. Chłopak, któremu nie wiedzieć czemu oddałam swoje serce i który najbardziej zranił mnie ze wszystkich. A spotkałam w swoim siedemnastoletnim życiu znacznie więcej mężczyzn, którzy okazali się niewarci nawet jednego spojrzenia niż tych miłych i kochanych.
-          Jesteś mi winny myjkę - powiedziałam wchodząc do łazienki i wrzucając kawałek zniszczonej siatki do kosza na śmieci. Wyciągnęłam ze szklanki torebkę z miętą i podałam mu jeszcze gorący napój. - Masz. Wypij to.
-          Dzięki - podniósł do ust naczynie i upił kilka łyczków.
Między nami zapanowała cisza, której póki co żadne z nas nie zamierzało przerywać. Usiadłam na wannie i wpatrzyłam się w Billa, który siedział na jasnych kafelkach i wpatrywał się w zawartość szklanki, tak jakby był nią zafascynowany. Był nienaturalnie blady, a do tego zaczął się trząść. Choć wyglądał strasznie, widziałam jak wymiotuje, a co gorsza musiałam sprzątnąć jego zwróconą zawartość żołądka, to i tak go kocham. I właściwie za co? Za to, że ciągle przez niego cierpię?
Chciałam do niego podejść, przytulić się i zapomnieć o tym co się dzisiaj wydarzyło, jednak nie potrafiłam. Wydarzenia, które miały miejsce dzisiejszego wieczora zbyt głęboko zakotwiczyły się w moim umyśle, żebym teraz pozwoliła im zwinąć żagle i odpłynąć w słodką niepamięć. Bynajmniej nie tyczy się to jedynie jego pocałunku z Annette, ale też tego w jaki sposób mnie potraktował. Nie powinien lizać mnie po szyi tak jak Neyzdt. Nawet fakt, że był totalnie zalany do końca go nie usprawiedliwia. Ludzie po pijanemu robią rzeczy, na które mieliby ochotę, albo odgryzają się na osobach, które ich zraniły. Czyżbym w jakiś sposób zraniła Billa? Nikola mówiła, że to przeze mnie tak się spił, ale przecież nic nie zrobiłam! Praktycznie cały wieczór przesiedziałam w damskiej toalecie, a jak już miałam dołączyć do niego natknęłam się na Neyzdta. Chyba, że Czarny widział jak Neyzdt liże mnie po szyi i poczuł zazdrość? Ale czy to możliwe, żeby Bill był o mnie zazdrosny?
Spojrzałam na niego. Dalej siedział wpatrując się w szklankę, ale już znacznie bardziej przytomnym wzrokiem. Jednak jego ciało co jakiś czas wstrząsały silne dreszcze. To wyglądało tak, jakby co jakiś czas ktoś raził go prądem. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na czole, które było przeraźliwie zimne. Podniósł głowę i spojrzał na mnie przekrwionymi oczami, ale nie zaprotestował. Byłam wręcz pewna, że ma gorączkę, ale co mam zrobić? Przecież nie podam mu żadnych leków po alkoholu!
-          Jak się czujesz? - spytałam cicho.
-          Fizycznie czy psychicznie? - jego głos był drżący.
-          Fizycznie.
-          Znacznie lepiej.
-          Jest ci zimno? - pytałam dalej, żeby wyciągnąć od niego jakieś informacje.
-          Trochę - kolejna krótka odpowiedź.
-          I po co tyle piłeś? - westchnęłam. - Chodź, powinieneś się położyć do łóżka.
Chłopak posłusznie wstał z podłogi i chwiejnym krokiem udał się do saloniku, a ja zaraz za nim. Stanął na samym środku pomieszczenia i wpatrzył się we mnie swoimi pięknymi czekoladowymi oczami, które choć przekrwione za sprawą gorączki błyszczały, prawie tak mocno jak brokat. Zrzuciłam zmiętą pościel z łóżka i zasłałam je od nowa. Kiedy posłanie było już gotowe spojrzałam na niego. Dalej stał w miejscu i obserwował każdy mój ruch. Już miałam powiedzieć, żeby kładł się spać, kiedy otworzył usta i wyszeptał coś, co mnie prawie zwaliło z nóg:
-          Żeby zapomnieć, o tym, że całowałaś się z tamtym Francuzem.
-          O czym ty...
-          Pytałaś dlaczego się tak spiłem, więc ci odpowiedziałem.
-          Bill, ale ja się z nim nie całowałam - powiedziałam miękko, stając naprzeciwko niego. - Za to ty widać dobrze bawiłeś się z Annette, zresztą mniejsza... - machnęłam ręką jakby to było nieistotne. - A teraz powinieneś się położyć.
-          Nie - powiedział twardo, a ja nie bardzo wiedziałam co ma na myśli.
-          Zobacz, cały się trzęsiesz. Jesteś blady niczym ściana, masz gorączkę - wymieniałam. - Ledwo trzymasz się na nogach... Nie sądzisz, że powinieneś się położyć?
-          Wiem, że powinienem, ale nie chcę sam - powiedział smutno.
-          Mam zadzwonić po Annette? - spytałam.
-          Nic nie rozumiesz?! - zaczął krzyczeć, a ja stałam naprzeciwko niego dosłownie jak kołek. - Ja nie chcę Annette! Ona mnie nie obchodzi!
-          Dobrze, zrozumiałam. To po kogo mam zadzwonić? Nie znam twoich wszystkich panienek.
-          Musisz być taka... wredna?! Za każdym razem starasz się mi dokopać! Nie możesz zrozumieć, że ja nie chcę żadnej innej oprócz ciebie?! To takie trudne?! - złapał mnie za nadgarstki, a ja syknęłam z bólu, bo naprawdę mnie bolały.
-          Możesz mnie puścić? - spytałam cicho. Sama nie wiedziałam jak mam rozumieć słowa Billa. A może nie dotarł do mnie ich sens? Albo tylko wydaje mi się, że to usłyszałam, a on w rzeczywistości mówił zupełnie coś innego? Może tak naprawdę krzyczał na mnie o to, że położyłam nie na tą stronę kołdrę co powinnam? A mi się tylko zdawało, że mówi, że nie chce żadnej innej dziewczyny oprócz mnie? To tak podobnie brzmi, szczególnie o tej godzinie...
-          Przepraszam - wyszeptał puszczając mnie. Odsunął się o kilka kroków i stał ze spuszczoną głową nadal się trzęsąc.
-          Nic się nie stało, a teraz proszę, połóż się.
-          Ale ja nie chcę sam...
-          Nie bój się też zaraz pójdę spać.
-          I znowu nie wiesz o czym mówię! - podniósł głos, a ja nagle zrozumiałam, że nic mi się nie przesłyszało. - Chcę, żebyś spała koło mnie, tak jak w twoim domu! Dzisiaj, jutro, pojutrze, popojutrze i... już zawsze... - ostatnie słowo wypowiedział tak cicho, że ledwo je usłyszałam.
Podeszłam do niego i się mocno przytuliłam. Poczułam znajome ciepło, ale także zapach wódki. Jednak mimo to czułam się szczęśliwa. Jeszcze sama nie wierzyłam w to co powiedział mi zaledwie minutę wcześniej. Nie wiem czy to za sprawą tego, że był pijany, czy nie, ale poczułam jak moje serce zaczyna się powoli składać. Nie do końca, ale zawsze. Z tego co mówił wynikało, że jest o mnie zazdrosny i na pewno coś do mnie czuje. W tej chwili nie interesowało mnie czy to wielka miłość, czy zwyczajne zauroczenie. Ważne było to co powiedział. A czy słowa chłopaka o tym, że chciałby się kłaść koło dziewczyny każdego wieczora i budzić się koło niej każdego ranka nie są piękne? Poczułam jak do oczu napływają mi łzy radości. Mrugnęłam kilkakrotnie, żeby żadna nie spadła, ale jedna niesforna kropelka wymknęła się spod mojej prawej powieki i popłynęła po policzku, a następnie spoczęła na koszulce Billa.
-          A może być bez tego dzisiaj? - spytałam cicho patrząc mu w oczy. - Wiesz jak od ciebie śmierdzi wódką?
-          Ok., ale dzisiaj wyjątkowo - uśmiechnął się ukazując rząd białych zębów. - Ale jutro, pojutrze, popojutrze i już zawsze będziesz spała obok mnie?
-          Obiecuję, że jeżeli jutro, pojutrze i popojutrze się nie upijesz to będę spała z tobą w jednym łóżku, ale nie obiecam ci, że zawsze tak będzie.
-          Dlaczego? - spytał smutno.
-          Bo nie wiem co przyniesie przyszłość - wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek. - A teraz kładź się już, mój ty pijaku - powiedziałam pieszczotliwie.
-          Jak sobie życzysz aniołku, ale ciężko będzie mi cię puścić...
-          Nie masz innego wyjścia - puściłam mu oczko. - Dobranoc zazdrośniku.
-          I kto tu jest zazdrośnikiem?
-          Przejrzałeś mnie - mówiłam dalej się do niego przytulając. - Spróbuj tylko jeszcze raz całować się z jakąś panienką... - pogroziłam mu palcem.
-          A ty masz oficjalny zakaz podchodzenia do jakiegokolwiek mężczyzny oprócz mnie!
-          To nie fair! - zaprotestowałam niechętnie odsuwając się od niego.
-          No dobrze... Możesz podejść do Georga i Gustava. No i może Toma...
-          Twoje niedoczekanie - puściłam mu oczko. - A teraz marsz spać!

* Karma, w Buddyzmie jest to kara za poprzednie wcielenie, która spotyka nas w życiu doczesnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz