środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 157



            Wszedł do swojego pokoju z tacą, na której miał ułożone ciasteczka, które upiekł z Billem, a także dwa kubki ciepłego kakao. Położył ją na podłodze i usiadł na materacu. Spojrzał na Nikolę, która w dalszym ciągu smacznie spała. Nie chciał jej budzić, ale jeżeli tego nie zrobi śniadanie wystygnie i nie będzie już takie dobre. A musiał przyznać nieskromnie, że ciastka udały się doskonałe!
Pocałował ją lekko w policzek.
-          Wstawaj skarbie - powiedział czule tuż przy jej uchu. - Przyniosłem śniadanie.
-          Mmm... - wymruczała przeciągając się. Otworzyła powieki, a kiedy zobaczył jej śliczne brązowe źrenice pochylił się nad nią i musnął lekko usta. - Jaka miła pobudka...
-          Cieszę się - uśmiechnął się. - I jak się spało?
-          Dobrze. Czemu ode mnie uciekłeś rano?
-          Bo pomyślałem, że jak wstaniesz to będziesz głodna - puścił jej oczko. - Upiekliśmy z Billem ciasteczka.
-          Gdyby nie to, że masz dredy w mące i cieście, w życiu bym nie uwierzyła, że wszedłeś w ogóle do kuchni...
-          A to czemu?
-          Zapomniałeś już jak podpaliłeś u mnie patelnię?
Skrzywił się nieznacznie przypominając sobie wydarzenie sprzed ponad miesiąca. Nikola kazała przypilnować mu filety rybne, bo musiała na chwilę opuścić kuchnię, a on do dnia dzisiejszego nie wie dlaczego na patelni pojawił się ogień.
Brunetka z ociąganiem i tak jakby lękiem podniosła do ust jedno z ciasteczek, po czym ugryzła. Widząc jak dziewczyna się uśmiecha kamień spadł mu z serca. Bał się, że Nikoli nie będą smakowały, a przecież włożył w upieczenie ich tyle wysiłku z Billem!
-          Poważnie sami je upiekliście? - spytała podejrzliwie biorąc z talerzyka kolejne ciastko. - Nie pomagała wam Mary Ann? - Pokręcił przecząco głową, a na jego twarzy widniał grymas oburzenia. - Jejku... nie wierzę, że upiekliście takie pyszne ciastka!
-          Nie masz wyjścia - puścił jej oczko, wchodząc pod kołdrę i się do niej przytulając. - Ale cieszę się, że ci smakują.
-          Dziękuję - uśmiechnęła się do niego i pocałowała w usta.
* * *
            Siedziałam z podkurczonymi nogami na skórzanej sofie w salonie bliźniaków i wpatrywałam się w telewizor. Co kilka sekund zmieniałam kanały, nie mogąc się skupić dłużej na żadnym z emitowanych programów. W końcu przełączyłam na niemieckie MTV i odłożyłam pilota. Choć widziałam już kilkakrotnie lecący aktualnie odcinek Dismissed uznałam, że to i tak lepsze niż jakiś niemiecki serial.
            Chłopcy siedzieli w kuchni razem z Davidem o czymś dyskutując, a Nikola pojechała do domu. Musiała przyszykować się do szkoły, bo jej wakacje dobiegły już końca. Właściwie ja też wrócę za kilka dni do Zielonej Góry. Nie chciałam tego, ale tym razem nijak nie można już tego odwlec. Zresztą Bill również ma pracę. Bo jak inaczej nazwać nagrywanie teledysków, udział w sesjach zdjęciowych, udzielanie wywiadów, granie koncertów...? A choć na pierwszy rzut oka może się to wydawać przyjemne, wiedziałam, że jest również strasznie wyczerpujące.
            Zerknęłam na stolik, na którym leżał mój telefon komórkowy. Bez zastanowienia wzięłam go i wykręciłam numer do mamy. Nie miałam pojęcia czy Bill albo David poinformowali rodziców o tym, że wracam kilka dni później, więc sama postanowiłam to zrobić.
* * *
            Rozsiedli się wygodnie na drewnianych krzesłach i wpatrzyli w Josta, który schował swój telefon komórkowy do kieszeni i otwierał gruby kalendarz z jakimiś zapiskami. Najwyraźniej chciał ich poinformować o tym co czeka ich w ciągu najbliższych dni. A obaj mieli nadzieję, że spędzą przynajmniej tydzień w zaciszu własnego domu. Zaciszu? Ciężko było tak określić budynek, w którym aktualnie przebywali. Przed ogrodzeniem stało co najmniej dwadzieścia fanek, które wpatrywały się z nadzieją w okna mając nadzieję, że któryś z bliźniaków pojawi się w jednym z nich choć na krótki moment. A kiedy ich dostrzegły wydawały z siebie przeraźliwe piski. Owszem, kochali ten dźwięk, ale czasami mieli go po prostu dosyć.
-          Rozmawiałem już z Georgiem i Gustavem - zaczął wpatrując się w pochyłe pismo na jednej ze stron swojego kalendarza. - Za osiem dni macie Amadeus Award, potem dwa koncerty w Bonn, Comety, koncert w Amsterdamie, Hessisch Lichtenau, Galsenkirchen, na następny dzień w Herford, a potem macie kilka dni wolnego od występów.
-          A co z „Der letze tag”? - spytał Bill.
-          Nic - menager pokręcił z niezadowoleniem głową. - Jeżeli się uda to nakręcicie go z „Wir schliessen uns ein”.
-          W tym starym kinie?
-          Tak Tom, właśnie tam - Jost odezwał się znużonym głosem. Wiele godzin szukał jakiejś innej alternatywy z pozostałymi producentami i tylko taka nasuwała im się na myśl.
-          Ale...
-          Bill, próbowałem załatwić tamten stary domek, ale się nie udało - wzruszył ramionami w geście bezradności. - Właściciel wycofał się w ostatniej chwili.
-          To ja nie chcę kręcić tego teledysku!
-          Ja też nie chcę wielu rzeczy, a jednak je robię - westchnął głośno.
W kuchni zapadła cisza przerywana jedynie ich oddechami. Billowi nie pasowała perspektywa kręcenia teledysku do „Der letze tag” w jakimś starym kinie, które jest usytuowane w centrum miasta! Nie tak miał wyglądać klip! Co powiedzą fani oglądając taki wideoklip?! I czemu ma robić coś co mu zupełnie nie odpowiada?!
-          I niby jak widzisz ten teledysk? - Tom spojrzał na menagera mrużąc oczy.
-          Normalnie. Dacie koncert na dachu - wzruszył ramionami. - To wszystko.
-          Nie zgadzam się! - wykrzyknęli jednocześnie.
-          Nie macie w tej kwestii nic do powiedzenia. Zdjęcia zaczynacie pod koniec czerwca, albo zaraz na początku lipca - powiedział twardo.
-          Jak to nie mamy nic do powiedzenia?! - Tom zacisnął dłonie w pięści i położył je na stole. - To nasza piosenka i nasz teledysk!
-          Ale nie macie jeszcze na tyle mocnej pozycji w branży, żebyście robili to co wam się podoba - wzruszył ramionami. - Nie będzie źle. Posiedzicie trochę na dachu i wszyscy będą szczęśliwi.
-          Ja nie będę! - zaoponował Bill. - A co na to Gustav z Georgiem?
-          Też im się nie podoba ta perspektywa - uśmiechnął się lekko. - Mnie też bardziej podoba się twoja wizja - spojrzał na Czarnego - ale nie da się załatwić tamtego domku.
-          To znajdź inny!
-          To nie takie proste jak ci się wydaje. Naprawdę mi przykro, że nie wyszło, ale musicie zrozumieć, że nie zawsze jest tak jak chcemy.
-          Ciągle to powtarzasz - Tom przekręcił oczami. - Dlatego trzeba zrobić tak, żeby wszystko było tak jak chcemy.
Na twarzy Josta pojawił się wyraźny grymas niezadowolenia. Próbował załatwić drewniany domek, który tak bardzo spodobał się chłopcom z Tokio Hotel, ale zwyczajnie nie dał rady. Staruszek mieszkający w nim uznał, że nie chce, aby pod jego dom przychodziły potem fanki Billa, Georga, Gustava i Toma, aby zobaczyć miejsce w którym byli. Słowem nie chciał zrobić z własnego domu sanktuarium. Tłumaczył, że jedyną rzeczą, której pragnie jest spokój. A ten zostałby zburzony gdyby przystał na taką propozycję. Dlatego wycofał się w ostatniej chwili. W momencie kiedy mieli podpisać umowę.
-          Proszę - podał Dreadowłosemu swój telefon. - Spróbuj załatwić jakiś domek na jutro, albo pojutrze. I ekipę. Ewentualnie przekonaj tamtego staruszka, żeby wynajął wam własny dom.
Tom spojrzał na menagera i spuścił głowę zaciskając dłonie mocno w pięści, tak, że paznokcie wbijały mu się boleśnie w skórę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w tak krótkim czasie trudno jest zorganizować kręcenie teledysku. Z ekipą może nie byłoby problemu, bo w końcu została odmówiona dopiero wczoraj, ale z miejscem może być poważny kłopot. Szczególnie, że nie chcieli jakiegoś tam domu. Chcieli malowniczą chatkę na odludziu, gdzie w oddali majaczyłyby szczyty gór odbijające się w krystalicznej toni jeziora. Gdzie on znajdzie drugą taką drewnianą chatkę?
-          Ok. - Bill odezwał się wolno patrząc uważnie na Josta - jak w takim razie wyobrażasz sobie ten teledysk? Mam siedzieć na dachu, podziwiać ulicę, po której przejeżdżają samochody i udawać, że to jest ostatni dzień?!
-          Mniej więcej. Myśleliśmy bardziej o tym, żebyście dali koncert na dachu.
-          Żartujesz?! - wykrzyknął. Ta wizja zupełnie mijała się z jego.
-          Nie - spojrzał do swoich notatek - Jak chcielibyście spędzić swój ostatni dzień?
-          Wszystko jedno, byle był przy mnie Tom, mama, Mary Ann, Andreas, Gustav i Georg - odparł bez zastanowienia.
-          A ty Tom?
-          Nie wiem, ale raczej tak jak Bill. Jednak zamiast Mary Ann chciałbym Nikolę.
-          A muzyka? Przecież ją też kochacie. Kiedy dajecie koncerty jesteście w swoim żywiole - przekonywał. - Tysiące piszczących na wasz widok fanek, ta energia, którą się czuje, świadomość, że te tysiące nastolatek uwielbia waszą muzykę... - przekonywał. - Nie chcielibyście w swoim ostatnim dniu dać koncertu?
-          Wygrałeś - mruknął Czarnowłosy, a po chwili milczenia dodał: - A co z „Wir schliessen uns ein”? Jak to zaplanowaliście?
-          Zrobimy casting, z którego wybierzemy kilkadziesiąt dziewcząt...
-          Ciekawie się zapowiada - wtrącił Tom puszczając oczko Billowi. Ten tylko się skrzywił, bo wiedział, że ten teledysk też będzie beznadziejny. Czuł jak gromadzi się w nim złość, ale cóż mógł począć? Był totalnie bezradny.
-          Masz przecież Nikolę...
-          Ale to nie znaczy, że...
-          Dobra! - przerwał im Jost. - Potem sobie o tym porozmawiacie. Pozwólcie, że dokończę - kiedy skinęli głowami kontynuował: - Zawiążemy tym dziewczynom oczy i ubierzemy w takie same koszulki. Ustawimy je w jednym z korytarzy, a wy tamtędy będziecie mieli przejść.
-          A co w takim razie mają robić te dziewczyny? - spytał Bill.
-          Dotykać was, szarpać... - Widząc, że chcą zaprotestować podniósł dłoń uciszając ich tym samym. - Ma to wyglądać tak jakby każda z nich chciała mieć was tylko dla siebie, ale wy musicie iść dalej. Zamknąć się w studio.
-          To mi się zupełnie nie podoba!
-          Oj Bill, nie będzie źle. Mi pasuje. Tylko fanki mają być ładne - puścił oczko tym razem Jostowi.
-          Oczywiście - uśmiechnął się lekko. - Wiem, że te teledyski, to nie jest to co chcieliście, ale singiel z waszej nowej płyty będzie już bardziej dopracowany. Będziemy mieli więcej czasu, żeby coś zorganizować.
-          Obiecujesz?
-          Tak Bill, obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby tak właśnie było.
-          Dzięki - powiedzieli chórkiem.
Jost zamknął swój kalendarz wypełniony notatkami i z uśmiechem na ustach podniósł się z drewnianego krzesełka.
-          Zaczekaj. A Gustav z Georgiem co mówili? Zgodzili się? - spytał Tom.
-          Powiedzieli, że nie podobają im się te pomysły, ale jeżeli tylko wyrazicie zgodę to oni również wyrażają. Szczególnie, że macie naprawdę mało czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz