środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 163



            Przytulił mocniej Mary Ann do swojej piersi i poprowadził ukochaną w stronę pól. Nie lubił tego miasteczka. Zdecydowanie lepiej czuł się w wielkich, anonimowych miastach. Nie było w nich ani wścibskich ludzi ani tego całego robactwa, które na wsi występowało w nadmiarze. A jednak jego ulubionym miejscem był kawałek ziemi należący do jakichś bogatych magdeburczyków, którzy od czasu do czasu przyjeżdżali tutaj na weekend. Wiedział, że nie powinien się tam włamywać, ale przecież nie robił niczego złego. Tylko przebywał przez jakiś czas na ich posesji zatapiając się w myślach i to wszystko.
-          Musimy przejść przez ten płot – skinął w stronę drewnianego ogrodzenia.
-          Ale po co? – blondynka spytała nic nie rozumiejąc.
-          Chcę ci pokazać moje ulubione miejsce – odparł z uśmiechem, a widząc, że Mary chce zaprotestować dodał: - Nie bój się. Nikt nas nie złapie, bo właściciele przyjeżdżają tutaj tylko od czasu do czasu w weekendy.
Pokręciła głową, ale nie protestowała. Zamiast tego wyswobodziła się z jego objęć i podeszła do płotu. Zerknęła na niego niepewnie, a chwilę później była już po drugiej stronie.
-          Idziesz? – spytała wyrywając go z otępienia. Nie sądził, że Mary Ann jest tak zaprawiona w przechodzeniu przez ogrodzenia!
-          Tak... już... – wymamrotał przeskakując przez drewniane deski, co wcale nie było takie proste.
-          I gdzie to miejsce? – uśmiechnęła się wesoło kiedy ponownie objął ją w talii.
-          Jeszcze kawałek.
Poprowadził ją w stronę małego zagajnika, który znał praktycznie na pamięć. I choć nigdy nie lubił lasu, to ten przypadł mu do gustu. Zawsze spacerował po nim kiedy miał jakiś problem, albo zatracał się w swoich marzeniach. To tutaj zastanawiał się jak to będzie kiedy Devilish stanie się sławne, jak będzie wyglądało jego życie kiedy się zakocha czy choćby przeżywał słabą ocenę z matematyki.
Złapał Mary Ann za rękę i poprowadził wąską ścieżką przez lasek. Dziewczyna rozglądała się ciekawie dookoła, ale nie odezwała się ani słowem. Po kilkudziesięciu minutach drogi w zupełnych ciemnościach trochę się przerzedziło. Drzewa nie rosły już tak blisko siebie jak wcześniej, a drogę oświetlał im księżyc, który był w trzeciej kwadrze. W końcu pojawiła się przed nimi dość mała, ale urocza polanka, na której stał młyn. Do ich uszu dotarł uspokajający szum płynącego nieopodal strumyka.
Położył się na trawie, która była nagrzana po upalnym dniu. Mary Ann z uśmiechem oparła głowę o jego wątły tors i wpatrzyła się w rozgwieżdżone niebo.
-          Nie dziwię ci się, że to twoje ulubione miejsce – odparła cichutko, prawie szeptem, tak jakby nie chciała zakłócić panującego tu spokoju. – Tutaj jest ślicznie!
-          Cieszę się, że ci się podoba – uniósł lekko kąciki ust w górę. Położył jedną dłoń na brzuchu Mary Ann. – Przychodziłem tutaj zawsze kiedy chciałem być sam. Tylko Tom wiedział gdzie mnie szukać.
-          Dziękuję, że mnie tutaj przyprowadziłeś – szepnęła odwracając głowę w bok, tak, że ich spojrzenia się spotkały.
Żadne z nich nie odezwało się nawet słowem. Rozkoszowali się ciszą, przerywaną jedynie szumem strumienia i cichymi skrzypnięciami drewnianego wiatraka, który obracał o kilka centymetrów nawet najlżejszy powiew wiosennego wiatru. Oboje cieszyli się, że mogą być tak blisko siebie. Wiedzieli, że już za niedługo rozstaną się na kilka tygodni, co nie odpowiadało ani jemu ani Mary Ann. Tym razem nie było nawet cienia nadziei na to, że blondynka zostanie na dłużej w Niemczech, albo on pojedzie do Polski. Musiał wrócić do szarej rzeczywistości o której zawsze tak marzył. W Paryżu, choć miał ciągle jakieś spotkania mające na celu ich promocję we Francji nie myślał o tym jako o czymś złym. Miał chwile, kiedy chciał wszystko rzucić i być tylko z ukochaną, ale świadomość, że będzie na niego czekała w pokoju, albo zobaczą się za jakiś czas podnosiła go na duchu. A teraz? Nie będzie mógł liczyć na to, że przyjdzie zmęczony do hotelu i zaśnie wtulony w ramiona Mary Ann.
-          Widzisz tamte gwiazdy? – wskazał dłonią na siedem jasnych punkcików, a kiedy przytaknęła kontynuował: – To waga, a tamte – przejechał w powietrzu palcem, tak jakby chciał zakreślić na niebie jakieś linie – układają się w węża. Tam jest głowa, tamten brzuszek to wężownik, a na samym dole jest ogon. A Pomiędzy tamtymi dwoma gwiazdami widać Plutona, zaś tam – skinął w stronę największego punktu na sklepieniu – jest Jowisz.
-          Skąd tyle wiesz o gwiazdach? – spytała patrząc na niego.
-          Jak byłem młodszy interesowałem się trochę astronomią. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej o nocnym niebie. Zawsze mnie fascynowało.
-          Zadziwiasz mnie coraz bardziej – uśmiechnęła się do niego. – Wracamy już? Trochę zmarzłam...
Mary Ann podniosła się do pozycji siedzącej, a kiedy zobaczył, że jej ciałem wstrząsają delikatne dreszcze pomógł jej wstać i przygarnął do siebie, chcąc ogrzać ją swoim ciałem. Żałował, że nie miał niczego czym mógłby ją okryć. Powinien pozwolić jej się ubrać w coś cieplejszego, ale chciał ją jak najszybciej wyciągnąć na spacer. Zanim przeanalizował wszystkie za i przeciw. Bo przecież jakiś natrętny paparazzi mógł zrobić im zdjęcie w nocy, albo równie dobrze mogli się natknąć na fanki Tokio Hotel, które pewnie nie dałyby im spokoju. Właściwie dla niego to było bez znaczenia, czy w gazetach piszą o tym, że jest z ukochaną czy nie, ale wiedział, że jest lepiej póki nikt nie wie o ich związku. Zarówno dla Tokio Hotel jak i dla Mary Ann. Gdyby nie czekały ich żadne przykre konsekwencje najchętniej wykrzyczałby całemu światu, że ją kocha. A nie były to puste słowa w jego przypadku, gdyż miał okazję aby ogłosić to, jak bardzo Mary jest dla niego ważna prawie całemu światu.
Doszli do drewnianego płotku. Blondynka puściła jego dłoń i zgrabnie przeskoczyła przez ogrodzenie. Wyglądała tak seksownie... Zresztą ona zawsze wygląda dla niego seksownie i pociągająco. Chciał, żeby doszło między nimi do czegoś więcej, chciał pokazać jej całą swoją miłość, ale jak na złość Tom musiał przerwać im dwukrotnie! A przecież wcale nie musiał pytać się gdzie położył ten swój cholerny telefon! Wystarczy, że zadzwoniłby z jego komórki na swoją! A może bliźniak im specjalnie wtedy przerwał? Nie. Przecież ma Nikolę...
* * *
            Gitarzysta Tokio Hotel delikatnie przesuwał opuszkami palców po strunach swojej gitary. Wygrywane przypadkowo nuty układały się w bliżej nieokreśloną melodię, ale jemu było wszystko jedno. Grał, żeby trochę ostudzić swoje rozdygotane nerwy. W życiu nie przypuszczał, że jakakolwiek dziewczyna może doprowadzić go do takiego stanu! Był zdenerwowany, nie mógł skupić na niczym myśli, nawet podczas rozmowy z Andreasem, w której w końcu przestał brać udział, nie potrafił nawet usiedzieć w miejscu! Ciągle krzątał się bez celu po domu, co rusz spoglądając na wyświetlacz swojego telefonu komórkowego. Zupełnie tak jakby miało to spowodować, że Nikola zadzwoni. Przecież dała słowo! Czemu w takim razie go nie dotrzymała?! Może nie chciała go znać, a obiecała, że zatelefonuje tylko dla świętego spokoju? Nie miał pojęcia, ale było mu przykro z tego powodu. Tęsknił za nią. Nie musiał nawet jej przytulić czy pocałować, wystarczyłoby, że usłyszałby jej wesoły głos w słuchawce, choć oczywiście spotkanie byłoby o wiele milsze. Czy on naprawdę tak wiele wymaga?!
            Teraz melodia stała się znacznie żywsza. Musiał w jakiś sposób wyładować cały gniew i żal, który zaczął się w nim gromadzić. Dlaczego wszystkie dziewczyny, w których się zakocha muszą go tak ranić? Co on takiego robi źle?! Widocznie nie jest mu przeznaczone szczęście w miłości. Może rzeczywiście powinien stać się tym twardym macho, na którego się kreuje w wywiadach? Czy wtedy życie nie byłoby o wiele łatwiejsze?
            Z muzyką wydawaną przez jego czarnego Gibsona zmieszał się natarczywy dźwięk domofonu. Kto mógł ich odwiedzać o tej porze?! Przecież dochodziła już prawie trzecia w nocy!
            Zwlókł się z łóżka i skierował do drzwi wejściowych. Może to Andreas o czymś zapomniał? Albo Bill nie zabrał kluczy?
            Nie podchodząc nawet do domofonu otworzył szeroko drzwi i spojrzał przed siebie. Przed furtką stała skulona postać z długimi włosami, które wesoło rozwiewał wiatr. Gdy usłyszał cichy szloch przybysza podbiegł do ogrodzenia. Dopiero teraz dostrzegł zapłakaną twarz Nikoli. Otworzył bramę i zanim wykonał jakikolwiek ruch brunetka wpadła w jego ramiona. Mocno się do niego przytuliła cicho łkając.
-          Co się stało? – szepnął głaszcząc ją po aksamitnych włosach, które teraz były lekko splątane.
-          N-nic – wyjąkała. – Je-jest Mary Ann?
-          Nie ma. Poszła gdzieś z Billem. Chodź ze mną do środka.
Poprowadził ukochaną do kuchni i posadził na drewnianym krześle. Wstawił wodę do elektrycznego czajnika, a w międzyczasie wyciągnął z górnej szafki dwie szklanki i herbatę. Zapomniał nawet o całej złości na nią, jaka jeszcze przed chwilą tliła się w jego sercu.
Zalał torebki wrzącą wodą i postawił szklankę z parującym napojem przed dziewczyną.
-          Dzięki – odparła cichutko.
Nie miał pojęcia co się stało, ale serce mu się ściskało widząc ją taką zapłakaną i bezbronną. Niewątpliwie wydarzyło się coś ważnego, skoro Nikola przyszła do nich o tej godzinie, w dodatku cała roztrzęsiona. Gdyby dopadł tego, który doprowadził ją do tego stanu zadźgałby go na śmierć.
-          Nie płacz aniołku – szepnął uspokajająco ocierając łzy z jej policzków. – Będzie dobrze...
-          Nic nie będzie dobrze!! – wykrzyknęła wylewając przy tym trochę gorącego napoju na swoją dłoń. Jednak wydawała się tego nawet nie zauważyć. – Nic nie rozumiesz!!
-          To powiedz mi co się stało... – poprosił wyciągając z lodówki jakąś mrożonkę. Podał ją Nikoli, aby przyłożyła sobie ją do miejsca, które przed chwilą oparzyła.
-          N-nic... – załkała. – N-nic się nie stało...
-          Przecież widzę – uśmiechnął się smutno, a widząc jak jej ciałem wstrząsa kolejny szloch dodał: - Jak zechcesz to sama mi powiesz, ale proszę nie płacz już skarbie.
Odłożyła mrożonkę na stół i nie zważając na to, że wylewa trochę herbaty na biały obrus wpadła mu w ramiona. Jego zapach podziałał na nią kojąco. Nie protestowała kiedy Tom poprowadził ją do salonu. Rozsiedli się na skórzanej sofie. Była mu wdzięczna, że o nic nie wypytywał. Zresztą i tak nic by mu nie powiedziała. Za to chciała porozmawiać z Mary Ann. Zaklinała ją w duchu, żeby szybko wróciła z nocnego spaceru na który wybrała się z Billem. Równie dobrze wiedziała, że pewnie sobie trochę poczeka. Przecież przyjaciółka nie spodziewała się, że przyjedzie do domu bliźniaków w środku nocy cała zapłakana. Jednak miała ku temu powód. Jej życie nagle runęło. Zwaliło jej się na głowę. Nie wierzyła, że to wszystko wydarzyło się w ciągu zaledwie tygodnia kiedy była we Francji. Ale przecież to się ciągnęło znacznie dłużej... Tylko, że wtedy nikt o tym nie wiedział...
            Wtuliła się mocno w ramiona Toma, który pocałował ją pieszczotliwie w czubek głowy. Ten chłopak był zupełnie inny niż przedstawiają go media! Nie był wcale takim bezwzględnym podrywaczem. Umiał zbajerować dziewczynę, ale to był wciąż jej Tom. Chłopak, który ją pokochał, a ona jego. Dlaczego w takim razie nie chce pisnąć mu ani słówka o jej małej tragedii?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz