środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 137



            Pchnął drzwi od pokoju numer 516 i wszedł do środka. Widząc, że w pomieszczeniu panuje ciemność poczuł zawód. Tak bardzo chciał się teraz przytulić do Mary Ann i poczuć jej słodkie usta na swoich. Szepnąć, że ją kocha i usłyszeć dokładnie to samo w odpowiedzi. Jednak po jego ukochanej nie było nawet śladu. Był zmęczony, ale mimo to szczęśliwy. Cieszył się, że nie musiał kłamać w wywiadzie. Miał tylko nadzieję, że żaden inny dziennikarz nie spyta go o tamto zdjęcie i Mary Ann. Wtedy kłamstwo byłoby nieuniknione, a prawda i tak z czasem wyszłaby na światło dzienne.
            W jednym momencie ściągnął z siebie gruby łańcuch okalający jego szyję i wszystkie pieszczochy. Nagle zapragnął być znów tym zwykłym Billem Kaulitzem, którego wszyscy wytykają palcami za oryginalny styl i wygląd. Cóż poradzi na to, że nie ma typowo męskich rysów twarzy? Choć ostatnio zaczęły się delikatnie wyostrzać. Nie miał jednak kompleksów na punkcie swojej urody. Był taki jaki był, a użalanie się nad sobą i tak w niczym by mu nie pomogło. Prawdę mówiąc cieszył się nawet z tego, że ma taką właśnie urodę. Gdyby się obciął, postawił włosy na żel i zrezygnował z połowy swoich pieszczoch i wszelkiego makijażu z pewnością należałby do tych słodkich chłopców jakich można często spotkać w boysbandach. Jednak jemu taki wizerunek nie odpowiadał. Nie ważne ile musiał i w dalszym ciągu musi wysłuchiwać komentarzy na swój temat zawsze będzie w tej kwestii nieugięty. Będzie się malował, stroszył włosy i nosił pieszczochy. Nie ważne co inni o nim mówią. Jednak czasami był mu potrzebny krótki odpoczynek od własnego wizerunku.
„When my mama ask me will I change
[A kiedy mama zapytała mnie czy się zmienię]
I tell her yeah, but it’s clear I’ll always be the same.
[Powiedziałem jej “jasne”, ale pewne jest, że zawszę pozostanę taki sam]
Until the end of time
[Aż do końca]”
            Skierował się do łazienki i przekręcił kurki. Z kranu poleciała ciepła woda, pod którą bez zastanowienia włożył głowę. Zaczął spłukiwać ze swoich włosów nadmiar pianki i lakieru. Od razu poczuł się jakby był lżejszy o kilka kilogramów. Czuł, że jest zwykłym chłopakiem, który może wybrać się do kina czy na zakupy wtedy kiedy zapragnie, bez ochroniarza i wszędzie chodzącymi za nim fankami. Jednak on już się do tego zdążył przyzwyczaić. Ale czy będzie to odpowiadało Mary Ann? Przecież ona również zostanie narażona na starcia z fankami. A może Jost miał rację? Może faktycznie nie powinien spotykać się z blondynką? Bynajmniej nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, żeby ją chronić. Nie chciał, żeby Mary cierpiała przez to, że będzie z nim. Nawet na takiej zasadzie jak w tej chwili. Nie bardzo rozumiał dlaczego, nie chciała zostać jego dziewczyną, skoro zachowują się jak para, ale teraz nie było to najistotniejszą rzeczą. Póki co musi zdecydować co zrobić dalej. Tak bardzo chciałby zostać we Francji... Przynajmniej tutaj zaznał szczęścia i może odpocząć trochę od wszędzie chodzących za nim fanek.
            Obwinął mokre włosy białym hotelowym ręcznikiem i zaczął ścierać z twarzy makijaż. Sam nie wiedział jakim cudem zgodził się, żeby stylistka tak go pomalowała. Wyglądał dosłownie jak Kleopatra z tymi kreskami! Już nigdy więcej nie zgodzi się na coś takiego! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że jego zdjęcia będą podziwiały tysiące nastolatek. I pewnie znaczna większość będzie się z nich śmiała. Ale teraz już nic na to nie poradzi. Jednak zapamięta sobie na całe życie, żeby nie dać się już tak więcej pomalować. Chociaż tyle, że pasemka wyszły całkiem fajne. Teraz już nie są białe, ale złote. I jest ich zdecydowanie więcej.
            Wyrzucił brudne waciki do kosza na śmieci i spojrzał w lustro. Odetchnął z ulgą. Potrzebował tej odrobiny normalności. Zawsze wszyscy mówili o nim, że jest dziwakiem. Ale czy to takie złe, że nie jest się takim jak setki innych ludzi, którzy giną w bezbarwnym tłumie? Na niego przynajmniej zwracali zawsze uwagę. Nie ginął wśród przechodniów. A to było dla niego jak najbardziej pozytywne.
            Usłyszał odgłos pukania, a raczej walenia do drzwi. Już wiedział kto stoi na korytarzu. To musiał być Tom, Georg albo Gustav. Nikt inny nie oznajmiał głośniej swojej obecności. Nie miał ochoty im otwierać, ale wiedział, że nie odpuszczą. Westchnął głośno i podszedł do drzwi.
-          Co ci się stało? - spytał Gustav na wstępie.
-          Nic - wzruszył ramionami. - Po prostu zmyłem z siebie makijaż i umyłem włosy.
-          Przed kolacją? Chory jesteś?
-          Taa... Nie dość, że mam fenyloketonurię, to jeszcze alkaptonurię, a pewnie z czasem ujawni się u mnie choroba Hunningtona - odpowiedział lekko się krzywiąc.
-          Ty jesteś naprawdę chory... - Basista spojrzał na niego z troską. - Po co uczyłeś się biologii?
Bill Kaulitz przekręcił oczami i usiadł na środku łóżka. Uznał, że znacznie lepiej będzie milczeć, niż tłumaczyć Georgowi, że nawet nie zajrzał do podręczników odkąd dowiedział się, że czeka go rok bez nauki. Oczywiście pomijając lekcje z prywatnymi nauczycielami, które były rzadkie, a ponadto nic nie musiał na nich praktycznie robić z Tomem. Jedynie siedzieli i słuchali. A przynajmniej udawali, że słuchają kiwając od czasu do czasu głowami. Nie wiedział jeszcze czy po wakacjach normalnie wrócą do szkoły, ale miał nadzieję, że nie. Nigdy nie lubił tamtego miejsca i z pewnością już nie polubi. Szczególnie, że poznał przez prawie rok znacznie wiele milszych aspektów życia.
-          Łap - Gustav rzucił mu RedBulla.
-          Dzięki. Przyjdzie Tom?
-          Nie wiem. Nie było go w pokoju - Georg otworzył swoją puszkę z napojem. - Umówiłem się z Annette.
-          Tą Annette? - Bill wybałuszył oczy ze zdumienia.
-          Fajna z niej laska, więc czemu nie? - upił łyk RedBulla. - I dobrze całuje.
Bill skrzywił się mimowolnie na wspomnienie swojego pocałunku z Francuzką. Niewiele z niego pamiętał, więc nie mogła aż tak dobrze całować.
-          Tylko trzymaj ją z dala ode mnie - jego ton był chłodny.
-          Czemu tak jej nie lubisz? Przecież wyjaśniłeś wszystko z Mary, a i ona powiedziała, że jej przykro. Wiesz, że przez ciebie płakała?
-          Pewnie udawała. Biedna, mała dziewczynka... - odparł z ironią. - Niech idzie po pocieszenie do swojego chłopaka.
-          Ona ma chłopaka? - skinął głową. - Żartujesz sobie?
-          Ani trochę. Wczoraj go poznałem. To kolega Mary.
Basista ciężko westchnął i wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy. Przez moment w pokoju było słychać jedynie dźwięk naciskanych przycisków.
-          Towarzyszący od dnia urodzenia pech basisty Tokio Hotel jak zwykle dał znać w najbardziej odpowiedniej chwili - zaśmiał się Gustav.
-          Po raz kolejny okazało się, że dziewczyna, która mu się spodobała ma już chłopaka - teraz mikrofon przejął Bill. - I jak się z tym czujesz? To musi być straszne! Opowiedz nam o swoich przeżyciach.
-          Gwarantujemy, że wywiad znajdzie się na pierwszej stronie Bilda - dodał Gustav.
-          A będzie duże zdjęcie? - spytał basista z nadzieją w głosie.
-          Jak znajdziemy jakieś znośne, z czym będzie ciężko, to całkiem możliwe...
-          Te, młody - zwrócił się do Czarnego. - Nie pozwalaj sobie...
Bill widząc minę basisty zerwał się z łóżka i zaczął uciekać przed nim po pokoju. Uwielbiali sobie żartować z Georga, ale potem odbijało się to na nich najczęściej kilkoma siniakami. I tak byłoby z pewnością tym razem, gdyby nie pukanie do drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz