Pchnął
drzwi od pokoju numer 516 i wszedł do środka. Widząc, że w pomieszczeniu panuje
ciemność poczuł zawód. Tak bardzo chciał się teraz przytulić do Mary Ann i
poczuć jej słodkie usta na swoich. Szepnąć, że ją kocha i usłyszeć dokładnie to
samo w odpowiedzi. Jednak po jego ukochanej nie było nawet śladu. Był zmęczony,
ale mimo to szczęśliwy. Cieszył się, że nie musiał kłamać w wywiadzie. Miał
tylko nadzieję, że żaden inny dziennikarz nie spyta go o tamto zdjęcie i Mary Ann.
Wtedy kłamstwo byłoby nieuniknione, a prawda i tak z czasem wyszłaby na światło
dzienne.
W jednym
momencie ściągnął z siebie gruby łańcuch okalający jego szyję i wszystkie
pieszczochy. Nagle zapragnął być znów tym zwykłym Billem Kaulitzem, którego wszyscy
wytykają palcami za oryginalny styl i wygląd. Cóż poradzi na to, że nie ma
typowo męskich rysów twarzy? Choć ostatnio zaczęły się delikatnie wyostrzać.
Nie miał jednak kompleksów na punkcie swojej urody. Był taki jaki był, a
użalanie się nad sobą i tak w niczym by mu nie pomogło. Prawdę mówiąc cieszył
się nawet z tego, że ma taką właśnie urodę. Gdyby się obciął, postawił włosy na
żel i zrezygnował z połowy swoich pieszczoch i wszelkiego makijażu z pewnością
należałby do tych słodkich chłopców jakich można często spotkać w boysbandach.
Jednak jemu taki wizerunek nie odpowiadał. Nie ważne ile musiał i w dalszym
ciągu musi wysłuchiwać komentarzy na swój temat zawsze będzie w tej kwestii
nieugięty. Będzie się malował, stroszył włosy i nosił pieszczochy. Nie ważne co
inni o nim mówią. Jednak czasami był mu potrzebny krótki odpoczynek od własnego
wizerunku.
„When my
mama ask me will I change
[A kiedy
mama zapytała mnie czy się zmienię]
I tell
her yeah, but it’s clear I’ll always be the same.
[Powiedziałem
jej “jasne”, ale pewne jest, że zawszę pozostanę taki sam]
Until
the end of time
[Aż do
końca]”
Skierował
się do łazienki i przekręcił kurki. Z kranu poleciała ciepła woda, pod którą
bez zastanowienia włożył głowę. Zaczął spłukiwać ze swoich włosów nadmiar
pianki i lakieru. Od razu poczuł się jakby był lżejszy o kilka kilogramów.
Czuł, że jest zwykłym chłopakiem, który może wybrać się do kina czy na zakupy
wtedy kiedy zapragnie, bez ochroniarza i wszędzie chodzącymi za nim fankami.
Jednak on już się do tego zdążył przyzwyczaić. Ale czy będzie to odpowiadało
Mary Ann? Przecież ona również zostanie narażona na starcia z fankami. A może
Jost miał rację? Może faktycznie nie powinien spotykać się z blondynką?
Bynajmniej nie dlatego, że nie chce, ale dlatego, żeby ją chronić. Nie chciał,
żeby Mary cierpiała przez to, że będzie z nim. Nawet na takiej zasadzie jak w
tej chwili. Nie bardzo rozumiał dlaczego, nie chciała zostać jego dziewczyną,
skoro zachowują się jak para, ale teraz nie było to najistotniejszą rzeczą.
Póki co musi zdecydować co zrobić dalej. Tak bardzo chciałby zostać we
Francji... Przynajmniej tutaj zaznał szczęścia i może odpocząć trochę od
wszędzie chodzących za nim fanek.
Obwinął
mokre włosy białym hotelowym ręcznikiem i zaczął ścierać z twarzy makijaż. Sam
nie wiedział jakim cudem zgodził się, żeby stylistka tak go pomalowała.
Wyglądał dosłownie jak Kleopatra z tymi kreskami! Już nigdy więcej nie zgodzi
się na coś takiego! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że jego zdjęcia będą
podziwiały tysiące nastolatek. I pewnie znaczna większość będzie się z nich
śmiała. Ale teraz już nic na to nie poradzi. Jednak zapamięta sobie na całe
życie, żeby nie dać się już tak więcej pomalować. Chociaż tyle, że pasemka
wyszły całkiem fajne. Teraz już nie są białe, ale złote. I jest ich
zdecydowanie więcej.
Wyrzucił
brudne waciki do kosza na śmieci i spojrzał w lustro. Odetchnął z ulgą.
Potrzebował tej odrobiny normalności. Zawsze wszyscy mówili o nim, że jest
dziwakiem. Ale czy to takie złe, że nie jest się takim jak setki innych ludzi,
którzy giną w bezbarwnym tłumie? Na niego przynajmniej zwracali zawsze uwagę.
Nie ginął wśród przechodniów. A to było dla niego jak najbardziej pozytywne.
Usłyszał
odgłos pukania, a raczej walenia do drzwi. Już wiedział kto stoi na korytarzu.
To musiał być Tom, Georg albo Gustav. Nikt inny nie oznajmiał głośniej swojej
obecności. Nie miał ochoty im otwierać, ale wiedział, że nie odpuszczą. Westchnął głośno i
podszedł do drzwi.
-
Co ci się stało? - spytał Gustav na wstępie.
-
Nic - wzruszył ramionami. - Po prostu zmyłem z siebie
makijaż i umyłem włosy.
-
Przed
kolacją? Chory jesteś?
-
Taa... Nie dość, że mam fenyloketonurię, to jeszcze
alkaptonurię, a pewnie z czasem ujawni się u mnie choroba Hunningtona -
odpowiedział lekko się krzywiąc.
-
Ty jesteś naprawdę chory... - Basista spojrzał na niego z
troską. - Po co uczyłeś się biologii?
Bill Kaulitz przekręcił oczami i usiadł
na środku łóżka. Uznał, że znacznie lepiej będzie milczeć, niż tłumaczyć
Georgowi, że nawet nie zajrzał do podręczników odkąd dowiedział się, że czeka
go rok bez nauki. Oczywiście pomijając lekcje z prywatnymi nauczycielami, które
były rzadkie, a ponadto nic nie musiał na nich praktycznie robić z Tomem.
Jedynie siedzieli i słuchali. A przynajmniej udawali, że słuchają kiwając od
czasu do czasu głowami. Nie wiedział jeszcze czy po wakacjach normalnie wrócą
do szkoły, ale miał nadzieję, że nie. Nigdy nie lubił tamtego miejsca i z
pewnością już nie polubi. Szczególnie, że poznał przez prawie rok znacznie
wiele milszych aspektów życia.
-
Łap - Gustav rzucił mu RedBulla.
-
Dzięki.
Przyjdzie Tom?
-
Nie wiem. Nie było go w pokoju - Georg otworzył swoją
puszkę z napojem. - Umówiłem się z Annette.
-
Tą Annette? - Bill wybałuszył oczy ze zdumienia.
-
Fajna z niej laska, więc czemu nie? - upił łyk RedBulla.
- I dobrze całuje.
Bill skrzywił się mimowolnie na
wspomnienie swojego pocałunku z Francuzką. Niewiele z niego pamiętał, więc nie
mogła aż tak dobrze całować.
-
Tylko trzymaj ją z dala ode mnie - jego ton był chłodny.
-
Czemu tak jej nie lubisz? Przecież wyjaśniłeś wszystko z
Mary, a i ona powiedziała, że jej przykro. Wiesz, że przez ciebie płakała?
-
Pewnie udawała. Biedna, mała dziewczynka... - odparł z
ironią. - Niech idzie po pocieszenie do swojego chłopaka.
-
Ona ma chłopaka? - skinął głową. - Żartujesz sobie?
-
Ani trochę. Wczoraj go poznałem. To kolega Mary.
Basista ciężko westchnął i wyciągnął z
kieszeni telefon komórkowy. Przez moment w pokoju było słychać jedynie dźwięk
naciskanych przycisków.
-
Towarzyszący od dnia urodzenia pech basisty Tokio Hotel
jak zwykle dał znać w najbardziej odpowiedniej chwili - zaśmiał się Gustav.
-
Po raz kolejny okazało się, że dziewczyna, która mu się
spodobała ma już chłopaka - teraz mikrofon przejął Bill. - I jak się z tym
czujesz? To
musi być straszne! Opowiedz nam o swoich przeżyciach.
-
Gwarantujemy, że wywiad znajdzie się na pierwszej stronie
Bilda - dodał Gustav.
-
A będzie duże zdjęcie? - spytał basista z nadzieją w
głosie.
-
Jak znajdziemy jakieś znośne, z czym będzie ciężko, to
całkiem możliwe...
-
Te, młody - zwrócił się do Czarnego. - Nie pozwalaj
sobie...
Bill widząc minę basisty zerwał się z
łóżka i zaczął uciekać przed nim po pokoju. Uwielbiali sobie żartować z Georga,
ale potem odbijało się to na nich najczęściej kilkoma siniakami. I tak byłoby z
pewnością tym razem, gdyby nie pukanie do drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz