środa, 12 grudnia 2012

Rozdział 153



            Godzinę później wysiadaliśmy z czarnego vana, który był wypożyczony na czas pobytu Tokio Hotel we Francji. Spojrzałam smutnym wzrokiem na rozciągający się przede mną budynek lotniska imienia Charlesa De Gaulle. Tak bardzo nie chciałam opuszczać Paryża. Bynajmniej nie dlatego, że to naprawdę piękne miasto, w którym przeżyłam wiele cudownych chwil. Oczywiście te złe również były, ale czy warto je wspominać? Tak. Żeby uczyć się na własnych błędach. Jednak w tym momencie postanowiłam je odrzucić. Zapamiętać jak najdokładniej wszystkie szczęśliwe momenty.
            Kiedy Saki z Hansem przyprowadzili wózki na bagaże chłopcy ułożyli na nich walizki. Nic dziwnego, że do przetransportowania tych wszystkich tobołów były potrzebne aż trzy minivany! Sądziłam, że Bill zabrał najwięcej bagażu, ale jak się okazało Tom wcale nie był od niego gorszy. Spojrzałam na Nikolę i uśmiechnęłam się do niej lekko. Obie miałyśmy tylko po jednej walizce.
            Złapałam Billa pod ramię i poczłapaliśmy za Hansem, Davidem, Sakim, Georgiem, Gustavem, a także Tomem i Nikolą w stronę budynku. Weszliśmy do wielkiej hali i od razu skierowaliśmy się do stanowisk, w których można było zdać bagaż. Ustawiłam się razem z nimi w dość długiej kolejce, choć powinnam czekać w zupełnie innej. W końcu nie lecę, tak jak oni do Niemiec. Spojrzałam ponuro na Czarnego. Oczy podejrzanie mu błyszczały, a na ustach czaił się uśmiech. Czyżby cieszył się z tego, że za kilkadziesiąt minut rozstaniemy się na kilka tygodni?
            Uświadomiwszy sobie, że nie mam biletu zaczęłam rozglądać się za wujkiem. Kiedy odnalazłam go wzrokiem odsunęłam się od Billa i podeszłam do menagera, który wpatrywał się w monitorek swojego palmtopa.
-          David? - odezwałam się do niego niepewnie, bo wiedziałam, że nie lubił jak mu się przeszkadza kiedy jest zajęty. - Masz mój bilet?
-          Po co ci on?
-          Jak to po co? - przewróciłam oczami, choć on tego i tak nie dostrzegł, gdyż za bardzo był pochłonięty obserwowaniem ekraniku. - Chcę oddać bagaż. Zresztą nigdzie nie polecę bez biletu.
-          Saki powinien mieć. Zresztą nie zawracaj mi teraz głowy.
Nie patrząc nawet na mnie wyciągnął z kieszeni swój telefon i przyłożył go do ucha. Westchnęłam ciężko i podeszłam do Sakiego, który rozmawiał z Hansem. W życiu nie powiedziałabym, że ten prawie dwumetrowy mężczyzna w okularach jest w stanie zrobić komuś krzywdę. Albo obronić Tokio Hotel przed chmarą fanek. Wiedziałam jednak, że jest niebezpieczny kiedy się z nim zadrze, jednak na ogół był niezwykle miły.
-          Saki? Masz mój bilet?
-          Nie - pokręcił głową. - Mam tylko swój.
-          Ale David mówił, że masz...
-          Spytaj Billa może wziął od niego dla ciebie.
-          Ok. Dzięki.
Odeszłam od niego i wróciłam do chłopaków z Tokio Hotel oraz Nikoli. Wszyscy wesoło o czymś rozmawiali wybuchając co jakiś czas głośnym chichotem. Czy tylko mnie nie jest do śmiechu? Właściwie pozostali nie mieli nawet najmniejszego powodu do smutku. Razem wracają do Niemiec, nie będą musieli tęsknić za nikim... Przytuliłam się mocno do Billa i już miałam się spytać o mój bilet kiedy dostrzegłam zbliżającego się Davida. Wyglądał jak rozjuszony byk, któremu ktoś pokazał krwistoczerwoną płachtę.
-          Macie kilka dni wolnego - oznajmił chłodno.
-          Ale jak to? - Tom zmrużył lekko oczy. - Przecież mieliśmy kręcić...
-          Tak, wiem - przerwał mu. - Ale właśnie dzwonił do mnie Roth. Nic nie kręcicie w najbliższym czasie.
-          Super! - wykrzyknął Georg kiedy David od nich odszedł wrzeszcząc coś do telefonu. - Muszę poprosić mamę, żeby upiekła ciasto drożdżowe!
Basista wyciągnął z kieszeni spodni telefon komórkowy i odchodząc na bok mówił coś do słuchawki. Ja natomiast rozejrzałam się za swoją walizką, której nigdzie nie było. Tak jak pozostałych bagaży.
-          Gdzie moja walizka? I bilet?
-          Chłopaki nadali ją jak rozmawiałaś z Sakim - Nikola uśmiechnęła się wesoło.
-          Ale przecież odprawa bagaży do Polski jest tam! - wskazałam niewielką kolejkę dziesięć stanowisk od miejsca w którym aktualnie staliśmy.
-          Nie bój się o nią. Dotrze na miejsce - puściła mi oczko.
-          No dobra... - mruknęłam. - To kto wziął mój bilet?
-          Ja - usłyszałam szept Billa tuż przy uchu.
Czarny objął mnie w pasie mocniej i pocałował w policzek, a ja się uśmiechnęłam leciutko. Kiedy po kilkudziesięciu minutach dołączył do nas David wyraźnie zdenerwowany najprawdopodobniej tym, że odwołano kręcenie teledysku do „Der letze tag” udaliśmy się w stronę odprawy paszportowej. Zaraz po Nikoli podeszłam do okienka i podałam celniczce swój dokument.
-          Ticket, please.
-          Eee... - wydukałam uświadamiając sobie, że nie wzięłam od nikogo swojego biletu. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na Billa, który z uśmiechem na ustach podszedł do mnie.
-          Please - podał młodej kobiecie moją kartę pokładową, a także swój paszport i bilet.
-          Thank you - odparła odbierając od niego dokumenty.
Sprawdziła coś w komputerze, po czym położyła nasze bilety i paszporty na ladzie. Czarny momentalnie je pochwycił. Kiedy przeszliśmy przez bramkę wyciągnęłam  rękę, żeby oddał mi dokumenty, ale on tylko wręczył mi paszport. Spojrzałam na niego jak na wariata. Dlaczego nie chce dać mi mojego biletu? Przecież bez niego nigdzie nie polecę! Gorzej! Utkwię w strefie bezcłowej!
Kiedy dołączyli do nas pozostali udaliśmy się gdzieś za Davidem. Robiło mi się coraz smutniej, że już za kilkanaście minut samolot z Czarnym odleci do Niemiec, a ja zostanę tutaj i będę musiała czekać na swój, który odlatuje pół godziny później. Na twarzy Billa nadal widniał szeroki uśmiech, tak jakby zupełnie nie przejmował się tym, że już za chwilę rozstaniemy się na dobre kilka tygodni. Nie chciałam oczywiście, żeby się smucił tylko dlatego, że wyjeżdżam do Polski, ale sądziłam, że będzie mu choć odrobinę przykro.
-          Zaczekajcie tu - rzucił menager znikając za białymi drzwiami.
Usiadłam na pobliskim krzesełku i spuściłam głowę w dół. Po moich policzkach poleciało kilka tak niechcianych łez. Szybko je otarłam, ale kiedy spadły kolejne pozwoliłam im po prostu lecieć. Bill kucnął przede mną i z szerokim uśmiechem podał mi bilet. Wzięłam go od niego i schowałam do torebki.
-          Nie płacz kochanie - Otarł słone kropelki z moich policzków.
-          Ale mi smutno.
-          Chodźcie gołąbki! - usłyszałam wołanie Toma, jednak całkowicie je zignorowałam. Bo usłyszeć nie zawsze znaczy słuchać i rozumieć sens wypowiadanych przez kogoś słów. - Samolot odleci bez was!
-          To... - wyszeptałam czując jak w moim gardle wytworzyła się wielka gula. - Do zobaczenia.
-          I nie powiesz, że mnie kochasz, będziesz tęskniła, dzwoniła, albo czegoś równie banalnego?
-          Dobrze wiesz, że cię kocham i będę tęskniła - odparłam wtulając się w niego.
-          A ja nie będę tęsknił.
Podniosłam głowę mając nadzieję, że źle zrozumiałam to co powiedział. Jednak patrząc na jego szeroki uśmiech i roziskrzone orzechowe tęczówki wiedziałam, że dobrze dotarł do mnie sens jego słów. Poczułam jak do oczu napływają mi nowe łzy, jednak mrugnęłam kilkakrotnie powiekami, żeby nie pozwolić im spaść. Było mi przykro, że chłopak, któremu oddałam całe serce nie będzie za mną nawet tęsknił. Czyżbym miała rację od samego początku? A co jeżeli Czarny nic do mnie nie czuje, a wszystko to co się wydarzyło we Francji to tylko marna gra? Chciał się na mnie za coś odegrać i to wszystko? Tylko za co? Przecież nie zrobiłam mu niczego złego! Owszem kłóciliśmy się wielokrotnie, ale to nie była jedynie moja wina!
-          Nie musisz - odparłam chłodno wstając z krzesełka.
-          Wiem o tym, dlatego nie zamierzam tego robić - wyszczerzył się jeszcze mocniej, a ja tym samym utwierdziłam się w swoim przekonaniu, że to co się wydarzyło było jedynie aktem zemsty.
Bill złapał mnie za talię i przyciągnął do siebie zamierzając mnie pocałować, jednak przekręciłam głowę w bok, tak, że jego usta musnęły tylko mój policzek. Podniósł jedną brew i już miał coś powiedzieć kiedy rozległ się zniecierpliwiony głos Toma:
-          Idziecie?!
-          Idź już - zwróciłam się do Billa, wyswobadzając się jednocześnie z jego uścisku.
Otarłam policzki, na których pojawiły się nowe łzy, których nie byłam w stanie powstrzymać. Po prostu same napływały mi do oczu. Nie były spowodowane jednak tak jak wcześniej wyjazdem Czarnego, a tym, że od samego początku miałam rację. Bill nie darzył mnie żadnym głębszym uczuciem. A byłam przekonana, że te wszystkie pocałunki, czułe gesty, spojrzenia... były prawdziwe. Jak mogłam się aż tak mylić? Przynajmniej utwierdziłam się w przekonaniu, że Czarny oprócz talentu wokalnego ma również talent aktorski. A za tę rolę powinien zdecydowanie otrzymać Oskara!
-          Tak szybko chcesz się mnie pozbyć? - spytał podnosząc jedną brew w górę.
-          Chyba tak... - odparłam szczerze. - Żegnaj.
Pomachałam mu lekko ręką i odwróciłam się na pięcie odchodząc szybkim krokiem w stronę sklepików. Chciałam pożegnać się jeszcze z Nikolą, Tomem, Gustavem i Georgiem, ale zwyczajnie nie byłam w stanie przebywać dalej w towarzystwie Billa. Nie przejmowałam się już cieknącymi strumieniami łez po policzkach. Po prostu pozwoliłam im płynąć. Dlaczego cały pobyt tutaj okazał się tylko pięknym snem?! Co ja takiego zrobiłam, że wszystko się tak na mnie mści?! Czy byłam aż tak bardzo złym człowiekiem w poprzednim wcieleniu?
            Zaciskając mocno palce na uszach torebki kroczyłam szybko w stronę bramki numer sześć. Nie starałam się już nawet ocierać cieknących z oczu łez. Po prostu szłam przed siebie ciągle potrącając jakichś ludzi, którzy spoglądali na mnie gniewnie. W głowie miałam straszny mętlik. Już sama nie wiedziałam co myśleć o Billu. Zapewniał, że mnie kocha, a teraz cieszy się, że wyjeżdżam. Nie każę mu przecież rozpaczać z tego powodu, ale skoro jest we mnie taki zakochany mógłby pokazać, że jest mu choć odrobinę smutno! Czy ja wymagam tak wiele?
            Ustawiłam się na końcu dość długiej kolejki. Chciałam znaleźć się już w Polsce, zamknąć się w swoim pokoju i tam wypłakać sobie oczy. Dlaczego tak po prostu mu zaufałam? Uwierzyłam w to, że mnie kocha? Jak widać nadal byłam tą naiwną dziewczynką, która wierzyła, że pewnego dnia zjawi się u niej w domu książę na czarnym rumaku ubrany w lśniącą zbroję. Jednak takie cuda się nie zdarzają w realnym świecie, dlatego też przestałam w nie wierzyć dobre kilka lat temu. Ale kiedy Bill wyznał mi miłość w Deauville ufałam, że to prawda. Że nareszcie znalazłam swojego księcia na czarnym rumaku z piękną białą grzywą. A teraz okazuje się, że to tylko marne łgarstwo.
Zacisnęłam dłonie w pięści, tak, że paznokcie boleśnie wbijały mi się w skórę. Byłam zła, ale nie na Billa. Na siebie. Niepotrzebnie pozwoliłam mu na tak wiele. Zaufałam, a zostałam oszukana. Mogę winić o to tylko i wyłącznie siebie. Nikogo więcej.
Otarłam łzy, a kiedy kobieta stojąca przede mną przeszła przez bramkę położyłam swoją torebkę na taśmie i sama chciałam przekroczyć wykrywacz metalu. Uniemożliwiła mi to jednak czyjaś dłoń na ramieniu. Nie. Nie, czyjaś, tylko Billa. Odwróciłam głowę i spojrzałam w jego piękne, orzechowe tęczówki, w których nie było już tych iskierek radości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz