Godzinę
później wysiadaliśmy z czarnego vana, który był wypożyczony na czas pobytu
Tokio Hotel we Francji. Spojrzałam smutnym wzrokiem na rozciągający się przede
mną budynek lotniska imienia Charlesa De Gaulle. Tak bardzo nie chciałam
opuszczać Paryża. Bynajmniej nie dlatego, że to naprawdę piękne miasto, w
którym przeżyłam wiele cudownych chwil. Oczywiście te złe również były, ale czy
warto je wspominać? Tak. Żeby uczyć się na własnych błędach. Jednak w tym
momencie postanowiłam je odrzucić. Zapamiętać jak najdokładniej wszystkie
szczęśliwe momenty.
Kiedy
Saki z Hansem przyprowadzili wózki na bagaże chłopcy ułożyli na nich walizki.
Nic dziwnego, że do przetransportowania tych wszystkich tobołów były potrzebne
aż trzy minivany! Sądziłam, że Bill zabrał najwięcej bagażu, ale jak się
okazało Tom wcale nie był od niego gorszy. Spojrzałam na Nikolę i uśmiechnęłam
się do niej lekko. Obie miałyśmy tylko po jednej walizce.
Złapałam
Billa pod ramię i poczłapaliśmy za Hansem, Davidem, Sakim, Georgiem, Gustavem,
a także Tomem i Nikolą w stronę budynku. Weszliśmy do wielkiej hali i od razu
skierowaliśmy się do stanowisk, w których można było zdać bagaż. Ustawiłam się
razem z nimi w dość długiej kolejce, choć powinnam czekać w zupełnie innej. W
końcu nie lecę, tak jak oni do Niemiec. Spojrzałam ponuro na Czarnego. Oczy
podejrzanie mu błyszczały, a na ustach czaił się uśmiech. Czyżby cieszył się z
tego, że za kilkadziesiąt minut rozstaniemy się na kilka tygodni?
Uświadomiwszy
sobie, że nie mam biletu zaczęłam rozglądać się za wujkiem. Kiedy odnalazłam go
wzrokiem odsunęłam się od Billa i podeszłam do menagera, który wpatrywał się w
monitorek swojego palmtopa.
-
David? - odezwałam się do niego niepewnie, bo wiedziałam,
że nie lubił jak mu się przeszkadza kiedy jest zajęty. - Masz mój bilet?
-
Po
co ci on?
-
Jak to po co? - przewróciłam oczami, choć on tego i tak
nie dostrzegł, gdyż za bardzo był pochłonięty obserwowaniem ekraniku. - Chcę
oddać bagaż. Zresztą
nigdzie nie polecę bez biletu.
-
Saki powinien mieć. Zresztą nie zawracaj mi teraz głowy.
Nie patrząc nawet na mnie wyciągnął z
kieszeni swój telefon i przyłożył go do ucha. Westchnęłam ciężko i podeszłam do
Sakiego, który rozmawiał z Hansem. W życiu nie powiedziałabym, że ten prawie
dwumetrowy mężczyzna w okularach jest w stanie zrobić komuś krzywdę. Albo
obronić Tokio Hotel przed chmarą fanek. Wiedziałam jednak, że jest
niebezpieczny kiedy się z nim zadrze, jednak na ogół był niezwykle miły.
-
Saki?
Masz mój bilet?
-
Nie - pokręcił głową. - Mam tylko swój.
-
Ale David mówił, że masz...
-
Spytaj Billa może wziął od niego dla ciebie.
-
Ok.
Dzięki.
Odeszłam od niego i wróciłam do
chłopaków z Tokio Hotel oraz Nikoli. Wszyscy wesoło o czymś rozmawiali
wybuchając co jakiś czas głośnym chichotem. Czy tylko mnie nie jest do śmiechu?
Właściwie pozostali nie mieli nawet najmniejszego powodu do smutku. Razem
wracają do Niemiec, nie będą musieli tęsknić za nikim... Przytuliłam się mocno
do Billa i już miałam się spytać o mój bilet kiedy dostrzegłam zbliżającego się
Davida. Wyglądał
jak rozjuszony byk, któremu ktoś pokazał krwistoczerwoną płachtę.
-
Macie kilka dni wolnego - oznajmił chłodno.
-
Ale jak to? - Tom zmrużył lekko oczy. - Przecież mieliśmy
kręcić...
-
Tak, wiem - przerwał mu. - Ale właśnie dzwonił do mnie
Roth. Nic nie kręcicie w najbliższym czasie.
-
Super! - wykrzyknął Georg kiedy David od nich odszedł
wrzeszcząc coś do telefonu. - Muszę poprosić mamę, żeby upiekła ciasto
drożdżowe!
Basista wyciągnął z kieszeni spodni
telefon komórkowy i odchodząc na bok mówił coś do słuchawki. Ja natomiast
rozejrzałam się za swoją walizką, której nigdzie nie było. Tak jak pozostałych
bagaży.
-
Gdzie moja walizka? I bilet?
-
Chłopaki nadali ją jak rozmawiałaś z Sakim - Nikola
uśmiechnęła się wesoło.
-
Ale przecież odprawa bagaży do Polski jest tam! -
wskazałam niewielką kolejkę dziesięć stanowisk od miejsca w którym aktualnie
staliśmy.
-
Nie bój się o nią. Dotrze na miejsce - puściła mi oczko.
-
No dobra... - mruknęłam. - To kto wziął mój bilet?
-
Ja - usłyszałam szept Billa tuż przy uchu.
Czarny objął mnie w pasie mocniej i
pocałował w policzek, a ja się uśmiechnęłam leciutko. Kiedy po kilkudziesięciu
minutach dołączył do nas David wyraźnie zdenerwowany najprawdopodobniej tym, że
odwołano kręcenie teledysku do „Der letze tag” udaliśmy się w stronę odprawy
paszportowej. Zaraz po Nikoli podeszłam do okienka i podałam celniczce swój
dokument.
-
Ticket,
please.
-
Eee... - wydukałam uświadamiając sobie, że nie wzięłam od
nikogo swojego biletu. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na Billa, który z
uśmiechem na ustach podszedł do mnie.
-
Please - podał młodej kobiecie moją kartę pokładową, a
także swój paszport i bilet.
-
Thank you - odparła odbierając od niego dokumenty.
Sprawdziła coś w komputerze, po czym
położyła nasze bilety i paszporty na ladzie. Czarny momentalnie je pochwycił.
Kiedy przeszliśmy przez bramkę wyciągnęłam
rękę, żeby oddał mi dokumenty, ale on tylko wręczył mi paszport.
Spojrzałam na niego jak na wariata. Dlaczego nie chce dać mi mojego biletu?
Przecież bez niego nigdzie nie polecę! Gorzej! Utkwię w strefie bezcłowej!
Kiedy dołączyli do nas pozostali
udaliśmy się gdzieś za Davidem. Robiło mi się coraz smutniej, że już za
kilkanaście minut samolot z Czarnym odleci do Niemiec, a ja zostanę tutaj i
będę musiała czekać na swój, który odlatuje pół godziny później. Na twarzy
Billa nadal widniał szeroki uśmiech, tak jakby zupełnie nie przejmował się tym,
że już za chwilę rozstaniemy się na dobre kilka tygodni. Nie chciałam
oczywiście, żeby się smucił tylko dlatego, że wyjeżdżam do Polski, ale
sądziłam, że będzie mu choć odrobinę przykro.
-
Zaczekajcie tu - rzucił menager znikając za białymi
drzwiami.
Usiadłam na pobliskim krzesełku i
spuściłam głowę w dół. Po moich policzkach poleciało kilka tak niechcianych
łez. Szybko je otarłam, ale kiedy spadły kolejne pozwoliłam im po prostu
lecieć. Bill kucnął przede mną i z szerokim uśmiechem podał mi bilet. Wzięłam go od niego i
schowałam do torebki.
-
Nie płacz kochanie - Otarł słone kropelki z moich
policzków.
-
Ale
mi smutno.
-
Chodźcie gołąbki! - usłyszałam wołanie Toma, jednak
całkowicie je zignorowałam. Bo usłyszeć nie zawsze znaczy słuchać i rozumieć
sens wypowiadanych przez kogoś słów. - Samolot odleci bez was!
-
To... - wyszeptałam czując jak w moim gardle wytworzyła
się wielka gula. - Do zobaczenia.
-
I nie powiesz, że mnie kochasz, będziesz tęskniła, dzwoniła,
albo czegoś równie banalnego?
-
Dobrze wiesz, że cię kocham i będę tęskniła - odparłam
wtulając się w niego.
-
A ja nie będę tęsknił.
Podniosłam głowę mając nadzieję, że źle
zrozumiałam to co powiedział. Jednak patrząc na jego szeroki uśmiech i roziskrzone
orzechowe tęczówki wiedziałam, że dobrze dotarł do mnie sens jego słów.
Poczułam jak do oczu napływają mi nowe łzy, jednak mrugnęłam kilkakrotnie
powiekami, żeby nie pozwolić im spaść. Było mi przykro, że chłopak, któremu
oddałam całe serce nie będzie za mną nawet tęsknił. Czyżbym miała rację od
samego początku? A co jeżeli Czarny nic do mnie nie czuje, a wszystko to co się
wydarzyło we Francji to tylko marna gra? Chciał się na mnie za coś odegrać i to
wszystko? Tylko za co? Przecież nie zrobiłam mu niczego złego! Owszem
kłóciliśmy się wielokrotnie, ale to nie była jedynie moja wina!
-
Nie musisz - odparłam chłodno wstając z krzesełka.
-
Wiem o tym, dlatego nie zamierzam tego robić -
wyszczerzył się jeszcze mocniej, a ja tym samym utwierdziłam się w swoim przekonaniu,
że to co się wydarzyło było jedynie aktem zemsty.
Bill złapał mnie za talię i przyciągnął
do siebie zamierzając mnie pocałować, jednak przekręciłam głowę w bok, tak, że
jego usta musnęły tylko mój policzek. Podniósł jedną brew i już miał coś powiedzieć
kiedy rozległ się zniecierpliwiony głos Toma:
-
Idziecie?!
-
Idź już - zwróciłam się do Billa, wyswobadzając się
jednocześnie z jego uścisku.
Otarłam policzki, na których pojawiły
się nowe łzy, których nie byłam w stanie powstrzymać. Po prostu same napływały
mi do oczu. Nie były spowodowane jednak tak jak wcześniej wyjazdem Czarnego, a
tym, że od samego początku miałam rację. Bill nie darzył mnie żadnym głębszym
uczuciem. A byłam przekonana, że te wszystkie pocałunki, czułe gesty,
spojrzenia... były prawdziwe. Jak mogłam się aż tak mylić? Przynajmniej
utwierdziłam się w przekonaniu, że Czarny oprócz talentu wokalnego ma również
talent aktorski. A
za tę rolę powinien zdecydowanie otrzymać Oskara!
-
Tak szybko chcesz się mnie pozbyć? - spytał podnosząc
jedną brew w górę.
-
Chyba tak... - odparłam szczerze. - Żegnaj.
Pomachałam mu lekko ręką i odwróciłam
się na pięcie odchodząc szybkim krokiem w stronę sklepików. Chciałam pożegnać
się jeszcze z Nikolą, Tomem, Gustavem i Georgiem, ale zwyczajnie nie byłam w
stanie przebywać dalej w towarzystwie Billa. Nie przejmowałam się już
cieknącymi strumieniami łez po policzkach. Po prostu pozwoliłam im płynąć.
Dlaczego cały pobyt tutaj okazał się tylko pięknym snem?! Co ja takiego
zrobiłam, że wszystko się tak na mnie mści?! Czy byłam aż tak bardzo złym
człowiekiem w poprzednim wcieleniu?
Zaciskając
mocno palce na uszach torebki kroczyłam szybko w stronę bramki numer sześć. Nie
starałam się już nawet ocierać cieknących z oczu łez. Po prostu szłam przed
siebie ciągle potrącając jakichś ludzi, którzy spoglądali na mnie gniewnie. W
głowie miałam straszny mętlik. Już sama nie wiedziałam co myśleć o Billu.
Zapewniał, że mnie kocha, a teraz cieszy się, że wyjeżdżam. Nie każę mu
przecież rozpaczać z tego powodu, ale skoro jest we mnie taki zakochany mógłby
pokazać, że jest mu choć odrobinę smutno! Czy ja wymagam tak wiele?
Ustawiłam
się na końcu dość długiej kolejki. Chciałam znaleźć się już w Polsce, zamknąć
się w swoim pokoju i tam wypłakać sobie oczy. Dlaczego tak po prostu mu
zaufałam? Uwierzyłam w to, że mnie kocha? Jak widać nadal byłam tą naiwną
dziewczynką, która wierzyła, że pewnego dnia zjawi się u niej w domu książę na
czarnym rumaku ubrany w lśniącą zbroję. Jednak takie cuda się nie zdarzają w
realnym świecie, dlatego też przestałam w nie wierzyć dobre kilka lat temu. Ale
kiedy Bill wyznał mi miłość w Deauville ufałam, że to prawda. Że nareszcie
znalazłam swojego księcia na czarnym rumaku z piękną białą grzywą. A teraz
okazuje się, że to tylko marne łgarstwo.
Zacisnęłam dłonie w pięści, tak, że
paznokcie boleśnie wbijały mi się w skórę. Byłam zła, ale nie na Billa. Na
siebie. Niepotrzebnie pozwoliłam mu na tak wiele. Zaufałam, a zostałam
oszukana. Mogę winić o to tylko i wyłącznie siebie. Nikogo więcej.
Otarłam łzy, a kiedy kobieta stojąca
przede mną przeszła przez bramkę położyłam swoją torebkę na taśmie i sama
chciałam przekroczyć wykrywacz metalu. Uniemożliwiła mi to jednak czyjaś dłoń
na ramieniu. Nie. Nie, czyjaś, tylko Billa. Odwróciłam głowę i spojrzałam w
jego piękne, orzechowe tęczówki, w których nie było już tych iskierek radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz