Kiedy
Bill poczuł wilgotny język na swoim policzku, a następnie ustach mruknął cicho.
Podniósł powoli powieki w górę. Przed jego oczami pojawił się pocieszny łebek
Scotty’ego. Odsunął od siebie mordkę psa i pogłaskał go czule za uszami. Zerknął
w lewo, gdzie powinna spać Mary Ann, jednak jej nie było. Najwyraźniej już
wstała i poszła wziąć prysznic. Momentalnie podniósł się do pozycji siedzącej.
Skoro Scotty tu jest to znaczy, że mama i Gordon już wrócili ze ślubu Gabrieli!
Oby rodzicielka nie spotkała w domu Mary Ann zanim nie powie jej, że to jego
dziewczyna... I nie wyjaśni całej sytuacji...
Naciągnął
na siebie ubrania, wyjęte w pośpiechu z szafy i udał się do pokoju bliźniaka.
Musi ostrzec Toma, że matka już wróciła! Pamiętał jaką rodzicielka urządziła
Dreadowłosemu awanturę przez telefon, jak w jednym z wywiadów powiedział, że
kochał się z dwudziestoma pięcioma dziewczynami. Tom musiał jej się naprawdę
gęsto tłumaczyć, że to nieprawda. Zagroziła nawet, że ich przygoda z Tokio
Hotel skończy się w trybie natychmiastowym jeżeli nadal będzie udawał takiego
macho. Jednak po tym jak David przekonywał ją przez ponad godzinę, że teraz już
nie da się cofnąć tamtych słów, które ostatecznie zaważyły na wizerunku
starszego Kaulitza, uległa.
Zapukał kilkakrotnie do drzwi, ale za
każdym razem odpowiadała mu głucha cisza. Pokręcił głową z dezaprobatą i
nacisnął klamkę.
-
Tom! – Zawołał od progu. – Wstawaj!
Zerknął na Dreadowłosego, który objął
tylko mocniej Nikolę mrucząc coś pod nosem. Turkusowa kołdra zsunęła się z nich
tak, że było widać nagie plecy brunetki i klatkę piersiową Toma. Najwyraźniej w
nocy było gorąco...
-
Tom do cholery! – Wydarł się. – Wstań wreszcie!
Normalnie podszedłby do niego i zerwał
kołdrę, ale tym razem, ze względu na Nikolę, ograniczył się do krzyku. Bliźniak
mruknął coś niezrozumiałego i przekręcił się na drugi bok.
-
Czemu się tak wydzierasz? – Spytała brunetka przecierając
dłońmi oczy.
-
Wstawajcie! – Rzucił dziewczynie jakieś ubrania leżące na
podłodze. – Nie ma czasu!
-
Ale co się stało? – Zapytała wystraszona nie wykonując
najmniejszego ruchu.
-
Mama i Gordon przyjechali! – spojrzał na Nikolę, której
zsunęła się kołdra z klatki piersiowej, ukazując kształtny biust. – Tom wstawaj
do cholery!
-
Mówiłeś coś o mamie? – Bliźniak otworzył oczy i
momentalnie przykrył brunetkę aż po szyję. – Wybacz brat, ale nie będziesz
podziwiał mojej kobiety nago.
-
To niech twoja kobieta się ubierze! – wykrzyknął. – I ty
też!
Na twarzy Nikoli momentalnie wykwitł
rumieniec wstydu. Widział jak dziewczyna kuli się pod kołdrą, ale w tej chwili
najmniej interesowało go zawstydzenie brunetki. Powinni się oboje jak
najszybciej ubrać, żeby mama ich nie zobaczyła razem w takiej sytuacji!
-
O co ci chodzi?! – Tom podniósł głos. – Przychodzisz rano
i się wydzierasz! Wyluzuj!
Bill przewrócił oczami i pokręcił z
niedowierzaniem głową. Chciał uratować tyłek bratu, a ten każe mu wyluzować!
-
Ok., ale nie przychodź do mnie jak matka urządzi ci
awanturę!
-
To ona przyjechała? – spytał wystraszony. Obaj kochali
mamę, ale jednocześnie się jej bali. Nie znaczy to oczywiście, że byli zawsze
grzeczni i podporządkowani jej woli. Wiedzieli jednak, że w niektórych
sytuacjach nie warto zaczynać. A to właśnie była taka sytuacja. – Dlaczego nie
mówiłeś tak od razu?!
-
Bo chciałem sobie pogadać o sposobach kładzenia tynku! –
odparł zirytowany. – Mówię o tym od dobrych pięciu minut!
-
O sposobach kładzenia tynku? Ale ty się przecież na tym
nie znasz...
-
Mam za brata debila... – jęknął opuszczając ręce w dół. –
Jak oprzytomniejesz, przyjdź do mnie to coś wymyślimy.
Nie czekając na odpowiedź bliźniaka
opuścił pomieszczenie i udał się do swojego pokoju. Miał nadzieję, że Mary Ann
już tam jest. I nie spotkała gdzieś w domu ich matki... Bo wtedy byłoby
kiepsko... A przynajmniej musiałby się gęsto tłumaczyć.
Do jego uszu dobiegło głośne ujadanie
Scotty’ego.
-
Zamknij się! – huknął na psa, wchodząc do pokoju.
Gdy zwierzę do niego podbiegło merdając
ogonem, Mary Ann podeszła do walizki i zaczęła wyciągać z niej ubrania.
Rozsiadł się wygodnie na łóżku i obserwował jej ruchy. Blondynka była obwinięta
jedynie zielonym ręcznikiem, który ładnie podkreślał jej długie, blond włosy
opadające na nagie ramiona. Miał ochotę podejść do niej, zerwać z niej zbędny
kawałek materiału i napawać wzrok tym widokiem, ale wiedział, że nie może tego
zrobić. Nie po tym co wczoraj mu powiedziała i co odkrył w jej torebce. A
ponadto w domu są jego rodzice... Gdyby pominąć te trzy czynniki z ogromną
chęcią zrzuciłby z niej ten ręczniczek...
-
Co się stało? - Spytał widząc jak ukochana nieporadnie
zapina zamek od swoich jeansów. Żałował, że miała na sobie bieliznę, ale może
to i lepiej?
-
Oprócz tego, że spotkałam w drzwiach łazienki twojego
ojczyma nic.
-
Spotkałaś Gordona? – kiedy skinęła głową westchnął z
ulgą. – Dobrze, że nie mamę...
-
To mnie teraz pocieszyłeś... – jęknęła siadając na jego
łóżku.
-
Ona nie jest taka straszna – uśmiechnął się. Simone
Trümper rzeczywiście nie była straszna, choć czasem potrafiła powiedzieć kilka
niemiłych słów. Podparł jej podbródek swoim palcem. – Zobaczysz, że cię polubi.
-
Już to widzę... Szczególnie jak twój ojczym opowie twojej
mamie jak mijał jakąś blondynkę odzianą jedynie w ręcznik w swojej własnej
łazience...! Na pewno mnie polubi... – jęknęła ukrywając z rezygnacją twarz w
dłoniach. – Jestem skończona w ich oczach...
Kucnął przed Mary Ann i odciągnął jej
ręce z twarzy. Uśmiechnął się do niej promiennie.
-
Nie jesteś wcale skończona. Gordon
to fajny facet.
-
Nie wątpię, ale wolę nie myśleć co sobie o mnie
pomyślał...
-
Pewnie to, że ślicznie wyglądasz obwinięta w sam ręcznik.
-
Przestań! – wykrzyknęła. – To jest poważne! Pewnie teraz
uważa mnie za...
-
Moją albo Toma dziewczynę – dokończył za nią. –
Zobaczysz, że będzie dobrze, więc przestań się martwić!
-
Ale...
-
Nie ma żadnego ale – wpadł jej w słowo głaszcząc po policzku.
– Nie przejmuj się. Gordon nic nie powie mamie. A nawet gdyby, to powiemy, że
zatrzymałaś się u mnie, bo w Loitsche nie ma żadnego hotelu, a Magdeburg jest
daleko.
-
Łatwo ci mówić... Wiesz jaki to stres spotkać twoich
rodziców? W dodatku w takich okolicznościach...
-
Ja też poznałem twoich rodziców i żyję – puścił jej
oczko. – Zobaczysz, że jak mama będzie miała pretensje to tylko do mnie.
-
Mogłam się jednak wczoraj wynieść... – westchnęła, a on
już nie wiedział jak ją pocieszyć i uspokoić. Przecież ani jego mama ani tym
bardziej ojczym nie są aż tak bardzo straszni!
-
Przesadzasz – podniósł się z podłogi i usiadł koło
ukochanej obejmując ją czule w pasie.
Nic nie odpowiedziała tylko zaczęła
głaskać miękką sierść Scotty’ego, który rozłożył się u jej stóp.
-
On też cię pokochał – przerwał ciszę uśmiechając się do
niej lekko. – Pierwszy raz widzę, żeby pozwolił się dotknąć tak szybko komuś
obcemu.
-
W takim razie czuję się wyróżniona. Też miałam kiedyś
psa, ale musieliśmy go uśpić – powiedziała smutno.
-
Co mu było?
-
Zanik mięśni. Jak chodził to włóczył tylnymi łapami.
Żebyś widział jego smutne oczy... – podrapała Scotty’ego za uszami. – Dostawał
zastrzyki, ale nie pomagały, więc mama uznała, że szkoda, aby pies się męczył.
-
Przykro mi. Nie wiem co bym zrobił gdybym miał uśpić
Scotty’ego – spojrzał na zwierzę. Czasami wolał wyjść na spacer z czworonogiem
niż gdzieś ze znajomymi, których i tak nigdy nie miał zbyt wielu.
* * *
Siedziałam na drewnianym krzesełku w
kuchni bliźniaków co rusz zerkając w stronę drzwi wejściowych, czy aby pani
Trümper albo pan Trümper nie postanowili przypadkiem zawitać do pomieszczenia.
Bałam się spotkania z mamą Kaulitzów. Chciałam wywrzeć na niej dobre wrażenie,
ale po porannym zajściu w łazience z ojczymem chłopaków pewnie już mi się to nie
uda. Byłam niemalże pewna, że opowiedział wszystko kobiecie i teraz jestem
spalona w jej oczach. Nawet przekonywanie Czarnego, że wszystko będzie dobrze w
niczym nie pomogło. Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak zestresowana przed
poznaniem kogoś...! A mama Billa i Toma nie była jakąś tam zwykłą kobietą, na
zdaniu której mi nie zależy...
-
Zdecydowanie nie nadają się na kucharzy – głos
przyjaciółki brutalnie wyrwał mnie z rozmyślań.
Zerknęłam na Toma i Billa, którzy
przygotowywali kanapki. Oferowałyśmy im pomoc, ale uznali, że sami sobie
poradzą, w rezultacie czego już od ponad czterdziestu minut robią zwykłe
kromki.
-
Masz rację – uśmiechnęłam się wesoło. – Choć nie mogę
powiedzieć, bo ciastka wyszły im pyszne.
-
Rzeczywiście. Już sobie wyobrażam ich wtedy... –
Zaczęłyśmy cicho chichotać na myśl o Billu i Tomie upapranych mąką i ciastem,
nie wspominając już nawet o porządku panującym wówczas w kuchni.
-
Z czego się śmiejecie? – spytał Tom patrząc na nas
uważnie.
-
Z niczego kochanie. Za ile będzie to śniadanie, bo zaraz
umrę z głodu?
-
Za moment – odparł z szelmowskim uśmiechem.
-
Mówiłeś tak piętnaście minut temu! – jęknęłam, akurat w
momencie kiedy do pomieszczenia wkroczyła ładna szatynka, po trzydziestce
ubrana w jasno beżowy szlafrok, który doskonale współgrał z brązem jej włosów.
Zesztywniałam widząc mamę Billa i Toma,
a na moich policzkach zapewne wykwitły wielkie, czerwone rumieńce. Spojrzała na
mnie zdziwiona, ale nic nie powiedziała.
-
Dzień dobry – przywitałam się.
-
Dzień dobry – zawtórowała mi Nikola. Przyjaciółka miała
już wcześniej okazję poznać panią Trümper, więc teraz nie stresowała się tak
jak ja tym spotkaniem.
-
Dzień dobry – uśmiechnęła się niepewnie. – Witajcie
chłopcy. Miło was wreszcie widzieć w domu.
Kaulitzowie podeszli do rodzicielki i
złożyli na jej policzkach pocałunki. Bill złapał kobietę za rękę i pociągnął w
moją stronę.
-
Mamo, to jest Mary Ann – przedstawił mnie, a ja
podniosłam się z miejsca, żeby uścisnąć wyciągniętą dłoń pani Trümper. – Moja
dziewczyna – dodał z dumą.
-
Miło mi panią poznać – uśmiechnęłam się do niej
promiennie, a w duchu modliłam się, aby ojczym bliźniaków nie wspomniał jej o
tym jak zobaczył mnie w drzwiach łazienki obwiniętą jedynie ręcznikiem.
-
Mnie również – odwzajemniła uśmiech. – Bill dużo o tobie
mówił.
-
Mam nadzieję, że nie mówił bardzo źle – odparłam
nieśmiało.
Co takiego Czarny mógł o mnie
powiedzieć swojej matce?! Poczułam jak zimny dreszcz przebiega wzdłuż mojego
kręgosłupa, ale starałam się tego nie okazać. Tak samo jak zdenerwowania.
-
Wręcz przeciwnie. Mówił w samych superlatywach – Kobieta
usiadła na krześle naprzeciwko mnie. – Podobno mieszkasz w Polsce.
-
Tak – przytaknęłam. – W Zielonej Górze, ale często
przyjeżdżam do babci, do Niemiec.
-
Twoja babcia mieszka w Magdeburgu? – wypytywała dalej.
-
Teraz już nie. Zaraz po ślubie przeprowadziła się do
Hamburga.
-
Mówiłem ci mamuś, że babcia Mary Ann poślubiła ojca
Davida – wtrącił Bill kładąc przed kobietą szklankę z parującym kakao.
-
Dzięki Mecki – szatynka zwróciła się do Czarnego biorąc w
ręce kubek i upijając kilka łyków. – Dobrze, że przyjechaliście. Akurat nie
miał kto skosić trawy, a już podwórko zarosło...
Spojrzałam na Billa. Jego twarz
wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia. Zresztą Tom miał podobną minę.
-
Mamo! – zawołał Dreadowłosy. – Musisz nas kompromitować przy
dziewczynach?!
-
Oj Tom... Nie przesadzaj. I tak się będziecie nudzili.
Zresztą co to dla takiego macho? To tylko delikatny trawniczek...
-
Ale mamo...
-
Tommi, koszenie trawy wcale nie jest takie złe –
zapewniła Nikola uśmiechając się wesoło do pani Trümper.
-
A co będzie jak nam się coś stanie? – Bill próbował się
wykręcić. – Chcesz mieć nas na sumieniu? Zresztą co powiedzą na to tysiące
naszych fanek?
-
Pokażemy im jak się kosi trawę, nie Mary? – przyjaciółka
uśmiechnęła się do mnie wesoło i puściła oczko mamie bliźniaków.
-
Pewnie – przytaknęłam nieśmiało. Jeszcze nie czułam się
zbyt pewnie w towarzystwie pani Trümper, bo nie miałam pojęcia czy ojczym
chłopaków wspomniał jej o porannym zajściu. A to mogło mieć duży wpływ na
postrzeganie przez panią Trümper mojej osoby.
-
A propos waszych fanek... – wtrąciła kobieta. – Na
strychu macie od nich listy i paczki. Chciałam upchnąć to do waszych pokoi, ale
się nie mieściło...
-
To my idziemy zrobić z nimi porządek – powiedział ochoczo
Tom, kładąc na stole talerzyk z kanapkami.
-
Najpierw skosicie trawę – kobieta się upierała. Już teraz
wiem po kim Bill ma taki charakterek...
-
Naprawdę musimy? – spytał z nadzieją, a kiedy kobieta
potaknęła westchnął głośno z niezadowoleniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz