Zdziwiła się widząc na schodach przed hotelem siedzącego Billa, który
wpatrywał się w przechodniów. Palił papierosa, najwyraźniej zastanawiając się
nad czymś. Mary Ann bez słowa usiadła obok niego i spojrzała w tym samym
kierunku, co on. Wiedziała już, że nie może pozwolić mu odejść, ale nie może
też z nim być. Kochała go zbyt mocno. A to ją przerażało.
-
Powiedz coś -
odezwał się po kilkudziesięciu minutach, nawet na nią nie patrząc.
-
Moja
propozycja jest nadal aktualna jeżeli niczego nie znalazłeś.
Wiedziała, że zabrzmiało to głupio, że Billowi chodziło o coś zupełnie
innego, ale nie dbała o to.
-
Czy to
oznacza zgodę? - Obrócił głowę, patrząc na nią czekoladowymi tęczówkami, w
których tliły się malutkie iskierki nadziei.
-
Nie -
spuściła głowę, widząc jak oczy Billa stają się smutne. - Przykro mi.
-
Mnie również
- Zmusił się do uśmiechu, bo co innego mógł zrobić? - Zamierzasz z nim być?
-
Z kim?
-
Z ojcem
dziecka.
-
Nie.
-
Więc co
zamierzasz zrobić?
-
Nic.
-
Dziecko
potrzebuje ojca.
-
Wiem, ale to
jest inna sytuacja. - Prowadzona przez nich rozmowa zaczęła wydawać jej się
coraz dziwniejsza. Nie powinna owijać w bawełnę, tylko wyznać Billowi prawdę. -
Dlaczego nie zapytałeś mnie, czy to prawda już na samym początku?
Czarny przez chwilę milczał, po czym odezwał się spokojnym głosem, tak
jakby zastanawiał się nad każdym wypowiadanym słowem:
-
Chciałem,
żebyś sama mi o tym powiedziała. Uznałem, że powinnaś mieć taką szansę -
strzepnął popiół z końca papierosa.
-
A nie
przyszło ci do głowy, że ja wcale nie jestem w ciąży?! - Krzyknęła, podnosząc
się gwałtownie ze stopni. Wszystkie emocje, które w sobie tłamsiła przez
ostatnie miesiące, znalazły ujście na zewnątrz. - Nie przyszło ci do głowy, że
nie mam o czym ci powiedzieć?! Przez te cholerne trzy miesiące zastanawiałam
się dlaczego się na mnie pogniewałeś! Myślałam, że zrobiłam coś okropnego, ale
za nic nie mogłam sobie przypomnieć co to było! W końcu uznałam, że zakochałeś
się tylko w wyobrażeniu o mnie i jakoś się z tym pogodziłam. Ale później
zadzwoniła babcia z awanturą, że ona jest za młoda na zostanie prababcią!
Wyobrażasz to sobie?! - Zaśmiała się sztucznie. - Wiesz jak się czułam,
tłumacząc jej, że nie jestem w ciąży?! A teraz zjawiasz się w tych cholernych
Indiach i chcesz zostać ojcem mojego nieistniejącego dziecka!!! Czy ty naprawdę
myślisz, że się na to zgodzę?!
Nawet nie zauważyła jak z jej oczu znowu zaczęły wypływać gorące łzy. Nie
zamierzała płakać przy Billu ani reagować tak impulsywnie, ale było już a
późno.
-
Kolejny raz
wyszedłem na idiotę? - Spytał, przypatrując się uważnie swoim paznokciom, z
których zaczął odpryskiwać czarny lakier.
-
Na to wygląda
- mruknęła. - Te tabletki i zdjęcia należą do mamy Nikoli, to tak jakbyś chciał
wiedzieć, bo jak sądzę Nikola nic nie powiedziała Tomowi, że wkrótce zostanie
starszą siostrą...
Mary Ann zdziwiła się słysząc swój głos. Nie była przecież zła na Nikolę,
że ta nie powiedziała nic o ciąży swojej mamy Tomowi. A jednak jej słowa
zabrzmiały tak jakby miała do przyjaciółki żal.
-
Masz rację.
Nic o tym nie mówiła, a przynajmniej nie mnie.
-
Wiem Bill,
wiem - usiadła zrezygnowana na schodkach obok niego i otarła łzy z policzków. -
Nie chciałam ci mówić o tym w taki sposób. Przepraszam. Naprawdę zaimponowało
mi, że chcesz być tatusiem mojego nieistniejącego dziecka.
Czarnowłosy pokręcił energicznie głową.
-
Nie! Ja nie
chcę być ojcem twojego dziecka. To znaczy chcę, ale... No cóż... Nie zabrałaś
pierścionka ze sobą, ale... moja propozycja nadal jest aktualna. Mary ja cię
naprawdę kocham. Wiem, że potrafię bez ciebie żyć, bo skłamałbym gdybym
powiedział inaczej, ale nie chcę. Sprawiasz, że czuję się jak najszczęśliwsza
osoba na Ziemi, kiedy się uśmiechasz, a kiedy płaczesz, chce mi się wyć z
rozpaczy, że jesteś nieszczęśliwa, że cię zraniłem. Wiem, że mam dopiero
siedemnaście lat, ale wiesz co? To jest nieważne. Chcę walczyć o ciebie każdego
dnia, żebyś już na zawsze została ze mną i sprawiać, że będziesz budziła się
każdego ranka obok mnie z uśmiechem na ustach. Dlatego... moja propozycja jest
jeszcze bardziej aktualna niż wtedy kiedy ją przeczytałaś. Może jeszcze nie
teraz, ale chcę być ojcem naszych dzieci, nie twoich.
Po policzku Mary Ann potoczyły się łzy. Chyba nigdy nie słyszała
piękniejszych słów niż te, które wypowiedział Bill. Chciała mu się rzucić na
szyję i powiedzieć, że się zgadza, ale zamiast tego otarła słone krople ze
swojej twarzy i spojrzała na niego wyzywająco.
-
Nie. Jeżeli
traktujesz te słowa poważnie, udowodnij to. Nie chcę słuchać o tym jak bardzo
mnie kochasz. W pana wypadku, panie Kaulitz, nie satysfakcjonuje mnie to.
-
Czyli... -
poczuł jak jego serce wykonuje w piersi salto. - Czyli...
-
Czyli moja
propozycja nadal jest aktualna, choć oprócz podzielenia się własnym pokojem nie
mogę ci nic więcej zaoferować. Przynajmniej w chwili obecnej.
-
Ale jeśli...
-
Jeśli się
postarasz wystarczająco - znów wpadła mu w słowo - być może rozważę jeszcze raz
twoją prośbę, jeżeli nadal będziesz tego chciał.
-
Skoro tak
stawiasz sprawę, zabierz Cherry Jo na zakupy, bo jutro będziesz panią Kaulitz -
uśmiechnął się do niej uroczo, a ona poczuła jak miękną jej nogi. Dobrze, że
siedziała, bo w przeciwnym razie na pewno by upadła.
-
Jutro nadal
będę panną Rose, więc nie nastawiaj się tak bardzo na ślub - puściła mu oczko,
choć perspektywa zostania żoną Billa, coraz bardziej ją nęciła. Mimo, że oboje
mają tylko po siedemnaście lat.
-
No dobrze -
zgodził się. - Jeżeli nie prześpię jeszcze dzisiejszej nocy, jutro zasnę na
naszym ślubie, więc przełożymy to na pojutrze. Powinienem jeszcze poprosić
twojego ojca o zgodę, prawda? - Bill podrapał się po głowie. - Kurczę! Jeszcze
nigdy się nie oświadczałem! Nie wiedziałem, że to takie stresujące! - Mary Ann
zaniosła się wesołym śmiechem. - Nie śmiej się. Ja mówię poważnie. Który numer
ma twój pokój?
-
Czterysta
osiemdziesiąt trzy.
Mary Ann uśmiechnęła się do niego wesoło. Zastanawiała się jak długo będzie
potrafiła odgrywać rolę przyjaciółki Billa. Chciała, żeby na powrót Czarny stał
się jej chłopakiem, ale równie mocno przerażała ją ta perspektywa. Obawiała się
dać mu kolejną szansę, bo wiedziała, że tym razem może zranić ją o wiele
bardziej niż dotychczas. Ostatnim razem myślała tak samo, i Bill jej nie
rozczarował.
* * *
Promyki popołudniowego słońca, przebijały się przez zielone korony drzew,
padając na ścieżkę wyłożoną szarą kostką. Nikola postanowiła zabrać Jaspera na
spacer, aby chłopczyk zaczerpnął trochę świeżego powietrza. Ostatnie kilka dni
musiał spędzić w domu, ale kiedy tylko lekki katar całkowicie ustąpił, ubrała
go ciepło i zabrała na krótką przechadzkę. Powoli zaczynała traktować go jak
własnego synka. Razem z ojcem uważali, że maluch jest absolutnie uroczy.
Niestety nie mogli go adoptować, bo od września zacznie się rok szkolny, a co
za tym idzie nie będzie miała wystarczająco dużo czasu, aby opiekować się
Jasperem. Na ojca również nie mogła liczyć, bo praktycznie całe dnie spędzał w
pracy. Tom, Bill, Gustav i Georg też będą zajęci. Jedynie mogła liczyć na sąsiadkę
- starszą panią, której jedyny syn mieszka w Düsseldorfie i odwiedza ją dwa
razy do roku.
Słysząc melodyjkę wydobywającą się z jej telefonu komórkowego, pospiesznie
wyciągnęła komórkę z torebki i przyłożyła do ucha, ówcześnie odbierając
połączenie. Miała nadzieję, że dzwoni Tom, ale jak się okazało rozmówcą był
zupełnie kto inny.
-
Cześć. -
Rozpoznała głos Mary Ann. - Bill do mnie przyjechał. - Oznajmiła bez zbędnych
ceregieli.
-
Wiem... Uparł
się, że musi się z tobą natychmiast zobaczyć. Przepraszam, że mu pomogłam...
Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz...
-
Gniewać się
na ciebie? Chyba żartujesz kochana - zaśmiała się. - Nie mogłabym się na ciebie
pogniewać za coś takiego. Powiedz mi lepiej co mam z nim zrobić...
-
Nie wiem. To
już zależy od ciebie - westchnęła cicho. - Jeżeli jednak chcesz znać moje
zdanie, uważam, że powinnaś mu wybaczyć jeszcze ten jeden raz. Nie widziałaś go
przez ostatnie miesiące, ale on wariował bez ciebie. Wiem, że ty też nie byłaś
zanadto szczęśliwa...
-
Masz rację,
nie byłam, ale co jeśli znowu cała historia zatoczy koło? Ja już chyba nie mam
siły, żeby mu ciągle wybaczać... Powiedz mi, jak ty to robisz z Tomem, że się
nie kłócicie?
-
Dobre
pytanie. Z chęcią bym ci na nie odpowiedziała, ale chyba nie znam odpowiedzi.
Tomowi wystarczy dobry seks, żeby chodził przez kolejny tydzień szczęśliwy,
więc może wy też powinniście spróbować?
Mary Ann chwilę milczała, po czym odezwała się poważnym głosem:
-
On mi się
oświadczył...
-
Tak,
myślałam, że to zrobi... U jubilera był zdecydowany. Żebyś go widziała jak
projektował dla ciebie ten pierścionek... Już dawno nie widziałam w jego oczach
takiego blasku. Bill pewnie by nie uwierzył, gdyby usłyszał to co ci teraz
powiem, ale... jeżeli go kochasz, daj mu jeszcze jedną szansę.
-
Dlaczego
miałby nie uwierzyć?
-
Jakby ci to
powiedzieć... Ostatnimi czasy ciągle się kłóciliśmy. Powiedziałam, że mu
pomogę, bo chcę, żebyś była szczęśliwa, ale jeżeli jeszcze raz cię skrzywdzi,
skopię mu ten jego chudy tyłek. To nie była całkiem jego wina, ale mimo
wszystko powinien zapytać albo mnie, albo ciebie o te witaminy i zdjęcia...
Właściwie ja też mogłam im powiedzieć, że moja mama zaszła w ciążę ze swoim
szefem... - Nikola spuściła smutno głowę. - Przepraszam Mary. Nie chciałam,
żeby tak wyszło.
-
Daj spokój.
Nie masz za co przepraszać. Stało się jak się stało. Bardziej martwi mnie jego
brak zaufania... No i oboje mamy po siedemnaście lat... To się nie może udać!
-
Dlaczego?
Jeżeli razem będziecie tego chcieli na pewno wam się uda. Sama mówiłaś, że twoi
rodzice są ze sobą odkąd twoja mama skończyła czternaście, a twój tata
szesnaście lat.
-
No tak - Mary
zgodziła się z przyjaciółką - ale to coś innego. Ja nie znam Billa nawet
roku... A oni pobrali się po pięciu latach...
-
Na razie
przecież wcale nie musisz się zgadzać na ślub. Wystarczy, że ze sobą będziecie.
Nikt ci nie każe też wpadać od razu w jego ramiona... Zrób jak uważasz, ale nie
zmarnuj waszej miłości. Czasami trzeba zaryzykować, żeby później być
szczęśliwym.
-
Tak, chyba
masz rację... Dzięki Nikola.
Brunetka pożegnała się z przyjaciółką. Usiadła zrezygnowana na jednej z
ławek i wpatrzyła się w roześmianą twarzyczkę Jaspera, który podziwiał
kołyszące się na wietrze liście.
Nie żałowała, że zaryzykowała i kochała się z Tomem w Paryżu. Na początku
miała pewne obawy, czy to wszystko nie dzieje się za szybko, ale teraz cieszyła
się, że tak postąpiła. Kochała starszego Kaulitza i wiedziała, że on również ją
kocha. Ich miłość była pozbawiona cierpienia, a także znacznie spokojniejsza
niż uczucie, które łączyło Mary Ann i Billa. Nie sądziła jednak, żeby przez to
ich miłość była słabsza albo mocniejsza. Była po prostu inna.
* * *
Mary Ann założyła na siebie pożyczoną od ojca szarą
podkoszulkę, która sięgała jej do połowy uda. Westchnęła, po czym cichutko
opuściła łazienkę i po omacku podeszła do łóżka, na którym spał Bill. Przez
moment rozważała możliwość przeniesienia się do pokoju ojca, albo położenia na
niewygodnych kanapach. Niestety nie mogła uczynić ani jednego ani drugiego.
Sama zaproponowała Billowi, żeby razem mieszkali przez kilka dni, choć
właściwie sama nie wiedziała dlaczego. Wszystkimi gestami i słowami starała się
dać mu do zrozumienia, że po tym co się wydarzyło mogą być tylko przyjaciółmi.
W głębi duszy, pragnęła jednak, aby na powrót byli razem. Jedynym problemem był
strach przed ponownym zranieniem. Nie chciała więcej cierpieć przez Billa, a
już tym bardziej nie chciała, aby on musiał cierpieć przez nią.
Bezszelestnie wsunęła się pod kołdrę i położyła na samym
skraju łóżka. Podłożyła dłonie pod poduszkę i wpatrzyła się w sylwetkę
chłopaka, który smacznie spał wtulony w kołdrę. Podczas pobytu w Indiach Mary
Ann starała się nakłonić swoje serce, aby zapomniało o Billu, ale ono
zrozumiało ją opatrznie, jeszcze bardziej kochając Czarnowłosego. Na dodatek
oznajmiało to bezwstydnie swoim głośnym biciem. Mary była pewna, że gdyby Bill
teraz nie spał, na pewno usłyszałby łomot jej serca.
Przymknęła powieki, próbując zasnąć, ale Morfeusz jak na
złość nie chciał porwać jej w pełną przygód wycieczkę po swojej krainie. Bill
leżał zdecydowanie zbyt blisko, żeby tak po prostu mogła pogrążyć się w sennych
marzeniach. Odczuwała jego obecność każdym nerwem; każdą komórką swojego ciała.
Wsłuchała się w jego cichy, miarowy oddech. Wiedziała, że wystarczy wyciągnąć
dłoń, żeby dotknąć ukochanego. Niecały metr...
Przez chwilę walczyła z ogarniającym ją coraz bardziej
pragnieniem przytulenia się do jego ciepłego ciała i wyszeptania, że go kocha.
Uśmiechnęła się do siebie lekko, przypominając sobie jak Bill razem z
pozostałymi członkami Tokio Hotel i Nikolą przyjechali po nią, aby później
zabrać ją do Paryża. W nocy wgramolił jej się do łóżka. Wcześniej o tym nie
myślała w ten sposób, ale teraz uznała, że to było szalone. Przecież gdyby mama
zobaczyła ich razem, na pewno nie puściłaby jej do Francji z nimi.
Mimowolnie wysunęła dłoń spod poduszki i przejechała
opuszkami po prześcieradle. Czując ciepły materiał koszulki Billa, zaczęła
delikatnie gładzić jego plecy. Wiedziała, że za nim tęskniła przez ostatnie
miesiące, ale aż do tej pory nie sądziła, że aż tak bardzo brakowało jej Billa.
Z jej oczu wypłynęły dwie łzy, zaś na ustach pojawił się subtelny uśmiech. Choć
bardzo chciała, nie potrafiła przestać kochać Czarnowłosego, nawet jeżeli tak
bardzo ją ranił. Była naprawdę szczęśliwa, że postanowił do niej przyjechać;
schować dumę do kieszeni, bo ona - dziewczyna, która rzekomo spodziewa się
dziecka innego - jest dla niego o wiele ważniejsza.
Gdy chłopak się poruszył, serce Mary Ann na moment
zwolniło swój szaleńczy bieg. Odruchowo cofnęła dłoń i przymknęła powieki, tak
jakby nie chciała zostać przyłapana na gorącym uczynku.
-
Mary? -
Wyszeptał chwilę później, dotykając jej dłoni swoją.
Wzdłuż kręgosłupa blondynki przebiegł przyjemny dreszcz, zaś serce ponownie
przyspieszyło rytmu. Mary Ann zapomniała już jak przyjemny może być dotyk
Czarnego.
Podniosła powieki w górę, patrząc prosto w ciemne, teraz prawie czarne
tęczówki Billa. Mimo, że do pokoju wpadał tylko delikatny blask księżyca, bez
trudu mogła zobaczyć jak jego oczy błyszczą, a na ustach czai się uśmiech.
Chłopak nie czekając na jej reakcję, przesunął się na środek łóżka,
odchylając ramię tak, aby mogła przytulić się do jego klatki piersiowej.
-
Chodź do
mnie... - szepnął, a ona posłusznie położyła głowę na jego szczupłym torsie,
wsłuchując się w szaleńczy łomot jego serca, który mówił o wiele więcej niż
wszystkie słowa.
Bill pocałował ukochaną w czubek głowy, kładąc dłoń na jej talii. Był
szczęśliwy, że przyjechał do Indii. Nie rozumiał do końca dlaczego Mary Ann
upiera się, że powinni być tylko przyjaciółmi, ale postanowił o nią walczyć.
Chciał na nowo zdobyć jej serce i już na zawsze pozostać w jego posiadaniu.
Wiedział, że nie może zmarnować tej ostatniej szansy, jaką dał mu los, bo był
pewny, że dziewczyna jeszcze go odrobinę kocha. Gdyby było inaczej, na pewno
nie zaproponowałaby mu dzielenia pokoju, a już na pewno nie leżałaby teraz
wtulona w niego.
-
Dlaczego nie
chcesz się zgodzić? - Spytał, gładząc jej jedwabiste blond włosy, które
połyskiwały delikatnie w blasku księżyca wpadającego do pomieszczenia.
Dziewczyna bez słowa wyswobodziła się z jego objęć, a on poczuł jak mimo
przebywania pod kołdrą jest mu zimno. Chciał na powrót czuć przy sobie jej
ciepłe ciało. Mary Ann najwyraźniej nie odczuwała takiej ochoty, bo usiadła na
materacu, krzyżując nogi. Spuściła smutno głowę i wpatrywała się przez chwilę w
swoje dłonie. Bill nie poganiał jej. Miał całą noc, a później jeszcze dzień i
znów noc, aby usłyszeć odpowiedź na swoje pytanie. Nie musiał jednak czekać aż
tak długo.
-
Naprawdę
myślisz, że to mogłoby się udać? Nie, Bill - potrząsnęła przecząco głową. -
Zostańmy przyjaciółmi. Tak będzie dla nas lepiej.
-
Skąd wiesz?
-
Nie wiem...
Mary Ann podniosła się z łóżka i bez słowa podeszła do stolika, uważając
aby nie wywrócić się o spowite w mroku kanapy. Zabrała książkę, którą wręczył
jej Bill i klucze od pokoju. Jeszcze zanim wyszła spojrzała w jego stronę, choć
panująca w pomieszczeniu ciemność uniemożliwiła jej dostrzeżenie czegoś więcej
oprócz słabego zarysu sylwetki Billa.
-
Połóż się
spać. Na pewno jesteś jeszcze zmęczony.
-
A ty? Gdzie
idziesz?
-
Pomyśleć.
Dobranoc...
Obróciła się na pięcie i uważając, aby na nic nie wpaść, opuściła pokój.
Zmrużyła oczy, kiedy światło palące się w holu ją oślepiło. Trzymając kurczowo
w dłoniach książkę skierowała się do hotelowego baru. Nie dbała o to, że nie ma
makijażu, jest ubrana w samą podkoszulkę i bieliznę, a jej włosy są potargane.
Usiadła przy jednym z wolnych stolików.
-
Mogę poprosić
o wódkę z sokiem? - Spytała kelnera, który mył blaty pozostałych stolików.
-
Przepraszam
panienkę, ale już zamknięte.
Mary Ann skinęła głową Hindusowi ubranemu w nienagannie czystą białą
koszulę i czarne spodnie. Widząc jednak za kontuarem barmana czym prędzej do
niego podeszła.
-
Przepraszam,
czy mogłabym kupić całą butelkę wódki i sok? - Spytała mężczyznę, zdobywając
się na najbardziej uroczy uśmiech na jaki mogła się w tym momencie zdobyć.
-
Już jest
zamknięte.
-
Naprawdę nic
się nie da z tym zrobić? - Zamrugała uwodzicielsko rzęsami, dobrze wiedząc, że
podoba się barmanowi. Nie raz przyłapała go na spoglądaniu w jej stronę, kiedy
piła kawę z Ahmedem.
-
No dobrze...
- westchnął. - Co podać?
Mary Ann uśmiechnęła się z satysfakcją, wpatrując się w równo ustawione
butelki zawierające alkohole z całego świata. Kiedy dostrzegła Żubrówkę,
otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.
-
Nie
wiedziałam, że macie Żubrówkę. W takim razie jeden sok jabłkowy, jeden
gruszkowy i Żubrówkę. Albo nie. Dwie Żubrówki - Wyszczerzyła ząbki w szerokim
uśmiechu. Zamierzała się upić. Wtedy wszystko będzie o wiele prostsze.
-
Jak masz na
imię? - Spytał barman, nie kwapiąc się podać Mary Ann tego co zamówiła.
-
Mary Ann, a
ty jesteś... - przechyliła się nieco żeby odczytać imię na plakietce - Acy...
-
Acyutananda -
przedstawił się.
-
Acy...uta...nanda
- powtórzyła lekko się jąkając. - Masz trudne imię.
-
Oznacza tego,
który nigdy nie upada; nie poddaje się - wypiął dumnie pierś.
-
Super. To jak
będzie z moim zamówieniem?
-
A mogę
liczyć, że pójdziesz ze mną na kawę? - Spytał, patrząc w jej niebieskie
tęczówki. - Jesteś naprawdę piękna.
-
Przykro mi,
ale nie mogę iść z tobą na kawę. Mój chłopak mi nie pozwoli - uśmiechnęła się,
przypominając sobie jaki Bill potrafi być zazdrosny. - Ale dziękuję za
komplement.
-
Spróbować nie
zaszkodziło - wzruszył obojętnie ramionami. - Twoim chłopakiem jest ten Arab, z
którym tutaj przychodzisz? - Pytał dalej, co powoli zaczęło irytować Mary Ann.
-
Nie. Podasz
mi sok i Żubrówkę?
Mężczyzna niechętnie postawił przed nią dwie butelki alkoholu, dwa kartony
soku i dwie wysmukłe szklanki.
-
Proszę.
-
Dziękuję.
Zapisz na mój pokój, ok? - Kiedy skinął głową, podała mu numer pokoju.
Położyła książkę, którą dostała od Billa na tacy obok butelek i uważając
aby niczego nie potłuc, skierowała się do windy. Kiedy drzwi się rozsunęły
weszła do środka i łokciem nacisnęła guziczek z czwórką. Po chwili znalazła się
przed pokojem Cherry Jo i Iruki. Nie sądziła, żeby zastała parę Azjatów, którzy
wracali do hotelu najczęściej późno w nocy, ale mimo tego, z braku wolnej ręki,
kopnęła lekko kolanem w drzwi. Minutę później Japonka odebrała od niej tacę i
wpuściła do środka.
-
Mary? Nie
jesteś za młoda na alkohol? - Spytał Iruka, widząc dwie prawie litrowe butelki
Żubrówki.
-
Ostatnio ci
to nie przeszkadzało - odcięła się, przynosząc z łazienki jeszcze jedną
szklankę.
-
Coś nie tak z
Billem? - Cherry Jo była zatroskana.
-
Skądże znowu.
Poczekaj. Napiję się i wszystko ci wypaplam.
-
A nie możesz
tego zrobić na trzeźwo?
Blondynka bez słowa podała jej książkę oprawioną w twardą okładkę,
powleczoną skórą, a sama nalała do trzech szklanek wódkę i sok. Wypiła połowę
duszkiem, po czym uważnie obejrzała zawartość naczynia.
-
Mogłam
poprosić barmana o lód. Wtedy byłoby lepsze.
-
Z pewnością -
Iruka się zgodził. - Powiedz mi lepiej co ci zrobił Bill - Japończyk zawsze
wypowiadał imię Billa jako Biro. Cherry Jo wyjaśniła Mary, że w języku
japońskim nie występuje litera „l”, którą czyta się jako „eru”. Na wardze też
podobno miała właśnie napis „Biro”, a nie „Bill”. Niewiele ją to jednak
obchodziło. Japońska wersja również jej odpowiadała. Najważniejsze, że tatuaż
nadal pozostawał imieniem chłopaka, który jest w posiadaniu jej serca, nawet
jeśli tak mocno ją zranił.
-
Oświadczył mi
się - odparła, wzruszając obojętnie ramionami. - Na ostatniej stronie macie
pierścionek. Nikola powiedziała, że sam go dla mnie zaprojektował.
Cherry Jo wydała z siebie okrzyk zaskoczenia, który brzmiał jak „ara”, zaś
Mary dopiła do końca swojego drinka. Widząc, że para Azjatów jeszcze prawie nie
tknęła swoich napojów, nalała do swojej szklanki kolejną porcję alkoholu. O
tak. Upije się, a wtedy nareszcie przestanie myśleć o tym, że Bill do niej
przyjechał, a ona ma ochotę przystać na jego szaloną propozycję.
Kiedy Japonka dokładnie oglądała pierścionek, Mary Ann
spojrzała na nią zdumiona, upijając kolejnych kilka łyków drinka.
-
Myślałam, że
zaczniesz znowu wykrzykiwać to swoje sugoi.
-
Chyba
powinnam, ale póki co jestem za bardzo zdziwiona.
-
Tym, że mi
się oświadczył? Też jeszcze...
-
Nie -
przerwała jej. - Jestem zdziwiona tym, że ten pierścionek jest tutaj, a nie na
twoim palcu.
-
To chyba
oczywiste, że nadal jest w książce - odparła, nalewając sobie czwartego drinka.
- Czemu nie pijecie? Nie smakuje wam Żubrówka? To najlepsza polska wódka...
-
Jakie
kłopotliwe... - mruknął Iruka, wpatrując się w Mary Ann. - Mówiłaś tyle o
Billu, a teraz się upijasz, bo ci się oświadczył.
-
A co ty byś
zrobił na moim miejscu? - Spytała wojowniczym tonem Japończyka. - Wybacz, ale
jesteś starszy ode mnie o osiem lat!
-
Hej! To
nieładnie wypominać nam, że jesteśmy starzy - Cherry Jo pogroziła jej palcem
przed nosem. - Ale chyba dlatego powinniśmy ci coś powiedzieć, zgadzasz się ze
mną Iruka? - Spojrzała na chłopaka. Ten tylko kiwnął głową, upijając kilka
łyków drinka. - Powinnaś założyć ten śliczny pierścionek na swój serdeczny
paluszek i lecieć do Billa jak na skrzydłach, a później kochać się z nim całą
noc, a później cały dzień. Do momentu aż oboje będziecie mieli dosyć, a wierz
mi, że to nie nastąpi szybko.
-
Szkoda, że
nie byłaś wtedy taka mądra... - Widząc, że Mary Ann nie ma pojęcia o czym mówi,
pospieszył z wyjaśnieniami: - Pojechaliśmy na Bahamy całą grupką. Nie znałem
wtedy za dobrze Cherry, ani ona mnie, ale już wtedy byłem w niej zakochany jak
wariat. Po dwóch dniach zaproponowałem jej ślub.
-
A ja się
wtedy nie zgodziłam - uśmiechnęła się łobuzersko - ale Iruka był taki uroczy,
że po kolejnych dwóch dniach byliśmy już małżeństwem.
-
Żartujecie
sobie ze mnie?! - Wykrzyknęła zdziwiona, dławiąc się wódką z sokiem. Zawsze
myślała, że Cherry i Iruka są tylko parą. W życiu nie powiedziałaby, że są
małżeństwem!
-
Skądże znowu!
-
Właściwie to
mnie nie dziwi aż tak bardzo... - mruknęła, pijąc piątego z kolei drinka. - Ale
pobraliście się po czterech dniach?
-
A dlaczego
nie? - Iruka wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na
świecie. - Po co marnować czas?
-
Dokładnie. -
Cherry poparła Japończyka. - Przez te cztery dni Iruka pokazał mi, że nie chcę
już żadnego innego faceta, bo żaden mu nie dorówna. - Dziewczyna podeszła do
swojego męża i się do niego czule przytuliła. - Dzisiaj, po ośmiu latach jestem
tego samego zdania. Nie ma wspanialszego mężczyzny niż mój mąż. - Spojrzała
czule na Irukę, który pocałował ją w policzek. - Mam nadzieję kochanie, że ty
również tak uważasz.
-
Oczywiście.
Wiesz, że cię kocham.
-
Dobra!
Przestańcie się do siebie tak kleić.
-
A co? Jesteś
zazdrosna? - W oczach Cherry dostrzegła rozbawienie.
-
Nie! -
Zaprzeczyła. - Po prostu mnie mdli od nadmiaru tych czułych słówek...
-
Jesteś pewna,
że to nie przez alkohol? Który to już? - Iruka kiwnął głową, wskazując
szklankę, którą Mary przytykała do ust. - Ósmy?
-
Wydaje mi
się, że dopiero siódmy.
Cherry Jo wyswobodziła się z uścisku Iruki. Wyciągnęła z rąk Mary Ann
szklankę z nowym drinkiem, po czym wyjęła z szafeczki nocnej pudełeczko.
Wcisnęła jej opakowanie w dłonie, a kiedy blondynka uświadomiła sobie co to
jest, poczuła jak na jej policzki wkraczają rumieńce.
-
Idź do niego
póki nie jesteś aż tak bardzo pijana i kochajcie się do momentu aż oboje
będziecie mieli dość - powtórzyła swoje słowa sprzed kilkunastu minut. - Zaufaj
nam. Czasami trzeba zaryzykować w życiu. Zresztą... Masz coś do stracenia?
Japonka nie pozwoliła jej odpowiedzieć. Wręczyła Mary Ann książkę i zaczęła
wypychać za drzwi. Blondynka zdążyła jeszcze pochwycić pełną butelkę Żubrówki.
Kiedy drzwi od pokoju Cherry Jo i Iruki się zamknęły, westchnęła głośno.
Odkręciła butelkę i upiła trochę czystej wódki.
Może Cherry ma rację? Mary Ann nie miała już więcej do stracenia. I tak jej
serce było porozrywane na drobne strzępki. Bała się tego, że Bill zrani ją
kolejny raz, a ona tego nie wytrzyma, ale czy chwile radości, które chłopak jej
podaruje nie są tego warte?
Teraz na pewno nie myślała do końca logicznie, ale miała to gdzieś. Włożyła
klucz w zamek od jakiegoś pokoju. Dopiero kiedy napotkała opór, spojrzała na
cyferki, które wirowały jej przed oczami. Wypiła zdecydowanie za dużo jak na
swoje możliwości.
Już miała włożyć klucz w zamek kolejnego pokoju, gdy na korytarzu pojawił
się Bill. Okazało się, że wejście do jej apartamentu jest cztery numery dalej.
-
Mary Ann? -
Spytał marszcząc brwi. - Dlaczego dobijasz się do innych pokoi?
-
Naprawdę?
Myślałam, że ten jest nasz...
Patrząc w jego czekoladowe tęczówki jak zahipnotyzowana, stawiała małe
kroczki w jego stronę, próbując utrzymać równowagę. Nadal trzymając w jednej
dłoni butelkę wódki i klucze, a w drugiej książkę, którą dostała od Billa, i
duże opakowanie prezerwatyw, zarzuciła Czarnemu ręce na szyję i wspięła się na
palce. Nie przejmując się tym, że chłopak patrzy na nią zdziwiony, zbliżyła
swoje usta do jego. Kiedy poczuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej
ciele, mruknęła z zadowoleniem. Miała rację. Pocałunki Billa były jedyne w
swoim rodzaju. Nawet teraz, gdy cały świat się kręcił, a w jej żyłach krążył
alkohol, była pewna, że młodszy Kaulitz jest najcudowniejszym chłopakiem w
całym wszechświecie.
-
Jesteś pijana
- stwierdził, odsuwając się od niej.
-
I co z tego?
- Spytała mrugając uwodzicielsko rzęsami. - Może też się napijesz? Sok
zostawiłam u Cherry i Iruki, ale sama wódka też jest całkiem niezła - pokazała
mu butelkę Żubrówki. - Chyba w pokoju mam colę, ale nigdy nie próbowałam
Żubrówki z colą... Myślisz, że Żubrówka z colą będzie dobra? Pewnie nie tak jak
z sokiem jabłkowym, albo gruszkowym, ale wydaje mi się, że powinno dać się
wypić... To jak? Upijesz się ze mną?
-
Nie, dzięki.
Chodź do pokoju.
Zabrał od niej książkę, wódkę i klucze, po czym zaniósł do ich pokoju.
Słysząc, że Mary Ann śmieje się na korytarzu, wrócił po nią.
-
Patrz! Nawet
nie chodzę zygzakiem! - Przeszła po czerwonej wykładzinie w niebieskie i żółte
wzory niczym modelka po wybiegu. - Bill? - Jęknęła, patrząc na niego prosząco.
- Zrobisz coś z tymi ścianami? One tak bardzo się kręcą... Zatrzymaj je...
Czarny bez słowa złapał ją za rękę i pociągnął do pokoju, zamykając za nimi
drzwi. Mary Ann podeszła do stolika, odkręciła butelkę i do pustej szklanki
nalała wódki. Wręczyła ją Billowi, a sama pociągnęła spory łyk z gwintu. Czując
jak alkohol coraz bardziej szumi jej w głowie, podeszła chwiejnym krokiem do
łóżka i na nim usiadła.
-
Dlaczego się
upiłaś? - Bill spojrzał na nią z naganą, patrząc na szklankę pełną wódki, którą
dziewczyna wręczyła mu przed momentem.
-
Nie bój się -
uśmiechnęła się szeroko. - Nie będę wymiotowała tak jak ty. Nie zamierzam też
śpiewać „Rette mich” na przemian z „Ich bin nicht ich”.
-
Bardzo mnie
to cieszy - mruknął z sarkazmem.
-
Świetnie! -
Wykrzyknęła uradowana, choć Bill nie bardzo wiedział czym. - Zobacz co mam! -
Otworzyła pudełko, które wręczyła jej Cherry Jo i rzuciła chłopakowi zapakowaną
prezerwatywę.
Bill zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc o co chodzi Mary Ann.
-
No nie patrz
tak na mnie! - Zaśmiała się. - Czemu nie pijesz? To naprawdę najlepsza polska
wódka - postukała paznokciem w etykietkę przedstawiającą żubra. - Spróbuj. Na
pewno ci posmakuje.
Czarnowłosy potrząsnął głową. Podszedł do Mary i wyciągnął jej z dłoni
butelkę.
-
To mi się
podoba - zamrugała uwodzicielsko rzęsami. Chwyciła rąbek swojej szarej koszulki
i z szerokim uśmiechem ściągnęła ją, po czym odrzuciła w kąt pokoju. - Chodź do
mnie. Chcę się z tobą kochać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz