wtorek, 3 września 2013

Rozdział 221

Zdziwiła się widząc na schodach przed hotelem siedzącego Billa, który wpatrywał się w przechodniów. Palił papierosa, najwyraźniej zastanawiając się nad czymś. Mary Ann bez słowa usiadła obok niego i spojrzała w tym samym kierunku, co on. Wiedziała już, że nie może pozwolić mu odejść, ale nie może też z nim być. Kochała go zbyt mocno. A to ją przerażało.
-          Powiedz coś - odezwał się po kilkudziesięciu minutach, nawet na nią nie patrząc.
-          Moja propozycja jest nadal aktualna jeżeli niczego nie znalazłeś.
Wiedziała, że zabrzmiało to głupio, że Billowi chodziło o coś zupełnie innego, ale nie dbała o to.
-          Czy to oznacza zgodę? - Obrócił głowę, patrząc na nią czekoladowymi tęczówkami, w których tliły się malutkie iskierki nadziei.
-          Nie - spuściła głowę, widząc jak oczy Billa stają się smutne. - Przykro mi.
-          Mnie również - Zmusił się do uśmiechu, bo co innego mógł zrobić? - Zamierzasz z nim być?
-          Z kim?
-          Z ojcem dziecka.
-          Nie.
-          Więc co zamierzasz zrobić?
-          Nic.
-          Dziecko potrzebuje ojca.
-          Wiem, ale to jest inna sytuacja. - Prowadzona przez nich rozmowa zaczęła wydawać jej się coraz dziwniejsza. Nie powinna owijać w bawełnę, tylko wyznać Billowi prawdę. - Dlaczego nie zapytałeś mnie, czy to prawda już na samym początku?
Czarny przez chwilę milczał, po czym odezwał się spokojnym głosem, tak jakby zastanawiał się nad każdym wypowiadanym słowem:
-          Chciałem, żebyś sama mi o tym powiedziała. Uznałem, że powinnaś mieć taką szansę - strzepnął popiół z końca papierosa.
-          A nie przyszło ci do głowy, że ja wcale nie jestem w ciąży?! - Krzyknęła, podnosząc się gwałtownie ze stopni. Wszystkie emocje, które w sobie tłamsiła przez ostatnie miesiące, znalazły ujście na zewnątrz. - Nie przyszło ci do głowy, że nie mam o czym ci powiedzieć?! Przez te cholerne trzy miesiące zastanawiałam się dlaczego się na mnie pogniewałeś! Myślałam, że zrobiłam coś okropnego, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć co to było! W końcu uznałam, że zakochałeś się tylko w wyobrażeniu o mnie i jakoś się z tym pogodziłam. Ale później zadzwoniła babcia z awanturą, że ona jest za młoda na zostanie prababcią! Wyobrażasz to sobie?! - Zaśmiała się sztucznie. - Wiesz jak się czułam, tłumacząc jej, że nie jestem w ciąży?! A teraz zjawiasz się w tych cholernych Indiach i chcesz zostać ojcem mojego nieistniejącego dziecka!!! Czy ty naprawdę myślisz, że się na to zgodzę?!
Nawet nie zauważyła jak z jej oczu znowu zaczęły wypływać gorące łzy. Nie zamierzała płakać przy Billu ani reagować tak impulsywnie, ale było już a późno.
-          Kolejny raz wyszedłem na idiotę? - Spytał, przypatrując się uważnie swoim paznokciom, z których zaczął odpryskiwać czarny lakier.
-          Na to wygląda - mruknęła. - Te tabletki i zdjęcia należą do mamy Nikoli, to tak jakbyś chciał wiedzieć, bo jak sądzę Nikola nic nie powiedziała Tomowi, że wkrótce zostanie starszą siostrą...
Mary Ann zdziwiła się słysząc swój głos. Nie była przecież zła na Nikolę, że ta nie powiedziała nic o ciąży swojej mamy Tomowi. A jednak jej słowa zabrzmiały tak jakby miała do przyjaciółki żal.
-          Masz rację. Nic o tym nie mówiła, a przynajmniej nie mnie.
-          Wiem Bill, wiem - usiadła zrezygnowana na schodkach obok niego i otarła łzy z policzków. - Nie chciałam ci mówić o tym w taki sposób. Przepraszam. Naprawdę zaimponowało mi, że chcesz być tatusiem mojego nieistniejącego dziecka.
Czarnowłosy pokręcił energicznie głową.
-          Nie! Ja nie chcę być ojcem twojego dziecka. To znaczy chcę, ale... No cóż... Nie zabrałaś pierścionka ze sobą, ale... moja propozycja nadal jest aktualna. Mary ja cię naprawdę kocham. Wiem, że potrafię bez ciebie żyć, bo skłamałbym gdybym powiedział inaczej, ale nie chcę. Sprawiasz, że czuję się jak najszczęśliwsza osoba na Ziemi, kiedy się uśmiechasz, a kiedy płaczesz, chce mi się wyć z rozpaczy, że jesteś nieszczęśliwa, że cię zraniłem. Wiem, że mam dopiero siedemnaście lat, ale wiesz co? To jest nieważne. Chcę walczyć o ciebie każdego dnia, żebyś już na zawsze została ze mną i sprawiać, że będziesz budziła się każdego ranka obok mnie z uśmiechem na ustach. Dlatego... moja propozycja jest jeszcze bardziej aktualna niż wtedy kiedy ją przeczytałaś. Może jeszcze nie teraz, ale chcę być ojcem naszych dzieci, nie twoich.
Po policzku Mary Ann potoczyły się łzy. Chyba nigdy nie słyszała piękniejszych słów niż te, które wypowiedział Bill. Chciała mu się rzucić na szyję i powiedzieć, że się zgadza, ale zamiast tego otarła słone krople ze swojej twarzy i spojrzała na niego wyzywająco.
-          Nie. Jeżeli traktujesz te słowa poważnie, udowodnij to. Nie chcę słuchać o tym jak bardzo mnie kochasz. W pana wypadku, panie Kaulitz, nie satysfakcjonuje mnie to.
-          Czyli... - poczuł jak jego serce wykonuje w piersi salto. - Czyli...
-          Czyli moja propozycja nadal jest aktualna, choć oprócz podzielenia się własnym pokojem nie mogę ci nic więcej zaoferować. Przynajmniej w chwili obecnej.
-          Ale jeśli...
-          Jeśli się postarasz wystarczająco - znów wpadła mu w słowo - być może rozważę jeszcze raz twoją prośbę, jeżeli nadal będziesz tego chciał.
-          Skoro tak stawiasz sprawę, zabierz Cherry Jo na zakupy, bo jutro będziesz panią Kaulitz - uśmiechnął się do niej uroczo, a ona poczuła jak miękną jej nogi. Dobrze, że siedziała, bo w przeciwnym razie na pewno by upadła.
-          Jutro nadal będę panną Rose, więc nie nastawiaj się tak bardzo na ślub - puściła mu oczko, choć perspektywa zostania żoną Billa, coraz bardziej ją nęciła. Mimo, że oboje mają tylko po siedemnaście lat.
-          No dobrze - zgodził się. - Jeżeli nie prześpię jeszcze dzisiejszej nocy, jutro zasnę na naszym ślubie, więc przełożymy to na pojutrze. Powinienem jeszcze poprosić twojego ojca o zgodę, prawda? - Bill podrapał się po głowie. - Kurczę! Jeszcze nigdy się nie oświadczałem! Nie wiedziałem, że to takie stresujące! - Mary Ann zaniosła się wesołym śmiechem. - Nie śmiej się. Ja mówię poważnie. Który numer ma twój pokój?
-          Czterysta osiemdziesiąt trzy.
Mary Ann uśmiechnęła się do niego wesoło. Zastanawiała się jak długo będzie potrafiła odgrywać rolę przyjaciółki Billa. Chciała, żeby na powrót Czarny stał się jej chłopakiem, ale równie mocno przerażała ją ta perspektywa. Obawiała się dać mu kolejną szansę, bo wiedziała, że tym razem może zranić ją o wiele bardziej niż dotychczas. Ostatnim razem myślała tak samo, i Bill jej nie rozczarował.
* * *
Promyki popołudniowego słońca, przebijały się przez zielone korony drzew, padając na ścieżkę wyłożoną szarą kostką. Nikola postanowiła zabrać Jaspera na spacer, aby chłopczyk zaczerpnął trochę świeżego powietrza. Ostatnie kilka dni musiał spędzić w domu, ale kiedy tylko lekki katar całkowicie ustąpił, ubrała go ciepło i zabrała na krótką przechadzkę. Powoli zaczynała traktować go jak własnego synka. Razem z ojcem uważali, że maluch jest absolutnie uroczy. Niestety nie mogli go adoptować, bo od września zacznie się rok szkolny, a co za tym idzie nie będzie miała wystarczająco dużo czasu, aby opiekować się Jasperem. Na ojca również nie mogła liczyć, bo praktycznie całe dnie spędzał w pracy. Tom, Bill, Gustav i Georg też będą zajęci. Jedynie mogła liczyć na sąsiadkę - starszą panią, której jedyny syn mieszka w Düsseldorfie i odwiedza ją dwa razy do roku.
Słysząc melodyjkę wydobywającą się z jej telefonu komórkowego, pospiesznie wyciągnęła komórkę z torebki i przyłożyła do ucha, ówcześnie odbierając połączenie. Miała nadzieję, że dzwoni Tom, ale jak się okazało rozmówcą był zupełnie kto inny.
-          Cześć. - Rozpoznała głos Mary Ann. - Bill do mnie przyjechał. - Oznajmiła bez zbędnych ceregieli.
-          Wiem... Uparł się, że musi się z tobą natychmiast zobaczyć. Przepraszam, że mu pomogłam... Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz...
-          Gniewać się na ciebie? Chyba żartujesz kochana - zaśmiała się. - Nie mogłabym się na ciebie pogniewać za coś takiego. Powiedz mi lepiej co mam z nim zrobić...
-          Nie wiem. To już zależy od ciebie - westchnęła cicho. - Jeżeli jednak chcesz znać moje zdanie, uważam, że powinnaś mu wybaczyć jeszcze ten jeden raz. Nie widziałaś go przez ostatnie miesiące, ale on wariował bez ciebie. Wiem, że ty też nie byłaś zanadto szczęśliwa...
-          Masz rację, nie byłam, ale co jeśli znowu cała historia zatoczy koło? Ja już chyba nie mam siły, żeby mu ciągle wybaczać... Powiedz mi, jak ty to robisz z Tomem, że się nie kłócicie?
-          Dobre pytanie. Z chęcią bym ci na nie odpowiedziała, ale chyba nie znam odpowiedzi. Tomowi wystarczy dobry seks, żeby chodził przez kolejny tydzień szczęśliwy, więc może wy też powinniście spróbować?
Mary Ann chwilę milczała, po czym odezwała się poważnym głosem:
-          On mi się oświadczył...
-          Tak, myślałam, że to zrobi... U jubilera był zdecydowany. Żebyś go widziała jak projektował dla ciebie ten pierścionek... Już dawno nie widziałam w jego oczach takiego blasku. Bill pewnie by nie uwierzył, gdyby usłyszał to co ci teraz powiem, ale... jeżeli go kochasz, daj mu jeszcze jedną szansę.
-          Dlaczego miałby nie uwierzyć?
-          Jakby ci to powiedzieć... Ostatnimi czasy ciągle się kłóciliśmy. Powiedziałam, że mu pomogę, bo chcę, żebyś była szczęśliwa, ale jeżeli jeszcze raz cię skrzywdzi, skopię mu ten jego chudy tyłek. To nie była całkiem jego wina, ale mimo wszystko powinien zapytać albo mnie, albo ciebie o te witaminy i zdjęcia... Właściwie ja też mogłam im powiedzieć, że moja mama zaszła w ciążę ze swoim szefem... - Nikola spuściła smutno głowę. - Przepraszam Mary. Nie chciałam, żeby tak wyszło.
-          Daj spokój. Nie masz za co przepraszać. Stało się jak się stało. Bardziej martwi mnie jego brak zaufania... No i oboje mamy po siedemnaście lat... To się nie może udać!
-          Dlaczego? Jeżeli razem będziecie tego chcieli na pewno wam się uda. Sama mówiłaś, że twoi rodzice są ze sobą odkąd twoja mama skończyła czternaście, a twój tata szesnaście lat.
-          No tak - Mary zgodziła się z przyjaciółką - ale to coś innego. Ja nie znam Billa nawet roku... A oni pobrali się po pięciu latach...
-          Na razie przecież wcale nie musisz się zgadzać na ślub. Wystarczy, że ze sobą będziecie. Nikt ci nie każe też wpadać od razu w jego ramiona... Zrób jak uważasz, ale nie zmarnuj waszej miłości. Czasami trzeba zaryzykować, żeby później być szczęśliwym.
-          Tak, chyba masz rację... Dzięki Nikola.
Brunetka pożegnała się z przyjaciółką. Usiadła zrezygnowana na jednej z ławek i wpatrzyła się w roześmianą twarzyczkę Jaspera, który podziwiał kołyszące się na wietrze liście.
Nie żałowała, że zaryzykowała i kochała się z Tomem w Paryżu. Na początku miała pewne obawy, czy to wszystko nie dzieje się za szybko, ale teraz cieszyła się, że tak postąpiła. Kochała starszego Kaulitza i wiedziała, że on również ją kocha. Ich miłość była pozbawiona cierpienia, a także znacznie spokojniejsza niż uczucie, które łączyło Mary Ann i Billa. Nie sądziła jednak, żeby przez to ich miłość była słabsza albo mocniejsza. Była po prostu inna.
* * *
            Mary Ann założyła na siebie pożyczoną od ojca szarą podkoszulkę, która sięgała jej do połowy uda. Westchnęła, po czym cichutko opuściła łazienkę i po omacku podeszła do łóżka, na którym spał Bill. Przez moment rozważała możliwość przeniesienia się do pokoju ojca, albo położenia na niewygodnych kanapach. Niestety nie mogła uczynić ani jednego ani drugiego. Sama zaproponowała Billowi, żeby razem mieszkali przez kilka dni, choć właściwie sama nie wiedziała dlaczego. Wszystkimi gestami i słowami starała się dać mu do zrozumienia, że po tym co się wydarzyło mogą być tylko przyjaciółmi. W głębi duszy, pragnęła jednak, aby na powrót byli razem. Jedynym problemem był strach przed ponownym zranieniem. Nie chciała więcej cierpieć przez Billa, a już tym bardziej nie chciała, aby on musiał cierpieć przez nią.
            Bezszelestnie wsunęła się pod kołdrę i położyła na samym skraju łóżka. Podłożyła dłonie pod poduszkę i wpatrzyła się w sylwetkę chłopaka, który smacznie spał wtulony w kołdrę. Podczas pobytu w Indiach Mary Ann starała się nakłonić swoje serce, aby zapomniało o Billu, ale ono zrozumiało ją opatrznie, jeszcze bardziej kochając Czarnowłosego. Na dodatek oznajmiało to bezwstydnie swoim głośnym biciem. Mary była pewna, że gdyby Bill teraz nie spał, na pewno usłyszałby łomot jej serca.
            Przymknęła powieki, próbując zasnąć, ale Morfeusz jak na złość nie chciał porwać jej w pełną przygód wycieczkę po swojej krainie. Bill leżał zdecydowanie zbyt blisko, żeby tak po prostu mogła pogrążyć się w sennych marzeniach. Odczuwała jego obecność każdym nerwem; każdą komórką swojego ciała. Wsłuchała się w jego cichy, miarowy oddech. Wiedziała, że wystarczy wyciągnąć dłoń, żeby dotknąć ukochanego. Niecały metr...
            Przez chwilę walczyła z ogarniającym ją coraz bardziej pragnieniem przytulenia się do jego ciepłego ciała i wyszeptania, że go kocha. Uśmiechnęła się do siebie lekko, przypominając sobie jak Bill razem z pozostałymi członkami Tokio Hotel i Nikolą przyjechali po nią, aby później zabrać ją do Paryża. W nocy wgramolił jej się do łóżka. Wcześniej o tym nie myślała w ten sposób, ale teraz uznała, że to było szalone. Przecież gdyby mama zobaczyła ich razem, na pewno nie puściłaby jej do Francji z nimi.
            Mimowolnie wysunęła dłoń spod poduszki i przejechała opuszkami po prześcieradle. Czując ciepły materiał koszulki Billa, zaczęła delikatnie gładzić jego plecy. Wiedziała, że za nim tęskniła przez ostatnie miesiące, ale aż do tej pory nie sądziła, że aż tak bardzo brakowało jej Billa. Z jej oczu wypłynęły dwie łzy, zaś na ustach pojawił się subtelny uśmiech. Choć bardzo chciała, nie potrafiła przestać kochać Czarnowłosego, nawet jeżeli tak bardzo ją ranił. Była naprawdę szczęśliwa, że postanowił do niej przyjechać; schować dumę do kieszeni, bo ona - dziewczyna, która rzekomo spodziewa się dziecka innego - jest dla niego o wiele ważniejsza.
            Gdy chłopak się poruszył, serce Mary Ann na moment zwolniło swój szaleńczy bieg. Odruchowo cofnęła dłoń i przymknęła powieki, tak jakby nie chciała zostać przyłapana na gorącym uczynku.
-          Mary? - Wyszeptał chwilę później, dotykając jej dłoni swoją.
Wzdłuż kręgosłupa blondynki przebiegł przyjemny dreszcz, zaś serce ponownie przyspieszyło rytmu. Mary Ann zapomniała już jak przyjemny może być dotyk Czarnego.
Podniosła powieki w górę, patrząc prosto w ciemne, teraz prawie czarne tęczówki Billa. Mimo, że do pokoju wpadał tylko delikatny blask księżyca, bez trudu mogła zobaczyć jak jego oczy błyszczą, a na ustach czai się uśmiech.
Chłopak nie czekając na jej reakcję, przesunął się na środek łóżka, odchylając ramię tak, aby mogła przytulić się do jego klatki piersiowej.
-          Chodź do mnie... - szepnął, a ona posłusznie położyła głowę na jego szczupłym torsie, wsłuchując się w szaleńczy łomot jego serca, który mówił o wiele więcej niż wszystkie słowa.
Bill pocałował ukochaną w czubek głowy, kładąc dłoń na jej talii. Był szczęśliwy, że przyjechał do Indii. Nie rozumiał do końca dlaczego Mary Ann upiera się, że powinni być tylko przyjaciółmi, ale postanowił o nią walczyć. Chciał na nowo zdobyć jej serce i już na zawsze pozostać w jego posiadaniu. Wiedział, że nie może zmarnować tej ostatniej szansy, jaką dał mu los, bo był pewny, że dziewczyna jeszcze go odrobinę kocha. Gdyby było inaczej, na pewno nie zaproponowałaby mu dzielenia pokoju, a już na pewno nie leżałaby teraz wtulona w niego.
-          Dlaczego nie chcesz się zgodzić? - Spytał, gładząc jej jedwabiste blond włosy, które połyskiwały delikatnie w blasku księżyca wpadającego do pomieszczenia.
Dziewczyna bez słowa wyswobodziła się z jego objęć, a on poczuł jak mimo przebywania pod kołdrą jest mu zimno. Chciał na powrót czuć przy sobie jej ciepłe ciało. Mary Ann najwyraźniej nie odczuwała takiej ochoty, bo usiadła na materacu, krzyżując nogi. Spuściła smutno głowę i wpatrywała się przez chwilę w swoje dłonie. Bill nie poganiał jej. Miał całą noc, a później jeszcze dzień i znów noc, aby usłyszeć odpowiedź na swoje pytanie. Nie musiał jednak czekać aż tak długo.
-          Naprawdę myślisz, że to mogłoby się udać? Nie, Bill - potrząsnęła przecząco głową. - Zostańmy przyjaciółmi. Tak będzie dla nas lepiej.
-          Skąd wiesz?
-          Nie wiem...
Mary Ann podniosła się z łóżka i bez słowa podeszła do stolika, uważając aby nie wywrócić się o spowite w mroku kanapy. Zabrała książkę, którą wręczył jej Bill i klucze od pokoju. Jeszcze zanim wyszła spojrzała w jego stronę, choć panująca w pomieszczeniu ciemność uniemożliwiła jej dostrzeżenie czegoś więcej oprócz słabego zarysu sylwetki Billa.
-          Połóż się spać. Na pewno jesteś jeszcze zmęczony.
-          A ty? Gdzie idziesz?
-          Pomyśleć. Dobranoc...
Obróciła się na pięcie i uważając, aby na nic nie wpaść, opuściła pokój. Zmrużyła oczy, kiedy światło palące się w holu ją oślepiło. Trzymając kurczowo w dłoniach książkę skierowała się do hotelowego baru. Nie dbała o to, że nie ma makijażu, jest ubrana w samą podkoszulkę i bieliznę, a jej włosy są potargane. Usiadła przy jednym z wolnych stolików.
-          Mogę poprosić o wódkę z sokiem? - Spytała kelnera, który mył blaty pozostałych stolików.
-          Przepraszam panienkę, ale już zamknięte.
Mary Ann skinęła głową Hindusowi ubranemu w nienagannie czystą białą koszulę i czarne spodnie. Widząc jednak za kontuarem barmana czym prędzej do niego podeszła.
-          Przepraszam, czy mogłabym kupić całą butelkę wódki i sok? - Spytała mężczyznę, zdobywając się na najbardziej uroczy uśmiech na jaki mogła się w tym momencie zdobyć.
-          Już jest zamknięte.
-          Naprawdę nic się nie da z tym zrobić? - Zamrugała uwodzicielsko rzęsami, dobrze wiedząc, że podoba się barmanowi. Nie raz przyłapała go na spoglądaniu w jej stronę, kiedy piła kawę z Ahmedem.
-          No dobrze... - westchnął. - Co podać?
Mary Ann uśmiechnęła się z satysfakcją, wpatrując się w równo ustawione butelki zawierające alkohole z całego świata. Kiedy dostrzegła Żubrówkę, otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.
-          Nie wiedziałam, że macie Żubrówkę. W takim razie jeden sok jabłkowy, jeden gruszkowy i Żubrówkę. Albo nie. Dwie Żubrówki - Wyszczerzyła ząbki w szerokim uśmiechu. Zamierzała się upić. Wtedy wszystko będzie o wiele prostsze.
-          Jak masz na imię? - Spytał barman, nie kwapiąc się podać Mary Ann tego co zamówiła.
-          Mary Ann, a ty jesteś... - przechyliła się nieco żeby odczytać imię na plakietce - Acy...
-          Acyutananda - przedstawił się.
-          Acy...uta...nanda - powtórzyła lekko się jąkając. - Masz trudne imię.
-          Oznacza tego, który nigdy nie upada; nie poddaje się - wypiął dumnie pierś.
-          Super. To jak będzie z moim zamówieniem?
-          A mogę liczyć, że pójdziesz ze mną na kawę? - Spytał, patrząc w jej niebieskie tęczówki. - Jesteś naprawdę piękna.
-          Przykro mi, ale nie mogę iść z tobą na kawę. Mój chłopak mi nie pozwoli - uśmiechnęła się, przypominając sobie jaki Bill potrafi być zazdrosny. - Ale dziękuję za komplement.
-          Spróbować nie zaszkodziło - wzruszył obojętnie ramionami. - Twoim chłopakiem jest ten Arab, z którym tutaj przychodzisz? - Pytał dalej, co powoli zaczęło irytować Mary Ann.
-          Nie. Podasz mi sok i Żubrówkę?
Mężczyzna niechętnie postawił przed nią dwie butelki alkoholu, dwa kartony soku i dwie wysmukłe szklanki.
-          Proszę.
-          Dziękuję. Zapisz na mój pokój, ok? - Kiedy skinął głową, podała mu numer pokoju.
Położyła książkę, którą dostała od Billa na tacy obok butelek i uważając aby niczego nie potłuc, skierowała się do windy. Kiedy drzwi się rozsunęły weszła do środka i łokciem nacisnęła guziczek z czwórką. Po chwili znalazła się przed pokojem Cherry Jo i Iruki. Nie sądziła, żeby zastała parę Azjatów, którzy wracali do hotelu najczęściej późno w nocy, ale mimo tego, z braku wolnej ręki, kopnęła lekko kolanem w drzwi. Minutę później Japonka odebrała od niej tacę i wpuściła do środka.
-          Mary? Nie jesteś za młoda na alkohol? - Spytał Iruka, widząc dwie prawie litrowe butelki Żubrówki.
-          Ostatnio ci to nie przeszkadzało - odcięła się, przynosząc z łazienki jeszcze jedną szklankę.
-          Coś nie tak z Billem? - Cherry Jo była zatroskana.
-          Skądże znowu. Poczekaj. Napiję się i wszystko ci wypaplam.
-          A nie możesz tego zrobić na trzeźwo?
Blondynka bez słowa podała jej książkę oprawioną w twardą okładkę, powleczoną skórą, a sama nalała do trzech szklanek wódkę i sok. Wypiła połowę duszkiem, po czym uważnie obejrzała zawartość naczynia.
-          Mogłam poprosić barmana o lód. Wtedy byłoby lepsze.
-          Z pewnością - Iruka się zgodził. - Powiedz mi lepiej co ci zrobił Bill - Japończyk zawsze wypowiadał imię Billa jako Biro. Cherry Jo wyjaśniła Mary, że w języku japońskim nie występuje litera „l”, którą czyta się jako „eru”. Na wardze też podobno miała właśnie napis „Biro”, a nie „Bill”. Niewiele ją to jednak obchodziło. Japońska wersja również jej odpowiadała. Najważniejsze, że tatuaż nadal pozostawał imieniem chłopaka, który jest w posiadaniu jej serca, nawet jeśli tak mocno ją zranił.
-          Oświadczył mi się - odparła, wzruszając obojętnie ramionami. - Na ostatniej stronie macie pierścionek. Nikola powiedziała, że sam go dla mnie zaprojektował.
Cherry Jo wydała z siebie okrzyk zaskoczenia, który brzmiał jak „ara”, zaś Mary dopiła do końca swojego drinka. Widząc, że para Azjatów jeszcze prawie nie tknęła swoich napojów, nalała do swojej szklanki kolejną porcję alkoholu. O tak. Upije się, a wtedy nareszcie przestanie myśleć o tym, że Bill do niej przyjechał, a ona ma ochotę przystać na jego szaloną propozycję.
            Kiedy Japonka dokładnie oglądała pierścionek, Mary Ann spojrzała na nią zdumiona, upijając kolejnych kilka łyków drinka.
-          Myślałam, że zaczniesz znowu wykrzykiwać to swoje sugoi.
-          Chyba powinnam, ale póki co jestem za bardzo zdziwiona.
-          Tym, że mi się oświadczył? Też jeszcze...
-          Nie - przerwała jej. - Jestem zdziwiona tym, że ten pierścionek jest tutaj, a nie na twoim palcu.
-          To chyba oczywiste, że nadal jest w książce - odparła, nalewając sobie czwartego drinka. - Czemu nie pijecie? Nie smakuje wam Żubrówka? To najlepsza polska wódka...
-          Jakie kłopotliwe... - mruknął Iruka, wpatrując się w Mary Ann. - Mówiłaś tyle o Billu, a teraz się upijasz, bo ci się oświadczył.
-          A co ty byś zrobił na moim miejscu? - Spytała wojowniczym tonem Japończyka. - Wybacz, ale jesteś starszy ode mnie o osiem lat!
-          Hej! To nieładnie wypominać nam, że jesteśmy starzy - Cherry Jo pogroziła jej palcem przed nosem. - Ale chyba dlatego powinniśmy ci coś powiedzieć, zgadzasz się ze mną Iruka? - Spojrzała na chłopaka. Ten tylko kiwnął głową, upijając kilka łyków drinka. - Powinnaś założyć ten śliczny pierścionek na swój serdeczny paluszek i lecieć do Billa jak na skrzydłach, a później kochać się z nim całą noc, a później cały dzień. Do momentu aż oboje będziecie mieli dosyć, a wierz mi, że to nie nastąpi szybko.
-          Szkoda, że nie byłaś wtedy taka mądra... - Widząc, że Mary Ann nie ma pojęcia o czym mówi, pospieszył z wyjaśnieniami: - Pojechaliśmy na Bahamy całą grupką. Nie znałem wtedy za dobrze Cherry, ani ona mnie, ale już wtedy byłem w niej zakochany jak wariat. Po dwóch dniach zaproponowałem jej ślub.
-          A ja się wtedy nie zgodziłam - uśmiechnęła się łobuzersko - ale Iruka był taki uroczy, że po kolejnych dwóch dniach byliśmy już małżeństwem.
-          Żartujecie sobie ze mnie?! - Wykrzyknęła zdziwiona, dławiąc się wódką z sokiem. Zawsze myślała, że Cherry i Iruka są tylko parą. W życiu nie powiedziałaby, że są małżeństwem!
-          Skądże znowu!
-          Właściwie to mnie nie dziwi aż tak bardzo... - mruknęła, pijąc piątego z kolei drinka. - Ale pobraliście się po czterech dniach?
-          A dlaczego nie? - Iruka wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. - Po co marnować czas?
-          Dokładnie. - Cherry poparła Japończyka. - Przez te cztery dni Iruka pokazał mi, że nie chcę już żadnego innego faceta, bo żaden mu nie dorówna. - Dziewczyna podeszła do swojego męża i się do niego czule przytuliła. - Dzisiaj, po ośmiu latach jestem tego samego zdania. Nie ma wspanialszego mężczyzny niż mój mąż. - Spojrzała czule na Irukę, który pocałował ją w policzek. - Mam nadzieję kochanie, że ty również tak uważasz.
-          Oczywiście. Wiesz, że cię kocham.
-          Dobra! Przestańcie się do siebie tak kleić.
-          A co? Jesteś zazdrosna? - W oczach Cherry dostrzegła rozbawienie.
-          Nie! - Zaprzeczyła. - Po prostu mnie mdli od nadmiaru tych czułych słówek...
-          Jesteś pewna, że to nie przez alkohol? Który to już? - Iruka kiwnął głową, wskazując szklankę, którą Mary przytykała do ust. - Ósmy?
-          Wydaje mi się, że dopiero siódmy.
Cherry Jo wyswobodziła się z uścisku Iruki. Wyciągnęła z rąk Mary Ann szklankę z nowym drinkiem, po czym wyjęła z szafeczki nocnej pudełeczko. Wcisnęła jej opakowanie w dłonie, a kiedy blondynka uświadomiła sobie co to jest, poczuła jak na jej policzki wkraczają rumieńce.
-          Idź do niego póki nie jesteś aż tak bardzo pijana i kochajcie się do momentu aż oboje będziecie mieli dość - powtórzyła swoje słowa sprzed kilkunastu minut. - Zaufaj nam. Czasami trzeba zaryzykować w życiu. Zresztą... Masz coś do stracenia?
Japonka nie pozwoliła jej odpowiedzieć. Wręczyła Mary Ann książkę i zaczęła wypychać za drzwi. Blondynka zdążyła jeszcze pochwycić pełną butelkę Żubrówki. Kiedy drzwi od pokoju Cherry Jo i Iruki się zamknęły, westchnęła głośno. Odkręciła butelkę i upiła trochę czystej wódki.
Może Cherry ma rację? Mary Ann nie miała już więcej do stracenia. I tak jej serce było porozrywane na drobne strzępki. Bała się tego, że Bill zrani ją kolejny raz, a ona tego nie wytrzyma, ale czy chwile radości, które chłopak jej podaruje nie są tego warte?
Teraz na pewno nie myślała do końca logicznie, ale miała to gdzieś. Włożyła klucz w zamek od jakiegoś pokoju. Dopiero kiedy napotkała opór, spojrzała na cyferki, które wirowały jej przed oczami. Wypiła zdecydowanie za dużo jak na swoje możliwości.
Już miała włożyć klucz w zamek kolejnego pokoju, gdy na korytarzu pojawił się Bill. Okazało się, że wejście do jej apartamentu jest cztery numery dalej.
-          Mary Ann? - Spytał marszcząc brwi. - Dlaczego dobijasz się do innych pokoi?
-          Naprawdę? Myślałam, że ten jest nasz...
Patrząc w jego czekoladowe tęczówki jak zahipnotyzowana, stawiała małe kroczki w jego stronę, próbując utrzymać równowagę. Nadal trzymając w jednej dłoni butelkę wódki i klucze, a w drugiej książkę, którą dostała od Billa, i duże opakowanie prezerwatyw, zarzuciła Czarnemu ręce na szyję i wspięła się na palce. Nie przejmując się tym, że chłopak patrzy na nią zdziwiony, zbliżyła swoje usta do jego. Kiedy poczuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jej ciele, mruknęła z zadowoleniem. Miała rację. Pocałunki Billa były jedyne w swoim rodzaju. Nawet teraz, gdy cały świat się kręcił, a w jej żyłach krążył alkohol, była pewna, że młodszy Kaulitz jest najcudowniejszym chłopakiem w całym wszechświecie.
-          Jesteś pijana - stwierdził, odsuwając się od niej.
-          I co z tego? - Spytała mrugając uwodzicielsko rzęsami. - Może też się napijesz? Sok zostawiłam u Cherry i Iruki, ale sama wódka też jest całkiem niezła - pokazała mu butelkę Żubrówki. - Chyba w pokoju mam colę, ale nigdy nie próbowałam Żubrówki z colą... Myślisz, że Żubrówka z colą będzie dobra? Pewnie nie tak jak z sokiem jabłkowym, albo gruszkowym, ale wydaje mi się, że powinno dać się wypić... To jak? Upijesz się ze mną?
-          Nie, dzięki. Chodź do pokoju.
Zabrał od niej książkę, wódkę i klucze, po czym zaniósł do ich pokoju. Słysząc, że Mary Ann śmieje się na korytarzu, wrócił po nią.
-          Patrz! Nawet nie chodzę zygzakiem! - Przeszła po czerwonej wykładzinie w niebieskie i żółte wzory niczym modelka po wybiegu. - Bill? - Jęknęła, patrząc na niego prosząco. - Zrobisz coś z tymi ścianami? One tak bardzo się kręcą... Zatrzymaj je...
Czarny bez słowa złapał ją za rękę i pociągnął do pokoju, zamykając za nimi drzwi. Mary Ann podeszła do stolika, odkręciła butelkę i do pustej szklanki nalała wódki. Wręczyła ją Billowi, a sama pociągnęła spory łyk z gwintu. Czując jak alkohol coraz bardziej szumi jej w głowie, podeszła chwiejnym krokiem do łóżka i na nim usiadła.
-          Dlaczego się upiłaś? - Bill spojrzał na nią z naganą, patrząc na szklankę pełną wódki, którą dziewczyna wręczyła mu przed momentem.
-          Nie bój się - uśmiechnęła się szeroko. - Nie będę wymiotowała tak jak ty. Nie zamierzam też śpiewać „Rette mich” na przemian z „Ich bin nicht ich”.
-          Bardzo mnie to cieszy - mruknął z sarkazmem.
-          Świetnie! - Wykrzyknęła uradowana, choć Bill nie bardzo wiedział czym. - Zobacz co mam! - Otworzyła pudełko, które wręczyła jej Cherry Jo i rzuciła chłopakowi zapakowaną prezerwatywę.
Bill zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc o co chodzi Mary Ann.
-          No nie patrz tak na mnie! - Zaśmiała się. - Czemu nie pijesz? To naprawdę najlepsza polska wódka - postukała paznokciem w etykietkę przedstawiającą żubra. - Spróbuj. Na pewno ci posmakuje.
Czarnowłosy potrząsnął głową. Podszedł do Mary i wyciągnął jej z dłoni butelkę.

-          To mi się podoba - zamrugała uwodzicielsko rzęsami. Chwyciła rąbek swojej szarej koszulki i z szerokim uśmiechem ściągnęła ją, po czym odrzuciła w kąt pokoju. - Chodź do mnie. Chcę się z tobą kochać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz