wtorek, 3 września 2013

Rozdział 231

-          Napijesz się ciepłej herbaty?
Mary Ann słysząc głos babci, obróciła głowę w jej kierunku. Starsza kobieta wpatrywała się w nią z uśmiechem.
-          Nie, dziękuję. Zaraz idę do Nikoli.
Anabelle Jost skinęła głową ze zrozumieniem.
-          Jak sobie radzi, po rozwodzie rodziców?
-          Wydaje mi się, że całkiem nieźle - Mary Ann westchnęła. - Wiem, że jest smutna z tego powodu, ale stara się tego nie okazywać. Zresztą od przyjazdu z Indii rozmawiałam z nią tylko chwilę przez telefon.
Kobieta ponownie skinęła głową.
-          Babciu? Mogę zostać na noc u Nikoli?
-          Oczywiście kochanie - Anabelle uśmiechnęła się życzliwie do wnuczki. - Tylko nie plotkujcie za długo, żebyście poszły jutro wypoczęte do szkoły.
-          Dobrze. Dziękuję - Mary odwzajemniła uśmiech.
Kiedy babcia opuściła pokój Mary Ann, z ust blondynki natychmiast zniknął uśmiech.
Cieszyła się na spotkanie z przyjaciółką, ale jednocześnie bardzo tęskniła za Billem. Brakowało jej jego czułego dotyku, zapachu, roziskrzonych czekoladowych oczu, ciepłych słów szeptanych do ucha... Brakowało jej po prostu Billa – chłopaka, któremu oddała całe swoje serce, nie przejmując się konsekwencjami jakie z tego mogą wyniknąć.
Mary Ann rzuciła się na materac leżący na podłodze. Z westchnięciem wpatrzyła się w bladożółtą ścianę, na którą przykleiła plakat przedstawiający Billa. Czarnowłosy uśmiechał się do niej z wielkiego zdjęcia, wskazując na nią swoim wypielęgnowanym, pomalowanym na czarno paznokciem. Uwielbiała jego uśmiech. Zawsze kiedy chłopak się uśmiechał, ona robiła to samo.
Znali się dość krótko, ale nie przeszkadzało im to w dzieleniu ze sobą pokoju, czy całonocnych rozmowach twarzą w twarz czy przez telefon. Nigdy nie brakowało im tematów. Mogli rozmawiać o wszystkim.
Patrząc na ich znajomość z perspektywy czasu, Mary Ann było trudno uwierzyć, że na początku się nie znosili. A przecież to wcale nie było tak dawno temu. Zaledwie dziewięć miesięcy... Gdyby ktoś powiedział jej wtedy, że kilka miesięcy później poślubi Billa Kaulitza w klasztorze w Alchi, na pewno by mu nie uwierzyła. To wszystko nadal wydawało jej się takie nierealne... Bajka, która w każdej chwili może dobiec końca.
Słysząc wydobywającą się z telefonu melodyjkę, podniosła głowę szukając źródła hałasu. Kiedy zlokalizowała przedmiot przy materacu, sięgnęła po niego, odebrała połączenie i przyłożyła go do ucha.
-          Tak?
-          Cześć Mary.
-          O Bill! – Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. – Cześć. Co słychać?
-          Tęsknię za tobą – jego głos przypominał jęk. – Kiedy przyjedziesz do Niemiec?
-          Dzisiaj w nocy – skłamała.
-          Powiem Tomowi i Dirkowi, że pojedziemy trochę później do domu. Zaczekam na ciebie.
Mary Ann westchnęła. Nie chciała łamać obietnicy danej Billowi, ale w obecnej sytuacji nie miała wyjścia.
-          Nie. Nie ma sensu, żebyście na mnie czekali.
-          Dlaczego?
-          Nie mogę z wami jechać do Loitsche. Wiem, że ci obiecałam, ale naprawdę nie mogę.
-          Dlaczego nie możesz? – W jego głosie wyczuła smutek. Jej serce się ścisnęło, bo już nigdy nie chciała sprawiać, żeby Bill był smutny.
-          Jutro zaczyna się szkoła, więc powinnam w niej być...
-          Ale wcześniej mówiłaś, że nic się nie stanie jak opuścisz pierwszy tydzień!
-          Wiem, ale rozmawiałam z mamą. Powiedziała, że jeżeli nie będę się dobrze uczyła i jeżeli zacznę opuszczać zajęcia, wrócę do Polski. Tata powiedział jej, że przyleciałeś do Indii, żeby się ze mną zobaczyć.
-          Powiedział jej o naszych zaręczynach?
-          Nie. On sam nie wie, że się zaręczyliśmy. Pewnie sądzi, że po rozmowie z nim dałeś sobie spokój. Albo po prostu woli nie wiedzieć. Pytał się raz czy dwa co u ciebie słychać, ale nic nie wspominał o tamtej sytuacji.
-          Kamień spadł mi z serca – usłyszała westchnięcie ulgi. – Dobrze, że nigdy nie odwiedził cię w pokoju. Wtedy pewnie byłbym w niezłych tarapatach.
-          O tak – zaśmiała się. – Z pewnością.
-          Tak... – przez chwilę milczeli, po czym Bill spytał: - Ale przyjedziesz w piątek po szkole, prawda?
-          Obawiam się, że nic z tego – odpowiedziała smutno. – Muszę zrobić remont w pokoju – rozejrzała się po pomieszczeniu. Oprócz jej walizek, materaca i plakatu przedstawiającego Billa nie było w nim nic. – Znaleźć jakieś meble, pomalować ściany... Babcia uparła się, że powinnam urządzić się tak, żeby było mi jak najbardziej wygodnie. Prosiłam, żeby wstawiła mi tylko jakąś szafę i biurko, ale nie dała się przekonać.
Doskonale wiedziała, że rani Billa swoimi słowami, ale nie chciała mówić, że przyjedzie do niego, skoro i tak nie może tego uczynić. Musiała umeblować pokój i przygotować się na poniedziałek do szkoły. Po pierwszym tygodniu na pewno będą mieli coś do nauki, a ona nawet jeżeli będzie potrafiła powiedzieć to po polsku, wcale nie oznacza, że z niemieckim pójdzie jej równie łatwo. Owszem mówiła perfekcyjnie w tym języku, ale zupełnie nie znała terminologii biologicznej, chemicznej czy fizycznej, nie znała historii Niemiec, niemieckich lektur i zapewne jeszcze wielu innych rzeczy. A jej uczęszczanie do niemieckiej szkoły było bardziej na zasadzie zapisania się do niej niż wymiany z jakimś niemieckim uczniem.
Mary Ann nigdy nie interesowała się wymianami tego typu, więc dowiedziała się dopiero po fakcie, na co się dokładnie zdecydowała. Okazało się, że pozostali uczniowie będą w Hamburgu normalnie przez miesiąc, a ona przez cały rok szkolny. A wszystko dlatego, że jej nauczycielka niemieckiego zmówiła się z jej własnym ojcem. 
-          Ale Nikola przyjeżdża do Toma już w czwartek.
-          Wiem. Mówiła mi. Zrozum Bill, że Nikola może opuszczać lekcje kiedy chce, bo wszystko z łatwością nadrobi. Ja jestem w nieco innej sytuacji. Nauczyciele na pewno będą bardziej wyrozumiali w stosunku do mnie niż do innych, ale na pewno nie będą mi ciągle pobłażali. Tutaj jest nieco inny program nauczania niż w Polsce, więc mam dużo do nadrobienia.
-          Odrobię za ciebie pracę domową, tylko przyjedź.
-          Dziękuję, Bill – uśmiechnęła się, świadoma, że chłopak tego nie widzi. – To naprawdę miłe z twojej strony, ale i tak nie mogę przyjechać. Muszę jeszcze umeblować pokój.
-          Znajdę kogoś, kto zrobi to za ciebie w weekend, tylko proszę przyjedź... – jego głos przypominał skomlenie zranionego psa.
Mary Ann przymknęła powieki, policzyła do dziesięciu, wzięła kilka głębokich oddechów, po czym się odezwała. W innym przypadku od razu spakowałaby się i pobiegła do apartamentu Billa.
-          Bill, ja naprawdę nie mogę do ciebie pojechać, chyba, że bardzo chcesz, żebym wróciła już do Polski. Podam Nikoli prezent dla ciebie, a my zobaczymy się jak przyjedziesz do Hamburga.
-          Nie chcę prezentu! Chcę, żebyś przyjechała! Tęsknię za tobą...
-          Ja za tobą też, ale zrozum mnie...
-          Dobrze. Jak nie przyjedziesz do mojego domu, zostaję w Hamburgu!
-          Przestań się wygłupiać. Jedź do domu, pobądź trochę z rodziną i odpocznij. Zobaczymy się w poniedziałek. Jeszcze tydzień wytrzymasz.
-          Nie wytrzymam.
Mary Ann wiedziała, że Bill jest uparty, ale ona również była.
-          Nie masz innego wyjścia. Do poniedziałku.
Z ciężkim sercem odsunęła telefon od ucha, po czym całkowicie go wyłączyła. Nie chciała rozmawiać z Billem. Nie dlatego, że była na niego zła, tylko dlatego, żeby nie wybiec z domu babci, nie zamówić taksówki i nie pojechać do mieszkania Billa. Dobrze wiedziała, że chłopak jest jeszcze w Hamburgu.
Z jej oczu popłynęły łzy. Objęła nogi ramionami. Była smutna, że sprawiła przykrość Billowi.
* * *
Przez całą drogę do Loitsche, Bill Kaulitz wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w mijane pola i samochody. Nic nie było jednak w stanie zaabsorbować jego myśli, które całkowicie wypełnił Mary Ann. Nie widział się z nią tydzień, a jednak tęsknił. Miał nawet zrezygnować z kilkudniowego pobytu w domu, ale Tom przekonał go, że powinien pojechać; że inaczej zawiedzie mamę. Zresztą on sam pragnął spędzić kilka dni w domu z rodziną i Scottym. Odkąd Tokio Hotel stało się popularne, bardziej doceniał takie chwile. Kiedyś brał je za oczywiste; za coś normalnego. Teraz jednak ciężko było mu znaleźć nawet kilka minut, żeby zadzwonić do mamy. Oczywiście kobieta starała się być przy nich tak często jak tylko mogła, ale rozumiał, że ma też swoje życie razem z Gordonem w Loitsche.
Jedną rękę podłożył pod policzek, zaś drugą bezwiednie obracał swój telefon.
Dzwonił do Mary Ann, żeby już nawet jej nie przekonywać do wyjazdu, ale zwyczajnie z nią porozmawiać. Blondynka jednak wyłączyła komórkę. Czarnowłosy bał się, że i tym razem wszystko skończy się tak jak po przyjeździe z Paryża. Z tym, że nie będzie żadnej ciąży, tylko szkoła. Nie chciał, aby tak się stało, ale przecież nie mógł porwać Mary Ann z lekcji albo domu jej babci. Mimo, że nie lubił szkoły, uważał, że jest bardzo ważna.
-          Jesteśmy! – Tom wykrzyknął z entuzjazmem, poznając pierwsze pola Loitsche.
Widząc, że Bill nadal wpatruje się w krajobraz rozciągający się za oknem, bez żadnej reakcji, szturchnął go w bok.
-          Rozchmurz się! Do piątku jeszcze dużo czasu. Może Mary się rozmyśli?
-          Chciałbym... – wymamrotał, nawet nie patrząc na bliźniaka.
-          Nie przejmuj się tym tak. Przecież wiesz, że ona cię kocha. Jestem pewien, że gdyby tylko mogła, na pewno by przyjechała. Może naprawdę nie może?
-          To po co obiecywała?
-          Ale kiedy ci to obiecała? – Zdając sobie sprawę z obecności w samochodzie Dirka, dodał: - Tam?
-          Tak, właśnie tam.
-          To wszystko wyjaśnia – Tom uśmiechnął się. – Wtedy pewnie jeszcze nie rozmawiała z rodzicami i nie wiedziała, że babcia każe jej urządzać pokój.
-          Możliwe. Ale przecież pokój jej nie ucieknie. Co za różnica kiedy kupi meble? Zaoferowałem jej pomoc, ale odmówiła. Przecież to nie jest problem zadzwonić do jakiegoś projektanta wnętrz i poprosić go o urządzenie małego pokoiku w dwa dni. Jestem pewien, że z tym nie będzie kłopotu. Szkoła może i jest ważna, ale przecież nic się nie stanie jak nie będzie jej jeden, albo dwa dni. Chciałem, żeby przyjechała w piątek po lekcjach, żeby jej to z niczym nie kolidowało, ale nie chciała... Sam nie wiem co mam o tym myśleć.
-          Nie przejmuj się tak. Może Mary chce urządzić szybko pokój i przyjechać do ciebie? Zobaczysz, że zrobi ci niespodziankę i przyjedzie.
-          Powiedziała, że nic z tego...
-          Wiesz jakie są kobiety. Teraz mówią to, a za godzinę co innego. Nie ma sensu się tym przejmować. Jesteś dla niej ważny, więc nie wydziwiaj. Nie znam Mary tak dobrze jak ty, ale jestem pewien, że nie zrezygnuje z ciebie tak szybko. Powiedz mi jaka dziewczyna by cię nie chciała?
Czarnowłosy zdobył się na lekki uśmiech. Może Tom ma rację? Może Mary Ann zmieni zdanie i przyjedzie na jego urodziny?
            Samochód zatrzymał się przed domem bliźniaków. Chłopcy rozejrzeli się dookoła. Widząc, że w pobliżu nikogo nie ma, odetchnęli z ulgą. Wysiedli z auta.
-          Scotty! – Wykrzyknął radośnie Bill, widząc na podwórku psiaka merdającego wesoło ogonem. – Jak ja cię dawno nie widziałem!
Czarnowłosy otworzył szybko furtkę i poszedł przywitać się ze zwierzakiem. Tom widząc entuzjazm wyciekający z jego malutkiego braciszka, oparł się o płot i z uśmiechem patrzył jak chłopak głaszcze Scotty’ego. Bill wyglądał tak jakby zapomniał o rozmowie z Mary Ann. A nawet o niej samej.
Kilka minut później z domu wyszła Simone Trümper. Ubrana była w czarne spodnie dresowe i beżową bluzę z kapturem. Choć był dopiero koniec sierpnia, wieczorami robiło się chłodno. Twarz kobiety rozjaśniał uśmiech, ukazując nieco zbyt duże zęby.
-          Witajcie chłopcy! – Zawołała wesoło, podchodząc do Toma.
Uściskała starszego syna.
-          Cześć mamo.
Bill podniósł się z ziemi, otrzepał spodnie z trawy oraz piachu i z uśmiechem podszedł do kobiety. Pocałował ją w policzek.
-          Macie zdjęcia z Hiszpanii? – Spytała.
-          Tylko kilka – odparł Bill.
-          Koniecznie musicie mi pokazać!
Ich matka zawsze bardzo chętnie oglądała wszelkiego rodzaju zdjęcia. Czy to te z koncertów, sesji zdjęciowych czy z podróży, choć nigdy nie ukrywała, że najbardziej lubi te z wyjazdów jej synów w różne, egzotyczne zakątki świata. Dlatego ostatniego dnia pobytu w Hiszpanii urządzili prawdziwą sesję zdjęciową. Wszyscy przebierali się kilkadziesiąt razy, aby nikt nie zorientował się, że Bill zamiast na półwyspie Iberyjskim był w Indiach. Nie było to łatwe zadanie, ale przeglądając później zdjęcia na laptopie, który dostał od Mary Ann uznał, że wykonali kawał dobrej roboty.
-          Co będzie na kolację? – Spytał mamę, kiedy weszli do domu.
-          Odgrzać wam kiełbasę na patelni? Chyba, że wolicie kanapki.
-          Nie, może być kiełbasa – Bill ściągnął buty, wchodząc do przedpokoju, a następnie kuchni.
Otworzył szafkę, w której zawsze chowali napoje. Wyciągnął sok pomarańczowy oraz grejpfrutowy. Zmieszał je ze sobą i wypił kilka łyków.
-          Cześć Bill.
-          Cześć.
Gordon Trümper usadowił się na krześle. Oparł dłonie o stolik i wpatrzył się w Billa.
-          I jak? Nagraliście już jakieś nowe piosenki? – Zapytał.
-          Na razie tylko „Vergessene kinder” jest w miarę gotowe, ale jeszcze nie byliśmy w studio. Mamy trochę świeżych tekstów i melodii, ale sam nie wiem... Zresztą jutro zagramy ci z Tomem i powiesz nam co o tym myślisz.
-          Pewnie – do kuchni wszedł starszy Kaulitz. – Chyba ta melodia, o której mi mówiłeś w tamtym tygodniu będzie pasowała do „Totgeliebt”. To byłaby całkiem fajna piosenka.
-          Pewnie tak, ale nie chcę jej śpiewać – Bill westchnął.
Napisał ją niedługo po tym jak dowiedział się o ciąży Mary Ann. Wtedy myślał, że wszystko się skończyło; że miłość między nimi umarła. Tyle, że on nadal ją kochał. I jak się okazało ona jego również, a dziecka nie było. Mimo tego nadal miał złe wspomnienia związane z tą piosenką.
-          Ona jest naprawdę dobra – przekonywał Dreadowłosy. – Szkoda byłoby schować ją do szuflady.
-          Musimy teraz o tym rozmawiać? – Spytała Simone Trümper, wyciągając z lodówki kiełbaski. – Jutro podyskutujecie z Gordonem o nowych piosenkach.
Cała trójka zgodziła się z kobietą. Gdyby teraz rozpoczęli dyskusję o muzyce, pewnie nie skończyliby jej przed świtem, zwłaszcza, że dochodziła godzina dziesiąta wieczorem.
-          Kiedy przyjedzie Nikola i Mary Ann?
-          Nikola przyjedzie w czwartek wieczorem – odparł Dreadowłosy.
-          A Mary Ann? Gordon opowiadał o niej babci. Bardzo chce poznać twoją dziewczynę.
-          Nie wiem czy w ogóle przyjedzie – Bill wzruszył obojętnie ramionami, choć to wcale nie było mu takie obojętne. – Powiedziała, że będzie za bardzo zajęta.
-          Jak to? – Simone się zdziwiła. – Mówiłeś, że na pewno przyjedzie. Chyba nie jesteście znów ze sobą skłóceni? Mary Ann to bardzo miła dziewczyna.
Bill pokręcił przecząco głową.
-          Wiem. Myślałem, że Mary przyjedzie z Nikolą ale dzisiaj powiedziała, że woli się uczyć niż spędzić ze mną moje urodziny.
-          Na pewno nie, kochanie. Była taka w tobie zakochana... Jestem wręcz pewna, że szykuje ci jakąś niespodziankę.
-          Nie wydaje mi się – westchnął. – W przyszłym roku też będę miał urodziny. Nawet ważniejsze od tych. Może wtedy znajdzie trochę czasu.
Matka bliźniaków skinęła tylko głową. Nie chciała dłużej ciągnąć tego tematu. Widziała, że mówienie o Mary Ann sprawia Billowi ból. Nie znała dobrze blondynki, ale wydawało jej się, że to dobra dziewczyna, a jej uczucie względem jej syna wydawało się prawdziwe. Dlatego nie sądziła, żeby Mary nie pojawiła się na urodzinach młodszego bliźniaka. Na pewno wiedziała, że sprawiłaby tym wielką przykrość Czarnemu.
* * *
            Pokój Toma Kaulitza rozświetlało żółte światło padające z lampki stojącej na jednej z szafek małego segmentu. Półmrok panujący w pomieszczeniu jednak nie przeszkadzał ani Tomowi ani Billowi ani Nikoli. Wręcz przeciwnie. Razem uznali, że tak jest przyjemniej. Na podłodze, wokół materaca na którym siedzieli, leżało kilkadziesiąt talerzy z różnymi rodzajami żelek, chipsów, ciast, ciasteczek oraz owoców, a także butelki Coca-Coli.
Bliźniacy postanowili, że będą świętowali swoje urodziny już od czwartku.
-          Gdzie oni są? – Spytał Bill, mając na myśli Gustava, Georga i Andreasa,
Wpatrzył się w półmrok rozpościerający się za szybą, tak jakby chciał zobaczyć w ciemności sylwetki przyjaciół. Nieważne, że okno w pokoju bliźniaka wychodziło na podwórko, a nie na ulicę.
-          Daj im trochę czasu. Zadzwoniłeś do nich dopiero – Nikola spojrzała na elektroniczny zegarek stojący na półce – szesnaście minut temu.
Na twarzy Czarnowłosego pojawił się grymas niezadowolenia. Chciał, aby przyjaciele przyjechali jak najszybciej. Patrząc na Toma i Nikolę, robiło mu się smutno, że Mary Ann nie ma teraz w Loitsche. Z trudem zrozumiał, że dziewczyna nie może przyjechać na jego urodziny, ale zrozumiał. Nie rozumiał natomiast dlaczego nie odbiera od niego telefonów. Dzwonił do niej wielokrotnie, ale za każdym razem miała wyłączony telefon, albo zwyczajnie nie chciała z nim rozmawiać i nie odbierała połączeń. Było mu z tego powodu przykro. Nawet zapewnienia Nikoli, że z Mary Ann jest wszystko w porządku, za bardzo go nie przekonywały. Brunetka mówiła, że jej przyjaciółka jest zmęczona, że nie ma na nic czasu, bo nadal urządza się w Niemczech, ale Bill wiedział, że gdyby tylko chciała znalazłaby pięć minut, żeby do niego zadzwonić i zapytać co słychać. W ciągu tych czterech dni, które minęły od ich niedzielnej rozmowy kilkakrotnie pakował się, żeby pojechać do Hamburga i zobaczyć się z Mary Ann, ale za każdym razem Tom go powstrzymywał. Mówił, że nawet jeżeli do niej pojedzie, to i tak nic nie zmieni.
Starał się uśmiechać, żartować i być pełnym energii przez cały dzień, ale to było bardzo męczące. W nocy, kiedy zostawał sam w pokoju leżał długimi godzinami w swoim łóżku i zastanawiał się co takiego się stało, że Mary Ann nie chce z nim zamienić nawet kilku słów przez telefon. Czyżby za bardzo nalegał, żeby przyjechała na jego urodziny? Miał do tego prawo, prawda? Dla niego to był ważny dzień, który chciał spędzić z rodziną. A Mary Ann należała do jego rodziny. W końcu była jego żoną. Nieformalną, ale wciąż żoną.
Słysząc wydobywającą się z jego telefonu melodyjkę wyciągnął pośpiesznie aparat z kieszeni spodni i z szerokim uśmiechem na ustach odebrał połączenie, mając nadzieję, że dzwoni Mary Ann.
-          Słucham?
-          Ohayo Bill! Cherry Jo desu!
Z twarzy Billa Kaulitza zniknął uśmiech. Było mu miło, że dzwoni Japonka, bo bardzo ją polubił, ale uczucie rozczarowania było silniejsze.
-          Cześć Cherry. Co słychać? - Spytał po angielsku.
W Indiach prowadziło mu się łatwo rozmowę z nią i z Iruką, bo gdy nie znał jakiegoś słowa, albo nie wiedział jak coś powiedzieć, Mary Ann zawsze przychodziła mu z pomocą. Pomyślał, że powinien poprosić blondynkę, aby rozmawiali ze sobą tylko po angielsku. W ten sposób najszybciej nauczy się języka.
-          Wszystko po staremu – zaśmiała się. – Dzwonię, żeby złożyć ci życzenia.
-          Dzięki, ale urodziny mam dopiero jutro.
-          Drugiego września? Byłam przekonana, że pierwszego...
Czarnowłosy spojrzał na elektroniczny zegarek. Było przed północą.
-          Dzisiaj jest jeszcze trzydziesty pierwszy sierpnia.
-          O ja głupia! – Wykrzyknęła. – Zapomniałam, że w Niemczech jest wcześniej niż w Japonii o kilka godzin. Bill? – Spytała ze strachem. – Nie obudziłam cię?
-          Nie. Siedzę z bratem i jego dziewczyną. Jak tylko wpadnie kilka osób zaczynamy świętować nasze urodziny.
-          No ładnie. Tylko nie wypijcie za dużo – Bill niemalże zobaczył jak Cherry Jo puszcza mu oczko. – Właśnie! Miałam złożyć ci życzenia! Czego powinnam ci życzyć... – zastanawiała się na głos. – Już wiem! Dużo miłości z Mary Ann, gromadki dzieci i wszystkich singli na pierwszych miejscach list przebojów na całym świecie! Dwa ostatnie możesz przekazać bliźniakowi.
-          Dziękuję. Miło, że pamiętałaś o moich urodzinach.
-          Oczywiście, że pamiętałam. Jakżebym mogła zapomnieć? Mam nadzieję, że zaprosisz nas na swoją osiemnastkę.
-          Pewnie. Możesz być pewna, że wówczas urządzimy z Tomem wielką imprezę. Jutro ma do nas przyjść tylko najbliższa rodzina.
-          Będę czekała z Iruką na zaproszenie – zaśmiała się.
-          Jasne. Pozdrów go.
Usłyszał stłumiony krzyk Cherry Jo.
-          Iruka dziękuje i również cię pozdrawia. Ach... Każe ci przekazać, żebyś zawsze był szczęśliwy, nieważne co się stanie – Bill wymamrotał ciche dziękuje. – Przekaż Mary Ann pozdrowienia od nas.
-          Jak tylko się z nią spotkam, przekażę.
-          To nie ma jej z tobą?! – W jej głosie można było wyczuć prawdziwe zdumienie i jednocześnie oburzenie.
-          Niestety nie. Jest w Hamburgu.
-          Ale przecież mówiła mi, że jedzie do ciebie...
-          Zmieniła zdanie.
-          Niemożliwe! Zostawić was tylko samych, a już zaczynacie mieć problemy – westchnęła. – No nic. Mam nadzieję, że jednak nie zrezygnowała z tego wyjazdu. Co prawda rozmawiałam z nią kilka dni temu, ale... zobaczymy jak to się wszystko potoczy.
-          Kiedy z nią rozmawiałaś? – Spytał zaciekawiony tym, co powiedziała Japonka.
-          W poniedziałek, może wtorek.
-          Ale w tym tygodniu?
-          Tak.
Na twarzy Billa Kaulitza pojawił się szeroki uśmiech. A jednak Mary Ann przyjedzie!
-          Dziękuję! – Wykrzyknął. – Dziękuję, Cherry! To najlepszy prezent!
-          Bill? W porządku? – Spytała zaniepokojona jego nagłym przejawem entuzjazmu.
-          Tak! Jeszcze raz dziękuję za życzenia.
-          Nie ma sprawy. Wszystkiego najlepszego. Bawcie się dobrze.
-          Dzięki.
Położył telefon na podłogę, po czym opadł na materac. Jego usta układały się w błogim uśmiechu. A więc Mary powiedziała, że nie ma zamiaru do niego przyjechać, tylko dlatego, że chciała zrobić mu niespodziankę!
            Kiedy Bill leżał tak przez jakiś czas, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że w pokoju znajduje się jeszcze bliźniak i jego dziewczyna, Tom spojrzał na niego jakby nagle postradał wszystkie zmysły. Przez chwilę na twarzy Nikoli można było zaobserwować niepokój, który zaraz ustąpił miejsca lekkiemu uśmiechowi.
-          No proszę, nasz Bill ma sekretną dziewczynę – zażartowała.
-          Cherry już ma męża – odpowiedział, przytulając do siebie mocno poduszkę. – Mary Ann przyjedzie!
-          Bill? Nie chcę cię rozczarowywać, ale to raczej niemożliwe... – Nikola powiedziała najłagodniej jak tylko potrafiła.
-          Wcale nie! – Zaprotestował żywo. – Mary chce mi zrobić niespodziankę! Mary!
-          Cherry Jo się wygadała? – Spytał Tom, wkładając sobie do buzi żelkę w kształcie węża.
-          Powiedziała, że rozmawiała z Mary Ann w poniedziałek albo wtorek i Mary do mnie przyjedzie! – Słysząc dzwonek domofonu, zerwał się z materaca i pobiegł do drzwi. – To pewnie Mary Ann!!!
Tom spojrzał na Nikolę pytająco, kiedy zostali sami w jego pokoju. Kiedy dziewczyna milczała, wpatrując się w swoje dłonie, spytał:
-          Mary Ann naprawdę nie przyjedzie do Billa?
-          Nie wiem. Mnie powiedziała, że nie może przyjechać. Dała mi dla niego prezent i to wszystko – wzruszyła obojętnie ramionami.
-          Kłamiesz.
Brunetka spojrzała w oczy Dreadowłosego.
-          Dlaczego tak uważasz?
-          Po prostu sądzę, że Mary Ann powinna przyjechać do Billa. W końcu to jego urodziny. Zwyczajnie wydaje mi się to dziwne.
-          Naprawdę? A gdyby w jej urodziny Bill miał koncert w... – chwilę się zastanawiała – powiedzmy, że w Stanach? Myślisz, że odwołałby koncert i do niej przyleciał?
-          To jest zupełnie coś innego.
-          Dlaczego Tom? Dlaczego to coś innego? – Broniła przyjaciółki. – Naprawdę uważasz, że przeprowadzka do obcego miasta, na dodatek w obcym kraju to nic takiego? Mary Ann nie zna tutaj nikogo oprócz mnie,  do tego ma bardzo dużo zaległości w szkole!
-          Ale ty też nie znasz nikogo oprócz nas w Hamburgu, a jednak przyjechałaś...
-          Czy ty naprawdę tego nie rozumiesz, czy nie chcesz zrozumieć? – Wstała z materaca. – Ja przynajmniej nie muszę siedzieć nad słownikiem i wkuwać setek nowych słówek! Możesz mi nie wierzyć, ale świat nie kręci się tylko wokół bliźniaków Kaulitz!
Nie czekając na słowa Toma, Nikola otworzyła drzwi od jego pokoju, po czym skierowała się do wyjścia z domu. W korytarzu minęła Andreasa, Georga, Gustava i Inge. Przywitała się z nimi. Widząc zawiedzioną minę Billa zrobiło jej się go trochę żal. Wiedziała, że Czarny kocha jej przyjaciółkę i chce się z nią zobaczyć jak najszybciej, zwłaszcza, że od ich spotkania w Indiach minęły już dwa tygodnie. Wiedziała też, że Mary Ann tęskni równie mocno za młodszym Kaulitzem jak on za nią.
Nikola założyła na stopy buty i zarzuciła na ramiona zostawioną w przedpokoju bluzę Toma. Wyszła na zewnątrz. Pogłaskała po łepku Scotty’ego, który momentalnie pojawił się koło niej, i w jego towarzystwie udała się na tył domu, gdzie stała duża huśtawka. Usiadła na niej, podkuliła nogi i wystawiła twarz ku niebu wpatrując się w świecące punkciki. Nie chciała kłócić się z Tomem, ale nie mogła przecież zdradzić przyjaciółki. Uważała, że urodziny bliźniaków są ważne, ale nie najważniejsze.
-          Mogę?
Brunetka spojrzała na zmierzającą w jej kierunku Inge. Uśmiechnęła się do dziewczyny, po czym skinęła potakująco głową.
-          Tom się o ciebie martwi – zagadnęła wesoło.
-          Jasne – mruknęła. – Gdyby było tak jak mówisz już by tutaj był.
Inge wyciągnęła paczkę papierosów w stronę Nikoli.
-          Nie, dzięki. Nie palę.
Dziewczyna skinęła głową, wyciągając z paczki jednego papierosa. Odpaliła go i zaciągnęła się gryzącym dymem.
-          Znam tyle lat bliźniaków, a dopiero jestem pierwszy raz na ich urodzinach – zaśmiała się. – Aż trudno uwierzyć, że Gustav zadzwonił, żebym z nimi przyjechała.
-          Faktycznie, trudno – zgodziła się. – Tom mówił mi, że naprawdę się nie lubiliście.
-          Skąd mu przyszedł do głowy ten pomysł? Gustav zawsze mnie kochał, tylko sobie jeszcze tego nie uświadomił.
Nikola zaczęła się śmiać. Dreadowłosy opowiadał jej o tym jak Gustav zawsze uciekał przed Inge. Nie znała zbyt dobrze dziewczyny siedzącej obok niej, ale uważała, że jest sympatyczna. Jeżeli jednak wszystkie opowieści o niej były prawdziwe wcale nie dziwiła się perkusiście, że nie chce mieć z nią do czynienia.
-          Nie myślałaś, żeby dać sobie spokój z Gustavem? – Spytała po chwili milczenia.
-          Obawiam się, że za niedługo będę musiała – powiedziała smutno, gasząc papierosa. – Idziemy do chłopaków? Andreas jest całkiem niezły...
-          Czyżbyś chciała obudzić w Gustavie zazdrość?

Inge nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko wymownie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz