niedziela, 8 września 2013

Część II: Rozdział 17

-         Naprawdę wyrzuciłaś Toma z domu bez butów? – Mary Ann spytała Nikolę, a kiedy ta skinęła potakująco głową, blondynka roześmiała się wesoło. – No ładnie...
-         Nie miałam innego wyjścia – brunetka wzruszyła niewinnie ramionami, upijając łyk kawy. – Toleruję go tylko dlatego, że jest ojcem Rosie. Zaraz po rozstaniu z nim powinnam się wyprowadzić gdzieś daleko, gdzie nigdy byśmy się więcej nie spotkali... Poznałabym jakiegoś sympatycznego mężczyznę, który pokochałby Rosie jak swoją córkę i żyłabym bez tych wszystkich stresów.
-         Naprawdę już nic do niego nie czujesz? – Mary Ann spytała przyjaciółkę, uważnie się jej przyglądając.
-         Do kogo? Do Toma? A cóż miałabym do niego czuć? – Zaśmiała się. – Mam do niego sentyment, ale to wszystko. Oprócz tego jest ojcem mojego dziecka.
-         Wiesz o co mi chodzi... Ja nie potrafiłabym odejść od Billa, nawet jeżeli zdradziłby mnie ze wszystkimi kobietami na Ziemi – zażartowała, chociaż była pewna, że potrafiłaby wybaczyć mężowi zdradę. Może nie od razu, ale z czasem na pewno.
-         Nie. To niemożliwe, żebym do niego wróciła. Nie potrafiłabym mu zaufać. Zresztą... – objęła dłońmi szklankę z kawą i spuściła nieśmiało wzrok na stół. – Byłam w sobotę na randce z Karlem.
-         Dopiero teraz mi o tym mówisz?! I co? I co?! – Mary Ann wypytywała przyjaciółkę. – Jak było? Opowiadaj!
Nikola posłusznie opowiedziała przyjaciółce o spotkaniu z Karlem.
-         Właściwie to nie było nic specjalnego, ale już dawno nie byłam na prawdziwej randce. Takiej, no wiesz... kwiaty, teatr, a później lampka wina i pyszna kolacja w restauracji. Tylko we dwoje. Może Karl nie jest zupełnie w moim typie, ale jest całkiem fajnym facetem. I nie ma nic przeciwko Rosie...
-         To najważniejsze – Mary Ann uśmiechnęła się delikatnie.
Blondynka położyła dłoń na swoim podbrzuszu, zastanawiając się czy powinna podzielić się z przyjaciółką swoją słodką tajemnicą. Na razie nie powiedziała nikomu o tym, że jest w ciąży. Nawet rodzicom. Jedyną osobą, która wiedziała o tym, że spodziewa się dziecka, oprócz niej samej i Billa, był Tom. A to tylko dlatego, że Czarny musiał wypaplać wszystko bliźniakowi jak tylko zobaczył testy ciążowe.
Mary sięgnęła po filiżankę, z letnią już kawą, i upiła kilka łyków. Zdecydowała, że na razie o niczym nie wspomni przyjaciółce. Chciała podzielić się z całym światem, że już za niedługo zostanie matką, ale bała się, że może i tym razem poronić. Nie chciała ponownie słuchać słów pocieszenia od rodziny, przyjaciół i znajomych. Bo co mogła odpowiedzieć, na „W porządku? Dobrze się czujesz? Nie martw się, wszystko się ułoży. Jesteś jeszcze młoda, na pewno urodzisz całą drużynę piłkarską”? Słysząc te słowa, miała ochotę krzyczeć, że nic nie jest w porządku, ale zamiast tego uśmiechała się lekko i przytakiwała rozmówcy. Nie widziała sensu w okazywaniu całemu światu, jak bardzo cierpi. Być może postąpiła źle, ale nawet jeżeli znalazła się ponownie w takiej sytuacji postąpiłaby w taki sam sposób. Nienawidziła współczucia i litości. Właśnie dlatego nie pozwoliła Billowi przerwać trasy koncertowej po Japonii i wrócić do domu.
-         Mary Ann? Mary Ann? – Słysząc głos Nikoli, spojrzała na nią pytająco.
-         Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłaś?
-         Pytałam czy nie mogłabyś zostać dzisiaj wieczorem z Rosie. Szef kazał mi iść znowu na jakiś bankiet – skrzywiła się z obrzydzeniem. – Nie lubię tego typu imprez, ale cóż zrobić... Praca to praca. Nie zawsze musi być przyjemna.
-         Nie ma sprawy. Podrzuć ją później – blondynka uśmiechnęła się lekko. – Przecież wiesz, że zawsze zostanę z Rosie.
-         Dzięki! Jesteś kochana!
* * *
            Ying Xiong biegł korytarzem studia nagraniowego. Dopiero kiedy kątem oka dostrzegł, że minął drzwi, za którymi spodziewał się zastać Billa Kaulitza, zatrzymał się omal nie wpadając na jakiegoś mężczyznę. Skinął mu głową przepraszająco. Złapał się za brzuch i przez krótką chwilę głęboko oddychał, starając się uspokoić oddech. Otarł z czoła krople potu i zamknął usta. Nadal trudno było mu złapać w płuca powietrze, ale nie mogąc już dłużej powstrzymywać podekscytowania i radości, cofnął się do odpowiednich drzwi, szarpnął za klamkę i wbiegł do pomieszczenia. W pokoju oprócz Billa było jeszcze kilka osób, które zignorował. Nie zważając na ich ciekawskie spojrzenia podbiegł do wokalisty Tokio Hotel i rzucił mu się na szyję.
-         Dziękuję tato!!! Dziękuję!!! – Wykrzyknął radośnie. – Kocham cię!!!
-         Zaraz mnie udusisz... – Bill wysapał, próbując odsunąć od siebie chłopaka.
-         Przepraszam – Ying Xiong posłusznie puścił szyję Billa i zaczął jak szalony skakać po pomieszczeniu z radości, wesoło wykrzykując: - Dziękuję tato! Dziękuję!
Kobieta siedząca naprzeciwko Billa, pochyliła się nad stolikiem i spojrzała na niego uważnie.
-         Nie wiedziałam, że masz takiego dużego syna – w jej oczach pojawił się błysk podniecenia. Zupełnie tak jakby właśnie wywęszyła ekskluzywną historię, która zaciekawi miliony fanów Tokio Hotel na całym świecie. – Nic nie mówiłeś mi o nim w wywiadzie...
-         Daj spokój Riita – mężczyzna siedzący obok niej zapalił papierosa i spojrzał na kobietę z naganą. – Nie bądź niemądra. Czy on ci wygląda na syna Billa?
-         A dlaczego nie? – wzruszyła obojętnie ramionami. - Teraz gwiazdy bardzo często adoptują dzieci. To rozsądne, że zaadaptował już prawie dorosłego dzieciaka. Już widzę ten nagłówek... – szatynka wyciągnęła wypielęgnowaną dłoń przed siebie jakby chciała dotknąć niewidzialnej okładki magazynu, zaś na jej twarzy pojawił się wyraz rozmarzenia – „Bill Kaulitz ma syna!”
-         Napisz coś takiego, a jesteś martwa! – Bill rzucił zapalniczką w Riitę, patrząc na nią ostrzegawczo.
-         Wiesz, że my dziennikarze...
-         Wiem, wiem – Bill roześmiał się. – I tak napiszesz co będziesz chciała. Jesteś okrutną kobietą.
Riita wzruszyła ramionami.
-         Za to mi płacą. Jeżeli chcesz mogę ci pokazać, że potrafię być łagodna jak baranek... – zamrugała uwodzicielsko rzęsami.
-         A później zobaczymy nagłówek: „Bill Kaulitz zdradza żonę!”
Wszyscy w pokoju roześmiali się, tylko Ying Xiong miał niewyraźną minę.
-         Nie pozwolę ci zdradzić mamy – zwrócił się do Billa, siadając na brzegu kanapy.
-         Jaki on słodki. Gdzie ty go znalazłeś? – Riita spytała Billa, obserwując uważnie Ying Xionga. – Nie chciałbyś ze mną porozmawiać? – zwróciła się do chłopaka.
-         Nie, dziękuję – odpowiedział, patrząc na nią nieśmiało.
-         Jesteś pewny? Zamienimy tylko kilka słów... o nim – skinęła głową na Billa - i o Mary Ann... Znasz ją prawda?
Chłopak skinął głową potakująco, ale nic nie odpowiedział.
-         Oj Riita daj młodemu spokój – odezwał się mężczyzna siedzący obok niej, odpalając kolejnego papierosa. – Tylko nam nie mów Bill, że naprawdę go adoptowałeś...
-         Tak jakby – przyznał. – Nie pytaj mnie o więcej przy niej – skinął głową na szatynkę. – Bez urazy Riita, ale wiem, że twoja dziennikarska natura zaraz nakaże ci usiąść do komputera i napisać coś głupiego.
-         No wiesz? – oburzyła się. – Przecież nigdy nie napisałam niczego bez twojej autoryzacji...
-         Wiem, wiem – uśmiechnął się podnosząc się z kanapy. – Dlatego jesteś moją ulubioną dziennikarką.
-         Jeżeli jestem twoją ulubioną dziennikarką, to może udzielisz mi wywiadu ze swoim adoptowanym synem?
-         Chodź Ying Xiong. Lepiej już pójdziemy, zanim Riita coś wywęszy...
-         Teraz nie będę mogła przez ciebie spać...
Bill wzruszył obojętnie ramionami. Pożegnał się z kobietą i dwoma mężczyznami, którzy byli oprócz niej w pomieszczeniu. Kiedy znalazł się z Chińczykiem na korytarzu studia nagraniowego, Ying Xiong zaczął radośnie podskakiwać.
-         Udało się? – Bill spytał chłopaka, chociaż widząc jego uszczęśliwioną minę, było to raczej pytanie retoryczne niż pytanie spowodowane ciekawością.
-         Dał mi szansę! Powiedział, że na razie nie jestem jeszcze dość dobry, ale jeżeli trochę poćwiczę, będzie dobrze. Świat jest taki piękny!!! Będę tancerzem!!! Nareszcie!!! Dziękuję!!!
* * *
            Nikola oparła jedną dłoń na potężnej betonowej balustradzie, w drugiej trzymała kieliszek z szampanem. Westchnęła cichutko, wpatrując się w ogród – pochłonięty o tej godzinie w mroku nocy. Tylko gdzieniegdzie ciepłe światło latarni oświetlało wybrukowane ścieżki.
Gdy ciało Nikoli zadrżało z zimna, uniosła kieliszek z szampanem do ust i upiła mały łyk. Wolną dłonią złapała rąbek cienkiego szala i otuliła się nim szczelnie. Najchętniej założyłaby teraz puchową kurtkę, ale nijak nie pasowałaby ona do szmaragdowej, wieczorowej sukni z odkrytymi plecami.
            Upiła kolejny łyk alkoholu. Nienawidziła przyjęć, na których najwięksi wrogowie udawali przyjaciół. Ludzie z branży prawili sobie komplementy, a następnego dnia obgadywali się za plecami. Nikola nie rozumiała jak ktokolwiek przy zdrowych zmysłach może czerpać przyjemność z tego typu imprez. Gdyby jej szef nie nazywał tych wytwornych przyjęć: „spotkaniami służbowymi” i nie wymagał na nich jej obecności już dawno by stąd uciekła.
            Czując jak na jej ramiona spada coś ciężkiego, obróciła się. Widząc uśmiechniętą twarz Karla, odwzajemniła uśmiech.
-         Dziękuję.
Otuliła się szczelnie marynarką mężczyzny i mimowolnie zaczęła mieszać szampana w kieliszku.
-         Może pójdziemy gdzieś indziej? – Karl szepnął jej do ucha.
-         Gdzieś indziej? – Spytała, odwracając głowę w jego stronę. Ich usta prawie się stykały.
Mężczyzna zajrzał jej głęboko w oczy, po czym wolno skinął głową. Nikola poczuła jak jej serce zaczęło mocniej bić. Dobrze wiedziała o co chodzi Karlowi, ale ona nie była pewna czy ma ochotę na ucieczkę z nim i poddanie się pożądaniu. Odkąd rozstała się z Tomem nie miała żadnego mężczyzny. Zresztą córeczka tak bardzo ją pochłonęła, że nie miała nawet czasu o żadnym pomyśleć. Dopiero, kiedy Tom jej się oświadczył, uświadomiła sobie, że jak nie rozejrzy się za żadnym mężczyzną, w końcu zostanie starą panną z dzieckiem.
-         Idziemy? – Spytał przybliżając jeszcze bardziej usta do jej ust.
Nikola odsunęła się nieco.
-         Prawdę mówiąc, jestem troszkę zmęczona...
-         W takim razie odwiozę cię do domu.
Nim Nikola zdążyła zaprotestować, Karl złapał ją za dłoń i pociągnął do wyjścia z budynku. Wiedziała, że powinna zostać jeszcze przynajmniej godzinę, aby szef nie miał nazajutrz do niej pretensji, ale uznała, że wymówką będzie się martwiła później. Teraz chciała znaleźć się na kanapie z kubkiem gorącego kakao w dłoni.
Gdy opuścili budynek, Karl otworzył drzwi od taksówki i pomógł jej wsiąść do środka. Brunetka uśmiechnęła się do niego lekko.
Kierowca odpalił silnik samochodu.
-         Dokąd państwa zawieźć?
-         Gdzie mieszka twoja przyjaciółka? – Karl spytał Nikolę.
Brunetka słysząc jego pytanie uniosła pytająco brwi.
-         Dlaczego chcesz wiedzieć gdzie mieszka Mary Ann?
-         Mówiłaś, że zostawiłaś z nią Rosie. Nie chcesz po nią pojechać?
Nikola spojrzała na deskę rozdzielczą. Czarne cyfry na wyświetlaczu wskazywały godzinę – zbyt wczesną na opuszczenie przyjęcie, jednakże zbyt późną, aby odebrać dziecko od przyjaciółki. Rosie na pewno już spała, a ona nie chciała budzić córki. Była pewna, że Mary Ann nie będzie miała nic przeciwko, aby dziewczynka została u niej do rana. Szczególnie, że tak się wcześniej umówiły.
Gdy dłoń Karla spoczęła na udzie Nikoli, brunetka obróciła głowę w jego stronę. Na ustach mężczyzny pojawił się uwodzicielski uśmiech. Brunet nie dostrzegając w oczach Nikoli nagany, przesunął śmielej palcami po cienkim materiale jej sukni, w stronę wewnętrznej części jej uda. W pierwszej chwili Nikola chciała strącić jego dłoń, ale nie uczyniła tego. Nie kochała Karla, jej serce nie biło szybciej od samego spojrzenia na niego, a kiedy nie widziała się z nim, nie zaprzątał jej myśli. Niewątpliwie jednak ją pociągał. Nie był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn na świecie, ale mógł się podobać. Starannie przystrzyżone, ciemne włosy zaczesywał do tyłu, odsłaniając przy tym nieco zbyt wysokie czoło. Brwi usadowione miał tuż nad piwnymi oczami, przyciemnionymi teraz od pożądania. W kącikach oczu widoczne były już pierwsze zmarszczki. Nos miał idealnie prosty, jednak troszeczkę zbyt długi. Wąskie, ładnie wykrojone usta, układały się w uśmiech, od którego niejednej kobiecie zmiękły nogi, teraz wydawały się mówić, że mają ochotę ją schrupać. A może to zasługa jego spojrzenia? Nie była pewna.
Brunetka, tak bardzo zajęła się analizowaniem jego rysów twarzy, że nawet nie zauważyła, kiedy taksówka zatrzymała się na parkingu tuż przed budynkiem, w którym mieszkała. Karl pośpiesznie wysiadł z samochodu, aby otworzyć jej drzwi. Nikola podała mu dłoń i uśmiechnęła się.
-         Dziękuję.
Mężczyzna objął ją w pasie. Skierowali się do drzwi wejściowych. Nie protestowała, gdy wszedł z nią do budynku, poprowadził w stronę windy i wszedł do środka razem z nią. Gdy tylko błyszczące, stalowe drzwi się za nimi zasunęły, Nikola poczuła wygłodniałe usta Karla na swoich. Mężczyzna całował ją, tak jakby nie mógł powstrzymywać się już ani sekundy dłużej. Brunetka, nieco zdezorientowana, przez krótką chwilę stała z szeroko otwartymi oczami, lecz gdy tylko czar ust Karla zadziałał, odwzajemniła jego pocałunki. Pisnęła, gdy jego dłonie przesunęły się z jej nagich pleców prosto za materiał sukienki, błądząc po pośladkach. Złapała go za ręce i przeniosła je na swoją talię.
Gdy drzwi windy rozsunęły się z cichym szelestem, opuścili ją nadal się całując. Nikola poprowadziła Karla w stronę swojego mieszkania. Gdy dotarli do drzwi, odsunęła usta od jego ust i próbowała znaleźć klucze w torebce, w czym skutecznie przeszkadzał jej język Karla błądzący po jej szyi i jego dłonie niebezpiecznie zbliżające się do jej pośladków.
-         Przestań – syknęła.
Karl zignorował jej prośbę.
-         Przestań, zanim ta wścibska staruszka mieszkająca obok wszystko zobaczy...
-         Niech patrzy – powiedział, lekko zachrypniętym głosem. – Staruszki mają niewiele rozrywek.
Nikola westchnęła tylko, sięgając do wewnętrznej kieszeni swojej torebki. Wyciągnęła klucz ze środka i z trudem włożyła go w zamek. Gdy drzwi ustąpiły, Karl wciągnął ją do mieszkania. Brunetka przed przestąpieniem progu swojego domu, myślała, że pocałunki mężczyzny nie mogą być już bardziej namiętne, jednak się myliła. Karl całował ją tak gwałtownie, jak jeszcze nikt do tej pory. Przywarła plecami do ściany i spojrzała na niego z przerażeniem, kiedy zaczął zsuwać z jej ramion szmaragdową suknię. Przytrzymała śliski materiał na piersiach i odwróciła głowę, unikając jego pocałunku.
-         Co się stało? – Wyszeptał jej do ucha. – Nie podoba ci się?
-         Nie... – mruknęła.
-         Więc o co chodzi?
-         Możesz... trochę zwolnić? – Spytała nieśmiało, wpatrując się teraz w jego pierś, która falowała pod wpływem przyśpieszonego oddechu.
-         Przepraszam – uśmiechnął się uwodzicielsko – to dlatego, że już nie mogę się doczekać kiedy będziesz moja.
Nikola uśmiechnęła się tylko lekko w odpowiedzi, prowadząc go do sypialni. Pocałowała go delikatnie w usta, zsuwając z jego ramion marynarkę. Położyła drżące dłonie na jego umięśnionej klatce piersiowej i zaczęła powoli rozpinać guziki białej koszuli. Karlowi najwyraźniej znudziły się spokojne pocałunki Nikoli, bo gdy został półnagi znów zaczął całować ją gwałtownie, przyśpieszając tempo. Nie wiedzieć czemu brunetka pomyślała o Tomie. Nawet jeżeli chłopak miał ochotę na ostry seks, zawsze jej ulegał. Jeżeli poprosiła go o to, aby zwolnił tempo, albo przestał, przemieniał się z ogiera w czułego kochanka.
„Przestań myśleć o tym cholernym zdrajcy!” – nakazała sobie w myślach, skupiając się na pieszczotach Karla. Próbowała się przekonać, że mężczyzna również potrafi być czuły i delikatny, ale teraz jest zbyt podniecony.
Pozwoliła ściągnąć mu z siebie suknię, a następnie, koronkowe majtki. Poczuła się nieswojo, gdy Karl wpatrując się w jej nagie ciało, zdejmował z siebie pospiesznie ubrania. Gdy oboje byli już nadzy, położył ją na boku, a sam ułożył się za nią. Złapał ją mocno za pierś, całując jednocześnie szyję.
Nikola czując naprężoną męskość Karla dotykającą jej pośladków, pomyślała sobie, że teraz nie ma już odwrotu. Była przekonana, że gdyby odmówiła mu, wziąłby ją siłą.
„Nie ma sensu żałować” – powiedziała do siebie w myślach. – „Nie jesteś już przecież dziewicą”.            Jęknęła gdy Karl wbił się mocno w jej wnętrze i zaczął gwałtownie się poruszać.
„Tom nigdy nie wziąłby cię w ten sposób, bez twojego pozwolenia, choćby umierał z podniecenia” – podszepnął jej jakiś nieznośny głosik. Przestała kochać Toma dawno temu, więc skąd te nagłe myśli o nim? Czy to przez to, że niewiele ponad dwa miesiące temu jej się oświadczył, sugerując, że spośród wszystkich kobiet, które spotkał, to ona jest tą jedną jedyną; najważniejszą? A może to dlatego, że dotychczas Tom był jedynym mężczyzną, z którym uprawiała seks?
Wcisnęła mocniej głowę w poduszkę, kiedy Karl chciał pocałować jej usta. Strząsnęła jego dłoń ze swojej piersi. Bez słowa poddawała się rytmowi jaki narzucał, czując jak pod powiekami gromadzą jej się łzy. Zamrugała nimi kilkakrotnie, ponownie strząsając dłoń Karla ze swoich piersi. Mężczyzna nawet nie zauważył, że coś jest nie w porządku.
Czując powoli narastającą rozkosz, pomyślała, że przyjemność z seksu jest nie tylko sprawą psychiki. Gdyby tak rzeczywiście było, powinna teraz zwymiotować z obrzydzenia. Nie tylko do siebie, ale także i do Karla. Zamiast tego przestała strącać dłoń mężczyzny ze swoich piersi. Zahaczyła nogę o nogi Karla i przetoczyła się, tak, że teraz na nim leżała. Pozwalała mu się pieścić w najbardziej intymnym miejscu. Z jej ust wydobywały się ciche westchnięcia. Gdy pozycja jej się znudziła, ześlizgnęła się z Karla. Widząc, że mężczyzna zamierza się podnieść, popchnęła go dłonią, zmuszając do powrotu do wcześniejszej, leżącej pozycji. Usiadła na nim okrakiem, pomagając mu znaleźć dłonią odpowiednie miejsce prowadzące do jej wnętrza. Przymknęła oczy i zaczęła się poruszać w odpowiadającym jej rytmie, dążąc do osiągnięcia przyjemności. Teraz tylko to się liczyło. Nie obchodził ją ani Karl, ani też jej uczucia do niego. Zignorowała także nieznośny głosik w myślach, który przypominał jej o Tomie.
* * *
            Mary Ann przeciągnęła się leniwie wchodząc do garderoby. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów wolałaby zostać w domu niż jechać do pracy. Miała ochotę przeleżeć calutki dzień w łóżku, wtulając się w ciepłe ciało Billa. Jak kiedykolwiek mogła myśleć, że przestała kochać męża?
            Ziewnęła podchodząc do wieszaka ze spódnicami ołówkowymi i białymi bluzkami. Przesunęła palcem po ubraniach, a kiedy żadne jej się nie spodobało skrzywiła się.
-         Nuda, nuda, nuda – powiedziała do siebie,
Dotychczas uważała modnie skrojoną spódnicę ołówkową, białą koszulę – nie zawsze o tradycyjnym kroju, za obowiązkowy strój kobiety osiągającej sukcesy w biznesie. A może to dlatego, że przestała tak naprawdę zwracać uwagę na ubrania, które nosiła? Już od niepamiętnych czasów nie była na zakupach. Wszystko wybierał dla niej Johan.
Spojrzała z tęsknotą na wieszak obok. Umieściła tam wszystkie dziwaczne stroje, które przywiózł jej stylista. Przesuwając palcem po przeróżnych materiałach, uświadomiła sobie, że miała na sobie tylko kilka z tych wszystkich ubrań. Może Bill miał rację, że powinna się pozbyć większości z nich?
W końcu wybrała czarną, przylegającą do ciała minisukienkę, która podkreślała jej kształty i dziwnie powycinaną kamizelkę wykonaną ze skóry zabarwionej na kolor miedziany. Przejrzała się w lustrze.
-         Brakuje jeszcze tylko butów i – poklepała się po zaspanej twarzy - makijażu.
Podeszła do regału gdzie trzymała wszystkie swoje buty, a gdy zobaczyła, że półki są puste wrzasnęła głośno. Podbiegła do półek i zaczęła dotykać pustych miejsc po jej ukochanych szpilkach.
-         Moje McQueen’y!!! Gdzie jesteście kochane?! – zaczęła się nerwowo obracać wokół, szukając wzrokiem zgubionych butów. – Moje ukochane szpilki, gdzie jesteście?! Chodźcie do mamusi!
Nie mogąc znaleźć żadnych butów na wysokim obcasie, zaczęła krzyczeć, tarmosząc swoje jasne włosy.
-         Mary Ann?! – Bill wbiegł do garderoby. Twarz miał bladą ze strachu, jednak Mary Ann nie zwróciła na to uwagi. – Co się stało?!
Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem.
-         Ktoś ukradł mi buty! – zawołała. – Zadzwoń na policję! Bill!!! Moje maleństwa... Zobacz czy nic ci nie zginęło...
Bill słysząc słowa żony, uśmiechnął się lekko. Podszedł do niej i przytulił ją do siebie.
-         Nie denerwuj się kochanie. Teraz nie możesz się denerwować.
Blondynka odsunęła się od męża i spojrzała na niego zaszklonymi oczyma.
-         Jak mam się nie denerwować, kiedy zginęło mi ponad dwieście par butów?! Większość z nich była wyprodukowana tylko w kilku egzemplarzach! Bill!!! Jak ja mam się nie denerwować!!! Chodźcie do mamusi moje kochane... Obiecuję, że będę dla was dobra! Zostałam bez ani jednej pary butów!!!
Bill bez słowa podszedł do półki, na której spoczywały adidasy do biegania. Podał je Mary Ann z niepewnym uśmiechem.
-         Teraz nie możesz chodzić na obcasach. Kobiety w ciąży muszą uważać na każdy krok...
Mary Ann przeniosła wzrok z adidasów na Billa, który niewinnie się uśmiechał.
-         Gdzie są moje buty?! Powiedz mi natychmiast!!!
-         Nie wiem...
-         Bill! – zawołała widząc jego zmieszanie. – Oddaj mi buty!
-         Nie.
-         Bill!
-         Nie.
-         Bill!!!
-         Nie.
-         W porządku. Sama je znajdę.
Blondynka zabrała klucz od piwnicy i pospiesznie pobiegła do windy. Była pewna, że właśnie tam znajdzie całą swoją drogocenną kolekcję. Jednak po dokładnym przeszukaniu piwnicy, apartamentu, który niedawno kupiła i mieszkania usiadła z rezygnacją na krześle barowym i spojrzała na Billa, który przygotowywał śniadanie.
-         Kochanie... – zaczęła przymilnie – gdzie ukryłeś moje buty? Nigdzie nie mogę ich znaleźć...
Czarnowłosy oderwał się od przygotowywania śniadania i spojrzał na Mary Ann poważnie.
-         Oddam ci buty jak urodzisz. Chodzenie na wysokich obcasach w trakcie ciąży jest bardzo ryzykowne.
Mary Ann podniosła się ze stołka barowego i podeszła do męża. Przytuliła się do niego mocno i spojrzała mu głęboko w oczy, robiąc przy tym smutną minę.
-         Ale kochanie, ja lepiej chodzę na piętnastocentymetrowych obcasach niż w adidasach. Nie bój się. Nic się nie stanie ani Dieterowi ani mnie.
-         Lepiej dmuchać na zimne – uśmiechnął się lekko. – Naprawdę musisz iść do biura? Lepiej, żebyś została w domu. Albo wiem! Pojedziemy na wieś. Teraz powinnaś oddychać tylko świeżym powietrzem.
-         Bill! – zaprotestowała. – Ciąża to nie choroba.
-         Oczywiście – zgodził się z nią. – Dlatego nie zamykam cię w klinice, żebyś była pod ciągłą obserwacją lekarzy – podrapał się po głowie. – Może powinienem?
Mary Ann uderzyła lekko Billa w klatkę piersiową.
-         Tylko spróbuj!
-         Nie denerwuj się. To źle dla dziecka.
Wyswobodził się z uścisku Mary Ann, zaprowadził ją do barku i pomógł usiąść na krześle. Złapał miseczkę ze śniadaniem i postawił przed Mary Ann.
-         Proszę – powiedział dumnie. – To pyszne pełnoziarniste musli z orzechami, żółtkiem jaja i mlekiem sojowym. Bogate w wapń, witaminy z grupy B oraz kwas foliowy. A do tego – postawił przed nią szklankę soku pomarańczowego, którego wprost nienawidziła – sok wyciśnięty ze świeżych pomarańczy bogaty w witaminę C.
Mary Ann odłożyła na bok szklankę z napojem i spojrzała tęsknie na ekspres do kawy. Wiedziała, że przy Billu nie ma nawet mowy, żeby napiła się pysznej, aromatycznej kawy z mlekiem na śniadanie. Odkąd Czarny dowiedział się, że jego żona jest w ciąży robił wszystko aby zadbać o jej zdrowie. Z początku Mary była bardzo zadowolona, że Bill dba o nią i o dziecko tak bardzo, ale na dłuższą metę było to męczące. Nie mogła jeść ulubionych dań, bo były ubogie w kwas foliowy, albo miały za mało witamin, nie mogła pić kawy, bo nie wiadomo gdzie wyczytał, że może powodować poronienia, a oprócz tego wypłukuje minerały z organizmu.
Była świadoma praktycznie wszystkich zagrożeń jakie niesie ze sobą spożywanie pewnych rodzajów żywności, ale nie uważała aby kubek kawy na śniadanie mógł spowodować poronienie. Widząc troskę Billa nie miała serca powiedzieć mu, że produkty pełnoziarniste również mogą być szkodliwe ze względu na obecność mikotoksyn. Wówczas mąż stwierdziłby pewnie, że nie powinna jeść niczego, albo stanąłby na głowie, aby znaleźć dla niej naprawdę zdrowe produkty. A ona nie chciała żeby traktował ją jak jajko, które w każdej chwili może się rozbić.
-         Zjedz jeszcze trochę – poprosił Bill, widząc jak Mary Ann odsunęła od siebie prawie pełną miseczkę musli. – Nie powinnaś się głodzić.
Mary uśmiechnęła się wbrew swojej woli. Złapała łyżkę i wmusiła w siebie jeszcze trochę musli. Czując napływające mdłości, złapała mocno dłonią usta i pobiegła do łazienki.
* * *
            Tom Kaulitz uśmiechnął się chytrze, gdy metalowe drzwi windy rozsunęły się, ukazując zadbany korytarz. Podrzucił lekko Rosie, która obejmowała drobnymi rączkami jego szyję, aby poprawić ułożenie swoich rąk.
            „Jesteś genialny!” – powiedział do siebie w myślach, kierując się w stronę mieszkania Nikoli – „Tylko geniusz może wpaść na coś takiego!” W pierwszej chwili, gdy Nikola wyrzuciła go ze swojego domu z pierścionkiem zaręczynowym i bez butów był wściekły, ale kiedy emocje opadły, uznał, że podoba mu się nowa Nikola, która była silną, upartą kobietą. Podobało mu się też to, że mu nie ulega. Kiedyś również musiał walczyć o jej serce. Być może właśnie to tak bardzo go w niej urzekło? Był pewny, że gdyby bez słowa rozsunęła przed nim nogi, tak jak robiło to wiele innych dziewczyn, nie zdobyłaby jego serca na tak długo.
-         Pamiętasz co powiedzieć mamie? – Spytał córkę, jak doszli do drzwi mieszkania Nikoli.
-         Mamo jedziemy z tatą do Disneylandu! – Dziewczynka zawołała, chichocząc.
Tom westchnął ciężko. Przez całą drogę próbował nauczyć córkę jak powinna przekonać mamę, żeby wybrała się z nimi do wesołego miasteczka, ale Rosie zamiast słodko się uśmiechnąć i grzecznie poprosić rodzicielkę, wolała postawić ją przed faktem dokonanym.

Z rezygnacją, zapukał do drzwi. Po krótkiej chwili usłyszał szczęk otwieranego zamka. Uśmiechnął się wesoło, jednak kiedy zobaczył w mieszkaniu mężczyznę ubranego tylko w bokserki, uśmiech natychmiast znikł z jego twarzy. Powoli skierował wzrok z nieznajomego na numerek znajdujący się na drzwiach. Dwieście osiemnaście. Nie pomylił mieszkań, więc co nagi mężczyzna robił u Nikoli?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz