wtorek, 3 września 2013

Rozdział 224

-          Bill! Pospiesz się! - Mary Ann jęknęła zniecierpliwiona.
-          Jeszcze minutka! - Odkrzyknął Czarnowłosy z łazienki.
Niebieskooka westchnęła głośno. Wzięła z szafeczki nocnej „Times of India” i zaczęła przeglądać artykuły. Nie rozumiała dlaczego Bill stroi się już od ponad półtorej godziny. Mieli przecież iść tylko zjeść kolację w towarzystwie jej ojca, Cherry Jo i Iruki. Wiedziała, że chłopak lubi wyglądać dobrze, ale nie pamiętała, żeby wszystkie zabiegi pielęgnacyjne zabierały mu aż tyle czasu w Paryżu albo Loitsche. A może nie zwracała wtedy na to takiej uwagi?
Dziesięć minut później Bill wyszedł z łazienki. Blondynka podniosła wzrok znad gazety i zamarła. Chłopak ubrał zwykłe jeansy, czarną koszulę i kowbojki, a do tego założył mnóstwo dodatków. To było jednak bez znaczenia, w przeciwieństwie do włosów, które sterczały mu dookoła głowy niczym czarna aureola, przetykana białymi refleksami.
-          Jak ty to zrobiłeś? - Wykrztusiła z siebie, wskazując na jego uczesanie. Nawet fakt, że chłopak miał ładniejszy makijaż oczu niż ona był nieistotny.
-          Normalnie - wzruszył obojętnie ramionami. - To nic takiego. Wystarczyło trochę lakieru. Podoba ci się?
Blondynka spojrzała na niego tak jakby właśnie wysiadł ze statku kosmicznego i żegnał się z przybyszami z obcej planety. Nie była pewna czy podoba jej się fryzura Billa. Niby wyglądał w niej świetnie, ale... No właśnie. Było „ale”, którego nie potrafiła nazwać.
-          Nie jest źle - odparła ostrożnie. - Nie sądziłam, że da się tak postawić włosy...
-          Są trochę źle wycieniowane, ale jak wrócę powiem Natalie, żeby poprawiła. Idziemy?
Mary Ann skinęła głową, wychodząc z Billem z pokoju. Przez całą drogę do hotelowej restauracji zastanawiała się jak zareagują pozostali goście i obsługa hotelu. A już najbardziej była ciekawa reakcji ojca. Wydawało jej się, że jej tata lubi Czarnego, ale sądziła, że do końca nie aprobuje jego wizerunku, zaś mamie przeszkadzało, że chłopak nie potrafi gotować i jest zdecydowanie za chudy. Mary starała się jednak ani trochę nie przejmować tym. W końcu najważniejsze było to, że Bill ją kocha, a ona jego. Wszystko pozostałe się nie liczyło.
-          Cześć tato! - Mary Ann przywitała się z ojcem cmokając go w policzek.
-          Dzień dobry - Bill wyciągnął niepewnie rękę do ojca ukochanej. Mężczyzna uścisnął ją, patrząc na Czarnego nic nie rozumiejącym wzrokiem.
-          Bill się za mną stęsknił i zamiast do Hiszpanii postanowił przylecieć do Indii - Mary Ann pospieszyła z wyjaśnieniami, zanim ojciec zdążył ich o cokolwiek zapytać. - Tylko nie mów o tym nikomu, bo będzie miał przechlapane...
-          Jasne. Nie ma sprawy - zgodził się. Robert Rose sprawiał teraz wrażenie osoby, która nie widzi niczego dziwnego w obecności nieletniego wokalisty Tokio Hotel w Indiach, na dodatek u boku jego córki.
-          O! Cherry Jo idzie z Iruką! - Mary Ann pomachała wesoło parze azjatów, którzy zmierzali do ich stolika.
Kiedy Japończycy rozsiedli się wygodnie na krzesłach, przy stoliku pojawił się kelner. Zamówili posiłek, a w oczekiwaniu na niego, ojciec Mary zaczął wypytywać Czarnowłosego o Indie. I tak, Bill opowiedział o swojej pełnej przygód podróży do Lehu. Teraz śmiał się z kobiety, która przygotowywała ćapaty w autokarze, tuż obok jego nóg, albo z tego jak wraz z Tonym i Karlem przechodził przez rwący, lodowaty strumyk, choć wtedy nie było mu absolutnie do śmiechu. Jeżeli miał być szczery kilkakrotnie miał się ochotę rozpłakać jak małe dziecko podczas podróży zdezelowanym autokarem, który aż dziw, że nie rozpadł się na kawałki, albo nie rozjechał go jakiś inny pojazd. Według Billa, każdy hinduski kierowca był potencjalnym samobójcą albo samobójcą-terrorystą.
Gdy skończyli posiłek i siedzieli wesoło ze sobą gawędząc Bill poczuł jak pocą mu się dłonie. Powiedział Mary Ann, że chce poprosić jej ojca o jej rękę i zamierzał dotrzymać słowa. Czułby się o wiele pewniej gdyby ukochana zgodziła się przyjąć jego oświadczyny wcześniej. Niestety tak się nie stało. Dlatego teraz był przerażony, że Mary się nie zgodzi, a jej ojciec powie, że to całkowicie wykluczone. Właściwie zrozumiałby go. Oboje byli jeszcze nieletni i na dobrą sprawę niewiele wiedzieli o prawdziwym życiu. A jednak Bill był pewny, że kocha Mary Ann na tyle, że mogą stworzyć długotrwały związek. Wiedział, że będzie dbał o to uczucie, bo blondynka jest dla niego najważniejszą osobą zaraz po Tomie.
Serce zaczęło mu łomotać w piersi tak mocno, że zaczął się obawiać, iż zaraz roztrzaska się o żebra. Nawet kiedy oświadczał się ukochanej nie czuł aż takiego strachu i jednocześnie zastrzyku adrenaliny. Drżącymi dłońmi wyciągnął z kieszeni swoich ciemnych jeansów pierścionek, który sam zaprojektował. Nie było to nic wymyślnego, bo jubiler nie zdążyłby go wykonać na czas. Niemniej jednak uważał, że to nie wymyślny wzór i wielkość brylantu jest ważna, tylko miłość. Pomimo tego wybrał największy brylant jaki był w posiadaniu jubilera, a kiedy uznał, że jest i tak zbyt mały, postanowił dodać do pierścionka jeszcze kilka mniejszych.
Gdy kelner położył przed nimi szklaneczki z zamówionymi napojami, Bill niepewnie wstał z krzesełka i klęknął przed Mary Ann. Cherry Jo, Iruka i Robert patrzyli teraz w całkowitej ciszy na Czarnowłosego. Tata blondynki wydawał się być spokojny, co nieco dodało odwagi Billowi, choć obawiał się, że to tylko cisza przed burzą z piorunami.
Uśmiechnął się nieśmiało patrząc w oczy Mary Ann. Choć starał się z nich coś wyczytać, nie potrafił tego uczynić.
Odchrząknął cicho, po czym złapał za dłoń blondynkę i przesunął wzrok z twarzy ukochanej na kamienną twarz pana Rose, a także Cherry Jo i Irukę, którzy uśmiechali się do niego zachęcająco. Przynajmniej para azjatów go wspierała...
-          Wiem, że to być może nie jest odpowiednia chwila, bo nie ma tutaj mamy Mary Ann, ale... - zaczął wreszcie, drżącym głosem. - Ale... Chciałbym poprosić pana o rękę Mary...
Tylko tyle zdołał z siebie wykrztusić. Przez cały wieczór układał w myślach swoją przemowę, ale teraz zapomniał wszystkich pieczołowicie dobranych słów, które miały przekonać ojca Mary Ann, że Bill Kaulitz jest odpowiednim kandydatem na męża jego córki.
-          Słucham? - Mężczyzna spojrzał na Czarnowłosego tak jakby niedosłyszał jego słów, ani nie zauważył tego, że chłopak właśnie klęczy przed jego córką z pierścionkiem zaręczynowym w dłoni.
-          Wstawaj Bill - Mary Ann wtrąciła nerwowo. - Tato, Bill tylko tak się wygłupia! Nie przejmuj się tym! Pyszna była ta kolacja. Muszę koniecznie zapytać kogoś jak pieką kurczaka tandoori. Myślicie, że...
-          Mówiłem poważnie. - Bill przerwał bezsensowną paplaninę ukochanej. - Wiem, że to nie wypadło najlepiej, ale zapomniałem wszystkich słów, które układałem przez cały wieczór - przyznał nieco zakłopotany. - Dlatego myślę, że najlepiej będzie jak powiem to co czuję. - Nabrał powietrza w płuca, po czym wypuścił je ze świstem. - Kocham pana córkę z całego serca i... dlatego chciałbym prosić o zgodę na nasz ślub. Ja wiem, że jesteśmy jeszcze bardzo młodzi, ale sądzę, że to nie jest aż takie ważne. Myślę, że Mary Ann również mnie kocha i jesteśmy w stanie razem stworzyć cudowne, kochające się małżeństwo... - Spojrzał wystraszony na Mary Ann. Bał się, że ta zaraz znowu zacznie nadawać o kurczaku tandoori, ale dziewczyna tylko skinęła potakująco głową, po czym spuściła głowę w dół, wpatrując się w ich splecione dłonie.
Robert Rose patrzył na całą sytuację tak, jakby jego zupełnie nie dotyczyła. Mary Ann jednak wiedziała, że ojciec jest poruszony. W przeciwnym razie nie sięgnąłby tak szybko po swoje whisky i nie pokazałby ukradkiem kelnerowi, żeby przyniósł mu kolejną szklaneczkę alkoholu.
Bill wpatrywał się to w twarz ukochanej, to w twarz jej ojca. Czuł się jak więzień, który ma za moment zostać stracony. Nie wiedział co może powiedzieć więcej, żeby jego przemówienie zabrzmiało szczerze i prawdziwie, a także sprawiłoby, że mężczyzna zgodzi się na ich ślub, jeżeli oczywiście Mary przyjmie jego oświadczyny. Widząc jak Robert Rose wypija zawartość swojej szklaneczki jednym haustem, stracił nadzieję na usłyszenie słów w stylu: „Jeżeli Mary Ann nie ma nic przeciwko, ja również. Witamy w rodzinie, synu. Mów mi tato”.
-          Rozumiem... Tak... - Mężczyzna przesunął wzrok z Billa na córkę. - Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży? Myślałem, że babcia źle usłyszała i to kuzynka Marie spodziewa się dziecka, a nie ty. Jak ja to wyjaśnię mamie?
-          Tato... - Mary zaczęła, ale ojciec zgromił ją wzrokiem. Blondynka wiedziała już, że tata jest wściekły, ale jednocześnie stara się tego nie okazywać.
-          Myślałem z mamą, że możemy ci zaufać, dlatego pozwalaliśmy ci robić praktycznie to na co miałaś ochotę. Niestety zawiodłaś nasze zaufanie. Dlaczego nie powiedziałaś mi o co chodzi zanim wyjechaliśmy do Indii? Płakałaś, ale nie wtrącałem się do tego, bo myślałem, że to przez niego - kiwnął głową w stronę Billa, który był teraz strasznie blady. - Sądziłem, że zerwaliście, więc to normalne, że chodziłaś smutna. I to była twoja sprawa. Ale dopóki nie masz osiemnastu lat i jesteś pod naszą opieką, ciąża jest poważnym problemem...
-          Ale proszę pana...
-          Nie przerywaj mi Kaulitz! - Podniósł głos, ale zaraz się uspokoił. Widać było, że kosztuje go to dużo energii. - Jak mogłeś zrobić mojej córce dziecko? Nie mogłeś zaczekać aż skończy szkołę? Nikt nie powiedział ci, jak się używa prezerwatyw i do czego one służą?!
-          Tato! - Teraz Mary Ann uniosła głos. Widząc, że ojciec znowu zamierza jej przerwać, wstała z krzesła i uderzyła dłońmi zaciśniętymi w pięści o blat stoliku. - Dasz nam wreszcie coś powiedzieć?!
-          Zamknij się teraz! Nie sądziłem, że moja córka jest...
-          Jest jaka?! - W tęczówkach niebieskookiej zabłysły iskierki gniewu. Bill był pewny, że gdyby Robert Rose nie był ojcem blondynki, uciekłby pod wpływem jej spojrzenia. - Głupia?! Nieodpowiedzialna?! Lekkomyślna?! To chciałeś powiedzieć?! A może nie tak wychowałeś mnie z mamą?! Dla twojej wiadomości nie jestem w ciąży, a Bill wcale nie dlatego prosi cię o moją rękę!!! Nie uważasz, że najpierw powinieneś nas wysłuchać, zanim zacząłeś się na nas drzeć i prawić głupie kazania?! Jeżeli nadal uważasz, że Bill nie potrafi używać gumek, zrób mu wykład na ten temat, ale mnie do tego nie mieszajcie!
Nie czekając na odpowiedź, Mary Ann obróciła się na pięcie i czym prędzej opuściła restaurację. Robert Rose patrzył teraz na nadal klęczącego Billa z zaciekawieniem. Chłopak podniósł się i usiadł na swoim poprzednim miejscu. Przez moment chciał pobiec za Mary, albo po prostu gdzieś uciec, ale uznał, że powinien wszystko wyjaśnić jej ojcu. Chciał, aby mężczyzna wiedział, że traktuje jego córkę poważnie. Tak samo jak perspektywę małżeństwa z nią.
-          Skoro moja córka sobie poszła, może ty mi wszystko wyjaśnisz? - Wbił w Czarnowłosego swoje niebieskie oczy pałające chłodem.
-          Robert... Daj im spokój - poprosiła Cherry Jo, widząc minę mężczyzny. - Nie wiem o co się tak zażarcie kłócicie, bo niestety ale w niemieckim nie jestem dobra, a polskiego już zupełnie nie rozumiem, ale nie widzisz, że twoja córka kocha tego wariata?
Iruka, doskonale wiedząc, że Cherry Jo zaraz zacznie nakłaniać Roberta, żeby zgodził się na ślub Mary Ann i Billa, bo blondynka w życiu sama tego nie zrobi, złapał Japonkę za dłoń i odciągnął od stolika. Jego zdaniem dziewczyna nie powinna wtrącać się w sprawy, które absolutnie jej nie dotyczyły.
Bill przełknął głośno ślinę. Został sam z ojcem Mary Ann. Jeżeli to możliwe, krew jeszcze bardziej odpłynęła mu z twarzy, zaś serce łomotało z niesamowitą prędkością. Obawiał się rozmowy, która za chwilę miała nastąpić.
-          Słucham - mężczyzna ponaglił chłopaka, kiedy ten uparcie milczał.
Czarny zaczerpnął głośno powietrza, po czym wyrzucił z siebie potok słów, tak jakby chciał mieć to już za sobą:
-          Tak jak pan, myślałem że Mary Ann jest w ciąży, z tym, że to nie ja jestem ojcem dziecka, bo my nigdy nie... Wie pan co mam na myśli... - próbował zobrazować swoje myśli za pomocą gestów. - Zresztą nieważne. Próbowałem o niej zapomnieć, ale nie potrafiłem. Dopiero kiedy znalazłem niemowlaka w parku i się nim zająłem uświadomiłem sobie, że nieważne czy będę biologicznym ojcem czy nie, bo ja kocham Mary Ann i powinienem zaproponować jej małżeństwo, bo pewnie będzie pan oczekiwał, że ojciec dziecka ożeni się z pana córką. Nie zniósłbym gdyby Mary była żoną kogoś innego, wiec przyjechałem tutaj. Powiedziałem Mary o wszystkim, ale cóż... - zaczerpnął powietrza - okazało się, że ona wcale nie jest w ciąży. Mimo tego jeszcze bardziej chcę poślubić pana córkę, bo ją kocham najbardziej na świecie... i nie wyobrażam sobie, żeby kiedykolwiek mogła być z kimś innym...
-          Rozumiem... - Mężczyzna uniósł szklankę z whisky do ust i upił kilka łyków. - Jak długo byłeś z moją córką, żeby sądzić, że naprawdę ją kochasz? Wiesz, że małżeństwo to poważna decyzja? Oczywiście można zawsze wziąć rozwód, ale sądzę, że nie po to bierze się ślub. Nie zrozum mnie źle Bill, bo razem z żoną nie mamy nic przeciwko tobie, ale Mary Ann musi skończyć szkołę, później studia... Z tego co mi powiedziałeś, wynika też jasno, że chyba sobie nie ufacie. Oprócz tego Mary ma siedemnaście lat, a ty jesteś chyba niewiele starszy od niej. To nie jest dobra podstawa, żeby brać od razu ślub.
Bill przez chwilę milczał, zastanawiając się jak podważyć argumenty pana Rose. Doskonale wiedział, że mężczyzna ma rację. A jednak chciał zaryzykować. Sprawić, żeby im się udało.
-          Zgadzam się z panem, że jesteśmy bardzo młodzi, a Mary Ann powinna skończyć szkołę. Tak jak ona nie chce, żebym zaniedbał zespół, ja nie chcę, żeby ona zaniedbała szkołę. Ja po prostu pragnę, aby więź między nami stała się jeszcze silniejsza; żeby dodawała nam siły kiedy pojawią się jakieś problemy i trudności. Nie jestem aż tak wielkim optymistą, żeby sądzić, że między nami zawsze będzie cudownie, ale chcę walczyć o pańską córkę każdego dnia i udowadniać jak bardzo ją kocham. Naprawdę starannie przemyślałem wszystkie za i przeciw i... uważam, że mogę zapewnić Mary Ann dostatnie życie, bo może jeszcze nie jestem aż tak bardzo bogaty, ale to tylko kwestia czasu. - Bill miał nadzieję, że mężczyzna nie odbierze jego słów jak przechwałek, bo nie o to mu chodziło. - Jeżeli Mary nie będzie chciała, nie będzie musiała pracować, a ja będę ją rozpieszczał...
-          I myślisz, że moja córka na to pójdzie? - Spytał, marszcząc brwi.
-          Prawdę mówiąc, nie sądzę - uśmiechnął się z zakłopotaniem. - Mary nie jest dziewczyną, którą można zdobyć za pomocą pokaźnego konta bankowego i później utrzymać ją przy sobie.
Mężczyzna zaśmiał się słysząc słowa Billa. Faktycznie nie wydawało mu się, żeby jego córka była z kimś tylko dla pieniędzy, ale uważał, że znacznie ułatwią ich życie, szczególnie, że Mary od zawsze lubowała się w markowych ubraniach i kosmetykach. Dlatego Robert Rose, cieszył się, że nie trafiła na biednego chłopaka. Wiedział, że Bill Kaulitz może zapewnić jego córce życie na wysokim poziomie. Takie na jakie zasługuje.
-          A co na to wszystko twoi rodzice? - Widząc minę Czarnowłosego, uśmiechnął się do niego ciepło. - Nie wiedzą o tym, tak jak o twoim pobycie w Indiach, prawda?
Czarny skinął potakująco głową.
-          I co ja mam z wami zrobić? - Westchnął. - Widziałem jak Mary wypłakuje sobie przez ciebie oczy, ale starałem się w to nie mieszać, bo - jak już mówiłem - to była sprawa miedzy wami. Serce mi się krajało widząc ją taką smutną, ale sądziłem, że jej przejdzie. Nie mogę jednak udawać, że nie widzę jak ona na ciebie patrzy. Posłuchaj Bill - mężczyzna zwichrzył dłonią swoje kasztanowe włosy - jeżeli chcesz znać moje zdanie odnośnie waszego ślubu, uważam, że powinniście zaczekać aż oboje skończycie osiemnaście lat. Jeżeli za rok będziecie kochali się tak mocno jak dzisiaj, z radością oddam ci córkę. Niestety nie mogę tego uczynić w tej chwili. Może gdyby Mary Ann faktycznie była w ciąży, moja decyzja byłaby inna. Oczywiście nie zabronię wam się zaręczyć, ale ze ślubem musicie poczekać.
-          Dziękuję! - Na twarzy Billa pojawił się szeroki uśmiech. Zgoda Roberta Rose była dla niego naprawdę ważna.
-          Rozumiem, że Mary już się zgodziła?
Czarnowłosy spuścił głowę, po czym spojrzał na mężczyznę niepewnie. Jak miał mu wyznać, że blondynka odesłała go kilkakrotnie z kwitkiem?
-          Właściwie... właściwie jeszcze nie dała mi odpowiedzi...
Mężczyzna zaśmiał się, wstając z krzesełka.
-          W takim razie powinieneś pójść do Mary Ann i usłyszeć jej odpowiedź - puścił mu oczko. - Pamiętaj jednak, że jeżeli zobaczę jak jeszcze raz moja córka wypłakuje sobie oczy przez ciebie, nie będę już taki miły. Ufam również, że potrafisz korzystać z prezerwatyw. Do jutra, Bill. - Mężczyzna pomachał mu wesoło dłonią, po czym skierował się do wyjścia.
-          Do widzenia...
* * *
            Mary Ann krążyła przed restauracją, próbując się uspokoić. Nie powinna reagować tak gwałtownie słysząc słowa ojca. Była jednak wytrącona z równowagi sytuacją, która miała miejsce chwilę temu. Nie spodziewała się, że Bill, tak jak zapowiadał, poprosi jej ojca o zgodę na ich ślub. Była niemalże pewna, że chłopak żartuje, dopóki przed nią nie ukląkł z pierścionkiem zaręczynowym w dłoni. Z całego serca pragnęła się zgodzić i już miała powiedzieć kluczowe „tak”, kiedy ojciec zaczął krzyczeć na nią i Billa. Zupełnie bezpodstawnie. Nawet nie pozwolił im wszystkiego wytłumaczyć!
            Kiedy drzwi się otworzyły, Mary Ann uśmiechnęła się. Miała nadzieję, że Bill wyjdzie za nią, jednak widząc Irukę, który ciągnął za dłoń wyraźnie skwaszoną Cherry Jo, wiedziała już, że chłopak został w środku z jej ojcem. Przez moment nawet rozważała możliwość wtargnięcia do restauracji i porwania Billa, ale mina Iruki ją do tego zniechęciła.
-          Bill rozmawia z twoim tatą - wyjaśnił, choć Mary doskonale o tym wiedziała.
-          Chciałam przekonać Roberta, żeby dał wam spokój, ale Iruka kazał mi się zamknąć - na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
-          Kochanie, już ci mówiłem. To nie twoja sprawa.
-          Iruka ma rację - Mary Ann się z nim zgodziła. - Jeżeli ojciec zrobi Billowi dwugodzinny wykład, a później mnie, nie mogę mieć o to do niego pretensji - westchnęła. - My naprawdę jesteśmy za młodzi na małżeństwo, jednakże...
-          Wiedziałam, że w końcu zmądrzejesz! - Cherry Jo puściła dłoń Iruki i uściskała Mary Ann. - Gratuluję kochana!
-          Dziękuję, ale my jeszcze nie...
Japonka westchnęła ostentacyjnie.
-          Nie przejmuj się tym co powie Robert. Najważniejsze jest to - położyła dłoń na jej klatce piersiowej - co mówi ci serce. Posłuchaj go, bo to jest twoje życie. Nikt nie może podejmować za ciebie decyzji. Musisz robić to sama.
-          Tak, wiem... - Spuściła smutno głowę. - Idę się przejść. Idziecie ze mną?
-          Nie. Musimy wstać o świcie, więc lepiej będzie jak pójdziemy położyć się spać.
Mary Ann potaknęła ze zrozumieniem. Była niemalże pewna, że Cherry Jo i Iruka znów zamierzają iść na poranne modlitwy do jednej z buddyjskich świątyń, których w tym rejonie było całe mnóstwo. Pomachała parze azjatów, po czym opuściła budynek i skierowała się zatłoczoną ulicą w stronę dróżki prowadzącej na jeden ze szlaków wspinaczkowych. Gdy dotarła do miejsca, z którego rozciągał się wspaniały widok na oświetlone sztucznymi światłami miasto, usiadła na ciepłej ziemi. Podkurczyła kolana pod brodę i wpatrzyła się przed siebie.
Nie była pewna co powinna zrobić. Serce nakazywało jej przyjąć oświadczyny Billa, nawet jeśli ojciec będzie temu całkowicie przeciwny; rozum zaś uparcie twierdził, że to się nie uda. Próbowała przekonać samą siebie, że jej obawy są zupełnie bezpodstawne, ale nie potrafiła. Zawsze kiedy myślała o Billu, myślała o nim jak o zwykłym chłopaku, ale teraz nie mogła zignorować faktu, że jest wokalistą Tokio Hotel. Nie garażowego zespołu, który jest rozpoznawalny przez garstkę ludzi tylko w miejscowości, w której mieszka, ale zespołu, który za niedługo stanie się rozpoznawalny na całym świecie przez miliony ludzi.
Sprawa z ciążą nie miała nic wspólnego z popularnością Billa, ale Mary Ann nie była na tyle naiwna, aby sądzić, że dziennikarze będą dla nich łaskawi. Zbyt dobrze pamiętała artykuły, które pojawiły się w prasie zaraz po koncercie, na którym pocałowała Czarnego. Dlatego właśnie wiedziała, że sława Billa może przysporzyć im o wiele więcej problemów niż to głupie nieporozumienie z ciążą. Nie mogła jednak wymagać, żeby zrezygnował dla niej ze wszystkiego o czym od zawsze marzył. Była pewna, że chłopak nigdy by jej tego nie wybaczył.
            Słysząc ciche kroki na ścieżce, nawet nie odwróciła głowy, żeby sprawdzić kto przechodzi. Dopóki ten ktoś nie usiadł obok niej, była pewna, że to tylko jakiś turysta wracający ze wspinaczki.

-          Cherry Jo powiedziała, że cię tu znajdę - Bill przerwał ciszę. - Nie powinnaś chodzić sama tak daleko, na dodatek w nocy. To niebezpieczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz