niedziela, 8 września 2013

Część II: Rozdział 20

            Czarne Audi wtoczyło się na ulicę, przy której mieścił się dom rodziców Mary Ann. Bill zacisnął mocno palce na kierownicy, tak jakby się z nią siłował. Jeszcze mógł gwałtownie ją przekręcić w lewo i wrócić do Niemiec. Jego dłonie trzymały ją jednak mocno, prowadząc samochód prosto przed siebie. Tuż przed dom teściów.
            Bill Kaulitz już dawno nie był tak zestresowany. Nawet przed kilkutysięczną publicznością. Dłonie miał mokre od potu, nogi mu się trzęsły, zaś serce biło w oszałamiającym tempie. Nie miał pojęcia co może się wydarzyć w trakcie tej wizyty. Na ogół lubił niespodzianki i skoki adrenaliny z nimi związane, ale zdecydowanie nie w tym przypadku. Wolałby od razu wiedzieć co go czeka, żeby mógł się do tego przygotować psychicznie. A tak teściowa mogła go obwinić o zło całego świata, ignorować, albo wyrzucić z domu. Mogło się też wydarzyć tysiąc innych scenariuszy, które w życiu nie wpadłyby mu do głowy.
            Dobrze pamiętał swoją pierwszą wizytę u teściów po tym, jak dowiedzieli się o ślubie jego i Mary Ann. To było najbardziej traumatyczne przeżycie w jego życiu. Czuł się wtedy tak, jakby był bohaterem jakiejś kiepskiej brazylijskiej telenoweli. Teście nie chcieli słuchać jakichkolwiek jego tłumaczeń, tylko od razu wyrzucili go z domu, zaś Mary Ann zamknęli w jej pokoju. Musiał wówczas spędzić całą mroźną noc w samochodzie. Gdy podobna sytuacja miała miejsce podczas jego drugiej wizyty u teściów, postanowił kupić dom w Zielonej Górze. Noc w hotelu, przez jego tożsamość, była wówczas luksusem na który nie mógł sobie pozwolić. Szczególnie, że większość jego wizyt w Polsce była dobrze strzeżoną tajemnicą. Podobnie jak ślub z Mary Ann.
            Gdy zatrzymał samochód przed ogrodzeniem, poczuł jak żona kładzie mu dłoń na ramieniu. Niepewnie obrócił w jej stronę głowę.
-         Nie denerwuj się tak – uśmiechnęła się do niego ciepło. – Zobaczysz, że będzie dobrze. Mama obiecała, że będzie dla ciebie miła.
-         Wątpię. Ona nigdy nie jest dla mnie miła...
-         Przepraszam – Mary Ann zdjęła dłoń z jego ramienia i spuściła smutno głowę. – Naprawdę mi przykro, że moi rodzice traktują cię w taki sposób, ale zrozum... to wciąż moi rodzice.
-         Tak, wiem – uśmiechnął się lekko. Odpiął pas bezpieczeństwa i przytulił Mary Ann. – Najwyżej znowu wyrzucą mnie z domu.
-         Przepraszam – powiedziała ponownie. – Wiem, że wolałbyś zatrzymać się w naszym domu, ale obiecałam mamie, że przenocujemy u nich.
-         Nie martw się. To tylko trzy dni. Jakoś wytrzymam – powiedział to takim tonem jakby chciał przekonać do tego nie Mary Ann, ale siebie.
-         Dziękuję.
-         W porządku! – Zawołał radośnie. Przejrzał się w lusterku, a gdy uznał, że zarost jest na swoim miejscu, uśmiechnął się do siebie. Przynajmniej teraz mama Mary Ann nie będzie mogła powiedzieć mu, że wygląda jak dziewczyna. – Idziemy?
Blondynka skinęła potakująco głową. Wysiedli z samochodu. Bill wyciągnął walizkę z bagażnika. Zabrał od żony wielką torbę, którą przewiesiła sobie przez ramię.
-         Nie możesz teraz dźwigać takich ciężarów.
-         Czyli, że wcześniej mogłam? – Spytała żartobliwie.
-         Wcześniej nie było to zabronione.
-         Nie będę się upierała co do ciężkich toreb, ale mógłbyś zmienić zdanie z obcasami. Wiesz jak ja się męczę, w tych butach? – Wskazała palcem na czarne, eleganckie balerinki, które miała na stopach. – Zobacz jak śmiesznie przy tobie teraz wyglądam. Jak jakiś kurdupel.
Bez przynajmniej dziesięciocentymetrowych obcasów sięgała nieco poniżej jego ramienia. Nie miała z tego powodu nigdy kompleksów, wręcz cieszyła się, że nie jest wyższa. Uznała jednak, że każda wymówka, która mogła choć w niewielkim stopniu przekonać Billa do zmiany zdania, jest dobra.
-         W takim razie będę chodził na ugiętych kolanach, albo zacznę się garbić – powiedział zniżając się tak, że teraz byli jednego wzrostu. – Teraz może być?
-         Przestań – szturchnęła go. – Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi.
-         Kobiety w ciąży nie mogą chodzić w butach na wysokich obcasach.
-         Bill! – Powiedziała błagalnym tonem. – Dlaczego jesteś dla mnie taki niedobry? Poskarżę się mamie!
-         No dobrze. – Na ustach Mary Ann pojawił się szeroki uśmiech, ale gdy Bill dodał kolejne zdanie, natychmiast znikł: - Ale nie wyższe niż trzy centymetry.
-         Nie będę się z tobą kłóciła na ulicy o buty – westchnęła. - Chodź do środka.
Mary Ann uśmiechnęła się lekko, obejmując dłońmi prawe ramię Billa. Gdy doszli do furtki, blondynka wyciągnęła dłoń i nacisnęła dzwonek.
-         Dobrze wyglądam? – Bill spytał nerwowo, gdy usłyszeli dźwięk oznajmiający, że mogą otworzyć furtkę.
Mary Ann wspięła się na palce. Poprawiła mu włosy i przejechała dłonią po jego policzku pokrytym zarostem.
-         Mój mąż jest najprzystojniejszym mężczyzną na świecie.
-         Może powinienem wyjąć kolczyki?
Mary Ann złapała go za srebrne kółko, które miał umieszczone w przegrodzie nosowej, zmuszając, żeby się pochylił, tak aby mogła go pocałować.
-         To nie tak, że moi rodzice nie wiedzą, że masz kolczyki, więc nie masz się czym przejmować.
-         Ale twoją mamę chyba drażnią takie rzeczy...
-         W takim razie powinieneś pomyśleć też o usunięciu tatuażów. Chodź już.
Bill westchnął ciężko. Poprawił w dłoni ułożenie rączki od walizki i ze zrezygnowaniem powędrował chodnikiem wyłożonym szarą kostką betonową prowadzącym do drzwi wejściowych. Mary Ann położyła dłoń na klamce i powoli ją nacisnęła. Przełknął głośno ślinę, gdy jego oczom ukazało się wnętrze domu.
-         Cześć malutki – blondynka przywitała się z psem rasy York Shire Terrier, który podbiegł do niej wesoło merdając ogonkiem. – Tak się cieszysz, że mnie widzisz?
Podniosła psa i przytuliła go do siebie. Kiedy psiak polizał ją po policzku, Bill się uśmiechnął.
-         Chodź, dam cię Billowi – powiedziała czule do psiaka, po czym zwróciła się do męża. – Masz. Przywitaj się z nim.
Młodszy Kaulitz puścił rączkę walizki i zabrał od Mary psiaka. Przytulił go do siebie.
-         Tylko ty mnie tolerujesz w tym domu – szepnął do Scruffy’ego. Pies jakby zgadzając się z jego słowami zaczął go lizać po twarzy.
-         Chodź na górę.
Słysząc słowa Mary Ann położył psiaka na podłodze i ze spuszczoną głową ruszył za żoną. Blondynka widząc jego nieszczęśliwą minę, ścisnęła go mocno za dłoń, jakby chciała dodać mu odwagi tym gestem.
-         Jak będzie bardzo źle, po prostu stąd pojedziemy – powiedziała, kiedy wchodzili po schodach.
Skinął potakująco głową i wymruczał ciche „uhm”. Blondynka pchnęła drzwi i weszła do przedpokoju. Serce Billa zaczęło łomotać w niesamowitym tempie. Dopiero kiedy nie dostrzegł ani teściowej ani teścia w jadalni, kuchni i salonie odetchnął z ulgą. Najwyraźniej ich spotkanie nastąpi później niż przypuszczał.
Mary podeszła do drzwi prowadzących do pokoju Briana i otworzyła je.
-         Cześć – przywitała się z bratem. – Nie ma ich?
-         Nie. Pojechali do pracy.
-         Cześć Brian – Bill oparł się o framugę i spojrzał z uśmiechem na Briana, który siedział przy biurku, przyglądając się uważnie jakimś papierom. Przynajmniej szwagier nie miał do niego pretensji o zło całego świata.
-         Cześć Bill. Dobrze, że jesteście – podniósł się z krzesełka, zebrał jakieś kartki leżące na biurku i schował je do torby. – To ja jadę na zajęcia. Macie jak coś klucze od domu?
-         Tak.
-         To dobrze – potaknął głową z aprobatą, po czym zwrócił się do Mary Ann. – Jakby ci się chciało możesz dać później coś do jedzenia Scruffy’emu.
-         Jasne. Nie ma problemu – odpowiedziała.
Brian wyminął Billa w drzwiach i skierował się w stronę schodów. Jeszcze zanim z nich zszedł, obrócił się do nich.
-         Na razie. Gdybyście czegoś potrzebowali, dzwońcie.
-         Pewnie – Mary Ann uśmiechnęła się do niego. - Na razie.
Gdy drzwi zamknęły się za Brianem, blondynka podeszła do Billa i przytuliła się do niego mocno. Uniosła głowę wysoko, tak aby móc zajrzeć mężowi w jego piękne, czekoladowe oczy.
-         Zjesz coś? – Spytała go.
-         Chętnie.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie miał nic w ustach od samego rana, a teraz zbliżała się już pora obiadowa.
-         Pójdę zobaczyć co jest w lodówce, a ty jak możesz przynieś walizkę z dołu.
Potaknął głową. Cmoknął Mary Ann w usta i niechętnie wyswobodził się z jej objęć.
* * *
            Tom Kaulitz w jednej dłoni trzymał rączkę walizki, zaś drugą ściskał malutką dłoń swojej córki. Rosie, choć miała oczka na wpół przymknięte ze zmęczenia, dzielnie koło niego kroczyła korytarzem budynku, w którym mieszkał.
            Gdy znaleźli się przed drzwiami prowadzącymi do jego apartamentu uśmiechnął się radośnie. Bill uprzedził go, że w środku czeka na niego Nikola. Na samą myśl o tym, że już za moment ją zobaczy na jego usta wdarł się uśmiech. Wiedział, że kłótnia z kobietą jest nieunikniona, ale on lubił się z nią kłócić. Na jego policzkach pojawił się rumieniec na samo wspomnienie tego jak niegdyś kochali się tuż po awanturach. Nigdy się do tego nie przyznał Nikoli, ale czasami sam je prowokował z premedytacją.
            Wstukał odpowiedni kod, a gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk, otworzył drzwi. Nim wszedł do mieszkania uważnie rozejrzał się po korytarzu, czy przypadkiem Nikola nie zaczaiła się gdzieś na niego z jakimś ostrym narzędziem. Słysząc od Billa w jakim stanie jest brunetka, takie zachowanie byłoby jak najbardziej zrozumiałe. W końcu porwał jej córkę. Ale nie mógł postąpić inaczej. Nie chciał, żeby jego małą księżniczkę wychowywał jakiś stary zboczeniec.
-         Chodź skarbie. Pójdziemy się wykąpać i spać.
Dziewczynka nic nie odpowiedziała. Kiedy ją lekko pociągnął za rączkę, żeby weszła do środka, Rosie omal się nie przewróciła. Szybko wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Ściągnął córce różowe buciki i kurteczkę. Z uśmiechem na ustach, przykrył ją kołdrą i pogłaskał po miękkich włoskach. Córka musiała po nim odziedziczyć zasypianie na stojąco z na wpół przymkniętymi powiekami.
Podniósł się z łóżka i cichutko, żeby nie obudzić małej wyszedł z sypialni. Zajrzał do pokoju gościnnego, a nie widząc tam Nikoli, udał się do salonu. Brunetka smacznie spała na kanapie z podkurczonymi nogami i dłońmi zaciśniętymi na ramce ze zdjęciem. Widząc, że jej ciałem wstrząsają delikatne dreszcze, poszedł po kołdrę. Jednak nim przykrył kobietę, ostrożnie – uważając, aby jej nie zbudzić, wyciągnął z jej dłoni przedmiot. Odstawił na stolik ramkę z jego ulubioną fotografią, na której Bill uwiecznił moment, w którym czule całował Nikolę. Usiadł na podłodze i wpatrzył się w brunetkę. Nadal była piękną kobietą, która budziła w nim ciepłe uczucia. Jeżeli miłość naprawdę istniała, był pewny, że to właśnie Nikolę nią obdarzył. Miał wiele kobiet, które lubił bardziej lub mniej, ale żadna z nich nie potrafiła wtargnąć do jego serca. Ze zdaniem żadnej z nich nie liczył się tak jak ze zdaniem Nikoli. Gdy któraś z jego kobiet próbowała go zmienić, albo zaczynała stwarzać problemy, zwyczajnie wycofywał się ze związku z nią.
Widząc jak Nikola podnosi powoli powieki i spogląda na niego uważnie swoimi orzechowymi tęczówkami, momentalnie odsunął się od kanapy. Zapomniał jednak o stoliku, który znajdował się tuż za nim, silnie w niego uderzając. Był pewny, że będzie miał wielkiego siniaka na plecach, ale teraz to nie on był jego zmartwieniem. Brunetka gdy tylko go dostrzegła, zerwała się na nogi i obdarzyła go wściekłym spojrzeniem. Dłonie mocno zacisnęła w pięści. Po uroczej, słodko śpiącej drobnej kobiecie, nie pozostał nawet ślad. Teraz miał do czynienia z rozwścieczoną matką, której porwał dziecko.
-         Gdzie jest Rosie? – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
-         Śpi – powiedział spokojnie. Włożył dłonie do kieszeni i uśmiechnął się do niej. – Ty też powinnaś się położyć. Masz gorączkę.
Kobieta bez słowa wyminęła go i ruszyła w stronę pokoju gościnnego. Tom jednak nie zamierzał pozwolić, aby Nikola obudziła Rosie, a co gorsza zabrała mu ją. Zresztą uważał, że powinni ze sobą porozmawiać.
Podbiegł do niej i złapał ją za ramię. Kobieta natychmiast strąciła jego dłoń i spojrzała na niego wściekłym wzrokiem. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała gwałtownie.
-         Nie dotykaj mnie! – Warknęła.
-         Dobrze – zgodził się. – Nie będę, ale nie pozwolę ci obudzić Rosie. Jest zmęczona podróżą.
-         Wyśpi się w domu. Nie mam zamiaru zostać u ciebie ani sekundy dłużej!
-         Nikola...
-         Daj spokój Tom – wbiła w niego wzrok, zaś z jej drobnego ciała emanowała taka żądza krwi, że obawiał się, iż zaraz rzuci się na niego z pięściami. – Nie chcę cię więcej widzieć.
-         Ale Nikola...
-         Co?! Co chcesz ode mnie?!
-         Nie krzycz tak. Obudzisz Rosie.
-         Bardzo dobrze! – uniosła głos. – Rosie wstawaj! Jedziemy do domu! – Dobrze wiedziała, że córka i tak się nie obudzi od jej krzyku. Dziewczynka miała bardzo mocny sen. Było jej to jednak wszystko jedno. Mogła zabrać nawet śpiącą córkę. Byle znaleźć się z dala od Toma.
-         Uspokój się – złapał ją mocno za nadgarstek i pociągnął do kuchni. Próbowała się wyswobodzić, ale Tom był od niej o wiele silniejszy.
Posadził ją na krześle, a sam podszedł do czajnika bezprzewodowego, wlał do niego wodę i włączył. Z jednej z szuflad wyciągnął tabletki przeciwgorączkowe i położył opakowanie na blacie przed kobietą.
Nikola zaczęła obracać opakowanie w dłoniach. Jej wzrok śledził jednak każdy ruch Toma. Wiedziała, że powinna z nim porozmawiać. Z początku chciała odwlec tą rozmowę, tak daleko jak tylko się dało, ale zrozumiała, że Tom jej na to nie pozwoli.
            Słysząc ciche „przepraszam”, które wydobyło się z ust starszego Kaulitza, uniosła nieznacznie jedną brew. Po słowach, które Tom wypowiedział, kiedy zabierał jej Rosie, nie sądziła, że ją przeprosi. A przynajmniej nie tak szybko.
-         Nie powinienem zabierać Rosie w taki sposób – powiedział, stawiając przed nią kubek z gorącą herbatą.
-         Nie powinieneś – zgodziła się, a widząc, że mężczyzna otwiera usta, żeby jej coś wytłumaczyć, kontynuowała: - Posłuchaj Tom, nie mam ochoty słuchać twoich wymówek.
-         Ale...
-         Nie Tom – pokręciła przecząco głową. – Nie obchodzi mnie dlaczego to zrobiłeś. Nigdy nie powinieneś się dowiedzieć, że Rosie to twoja córka, ale skoro już tak się stało, powinniśmy się jakość dogadać. Długo o tym myślałam i... – na chwilę zamilkła, po czym spuściła wzrok, kontynuując: - myślę, że powinno zostać tak jak jest. Nie oddam ci Rosie, ale też nie zamierzam ograniczać twoich kontaktów z nią.
-         Myślałem, że chcesz się spotkać ze mną w sądzie.
-         Tylko wtedy jeżeli będzie to konieczne. Dlatego Tom – wbiła w niego swoje orzechowe tęczówki, z których bez trudu mógł wyczytać jak bardzo Nikola kocha córkę – błagam cię, nie zmuszaj mnie do założenia sprawy w sądzie. Obiecaj mi, że już nigdy nie zabierzesz ode mnie w ten sposób Rosie.
Starszy Kaulitz milczał wpatrując się w Nikolę. Jej ciałem co jakiś czas wstrząsał dreszcz. Jej cera była przeraźliwie blada, zaś oczy przekrwione. Bez słowa wyciągnął z jej dłoni opakowanie tabletek przeciwgorączkowych, którymi nadal się bawiła. Wyciągnął jedną i podał jej. Kobieta posłusznie połknęła ją i przepiła wodą.
            Widząc jej wyczekujący wzrok, uśmiechnął się do niej lekko.
-         Obiecam ci to tylko wtedy, kiedy zostaniesz moją żoną – powiedział spokojnie.
Nikola podniosła się z krzesła.
-         Wiedziałam, że tak będzie – westchnęła cicho. - Był czas, kiedy zazdrościłam Mary Ann, że Bill poprosił ją o rękę, a potem naprawdę wzięli ślub. Wtedy marzyłam, żebyś dał mi pierścionek, ale Tom... to było kiedyś. Spóźniłeś się z oświadczynami o dobre kilka lat.
-         Nie możesz tego przemyśleć?
-         Myślisz, że o tym nie myślałam? – zaśmiała się. – Nawet nosiłam przez kilka dni ten pierścionek, który mi dałeś.
-         Naprawdę?
Skinęła potakująco głową.
-         Myślałam, że nadal coś do ciebie czuję po tym jak mnie pocałowałeś, ale... nie jesteś moim księciem z bajki.
-         W takim razie będę cię całował tak długo, aż sobie przypomnisz, że nadal mnie kochasz.
-         Nie. Tutaj nie chodzi tylko o miłość. Po prostu nie jesteś odpowiednim kandydatem na męża. Ja chcę być z kimś, na kim będę mogła polegać, kto będzie cały czas przy mnie.
-         Jeżeli tego tak bardzo pragniesz, nie będę cię odstępował nawet na krok – puścił jej oczko. – Stanę się twoim stalkerem.
-         Możesz być poważny?
-         Jestem poważny! – uniósł głos. – Myślisz, że łatwo mi prosić cię kolejny raz o to, żebyś została moją żoną?! Nawet nie wiesz jak cholernie żałuję, że wtedy przyprowadziłem tamtą pannę do domu! Wiesz jak się czułem, kiedy urodziłaś Rosie?! Sądzisz, że jestem taki głupi, żeby nie wiedzieć, że to było moje dziecko?! Ale niby jak miałem się wtedy zachować?! Nie chciałaś mnie widzieć, więc co miałem zrobić?! Włamać się do twojego domu i zaciągnąć cię do ołtarza?!
-         Do mnie masz o to pretensje?! Ty po prostu nie wiesz jak to jest z kimś być! Spójrz na swoje wszystkie pseudozwiązki. Żaden z nich nie przetrwał dłużej niż tydzień!
-         Jeden przetrwał.
-         Tak? Ile? Dwa tygodnie? Trzy?
-         Kilka lat.
-         Tylko nie mów, że masz na myśli mnie – zaśmiała się sztucznie.
-         Właśnie ciebie mam na myśli. Powiedz mi, z czym ten stary zboczeniec jest ode mnie lepszy? Ma więcej pieniędzy?! Jest lepszy w łóżku?!
Nikola spojrzała w jego oczy nienawistnie. Wyprostowała zaciśnięte do tej pory palce w pięści i zamachnęła się, żeby uderzyć Toma z całej siły w policzek, powstrzymał ją jednak zaspany głos córki.
-         Mamo? – Spytała, przecierając oczka. – Dlacego ksycycie?
-         Nie krzyczymy kochanie – uśmiechnęła się ciepło do córki. Podeszła do małej i wzięła ją na ręce. – Pożegnaj się z tatą, dobrze.
-         Nie kcę – powiedziała z uporem. – Nie mosemy zostać z tatą?
-         Nie kochanie. Tatuś jest zajęty. Będziemy mu przeszkadzały.
-         Nie przeszkadzacie mi – Tom uśmiechnął się do córki. – Tata wcale nie jest zajęty. Mam aż za dużo wolnego czasu.
Nikola spiorunowała go wzrokiem, on jednak uśmiechnął się tylko radośnie. Nie był w nastroju do śmiechu, ale jednocześnie nie chciał, aby córka domyśliła się, że coś jest pomiędzy nimi nie w porządku. Nie chciał smucić małej. Uważał, że jest zdecydowanie za mała, żeby wysłuchiwać kłótni pomiędzy rodzicami. Doskonale pamiętał jak to bardzo boli takie małe dziecko. On przynajmniej miał oparcie w Billu. Jego córka, dlatego, że była jedynaczką musiałaby jednak przeżywać cały smutek sama.
-         Pożegnaj się z tatą – Nikola powtórzyła głosem nie znoszącym sprzeciwu.
-         Nie kcę!!! – Dziewczynka zaniosła się płaczem.
Nikola pogłaskała ją czule po pleckach.
-         Nie płacz kochanie. Nie możemy zostać z tatusiem.
Widząc spojrzenie Toma, które mówiło: „Widzisz? Właśnie dlatego powinnaś zostać moją żoną”, zaczęła liczyć w myślach do dziesięciu, żeby się nie zdenerwować jeszcze mocniej.
Nie zważając na płacz córki, która zawsze była marudna, kiedy była niewyspana, poszła z nią do przedpokoju. Założyła małej buciki i kurteczkę, po czym sama się ubrała. Nie zamierzała zostać w apartamencie Toma ani sekundy dłużej. Dlatego tym bardziej ucieszyła się, że mężczyzna nie próbował jej zatrzymać.
* * *
            Bill Kaulitz obwinął szczelnie szyję żony ciepłym dzianinowym szalikiem w kolorze dojrzałych wiśni. Usiadł obok niej na drewnianej huśtawce i przyciągnął ją do siebie. Kobieta oparła głowę na jego ramieniu i wpatrzyła się przed siebie.
            Brzozowy lasek, który jeszcze do niedawna skąpany był w promieniach jesiennego słońca, teraz spowity był w mroku. Do ich uszu docierał tylko szelest liści wprawionych w ruch przez chłodne powiewy wiatru.
Gdyby to zależało od Mary Ann, najchętniej siedziałaby tutaj w nieskończoność wtulona w ciepłe ciało Billa i rozkoszowała się jego bliskością. Nie przypuszczała nawet, że tak bardzo stęskniła się za mężem. Widywała go praktycznie codziennie, a jednak czuła, że bardzo się od siebie oddalili. Do tego stopnia, że w końcu zwątpiła w swoją miłość do niego. Teraz wiedziała jednak, że Bill nadal jest najważniejszą osobą w jej życiu. A fakt, że za niedługo zostaną rodzicami sprawiał, że była najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Bała się, że znów może stracić dziecko, ale uznała, że zamiast zamartwiać się tym, zrobi wszystko, aby urodzić zdrowego synka albo córeczkę.
-         Nie jest ci zimno? – Spytał Bill, kiedy jej ciało delikatnie zadrżało.
-         Troszeczkę – przyznała, wtulając się w niego mocniej.
Bill odsunął ją od siebie, tak, aby móc spojrzeć jej w oczy.
-         Wstawaj. Idziemy do środka.
-         Nie – zaprotestowała. – Zostańmy jeszcze trochę.
-         Przeziębisz się.
-         Nic mi nie będzie.
-         Chodź – powiedział próbując wyswobodzić się z jej uścisku.
-         Ale mi tak dobrze – wymruczała.
-         W domu przytulę cię mocniej – pocałował ją czule w lekko zadarty nosek. – Chodź, bo naprawdę się przeziębisz.
Mary Ann posłusznie odsunęła się od Billa i wstała z huśtawki. Dopiero teraz poczuła, że na dworze jest naprawdę zimno. Pomogła wziąć mężowi naczynia, które stały na drewnianym stole.
-         Napijesz się ciepłej herbaty? – Spytała, gdy znaleźli się w kuchni.
Skinął potakująco głową. Włożył brudne naczynia do zlewu i podwinął rękawy swojego swetra. Nalał trochę płynu do mycia naczyń na gąbkę i odkręcił wodę.
            Gdy w domu rozległo się głośne szczekanie, Mary Ann wyjrzała przez okno. Widząc światła samochodu wjeżdżającego do garażu, odezwała się:
-         O! Chyba mama z tatą wrócili.

Bill słysząc słowa żony gwałtownie obrócił się w jej stronę. Powoli zaczął wierzyć, że jej rodzice gdzieś wyjechali i tak naprawdę przez te trzy dni będą sami w domu. Albo teściowie stanowczo odmówili spotkania z nim i postanowili wyprowadzić się do hotelu. Teraz jednak widząc jak gasną światła samochodu, który zaparkował w garażu, uświadomił sobie, że zaraz stanie oko w oko z mamą Mary Ann. A, choć starał się już od kilku dni przygotować na to spotkanie, czuł, że nadal nie jest gotów. Słysząc jak otwierają się drzwi od domu, odłożył umyty talerz na ociekacz i zakręcił wodę. Nerwowo poprawił włosy i wpatrzył się przed siebie. Musiał teraz wyglądać tak jak bohaterowie horrorów, którzy oczekują najgorszego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz