Czarne Audi
wtoczyło się na ulicę, przy której mieścił się dom rodziców Mary Ann. Bill
zacisnął mocno palce na kierownicy, tak jakby się z nią siłował. Jeszcze mógł
gwałtownie ją przekręcić w lewo i wrócić do Niemiec. Jego dłonie trzymały ją jednak
mocno, prowadząc samochód prosto przed siebie. Tuż przed dom teściów.
Bill
Kaulitz już dawno nie był tak zestresowany. Nawet przed kilkutysięczną
publicznością. Dłonie miał mokre od potu, nogi mu się trzęsły, zaś serce biło w
oszałamiającym tempie. Nie miał pojęcia co może się wydarzyć w trakcie tej
wizyty. Na ogół lubił niespodzianki i skoki adrenaliny z nimi związane, ale
zdecydowanie nie w tym przypadku. Wolałby od razu wiedzieć co go czeka, żeby
mógł się do tego przygotować psychicznie. A tak teściowa mogła go obwinić o zło
całego świata, ignorować, albo wyrzucić z domu. Mogło się też wydarzyć tysiąc
innych scenariuszy, które w życiu nie wpadłyby mu do głowy.
Dobrze
pamiętał swoją pierwszą wizytę u teściów po tym, jak dowiedzieli się o ślubie jego
i Mary Ann. To było najbardziej traumatyczne przeżycie w jego życiu. Czuł się
wtedy tak, jakby był bohaterem jakiejś kiepskiej brazylijskiej telenoweli.
Teście nie chcieli słuchać jakichkolwiek jego tłumaczeń, tylko od razu
wyrzucili go z domu, zaś Mary Ann zamknęli w jej pokoju. Musiał wówczas spędzić
całą mroźną noc w samochodzie. Gdy podobna sytuacja miała miejsce podczas jego
drugiej wizyty u teściów, postanowił kupić dom w Zielonej Górze. Noc w hotelu,
przez jego tożsamość, była wówczas luksusem na który nie mógł sobie pozwolić.
Szczególnie, że większość jego wizyt w Polsce była dobrze strzeżoną tajemnicą.
Podobnie jak ślub z Mary Ann.
Gdy
zatrzymał samochód przed ogrodzeniem, poczuł jak żona kładzie mu dłoń na
ramieniu. Niepewnie obrócił w jej stronę głowę.
-
Nie denerwuj się tak – uśmiechnęła się do niego
ciepło. – Zobaczysz, że będzie dobrze. Mama obiecała, że będzie dla ciebie
miła.
-
Wątpię. Ona nigdy nie jest dla mnie miła...
-
Przepraszam – Mary Ann zdjęła dłoń z jego
ramienia i spuściła smutno głowę. – Naprawdę mi przykro, że moi rodzice
traktują cię w taki sposób, ale zrozum... to wciąż moi rodzice.
-
Tak, wiem – uśmiechnął się lekko. Odpiął pas
bezpieczeństwa i przytulił Mary Ann. – Najwyżej znowu wyrzucą mnie z domu.
-
Przepraszam – powiedziała ponownie. – Wiem, że
wolałbyś zatrzymać się w naszym domu, ale obiecałam mamie, że przenocujemy u
nich.
-
Nie martw się. To tylko trzy dni. Jakoś
wytrzymam – powiedział to takim tonem jakby chciał przekonać do tego nie Mary
Ann, ale siebie.
-
Dziękuję.
-
W porządku! – Zawołał radośnie. Przejrzał się w
lusterku, a gdy uznał, że zarost jest na swoim miejscu, uśmiechnął się do
siebie. Przynajmniej teraz mama Mary Ann nie będzie mogła powiedzieć mu, że
wygląda jak dziewczyna. – Idziemy?
Blondynka skinęła potakująco głową.
Wysiedli z samochodu. Bill wyciągnął walizkę z bagażnika. Zabrał od żony wielką
torbę, którą przewiesiła sobie przez ramię.
-
Nie możesz teraz dźwigać takich ciężarów.
-
Czyli, że wcześniej mogłam? – Spytała
żartobliwie.
-
Wcześniej nie było to zabronione.
-
Nie będę się upierała co do ciężkich toreb, ale
mógłbyś zmienić zdanie z obcasami. Wiesz jak ja się męczę, w tych butach? –
Wskazała palcem na czarne, eleganckie balerinki, które miała na stopach. –
Zobacz jak śmiesznie przy tobie teraz wyglądam. Jak jakiś kurdupel.
Bez przynajmniej
dziesięciocentymetrowych obcasów sięgała nieco poniżej jego ramienia. Nie miała
z tego powodu nigdy kompleksów, wręcz cieszyła się, że nie jest wyższa. Uznała
jednak, że każda wymówka, która mogła choć w niewielkim stopniu przekonać Billa
do zmiany zdania, jest dobra.
-
W takim razie będę chodził na ugiętych kolanach,
albo zacznę się garbić – powiedział zniżając się tak, że teraz byli jednego
wzrostu. – Teraz może być?
-
Przestań – szturchnęła go. – Przecież wiesz, że
nie o to mi chodzi.
-
Kobiety w ciąży nie mogą chodzić w butach na
wysokich obcasach.
-
Bill! – Powiedziała błagalnym tonem. – Dlaczego
jesteś dla mnie taki niedobry? Poskarżę się mamie!
-
No dobrze. – Na ustach Mary Ann pojawił się
szeroki uśmiech, ale gdy Bill dodał kolejne zdanie, natychmiast znikł: - Ale
nie wyższe niż trzy centymetry.
-
Nie będę się z tobą kłóciła na ulicy o buty –
westchnęła. - Chodź do środka.
Mary Ann uśmiechnęła się lekko,
obejmując dłońmi prawe ramię Billa. Gdy doszli do furtki, blondynka wyciągnęła
dłoń i nacisnęła dzwonek.
-
Dobrze wyglądam? – Bill spytał nerwowo, gdy
usłyszeli dźwięk oznajmiający, że mogą otworzyć furtkę.
Mary Ann wspięła się na palce.
Poprawiła mu włosy i przejechała dłonią po jego policzku pokrytym zarostem.
-
Mój mąż jest najprzystojniejszym mężczyzną na
świecie.
-
Może powinienem wyjąć kolczyki?
Mary Ann złapała go za srebrne
kółko, które miał umieszczone w przegrodzie nosowej, zmuszając, żeby się
pochylił, tak aby mogła go pocałować.
-
To nie tak, że moi rodzice nie wiedzą, że masz
kolczyki, więc nie masz się czym przejmować.
-
Ale twoją mamę chyba drażnią takie rzeczy...
-
W takim razie powinieneś pomyśleć też o
usunięciu tatuażów. Chodź już.
Bill westchnął ciężko. Poprawił w
dłoni ułożenie rączki od walizki i ze zrezygnowaniem powędrował chodnikiem
wyłożonym szarą kostką betonową prowadzącym do drzwi wejściowych. Mary Ann
położyła dłoń na klamce i powoli ją nacisnęła. Przełknął głośno ślinę, gdy jego
oczom ukazało się wnętrze domu.
-
Cześć malutki – blondynka przywitała się z psem
rasy York Shire Terrier, który podbiegł do niej wesoło merdając ogonkiem. – Tak
się cieszysz, że mnie widzisz?
Podniosła psa i przytuliła go do
siebie. Kiedy psiak polizał ją po policzku, Bill się uśmiechnął.
-
Chodź, dam cię Billowi – powiedziała czule do
psiaka, po czym zwróciła się do męża. – Masz. Przywitaj się z nim.
Młodszy Kaulitz puścił rączkę
walizki i zabrał od Mary psiaka. Przytulił go do siebie.
-
Tylko ty mnie tolerujesz w tym domu – szepnął do
Scruffy’ego. Pies jakby zgadzając się z jego słowami zaczął go lizać po twarzy.
-
Chodź na górę.
Słysząc słowa Mary Ann położył
psiaka na podłodze i ze spuszczoną głową ruszył za żoną. Blondynka widząc jego
nieszczęśliwą minę, ścisnęła go mocno za dłoń, jakby chciała dodać mu odwagi
tym gestem.
-
Jak będzie bardzo źle, po prostu stąd pojedziemy
– powiedziała, kiedy wchodzili po schodach.
Skinął potakująco głową i
wymruczał ciche „uhm”. Blondynka pchnęła drzwi i weszła do przedpokoju. Serce
Billa zaczęło łomotać w niesamowitym tempie. Dopiero kiedy nie dostrzegł ani teściowej
ani teścia w jadalni, kuchni i salonie odetchnął z ulgą. Najwyraźniej ich
spotkanie nastąpi później niż przypuszczał.
Mary podeszła do drzwi
prowadzących do pokoju Briana i otworzyła je.
-
Cześć – przywitała się z bratem. – Nie ma ich?
-
Nie. Pojechali do pracy.
-
Cześć Brian – Bill oparł się o framugę i
spojrzał z uśmiechem na Briana, który siedział przy biurku, przyglądając się
uważnie jakimś papierom. Przynajmniej szwagier nie miał do niego pretensji o
zło całego świata.
-
Cześć Bill. Dobrze, że jesteście – podniósł się
z krzesełka, zebrał jakieś kartki leżące na biurku i schował je do torby. – To
ja jadę na zajęcia. Macie jak coś klucze od domu?
-
Tak.
-
To dobrze – potaknął głową z aprobatą, po czym
zwrócił się do Mary Ann. – Jakby ci się chciało możesz dać później coś do
jedzenia Scruffy’emu.
-
Jasne. Nie ma problemu – odpowiedziała.
Brian wyminął Billa w drzwiach i
skierował się w stronę schodów. Jeszcze zanim z nich zszedł, obrócił się do
nich.
-
Na razie. Gdybyście czegoś potrzebowali,
dzwońcie.
-
Pewnie – Mary Ann uśmiechnęła się do niego. - Na
razie.
Gdy drzwi zamknęły się za
Brianem, blondynka podeszła do Billa i przytuliła się do niego mocno. Uniosła
głowę wysoko, tak aby móc zajrzeć mężowi w jego piękne, czekoladowe oczy.
-
Zjesz coś? – Spytała go.
-
Chętnie.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę,
że nie miał nic w ustach od samego rana, a teraz zbliżała się już pora
obiadowa.
-
Pójdę zobaczyć co jest w lodówce, a ty jak
możesz przynieś walizkę z dołu.
Potaknął głową. Cmoknął Mary Ann
w usta i niechętnie wyswobodził się z jej objęć.
* * *
Tom Kaulitz
w jednej dłoni trzymał rączkę walizki, zaś drugą ściskał malutką dłoń swojej
córki. Rosie, choć miała oczka na wpół przymknięte ze zmęczenia, dzielnie koło
niego kroczyła korytarzem budynku, w którym mieszkał.
Gdy znaleźli
się przed drzwiami prowadzącymi do jego apartamentu uśmiechnął się radośnie.
Bill uprzedził go, że w środku czeka na niego Nikola. Na samą myśl o tym, że
już za moment ją zobaczy na jego usta wdarł się uśmiech. Wiedział, że kłótnia z
kobietą jest nieunikniona, ale on lubił się z nią kłócić. Na jego policzkach
pojawił się rumieniec na samo wspomnienie tego jak niegdyś kochali się tuż po
awanturach. Nigdy się do tego nie przyznał Nikoli, ale czasami sam je
prowokował z premedytacją.
Wstukał
odpowiedni kod, a gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk, otworzył drzwi. Nim
wszedł do mieszkania uważnie rozejrzał się po korytarzu, czy przypadkiem Nikola
nie zaczaiła się gdzieś na niego z jakimś ostrym narzędziem. Słysząc od Billa w
jakim stanie jest brunetka, takie zachowanie byłoby jak najbardziej zrozumiałe.
W końcu porwał jej córkę. Ale nie mógł postąpić inaczej. Nie chciał, żeby jego
małą księżniczkę wychowywał jakiś stary zboczeniec.
-
Chodź skarbie. Pójdziemy się wykąpać i spać.
Dziewczynka nic nie odpowiedziała.
Kiedy ją lekko pociągnął za rączkę, żeby weszła do środka, Rosie omal się nie
przewróciła. Szybko wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Ściągnął
córce różowe buciki i kurteczkę. Z uśmiechem na ustach, przykrył ją kołdrą i
pogłaskał po miękkich włoskach. Córka musiała po nim odziedziczyć zasypianie na
stojąco z na wpół przymkniętymi powiekami.
Podniósł się z łóżka i cichutko,
żeby nie obudzić małej wyszedł z sypialni. Zajrzał do pokoju gościnnego, a nie
widząc tam Nikoli, udał się do salonu. Brunetka smacznie spała na kanapie z
podkurczonymi nogami i dłońmi zaciśniętymi na ramce ze zdjęciem. Widząc, że jej
ciałem wstrząsają delikatne dreszcze, poszedł po kołdrę. Jednak nim przykrył
kobietę, ostrożnie – uważając, aby jej nie zbudzić, wyciągnął z jej dłoni
przedmiot. Odstawił na stolik ramkę z jego ulubioną fotografią, na której Bill
uwiecznił moment, w którym czule całował Nikolę. Usiadł na podłodze i wpatrzył
się w brunetkę. Nadal była piękną kobietą, która budziła w nim ciepłe uczucia.
Jeżeli miłość naprawdę istniała, był pewny, że to właśnie Nikolę nią obdarzył.
Miał wiele kobiet, które lubił bardziej lub mniej, ale żadna z nich nie
potrafiła wtargnąć do jego serca. Ze zdaniem żadnej z nich nie liczył się tak
jak ze zdaniem Nikoli. Gdy któraś z jego kobiet próbowała go zmienić, albo
zaczynała stwarzać problemy, zwyczajnie wycofywał się ze związku z nią.
Widząc jak Nikola podnosi powoli
powieki i spogląda na niego uważnie swoimi orzechowymi tęczówkami, momentalnie
odsunął się od kanapy. Zapomniał jednak o stoliku, który znajdował się tuż za
nim, silnie w niego uderzając. Był pewny, że będzie miał wielkiego siniaka na
plecach, ale teraz to nie on był jego zmartwieniem. Brunetka gdy tylko go
dostrzegła, zerwała się na nogi i obdarzyła go wściekłym spojrzeniem. Dłonie
mocno zacisnęła w pięści. Po uroczej, słodko śpiącej drobnej kobiecie, nie
pozostał nawet ślad. Teraz miał do czynienia z rozwścieczoną matką, której
porwał dziecko.
-
Gdzie jest Rosie? – wysyczała przez zaciśnięte
zęby.
-
Śpi – powiedział spokojnie. Włożył dłonie do
kieszeni i uśmiechnął się do niej. – Ty też powinnaś się położyć. Masz
gorączkę.
Kobieta bez słowa wyminęła go i
ruszyła w stronę pokoju gościnnego. Tom jednak nie zamierzał pozwolić, aby
Nikola obudziła Rosie, a co gorsza zabrała mu ją. Zresztą uważał, że powinni ze
sobą porozmawiać.
Podbiegł do niej i złapał ją za
ramię. Kobieta natychmiast strąciła jego dłoń i spojrzała na niego wściekłym
wzrokiem. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała gwałtownie.
-
Nie dotykaj mnie! – Warknęła.
-
Dobrze – zgodził się. – Nie będę, ale nie
pozwolę ci obudzić Rosie. Jest zmęczona podróżą.
-
Wyśpi się w domu. Nie mam zamiaru zostać u
ciebie ani sekundy dłużej!
-
Nikola...
-
Daj spokój Tom – wbiła w niego wzrok, zaś z jej
drobnego ciała emanowała taka żądza krwi, że obawiał się, iż zaraz rzuci się na
niego z pięściami. – Nie chcę cię więcej widzieć.
-
Ale Nikola...
-
Co?! Co chcesz ode mnie?!
-
Nie krzycz tak. Obudzisz Rosie.
-
Bardzo dobrze! – uniosła głos. – Rosie wstawaj!
Jedziemy do domu! – Dobrze wiedziała, że córka i tak się nie obudzi od jej
krzyku. Dziewczynka miała bardzo mocny sen. Było jej to jednak wszystko jedno.
Mogła zabrać nawet śpiącą córkę. Byle znaleźć się z dala od Toma.
-
Uspokój się – złapał ją mocno za nadgarstek i
pociągnął do kuchni. Próbowała się wyswobodzić, ale Tom był od niej o wiele
silniejszy.
Posadził ją na krześle, a sam
podszedł do czajnika bezprzewodowego, wlał do niego wodę i włączył. Z jednej z
szuflad wyciągnął tabletki przeciwgorączkowe i położył opakowanie na blacie
przed kobietą.
Nikola zaczęła obracać opakowanie
w dłoniach. Jej wzrok śledził jednak każdy ruch Toma. Wiedziała, że powinna z
nim porozmawiać. Z początku chciała odwlec tą rozmowę, tak daleko jak tylko się
dało, ale zrozumiała, że Tom jej na to nie pozwoli.
Słysząc
ciche „przepraszam”, które wydobyło się z ust starszego Kaulitza, uniosła
nieznacznie jedną brew. Po słowach, które Tom wypowiedział, kiedy zabierał jej
Rosie, nie sądziła, że ją przeprosi. A przynajmniej nie tak szybko.
-
Nie powinienem zabierać Rosie w taki sposób –
powiedział, stawiając przed nią kubek z gorącą herbatą.
-
Nie powinieneś – zgodziła się, a widząc, że
mężczyzna otwiera usta, żeby jej coś wytłumaczyć, kontynuowała: - Posłuchaj
Tom, nie mam ochoty słuchać twoich wymówek.
-
Ale...
-
Nie Tom – pokręciła przecząco głową. – Nie
obchodzi mnie dlaczego to zrobiłeś. Nigdy nie powinieneś się dowiedzieć, że
Rosie to twoja córka, ale skoro już tak się stało, powinniśmy się jakość
dogadać. Długo o tym myślałam i... – na chwilę zamilkła, po czym spuściła
wzrok, kontynuując: - myślę, że powinno zostać tak jak jest. Nie oddam ci
Rosie, ale też nie zamierzam ograniczać twoich kontaktów z nią.
-
Myślałem, że chcesz się spotkać ze mną w sądzie.
-
Tylko wtedy jeżeli będzie to konieczne. Dlatego
Tom – wbiła w niego swoje orzechowe tęczówki, z których bez trudu mógł wyczytać
jak bardzo Nikola kocha córkę – błagam cię, nie zmuszaj mnie do założenia
sprawy w sądzie. Obiecaj mi, że już nigdy nie zabierzesz ode mnie w ten sposób
Rosie.
Starszy Kaulitz milczał wpatrując
się w Nikolę. Jej ciałem co jakiś czas wstrząsał dreszcz. Jej cera była
przeraźliwie blada, zaś oczy przekrwione. Bez słowa wyciągnął z jej dłoni
opakowanie tabletek przeciwgorączkowych, którymi nadal się bawiła. Wyciągnął
jedną i podał jej. Kobieta posłusznie połknęła ją i przepiła wodą.
Widząc jej
wyczekujący wzrok, uśmiechnął się do niej lekko.
-
Obiecam ci to tylko wtedy, kiedy zostaniesz moją
żoną – powiedział spokojnie.
Nikola podniosła się z krzesła.
-
Wiedziałam, że tak będzie – westchnęła cicho. -
Był czas, kiedy zazdrościłam Mary Ann, że Bill poprosił ją o rękę, a potem
naprawdę wzięli ślub. Wtedy marzyłam, żebyś dał mi pierścionek, ale Tom... to
było kiedyś. Spóźniłeś się z oświadczynami o dobre kilka lat.
-
Nie możesz tego przemyśleć?
-
Myślisz, że o tym nie myślałam? – zaśmiała się.
– Nawet nosiłam przez kilka dni ten pierścionek, który mi dałeś.
-
Naprawdę?
Skinęła potakująco głową.
-
Myślałam, że nadal coś do ciebie czuję po tym
jak mnie pocałowałeś, ale... nie jesteś moim księciem z bajki.
-
W takim razie będę cię całował tak długo, aż
sobie przypomnisz, że nadal mnie kochasz.
-
Nie. Tutaj nie chodzi tylko o miłość. Po prostu
nie jesteś odpowiednim kandydatem na męża. Ja chcę być z kimś, na kim będę
mogła polegać, kto będzie cały czas przy mnie.
-
Jeżeli tego tak bardzo pragniesz, nie będę cię
odstępował nawet na krok – puścił jej oczko. – Stanę się twoim stalkerem.
-
Możesz być poważny?
-
Jestem poważny! – uniósł głos. – Myślisz, że
łatwo mi prosić cię kolejny raz o to, żebyś została moją żoną?! Nawet nie wiesz
jak cholernie żałuję, że wtedy przyprowadziłem tamtą pannę do domu! Wiesz jak
się czułem, kiedy urodziłaś Rosie?! Sądzisz, że jestem taki głupi, żeby nie
wiedzieć, że to było moje dziecko?! Ale niby jak miałem się wtedy zachować?!
Nie chciałaś mnie widzieć, więc co miałem zrobić?! Włamać się do twojego domu i
zaciągnąć cię do ołtarza?!
-
Do mnie masz o to pretensje?! Ty po prostu nie
wiesz jak to jest z kimś być! Spójrz na swoje wszystkie pseudozwiązki. Żaden z
nich nie przetrwał dłużej niż tydzień!
-
Jeden przetrwał.
-
Tak? Ile? Dwa tygodnie? Trzy?
-
Kilka lat.
-
Tylko nie mów, że masz na myśli mnie – zaśmiała
się sztucznie.
-
Właśnie ciebie mam na myśli. Powiedz mi, z czym
ten stary zboczeniec jest ode mnie lepszy? Ma więcej pieniędzy?! Jest lepszy w
łóżku?!
Nikola spojrzała w jego oczy
nienawistnie. Wyprostowała zaciśnięte do tej pory palce w pięści i zamachnęła
się, żeby uderzyć Toma z całej siły w policzek, powstrzymał ją jednak zaspany
głos córki.
-
Mamo? – Spytała, przecierając oczka. – Dlacego
ksycycie?
-
Nie krzyczymy kochanie – uśmiechnęła się ciepło
do córki. Podeszła do małej i wzięła ją na ręce. – Pożegnaj się z tatą, dobrze.
-
Nie kcę – powiedziała z uporem. – Nie mosemy
zostać z tatą?
-
Nie kochanie. Tatuś jest zajęty. Będziemy mu
przeszkadzały.
-
Nie przeszkadzacie mi – Tom uśmiechnął się do
córki. – Tata wcale nie jest zajęty. Mam aż za dużo wolnego czasu.
Nikola spiorunowała go wzrokiem,
on jednak uśmiechnął się tylko radośnie. Nie był w nastroju do śmiechu, ale
jednocześnie nie chciał, aby córka domyśliła się, że coś jest pomiędzy nimi nie
w porządku. Nie chciał smucić małej. Uważał, że jest zdecydowanie za mała, żeby
wysłuchiwać kłótni pomiędzy rodzicami. Doskonale pamiętał jak to bardzo boli
takie małe dziecko. On przynajmniej miał oparcie w Billu. Jego córka, dlatego,
że była jedynaczką musiałaby jednak przeżywać cały smutek sama.
-
Pożegnaj się z tatą – Nikola powtórzyła głosem
nie znoszącym sprzeciwu.
-
Nie kcę!!! – Dziewczynka zaniosła się płaczem.
Nikola pogłaskała ją czule po
pleckach.
-
Nie płacz kochanie. Nie możemy zostać z
tatusiem.
Widząc spojrzenie Toma, które
mówiło: „Widzisz? Właśnie dlatego powinnaś zostać moją żoną”, zaczęła liczyć w
myślach do dziesięciu, żeby się nie zdenerwować jeszcze mocniej.
Nie zważając na płacz córki,
która zawsze była marudna, kiedy była niewyspana, poszła z nią do przedpokoju.
Założyła małej buciki i kurteczkę, po czym sama się ubrała. Nie zamierzała
zostać w apartamencie Toma ani sekundy dłużej. Dlatego tym bardziej ucieszyła
się, że mężczyzna nie próbował jej zatrzymać.
* * *
Bill
Kaulitz obwinął szczelnie szyję żony ciepłym dzianinowym szalikiem w kolorze
dojrzałych wiśni. Usiadł obok niej na drewnianej huśtawce i przyciągnął ją do
siebie. Kobieta oparła głowę na jego ramieniu i wpatrzyła się przed siebie.
Brzozowy lasek,
który jeszcze do niedawna skąpany był w promieniach jesiennego słońca, teraz
spowity był w mroku. Do ich uszu docierał tylko szelest liści wprawionych w
ruch przez chłodne powiewy wiatru.
Gdyby to zależało od Mary Ann,
najchętniej siedziałaby tutaj w nieskończoność wtulona w ciepłe ciało Billa i
rozkoszowała się jego bliskością. Nie przypuszczała nawet, że tak bardzo
stęskniła się za mężem. Widywała go praktycznie codziennie, a jednak czuła, że
bardzo się od siebie oddalili. Do tego stopnia, że w końcu zwątpiła w swoją
miłość do niego. Teraz wiedziała jednak, że Bill nadal jest najważniejszą osobą
w jej życiu. A fakt, że za niedługo zostaną rodzicami sprawiał, że była
najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Bała się, że znów może stracić dziecko, ale
uznała, że zamiast zamartwiać się tym, zrobi wszystko, aby urodzić zdrowego
synka albo córeczkę.
-
Nie jest ci zimno? – Spytał Bill, kiedy jej
ciało delikatnie zadrżało.
-
Troszeczkę – przyznała, wtulając się w niego
mocniej.
Bill odsunął ją od siebie, tak,
aby móc spojrzeć jej w oczy.
-
Wstawaj. Idziemy do środka.
-
Nie – zaprotestowała. – Zostańmy jeszcze trochę.
-
Przeziębisz się.
-
Nic mi nie będzie.
-
Chodź – powiedział próbując wyswobodzić się z
jej uścisku.
-
Ale mi tak dobrze – wymruczała.
-
W domu przytulę cię mocniej – pocałował ją czule
w lekko zadarty nosek. – Chodź, bo naprawdę się przeziębisz.
Mary Ann posłusznie odsunęła się
od Billa i wstała z huśtawki. Dopiero teraz poczuła, że na dworze jest naprawdę
zimno. Pomogła wziąć mężowi naczynia, które stały na drewnianym stole.
-
Napijesz się ciepłej herbaty? – Spytała, gdy
znaleźli się w kuchni.
Skinął potakująco głową. Włożył
brudne naczynia do zlewu i podwinął rękawy swojego swetra. Nalał trochę płynu
do mycia naczyń na gąbkę i odkręcił wodę.
Gdy w domu
rozległo się głośne szczekanie, Mary Ann wyjrzała przez okno. Widząc światła
samochodu wjeżdżającego do garażu, odezwała się:
-
O! Chyba mama z tatą wrócili.
Bill słysząc słowa żony
gwałtownie obrócił się w jej stronę. Powoli zaczął wierzyć, że jej rodzice
gdzieś wyjechali i tak naprawdę przez te trzy dni będą sami w domu. Albo
teściowie stanowczo odmówili spotkania z nim i postanowili wyprowadzić się do
hotelu. Teraz jednak widząc jak gasną światła samochodu, który zaparkował w
garażu, uświadomił sobie, że zaraz stanie oko w oko z mamą Mary Ann. A, choć
starał się już od kilku dni przygotować na to spotkanie, czuł, że nadal nie
jest gotów. Słysząc jak otwierają się drzwi od domu, odłożył umyty talerz na
ociekacz i zakręcił wodę. Nerwowo poprawił włosy i wpatrzył się przed siebie.
Musiał teraz wyglądać tak jak bohaterowie horrorów, którzy oczekują
najgorszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz