-
W czym mogę pomóc? – Spytał nieznajomy,
wpatrując się z zaciekawieniem w Toma i Rosie.
Kaulitz złapał córkę za główkę,
przesuwając ja tak, aby dziewczynka nie widziała nagiego mężczyzny.
-
Kto przyszedł? – Usłyszał głos Nikoli, a zaraz
potem zobaczył ją z mokrymi włosami, ubraną w cienki jedwabny szlafrok. –
Przywiozłeś Rosie?
Tom skinął lekko głową, wpatrując
się w Nikolę i nieznanego mu mężczyznę niczym zahipnotyzowany. Nie mógł
uwierzyć, że brunetka spotyka się z tym starym, obrzydliwym facetem.
-
Daj mi ją – zażądała podchodząc do niego.
Złapała córkę w pasie i chciała ją zabrać, jednak Tom odsunął się gwałtownie.
Zmierzył Nikolę nienawistnym wzrokiem i obrócił się na pięcie, zabierając
córkę.
-
Chodź księżniczko – zwrócił się do Rosie. –
Chcesz pojechać z tatusiem zobaczyć Myszkę Micky?
-
Tak! – dziewczynka wykrzyknęła z zadowolenia,
wyciągając rączki w górę.
-
Tom!!! – Usłyszał krzyk Nikoli, ale całkowicie
go zignorował, kierując się do windy. – Tom!!!
-
Trzymaj się mocno tatusia, żebyś nie spadła –
powiedział ciepło, pomagając małej złapać go za szyję.
Nacisnął przycisk przywołujący
windę. Czując silne szarpnięcie za ramię, obrócił się. Jego oczy spotkały się z
rozwścieczonym wzrokiem Nikoli.
-
Gdzie ją zabierasz? – Warknęła. – Oddaj mi ją
natychmiast. Chodź do mamusi Rosie.
-
Z dala od ciebie i tego obleśnego typa –
przytulił do siebie córkę, dając tym samym Nikoli do zrozumienia, że nie
zamierza jej z nią zostawić.
-
Nie możesz zabrać mojej córki.
-
Nie? – Kaulitz roześmiał się. – Jesteś pewna?
-
Tom! Oddaj mi ją! Proszę...
Starszy Kaulitz jedną dłonią
zakrył ucho córce, przyciskając drugie do swojej szyi, tak aby nie słyszała
wymiany zdań pomiędzy rodzicami.
-
Myślisz, że zaakceptuję tego... tego... – szukał
odpowiedniego słowa - oblecha? Moja córka nie będzie mieszkała z obcym facetem,
który posuwa jej matkę!
-
Tom! – Pałające wściekłością oczy Nikoli
zaszkliły się od łez. – To nie twoja sprawa kto mnie... – skrzywiła się z
obrzydzeniem - posuwa. Ktoś o twojej reputacji nie ma prawa mówić mi takich
rzeczy. A teraz... Oddaj mi córkę. Proszę cię Tom. Rosie jest dla mnie
wszystkim...
Dziewczynka jakby czując ból
matki, wybuchła głośnym płaczem. Tom poklepał ją po pleckach.
-
Już dobrze księżniczko, nie płacz... A z tobą –
zwrócił się do Nikoli ostro – spotkam się w sądzie.
-
Tom...
Gdy drzwi windy się zasunęły,
odetchnął z ulgą. Głaskał córkę po pleckach, próbując ją uspokoić.
Nigdy nie chciał dochodzić swoich
praw w sądzie, ani pozbawiać Nikoli praw rodzicielskich, ale nie miał wyboru. Myślał,
że jeżeli będzie ciężko pracował, aby odbudować zaufanie Nikoli, być może
kobieta postanowi mu wybaczyć, a resztka uczuć jakie schowała na dnie swojego
serca znów rozkwitnie. Jednak widok prawie nagiego mężczyzny w domu Nikoli
uświadomił mu, że brunetka naprawdę nie żywi do niego już żadnych ciepłych
uczuć. Dopiero teraz uwierzył, że Nikola go nienawidzi. Nigdy nie chciał
przyjąć tego do wiadomości, ale teraz wydało mu się to oczywiste. Bądź co bądź
przyłapała go na zdradzie, a później sama musiała stawić czoła wszystkim
trudnościom związanym z ciążą i wychowywaniem małego dziecka. Zastanawiał się
dlaczego Nikola postanowiła urodzić jego córkę, skoro sprawił jej tyle bólu i
cierpienia...
Wysiadając z windy, odegnał od
siebie wszystkie myśli o tym jak bardzo musiało być ciężko Nikoli, podczas gdy
on się świetnie bawił koncertując i sypiając z inną dziewczyną prawie każdej
nocy. Jeżeli będzie nim kierowało współczucie do brunetki, straci bezpowrotnie
Rosie. A córka była dla niego ważniejsza od jej matki.
Gdy opuścił budynek usłyszał
krzyk Nikoli. Obrócił głowę, lecz nie zatrzymał się. Brunetka biegła boso w
jego stronę ubrana jedynie w cienki szlafrok. Mógł się założyć, że nie miała
nic pod spodem. Teraz jednak bardziej niż jej zgrabne, nagie ciało, jego uwagę
przykuwała twarz zlana łzami.
-
Tom! Zaczekaj! Porozmawiajmy!
Zatrzymał się.
-
Nie mamy o czym rozmawiać – odparł chłodno. –
Rosie zostanie ze mną.
-
Tom... Błagam... Nie możesz mi zabrać córki!
-
A ty możesz mi ją odebrać, czy tak?
Łkanie Rosie znów przemieniło się
w rozpaczliwy płacz.
-
Sam zobacz, ona nie chce z tobą zostać. Tom...
błagam... oddaj mi Rosie... Tom! – złapała rękaw jego bluzy i zaczęła nim
szarpać. – Błagam cię...
Tom bez słowa, wyszarpał rękę z
uścisku Nikoli i szybkim krokiem skierował się do swojego samochodu. Nikola
biegła za nim, błagając go, aby nie zabierał jej Rosie. Wypowiadane przez nią
słowa, bolały go tak jakby sam błagał ją o to, aby pozwoliła mu się widywać z
córką. On jednak nie chciał, aby jego księżniczce przytrafiła się ta sama
historia co jemu i Billowi.
Posadził córkę w foteliku i
zapiął pasem. Pogłaskał ją czule po główce i poprosił, żeby przestała płakać,
po czym zamknął drzwi samochodu. Nie chciał, aby córka słyszała ich kłótnię.
-
Dlaczego mi to robisz? – Spytała łkając. –
Dlaczego zabierasz mi Rosie?
-
Dlatego, że jestem jej ojcem.
-
Nigdy jej nie chciałeś!
Tom uniósł brwi.
-
Zaczynasz bredzić. Kiedy powiedziałem, że nie
chcę Rosie?
Nikola przez krótką chwilę
wpatrywała się zapłakanymi oczami w twarz gitarzysty Tokio Hotel, po czym
zaczęła go uderzać pięściami w klatkę piersiową.
-
Drań!!! Jesteś zwykłym dupkiem, Tom!!!
-
To moje drugie i trzecie imię – warknął. –
Chcesz wiedzieć dlaczego zabieram Rosie? – uderzenia Nikoli stały się
mocniejsze, ale nie powstrzymał jej przed zadawaniem kolejnych ciosów. – Moja
córka nie będzie patrzeć na to jak jej matka się łajdaczy, a później jak ten
dupek, który posuwa jej matkę będzie jej ojczymem.
-
Jesteś hipokrytą...
-
Dlaczego?
-
Traktujesz swojego ojczyma jak swojego ojca!
-
Chcesz wziąć z tym zboczeńcem ślub?! –
wykrzyknął, zaś jego oczy zaokrągliły się ze zdziwienia.
-
Nie zmieniaj tematu.
-
Dobrze. Jak chcesz – wzruszył ramionami, czując
jak jego serce boleśnie się ściska na samą myśl o tym, że Nikola może poślubić
kogoś innego. – Zabieram Rosie dlatego, że sam traktuję Gordona lepiej od
mojego biologicznego ojca. Ale nie myśl, że zawsze tak było.
Brunetka otarła łzy i spojrzała
nienawistnie na Toma.
-
Jesteś nikim innym jak cholernym dupkiem i
egoistą. Nienawidzę cię Tom. Jeżeli chcesz się spotkać w sądzie, proszę bardzo.
Naciesz się Rosie, póki jeszcze możesz, bo już nigdy więcej jej nie zobaczysz.
-
Grozisz mi?
-
Stwierdzam fakt.
-
W porządku.
Podszedł do drzwi od strony
kierowcy, otworzył je i wsiadł do samochodu. Odpalił silnik i – nie zważając na
płacz córki – skierował pojazd w stronę swojego apartamentu.
* * *
-
Dzięki Bill – Mary Ann uśmiechnęła się do męża i
cmoknęła go w usta. – To ja już pójdę.
-
Zaczekaj. Pójdę z tobą.
Blondynka uśmiechnęła się lekko,
kręcąc przecząco głową.
-
Zaraz mam spotkanie. Dzisiaj będę bardzo zajęta.
-
Poczekam na ciebie w biurze. Nie powinnaś się
tak przemęczać. To źle dla ciebie i dziecka.
-
Nic mi nie będzie – zapewniła męża. – Wiesz, że
teraz mam dużo pracy. Nie mogę tak po prostu udać się na urlop.
-
Wiem, ale... Może mógłbym cię w jakiś sposób
zastąpić albo ci pomóc...
-
Pomożesz mi jak już stąd pojedziesz – pogłaskała
go czule po policzku. – Do zobaczenia później.
Nim Bill zdążył zaprotestować,
Mary Ann pośpiesznie opuściła samochód. Pomachała mężowi na pożegnanie i weszła
do budynku swojej firmy. Zasłoniła twarz torebką, żeby pracownicy jej nie
rozpoznali, ale gdy przywitał się z nią portier, powiesiła uszy torby na swoim
przedramieniu i wyprostowała dumnie plecy. Bill nie dość, że zabrał jej
wszystkie buty, to jeszcze uparł się, że zawiezie ją do pracy. W efekcie czuła
się jak płochliwa sarenka w wielkiej aglomeracji miejskiej.
Podeszła do recepcji i nakazała
dziewczynie siedzącej za kontuarem, aby zadzwoniła po taksówkę. Duma Mary Ann
nie pozwoliła jej na paradowanie w paskudnych niebiesko-białych adidasach. Nie
miała nic przeciwko nim, gdy chodziła biegać, ale do czarnej eleganckiej
minisukienki i miedzianego, dziwnie powycinanego skórzanego bolerka nijak nie
pasowały. Co więcej, sprawiały że wyglądała śmiesznie.
Gdy recepcjonistka oznajmiła, że
taksówka już przyjechała, Mary pospiesznie wyszła z budynku i wsiadła do
samochodu. Podała kierowcy adres sklepu i rozsiadła się wygodnie na tylnim
siedzeniu. Wyciągnęła z torby iPada i zaczęła przeglądać dokumenty. Nawet nie
zauważyła, gdy taksówka zatrzymała się przed odpowiednim sklepem.
-
Jesteśmy na miejscu – oznajmił mężczyzna.
Mary Ann spojrzała na niego
nieprzytomnie, a gdy rozejrzała się po okolicy, odparła:
-
Ach, tak. Oczywiście. Proszę na mnie zaczekać.
Zaraz będę.
Mężczyzna skinął potakująco
głową. Mary Ann opuściła samochód i skierowała się do eleganckiego butiku z
drogim obuwiem. Spojrzała z obrzydzeniem na swoje adidasy. Wiedziała, że Billem
kierują dobre intencje, dlatego się z nim nie pokłóciła, ale nie zamierzała mu
ustąpić.
Zaczęła się rozglądać po sklepie.
Gdy znalazła cieliste szpilki, wyciągnęła buta w stronę ekspedientki, która ją
obserwowała.
-
Trzydzieści osiem. Z tego też – pokazała
kobiecie czarne sandałki, podobnie powycinane do jej skórzanego bolerka. – Te
też mogą być. I te. Tamte także. I jeszcze kilka par czegoś na płaskiej
podeszwie – spojrzała obojętnie na wystawione buty. Nie potrafiła wybrać
niczego ciekawego więc uśmiechnęła się do kobiety. – Coś modnego i
oryginalnego. Niech pani sama zdecyduje, co będzie najlepsze.
Ekspedientka pokazała jej
kilkanaście par balerinek i botków. Być może nie były brzydkie, ale również nie
były zachwycające. Krzywiąc się, kazała zapakować wszystkie wybrane przez
kobietę modele.
Usiadła na czarnej pufie
wysadzanej kryształkami Swarovskiego i ściągnęła ze stóp adidasy. Założyła na
nie piękne czarne sandałki na wysokiej, cienkiej szpilce, a kiedy przejrzała
się w lustrze uśmiechnęła się triumfalnie. Nareszcie wyglądała i czuła się
dobrze!
Półtorej godziny później
wchodziła do budynku, w którym mieściła się jej firma. Tym razem wyprostowane
plecy i uśmiech na twarzy był spowodowany jej prawdziwą pewnością siebie.
-
Ma pani gościa – oznajmiła Marlen, gdy znalazła
się przed drzwiami prowadzącymi do jej biura.
-
Gościa?! – Spytała z przerażeniem, rozglądając
się dookoła w panice. – Kogo?!
-
Panią Smidt.
-
Nikolę?
Gdy asystentka skinęła potakująco
głową, Mary Ann położyła dłoń tuż nad swoją lewą piersią i odetchnęła z ulgą.
Wystraszyła się, że Bill postanowił zignorować jej prośbę i zostać z nią w
biurze.
-
Nigdy więcej mnie tak nie strasz – powiedziała z
uśmiechem do Marlen. – Powiedz Johanowi, żeby przyszedł do mnie za jakieś –
spojrzała na zegarek - pół godziny. O jedenastej mam spotkanie, więc powinien
zdążyć mnie pomalować. Ach! Przynieś mi ciepłą kawę z mlekiem.
Kobieta skinęła potakująco głową,
po czym podniosła słuchawkę telefonu. Mary Ann natomiast otworzyła drzwi od
swojego gabinetu i weszła do środka. Nikola siedziała na kanapie, wpatrując się
ze spuszczoną głową w podłogę, tak jakby coś ją trapiło. Nawet nie zauważyła,
że przyjaciółka już przyszła.
-
Cześć – przywitała się z brunetką. Podeszła do
niej i cmoknęła ją w policzek na powitanie, po czym rozsiadła się wygodnie w
fotelu. – Długo czekasz?
-
Nie... – odpowiedziała smutnym głosem. Ponownie
opuściła głowę i zaczęła bawić się swoimi paznokciami.
-
Nikola! Co się stało? – Blondynka wpatrzyła się
z niepokojem w przyjaciółkę. Była pewna, że coś ją trapi. – Jesteś bardzo
blada.
Brunetka nie odpowiadała przez
dłuższy czas. Mary Ann już otwierała usta, żeby przerwać ciszę, gdy usłyszała
cichy głos przyjaciółki:
-
Tom zabrał mi Rosie.
-
Tom zabrał ci Rosie? – spytała nic nie
rozumiejąc. – Sam pojechał z nią do Disneylandu, tak?
Nikola spojrzała przekrwionymi
oczyma na Mary Ann.
-
Do Disneylandu? Jakiego znowu Disneylandu?
Powiedział, że spotkamy się w sądzie! – Jej oczy poprzecinało jeszcze więcej
czerwonych żyłek, a po chwili zaczęły z nich wypływać łzy.
-
Poczekaj chwilę – Mary Ann wyciągnęła przed
siebie dłoń, jakby chciała zatrzymać potok łez przyjaciółki. – Wytłumacz mi to.
Tylko powoli...
-
Rano Tom odwiózł Rosie do domu, ale byłam w
łazience, więc otworzył mu Karl. Nie wiem co się stało, ale Tom złapał Rosie i
powiedział, że jej nie odda. Wyleciałam za nimi jak głupia w samym szlafroku,
ale nawet błaganie nic nie pomogło.
-
Podał ci jakiś powód? Przecież nie mógł jej
zabrać tak po prostu...
-
Powiedział, że... – jej głos się załamał – że...
Rosie nie będzie oglądała jak jej matka się... łajdaczy z jakimś zboczeńcem,
który później będzie jej ojczymem.
-
Naprawdę tak powiedział?! – Mary Ann otworzyła
szeroko oczy, patrząc na przyjaciółkę ze zdumieniem. – Przecież nie może ci
zabrać dziecka przez głupią zazdrość!
-
Właśnie! – Nikola zgodziła się z nią. – Jak on
śmie zabierać mi dziecko po tylu latach?! Gdyby mnie wtedy nie zdradził, teraz
nie musiałby robić takich głupot z zazdrości! Ale... – powiedziała znacznie
ciszej - Mary Ann... Co ja mam zrobić? Nie obchodzi mnie to, że Tom mnie zrani,
ale nie chcę, żeby Rosie musiała przejść przez to wszystko. Wiesz... Walka
rodziców o opiekę nad nią, całą rzeszę obcych ludzi, którzy będą wtykali nos w
nie swoje sprawy i jeszcze pewnie cała chmara dziennikarzy... Takie historie
zawsze dobrze zarabiają.
Po słowach Nikoli w gabinecie
zaległa cisza. Mary Ann wpatrywała się przez krótki moment w przyjaciółkę, po
czym odezwała się:
-
Przepraszam Nikola. To moja wina. Gdybym
wiedziała, że coś takiego przyjdzie Tomowi do głowy nie pozwoliłabym mu zabrać
Rosie. Naprawdę bardzo mi przykro.
-
Daj spokój – brunetka machnęła niedbale dłonią.
– To nie twoja wina. Zresztą Tom jest ojcem Rosie, więc ma prawo z nią
przebywać, tylko... Mary! Ja nie mogę jej stracić! Wszystkich, ale nie ją!
-
Wiem – Mary Ann powiedziała ciepło. – Może umów
się z Tomem w jakimś neutralnym miejscu i jeszcze raz porozmawiaj z nim?
Przecież nie może krzywdzić dziecka przez swoją głupią zazdrość. Albo ja z nim
porozmawiam.
-
To nic nie da. Zapomniałaś jacy Kaulitzowie są
uparci? Jak raz sobie coś postanowią to już koniec.
-
Jak mogłabym o tym zapomnieć? – uśmiechnęła się
lekko. – Zapominasz kochana, że widzę Billa codziennie, a Toma jak nie co
dzień, to co drugi, więc najlepiej wiem jakimi są uparciuchami. Ale i tak
porozmawiam z Billem. On ma największy wpływ na Toma, więc...
-
Myślisz, że Bill stanie po mojej stronie? –
Nikola spytała cicho. Sięgnęła po filiżankę z kawą i upiła kilka łyków. –
Wątpię. Sama wiesz jacy oni są... Jeden wskoczy w ogień za drugim, bez
znaczenia czy któryś ma rację. Zawsze myślałam, że bliźniacy są ze sobą
związani tak blisko tylko gdy są dziećmi, ewentualnie nastolatkami, ale oni nie
potrafiliby bez siebie żyć.
-
Nie przejmuj się – Mary Ann puściła jej oko. –
Mam pewnego asa w rękawie, więc tym razem Bill powinien stanąć po mojej
stronie.
-
Dzięki – przyjaciółka uśmiechnęła się lekko.
Otarła łzy z policzków. – Nie znasz jakiegoś dobrego adwokata, tak na wszelki
wypadek?
* * *
Bill
Kaulitz otarł pot z czoła, zawieszonym na szyi ręcznikiem i zaczął układać na
jednej blasze paszteciki ze szpinakiem, a na drugiej paszteciki z kapustą i
grzybami. Przygotowanie ich zajęło mu nie tylko wiele czasu, ale także zabrało
wiele wysiłku. Czuł się prawie tak jakby był w środku intensywnego treningu.
Potrafił
przygotować kilka prostych potraw, ale gotowanie zdecydowanie nie należało do
jego mocnych stron. Biorąc pod uwagę jego zdolności kulinarne całkiem możliwe
było, że paszteciki, które wkładał teraz do piekarnika, wcale się nie udadzą.
Zawsze kiedy próbował przygotować jakąś potrawę z ciastem, wychodził mu
zakalec. Nie zamierzał się jednak poddawać. Musiał w końcu nadejść ten
wspaniały dzień, kiedy wyrośnie mu pyszne, puszyste ciasto drożdżowe, którym
będzie mógł się pochwalić Mary Ann.
Gdyby ktoś
powiedział mu kilka lat temu, że będzie siedział w kuchni i pichcił dla żony,
roześmiałby się tej osobie w twarz. Zawsze uważał, że to kobieta powinna
gotować. I tak było. Ale czasami Mary Ann strajkowała. Wtedy to on musiał wziąć
na siebie ciężar przyrządzenia obiadu albo kolacji. Nigdy nie przypuszczał, że
gotowanie może mu się spodobać. Oczywiście nie codziennie, ale od czasu do
czasu lubił posiedzieć trochę w kuchni.
Uprzątnął
nieco blat kuchenny, wyciągnął z pierwszej szuflady deskę do krojenia i położył
ją na nim. Wyjął z lodówki buraki, które kupił w drodze do domu i zaczął im się
uważnie przyglądać. Zupełnie nie wiedział jak ma zrobić z nich czerwony
barszcz. Po chwili namysłu postanowił je obrać, a później poszukać w Internecie
jakiegoś prostego przepisu.
Gdy był w
trakcie ćwiartowania buraków, po mieszkaniu rozszedł się dźwięk domofonu.
Trzymając w jednej dłoni nóż podszedł do wideodomofonu. Gdy nie zobaczył
nikogo, mruknął z niezadowoleniem i wrócił do krojenia buraków. Po krótkiej
chwili znów usłyszał dzwonek. Tym razem również nikogo nie zauważył, więc
wrócił do kuchni, uznając, że ktoś sobie żartuje.
Słysząc jak
z jego telefonu komórkowego wydobywają się pierwsze takty piosenki, która
aktualnie wpadła mu w ucho, zaczął cicho nucić razem z piosenkarką słowa.
Odebrał tuż przed momentem, w którym połączenie zostałoby zerwane.
-
Słuuucham? – Spytał przeciągle, wpatrując się z
zaciekawieniem w ostrze noża, pokryte czerwonym sokiem z buraków.
-
To ja – usłyszał szept brata przez głośnik
telefonu. – Jest u ciebie... sam-wiesz-kto?
-
Sam-wiem-kto? – Bill zapytał, wpatrując się z
jeszcze większym zainteresowaniem w ostrze noża.
-
No tak. Jest u ciebie sam-wiesz-kto? – Bill
wyczuł w głosie bliźniaka zniecierpliwienie.
-
Myślałem, że pokonał go kilka lat temu Harry
Potter... – odpowiedział bez zastanowienia. – Po co go szukasz?
-
Bill! – Tom wykrzyknął, ale zaraz wrócił do
szeptu. – Chodzi mi o... nią.
-
O nią? – Bill spytał teraz zupełnie nie
rozumiejąc co bliźniak ma na myśli. Czyżby przygotowywanie pasztecików i
krojenie buraków aż tak go zmęczyło, że słowa brata wydawały mu się co najmniej
dziwne? – Mary Ann jest w biurze.
-
Nie o nią! O nią. No wiesz...
-
Nie wiem, Tom. Jestem sam – po tych słowach
ponownie rozległ się dźwięk dzwonka w mieszkaniu. Bill podszedł ze
zdenerwowaniem do wideodomofonu, a gdy ponownie nikogo nie zobaczył na
wyświetlaczu, zacisnął mocniej dłoń na rączce noża i podszedł do drzwi
wejściowych. – Zaczekaj chwilę. Jakiś wariat dobija się do moich drzwi.
Odłożył telefon na komodę stojącą
w przedpokoju, otworzył drzwi i złapał dwoma dłońmi drewnianą rączkę noża.
Poczuł się tak, jakby był bohaterem jakiegoś kiepskiego horroru. Wychylił głowę
z apartamentu i rozejrzał się po korytarzu.
-
Tom?! Rosie?! – Wykrzyknął widząc opartego o
ścianę brata i stojącą obok niego córkę.
Bliźniak szybko dopadł do Billa i
zatkał mu usta dłonią.
-
Ciiii – szepnął. – Nie tak głośno.
Gdy Czarny skinął potakująco
głową, Tom puścił go i złapał Rosie za rączkę. Dziewczynka posłusznie weszła z
nim do apartamentu Mary Ann i Billa.
-
Chyba coś się pali – stwierdził Tom, rozglądając
się dookoła z niepokojem, jakby zza jakiejś komody, albo z któregoś pokoju
miała zaraz wyskoczyć Nikola.
Bill wciągnął powietrze nosem, a
gdy poczuł swąd spalenizny zaklął i czym prędzej pobiegł do kuchni. Tom w tym
czasie zaprowadził Rosie do salonu i włączył jej bajkę.
-
Tato! – Zawołała dziewczynka ze zniecierpliwieniem.
Położyła rączki na biodrach i tupnęła nóżką. – Kiedy zobacymy Myskę Micky?
Obiecałeś!
-
Za niedługo kochanie – Tom rozczochrał włoski
córki i spojrzał na nią czule. – Na razie tatuś musi porozmawiać z wujkiem
Billem. Włączę ci bajki, dobrze?
Dziewczynka nie wyglądała na
zadowoloną, ale posłusznie rozsiadła się w fotelu i wpatrzyła się w telewizor.
Tom odetchnął z ulgą. Chwilowo miał rozwiązany jeden problem.
Włożył dłonie do kieszeni i udał
się do kuchni. Usiadł na krześle barowym i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Spod
sterty brudnych naczyń, wysypanej mąki i resztek jedzenia ledwo było widać
beżowy, usiany drobnymi brązowymi kropeczkami blat. Wyspa kuchenna była skąpana
w szkarłatnym soku buraczanym. Podobnie jak dłonie Billa.
Młodszy Kaulitz wyciągał przypalone
paszteciki z piekarnika, głośno przy tym przeklinając.
-
To twoja wina! – Zawołał, patrząc na brata z
wyrzutem. – Przez ciebie spaliłem te cholerne paszteciki! I co ja mam teraz
zrobić?!
-
Spokojnie. Paszteciki to nie problem – mruknął
Tom. Oparł łokcie na blacie i wpatrzył się z uwagą w swoje dłonie. – Nie
dzwoniła do ciebie jeszcze policja?
-
Policja?! – Bill obrócił się gwałtownie, omal
nie wywracając przy tym blachy z pasztecikami. – Dlaczego miałaby dzwonić do
mnie policja?! Stało się coś Mary Ann?! Tom! Mów szybko!
Starszy Kaulitz pokręcił
przecząco głową. Powoli uniósł wzrok, a kiedy jego oczy spotkały się z oczami
Billa powiedział wolno:
-
Porwałem Rosie...
-
CO?! Co zrobiłeś?!
-
Porwałem Rosie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz