niedziela, 8 września 2013

Część II: Rozdział 18

-         W czym mogę pomóc? – Spytał nieznajomy, wpatrując się z zaciekawieniem w Toma i Rosie.
Kaulitz złapał córkę za główkę, przesuwając ja tak, aby dziewczynka nie widziała nagiego mężczyzny.
-         Kto przyszedł? – Usłyszał głos Nikoli, a zaraz potem zobaczył ją z mokrymi włosami, ubraną w cienki jedwabny szlafrok. – Przywiozłeś Rosie?
Tom skinął lekko głową, wpatrując się w Nikolę i nieznanego mu mężczyznę niczym zahipnotyzowany. Nie mógł uwierzyć, że brunetka spotyka się z tym starym, obrzydliwym facetem.
-         Daj mi ją – zażądała podchodząc do niego. Złapała córkę w pasie i chciała ją zabrać, jednak Tom odsunął się gwałtownie. Zmierzył Nikolę nienawistnym wzrokiem i obrócił się na pięcie, zabierając córkę.
-         Chodź księżniczko – zwrócił się do Rosie. – Chcesz pojechać z tatusiem zobaczyć Myszkę Micky?
-         Tak! – dziewczynka wykrzyknęła z zadowolenia, wyciągając rączki w górę.
-         Tom!!! – Usłyszał krzyk Nikoli, ale całkowicie go zignorował, kierując się do windy. – Tom!!!
-         Trzymaj się mocno tatusia, żebyś nie spadła – powiedział ciepło, pomagając małej złapać go za szyję.
Nacisnął przycisk przywołujący windę. Czując silne szarpnięcie za ramię, obrócił się. Jego oczy spotkały się z rozwścieczonym wzrokiem Nikoli.
-         Gdzie ją zabierasz? – Warknęła. – Oddaj mi ją natychmiast. Chodź do mamusi Rosie.
-         Z dala od ciebie i tego obleśnego typa – przytulił do siebie córkę, dając tym samym Nikoli do zrozumienia, że nie zamierza jej z nią zostawić.
-         Nie możesz zabrać mojej córki.
-         Nie? – Kaulitz roześmiał się. – Jesteś pewna?
-         Tom! Oddaj mi ją! Proszę...
Starszy Kaulitz jedną dłonią zakrył ucho córce, przyciskając drugie do swojej szyi, tak aby nie słyszała wymiany zdań pomiędzy rodzicami.
-         Myślisz, że zaakceptuję tego... tego... – szukał odpowiedniego słowa - oblecha? Moja córka nie będzie mieszkała z obcym facetem, który posuwa jej matkę!
-         Tom! – Pałające wściekłością oczy Nikoli zaszkliły się od łez. – To nie twoja sprawa kto mnie... – skrzywiła się z obrzydzeniem - posuwa. Ktoś o twojej reputacji nie ma prawa mówić mi takich rzeczy. A teraz... Oddaj mi córkę. Proszę cię Tom. Rosie jest dla mnie wszystkim...
Dziewczynka jakby czując ból matki, wybuchła głośnym płaczem. Tom poklepał ją po pleckach.
-         Już dobrze księżniczko, nie płacz... A z tobą – zwrócił się do Nikoli ostro – spotkam się w sądzie.
-         Tom...
Gdy drzwi windy się zasunęły, odetchnął z ulgą. Głaskał córkę po pleckach, próbując ją uspokoić.
Nigdy nie chciał dochodzić swoich praw w sądzie, ani pozbawiać Nikoli praw rodzicielskich, ale nie miał wyboru. Myślał, że jeżeli będzie ciężko pracował, aby odbudować zaufanie Nikoli, być może kobieta postanowi mu wybaczyć, a resztka uczuć jakie schowała na dnie swojego serca znów rozkwitnie. Jednak widok prawie nagiego mężczyzny w domu Nikoli uświadomił mu, że brunetka naprawdę nie żywi do niego już żadnych ciepłych uczuć. Dopiero teraz uwierzył, że Nikola go nienawidzi. Nigdy nie chciał przyjąć tego do wiadomości, ale teraz wydało mu się to oczywiste. Bądź co bądź przyłapała go na zdradzie, a później sama musiała stawić czoła wszystkim trudnościom związanym z ciążą i wychowywaniem małego dziecka. Zastanawiał się dlaczego Nikola postanowiła urodzić jego córkę, skoro sprawił jej tyle bólu i cierpienia...
Wysiadając z windy, odegnał od siebie wszystkie myśli o tym jak bardzo musiało być ciężko Nikoli, podczas gdy on się świetnie bawił koncertując i sypiając z inną dziewczyną prawie każdej nocy. Jeżeli będzie nim kierowało współczucie do brunetki, straci bezpowrotnie Rosie. A córka była dla niego ważniejsza od jej matki.
Gdy opuścił budynek usłyszał krzyk Nikoli. Obrócił głowę, lecz nie zatrzymał się. Brunetka biegła boso w jego stronę ubrana jedynie w cienki szlafrok. Mógł się założyć, że nie miała nic pod spodem. Teraz jednak bardziej niż jej zgrabne, nagie ciało, jego uwagę przykuwała twarz zlana łzami.
-         Tom! Zaczekaj! Porozmawiajmy!
Zatrzymał się.
-         Nie mamy o czym rozmawiać – odparł chłodno. – Rosie zostanie ze mną.
-         Tom... Błagam... Nie możesz mi zabrać córki!
-         A ty możesz mi ją odebrać, czy tak?
Łkanie Rosie znów przemieniło się w rozpaczliwy płacz.
-         Sam zobacz, ona nie chce z tobą zostać. Tom... błagam... oddaj mi Rosie... Tom! – złapała rękaw jego bluzy i zaczęła nim szarpać. – Błagam cię...
Tom bez słowa, wyszarpał rękę z uścisku Nikoli i szybkim krokiem skierował się do swojego samochodu. Nikola biegła za nim, błagając go, aby nie zabierał jej Rosie. Wypowiadane przez nią słowa, bolały go tak jakby sam błagał ją o to, aby pozwoliła mu się widywać z córką. On jednak nie chciał, aby jego księżniczce przytrafiła się ta sama historia co jemu i Billowi.
Posadził córkę w foteliku i zapiął pasem. Pogłaskał ją czule po główce i poprosił, żeby przestała płakać, po czym zamknął drzwi samochodu. Nie chciał, aby córka słyszała ich kłótnię.
-         Dlaczego mi to robisz? – Spytała łkając. – Dlaczego zabierasz mi Rosie?
-         Dlatego, że jestem jej ojcem.
-         Nigdy jej nie chciałeś!
Tom uniósł brwi.
-         Zaczynasz bredzić. Kiedy powiedziałem, że nie chcę Rosie?
Nikola przez krótką chwilę wpatrywała się zapłakanymi oczami w twarz gitarzysty Tokio Hotel, po czym zaczęła go uderzać pięściami w klatkę piersiową.
-         Drań!!! Jesteś zwykłym dupkiem, Tom!!!
-         To moje drugie i trzecie imię – warknął. – Chcesz wiedzieć dlaczego zabieram Rosie? – uderzenia Nikoli stały się mocniejsze, ale nie powstrzymał jej przed zadawaniem kolejnych ciosów. – Moja córka nie będzie patrzeć na to jak jej matka się łajdaczy, a później jak ten dupek, który posuwa jej matkę będzie jej ojczymem.
-         Jesteś hipokrytą...
-         Dlaczego?
-         Traktujesz swojego ojczyma jak swojego ojca!
-         Chcesz wziąć z tym zboczeńcem ślub?! – wykrzyknął, zaś jego oczy zaokrągliły się ze zdziwienia.
-         Nie zmieniaj tematu.
-         Dobrze. Jak chcesz – wzruszył ramionami, czując jak jego serce boleśnie się ściska na samą myśl o tym, że Nikola może poślubić kogoś innego. – Zabieram Rosie dlatego, że sam traktuję Gordona lepiej od mojego biologicznego ojca. Ale nie myśl, że zawsze tak było.
Brunetka otarła łzy i spojrzała nienawistnie na Toma.
-         Jesteś nikim innym jak cholernym dupkiem i egoistą. Nienawidzę cię Tom. Jeżeli chcesz się spotkać w sądzie, proszę bardzo. Naciesz się Rosie, póki jeszcze możesz, bo już nigdy więcej jej nie zobaczysz.
-         Grozisz mi?
-         Stwierdzam fakt.
-         W porządku.
Podszedł do drzwi od strony kierowcy, otworzył je i wsiadł do samochodu. Odpalił silnik i – nie zważając na płacz córki – skierował pojazd w stronę swojego apartamentu.
* * *
-         Dzięki Bill – Mary Ann uśmiechnęła się do męża i cmoknęła go w usta. – To ja już pójdę.
-         Zaczekaj. Pójdę z tobą.
Blondynka uśmiechnęła się lekko, kręcąc przecząco głową.
-         Zaraz mam spotkanie. Dzisiaj będę bardzo zajęta.
-         Poczekam na ciebie w biurze. Nie powinnaś się tak przemęczać. To źle dla ciebie i dziecka.
-         Nic mi nie będzie – zapewniła męża. – Wiesz, że teraz mam dużo pracy. Nie mogę tak po prostu udać się na urlop.
-         Wiem, ale... Może mógłbym cię w jakiś sposób zastąpić albo ci pomóc...
-         Pomożesz mi jak już stąd pojedziesz – pogłaskała go czule po policzku. – Do zobaczenia później.
Nim Bill zdążył zaprotestować, Mary Ann pośpiesznie opuściła samochód. Pomachała mężowi na pożegnanie i weszła do budynku swojej firmy. Zasłoniła twarz torebką, żeby pracownicy jej nie rozpoznali, ale gdy przywitał się z nią portier, powiesiła uszy torby na swoim przedramieniu i wyprostowała dumnie plecy. Bill nie dość, że zabrał jej wszystkie buty, to jeszcze uparł się, że zawiezie ją do pracy. W efekcie czuła się jak płochliwa sarenka w wielkiej aglomeracji miejskiej.
Podeszła do recepcji i nakazała dziewczynie siedzącej za kontuarem, aby zadzwoniła po taksówkę. Duma Mary Ann nie pozwoliła jej na paradowanie w paskudnych niebiesko-białych adidasach. Nie miała nic przeciwko nim, gdy chodziła biegać, ale do czarnej eleganckiej minisukienki i miedzianego, dziwnie powycinanego skórzanego bolerka nijak nie pasowały. Co więcej, sprawiały że wyglądała śmiesznie.
Gdy recepcjonistka oznajmiła, że taksówka już przyjechała, Mary pospiesznie wyszła z budynku i wsiadła do samochodu. Podała kierowcy adres sklepu i rozsiadła się wygodnie na tylnim siedzeniu. Wyciągnęła z torby iPada i zaczęła przeglądać dokumenty. Nawet nie zauważyła, gdy taksówka zatrzymała się przed odpowiednim sklepem.
-         Jesteśmy na miejscu – oznajmił mężczyzna.
Mary Ann spojrzała na niego nieprzytomnie, a gdy rozejrzała się po okolicy, odparła:
-         Ach, tak. Oczywiście. Proszę na mnie zaczekać. Zaraz będę.
Mężczyzna skinął potakująco głową. Mary Ann opuściła samochód i skierowała się do eleganckiego butiku z drogim obuwiem. Spojrzała z obrzydzeniem na swoje adidasy. Wiedziała, że Billem kierują dobre intencje, dlatego się z nim nie pokłóciła, ale nie zamierzała mu ustąpić.
Zaczęła się rozglądać po sklepie. Gdy znalazła cieliste szpilki, wyciągnęła buta w stronę ekspedientki, która ją obserwowała.
-         Trzydzieści osiem. Z tego też – pokazała kobiecie czarne sandałki, podobnie powycinane do jej skórzanego bolerka. – Te też mogą być. I te. Tamte także. I jeszcze kilka par czegoś na płaskiej podeszwie – spojrzała obojętnie na wystawione buty. Nie potrafiła wybrać niczego ciekawego więc uśmiechnęła się do kobiety. – Coś modnego i oryginalnego. Niech pani sama zdecyduje, co będzie najlepsze.
Ekspedientka pokazała jej kilkanaście par balerinek i botków. Być może nie były brzydkie, ale również nie były zachwycające. Krzywiąc się, kazała zapakować wszystkie wybrane przez kobietę modele.
Usiadła na czarnej pufie wysadzanej kryształkami Swarovskiego i ściągnęła ze stóp adidasy. Założyła na nie piękne czarne sandałki na wysokiej, cienkiej szpilce, a kiedy przejrzała się w lustrze uśmiechnęła się triumfalnie. Nareszcie wyglądała i czuła się dobrze!
Półtorej godziny później wchodziła do budynku, w którym mieściła się jej firma. Tym razem wyprostowane plecy i uśmiech na twarzy był spowodowany jej prawdziwą pewnością siebie.
-         Ma pani gościa – oznajmiła Marlen, gdy znalazła się przed drzwiami prowadzącymi do jej biura.
-         Gościa?! – Spytała z przerażeniem, rozglądając się dookoła w panice. – Kogo?!
-         Panią Smidt.
-         Nikolę?
Gdy asystentka skinęła potakująco głową, Mary Ann położyła dłoń tuż nad swoją lewą piersią i odetchnęła z ulgą. Wystraszyła się, że Bill postanowił zignorować jej prośbę i zostać z nią w biurze.
-         Nigdy więcej mnie tak nie strasz – powiedziała z uśmiechem do Marlen. – Powiedz Johanowi, żeby przyszedł do mnie za jakieś – spojrzała na zegarek - pół godziny. O jedenastej mam spotkanie, więc powinien zdążyć mnie pomalować. Ach! Przynieś mi ciepłą kawę z mlekiem.
Kobieta skinęła potakująco głową, po czym podniosła słuchawkę telefonu. Mary Ann natomiast otworzyła drzwi od swojego gabinetu i weszła do środka. Nikola siedziała na kanapie, wpatrując się ze spuszczoną głową w podłogę, tak jakby coś ją trapiło. Nawet nie zauważyła, że przyjaciółka już przyszła.
-         Cześć – przywitała się z brunetką. Podeszła do niej i cmoknęła ją w policzek na powitanie, po czym rozsiadła się wygodnie w fotelu. – Długo czekasz?
-         Nie... – odpowiedziała smutnym głosem. Ponownie opuściła głowę i zaczęła bawić się swoimi paznokciami.
-         Nikola! Co się stało? – Blondynka wpatrzyła się z niepokojem w przyjaciółkę. Była pewna, że coś ją trapi. – Jesteś bardzo blada.
Brunetka nie odpowiadała przez dłuższy czas. Mary Ann już otwierała usta, żeby przerwać ciszę, gdy usłyszała cichy głos przyjaciółki:
-         Tom zabrał mi Rosie.
-         Tom zabrał ci Rosie? – spytała nic nie rozumiejąc. – Sam pojechał z nią do Disneylandu, tak?
Nikola spojrzała przekrwionymi oczyma na Mary Ann.
-         Do Disneylandu? Jakiego znowu Disneylandu? Powiedział, że spotkamy się w sądzie! – Jej oczy poprzecinało jeszcze więcej czerwonych żyłek, a po chwili zaczęły z nich wypływać łzy.
-         Poczekaj chwilę – Mary Ann wyciągnęła przed siebie dłoń, jakby chciała zatrzymać potok łez przyjaciółki. – Wytłumacz mi to. Tylko powoli...
-         Rano Tom odwiózł Rosie do domu, ale byłam w łazience, więc otworzył mu Karl. Nie wiem co się stało, ale Tom złapał Rosie i powiedział, że jej nie odda. Wyleciałam za nimi jak głupia w samym szlafroku, ale nawet błaganie nic nie pomogło.
-         Podał ci jakiś powód? Przecież nie mógł jej zabrać tak po prostu...
-         Powiedział, że... – jej głos się załamał – że... Rosie nie będzie oglądała jak jej matka się... łajdaczy z jakimś zboczeńcem, który później będzie jej ojczymem.
-         Naprawdę tak powiedział?! – Mary Ann otworzyła szeroko oczy, patrząc na przyjaciółkę ze zdumieniem. – Przecież nie może ci zabrać dziecka przez głupią zazdrość!
-         Właśnie! – Nikola zgodziła się z nią. – Jak on śmie zabierać mi dziecko po tylu latach?! Gdyby mnie wtedy nie zdradził, teraz nie musiałby robić takich głupot z zazdrości! Ale... – powiedziała znacznie ciszej - Mary Ann... Co ja mam zrobić? Nie obchodzi mnie to, że Tom mnie zrani, ale nie chcę, żeby Rosie musiała przejść przez to wszystko. Wiesz... Walka rodziców o opiekę nad nią, całą rzeszę obcych ludzi, którzy będą wtykali nos w nie swoje sprawy i jeszcze pewnie cała chmara dziennikarzy... Takie historie zawsze dobrze zarabiają.
Po słowach Nikoli w gabinecie zaległa cisza. Mary Ann wpatrywała się przez krótki moment w przyjaciółkę, po czym odezwała się:
-         Przepraszam Nikola. To moja wina. Gdybym wiedziała, że coś takiego przyjdzie Tomowi do głowy nie pozwoliłabym mu zabrać Rosie. Naprawdę bardzo mi przykro.
-         Daj spokój – brunetka machnęła niedbale dłonią. – To nie twoja wina. Zresztą Tom jest ojcem Rosie, więc ma prawo z nią przebywać, tylko... Mary! Ja nie mogę jej stracić! Wszystkich, ale nie ją!
-         Wiem – Mary Ann powiedziała ciepło. – Może umów się z Tomem w jakimś neutralnym miejscu i jeszcze raz porozmawiaj z nim? Przecież nie może krzywdzić dziecka przez swoją głupią zazdrość. Albo ja z nim porozmawiam.
-         To nic nie da. Zapomniałaś jacy Kaulitzowie są uparci? Jak raz sobie coś postanowią to już koniec.
-         Jak mogłabym o tym zapomnieć? – uśmiechnęła się lekko. – Zapominasz kochana, że widzę Billa codziennie, a Toma jak nie co dzień, to co drugi, więc najlepiej wiem jakimi są uparciuchami. Ale i tak porozmawiam z Billem. On ma największy wpływ na Toma, więc...
-         Myślisz, że Bill stanie po mojej stronie? – Nikola spytała cicho. Sięgnęła po filiżankę z kawą i upiła kilka łyków. – Wątpię. Sama wiesz jacy oni są... Jeden wskoczy w ogień za drugim, bez znaczenia czy któryś ma rację. Zawsze myślałam, że bliźniacy są ze sobą związani tak blisko tylko gdy są dziećmi, ewentualnie nastolatkami, ale oni nie potrafiliby bez siebie żyć.
-         Nie przejmuj się – Mary Ann puściła jej oko. – Mam pewnego asa w rękawie, więc tym razem Bill powinien stanąć po mojej stronie.
-         Dzięki – przyjaciółka uśmiechnęła się lekko. Otarła łzy z policzków. – Nie znasz jakiegoś dobrego adwokata, tak na wszelki wypadek?
* * *
            Bill Kaulitz otarł pot z czoła, zawieszonym na szyi ręcznikiem i zaczął układać na jednej blasze paszteciki ze szpinakiem, a na drugiej paszteciki z kapustą i grzybami. Przygotowanie ich zajęło mu nie tylko wiele czasu, ale także zabrało wiele wysiłku. Czuł się prawie tak jakby był w środku intensywnego treningu.
           Potrafił przygotować kilka prostych potraw, ale gotowanie zdecydowanie nie należało do jego mocnych stron. Biorąc pod uwagę jego zdolności kulinarne całkiem możliwe było, że paszteciki, które wkładał teraz do piekarnika, wcale się nie udadzą. Zawsze kiedy próbował przygotować jakąś potrawę z ciastem, wychodził mu zakalec. Nie zamierzał się jednak poddawać. Musiał w końcu nadejść ten wspaniały dzień, kiedy wyrośnie mu pyszne, puszyste ciasto drożdżowe, którym będzie mógł się pochwalić Mary Ann.
            Gdyby ktoś powiedział mu kilka lat temu, że będzie siedział w kuchni i pichcił dla żony, roześmiałby się tej osobie w twarz. Zawsze uważał, że to kobieta powinna gotować. I tak było. Ale czasami Mary Ann strajkowała. Wtedy to on musiał wziąć na siebie ciężar przyrządzenia obiadu albo kolacji. Nigdy nie przypuszczał, że gotowanie może mu się spodobać. Oczywiście nie codziennie, ale od czasu do czasu lubił posiedzieć trochę w kuchni.
            Uprzątnął nieco blat kuchenny, wyciągnął z pierwszej szuflady deskę do krojenia i położył ją na nim. Wyjął z lodówki buraki, które kupił w drodze do domu i zaczął im się uważnie przyglądać. Zupełnie nie wiedział jak ma zrobić z nich czerwony barszcz. Po chwili namysłu postanowił je obrać, a później poszukać w Internecie jakiegoś prostego przepisu.
            Gdy był w trakcie ćwiartowania buraków, po mieszkaniu rozszedł się dźwięk domofonu. Trzymając w jednej dłoni nóż podszedł do wideodomofonu. Gdy nie zobaczył nikogo, mruknął z niezadowoleniem i wrócił do krojenia buraków. Po krótkiej chwili znów usłyszał dzwonek. Tym razem również nikogo nie zauważył, więc wrócił do kuchni, uznając, że ktoś sobie żartuje.
            Słysząc jak z jego telefonu komórkowego wydobywają się pierwsze takty piosenki, która aktualnie wpadła mu w ucho, zaczął cicho nucić razem z piosenkarką słowa. Odebrał tuż przed momentem, w którym połączenie zostałoby zerwane.
-         Słuuucham? – Spytał przeciągle, wpatrując się z zaciekawieniem w ostrze noża, pokryte czerwonym sokiem z buraków. 
-         To ja – usłyszał szept brata przez głośnik telefonu. – Jest u ciebie... sam-wiesz-kto?
-         Sam-wiem-kto? – Bill zapytał, wpatrując się z jeszcze większym zainteresowaniem w ostrze noża.
-         No tak. Jest u ciebie sam-wiesz-kto? – Bill wyczuł w głosie bliźniaka zniecierpliwienie.
-         Myślałem, że pokonał go kilka lat temu Harry Potter... – odpowiedział bez zastanowienia. – Po co go szukasz?
-         Bill! – Tom wykrzyknął, ale zaraz wrócił do szeptu. – Chodzi mi o... nią.
-         O nią? – Bill spytał teraz zupełnie nie rozumiejąc co bliźniak ma na myśli. Czyżby przygotowywanie pasztecików i krojenie buraków aż tak go zmęczyło, że słowa brata wydawały mu się co najmniej dziwne? – Mary Ann jest w biurze.
-         Nie o nią! O nią. No wiesz...
-         Nie wiem, Tom. Jestem sam – po tych słowach ponownie rozległ się dźwięk dzwonka w mieszkaniu. Bill podszedł ze zdenerwowaniem do wideodomofonu, a gdy ponownie nikogo nie zobaczył na wyświetlaczu, zacisnął mocniej dłoń na rączce noża i podszedł do drzwi wejściowych. – Zaczekaj chwilę. Jakiś wariat dobija się do moich drzwi.
Odłożył telefon na komodę stojącą w przedpokoju, otworzył drzwi i złapał dwoma dłońmi drewnianą rączkę noża. Poczuł się tak, jakby był bohaterem jakiegoś kiepskiego horroru. Wychylił głowę z apartamentu i rozejrzał się po korytarzu.
-         Tom?! Rosie?! – Wykrzyknął widząc opartego o ścianę brata i stojącą obok niego córkę.
Bliźniak szybko dopadł do Billa i zatkał mu usta dłonią.
-         Ciiii – szepnął. – Nie tak głośno.
Gdy Czarny skinął potakująco głową, Tom puścił go i złapał Rosie za rączkę. Dziewczynka posłusznie weszła z nim do apartamentu Mary Ann i Billa.
-         Chyba coś się pali – stwierdził Tom, rozglądając się dookoła z niepokojem, jakby zza jakiejś komody, albo z któregoś pokoju miała zaraz wyskoczyć Nikola.
Bill wciągnął powietrze nosem, a gdy poczuł swąd spalenizny zaklął i czym prędzej pobiegł do kuchni. Tom w tym czasie zaprowadził Rosie do salonu i włączył jej bajkę.
-         Tato! – Zawołała dziewczynka ze zniecierpliwieniem. Położyła rączki na biodrach i tupnęła nóżką. – Kiedy zobacymy Myskę Micky? Obiecałeś!
-         Za niedługo kochanie – Tom rozczochrał włoski córki i spojrzał na nią czule. – Na razie tatuś musi porozmawiać z wujkiem Billem. Włączę ci bajki, dobrze?
Dziewczynka nie wyglądała na zadowoloną, ale posłusznie rozsiadła się w fotelu i wpatrzyła się w telewizor. Tom odetchnął z ulgą. Chwilowo miał rozwiązany jeden problem.
Włożył dłonie do kieszeni i udał się do kuchni. Usiadł na krześle barowym i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Spod sterty brudnych naczyń, wysypanej mąki i resztek jedzenia ledwo było widać beżowy, usiany drobnymi brązowymi kropeczkami blat. Wyspa kuchenna była skąpana w szkarłatnym soku buraczanym. Podobnie jak dłonie Billa.
Młodszy Kaulitz wyciągał przypalone paszteciki z piekarnika, głośno przy tym przeklinając.
-         To twoja wina! – Zawołał, patrząc na brata z wyrzutem. – Przez ciebie spaliłem te cholerne paszteciki! I co ja mam teraz zrobić?!
-         Spokojnie. Paszteciki to nie problem – mruknął Tom. Oparł łokcie na blacie i wpatrzył się z uwagą w swoje dłonie. – Nie dzwoniła do ciebie jeszcze policja?
-         Policja?! – Bill obrócił się gwałtownie, omal nie wywracając przy tym blachy z pasztecikami. – Dlaczego miałaby dzwonić do mnie policja?! Stało się coś Mary Ann?! Tom! Mów szybko!
Starszy Kaulitz pokręcił przecząco głową. Powoli uniósł wzrok, a kiedy jego oczy spotkały się z oczami Billa powiedział wolno:
-         Porwałem Rosie...
-         CO?! Co zrobiłeś?!

-         Porwałem Rosie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz