Mary Ann momentalnie podniosła
się do pozycji siedzącej. Przetarła wierzchem dłoni oczy i spojrzała przed
siebie. Serce zaczęło jej mocno bić. Ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz.
-
Bill jest w szpitalu? – Spytała obojętnie,
ciesząc się, że Tom nie może jej teraz zobaczyć. Skóra, która przybrała
niemalże kredowobiały odcień i rozszerzone źrenice wyraźnie wskazywały na to,
że Mary Ann nie jest ani trochę obojętne, to że Bill jest teraz w szpitalu.
-
Tak. – Słysząc twierdzącą odpowiedź, natychmiast
zerwała się z łóżka i, potykając się, podbiegła do szafy nim Tom zdążył
wypowiedzieć kolejne słowa: - Bill trochę wypił i spadł ze schodów. Lekarze
mówią, że ma wstrząs mózgu. Złamał też nogę. Nic mu nie będzie, ale pomyślałem,
że być może chciałabyś wiedzieć. W końcu byliście ze sobą ponad dziewięć lat...
-
Rozumiem. – Powiedziała najbardziej opanowanym
tonem, na jaki mogła się w tej chwili zdobyć. Ręce drżały jej jednak tak
bardzo, że nie mogła zapiąć zamka od spódnicy. – Powiem Marlen, żeby wysłała mu
kwiaty.
-
Kwiaty?! – w tonie starszego Kaulitza zabrzmiało
oburzenie. – Mary Ann...
-
Tom. Przestań dramatyzować. Sam powiedziałeś, że
nic mu nie będzie. To tylko głupie wstrząśnięcie mózgu i złamana noga. Nikt od
tego nie umiera. Dobranoc Tom.
Nie czekając na to, co jeszcze
chciał jej powiedzieć Tom, rozłączyła się. Wystukała drżącymi palcami numer do
Marlen i przyłożyła telefon do ucha. Wolną dłonią zaczęła wrzucać do torby
wszystkie niezbędne rzeczy.
-
Znajdź mi jakieś najbliższe połączenie do
Niemiec. Nie obchodzi mnie czy będzie bezpośrednie czy nie. Chcę być w domu
najszybciej jak się da. Jeżeli będzie trzeba wynajmij prywatny samolot –
powiedziała szybko, kiedy usłyszała głos asystentki w słuchawce.
-
Zamówić taksówkę?
-
Tak. – Rozłączyła się, biegnąc w stronę pokoju,
który zajmował Ying Xiong. – Wstawaj! – wołała – Ying Xiong! Wstawaj!!!
Słyszysz?! Ying Xiong!!! Wstawaj! Wracamy do Niemiec! Ying Xiong!
-
Co się stało? – Chłopak spytał zaspanym głosem,
wychylając głowę ze swojego pokoju.
-
Bill jest w szpitalu! Ubieraj się! Wracamy do
Niemiec.
-
Proszę się uspokoić.
-
Jak ja mam się uspokoić?! Mój mąż ma wstrząs
mózgu i złamaną nogę, a ty każesz mi się uspokoić?! Zresztą... Szkoda czasu na
dyskusję! Pakuj się! Masz trzy i pół minuty!
-
Ale... sama powiedziałaś mu, żeby poszukał sobie
nowej żony - zaczął ostrożnie. - Sądzę, że nie powinnaś do niego jechać,
jeżeli...
-
Ying Xiong! Czy ja cię pytałam o zdanie? Masz
się natychmiast spakować.
-
Ale...
-
Żadnych ale! Nie chcę tego słuchać! Proszę cię,
nie marnuj mojego czasu.
-
Dobrze. Niech tak będzie – westchnął, wchodząc
do pokoju.
Przestępowała z nogi na nogę,
niecierpliwie czekając aż Ying Xiong się ubierze. Ze zdziwieniem spojrzała jak
chłopak ciągnie ze sobą walizkę.
-
Widziałem, że możemy w każdej chwili wrócić do
taty, więc byłem przygotowany – uśmiechnął się promiennie. – Super! W końcu
zobaczę tatę! Tęskniłem za nim!
Mary Ann pokręciła głową z
niedowierzaniem. Nie rozumiała jak Ying Xiong może tęsknić za kimś, kto pobił
go przy ich pierwszym spotkaniu.
Nie pytając
go jednak o wyjaśnienie, pospiesznie zamknęła apartament i skierowała się do
windy. Ze zniecierpliwieniem obserwowała jak chłopak umieszcza bagaż w taksówce.
Wiedziała, że pośpiech na niewiele się zda, bo na najbliższy samolot mogła
czekać nawet kilka godzin na lotnisku, ale nawet takie racjonalne podejście nie
było w stanie jej uspokoić. Kiedy chłopak wsiadł do taksówki zaczęła poganiać
kierowcę, żeby jechał jak najszybciej. Niecierpliwie zerkała co kilka sekund na
zegarek. Jej twarz była kredowobiała, zaś oczy wyglądały tak jakby zaraz miał
wypłynąć z nich cały potok łez.
-
Uspokój się, mamo – Ying Xiong uśmiechnął się do
Mary Ann, kiedy znaleźli się już w samolocie. Mieli szczęście, bo Marlen udało
się znaleźć bezpośrednie połączenie z Japonii do Niemiec. - Pośpiech w niczym
nie pomoże.
-
Ty nic nie rozumiesz. - Blondynka ukryła twarz w
dłoniach, zaś z jej oczu zaczęły wypływać łzy. – Ja muszę być przy nim jak
najszybciej! Po prostu muszę! Wiem, że złamana noga i wstrząs mózgu to nic
takiego, ale... Ying Xiong! Zrozum mnie – spojrzała na niego oczyma
przepełnionymi łzami.
-
Nie potrafię zrozumieć – pokręcił przecząco
głową. - Sama go zostawiłaś, spędziłaś tydzień na płaczu, a teraz chcesz się
przy nim znaleźć jak najszybciej. Po co odchodziłaś od taty? Nie prościej
byłoby przy nim zostać?
-
Ty nic nie rozumiesz – załkała. – Jak mogłabym
przy nim zostać? Nie zasługuję na miłość Billa.
-
To dlaczego chcesz wrócić? Zasłużyłaś na jego
miłość wylewając tysiące łez? Nie możesz się tak zachowywać w tym wieku!
-
Masz rację – otarła wierzchem dłoni łzy. –
Jestem najgorszą żoną na świecie. Myślałam, że przez ostatnie cztery lata
robiłam wszystko dla Billa, a tak naprawdę były to tylko samolubne czynności,
które miały uspokoić moje sumienie. Nie dla niego pracowałam po całych dniach i
nocach, nie dla niego uczyłam się po osiemnaście godzin na dobę siedem dni w
tygodniu, nie dla niego sprzątałam i gotowałam... Niczego nie zrobiłam dla
Billa – Mary Ann próbowała powstrzymać napływające do oczu łzy. - Teraz Bill
nagrywa ze swoim zespołem nowy album, a ja nawet nie poprosiłam, żeby zaśpiewał
mi jakąś nową piosenkę, tylko słucham w samochodzie płyty, którą przysłał mi
ich manager. Ja naprawdę nie zasługuję na miłość Billa.
-
Nie to miałem na myśli – powiedział łagodnie.
Widząc jak szczupłe ramiona Mary Ann drżą. Delikatnie przytulił ją do siebie. –
Przepraszam. Moje słowa były zbyt ostre. Dla mnie jesteś najlepszą mamą na
świecie!
Kasztanowłosy nie rozumiał
dokładnie tego, co czuła blondynka, dlatego nie chciał udzielać jej żadnych
rad. Wydawało mu się jednak, że na miłość nie da się zasłużyć jak na wygraną w
konkursie albo nagrodę za dobre sprawowanie. Nigdy nie był zakochany, dlatego
zdefiniowanie miłości było dla niego zbyt trudne. Podejrzewał jednak, że gdyby
Mary Ann znalazła się w szpitalu chciałby się tam natychmiast znaleźć, bez
względu na to, czy blondynka chciałaby go widzieć czy nie. Wątpił, żeby kochał
Mary tak jak mężczyzna kobietę. Różnica wieku nie była między nimi zbyt duża,
ale on traktował ją bardziej jak mamę niż kobietę, w której mógłby się zakochać
miłością romantyczną. Mary mówiła mu czasami jak ma postępować, co ani trochę
mu się nie podobało, ale wiedział, że blondynka pragnie dla niego jak
najlepiej. Między innymi dlatego zaczął nazywać ją mamą i przychodziło mu to
tak naturalnie. Czytając o tym jaka powinna być matka i słuchając opowieści
kolegów i koleżanek, uznał, że gdyby miał wybrać sobie mamę, byłaby nią właśnie
Mary Ann. Być może dlatego nie protestował, kiedy kobieta zapisywała go do
szkoły i wkładała w ręce kolejne książki, których powinien się nauczyć. Być
może właśnie dlatego chciał się nią opiekować.
Kilkanaście godzin później
samolot wylądował na berlińskim lotnisku. Mary Ann, kiedy tylko dotknęła ziemi,
pobiegła co sił w nogach do samochodu, który już na nią czekał. Zanim wsiadła
do niego, krzyknęła do Ying Xionga, żeby pojechał do NBQ lab. i tam się
spotkają później. Przez całą drogę do szpitala, wierciła się ze
zniecierpliwieniem na tylnym siedzeniu.
Dopiero po usłyszeniu od Toma, że
Bill znalazł się w szpitalu, zrozumiała jak bardzo mąż jest dla niej ważny.
Wcześniej, nawet wówczas gdy rozstawali się na dwa miesiące, nie smuciła się
zbytnio z tego powodu. Tym razem jednak, choć wyjechała z Niemiec na nieco
ponad tydzień, nie potrafiła sobie znaleźć miejsca w Tokio. Myśli o Billu
nieustannie zaprzątały jej głowę, a gdy dzwonił telefon z bijącym sercem
pędziła, aby go odebrać w nadziei, że dzwoni Czarny. Nie rozumiała dlaczego,
akurat tym razem zaczęła tak bardzo za nim tęsknić. Może dlatego, że wcześniej
wiedziała, że Bill do niej prędzej czy później wróci? A może dlatego, że
rozmawiali ze sobą codziennie przez telefon? Tym razem nie miała z nim żadnego
kontaktu przez dziewięć okropnych dni. Aż do wczoraj, kiedy zadzwonił do niej
Gustav. Słysząc żałosny śpiew Billa, jej serce omal nie pękło na milion
kawałeczków. Jak mogła odpowiedzieć na jego pytanie, że jest szczęśliwa? Bardzo
szczęśliwa... Jak mogła tak skłamać? Nie była ani trochę szczęśliwa. Wręcz
przeciwnie. Czuła się prawie tak jak zaraz po stracie ich dziecka.
-
Jesteśmy - oznajmił kierowca, zatrzymując
samochód przed wejściem do szpitala.
Blondynka pośpiesznie wysiadła z
auta i pobiegła do budynku. Widząc recepcję, natychmiast się tam udała.
-
W którym pokoju leży Bill Kaulitz? - Spytała
recepcjonistkę, która była zajęta wypełnianiem jakichś formularzy.
-
Przykro mi, ale nie mogę udzielić takiej
informacji.
-
Niech się pani nie wygłupia! Nie będę biegała po
wszystkich salach, żeby go znaleźć! Dlatego pytam panią. W jakiej sali leży
Bill Kaulitz?
-
Nie mogę udzielić tej informacji. Pan Kaulitz
nie życzył sobie, aby go ktokolwiek odwiedzał.
-
Pani chyba nie rozumie - Mary Ann robiła się
coraz bardziej zdenerwowana. - Chyba mam prawo zobaczyć własnego męża?! Proszę
mnie tam natychmiast zaprowadzić!
-
Ale...
-
Mary Ann?
Blondynka obróciła gwałtownie
głowę, słysząc swoje imię. Widząc Simone Trümper zmierzającą w jej stronę,
uśmiechnęła się lekko.
-
Dzień dobry mamo. Co z Billem?
-
Wszystko w porządku. Tylko trochę się potłukł.
Nic mu nie będzie. Z tymi chłopcami są same problemy - zaśmiała się.
-
Tak - przytaknęła, zerkając na zegarek. - Nie
mogłam wcześniej przyjechać. Jeszcze ta cholerna dziewucha z recepcji nie
chciała mi powiedzieć, gdzie leży Bill.
-
To nie jej wina. Ma zakaz mówienia o tym
komukolwiek. Sama wiesz jakie są ich fanki - Simone westchnęła ciężko. - Było
już tutaj kilkanaście. Raz musiała nawet przyjechać policja. Doprawdy, nie wiem
jakim cudem dowiedziały się tak szybko o wypadku Billa.
-
Plotki szybko się rozchodzą - Mary mruknęła z
niezadowoleniem, idąc za teściową korytarzami szpitala. - Pewnie jakaś
pielęgniarka, sprzątaczka albo któryś z pacjentów zaczął rozpowiadać, że będzie
tu całe Tokio Hotel, a już na pewno bliźniaki.
Kobieta skinęła głową, zgadzając
się z nią w milczeniu. Gdy dotarły na odpowiednie piętro, Simone Trümper
wskazała Mary Ann jedne z drzwi, mówiąc, że to tutaj. Blondynka zapukała cicho,
po czym weszła do środka. Uśmiechnęła się do Toma, który siedział przy łóżku
Billa.
-
Cześć - szepnęła, żeby nie obudzić męża. - Co z
nim? Jak się czuje?
-
Nie wiem. Na razie śpi. Lekarze mówią, że nic mu
nie będzie. Musi tylko pochodzić trochę w gipsie. Na szczęście kość tylko lekko
pękła, więc powinna się szybko zrosnąć.
Mary Ann skinęła głową,
podchodząc do łóżka Billa. Usiadła na samym skraju i wpatrzyła się w pozbawioną
makijażu twarz chłopaka. Czekoladowe tęczówki były zasłonięte powiekami, skóra
była tak jakby bledsza. Lekko różowe usta, zdawały się uśmiechać. Mary
wyciągnęła dłoń, aby poprawić Billowi włosy, które zaczęły opadać pasmami na
czoło. Chłopak czując jej dotyk, poruszył się przez sen.
-
Śpij - szepnęła, widząc, że próbuje otworzyć
powieki. - Śpij, Bill. Już dobrze. Musisz wypocząć.
-
Pójdę po kawę. Przynieść ci?
-
Jeżeli byłbyś tak uprzejmy.
Tom wyszedł z pokoju, zostawiając
ich samych. Dopiero teraz Mary uświadomiła sobie jak bardzo jest zmęczona.
Przez cały lot nie zmrużyła oka. Zamiast tego chodziła niecierpliwie po
samolocie, błagając wszystkich znanych jej bogów, żeby Billowi nic się nie
stało.
Położyła się na wąskim łóżku,
obok męża. Czarny objął ją ramieniem przez sen i przyciągnął do siebie mocno.
Ona również przytuliła się do niego, opierając głowę o jego tors. Nawet nie
spostrzegła, kiedy zasnęła.
* * *
Bill
próbował poruszyć dłonią, ale coś ciężkiego krępowało jego ruchy. Pokręcił
głową w prawo i lewo, po czym otworzył powieki. Widząc jasne włosy, rozejrzał
się dookoła w poszukiwaniu bliźniaka. Kiedy dostrzegł Toma siedzącego na krześle
i popijającego kawę, spojrzał na niego pytająco. Starszy Kaulitz uśmiechnął
się.
-
Jak się czujesz?
-
Dobrze, ale jestem trochę zdrętwiały. Dlaczego
ona na mnie śpi? Kto to jest? – spytał Toma, wskazując palcem na śpiącą Mary
Ann.
-
Bill? – w czekoladowych tęczówkach Toma pojawiło
się przerażenie. – Przestań się drażnić.
-
Nie drażnię się. Kim ona jest i dlaczego na mnie
śpi?! – Czarny spróbował odepchnąć od siebie Mary, ale ona przytuliła się do
niego mocniej. Starszy Kaulitz zauważył, że z jej oczu wypływają łzy.
-
Naprawdę jej nie poznajesz? Bill! Naprawdę nie
wiesz kim ona jest?!
-
Gdybym wiedział, nie pytałbym cię. Hej! Wstawaj!
– Szturchnął Mary Ann wolną dłonią. – Obudź się. Kim jesteś? Ej!
-
Bill. Przestań. Daj jej spać. Mary Ann
przyleciała przed chwilą z Japonii, żeby cię zobaczyć. Musi być zmęczona.
-
Mary Ann? Nic mi to nie mówi. Tom? Jesteś pewny,
że ją znam?
Starszy Kaulitz skinął wolno
głową. Zastanawiał się jak ma wyjaśnić bliźniakowi, że Mary Ann jest jego żoną,
która go zostawiła, ale dowiedziawszy się, że wylądował w szpitalu, postanowiła
do niego wrócić. A przynajmniej go zobaczyć.
Tom nie rozumiał co się stało z
jego malutkim braciszkiem. Jeszcze kilka godzin wcześniej lekarz zapewniał go,
że przeprowadzili wszystkie badania i oprócz pękniętej kości i lekkiego
wstrząsu mózgu, Billowi nic się nie stało. Prosił, żeby oszczędzić mu przez
jakiś czas stresów, ale nic nie mówił o utracie pamięci. Zresztą jak Bill mógł
stracić pamięć, skoro pamiętał jego, rodziców, Gustava i Georga, Tokio Hotel...
Bill pamiętał wszystko oprócz Mary Ann.
-
Tak, jestem pewny, ale nie rozumiem dlaczego jej
nie pamiętasz.
-
Przepraszam Bill – Mary Ann odezwała się sennym
głosem. Uwolniła męża ze swojego uścisku i usiadła na krzesełku stojącym obok
jego łóżka. – Chwilę z tobą siedziałam i zasnęłam. Przepraszam.
-
Kim ty do diabła jesteś? – Bill wbił w nią swoje
czekoladowe tęczówki, domagając się wyjaśnień.
-
Naprawdę mnie nie pamiętasz? – Zaśmiała się
lekko, choć miała ochotę płakać do momentu aż skończą jej się wszystkie łzy. –
Jestem stylistką Tokio Hotel.
-
Stylistką Tokio Hotel? – Spytał unosząc jedną
brew.
Mary Ann skinęła głową,
zdobywając się na uśmiech. Oczy pozostały jednak smutne.
-
Bill? Nie masz nic przeciwko jeżeli zabiorę na
chwilę Mary?
-
Dlaczego miałbym mieć coś przeciwko? – Spytał
obojętnie. – Przecież to też twoja stylistka.
Tom złapał Mary Ann za rękę i
pociągnął na korytarz.
-
Puść Tom. To boli.
-
Boli?! – Podniósł głos. – Jak mogłaś?! Jak
mogłaś mu powiedzieć, że jesteś stylistką Tokio Hotel?! Wiesz jak on się czuł,
kiedy go zostawiłaś?! Pił prawie do nieprzytomności przez cały pieprzony tydzień.
Zamknął się nawet w pokoju z psami i powiedział, że już stamtąd nie wyjdzie!
Jeszcze nigdy nie było z nim tak źle!!! Jeszcze trochę, a zacząłbym rozważać
możliwość umieszczenia go na odwyku albo w zakładzie psychiatrycznym, a ty
przyjeżdżasz teraz i mówisz, że jesteś stylistką Tokio Hotel?! Jak możesz?!
Mary Ann!!! Jak możesz tak traktować Billa?! On cię kocha jak szalony, a ciebie
ani trochę nie obchodzi co się z nim stanie?! Po co w ogóle przyjeżdżałaś z
Japonii?! No po co?! Mogłaś wysłać te pieprzone kwiaty i byłoby po kłopocie!
-
Uspokój się Tom... – Mary Ann powiedziała cicho,
próbując zapanować nad emocjami jakie nią targały.
-
Jak mam się do diabła uspokoić?! No jak?! Mój
brat postanowił, że pozwoli ci odejść, chociaż umierał, żeby cię zobaczyć, a
ty... ty... Jak można być tak nieludzkim?! No jak?!
-
Proszę Tom... Uspokój się. Dlaczego sam nie
powiedziałeś mu, że jestem jego żoną, co? Przecież najpierw pytał ciebie o to
kim jestem.
-
Ja... Bo...
-
Gdybym wiedziała, że Bill o mnie zapomniał
możesz mi wierzyć, że nie przylatywałabym do Niemiec z Japonii. Możesz się ze
mną nie zgadzać, ale uważam, że tak jest lepiej. Teraz Bill ma szansę ułożyć
sobie życie na nowo. Niech sobie znajdzie żonę, która da mu szczęście i urodzi
mu zdrowe dzieci. Nie musisz mnie rozumieć, ale ja też pragnę, żeby Bill był
szczęśliwy. Dlatego chcę mu dać nowe życie beze mnie.
-
Dobrze się czujesz?! – Przyłożył dłoń do jej
czoła. - Naprawdę myślisz, że Bill, nawet jeżeli cię nie pamięta, będzie
szczęśliwszy bez ciebie?! Nie żartuj sobie ze mnie! – Zaśmiał się szyderczo. –
Zamierzasz tak po prostu z niego zrezygnować?! Być już na zawsze tylko
stylistką Tokio Hotel?! Zresztą... Mary Ann! To by przeszło gdyby Bill był zwykłą
osobą, ale on jest liderem Tokio Hotel! Wiesz ile jest w Internecie i gazetach
waszych zdjęć i informacji o was?! Myślisz, że dziennikarze przy pierwszej
lepszej okazji nie zapytają nas o ciebie?! Ty nie możesz tak po prostu zniknąć
z życia Billa.
Mary Ann bez słowa zbliżyła się
do Toma i mocno przytuliła. Z jej oczu zaczęły wypływać łzy, które próbowała
stłumić już od dłuższego czasu.
-
Tom... Co ja mam zrobić? Tom... – Chłopak
westchnął ciężko. Położył dłonie na plecach Mary Ann i przyciągnął ją do siebie.
– Tom... Co ja mam zrobić? Tom...
-
Nie płacz. Już dobrze.
-
Nic nie jest dobrze. Tom... Ja naprawdę chcę,
żeby on był szczęśliwy.
-
Mary Ann? – Tom odsunął ją od siebie lekko,
patrząc w jej niebieskie, przekrwione od płaczu i zmęczenia oczy. – Powiedz mi...
To naprawdę dla ciebie takie trudne? Naprawdę tak trudno spróbować zajść w
ciążę po stracie dziecka? Przecież to nie koniec świata...
Mary milczała przez dłuższą
chwilę, wpatrując się w tęczówki Toma. Nawet jeśli z pozoru wyglądały tak samo
jak oczy Billa, były dla niej zupełnie obce. Nie potrafiła wyczytać z nich tak
wiele jak z tęczówek Billa. Jednak to właśnie tym czekoladowym oczom
postanowiła powiedzieć coś, o czym nikt oprócz niej nie wiedział.
-
Tom, urodzenie dziecka Billa nie jest trudne. Ja
też chcę zostać mamą, ale... – z jej oczu zaczął wypływać nowy potok łez, zaś
głos zaczął drżeć – ale... Tom, ja... próbowałam zajść w ciążę, ale... Nie wiem
czy to możliwe. Boję się, że już nigdy...
-
Ciii... – ponownie przytulił ją do siebie i
zaczął głaskać po plecach. – Dlaczego nie powiedziałaś tego Billowi, tylko go
zostawiłaś? Myślisz, że to było rozsądniejsze? Przecież mogliście po prostu
zaadoptować jakiegoś malucha. On nie miałby nic przeciwko.
Mary Ann potrząsnęła głową,
przytulając się mocniej do Toma. Jej długie paznokcie wżynały się boleśnie w
jego plecy.
-
Ja tylko chcę, żeby on był szczęśliwy. Tom, ja
wiem, że Bill ma do mnie pretensje o to, że nie pojechałam z nim na wakacje i o
wiele innych rzeczy, ale naprawdę nie mogę rzucić wszystkiego i wyjechać na
odpoczynek. Tom ja już nie potrafię być tą beztroską Mary Ann, którą Bill tak
bardzo kocha. Wiem, że on nienawidzi tej nowej, wiecznie zapracowanej kobiety,
ale nie cofnę czasu i nie stanę się ponownie nastolatką. Proszę Tom – Mary Ann
odsunęła się od starszego Kaulitza i spojrzała mu błagalnie w oczy – nie mów
Billowi kim jestem. Pozwól mu o mnie zapomnieć. Niech znajdzie sobie kogoś, kto
stanie się dla niego całym światem i on będzie dla tego kogoś całym światem.
Proszę Tom... Dla Billa...
-
Naprawdę tego chcesz?
Mary Ann skinęła potakująco
głową. Wiedziała, że podejmując taką decyzję będzie cierpiała jeszcze bardziej
niż w Japonii, ale wierzyła, że tak będzie lepiej dla Billa. Nie było powodu,
żeby przypominać mu o tym kim jest. Zresztą gdyby była dla niego aż tak bardzo
ważna, to czy zapomniałby o niej? A może zapomniał o niej właśnie dlatego, że
była dla niego najważniejszą osobą, która najokrutniej go zraniła?
-
Tom? – Usłyszeli głos Billa. – Nie chcę ci
przeszkadzać w romansach, ale pomożesz mi dojechać do łazienki? – uśmiechnął
się, dotykając dłońmi kół wózka inwalidzkiego. – Nigdy nie myślałem, że jazda
na wózku jest taka trudna.
-
Pewnie. Chodź.
* * *
Mary Ann
siedziała na białym, skórzanym fotelu ustawionym przy solidnym, drewnianym
biurku w jej gabinecie. Przeglądała fotografie z sesji zdjęciowej, które miały
za trzy dni rozpocząć światową promocję jej pierwszych perfum. Oglądając
fotografie miała przed oczami wspólne chwile spędzone z Billem. Odkąd Czarny
powiedział jej, że NBQo1 kojarzą mu się z jego pierwszym wyznaniem
miłości w Deauville, chciała podzielić się tym uczuciem z całym światem. Nigdy
dotąd nie upubliczniła niczego z ich życia prywatnego, dlatego teraz sama nie
rozumiała motywów jakie nią kierowały. Być może zrobiła to, dlatego, żeby
zapewnić sukces jej pierwszemu zapachowi? A może po prostu chciała sobie
przypomnieć co kiedyś czuła do Billa? Teraz uczucia jakie do niego żywiła, z
całą pewnością się zmieniły. Jednocześnie Mary Ann wydawało się, że są o wiele
silniejsze niż dziewięć lat temu. Ciężko było jej to zrozumieć, ale po tym jak
na własne życzenie opuściła Czarnego, uświadomiła sobie, że nie ma dla niej
ważniejszej osoby na całym świecie niż Bill Kaulitz – jej mąż, który o niej
zapomniał.
Próbowała
się przekonać, że tak jest lepiej. Ona może się w końcu zająć pracą i robieniem
doktoratu, a Bill karierą i szukaniem nowej dziewczyny albo żony, która da mu
szczęście. A jednak wcale nie czuła się lepiej. Wręcz przeciwnie. Wielokrotnie
w czasie tych kilku dni od jej wizyty w szpitalu podjeżdżała pod budynek i
wpatrywała się przez długi czas w szpitalne okna, zastanawiając się czy Bill
dochodzi do zdrowia. Chciała go nawet odwiedzić, ale uznała, że zwykła
stylistka Tokio Hotel nie powinna być aż tak bardzo zainteresowana stanem zdrowia
swojego pracodawcy.
Słysząc
pukanie do drzwi, odłożyła na biurko fotografie.
-
Proszę – powiedziała chłodno.
-
To ja – do środka wszedł Ying Xiong. Jego usta
układały się w szerokim uśmiechu. – Patrz co mam!
Mary Ann spojrzała obojętnie na
dwie jednorazowe reklamówki, którymi wymachiwał Ying Xiong. Chłopak wyciągnął z
nich dwa opakowania z jedzeniem. Położył jedno przed Mary.
-
Nie jestem głodna – odezwała się, odsuwając od
siebie pojemnik. Przez ostatnie kilka dni, na sam widok jedzenia czuła mdłości.
-
Musisz coś zjeść.
-
Nie jestem głodna – powtórzyła. – Jak w szkole?
-
Dobrze, ale nie zmieniaj tematu. Naprawdę
powinnaś coś zjeść. Jeżeli będziesz postępowała w ten sposób, znów zemdlejesz.
-
Chyba to ja powinnam nazywać cię mamą –
uśmiechnęła się lekko, otwierając pojemnik.
Zapach curry natychmiast uderzył
w jej nozdrza. Zawartość żołądka podeszła jej niemalże do gardła, ale dla
świętego spokoju postanowiła wmusić w siebie kilka kęsów.
-
Byłeś z psami na spacerze? – Spytała z udawaną
obojętnością.
-
Tak. Tata gdzieś wyjechał z wujkiem. Psy też
zabrali, więc mam kilka dni wolnego – przeciągnął się. – Mamo? Pojedziemy do
wesołego miasteczka? Proszę!
Mary Ann otworzyła oczy szeroko
ze zdumienia. Ten chłopak z każdym dniem zaskakiwał ją coraz bardziej.
-
Do wesołego miasteczka? – Spytała, grzebiąc
widelcem w surówce z kapusty.
-
Tak! Zawsze chciałem jechać z rodzicami do
wesołego miasteczka! Jeździć na karuzeli, kolejce górskiej... Proszę mamo!
-
Mogłeś powiedzieć mi o tym jak byliśmy w Tokio.
Gdzie ja ci teraz znajdę wesołe miasteczko?
-
Myślałem, że moglibyśmy tam pójść przy okazji
wizyty na Tajwanie...
-
Na Tajwanie?
Chłopak skinął potakująco głową,
wkładając sobie do ust porcję mięsa.
-
Pamiętam, że kiedyś dawno temu byłem tam z tatą.
To było jeszcze zanim tutaj przyjechaliśmy i tata się ożenił. Chciałbym
pojechać tam jeszcze raz z mamą – uśmiechnął się do niej czarująco. – Proszę!
-
Dobrze, Ying Xiong. Mama cię zabierze do
wesołego miasteczka, ale musisz mi obiecać jedną rzecz.
-
Jaką? Zrobię wszystko!
-
Wystarczy, że będziesz się dobrze uczył. Jak
rozmawiałam z twoim prawdziwym tatą powiedział, że nie chciałeś ani chodzić do
szkoły ani się uczyć.
-
Jeżeli mama mnie o to prosi, dam z siebie
wszystko! – Zawołał, wesoło się śmiejąc.
-
Ying Xiong... Naprawdę nie chcesz wrócić do
swojego taty? – Spytała ostrożnie.
Twarz Chińczyka się zmieniła. Na
jego ustach dalej był uśmiech, ale w oczach pojawiło się coś obcego.
-
Nie. Wolę mieszkać na ulicy niż do niego wrócić.
-
Dlaczego?
-
Muszę odpowiadać?
-
Nie – uśmiechnęła się lekko. - Kiedy byłam w
twoim wieku też uciekłam z domu. Moi rodzice nie chcieli zaakceptować tego, że
jestem z Billem. Prawdę mówiąc mama do dzisiaj go nie znosi, a kiedy tylko ze
sobą rozmawiamy pyta mnie, kiedy się rozwiedziemy.
-
Naprawdę babcia aż tak bardzo nie lubi taty?
-
Babcia? – Mary Ann zmarszczyła brwi. Ying Xiong
czekał z niecierpliwością na jej kolejne słowa. – Moja mama uważa, że Bill
jest, jak ona to określa... „takie pięć minut”. No wiesz o co chodzi. Bill jest
szczupły, maluje się, czasami zakłada na siebie dziwne ubrania, a przede
wszystkim ma dużo szalonych pomysłów. Można powiedzieć, że jest takim dużym
dzieckiem. Pewnie dlatego nie mogła zaakceptować mojej decyzji, kiedy powiedziałam
jej zaraz po rozpoczęciu studiów, że Bill jest moim mężem i zamierzam z nim
zamieszkać. Krzyczała na nas jak oszalała. A ja zabrałam moje walizki i po
prostu wprowadziłam się do Billa. To było takie szalone! Pewnie powinnam
powiedzieć rodzicom wcześniej o naszym całkowicie przypadkowym ślubie, ale
bałam się...
-
Jejku! Ale to romantyczne! Myślałem, że dopiero
niedawno wzięliście ślub!
Mary Ann zaśmiała się wesoło.
-
Widzę, że interesujesz się Tokio Hotel.
-
Nie, to nie tak – zmieszał się. – Po prostu
córka mojej macochy jest fanką...
-
Poważnie? Ile ma lat?
-
Dwanaście.
-
Czyli niewiele się zmieniło. Nadal fankami Tokio
Hotel są dzieci. Zawsze zastanawiało mnie czemu tak się dzieje. Przecież oni
nie mają ani wizerunku ani piosenek dla dziesięcioletnich czy dwunastoletnich
dzieci. Szczególnie teraz...
Ying Xiong wzruszył tylko
obojętnie ramionami.
Mary Ann widząc, że jej telefon
się zaświecił, spojrzała na wyświetlacz. Westchnęła cicho widząc połączenie od
Toma.
-
Mary Ann Rose, słucham? – powiedziała do
telefonu, uśmiechając się do Ying Xionga przepraszająco.
-
Przyzwyczajasz się już do swojego panieńskiego
nazwiska? – Spytał lekko, ale według niej zabrzmiało to złośliwie.
-
Daruj sobie Tom. Po co dzwonisz?
-
Chciałem cię prosić o przysługę.
-
Jaką? – spytała ze znudzeniem.
-
Możesz pojechać do Billa i zostać z nim trzy,
maksymalnie cztery dni?
Na sam dźwięk imienia męża,
zrobiło jej się chłodno, a po ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Czyżby coś
mu się stało? A może przypomniał sobie o jej istnieniu? Chociaż bardzo chciała,
żeby Bill sobie o niej przypomniał i jakoś się między nimi ułożyło, wiedziała,
że nie ma prawa być aż tak samolubna. Bill powinien mieć szansę na szczęście.
Kiedy wzięli ze sobą ślub oboje byli bardzo młodzi. Czarny nie miał przez to
szansy na poznanie kogoś innego, kto być może nie przysporzyłby mu tak dużo
cierpienia jak ona. Dlatego postanowiła dać mu teraz szansę na lepsze życie.
Póki nie jest jeszcze za późno.
-
Mam się zaopiekować Billem? Myślisz, że on
będzie tego chciał? Sądząc po jego niechęci do mnie...
-
Oj Mary! Daj spokój! Jak niby miał się wtedy
zachować? Wskoczyłaś mu do łóżka, a on nie lubi jak ktoś przypadkowy go dotyka
albo obejmuje. Sama powinnaś o tym najlepiej wiedzieć. W każdym razie
rozmawiałem z Billem i już się zgodził.
-
No i co z tego Tom? – Jej serce biło bardzo
szybko, nakazując jej natychmiast wsiąść do samochodu i pojechać do męża. – Co
z tego, że Bill się zgodził?
-
Proszę Mary Ann! Jak mam cię błagać? Muszę
zaopiekować się Rosie, bo Nikola wyjeżdża przeprowadzić jakiś wywiad. Muszę też
załatwić kilka spraw w Berlinie, a nie mogę zostawić Billa samego. On bardzo
cierpi jeżdżąc na wózku. Proszę Mary!
-
A mama? – Spytała mając na myśli teściową. - Nie
może się nim zaopiekować przez te kilka dni?
-
Mama... Mama wyjechała z Gordonem.
-
Tom przestań kręcić i powiedz o co ci chodzi.
-
Potrzebuję kogoś, kto zaopiekuje się Billem
przez kilka dni. To wszystko.
-
I tym kimś jestem ja?
-
Tak – zgodził się. – Proszę Mary Ann. Może Bill
sobie o tobie przypomni i znowu będziecie razem szczęśliwi. Mary, nie odbieraj
mu miłości. Nie masz prawa tego robić. Może Bill teraz cię nie pamięta, ale
wiem, że on bardzo za tobą tęskni. Czuję to...
-
Dobrze Tom. Zaopiekuję się nim. W końcu raz był
moim mężem.
-
On jest twoim mężem – poprawił. – Nie wysłałaś
mu jeszcze papierów rozwodowych. Ty nie chcesz go zostawiać.
-
Być może masz rację – przyznała. – Gdzie jest Bill?
W domu?
-
Nie. Chciał jechać do waszego domu w Zielonej
Górze.
-
Co?! – Wykrzyknęła, podnosząc się z miejsca. –
Do domu w Zielonej Górze?! Ale... Jak to możliwe, że pamięta tamten dom, skoro
nie pamięta mnie?!
-
Nie wiem. Konsultowałem się z lekarzem. Mówił,
że nie ma żadnych zmian w mózgu Billa. Według lekarzy powinien cię pamiętać.
-
Dobrze Tom. Rozumiem.
Rozłączyła się zanim starszy
Kaulitz zdążył coś jeszcze powiedzieć. Przyłożyła telefon do brody
i wpatrzyła się przed siebie. Co Tom sobie wyobrażał? Jak mógł prosić ją,
żeby zaopiekowała się Billem?! I dlaczego do diabła się zgodziła?!
-
Co się stało? – Spytał Ying Xiong. – Coś z tatą?
-
Nie... Nie... – powiedziała wolno. – Wieczorem
jadę do Polski... Tom chce, żebym się zaopiekowała przez kilka dni Billem...
-
Ach! – Wykrzyknął, przykładając dłonie do
policzków. – Jakie to romantyczne! Nie cieszysz się?
-
A powinnam?
-
Pewnie! Kilka dni, sam na sam z tatą... – Ying
Xiong wyglądał na rozmarzonego. – Tylko wy dwoje. Wyjaśnisz tacie jak bardzo go
kochasz i znowu będę miał pełną rodzinę!
Mary Ann zamrugała kilkakrotnie
powiekami, patrząc na rozentuzjazmowanego Ying Xionga.
-
Nie przesadzasz odrobinę? – Widząc smutną minę
kasztanowłosego, Mary machnęła niedbale dłonią. – Nieważne. Zapomnij o tym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz