wtorek, 3 września 2013

Rozdział 223

            Bill właśnie naciskał klamkę, kiedy usłyszał ciche pukanie do drzwi. Otworzył je, a widząc na progu roześmianą Cherry Jo uśmiechnął się do niej lekko.
-          Cześć. Mary Ann wyszła z Iruką.
Dziewczyna skinęła ze zrozumieniem głową.
-          A ty gdzie się wybierasz?
-          Poszukać jakiegoś wolnego pokoju na dwa dni - wyjaśnił, wzruszając obojętnie ramionami.
-          Po co? Słyszałam, że zatrzymałeś się u Mary. Zresztą teraz będzie ci ciężko coś znaleźć. Jest sam środek sezonu...
-          Trudno. Najwyżej spędzę te dwa dni na lotnisku. Naprawdę niewiele mnie to obchodzi.
-          Bill? - Spojrzała na niego z troską, prowadząc go w głąb pokoju. - Co się stało? Mary znowu miała tysiące problemów?
-          Tak jakby.
Japonka westchnęła ciężko, siadając na grafitowej sofie. Nalała sobie do szklanki trochę wody mineralnej i upiła kilka łyków. Wiedziała, że tak będzie odkąd Mary Ann pijana opuściła w nocy pokój jej i Iruki.
-          Powiedziała ci chociaż dlaczego się nie zgadza?
-          Sądzę, że wszystko sprowadza się do tego, że ona nie chce zostać więcej zraniona. Wybacz, ale powinienem pójść czegoś poszukać zanim wróci Mary.
-          Daj spokój! Ona cię przecież kocha. Dlaczego nie potraficie się dogadać?
-          Mogę zapytać o to samo ciebie. Podejrzewam, że też nie udzielisz mi odpowiedzi.
-          Wydaje mi się, że ona potrzebuje trochę czasu, żeby się z tym wszystkim oswoić. Widzisz... w jej przypadku każde wypowiedziane „nie” oznacza „tak”. Zresztą powinieneś już to zauważyć.
-          Nawet jeśli zauważyłem, co to zmienia? Przecież nie zmuszę jej do niczego. Próbowałem, ale się nie udało. Co mam więcej zrobić? Błagać ją na kolanach? Właściwie już to prawie zrobiłem... - ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho, że ledwo usłyszała.
-          Nie będziesz musiał tego robić - uśmiechnęła się do niego szeroko. - Mary sama do ciebie przyjdzie. Pomóc ci poszukać jakiegoś wolnego pokoju? Wydaje mi się, że w tym albo sąsiednim hotelu powinno się coś znaleźć...
-          Mary mówiła, że zwolni się tutaj coś dopiero w przyszłym tygodniu. Podobno wolne pokoje pozostały tylko w jakichś norach, ale mnie to nie przeszkadza. To tylko dwa dni... Jakoś dam radę.
Cherry Jo wygięła usta w dzióbek, wpatrując się w białą ścianę. Nie sądziła, żeby wszystkie pokoje były zajęte w ich hotelu. Czyżby Mary oszukała Billa? Postanowiła to sprawdzić, ale na pewno nie razem z Billem. Lepiej, żeby o niektórych rzeczach nie wiedział. Powiedziała, żeby zaczekał chwilkę, bo musi iść po coś do swojego pokoju, po czym prędko zbiegła po schodach do recepcji. Nie miała czasu, żeby czekać na szaloną windę, która na ogół przewoziła pasażerów po kilku piętrach, zanim wysadziła ich na tym właściwym.
Japonka podeszła do recepcji i wpatrzyła się w Hindusa z turbanem na głowie, który był w trakcie czytania gazety. Gdy to nie pomogło, odchrząknęła głośno. Mężczyzna zirytowany, że ktoś przeszkadza mu w lekturze podszedł do lady, wygładzając nieistniejące fałdki na swoich czarnych spodniach. Po krótkiej rozmowie okazało się, że hotel - owszem jest zapchany - ale znajdzie się bez problemu jeszcze kilka pokojów na parterze. Cherry Jo podziękowała Hindusowi i czym prędzej udała się do Billa. Nie rozumiała zachowania Mary Ann, ale wiedziała, że dziewczyna chce być dalej z Czarnym. Bo w jaki inny sposób wytłumaczyć, to, że oszukała chłopaka, żeby został z nią w jednym pokoju?
            Bez pukania otworzyła drzwi z numerem czterysta osiemdziesiąt trzy, a widząc, że Bill rozmawia z kimś po niemiecku przez telefon wyszła na taras. Wpatrzyła się w zaśnieżone wierzchołki gór i zazielenione drzewa, a także pola roztaczające się poniżej. Z balkonu widać było także sporą część gwarnego miasta.
-          Przepraszam, dzwonił do mnie brat. Miałem wysłać mu tekst piosenki, ale jeszcze go nie skończyłem pisać.
Uśmiechnęła się do Billa. Chłopak stał teraz obok niej opierając się jedną ręką o żeliwną balustradkę, w drugiej trzymał odpalonego papierosa.
-          Słyszałam, że będziecie teraz nagrywali nowy album. Nawet nie wiesz jak się cieszę! Nawet jeśli będzie po niemiecku to i tak chcę go mieć! Najwyżej Mary będzie mi tłumaczyła na angielski wasze teksty.
-          Mary Ann zrobiła z ciebie fankę Tokio Hotel? - Spytał, wydmuchując z płuc szary, papierosowy dym.
-          Można tak powiedzieć. Jestem za stara, żeby rzucać wam się na szyję i wrzeszczeć jak głupia na wasz widok, ale podoba mi się muzyka, którą tworzycie. Nie mów tego Mary, ale zabrałam jej odtwarzacz z waszymi piosenkami, żeby sobie trochę posłuchać, a nie dlatego, żeby o tobie zapomniała.
-          No ładnie - uśmiechnął się. - Cieszę się, że podoba ci się nasza muzyka aż do tego stopnia. To prawdziwy zaszczyt. - Ukłonił się, co spowodowało wybuch śmiechu Japonki.
-          Kiedy planujecie nową trasę koncertową? Tak sobie myślę, że muszę zobaczyć na żywo twój taniec na scenie - zaśmiała się. Kiedy była z Mary Ann w kafejce internetowej obejrzała sobie kilka filmików z udziałem Tokio Hotel.
-          Nie wiem - wzruszył ramionami. - Pewnie po nagraniu płyty. Może w grudniu albo styczniu? To nie od nas zależy. Takimi sprawami zajmuje się David, nasz menager.
Przez ponad godzinę rozmawiali o Tokio Hotel. Cherry Jo chciała wiedzieć jak najwięcej o backstage, a Bill z chęcią odpowiadał na jej dociekliwe pytania. I tak opowiedział jej jak dostają coraz to większe pokoje przed koncertami, które i tak są mikroskopijne; o ich nawykach i zdenerwowaniu przed każdym występem; o tym jak musi się czasami kłócić z producentami, którzy mają odmienne zdanie od niego czy pozostałych członków zespołu. Życie w show-biznesie wcale nie było takie proste jak wydawało mu się na początku, ale powoli zaczął się do niego przyzwyczajać, szczególnie, że zawsze chciał być na pierwszych stronach gazet. Starał się w tym wszystkim nie zatracić własnej osobowości. Nie zamierzał stać się marionetką stylistów i specjalistów od wizerunku, choć czasami musiał zgodzić się na drobne kompromisy, jak choćby nakręcenie „Der Letze Tag” na dachu kina, a nie na dachu uroczej chatki, którą wypatrzył z chłopakami. Rozumiał jednak, że terminy ich goniły, a także nie chciał, aby fanki Tokio Hotel zakłócały spokój staruszka, w domu którego mieli kręcić zdjęcia do teledysku. Wiedział przez co musiałby przejść mężczyzna, bo do Loitsche ciągle przyjeżdżały tłumy wielbicielek Tokio Hotel. Oglądając przystanek autobusowy naprzeciwko swojego domu Bill czasami niedowierzał, że można tam upchnąć choćby jeszcze jedno imię, numer telefonu albo wyznanie miłości. A jednak dało się.
            Słysząc kroki dobiegające z pokoju, Cherry Jo odwróciła się. Po drugiej stronie szyby dostrzegła Irukę i Mary Ann z zaczerwienionymi oczami. Jej zdaniem Mary była naprawdę głupia nie dając tak świetnemu chłopakowi drugiej szansy. Nie znała za dobrze Billa, ale po tej rozmowie uznała, że jest absolutnie zabawny i uroczy. Może nawet trochę bardziej od Iruki? Choć swojego męża kochała ponad własne życie. Zrobiłaby dla niego wszystko, nawet jeżeli byłoby to sprzeczne z jej ideałami.
            Bill widząc blondynkę w drzwiach prowadzących na dość spory balkon, wyciągnął z kieszeni jeansów paczkę papierosów. Wsadził sobie jednego do ust i już miał odpalić, kiedy ukochana podeszła do niego, wyrzuciła za balustradkę całe opakowanie łącznie z jedną, jeszcze nie zapaloną dwukolorową rurką. Zmarszczył czoło, przypatrując jej się tak jakby oczekiwał wyjaśnienia. Dziewczyna nie miała prawa wyrzucać jego papierosów. Już miał jej o tym powiedzieć, kiedy poczuł jak Mary Ann mocno się do niego przytula. Niepewnie objął ją w pasie, patrząc na Irukę, który się uśmiechał.
-          Znowu się upiła? - Spytał chłopaka. Ten tylko pokręcił głową, łapiąc Cherry Jo za rękę i prowadząc ją do wyjścia. Bill skinął głową Japonce, kiedy ta uśmiechnęła się do niego szeroko, jakby chciała powiedzieć: „A nie mówiłam?”
-          Chciałam się upić, ale Iruka mi nie pozwolił - Mary Ann odezwała się cichutko po kilku minutach, nadal wtulając się w niego mocno. Obawiał się, że dziewczyna połamie mu żebra, ale jeżeli to miało być ceną za kolejną szansę, nie miał nic przeciwko.
-          W takim razie może oboje się upijemy, skoro nie pozwolisz mi palić? - Zażartował, choć z chęcią wypiłby coś mocniejszego.
-          Jasne. Później znowu poproszę cię, żebyś się ze mną kochał, a ty odmówisz. Nic z tego. - Spojrzała mu w oczy, swoimi błękitnymi tęczówkami. Na jej policzki wkroczyły delikatne rumieńce. - Wolę cię o to poprosić na trzeźwo.
Oczy Billa przybrały nienaturalne rozmiary. Po ich dzisiejszej wymianie zdań nie sądził, że kiedykolwiek usłyszy coś takiego z ust ukochanej. Zastanawiał się co powiedział jej Iruka, bo co do tego, że coś jej powiedział nie miał najmniejszych wątpliwości.
-          Nie patrz tak na mnie - uśmiechnęła się lekko. - Naprawdę nie piłam dzisiaj żadnego alkoholu.
W odpowiedzi pochylił głowę, dotykając nosem, nosa Mary Ann. Kiedy dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję dotknął swoimi ustami jej słodkich warg. Już zapomniał jak wspaniale mogą smakować. Najpierw muskał delikatnie jej usta, aby później pogłębić pocałunek. Uwielbiał jak Mary bawiła się jego kolczykiem za pomocą swojego języka.
            Po kilku minutach, kiedy rozbolał go nieco kark od schylania się, odsunął się od blondynki i uśmiechnął szeroko. Tak długo marzył o tej chwili...
-          Ale urosłeś... - mruknęła, kiedy uświadomiła sobie, że jest od niej wyższy co najmniej o głowę. - Kto by pomyślał...
-          Teraz nie masz wyjścia. Będziesz musiała nosić wysokie szpilki.
Uśmiechnął się na samą myśl o zgrabnych nogach Mary Ann ubranych w niebotycznie wysokie obcasy.
-          Jeżeli będziesz mnie całował tak jak teraz, mogę nosić nawet szczudła - zaśmiała się wesoło, bawiąc się jego czarnymi kosmykami opadającymi mu na ramiona.
-          Nie ma sprawy - uśmiechnął się łobuzersko, zatapiając się na powrót w jej słodkich ustach. Mógłby całować je bez końca.
-          Naprawdę musisz wyjechać za dwa dni? - Spytała go pomiędzy pocałunkami.
-          Mogę lecieć w środę.
-          Macie tylko tydzień wolnego? - W jej głosie można było wyczuć zawód.
-          Trochę więcej. David dał nam dwanaście dni na leżenie do góry tyłkiem w Hiszpanii, ale za to musimy skomponować kilka piosenek na album. Chłopaki mówią, że coś próbują napisać, ale wszystko jest do bani. Sama widzisz - rozłożył ramiona bezradnie - beze mnie ten zespół nie istnieje. Zawsze odwalam największą robotę. Muszę sobie napisać piosenkę, wymyślić melodię, a później jeszcze zaśpiewać...
-          Oj, nie jęcz tak - pogłaskała go czule po policzku. - Bez Toma, Gustava i Georga nie miałbyś Tokio Hotel.
-          A po co mi Tokio Hotel, skoro mam ciebie?
Mary Ann spojrzała na niego z naganą.
-          Nigdy tak nie mów. Wiem ile znaczy dla ciebie ten zespół i muzyka, dlatego nigdy bym sobie nie wybaczyła gdybyś przeze mnie zaniedbał Tokio Hotel. Powinieneś wsiąść w ten samolot za dwa dni i zająć się pisaniem materiału na nową płytę.
-          Znowu chcesz się mnie pozbyć? - Zmarszczył brwi. Zupełnie nie podobały mu się słowa Mary Ann o jego powrocie do Hiszpanii. Jeżeli to byłoby możliwe nie odstępowałby jej na krok. Szczególnie teraz, kiedy wszystko powoli zaczynało iść dobrą drogą.
-          Nie. Po prostu nie powinieneś z mojego powodu zaniedbywać Tokio Hotel. To wszystko. Wujek będzie wściekły jak nic mu nie pokażecie.
-          A kto powiedział, że nic mu nie pokażemy? To, że Tom, Gustav i Georg nie potrafią napisać kolejnego przeboju na miarę „Durch den Monsun”, nie znaczy wcale, że ja będę siedział z założonymi rękami i czekał na cud. Piosenki mogę pisać wszędzie. Później wystarczy, że zadzwonię do Toma i powiem o co mi chodzi, a oni na pewno zagrają melodię, o której myślę.
-          Na pewno?
Potaknął skwapliwie głową, całując Mary Ann. Cieszył się, że dziewczyna rozumie jak ważne jest dla niego Tokio Hotel i muzyka. Gdyby blondynka postawiła warunek - ona albo zespół, musiałby poważnie pomyśleć nad tym co bardziej kocha. Na razie na jego piedestale zarówno Mary Ann jak i tworzenie muzyki dla szerokiej publiczności stało na pierwszym miejscu. Nie potrafił powiedzieć co jest dla niego ważniejsze. I Mary Ann i Tokio Hotel kochał całym sercem.
-          Przepraszam, że byłam taka niezdecydowana - szepnęła, wtulając się w jego klatkę piersiową. - Ja... jak tylko cię zobaczyłam, chciałam do ciebie podbiec i się mocno przytulić, ale nie potrafiłam... Przepraszam, Bill. Zachowałam się jak dzieciak.
-          No cóż... - podrapał się po głowie z zakłopotaniem. - Ja wcale lepiej nie postąpiłem. Powinienem zapytać cię o te tabletki, zaraz jak je zobaczyłem, ale pomyślałem sobie, że sama mi pewnie wkrótce powiesz. Właściwie nie przejmowałem się nimi za bardzo do momentu, kiedy mama pokazała mi i Tomowi zdjęcia. Wtedy wpadłem w szał. Sama zobacz - ściągnął frotkę, którą miał na ręce, pokazując Mary Ann czerwony ślad, jaki jeszcze mu pozostał po skaleczeniu. - Miałem siedem szwów. Tom jak wpadł do łazienki i zobaczył, że bawię się odłamkiem szkła prawie wpadł w histerię - zaśmiał się, przypominając sobie minę bliźniaka. - Był jeszcze bledszy ode mnie. Myślał, że chcę sobie podciąć żyły. Rozważałem chwilę taką możliwość, ale w gruncie rzeczy za bardzo kocham życie.
-          Wariat! - Wykrzyknęła z oburzeniem, choć w jej głosie można było wyczuć także nutkę czułości. - Nie możesz robić takich numerów jak zobaczysz jakieś zdjęcia! Nawet gdyby należały faktycznie do mnie, absolutnie nie powinieneś robić sobie krzywdy!
-          Byłem wtedy wściekły i... - próbował się bronić, ale Mary położyła mu palec na ustach.
-          Obiecaj mi, że nigdy więcej nie zrobisz sobie krzywdy przez takie coś.
-          Ja wcale nie próbowałem sobie zrobić krzywdy! - Zaprzeczył szybko. - To przez przypadek! Po prostu rozbiłem lustro i odłamki...
-          Nie tłumacz się, tylko obiecaj, że nie zrobisz niczego głupiego z mojego powodu. W ogóle z każdego powodu.
-          Dobrze - westchnął. - Obiecuję.
* * *
            Choć menagera Tokio Hotel nie było w Hiszpanii, David Jost zadbał o to, aby jego podopieczni mieli dostęp do swoich instrumentów i mogli na nich grać o każdej porze dnia czy nocy. Właśnie dlatego jego wybór padł nie na luksusowy hotel, ale na domki letniskowe.
            Od rana Tom, Gustav i Georg siedzieli w jednym z pokoi ich apartamentu brzdąkając coś na swoich instrumentach. Nijak owo brzdąkanie nie chciało się jednak przerodzić w jakąś chwytliwą melodię, która wraz z tekstem napisanym przez Billa, stanie się drugim „Durch den Monsun” albo „Rette mich”, nie wspominając już o „Schrei”, które było idealne na koncerty.
-          To bez sensu! - Wykrzyknął zirytowany Tom, odrzucając swoją gitarę na bok. - W ten sposób nic nie wymyślimy! David nas zabije!
-          Uspokój się - Gustav stukał rytmicznie pałeczką o pałeczkę. - Nie będzie tak źle. Mówiłeś, że Bill przylatuje w niedzielę, więc będziemy mieli jeszcze trochę czasu na stworzenie czegoś.
-          Jasne! - Wrzasnął. - Ciekawe czy David uzna coś w stylu: „Czarne kwiatki wyrastają na moim grobie, bo miłość się skończyła, nie mam siły, więc sięgam po nóż, sięgam po nóż”, za hit w stylu Monsuna!!!
-          Może nie będzie aż tak źle? - Georg odezwał się cicho.
-          Nie będzie tak źle?! Jasne! Będzie gorzej!!! Rozmawiałem dzisiaj z nim. Mówił, że z Mary wszystko skończone. Jak myślicie, będzie wariował gorzej niż ostatnio? A może wróci do nas z szerokim uśmiechem na ustach i całą masą nowych pomysłów?!
-          Uspokój się Tom - powtórzył Gustav, przestając wystukiwać rytm swoimi pałeczkami. - Może zadzwonię do Mary Ann i poproszę ją, żeby była z Billem przez jakiś czas?
-          Oszalałeś?! - Teraz głos podniósł Georg. - Nie możemy wykorzystywać Mary Ann! Jeżeli nie chce być dłużej z Billem to tylko jej sprawa! Myślisz, że Bill byłby uszczęśliwiony, gdyby wydało się, że Mary była z nim tylko dlatego, że ją o to poprosiliśmy?! To jeszcze gorzej by wszystko spieprzyło!
-          No dobra, to może nie był genialny pomysł - przyznał perkusista - ale macie jakiś inny? - Georg z Tomem pokręcili przecząco głowami. - No właśnie. Dzwonię do Mary.
-          Czekaj. Jak ktoś ma już do niej dzwonić, niech to będę ja...
Gustav zgodził się skinięciem głowy. Georg podszedł do stolika i podniósł swoją komórkę. Wybrał nowy numer Mary Ann i chwilę czekał na połączenie. Dziewczyna była ich jedyną szansą, na to, żeby Bill się szybko pozbierał.
-          Cześć Georg, co tam? - Uśmiechnął się słysząc jej głos, ale zaraz przypomniał sobie po co dzwoni.
-          Cześć. Właśnie siedzimy z chłopakami i próbujemy zagrać jakąś sensowną melodię, ale nic nam nie wychodzi...
-          Bill mówił, że nie możecie nic bez niego napisać... Nie sądziłam, że mówił prawdę...
-          Wstyd przyznać, ale tak - mówił prawdę. Właśnie z tego powodu mam z chłopakami do ciebie malutką prośbę... Tylko się nie wściekaj na nas...
-          Jaką? - Spytała wesoło. Usłyszał jakiś szept po drugiej stronie, ale postanowił go zignorować.
-          No może ona wcale nie jest taka malutka, ale... Tak sobie pomyślałem z chłopakami... Właściwie to Gustav wymyślił, ale czy....
-          Georg! Nie owijaj w bawełnę. Mów o co chodzi.
-          Zastanawiałem się z chłopakami, czy nie mogłabyś pobyć trochę z Billem. Mniej więcej do wydania nowej płyty - wyrzucił z siebie z prędkością karabinu maszynowego. - Jesteś naszą ostatnią deską ratunku! Bez ciebie pewnie znowu zacznie wariować... Proszę, zgódź się... Dla dobra Tokio Hotel... - jęczał do słuchawki.
-          Mam być z Billem do momentu aż skończycie nagrywać nową płytę, bo inaczej Bill zacznie świrować i nic z tego nie będzie. Dobrze zrozumiałam, czy coś przekręciłam? - Spytała ostrożnie. Georg przez chwilę miał ochotę przerwać rozmowę i wysłać jej smsa, że to był tylko żart, albo coś w tym stylu.
-          Dobrze zrozumiałaś... Zrozum nas! Jak Bill zacznie wariować, znowu będziemy musieli szukać go po nocach, a Tom będzie odchodził od zmysłów, że coś mu się stanie! Nie było cię tu przez ostatnie tygodnie...
-          Żartujecie sobie ze mnie?
-          Chciałbym żartować. Naprawdę bardzo cię o to prosimy. Bill jest przystojny, zabawny, romantyczny... więc to chyba nie będzie takie straszne? - Próbował ją przekonać. - Zresztą już z nim byłaś i...
-          On was o to prosił? Powiedz mi prawdę, Georg.
-          Nie! On nie może się o tym dowiedzieć! To był pomysł Gustava. Mówiłem mu, że to głupie, ale nie mamy innego wyjścia. Jesteś naszą ostatnią deską ratunku...
-          I naprawdę myślicie, że zgodzę się być z Billem tylko dla dobra Tokio Hotel, wiedząc, że on mnie kocha jak wariat? Nie sądzicie, że to byłoby okrutne z mojej strony?
Georg westchnął głośno. Uważał dokładnie tak jak Mary Ann. Blondynka nie powinna zgadzać się na ich beznadziejny pomysł, ale z drugiej strony chodziło o dobro ich zespołu i Billa. Basista wpatrzył się w ścianę pomalowaną na jasnożółty kolor, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nawet nie zauważył kiedy Tom wyciągnął mu telefon z dłoni i przyłożył sobie do ucha.
-          Zapomnij o tym co ci powiedział Georg. Bill nie zasługuje na jeszcze większe cierpienie.
-          Przynajmniej ty mówisz sensownie - zaśmiała się. - Nigdy nie zgodziłabym się być z Billem na takich zasadach wiedząc co do mnie czuje. Ale wiesz co? Nie musicie się martwić. Masz gdzieś kartkę i długopis?
-          Czekaj, zaraz poszukam. Bill słyszał, to co mówił Georg?
-          Obawiam się, że to możliwe. Zależy jak bardzo ma podzielną uwagę.
-          Powiedz mu, że byliśmy zdesperowani i żeby nie brał sobie tego do serca.
-          Nie martw się. On się z tego śmieje. Teraz jak jest zajęty moją szyją chyba nic mu nie popsuje humoru. Masz ten długopis i kartkę?
-          Tak.
-          Bill się pyta czy pamiętasz melodię, którą ci zanucił jak przechodził przez strumień, zaraz... jaki strumień? - Spytała ściszając nieco głos. Tom domyślił się, że bliźniak jeszcze nie opowiedział Mary Ann o swojej podróży do Lehu. - Ok, już wiem jaki. - Odezwała się po chwili. - Pamiętasz?
-          Jasne. Graliśmy ją z chłopakami, ale nie jesteśmy pewni czy o coś takiego mu chodziło.
-          Zawsze możecie nagrać i wysłać mu mailem. Widziałam jak recepcjonista buszował w Internecie, więc nie powinno być problemu z odsłuchaniem tego. Dobra nie gadam więcej, bo Bill mówi, że zaraz zapomni słowa do tej melodii.
-          Ok, dyktuj.
Mary Ann posłusznie powtarzała słowa, a on je zapisywał. Z każdym kolejnym wersem jego kąciki ust unosiły się w górę. Kilka dni temu Bill powiedział mu, że ten utwór musi znaleźć się na ich nowej płycie. I Tom całkowicie popierał bliźniaka. Może w ten sposób uda im się zwrócić choć troszkę uwagę na bezdomne dzieci, albo te, które nie mają rodziców? Nie chcieli, żeby teksty ich piosenek były kolejnymi pustymi słowami, które nie posiadają ani głębi ani większego sensu. Dla nich priorytetem nie było umieszczenie w piosence czegoś w stylu „baby, come on” czy „oh baby, baby I love you so much”.
Kiedy miał już cały tekst na kartce i Mary Ann przekazała mu jeszcze kilka rad odnośnie melodii, podziękował jej, po czym oddał telefon Georgowi.
-          Zabieramy się do pracy! - Zawołał z szerokim uśmiechem. - Pamiętacie melodię, o której mówiłem wam przedwczoraj? Mam do niej tekst! - Pomachał kartką z triumfem wymalowanym na twarzy. - Na początku ma być sama gitara. Bardzo delikatnie. Dopiero jak Bill będzie śpiewał: „Widzą, czują, wierzą...” dochodzi perkusja. Ale nie tak ostro - skarcił wzrokiem basistę, który ostatnimi czasy uderzał w talerze jak szalony. - Dobra, spróbujmy. Najpierw pokażę wam na gitarze mniej więcej o co chodzi, a później jakoś to skorygujemy...

Twarze Gustava i Georga rozjaśniły się w uśmiechu. Ich sytuacja nie wydawała się już taka beznadziejna, skoro Bill nadal pisał teksty piosenek. Szczególnie, że nie było to nic w stylu: „Miecz wbija się w serce, krew ścieka po jego ostrej klindze, poddałem się, bo życie nie ma sensu”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz