wtorek, 3 września 2013

Rozdział 225

Mary Ann nie odwracając wzroku od oświetlonego miasta, skinęła leciutko głową. Być może i nie powinna oddalać się tak daleko od miasta po zmroku, ale kiedy tu szła nie myślała o tym, że może jej się coś przytrafić złego. Spuściła smutno wzrok na trawę, której soczystą zieleń zastąpiła czerń, połyskując delikatnie w poświacie księżyca i gwiazd.
Po dłuższej chwili, spojrzała na Billa. Wpatrywał się bez słowa przed siebie. Splecione dłonie oparł o zgięte kolana, najwyraźniej nad czymś intensywnie rozmyślając.
Modląc się w duchu, żeby Czarnowłosy nadal chciał ją poślubić, Mary Ann wyciągnęła niepewnie w jego stronę lewą rękę. Serce biło jej w oszałamiającym tempie. Blondynka cieszyła się, że jest dobrze przytwierdzone w jej klatce piersiowej, bo inaczej mogłoby się roztrzaskać o żebra.
Nadal nie była pewna czy postępuje właściwie, ale wiedziała, że jeżeli i tym razem odmówi Billowi, będzie tego żałowała aż do ostatniego dnia swojego życia. Nawet jeśli ta miłość miała przynieść jej jeszcze więcej bólu i cierpienia, chciała zaryzykować, bo wiedziała, że warto nawet dla ułamków szczęśliwych sekund, które przeżyje u boku Czarnego. A wierzyła, że nie będą to tylko ułamki sekund, ale całe długie lata.
            Bill, wyczuwając jej wzrok na sobie, obrócił głowę, patrząc ze zdziwieniem na jej wyciągniętą dłoń. Kiedy Czarnowłosy nadal siedział bez ruchu, Mary Ann zaczęła się obawiać, że jej ojciec kategorycznie odmówił udzielenia zgody na ich ślub, a Bill po przemyśleniu doszedł do wniosku, że mężczyzna ma rację.
-          Jeżeli... Jeżeli nadal chcesz, żebym została twoją żoną, to ja... zgadzam się - widząc jak w tęczówkach Czarnego pojawił się blask, nabrała pewności, co do słuszności swojej decyzji. - Nie wiem co ci powiedział mój tata i właściwie nie obchodzi mnie to. Jeśli tylko nadal chcesz... możemy iść teraz do świątyni albo poszukać jakiegoś bramina albo kogoś kto może udzielić nam ślubu. Tutaj dziewczyny wychodzą bardzo młodo za mąż, więc nikt nie będzie o nic wypytywał.
-          Mówisz poważnie? - Zmarszczył czoło, wpatrując się w nią uważnie.
Wcześniej był całkowicie pewny, że chce poślubić Mary Ann choćby i zaraz, ale gdy wreszcie usłyszał z jej ust tak upragnioną zgodę, zaczął się obawiać. Czy to naprawdę ma sens? Czy nie powinni zaczekać jeszcze trochę?
Do diabła! Przecież oboje mają dopiero po siedemnaście lat! Co on sobie wyobrażał? Że zaproponuje jej ślub i będzie wszystko w porządku? Że od momentu, kiedy ich serca złączy niewidzialna nić oboje zapomną o tym co było wcześniej i stworzą wspaniałą kochającą się rodzinę? Ale... Przecież on ją kocha. Bez względu na przeszłość.
Gdy Mary, po chwili, która wydawała mu się niemal wiecznością, nieśmiało skinęła głową, na ustach Billa pojawił się szeroki uśmiech, zaś wcześniejsze obawy rozpłynęły się niczym gęsta mgła przegnana ciepłymi promykami wschodzącego słońca. Nawet jeśli to, co robią nie ma sensu, już on dołoży wszelkich starań, aby go nabrało.
-          Nie wierzę... - Zamrugał powiekami. Szczęście jakie go ogarnęło, wydawało mu się zbyt duże; zbyt nierzeczywiste. - Znowu założyłaś się z Cherry?
Blondynka cofnęła swoją dłoń i spojrzała smutno przed siebie. Bill widząc to, pospieszył z wyjaśnieniami wyciągając jednocześnie z kieszeni jeansów pierścionek:
-          Przepraszam, nie gniewaj się - klęknął tuż przed nią, łapiąc jej lewą rękę w swoje dłonie. - To mi się wydaje po prostu takie... takie... - szukał słowa - nierealne. Bardziej spodziewałem się, że zaczniesz na mnie krzyczeć za to, że poprosiłem twojego tatę o zgodę niż tego, że się zgodzisz.
-          Dlaczego? - Spytała, głaszcząc wolną dłonią jego policzek.
-          Nie wyglądałaś na zachwyconą, kiedy klęczałem przed tobą jak głupek i bałem się, żeby nie dostać zawału serca ze stresu. To były jedne z najgorszych minut w moim życiu!
-          No wiesz? - Szturchnęła go lekko w ramię.
-          Naprawdę. Wiesz jak się bałem twojego taty, po tym jak na niego nakrzyczałaś i sobie poszłaś? A jak zaczęłaś paplać o kurczaku tandoori, myślałem, że znowu dostanę kosza...
-          Jak będziesz jeszcze dłużej gadał, naprawię swój błąd - zażartowała, patrząc na niego roziskrzonymi tęczówkami.
Bill posłusznie wsunął na jej serdeczny palec pierścionek zaręczynowy. Obawiał się, że będzie za mały albo za duży, ale okazał się być idealny. Pocałował dłoń ukochanej, która obserwowała jak małe brylanciki zebrane wokół jednego większego wesoło połyskują w poświacie księżyca.
Dziewczyna przeniosła wzrok z pierścionka na czekoladowe tęczówki Billa. Zarzuciła mu dłonie na szyję, bawiąc się jego sztywnymi, od nadmiaru lakieru, włosami. Czarny dotknął nosem, nosa ukochanej, nie przerywając wpatrywać się w jej błękitne, wesoło połyskujące oczy. Ich oddechy stopiły się w jeden. Dopiero po chwili Bill dotknął ostrożnie ust ukochanej swoimi. Muskał je delikatnie, tak jakby były najcenniejszą, najbardziej kruchą porcelaną na świecie, która może się w każdej chwili rozlecieć na małe kawałeczki.
-          Kocham cię - szepnął, przerywając pocałunek.
Mary Ann zdjęła ręce z jego karku, złapała go za dłoń i przycisnęła ją do swojej klatki piersiowej, tam gdzie miała serce.
-          Czujesz? - Spytała cichutko. - Zawsze tak mocno bije kiedy jesteś blisko mnie. Proszę Bill - spojrzała błagalnie w jego tęczówki - nie odchodź więcej ode mnie, bo sobie nie poradzę. Za bardzo cię kocham, żebym tak po prostu mogła przestać, a wierz mi, że próbowałam... Każdego dnia przez te trzy miesiące starałam się ze wszystkich sił o tobie zapomnieć, wmawiałam sobie, że jesteś cholernym dupkiem, ale... ale... - załkała - potrafię kochać cię tylko mocniej...
-          Nie płacz... - poprosił, ocierając z jej policzków słone łzy. - Już dobrze.
Mary Ann przylgnęła mocno do jego ciała. Bill gładził ją uspokajająco po plecach. Już nigdy więcej nie chciał sprawić, aby ukochana musiała przez niego płakać. Chyba, że ze szczęścia.
-          Przepraszam - szepnęła, wtulając się w niego jeszcze mocniej.
-          Za to, że zaraz mnie udusisz? - Zażartował. Nie miał pojęcia za co dziewczyna go przeprasza. Bo chyba nie za to, że sprawiła, że jest najszczęśliwszym mężczyzną w całym ogromnym wszechświecie?
-          Nie - rozluźniła nieco uścisk. - Przepraszam za to, że tyle razy ci odmówiłam. Musiałeś czuć się okropnie... Przynajmniej ja bym się tak czuła... Przepraszam Bill...
-          Ciii... - Odsunął ją od siebie delikatnie. Otarł łzy iskrzące się na jej policzkach, po czym uśmiechnął się wesoło. - Faktycznie to nie było miłe, ale teraz jestem najszczęśliwszym facetem jakiego tylko można spotkać na wszystkich planetach!
-          W takim razie ja jestem najszczęśliwszą dziewczyną - odwzajemniła uśmiech.
Czarnowłosy dotknął miękkich warg ukochanej. Całował ją bez pośpiechu, rozkoszując się każdym muśnięciem. Wzdłuż jego kręgosłupa przechodziły przyjemne dreszcze, zaś po ciele rozlewało się ciepło. Gdy Mary Ann rozchyliła usta, wsunął powoli w nie swój język. Dziewczyna zaczęła się bawić jego kolczykiem, sprawiając mu tym samym przyjemność. Oboje starali się ukazać w tym pocałunku całą miłość; wszystkie emocje, które nimi targały.
Mary ostrożnie włożyła dłoń pod jego podkoszulek, gładząc nagie ciało chłopaka. Gdyby miała możliwość zamknięcia się z nim w jakimś domku na odludziu, zrobiłaby to bez wahania. Już nigdy nie chciała pozwolić, żeby od niej odszedł.
Bill niechętnie przerwał pocałunek, kiedy blondynka się od niego nieco odsunęła. Widząc jednak jej uśmiech i błysk w oczach, również się uśmiechnął. Dziewczyna złapała dół jego koszulki i ściągnęła ją z niego, przyglądając się z zachwytem szczupłemu torsowi Czarnowłosego. Nigdy nie pociągali jej faceci, którzy mieli większe piersi od niej, nawet jeżeli były to mięśnie, a nie jak w jej przypadku - tkanka tłuszczowa.
Wyciągnęła lewą dłoń i położyła ją na klatce piersiowej Billa. Czując jak zadrżał, uśmiechnęła się łobuzersko. Pocałowała go najpierw w prawy obojczyk, później w lewy, aby następnie składać subtelne pocałunki wzdłuż jego mostka, a następnie brzucha. Bill pomrukiwał cichutko z przyjemności. Kiedy dziewczyna na niego spojrzała, złapał ją w talii i położył na ciepłej ziemi. Podsunął jej biały top do wysokości biustonosza, tak, że jego oczom ukazał się płaski brzuch Mary ozdobiony kolczykiem.
-          Upewniasz się czy na pewno nie jestem w ciąży? - Zaśmiała się, kiedy Bill przyglądał jej się dłuższą chwilę.
-          Nie. Zastanawiam się dlaczego masz kolczyk z literą B - zaczął się bawić srebrnym wisiorkiem.
-          Ten z M był brzydki, więc wybrałam B - puściła mu oczko.
-          Jesteś niesamowita - uśmiechnął się wesoło, całując jej słodkie wargi.
Opierając się na jednej dłoni, drugą przesuwał po jedwabiście gładkiej skórze Mary Ann. Wyczuwając, że dziewczyna nie ma nic przeciwko temu pozbył się jej śnieżnobiałego topu. Wygiął usta w uśmiechu, gdy jego oczom ukazał się koronkowy biustonosz zakrywający piersi ukochanej. Widząc w jej niebieskich oczach zgodę na jego nieme pytanie, delikatnie przesunął opuszkami palców po lekko chropowatym materiale. Mary podniosła się nieco, umożliwiając chłopakowi sięgnięcie do zapięcia jej stanika. Czarny poradził sobie z nim bez większego trudu.
Pod wpływem dotyku Billa, sutki Mary Ann stwardniały, zaś na jej policzki wkroczyły rumieńce. Zaśmiała się, kiedy chłopak zaczął się bawić jej piersiami jakby były najlepszą zabawką. Raz je całował, raz lizał, aby zaraz gładzić albo lekko ugniatać.
Wyczuwając podniecenie ukochanego przez materiał jego spodni, na policzki Mary Ann wkroczyły jeszcze większe rumieńce. Choć bardzo chciała się z nim kochać, nie mogła tego uczynić w najbliższym czasie. Złapała go za policzki, odrywając go tym samym od swoich piersi. Zatopiła się w jego ustach, przemieszczając się tak, że teraz chłopak leżał na ciepłej ziemi. Obsypywała jego twarz pocałunkami, aby następnie zjechać ustami na jego tors, brzuch, aż wreszcie dotarła do jego spodni.
-          Jesteś pewna? - Spytał, kiedy Mary Ann zaczęła rozpinać jego pasek.
Chwilę się zawahała zanim skinęła nieśmiało głową. Skoro ona nie mogła dzisiaj się z nim kochać, chciała, żeby chociaż jemu było przyjemnie. Wiedziała jednak, że Billowi nie chodziło o to.
Trzymając dłoń na czarnych bokserkach, pod materiałem których wyczuwała powoli twardniejącą męskość Billa, spuściła smutno głowę.
-          Co się stało? - Spytał łagodnie.
Podniósł się do pozycji siedzącej. Złapał dziewczynę za podbródek zmuszając ją, aby spojrzała w jego tęczówki. Jej oczy błyszczały, zaś na policzkach w blasku księżyca były widoczne troszkę ciemniejsze plamy niż jej naturalny kolor skóry.
-          Jestem pewna, że chcę się z tobą kochać, ale... chyba nie powinniśmy tego robić dzisiaj. Rozmawiałam kiedyś z Cherry i mówiła, że lepiej poczekać, a i ja chyba nie czułabym się zbyt komfortowo i... - tłumaczyła pokrętnie, zupełnie zapominając, że drapie teraz delikatnie materiał bokserek Billa, a pod nim naprężoną męskość chłopaka.
-          Masz okres, tak?
Potaknęła.
-          Dostałam dzisiaj rano. Ale skoro nie możemy się kochać, to ja chcę, żeby chociaż tobie było dobrze...
-          Już mi jest dobrze - spojrzał znacząco na swoje krocze, patrząc na nią znacząco.
Mary Ann uświadamiając sobie co robiła, w pierwszym odruchu chciała cofnąć dłoń, jednak nie zrobiła tego. Nadal gładziła materiał bokserek Billa, zastanawiając się czy będzie potrafiła sprawić chłopakowi przyjemność. Totalnie nie miała doświadczenia w tych sprawach, i teraz żałowała, że chociaż nie podpytywała Cherry Jo o sprawy techniczne. Szczególnie, że Japonka bardzo chętnie rozmawiała o seksie.
            Chłopak złapał za nadgarstek Mary, po czym odsunął jej dłoń. Blondynka spojrzała na niego zaskoczona.
-          Dlaczego...
-          Nie chcę, żeby to tak wyglądało - powiedział cichutko. - Jeżeli to konieczne zaczekam te kilka dni. Kocham cię i pragnę, żeby ta chwila była idealna. Nie tylko dla mnie, ale dla ciebie także. Zwłaszcza dla ciebie - musnął jej usta, myśląc o czymś zupełnie aseksualnym i powstrzymując wzrok, który przesuwał się na jędrne piersi ukochanej.
-          Ale widzę, że... - wskazała głową na jego męskość.
-          Nie przejmuj się tym - uśmiechnął się, podając jej top. - Załóż go, a ja za chwilę przyjdę...
-          Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej - odparła smutno, posłusznie zakładając na siebie białą koszulkę. - Pozwól mi jednak...
Bill przymknął powieki, próbując odegnać od siebie wyobrażenie o tym jak Mary Ann sprawia mu przyjemność. Miał na to wielką ochotę, ale obiecał sobie, że ich pierwszy wspólny raz będzie cudowny. I zamierzał dotrzymać słowa danego sobie samemu. Bo to, co się w tej chwili działo, ani trochę nie przypominało idealnej chwili, w której ukochana by przeżywała rozkosz, której nie potrafi sobie nawet wyobrazić. Jedyny mankament tego planu polegał na tym, że najprawdopodobniej Bill nie był zbyt dobrym kochankiem, a już pewne było to, że zupełnie nie ma w tym praktyki. Nie zamierzał jednak ćwiczyć. Po prostu wiedział, że kiedy nadejdzie ten moment da z siebie wszystko.
            Otworzył powieki, patrząc w błękitne tęczówki Mary Ann, w których widniało nieme pytanie. Bill bez słowa odsunął się od niej i zapiął rozporek, a następnie pasek. Przesuwał wzrok z jednej ciemnej plamy, będącej drzewem na drugą, zastanawiając się jaki to gatunek. Nigdy nie znał się na drzewach, ale przynajmniej odwracały one skutecznie jego myśli od ukochanej.
            Słysząc śmiech blondynki, obrócił się w jej stronę.
-          Chyba nigdy nie stracę dziewictwa - wyjaśniła, a widząc, że Bill nie rozumie ciągnęła: - Zawsze kiedy chcę się z tobą kochać ktoś albo coś nam przeszkadza. Najpierw Tom z Nikolą, później moja rzekoma ciąża, alkohol, miesiączka... Ciekawe co będzie następne?
-          Już ja się postaram, żeby nie było niczego innego - usiadł obok niej, szturchając ją w bok łokciem. Nadal był rozgrzany, ale wiedział, że potrafi zapanować nad swoim podnieceniem. - Nie chcesz wiedzieć co powiedział twój tata?
Mary Ann popchnęła Billa na ziemię, po czym położyła głowę na jego brzuchu wpatrując się w ciemnogranatowe niebo upstrzone milionami gwiazd, a także jasno świecący księżyc.
-          Możesz mi powiedzieć, ale to i tak nie wpłynie na moją decyzję - spojrzała na pierścionek zaręczynowy mieniący się w delikatnym świetle księżyca. - Teraz kochanie nie masz wyjścia. Chcę być panią Kaulitz.
-          Jak tysiące dziewczyn na tym świecie...
-          Cóż... Ale żadna z nich nie ma tego - pomachała mu przed oczami pierścionkiem. - To co powiedział mój tata? Mama od razu by się zgodziła, żeby tylko się mnie pozbyć z domu, no może musiałbyś jej skłamać, że potrafisz gotować - zaśmiała się - ale wydaje mi się, że tata się nie zgodził. Mam rację?
-          Właściwie to nie masz. Wyraził zgodę, pod warunkiem, że ślub najwcześniej weźmiemy jak oboje skończymy osiemnaście lat.
-          I mam czekać tak długo na zostanie panią Kaulitz? - Jęknęła z udawanym niezadowoleniem. Mimo wszystko musiała zgodzić się z ojcem, że ślub w wieku niespełna siedemnastu lat jest nieco ryzykownym posunięciem.
-          Chyba nie ma innego wyjścia - zaśmiał się. - Ale są też dobre strony. Zdążymy zaplanować gigantyczne wesele.
Mary Ann przekręciła się na brzuch, tak, że teraz leżała na klatce piersiowej Billa i wpatrywała się w jego twarz.
-          Nigdy nie chciałam wielkiego ślubu, a później wesela.
-          Naprawdę? Myślałem, że wszystkie dziewczyny marzą o tym, żeby założyć na ten jeden wieczór białą sukienkę od Valentino, a później brać udział w tych wszystkich głupich zabawach. Naprawdę nie chcesz, żeby wszyscy mieli zwrócone oczy na ciebie, a później długo wspominali świetne wesele, na którym wybawili się za wszystkie czasy?
-          Nie zależy mi ani na sukience ani na spojrzeniach pełnych podziwu naszych rodzin i znajomych - zaczęła bawić się jego czarnymi kosmykami, które sterczały wokół jego głowy niczym czarna aureola. - Ja chcę, żebyś ty na mnie patrzył z podziwem. Ślub jest tylko dla nas. Dla nikogo innego. Zawsze uważałam, że paplanina księdza jest bezsensowna, a to: „Ja Mary Ann biorę sobie ciebie za męża i ślubuję ci miłość, wierność w szczęściu czy chorobie póki śmierć nas nie rozłączy”, czy jakoś tak, nie jest do końca tym czego chcę.
-          W takim razie czego chcesz?
-          Zostawić cię jak mi się znudzisz - uśmiechnęła się do niego łobuzersko. - A mówiąc poważnie, nie wiem co przyniesie przyszłość, dlatego nie chcę obiecywać, że będę z tobą aż do ostatniego dnia mojego życia...
-          Czyli zamierzasz zostawić mnie jak nawinie ci się ktoś przystojniejszy, albo jak osiwieję i urośnie mi piwny brzuch? - Wtrącił.
-          Nie, chociaż nie potrafię wyobrazić sobie ciebie z piwnym brzuszkiem - zaniosła się dźwięcznym śmiechem. - Ale potrafię sobie wyobrazić jak będziesz farbował swoje siwe włosy na czarno i razem będziemy chodzili na wstrzykiwanie botoksu, żeby wyglądać młodo. Wcześniej chodziło mi o to, że będę się starała, żebyśmy razem byli tak długo jak to możliwe, ale nic na siłę, Bill. Chcę ci obiecać właściwie to samo, ale swoimi własnymi słowami, które będą miały dla mnie większą wartość niż wyuczona, powtórzona za księdzem regułka.
-          Mówiłem ci już, że nie chcę ślubu kościelnego? - Spytał, wpatrując się w nią z rozbawieniem. Nigdy nie przypuszczał, że mając siedemnaście lat będzie obmyślał swój własny ślub. Ale coraz bardziej zaczynało mu się to podobać. To tak jak z planowaniem wielkiego show.
-          Widzę, że się zgadzamy co do tego - wygięła kąciki ust w górę. - Wracamy do hotelu?
Bill skinął głową. Złapał Mary Ann za rękę i podniósł się z ciepłej ziemi. Widząc leżący na jakimś kamieniu biustonosz dziewczyny podniósł go i wymachując nim jedną ręką, a drugą trzymając dłoń ukochanej, skierowali się w stronę miasta.
* * *
            Georg potężnie ziewnął rzucając się na łóżko. Odkąd przyleciał z chłopakami do Hiszpanii ani trochę nie wypoczął. Całe popołudnia leżeli na plaży prażąc się w słońcu, później pracowali nad nowymi melodiami, które mogłyby się spodobać Billowi i Jostowi, a później kładli się grzecznie spać. Zero zabawy.
-          To nie są wakacje! - Wykrzyknął gniewnie, zrywając się z posłania.
Pomaszerował do saloniku, w którym Tom razem z Gustavem leżeli rozwaleni na kanapie i oglądali jakiś film w hiszpańskiej telewizji.
-          Zbierajcie się! - Zawołał. - Idziemy się zabawić!
-          Daj mi spokój... - mruknął Tom, przesuwając się tak, aby widzieć ekran, który zasłaniała mu sylwetka Georga. - Nigdzie nie idę...
-          Idziesz. Zbieraj tyłek. Ty też Gustav - spojrzał groźnie na przyjaciela, który zachowywał się tak jakby słowa basisty w ogóle go nie dotyczyły.
-          Wybacz stary, ale nie chce mi się wałęsać po tych zatłoczonych uliczkach. Mam dość ludzi na następny rok...
Georg przewrócił oczami. Gdyby był z nimi Bill, na pewno pomógłby mu wyciągnąć Toma i Gustava z apartamentu do jakiegoś klubu albo chociaż na miasto. Niestety Czarnego nie było w Hiszpanii, więc nie mógł liczyć na jego pomoc, a argument, którego basista dotychczas używał też raczej nie poskutkuje. Tom miał Nikolę, więc podryw odpadał, a Gustav... On nigdy nie interesował się zanadto dziewczynami. Georg podejrzewał, że ma to związek z Inge i kompleksami z dzieciństwa, których blondyn nie pozbył się nawet teraz, kiedy setki dziewczyn uważało go za przystojniaka.
-          Musicie być takimi sztywniakami? - Spytał, kładąc dłonie na biodrach. - Obiecuję, że wrócimy przed czwartą. Zobaczycie, będzie fajnie! Poderwiemy jakieś panny i... - próbował ich przekonać - zabawimy się trochę.
Widząc jak Tom zaczyna podnosić się leniwie z kanapy, usta basisty zaczęły powoli podnosić się ku górze. Oczywiście mógł iść sam na podbój miasta, ale zawsze fajniej było w towarzystwie przyjaciół.
-          Gustav nie każ się namawiać... - Spojrzał na niego niemal błagalnie, na co perkusista się roześmiał.
-          Może pójdziemy zobaczyć czy są te dwie panny, które opalały się dzisiaj nad basenem topless? - Zaproponował, zakładając na głowę czarną bejzbolówkę.
-          Jak się podzielimy dwoma dziewczynami? - Spytał Tom, zmieniając koszulkę.
-          To proste. Ja biorę jedną, Gustav drugą, a ty masz Nikolę - basista wzruszył ramionami.
-          Myślicie, że jeszcze jest ta dziewczyna, która przyjechała tutaj z tatą?
-          Z tatą? To ten facet nie jest jej mężem albo kochankiem?
-          Pamiętasz jak siedzieli stolik obok nas w pizzerii? Wtedy mówiła kelnerowi, że to jej tata. - Tom wzruszył obojętnie ramionami. - W którym oni mieszkali apartamencie?
-          W czwartym po lewej, w drugiej alejce od wejścia. Widziałem tam jej ręcznik.
Tom skinął głową ze zrozumieniem i bez słowa wyszedł z ich apartamentu.
-          W takim razie ja też pójdę zobaczyć czy są te dwie panny.
-          Ok, to ja skoczę po coś mocniejszego i spotkamy się nad basenem za chwilę.
Georg niemal wybiegł z ich apartamentu, podekscytowany perspektywą świetnej zabawy. Tego właśnie brakowało mu od dłuższego czasu. Wszystkie ich wypady do klubów kończyły się na ogół katastrofą, bo albo zostali rozpoznani przez fanki i dalsza zabawa nie miała większego sensu, Bill świrował albo kiedy zabawa na dobre się rozpoczęła musieli jechać do hotelu, żeby na drugi dzień nie przypominać zombie. Wiek bliźniaków również nieco komplikował sprawę. Teraz jednak byli w Hiszpanii anonimowymi Niemcami, którzy mogą korzystać ze wszystkich uroków życia. I to go niezmiernie cieszyło.
Kupił kilka butelek alkoholu w pobliskim sklepie i do tego odpowiednią ilość różnych napojów. Uginając się pod ciężarem wypełnionych reklamówek, przeklinał w duchu Josta, że ulokował ich w apartamentach bez baru czy choćby marnej stołówki. Za to w pokoju był aneks kuchenny, co Georgowi wydawało się nieco ironiczne. Byli na wakacjach, więc David chyba nie sądził, że będą sobie sami gotować?
            Basista widząc, że Gustav leży na jednym z leżaków koło basenu skierował się w jego stronę. Położył ostrożnie reklamówki z zakupami na kamiennych płytkach i odetchnął z ulgą.

-          Nie było ich? - Spytał rozglądając się dookoła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz