-
Jak to porwałeś Rosie?! – Bill wykrzyknął otwierając
przy tym szeroko oczy ze zdumienia. Wiedział, że bliźniak potrafił być czasem
nieobliczalny, ale zdarzało mu się to dość rzadko. Przynajmniej w porównaniu z
jego własnym zachowaniem. – Wytłumacz mi
to dokładnie...
Starszy Kaulitz posłusznie opowiedział
bratu całą historię. Zajęło mu to nie dłużej niż dwie minuty, łącznie z
dokładnym wyrażeniem swoich uczuć w postaci obelg skierowanych pod adresem
mężczyzny, który otworzył mu drzwi w samych slipkach.
-
Rozumiem – Bill powiedział, gdy bliźniak skończył
snuć swoją opowieść.
Sięgnął po jeden ze spalonych
pasztecików i zaczął delikatnie odkrawać z niego spaleniznę. Jeżeli położy na
wierzch żółty ser i ponownie włoży paszteciki na chwilę do piekarnika, powinny
być zjadliwe.
Tom
podniósł się z krzesła, złapał swoje włosy zaplecione w warkoczyki i zaczął je
mimowolnie targać. Widząc, że bliźniak nie zamierza nic więcej dodać, spojrzał
na niego z wyrzutem.
-
Jak możesz w takiej chwili spokojnie zajmować
się tymi cholernymi pasztecikami?! Zaraz może przyjechać po mnie policja, a ty
- jak nigdy nic - martwisz się o spalone paszteciki!
-
Uhm.
-
Bill! – Tom uderzył zaciśniętymi w pięści dłońmi
o blat. – Tak nie może być! Grozi mi aresztowanie przez policję, a ty jakby nic
się nie stało skrobiesz te swoje paszteciki! Powinieneś wiedzieć co jest
ważniejsze!
-
Co ja mogę? – Spytał, nawet nie unosząc wzroku.
– Sam powiedziałeś, że porwałeś Rosie. Nikola na pewno nie powie, czegoś w
rodzaju: „W porządku. Tom zabrał Rosie. Od teraz niech on się nią opiekuje”.
-
Właśnie! – Zgodził się z nim Tom. – Właśnie o
tym cały czas mówię! Ona mi nie odda dobrowolnie Rosie.
-
W takim razie to ty powinieneś jej oddać Rosie –
powiedział spokojnie, rozkładając paski żółtego sera na wierzchu pasztecików,
choć nie był do końca przekonany, czy będzie on dobrze smakował ze szpinakiem i
kapustą z grzybami. – Nikola przecież pozwoliła ci spotykać się z Rosie kiedy
tylko będziesz chciał.
-
Bill! Co się z tobą stało?! – Tom pochylił się
nad wyspą kuchenną i dotknął dłonią czoło bliźniaka. Czarny strząsnął jego rękę
i wrócił do układania sera żółtego na pasztecikach. – Jak możesz być w takim
momencie po stronie Nikoli?! To... to... Niedorzeczne!
-
Nie jestem po stronie Nikoli – Bill uniósł głowę
i spojrzał Tomowi w oczy. – Wiesz, że zawsze będę stał za tobą murem, ale...
Proszę cię Tom, oddaj Rosie Nikoli.
Widząc błagalne spojrzenie Billa,
starszy Kaulitz ze zrezygnowaniem usiadł na czarnym stołku barowym i oparł
łokcie na blacie.
-
Dlaczego Bill? Dlaczego mam oddać moją córkę?
Dlaczego moja córka ma dorastać bez ojca, widząc jak jakiś stary zboczeniec
posuwa jej matkę? Powiedz mi Bill, dlaczego do cholery mam się na to zgodzić?
Dlaczego mam obserwować to w milczeniu?! Nigdy nie powiedziałem ci, żebyś
zrezygnował z Mary Ann. Zawsze stałem po twojej stronie. Dlaczego więc teraz
każesz zrezygnować mi z czegoś co jest dla mnie tak samo ważne, jak dla ciebie
Mary Ann?
Przez moment w kuchni panowało
milczenie. Bliźniaki mierzyli się spojrzeniami, po czym Bill odezwał się cicho:
-
Dlatego, że Mary Ann jest w ciąży.
-
Tylko tyle? To jest twoja odpowiedź?
-
Tak Tom. Tak właśnie brzmi moja odpowiedź.
Dlatego błagam cię. Poczekaj jeszcze trochę z porwaniem Rosie.
-
Dlaczego?
-
Dlatego, że ja też chcę być ojcem. Myślisz, że
to będzie możliwe, jeżeli zaczniesz walczyć z Nikolą o Rosie? Mary Ann nigdy
nie stanie po twojej stronie. A teraz, kiedy jest w ciąży, nie chcę jej narażać
na niepotrzebny stres.
Tom podniósł się ze stołka,
schował ręce do kieszeni i spojrzał swoimi orzechowymi tęczówkami na Billa.
Młodszy Kaulitz bez trudu dostrzegł smutek i cierpienie brata. Ale nawet jeżeli
teraz chciał powiedzieć mu, żeby walczył z całych sił o córkę, nie mógł tego
zrobić. W tej chwili to Mary Ann była dla niego najważniejsza. Kierując się
doświadczeniem Czarny doskonale wiedział, że awantura o błahe rzeczy, albo
jakieś nieporozumienie może doprowadzić do ich rozwodu, więc co by się stało,
gdyby pokłócili się o to, kto powinien zaopiekować się Rosie? Wolał o tym nawet
nie myśleć.
-
W porządku. Rozumiem. Wybacz, że zawracałem ci
głowę.
Bez słowa odprowadził Toma
wzrokiem do wyjścia z kuchni. Słyszał jak bliźniak mówi coś do Rosie, a później
szczęk zamykających się za nimi drzwi. Gdy został w domu sam, włożył palce we
włosy i roztrzepał je.
-
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!! – wrzasnął. – Niech
to szlag!!!!
Wiedział, że powinien stanąć po
stronie bliźniaka i wesprzeć go w tak trudnej sytuacji, ale z drugiej strony
nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby Mary Ann znów poroniła.
* * *
Mary Ann przyłożyła
palec do czytnika linii papilarnych, a gdy usłyszała cichy brzdęk oznajmiający,
że drzwi są otwarte, nacisnęła klamkę. Czując smakowity zapach, przywołała
uśmiech na usta.
-
Co dzisiaj robiłyście, hm? – postawiła na
podłodze plastikowy pojemnik zawinięty w czerwoną chustę i zaczęła głaskać psy,
które domagały się pieszczot. – Tak się stęskniłyście za mamusią? No już.
Wystarczy.
-
Jesteś już? – Słysząc głos Billa, uniosła głowę
i uśmiechnęła się do niego szeroko.
-
Tak. Wyszłam wcześniej z biura. Zobacz co mam –
złapała pakunek za węzeł i wyciągnęła go w stronę Billa.
-
Co to jest?
-
Kimchi! – powiedziała, szeroko się uśmiechając.
– Eun Hye nam dzisiaj przyniosła. Uwielbiam jej kimchi!
Bill pospiesznie zabrał od żony
ciężki pakunek i zaniósł go do kuchni.
-
Jesteś pewna, że możesz teraz jeść takie ostre
jedzenie?
Mary Ann roześmiała się. Podeszła
do Billa i przytuliła się do jego pleców. Oparła policzek o jego łopatkę i
mocno splotła dłonie na jego szczupłej talii.
-
Pewnie. Kimchi jest zdrowe. Co zrobiłeś na
obiad?
-
Paszteciki ze szpinakiem i kapustą z grzybami, a
do tego barszcz z buraków.
-
Super. Umieram z głodu.
Bill złapał jej dłonie, chcąc się
wyswobodzić z jej uścisku, żeby wyłożyć na talerz jedzenie, ale Mary Ann
jeszcze mocniej się do niego przytuliła.
-
Jedzenie może zaczekać – mruknęła.
Czarny rozluźnił nieco jej
uścisk. Obrócił się do żony przodem i położył dłonie na jej biodrach. Przywołał
na usta delikatny uśmiech, wpatrując się jak urzeczony w jej twarz. Pocałował
ją czule w nieco zadarty nosek.
-
Może i tak, ale nie powinnaś przez nasze romanse
głodzić Dietera – zażartował.
Uniósł brodę Mary Ann w górę i
spojrzał w jej niebieskie jak letnie niebo tęczówki. Chciał porozmawiać z nią o
Rosie, ale bał się pierwszy odezwać, żeby nie wywołać awantury.
-
No dobrze – zgodziła się. – Pójdę umyć ręce.
Bill skinął głową. Wyłożył na talerze
nieco spalone paszteciki i kimchi, zaś do kubków wlał ciepły barszcz z buraków.
Mary Ann
przyszła do kuchni dopiero po chwili. Na jej twarzy nie było śladu makijażu,
zaś biała, jedwabna koszula i elegancka czerwona spódnica została zastąpiona
wygodnymi złotymi legginsami i luźnym białym podkoszulkiem z kwiatowym
nadrukiem. Kobieta związała swoje złociste włosy na czubku głowy w luźnego
koka. Właśnie w takim stroju wydawała się Billowi najbardziej pociągająca. Nie
w seksownym eleganckim mundurku czy sukience, ale w ubraniach, które nosiła po
domu. Dlatego, że tylko on mógł ją tak podziwiać. Była to dawna Mary Ann, w
której się zakochał. Mary Ann, którą nie chciał się z nikim dzielić.
-
Dziękuję – uśmiechnęła się, gdy położył przed
nią naczynia z jedzeniem.
Bill patrzył z obawą na żonę,
kiedy sięgnęła po pasztecik i ugryzła kawałek, po czym upiła kilka łyków
barszczu.
-
Pyszne! – Zawołała.
Młodszy Kaulitz odwzajemnił jej
uśmiech. Wiedział, że ani paszteciki ani barszcz nie wyszły mu pyszne, ale był
wdzięczny żonie, że nie zaczęła pluć jedzeniem.
-
Cieszę się, że ci smakują.
-
Bardzo – przytaknęła, przeżuwając kolejny kęs. –
Dzwoniła dzisiaj do mnie mama...
Bill słysząc wzmiankę o
teściowej, skrzywił się. Kobieta wydawała się szczerze go nienawidzić, a i on
nie darzył jej ciepłymi uczuciami. Zawsze wzmianki o wrednych teściowych
wydawały mu się wyolbrzymione. Przynajmniej dopóki sam się nie przekonał o ich
prawdziwości.
-
Twoja mama? – Spytał, żeby się upewnić.
Mary Ann skinęła głową.
-
Tak. W ten piątek są jej urodziny, a w niedzielę
taty, więc powiedziałam, że przyjedziemy... Ostatnim razem jak byłam w Polsce,
nie miałam okazji ich nawet odwiedzić...
Bill westchnął ciężko. Urodziny
teściów... Okres roku, którego najbardziej nie lubił.
-
Ja też? – Spytał z nadzieją, że Mary Ann sama
postanowi jechać. – Twoi rodzice nie będą szczęśliwi jak mnie zobaczą...
-
Wiem, ale... – spuściła głowę w dół. Bill był
pewny, że zaczęła bawić się swoimi paznokciami. – Mimo wszystko jesteś moim
mężem. Nawet jeżeli moja mama nie może cię zaakceptować, wciąż jesteś moim
mężem – powiedziała z naciskiem. - Na dodatek za niedługo zostaniemy
rodzicami...
W kuchni zapanowało milczenie.
Bill przez krótką chwilę rozważał wszystkie za i przeciw, aż w końcu skinął
potakująco głową. Powinien jakoś wytrzymać w towarzystwie teściów trzy dni...
-
Naprawdę?! Naprawdę ze mną pojedziesz?! –
dopytywała się.
-
Tak... – powiedział niechętnie.
Mary Ann podniosła się z krzesła
i podeszła do Billa. Z szerokim uśmiechem na ustach przytuliła się do niego,
całując go czule w policzek. Gdyby wtedy wiedział, że te trzy dni zamienią się
w piekło, nigdy nie zgodziłby się na ten wyjazd.
* * *
Nikola
zapukała po raz kolejny do drzwi apartamentu Toma, choć dobrze wiedziała, że
starszego Kaulitza nie ma w domu. W końcu ze zrezygnowaniem opadła na zimny
marmur i wpatrzyła się w koniec korytarza. Nie wiedziała co ma zrobić. Nie
chciała zgłaszać porwania Rosie na policję, bo zarówno ona jak i Tom byli
osobami publicznymi, przy czym Tokio Hotel znał cały świat. A to nie wróżyło dobrze.
Dziennikarze, wyczuwając skandal, na pewno zaczęliby grzebać w ich przeszłości.
Była pewna, że oprócz prawdziwych informacji na ich temat pojawiłby się również
stek bzdur, które zraniłby nie tylko ich, ale przede wszystkim Rosie. A ona musiała chronić córkę przed złem
tego świata. Chciała, żeby dziewczynka zachowała niewinność tak długo jak tylko
się da. Nawet gdyby miała pozostać pod opieką Toma.
Pokręciła
energicznie głową i zacisnęła dłonie mocno w pięści.
-
Nawet tak nie myśl! – powiedziała do siebie. –
Rosie to twoja córka i masz prawo się nią opiekować. Nie ma powodu, żebyś
oddała ją Tomowi bez walki!
Była zła na Toma, ale jeszcze
bardziej na siebie. Nie powinna pozwolić Karlowi otwierać drzwi. Być może nie
powinna nawet pójść z nim do łóżka. Ale teraz nie było sensu rozpaczać nad
rozlanym mlekiem.
Czując jak po policzkach
zaczynają jej spływać łzy, wyciągnęła z torebki karteczkę z numerem telefonu
adwokata, którą dała jej Mary Ann i wpatrzyła się w starannie zapisane cyferki.
* * *
-
Tom! – Bill wrzasnął do telefonu, kiedy wreszcie
usłyszał głos brata. – Gdzie ty do cholery jesteś z Rosie?!
-
W Disneylandzie – odparł spokojnie. – Mam
nadzieję, że mnie nie zdradzisz...
-
Gdzie jesteś?!
-
W Disneylandzie. Obiecałem Rosie, że pokażę jej
Myszkę Micky.
-
Czy ty wiesz, co tutaj się dzieje?! Natychmiast
wracaj!
-
Nie martw się. Wrócę. Przecież nie zamieszkam
tutaj na stałe. Zresztą... – kolejne słowa powiedział przyciszonym głosem. –
Rosie cały czas wypytuje o Nikolę.
Bill westchnął ciężko, po czym
opadł na kanapę. Spojrzał niewinnie na Mary Ann, która bacznie go obserwowała.
Tak jak się spodziewał rozmowa z żoną o problemach Toma i Nikoli nie mogła
przynieść niczego dobrego. Po długiej kłótni, w końcu zgodził się zadzwonić do
bliźniaka i przekonać go, żeby wrócił do Berlina. Teraz jednak znalazł się
pomiędzy młotem, a kowadłem. Nie mógł zdradzić brata, ale też nie mógł
pozwolić, żeby Mary Ann znów się zdenerwowała. Wiedział, że to niebezpieczne
dla dziecka.
-
Czyli wrócisz? – spytał spokojniej.
-
Tak.
-
To dobrze. Nikola już trzeci dzień koczuje pod
twoimi... – czując silne uderzenie w ramię, spojrzał niewinnie na Mary Ann. –
No co? Mówię prawdę.
-
Co mówiłeś?
-
Mówiłem – zasłonił się dłońmi, żeby Mary znów go
nie uderzyła – że Nikola koczuje już trzeci dzień pod twoimi drzwiami. Nikt nie
może jej przekonać, żeby wróciła do domu.
-
Naprawdę? – w głosie bliźniaka usłyszał radość.
– Naprawdę Nikola koczuje pod moimi drzwiami?
-
Tak.
-
Cudownie! Kocham cię braciszku!
Bill uniósł pytająco brew, kiedy
Tom się rozłączył. Zupełnie nie rozumiał zachowania brata. Czyżby sądził, że to
znak mówiący, że Nikola do niego wróci? W ten sposób to odebrał, ale czy Tom
mógł być aż tak naiwny?
-
I co powiedział? – Mary Ann spytała, kiedy Bill
położył telefon na stolik.
-
Że wróci.
-
Kiedy?
-
Nie wiem, ale podejrzewam, że to może nastąpić
jeszcze dzisiaj...
-
Dzisiaj? A gdzie jest?
-
Nie mogę ci powiedzieć.
-
Dlaczego? Nie słyszałam, żebyś mu obiecywał
milczenie.
-
Prowadzimy ze sobą telepatyczne rozmowy.
-
Ach... Zapomniałam o nich. No dobrze. Jesteś
pewny, że Tom dzisiaj wróci?
-
Tak mi się wydaje, ale sam nie wiem. Wydawał się
być zadowolony, że Nikola koczuje pod jego drzwiami.
Wstał z kanapy. Włożył dłonie do
kieszeni i uśmiechnął się do Mary.
-
Spakuj się, a ja pójdę do Nikoli. Powinienem już
dawno dać jej kod do mieszkania Toma...
Mary Ann skinęła potakująco
głową. Podniosła się z sofy i udała się do garderoby. Ściągnęła z półki dużą
walizkę i zaczęła wkładać do niej ubrania swoje i Billa. Czując na swojej łydce
łapkę jednego z psów, obróciła się do niego z uśmiechem. Kucnęła i zaczęła
głaskać pupila. Nie musiała długo czekać na kolejne psiaki.
-
Jesteś już? – Spytała, widząc Ying Xionga w
drzwiach garderoby.
-
Uhm. Jedziecie do dziadków?
-
Tak. Jak tylko wróci Bill.
Ying Xiong zrobił smutną minę.
Mary Ann nie wiedziała czy jest mu naprawdę smutno, że wyjeżdżają na trzy dni,
czy tylko udaje. Z drugiej strony nie miała powodów, żeby przestać ufać
nastolatkowi.
-
A ja? Mogę jechać do dziadków? Proszę mamo!
-
Przykro mi, ale nie. Ktoś musi się zająć moimi
małymi pociechami – spojrzała czule na psy. – Zaopiekujesz się nimi, prawda?
Chińczyk usiadł na podłodze ze
smutną miną i uderzył kilkakrotnie dłońmi zaciśniętymi w pięści o podłogę
wyłożoną miękką wykładziną.
-
Dlaczego muszę mieć zawsze takiego pecha? – w
jego głosie słychać było smutek. – Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego? – słowa
wypowiedziane przez Ying Xionga zabrzmiały tak, jakby nagle znalazł się na
środku wielkiej sceny.
Mary Ann kucnęła przed nim i
spojrzała mu w oczy. Czaiło się w nich rozczarowanie, jednakże blondynka nie
potrafiła odczytać na ile jest ono autentyczne.
-
Może następnym razem, ale na twoim miejscu nie
liczyłabym na zbyt wiele... Moja mama...
Przez chwilę szukała w głowie
odpowiednich słów, którymi mogłaby wyjaśnić Ying Xiongowi, że ze względu na
jego zachowanie, pochodzenie i wygląd jej mama z miejsca by go znienawidziła.
Nawet nie próbowałaby go lepiej poznać. Podobnie było z Billem. Uroiła sobie,
że mąż jej córki jest nieodpowiedzialnym smarkaczem, na dodatek dziwakiem,
który tak naprawdę lubi mężczyzn i nijak nie dała sobie przetłumaczyć, że się
myli.
W końcu machnęła niedbale dłonią.
Nie chciała ranić uczuć tego słodkiego osiemnastolatka.
-
Możesz mi podać tamtą walizkę? – Spytała,
wskazując palcem na najwyższą półkę.
Chłopak niechętnie podniósł się z
podłogi i posłusznie podał jej skórzaną walizkę.
-
Dziękuję – uśmiechnęła się do niego ciepło. – To
jak? Zaopiekujesz się moimi pociechami?
Ying Xiong skinął głową i
uśmiechnął się szeroko, ukazując małe, kształtne zęby.
-
Pewnie. Nie mógłbym przecież odmówić mamie.
* * *
Słysząc
kroki rozbrzmiewające echem po korytarzu, Nikola błyskawicznie podniosła się z
zimnej, marmurowej posadzki. Stojąc na drżących nogach, z nadzieją spoglądała w
stronę, z której dobiegał stukot obcasów. Gdy zza rogu wyłoniła się wreszcie
wysoka, szczupła postać z dłońmi włożonymi beztrosko do kieszeni wąskich spodni
i szczelnie zasłoniętą szalikiem twarzą, opadła bezsilnie na podłogę. Już po
dźwięku, który wydawały buty Billa, była pewna, że to nie Tom. A jednak w jej
sercu palił się malutki płomyk nadziei, że to jednak starszy Kaulitz postanowił
wreszcie wrócić do swojego apartamentu z Rosie.
Nikola
obserwowała uważnie Billa, który powoli się do niej zbliżał.
-
Cześć – powiedział spokojnie, kiedy stanął
naprzeciwko niej.
Brunetka nic nie odpowiedziała.
Nawet nie skinęła głową na przywitanie. Zamiast tego w jej głowie pojawiło się
całe mnóstwo pytań, które chciała zadać młodszemu Kaulitzowi, jednakże żadne z
nich nie wypłynęło z jej ust. Wiedziała, że wszystkie z nich i tak pozostaną
bez odpowiedzi.
Bill kucnął przed nią i bez słowa
przyłożył jedną dłoń do swojego czoła, a drugą do jej.
-
Masz gorączkę – stwierdził.
Podniósł się i wyciągnął dłoń w
stronę Nikoli. Kobieta spojrzała z wahaniem na jego rękę, lecz po chwili
złapała ją i pozwoliła, aby Bill pomógł jej wstać. Gdy mężczyzna wstukiwał kod,
Nikola z każdą wciśniętą przez niego cyferką unosiła wyżej brwi ze zdumienia.
Nie sądziła, że Tom może nadal używać jej daty urodzenia jako hasła chroniącego
wejścia do swojego apartamentu.
Słysząc charakterystyczny dźwięk
oznaczający, że zostało wprowadzone poprawne hasło, Bill nacisnął klamkę i
otworzył szeroko drzwi. Wszedł do apartamentu bliźniaka i zapalił światło.
Nikola stała bez ruchu na korytarzu, zastanawiając się czy powinna przekraczać
próg mieszkania, w którym zaznała zarówno wielu szczęśliwych chwili jak i tych
bolesnych.
„To już przeszłość” – powiedziała
do siebie w myślach, chcąc dodać sobie otuchy. Jednak nadal tkwiła bez ruchu
wpatrując się w oświetlone wnętrze apartamentu Toma. Dopiero kiedy Bill
pociągnął ją za rękę do środka, niepewnie przekroczyła próg mieszkania. Gdy
mężczyzna zamknął za nią drzwi, poczuła się tak, jakby znalazła się nagle w
klatce wypełnionej wspomnieniami.
„Jesteś wyczerpana i to dlatego”
– przekonywała się w duchu.
-
Chodź. Zrobię ci ciepłej herbaty. Jadłaś coś? –
Nikola pokręciła przecząco głową. – W takim razie coś zamówię. Mogę się
założyć, że Tom nie ma nic w lodówce oprócz napojów.
Bill wyciągnął z kieszeni telefon
i gdzieś zadzwonił, jednocześnie wlewając wodę do czajnika elektrycznego.
Nikola usiadła niepewnie na skórzanym stołku barowym i obserwowała każdy ruch
Billa. Jak to możliwe, żeby Kaulitzowie byli do siebie tak podobni, a
jednocześnie tak różni?
-
Przestań się zamartwiać – powiedział, kiedy
skończył rozmowę telefoniczną. – Tom wróci jeszcze dzisiaj albo jutro.
Brunetka spojrzała na niego z
nagłym zainteresowaniem. Miała go spytać skąd wie, ale najwyraźniej Bill
wyczytał to pytanie z jej oczu, bo roześmiał się i spojrzał na nią pobłażliwie.
-
Skąd wiem? Rozmawiałem z Tomem. Bardzo się
ucieszył, kiedy powiedziałem mu, że koczujesz pod jego drzwiami.
Nikola uderzyła dłońmi w blat i
spojrzała z wściekłością na Billa. Jej oczy nadal były podpuchnięte i
przekrwione od płaczu i niewyspania, ale w końcu przestał być w nich widoczny
smutek.
-
Ucieszył się?! Tom się ucieszył?! – Wykrzyknęła.
– Jak on mógł się ucieszyć?! Jak tylko wróci pokażę mu jak wygląda prawdziwa
radość!
-
Od razu lepiej – uśmiechnął się. – Tylko nie
skrzywdź za bardzo Toma.
-
Jak mam go nie skrzywdzić?! On mi porwał
dziecko!
-
Nie powinnaś tego traktować w ten sposób.
-
Więc jak powinnam to traktować? Jak kradzież
dziecka?
-
To nie tak. Tom naprawdę kocha Rosie.
-
A co ma tutaj do rzeczy jego miłość?
-
Pewnie to, że nie zrobiłby jej krzywdy. –
Wyciągnął z szafki dwa kubki i włożył do nich torebki herbaty. - A zabranie
dziecku matki, jest największą traumą jaka może spotkać dziecko.
-
Tak, chyba masz rację – westchnęła. – Ale musisz
mnie zrozumieć. Tom gdzieś zabrał Rosie, a ja nawet nie wiem gdzie. Nie mogę się
z nim skontaktować już od trzech dni! Umieram z niepokoju, a ty mówisz mi, że
powinnam spokojnie na niego czekać, bo on kocha Rosie i nie pozwoliłby jej
skrzywdzić!
-
Nie powiedziałem, że masz spokojnie czekać.
-
Wszystko jedno – Nikola machnęła niedbale ręką,
po czym objęła dłonią kubek z ciepłą herbatą, którą podał jej Bill.
-
Powinnaś porozmawiać z Tomem jak wróci. Daj mu
szansę, żeby się wytłumaczył.
-
Wybacz Bill, ale nie mam o czym rozmawiać z
twoim bratem – powiedziała chłodno. – Chcę tylko, żeby oddał mi Rosie. To
wszystko.
Bill w milczeniu wysunął jedną z
szuflad i wyciągnął z niej pudełko z tabletkami przeciwgorączkowymi. Położył je
przed Nikolą.
-
Dzięki – mruknęła.
Bill skinął głową i uśmiechnął
się lekko.
-
Weź tabletki i połóż się. Jeżeli nie przejdzie
ci gorączka zadzwoń po lekarza. Jeżeli byś czegoś potrzebowała zostawię ci
numer telefonu do Ying Xionga...
-
Nie trzeba. Poradzę sobie. Dzięki Bill.
-
No dobrze. Jak chcesz. Tom i tak powinien do
jutra wrócić.
Nikola objęła dłońmi kubek z
ciepłą herbatą i wpatrzyła się w bursztynowy napój. Nie chciała zostawać w
mieszkaniu Toma, ale z drugiej strony było to lepsze niż czekanie na niego na
korytarzu. I tak miała szczęście, że nie wyrzucił jej z budynku ochroniarz, tak
jakby była jakąś natrętną fanką.
Bill
złapał w dłonie kluczyki od samochodu, które położył wcześniej na blacie i
zaczął się nimi bawić.
-
Dasz sobie radę sama? – Nikola skinęła
nieznacznie głową, nie unosząc nawet wzroku. – W porządku. W takim razie
uciekam. Obiecałem Mary, że zaraz wrócę.
Młodszy Kaulitz ruszył do wyjścia
z kuchni. Wolałby zostać tutaj z Nikolą niż wracać do Mary Ann. Wspólny wyjazd
do jej rodziców był ostatnią rzeczą na którą miał ochotę.
-
Dzięki Bill... – cichy głos Nikoli dobiegł jego
uszu, kiedy znalazł się już w korytarzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz