niedziela, 8 września 2013

Część II: Rozdział 15

Mary Ann westchnęła ciężko wchodząc do łazienki. Kiedy tylko przekroczyła próg pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi, przycisnęła mocno do skroni palce wskazujące. Nie zmniejszyło to ani bólu głowy, ani zmęczenia, ale poczuła jakby w jakiś magiczny sposób wyparowała z niej odrobina złości.
-         Co za wiejski burak! – zawołała gniewnie, patrząc nienawistnie na ścianę wyłożoną ciemnymi kaflami. – Nienawidzę tego cholernego wieśniaka!
Mary Ann odkręciła ze złością ciepłą wodę i wlała do wanny sporą ilość wiśniowego płynu do kąpieli. Świeży, lekko kwaskowaty zapach wywołał na jej ustach delikatny uśmiech.
Ściągnęła z siebie ubrania i weszła do wody. Jej nadal trzęsące się z zimna ciało otuliła przyjemna fala ciepła. Blondynka oparła głowę o tył wanny i przymknęła powieki, rozkoszując się błogim stanem, w jakim znalazł się jej organizm. Choć przez krótką chwilę...
-         Przeklęty wieśniak! – powiedziała gniewnie, a zaraz później wybuchła gromkim śmiechem.
Wyobraziła sobie Billa w typowych, lekko ubrudzonych ziemią, dżinsowych ogrodniczkach, koszuli w kratę, kapeluszu kowbojskim na głowie i widłach w dłoni. W końcu pokręciła przecząco głową. W jej wyobraźni Bill wyglądał całkiem nieźle w stroju amerykańskiego farmera.
Przez chwilę w głowie Mary Ann panowała pustka, którą wypełnił widok Billa ubranego w ubrudzone gnojówką gumiaki, poplamione, materiałowe spodnie i wyciągniętą koszulę. Niechętnie musiała przyznać, że Bill Kaulitz ubrany w ten sposób wyglądał stylowo. Jego jasna skóra, łagodne rysy twarzy i czekoladowe oczy patrzące z ufnością nijak nie sugerowały, że jest wieśniakiem. Żadne inne określenie nie pasowało jednak do jego zachowania lepiej niż stereotypowy „wieśniak”.
Czekała całą noc przed bramą i pół dnia aż Bill łaskawie raczy jej otworzyć bramę. Dzwoniła kilkakrotnie domofonem, ale nie było żadnej reakcji. Dopiero przed chwilą mąż wpuścił ją do domu, tylko dlatego, że Riita musiała już jechać. Była tak wściekła, że nie wiedziała na kogo ma się najpierw rzucić z pieścami. Przez całą cholerną noc, siedząc na mrozie, wyobrażała sobie, co jej mąż może robić z Riitą. Próbowała podsuwać swojemu umysłowi wyobrażenie Billa i Riity grających w karty, rozmawiających o pogodzie czy oglądających jakiś durny show w telewizji. Ale jej umysł, zupełnie jakby żył własnym życiem, podsuwał jej widok Billa dobrze bawiącego się z Riitą w ich sypialni. Wszystkie te głupie myśli, wywoływały w niej jeszcze większą wściekłość. Jednak kiedy Riita wyszła w towarzystwie Billa z ich domu, pożegnała się z nim przez ten cholerny czuły pocałunek w policzek, nie zrobiła nic. Podniosła się tylko z ziemi i trzęsąc się z zimna, skierowała do domu. Bill zdarzał się jej nawet nie zauważać, co zdenerwowało ją jeszcze mocniej. Jakby nie było spędziła z nim przeszło dziewięć lat ze swojego dwudziestosześcioletniego życia!
            Czując, że woda w wannie robi się coraz chłodniejsza, wyszła z niej. Chwyciła biały ręcznik i owinęła się nim szczelnie. Otworzyła szafeczkę, w której trzymali wszystkie kosmetyki. Jej wzrok padł na pudełeczko z plastrami antykoncepcyjnymi. Przez chwilę zastanawiała się czy już powinna odkleić stary i przykleić nowy. A może to był czas na miesiączkę?
            Przekręciła głowę na bok, zastanawiając się, kiedy ostatnim razem miała okres.
-         Czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień... – wyliczała na palcach. – Wrzesień?!
W trakcie ostatnich kilku tygodni była tak bardzo zajęta, że zupełnie zapomniała o tym, że powinna mieć miesiączkę. Teraz jednak, kiedy o tym myślała, wydawało jej się, że ostatni raz miała ją pod koniec sierpnia. A to oznaczałoby, że od tego czasu minęło ponad półtora miesiąca.
Jej wzrok ponownie padł na pudełeczko z plastrami antykoncepcyjnymi. Obok niego stało jeszcze jedno opakowanie z plastrami nikotynowymi Billa. Powoli odwinęła ręcznik ze swojego ciała i sięgnęła dłonią do pośladka. Poczuła jak krew nagle krąży szybciej w jej żyła, a ręce zaczynają drżeć. Czy to możliwe, żeby pomyliła plastry i przykleiła zamiast swojego, plaster Billa?
Przymknęła powieki, policzyła w myślach do dziesięciu, przez chwilę głęboko oddychała po czym spojrzała na plaster. Jej serce zatrzymało się na chwilę, aby zaraz znów bić z oszałamiającą prędkością. Dla pewności wyciągnęła z pudełek po jednym plastrze, żeby porównać ich wygląd. Kiedy jej przypuszczenia się potwierdziły, chwyciła ubrania i pospiesznie wybiegła z łazienki.
-         Mary Ann? – Usłyszała pytający głos Billa, kiedy zakładała na siebie białą bluzkę. – Mary Ann?
-         Później Bill, później – zawołała nerwowo.
Wybiegła z domu i wsiadła do samochodu. Ruszyła z piskiem opon, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w aptece. Czuła jak wiruje jej w głowie, zaś żołądek podchodzi do gardła. Złapała usta jedną dłonią, próbując zapobiec zwymiotowaniu.
-         Nie, nie, nie... Błagam... Nie mogę być w ciąży... Wszystko, ale nie to... Błagam... Tylko nie to...
Z jej oczu zaczęły mimowolnie wypływać łzy, ograniczając widoczność.
Widząc szyld z zielonym napisem „Apteka”, nie przejmując się tym, że blokuje ruch, zaparkowała samochód na środku ulicy. Pospiesznie weszła do środka apteki. Kilka starszych pań czekało w kolejce, ale ona je zignorowała. Bez słowa wyjaśnienia, ani nawet bez „przepraszam”, podeszła do kontuaru i spojrzała zapłakanymi oczami na farmaceutkę. Głosy niezadowolonych klientek dobiegały do jej uszu jakby z oddali.
-         Test ciążowy...
-         Proszę ustawić się w kolejce – odpowiedziała chłodno farmaceutka, powracając do rozmowy z jedną ze starszych pań.
-         Pani nie rozumie – Mary Ann spojrzała na nią błagalnie, kładąc na blacie pokaźny plik pomiętych banknotów. – Proszę. Ja muszę mieć te testy natychmiast!
-         Proszę się ustawić w kolejce.
-         Nie! Ja nie mogę czekać! Proszę!
Jej oczy błądziły po półkach, jakby czegoś szukały, natomiast jej całe ciało drżało tak mocno, że ledwo mogła nad nim zapanować. W myślach błagała, żeby jej przypuszczenia okazały się nieprawdziwe. Nie była gotowa psychicznie na to, żeby zajść w ciążę. Na dodatek Bill jej nie pamiętał... Jak miałaby wychować dziecko bez ojca?!
            Widząc, że proszenie farmaceutki nie odnosi większego skutku, spojrzała błagalnie w oczy starszej pani. Złapała ją mocno jedną ręką za dłoń, drugą wciskając banknoty w dłoń.
-         Niech pani to weźmie – mówiła drżącym głosem. – Niech pani zatrzyma te pieniądze, tylko proszę kupić mi testy ciążowe... Proszę, ja nie mogę dłużej czekać!
-         Dobrze – kobieta zgodziła się, uśmiechając się do Mary Ann. Położyła pieniądze na kontuarze i zwróciła się do farmaceutki: - Niech pani da tej pani testy ciążowe. To nie dobrze dla dziecka, kiedy matka jest taka roztrzęsiona.
-         Dziękuję! Dziękuję!
Mary Ann pospiesznie zabrała reklamówkę, którą podała jej ekspedientka i wybiegła z apteki. W drodze do domu modliła się, żeby brak okresu był spowodowany zwykłym przemęczeniem i życiem w stresie.
* * *
            Bill widząc jak Mary wybiega z domu, złapał dłońmi koła swojego wózka inwalidzkiego i wyjechał na taras.
-         Mary Ann! – zawołał, widząc jak blondynka pospiesznie wsiada do samochodu. – Cholerny wózek! – Zaklął.
Gdyby nie miał teraz nogi w gipsie, mógłby pobiec za żoną i sprawdzić co się stało. Jednak unieruchomiona noga utrudniała mu normalne poruszanie się. Jedynym co mógł zrobić było siedzenie na tarasie i czekanie aż Mary Ann wróci do domu.
Bill poczuł dziwny ucisk w sercu. Jego ciało zaczęło drżeć. Przez umysł przemknęły mu setki czarnych scenariuszy, powodując jeszcze większy niepokój.
Zaczął jeździć nerwowo w tą i z powrotem po tarasie, co kilka sekund zerkając w stronę wejścia na ich podwórko. Jak dotąd Mary Ann nigdy nie zdarzyło się tak szybko wybiec z domu, ubierając się w pośpiechu. Oczywiście wiedział, że żona się go nie wstydzi, ale biorąc pod uwagę okoliczności w jakich się znaleźli, nie powinna paradować przy nim nago. A może w ten sposób pragnęła go odzyskać?
Pokręcił przecząco głową. Na pewno nie. Mary Ann nie była typem kobiety, który uwodzi mężczyzn swoim nagim ciałem. Chociaż musiał przyznać, że gdyby stanęła przed nim nago i uśmiechnęła się do niego łobuzersko, nie mógłby się powstrzymać, żeby się z nią kochać. Już samo patrzenie na nią w ubraniach i świadomość, że nie może się do niej nawet przytulić, powodowała w nim wściekłość. Z każdym dniem, który razem spędzali, coraz trudniej było mu zapanować nad swoim pożądaniem. Zupełnie tak, jakby dopiero co się w niej zakochał. A i patrząc na to z perspektywy czasu, wtedy był bardziej cierpliwy i mniej spragniony seksu.
-         Co się stało z mamą? – Spytał jednego ze swoich psów. – Dlaczego mama wybiegła w takim pośpiechu? Myślisz, że mogło się stać coś poważnego? A może wasz tata tak ją wystraszył?
Pies przyłożył tylko głowę do jego łydek, domagając się pieszczot. Bill pogłaskał psiaka po łebku.
            Słysząc warkot silnika, spojrzał w stronę bramy, która w sekundę później się otworzyła, a na podjeździe zaparkował samochód. Mary Ann pospiesznie wysiadła z auta i biegiem ruszyła w stronę domu. Całkowicie zignorowała zarówno obecność psów, które pojawiły się przy niej merdając wesoło ogonami jak i obecność Billa. Czarnowłosy widząc na twarzy ukochanej łzy, poczuł jak jego serce przebija kilka zardzewiałych gwoździ. Czy to znowu on był źródłem tych łez?
-         Mary Ann! – Zawołał za nią, a kiedy nic nie odpowiedziała, zsiadł z wózka i skacząc na jednej nodze podążył za nią.
Żona całkowicie go zignorowała, zatrzaskując mu przed nosem drzwi od łazienki. Przyłożył ucho do ciemnego drewna, nasłuchując. Ze środka dobiegał hałas rozrywanych opakowań zmieszany ze szlochem Mary Ann.
-         Mary Ann! – Zawołał. – Otwórz drzwi! Mary Ann!
-         Idź stąd Bill... – odpowiedziała słabo. Dźwięk płaczu ustał, a przynajmniej tak mu się wydawało.
-         Mary Ann?! Co się stało?! Mary Ann?! Otwórz drzwi! – Walił dłonią w ciemne drewno. – Mary Ann!
Nie słysząc odpowiedzi, pokuśtykał do kuchni po nóż. Otworzył nim zamek, po czym wszedł do łazienki. Blondynka leżała na podłodze nieprzytomna.
-         Mary Ann! – Bill zawołał, lekko klepiąc żonę po policzku. – Mary Ann! Obudź się!
Rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby ją ocucić. Jego wzrok zatrzymał się jednak na kilku testach ciążowych. Złapał w dłonie jeden z nich i uważnie mu się przyjrzał. Widząc dwie kreski, przechylił głowę na bok, zastanawiając się czy to oznacza, że Mary Ann jest w ciąży czy też nie. W końcu złapał jedno z opakowań i przejrzał ulotkę. Nie mogąc uwierzyć własnym oczom, odłożył ją na bok i obejrzał uważnie pozostałe testy ciążowe, które również wskazywały na to, że Mary jest w ciąży.
Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, zaś ciało stało się o wiele lżejsze niż było w rzeczywistości. Najszybciej jak tylko mógł poszedł na taras po wózek inwalidzki. Sam ledwie chodził z nogą w gipsie, dlatego niesienie ciężarnej kobiety do łóżka nie wchodziło w rachubę. Nawet jeżeli łazienkę od sypialni dzieliło tylko kilka metrów.
Usadowił ostrożnie Mary Ann na wózku i powoli zawiózł do sypialni, którą obecnie zajmował. Przełożył ją delikatnie na łóżko i przykrył kołdrą. Czując, że jej czoło jest gorące, poszedł do łazienki po wilgotny ręcznik. Kiedy moczył biały, puchaty materiał w zimnej wodzie, jego wzrok padł na wyciągnięte plastry.
Uderzył się mocno dłonią w głowę. Przez to, że Mary Ann go zostawiła, zupełnie zapomniał, że zamienił zawartość opakowań z plastrami antykoncepcyjnymi i nikotynowymi w ich berlińskim apartamencie. Wiedział, że Mary Ann bardzo chce zajść w ciążę, dlatego postanowił jej pomóc. Nigdy nie przypuszczał jednak, że jej strach przed ponownym zajściem w ciążę jest tak silny. Teraz żałował swojej decyzji, ale jednocześnie cieszył się, że – jeżeli wszystko pójdzie dobrze - już wkrótce zostanie najprawdziwszym ojcem.
Z wilgotnym ręcznikiem, wrócił do sypialni. Położył materiał na rozgrzanym czole Mary Ann i wpatrzył się w jej twarz. Jej gładka cera miała teraz odcień niemalże kredowobiały zaś usta były blade. Pocałował ją delikatnie w czubek zadartego noska, uśmiechając się do siebie. Ostrożnie odsunął z jej piersi i brzucha kołdrę. Położył głowę nieco poniżej jej piersi, nasłuchując odgłosów, które wydawało jej ciało. Przyłożył dłoń do jej podbrzusza, delikatnie je głaszcząc.
-         To ja. Słyszysz mnie? To ja, twój tatuś - szeptał. - Przepraszam, że przysporzyłem mamusi tyle zmartwień. Od teraz tatuś się wami zajmie tak jak należy. Dlatego... Dlatego – z jego oczu wypłynęły pojedyncze łzy – musisz mi obiecać, że będziesz silny. Bardzo silny. Mamusia będzie bardzo smutna jeżeli coś ci się stanie.
Słysząc dźwięki wydawane przez organizm Mary Ann, uznał je za zgodę. Od tej chwili postanowił dać z siebie wszystko. Tym razem nie mógł zawieść jako ojciec. Jego zadaniem było chronienie osób, które kocha ponad życie; osób będących jego rodziną. Nawet gdyby Mary go kopała, gryzła i wyrzucała z domu, on nie pozwoli jej odejść nawet na krok. Nowa płyta Tokio Hotel musi zaczekać. Wiedział, że chłopaki go zrozumieją. A fani... Oni teraz nie byli najważniejsi.
Wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni swoich spodni i wybrał numer Toma. Musiał natychmiast podzielić się radosną nowiną z bliźniakiem.
-         Mary Ann jest w ciąży! – powiedział cicho, kiedy tylko brat odebrał połączenie.
-         Co?! Zapłodniłeś Mary?!
-         Przecież mówię! Tom! – z jego oczu ponownie wypłynęły łzy radości. – Tym razem muszę zostać ojcem!
-         Gratuluję – w wyobraźni zobaczył jak Tom się uśmiecha. – Zadzwonię do chłopaków i powiem im, że mamy co najmniej roczne wakacje.
-         Dzięki Tom. Chcesz posłuchać mojego dziecka? – Spytał bliźniaka. Nie czekając na jego odpowiedź, przyłożył telefon do brzucha Mary Ann. Po kilku minutach znów przyłożył sobie telefon do ucha. – Słyszałeś?
-         Tak, słyszałem. Dbaj o Mary. Nie pozwól jej się za bardzo stresować.
-         Nie pozwolę – zapewnił żarliwie. – Tym razem będę najlepszym ojcem na świecie!
-         Na pewno.
Bill rozłączył się. Odłożył telefon na łóżko i ułożył wygodniej głowę na brzuchu Mary Ann. Delikatnie głaskał jej podbrzusze, zupełnie tak jakby chciał dać do zrozumienia dziecku, że on tutaj jest, żeby się nim zająć.
Po kilkudziesięciu kolejnych minutach poczuł jak Mary Ann się porusza. Zamiast odsunąć się od niej, aby pozwolić jej na swobodne ruchy, przytulił się do niej mocniej.
-         Bill? – Usłyszał jej cichy, lekko drżący głos.
-         Ciii... Leż. Musisz odpocząć – odpowiedział spokojnie.
-         Ale Bill... Dlaczego... Dlaczego na mnie leżysz?
Westchnął cicho, obracając głowę, tak, żeby widzieć twarz Mary Ann. Ulżyło mu, widząc, że nie jest już taka blada jak wcześniej.
-         Rozmawiam z naszym dzieckiem – uśmiechnął się łobuzersko.
-         Z naszym dzieckiem?! – Jej oczy nienaturalnie się rozszerzyły, zaś ciało zaczęło drżeć. – Naszym... Dzieckiem?! Nie... Nie... To nieprawda! Nie jestem w ciąży! NIE!!! JA NIE MOGĘ BYĆ W CIĄŻY!!!
Widząc jak Mary Ann zaczyna się szarpać, spojrzał na nią z przerażeniem. Odsunął się od jej brzucha i mocno ją do siebie przytulił, głaszcząc po złotych, jedwabiście gładkich włosach.
-         Zostaw mnie! Bill... Ja nie... JA NIE MOGĘ BYĆ W CIĄŻY!!! – krzyczała rozpaczliwie, wbijając boleśnie w jego plecy długie paznokcie. – ROZUMIESZ?! JA NIE MOGĘ BYĆ W CIĄŻY!!! NIE CHCĘ!!!
-         Już dobrze. Uspokój się. Już dobrze. Wiesz, że kiedy matka jest nieszczęśliwa, dziecko również? – spytał, całując ją czule w głowę. – Od teraz musisz być tylko szczęśliwa.
-         JA NIE JESTEM W CIĄŻY!!! Nie ma mowy! Te testy muszą być stare, albo wadliwe! Nie ma mowy, żebym była w ciąży!!!
-         Proszę Mary, uspokój się. Dla dobra naszego dziecka... Proszę.
-         Ale Bill... – szlochała. – Ja... Ja... To... Boję się – powiedziała w końcu, już o wiele spokojniej.
Odsunął ją lekko i spojrzał głęboko w jej zapłakane oczy.
-         Tym razem wszystko będzie w porządku – otarł jej łzy. - Obiecuję. Nie pozwolę, żeby nasze dziecko umarło.
-         Bill... – przełknęła głośno ślinę i otarła łzy. – Ty... pamiętasz...
-         Nigdy nie zapomniałem – powiedział wzruszając obojętnie ramionami, robiąc przy tym niewinną minę.
-         Dlaczego...
-         A co miałem zrobić? – Spytał, patrząc na nią niepewnie. – Nie potrafię o tobie zapomnieć. Nawet gdybym stracił tysiąc razy pamięć, na pewno zakochałbym się w tobie od nowa tysiąc razy. Obiecałem sobie jednak, że tym razem pozwolę ci odejść, skoro tak bardzo tego chcesz. Dlatego udawałem, że o tobie zapomniałem. Widzisz kochanie... Twoja miłość jest bardzo dziwna.
-         Dziwna? Niby dlaczego dziwna?
-         Która kobieta pozwoliłaby odejść przystojnemu Billowi Kaulitzowi do innej, tylko dlatego, że chce go uszczęśliwić na siłę? – Zaśmiał się. – Ty nie jesteś ze mną z przyzwyczajenia. Nie ma mowy. Przez jakiś czas tak myślałem, ale to niemożliwe.
-         A skąd ty to możesz wiedzieć, skoro nawet ja tego nie wiem?
Bill zaczął się śmiać. Widząc wyczekujący wzrok Mary Ann, spojrzał na nią uważnie, po czym odpowiedział pewnie:
-         Z twoich oczu. Jakkolwiek nie próbowałabyś być obojętna, chłodna i kompetentna, kiedy na mnie patrzysz w twoich oczach jest przyjemne ciepło. Gdybyś mnie nie kochała, nie starałabyś się znaleźć dla mnie czasu kosztem nieprzespanych nocy. Nie namawiałabyś mnie też do znalezienia sobie nowej żony. Gdybyś mnie przestała kochać, po prostu byś się wyprowadziła i przysłała mi papiery rozwodowe. Nie próbowałabyś mi też wmówić, że jesteś stylistką Tokio Hotel. Wiesz jakie to niedorzeczne? Nigdy bym nie uwierzył w to, że mam stylistkę! Sam wybieram swoje ubrania od szóstego roku życia!
-         I co ja mam z tobą zrobić? – spytała czule, głaszcząc jego policzek.
-         Możesz mnie pocałować... – powiedział, odwracając nieśmiało głowę. Spojrzał na nią z udawanym zawstydzeniem.
Mary Ann uśmiechnęła się lekko, czując jak z jej serca spada ciężki głaz. Cmoknęła Billa szybko w usta, tak, że chłopak nawet nie zdążył odwzajemnić pocałunku.
-         Ej! To się nie liczy!
-         Nie?
Bill pokręcił przecząco głową, zbliżając twarz do twarzy Mary Ann. Najpierw pocałował czubek jej zadartego noska, a następnie przyłożył usta do jej słodkich warg. Całował ją powoli, rozkoszując się każdym muśnięciem jej ust. W jednej chwili poczuł się tak błogo, jakby z jego pleców wyrosły wielkie, białe skrzydła, które poniosłyby ich na bezludną wyspę dryfującą po niebie. Każde dotknięcie ust Mary Ann było dla niego jak zatopienie się zimą w puchowej pościeli, albo schronieniem się latem w cieniu palmy. Pogłębił pocałunek. Z każdym kolejnym dotknięciem warg Mary Ann, czuł jak w jego żyłach krew staje się cieplejsza i zaczyna szybciej płynąć. Czując jednak dłonie ukochanej na swojej klatce piersiowej, odsunął się od niej.
-         Chyba nie powinniśmy – odparł niepewnie.
-         Dlaczego? Coś się stało?
-         Nic. Po prostu... Nie wiem czy powinniśmy zakłócać spokój Dietera.
-         Dietera? – Spytała, uśmiechając się do niego łobuzersko. – Skąd wiesz, że to chłopczyk?
-         Powiedział mi.
-         Powiedział ci? – zaśmiała się. Bill skinął tylko potakująco głową. – O! – Przyłożyła dłoń do swojego podbrzusza. – Czekaj! Mnie też coś mówi!
-         Naprawdę?! – Spytał radośnie, przykładając głowę do jej brzucha. – Co takiego?
-         Mówi, że nie ma nic przeciwko, żeby tatuś pokazał mamusi jak bardzo ją kocha.
-         Ale czy to na pewno w porządku?
-         Jeżeli nie chcesz, możemy poczekać aż Dieter się urodzi...
-         To będzie... – zastanawiał się na głos – siedem albo osiem miesięcy, kiedy będziesz w ciąży, później przynajmniej cztery miesiące aż wszystko ci się zagoi po porodzie... To jest... Dwanaście miesięcy! – Przyłożył ponownie ucho do podbrzusza Mary Ann i spytał: - Dieter, naprawdę uważasz, że mogę kochać się z twoją mamusią, kiedy ty tam jeszcze jesteś? – Nasłuchiwał czekając na odpowiedź, która nie nadchodziła. – Dieter! Odpowiedz tacie! Tata nie wytrzyma całego roku na oglądaniu filmów dla dorosłych!
Słysząc dźwięczny śmiech Mary Ann, spojrzał na nią z wyrzutem.
-         No co? To twoja wina, że jestem w ciąży.

-         Słyszałeś? – powiedział do podbrzusza żony. – Teraz to wszystko moja wina. Ale nie martw się. Tatuś się tobą zaopiekuję, a teraz... Zamknij oczka. Nie podglądaj jak rodzice robią rzeczy dla dorosłych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz