Mary Ann westchnęła ciężko
wchodząc do łazienki. Kiedy tylko przekroczyła próg pomieszczenia i zamknęła za
sobą drzwi, przycisnęła mocno do skroni palce wskazujące. Nie zmniejszyło to
ani bólu głowy, ani zmęczenia, ale poczuła jakby w jakiś magiczny sposób
wyparowała z niej odrobina złości.
-
Co za wiejski burak! – zawołała gniewnie,
patrząc nienawistnie na ścianę wyłożoną ciemnymi kaflami. – Nienawidzę tego
cholernego wieśniaka!
Mary Ann odkręciła ze złością
ciepłą wodę i wlała do wanny sporą ilość wiśniowego płynu do kąpieli. Świeży,
lekko kwaskowaty zapach wywołał na jej ustach delikatny uśmiech.
Ściągnęła z siebie ubrania i
weszła do wody. Jej nadal trzęsące się z zimna ciało otuliła przyjemna fala ciepła.
Blondynka oparła głowę o tył wanny i przymknęła powieki, rozkoszując się błogim
stanem, w jakim znalazł się jej organizm. Choć przez krótką chwilę...
-
Przeklęty wieśniak! – powiedziała gniewnie, a
zaraz później wybuchła gromkim śmiechem.
Wyobraziła sobie Billa w
typowych, lekko ubrudzonych ziemią, dżinsowych ogrodniczkach, koszuli w kratę,
kapeluszu kowbojskim na głowie i widłach w dłoni. W końcu pokręciła przecząco
głową. W jej wyobraźni Bill wyglądał całkiem nieźle w stroju amerykańskiego
farmera.
Przez chwilę w głowie Mary Ann
panowała pustka, którą wypełnił widok Billa ubranego w ubrudzone gnojówką
gumiaki, poplamione, materiałowe spodnie i wyciągniętą koszulę. Niechętnie
musiała przyznać, że Bill Kaulitz ubrany w ten sposób wyglądał stylowo. Jego
jasna skóra, łagodne rysy twarzy i czekoladowe oczy patrzące z ufnością nijak
nie sugerowały, że jest wieśniakiem. Żadne inne określenie nie pasowało jednak
do jego zachowania lepiej niż stereotypowy „wieśniak”.
Czekała całą noc przed bramą i
pół dnia aż Bill łaskawie raczy jej otworzyć bramę. Dzwoniła kilkakrotnie
domofonem, ale nie było żadnej reakcji. Dopiero przed chwilą mąż wpuścił ją do
domu, tylko dlatego, że Riita musiała już jechać. Była tak wściekła, że nie
wiedziała na kogo ma się najpierw rzucić z pieścami. Przez całą cholerną noc,
siedząc na mrozie, wyobrażała sobie, co jej mąż może robić z Riitą. Próbowała
podsuwać swojemu umysłowi wyobrażenie Billa i Riity grających w karty,
rozmawiających o pogodzie czy oglądających jakiś durny show w telewizji. Ale
jej umysł, zupełnie jakby żył własnym życiem, podsuwał jej widok Billa dobrze
bawiącego się z Riitą w ich sypialni. Wszystkie te głupie myśli, wywoływały w
niej jeszcze większą wściekłość. Jednak kiedy Riita wyszła w towarzystwie Billa
z ich domu, pożegnała się z nim przez ten cholerny czuły pocałunek w policzek,
nie zrobiła nic. Podniosła się tylko z ziemi i trzęsąc się z zimna, skierowała
do domu. Bill zdarzał się jej nawet nie zauważać, co zdenerwowało ją jeszcze
mocniej. Jakby nie było spędziła z nim przeszło dziewięć lat ze swojego
dwudziestosześcioletniego życia!
Czując, że
woda w wannie robi się coraz chłodniejsza, wyszła z niej. Chwyciła biały
ręcznik i owinęła się nim szczelnie. Otworzyła szafeczkę, w której trzymali
wszystkie kosmetyki. Jej wzrok padł na pudełeczko z plastrami
antykoncepcyjnymi. Przez chwilę zastanawiała się czy już powinna odkleić stary
i przykleić nowy. A może to był czas na miesiączkę?
Przekręciła
głowę na bok, zastanawiając się, kiedy ostatnim razem miała okres.
-
Czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień... –
wyliczała na palcach. – Wrzesień?!
W trakcie ostatnich kilku tygodni
była tak bardzo zajęta, że zupełnie zapomniała o tym, że powinna mieć
miesiączkę. Teraz jednak, kiedy o tym myślała, wydawało jej się, że ostatni raz
miała ją pod koniec sierpnia. A to oznaczałoby, że od tego czasu minęło ponad
półtora miesiąca.
Jej wzrok ponownie padł na
pudełeczko z plastrami antykoncepcyjnymi. Obok niego stało jeszcze jedno
opakowanie z plastrami nikotynowymi Billa. Powoli odwinęła ręcznik ze swojego
ciała i sięgnęła dłonią do pośladka. Poczuła jak krew nagle krąży szybciej w
jej żyła, a ręce zaczynają drżeć. Czy to możliwe, żeby pomyliła plastry i
przykleiła zamiast swojego, plaster Billa?
Przymknęła powieki, policzyła w
myślach do dziesięciu, przez chwilę głęboko oddychała po czym spojrzała na
plaster. Jej serce zatrzymało się na chwilę, aby zaraz znów bić z oszałamiającą
prędkością. Dla pewności wyciągnęła z pudełek po jednym plastrze, żeby porównać
ich wygląd. Kiedy jej przypuszczenia się potwierdziły, chwyciła ubrania i
pospiesznie wybiegła z łazienki.
-
Mary Ann? – Usłyszała pytający głos Billa, kiedy
zakładała na siebie białą bluzkę. – Mary Ann?
-
Później Bill, później – zawołała nerwowo.
Wybiegła z domu i wsiadła do
samochodu. Ruszyła z piskiem opon, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w
aptece. Czuła jak wiruje jej w głowie, zaś żołądek podchodzi do gardła. Złapała
usta jedną dłonią, próbując zapobiec zwymiotowaniu.
-
Nie, nie, nie... Błagam... Nie mogę być w
ciąży... Wszystko, ale nie to... Błagam... Tylko nie to...
Z jej oczu zaczęły mimowolnie
wypływać łzy, ograniczając widoczność.
Widząc szyld z zielonym napisem
„Apteka”, nie przejmując się tym, że blokuje ruch, zaparkowała samochód na
środku ulicy. Pospiesznie weszła do środka apteki. Kilka starszych pań czekało
w kolejce, ale ona je zignorowała. Bez słowa wyjaśnienia, ani nawet bez
„przepraszam”, podeszła do kontuaru i spojrzała zapłakanymi oczami na
farmaceutkę. Głosy niezadowolonych klientek dobiegały do jej uszu jakby z
oddali.
-
Test ciążowy...
-
Proszę ustawić się w kolejce – odpowiedziała
chłodno farmaceutka, powracając do rozmowy z jedną ze starszych pań.
-
Pani nie rozumie – Mary Ann spojrzała na nią
błagalnie, kładąc na blacie pokaźny plik pomiętych banknotów. – Proszę. Ja
muszę mieć te testy natychmiast!
-
Proszę się ustawić w kolejce.
-
Nie! Ja nie mogę czekać! Proszę!
Jej oczy błądziły po półkach,
jakby czegoś szukały, natomiast jej całe ciało drżało tak mocno, że ledwo mogła
nad nim zapanować. W myślach błagała, żeby jej przypuszczenia okazały się
nieprawdziwe. Nie była gotowa psychicznie na to, żeby zajść w ciążę. Na dodatek
Bill jej nie pamiętał... Jak miałaby wychować dziecko bez ojca?!
Widząc, że
proszenie farmaceutki nie odnosi większego skutku, spojrzała błagalnie w oczy
starszej pani. Złapała ją mocno jedną ręką za dłoń, drugą wciskając banknoty w
dłoń.
-
Niech pani to weźmie – mówiła drżącym głosem. –
Niech pani zatrzyma te pieniądze, tylko proszę kupić mi testy ciążowe...
Proszę, ja nie mogę dłużej czekać!
-
Dobrze – kobieta zgodziła się, uśmiechając się
do Mary Ann. Położyła pieniądze na kontuarze i zwróciła się do farmaceutki: -
Niech pani da tej pani testy ciążowe. To nie dobrze dla dziecka, kiedy matka
jest taka roztrzęsiona.
-
Dziękuję! Dziękuję!
Mary Ann pospiesznie zabrała
reklamówkę, którą podała jej ekspedientka i wybiegła z apteki. W drodze do domu
modliła się, żeby brak okresu był spowodowany zwykłym przemęczeniem i życiem w
stresie.
* * *
Bill widząc
jak Mary wybiega z domu, złapał dłońmi koła swojego wózka inwalidzkiego i
wyjechał na taras.
-
Mary Ann! – zawołał, widząc jak blondynka
pospiesznie wsiada do samochodu. – Cholerny wózek! – Zaklął.
Gdyby nie miał teraz nogi w
gipsie, mógłby pobiec za żoną i sprawdzić co się stało. Jednak unieruchomiona
noga utrudniała mu normalne poruszanie się. Jedynym co mógł zrobić było
siedzenie na tarasie i czekanie aż Mary Ann wróci do domu.
Bill poczuł dziwny ucisk w sercu.
Jego ciało zaczęło drżeć. Przez umysł przemknęły mu setki czarnych scenariuszy,
powodując jeszcze większy niepokój.
Zaczął jeździć nerwowo w tą i z
powrotem po tarasie, co kilka sekund zerkając w stronę wejścia na ich podwórko.
Jak dotąd Mary Ann nigdy nie zdarzyło się tak szybko wybiec z domu, ubierając
się w pośpiechu. Oczywiście wiedział, że żona się go nie wstydzi, ale biorąc
pod uwagę okoliczności w jakich się znaleźli, nie powinna paradować przy nim
nago. A może w ten sposób pragnęła go odzyskać?
Pokręcił przecząco głową. Na
pewno nie. Mary Ann nie była typem kobiety, który uwodzi mężczyzn swoim nagim
ciałem. Chociaż musiał przyznać, że gdyby stanęła przed nim nago i uśmiechnęła
się do niego łobuzersko, nie mógłby się powstrzymać, żeby się z nią kochać. Już
samo patrzenie na nią w ubraniach i świadomość, że nie może się do niej nawet
przytulić, powodowała w nim wściekłość. Z każdym dniem, który razem spędzali,
coraz trudniej było mu zapanować nad swoim pożądaniem. Zupełnie tak, jakby
dopiero co się w niej zakochał. A i patrząc na to z perspektywy czasu, wtedy
był bardziej cierpliwy i mniej spragniony seksu.
-
Co się stało z mamą? – Spytał jednego ze swoich
psów. – Dlaczego mama wybiegła w takim pośpiechu? Myślisz, że mogło się stać
coś poważnego? A może wasz tata tak ją wystraszył?
Pies przyłożył tylko głowę do
jego łydek, domagając się pieszczot. Bill pogłaskał psiaka po łebku.
Słysząc
warkot silnika, spojrzał w stronę bramy, która w sekundę później się otworzyła,
a na podjeździe zaparkował samochód. Mary Ann pospiesznie wysiadła z auta i
biegiem ruszyła w stronę domu. Całkowicie zignorowała zarówno obecność psów,
które pojawiły się przy niej merdając wesoło ogonami jak i obecność Billa.
Czarnowłosy widząc na twarzy ukochanej łzy, poczuł jak jego serce przebija
kilka zardzewiałych gwoździ. Czy to znowu on był źródłem tych łez?
-
Mary Ann! – Zawołał za nią, a kiedy nic nie
odpowiedziała, zsiadł z wózka i skacząc na jednej nodze podążył za nią.
Żona całkowicie go zignorowała,
zatrzaskując mu przed nosem drzwi od łazienki. Przyłożył ucho do ciemnego
drewna, nasłuchując. Ze środka dobiegał hałas rozrywanych opakowań zmieszany ze
szlochem Mary Ann.
-
Mary Ann! – Zawołał. – Otwórz drzwi! Mary Ann!
-
Idź stąd Bill... – odpowiedziała słabo. Dźwięk
płaczu ustał, a przynajmniej tak mu się wydawało.
-
Mary Ann?! Co się stało?! Mary Ann?! Otwórz
drzwi! – Walił dłonią w ciemne drewno. – Mary Ann!
Nie słysząc odpowiedzi,
pokuśtykał do kuchni po nóż. Otworzył nim zamek, po czym wszedł do łazienki.
Blondynka leżała na podłodze nieprzytomna.
-
Mary Ann! – Bill zawołał, lekko klepiąc żonę po
policzku. – Mary Ann! Obudź się!
Rozejrzał się dookoła, w
poszukiwaniu czegoś, co mogłoby ją ocucić. Jego wzrok zatrzymał się jednak na
kilku testach ciążowych. Złapał w dłonie jeden z nich i uważnie mu się
przyjrzał. Widząc dwie kreski, przechylił głowę na bok, zastanawiając się czy
to oznacza, że Mary Ann jest w ciąży czy też nie. W końcu złapał jedno z
opakowań i przejrzał ulotkę. Nie mogąc uwierzyć własnym oczom, odłożył ją na
bok i obejrzał uważnie pozostałe testy ciążowe, które również wskazywały na to,
że Mary jest w ciąży.
Na jego ustach pojawił się
szeroki uśmiech, zaś ciało stało się o wiele lżejsze niż było w rzeczywistości.
Najszybciej jak tylko mógł poszedł na taras po wózek inwalidzki. Sam ledwie
chodził z nogą w gipsie, dlatego niesienie ciężarnej kobiety do łóżka nie
wchodziło w rachubę. Nawet jeżeli łazienkę od sypialni dzieliło tylko kilka
metrów.
Usadowił ostrożnie Mary Ann na
wózku i powoli zawiózł do sypialni, którą obecnie zajmował. Przełożył ją
delikatnie na łóżko i przykrył kołdrą. Czując, że jej czoło jest gorące, poszedł
do łazienki po wilgotny ręcznik. Kiedy moczył biały, puchaty materiał w zimnej
wodzie, jego wzrok padł na wyciągnięte plastry.
Uderzył się mocno dłonią w głowę.
Przez to, że Mary Ann go zostawiła, zupełnie zapomniał, że zamienił zawartość
opakowań z plastrami antykoncepcyjnymi i nikotynowymi w ich berlińskim
apartamencie. Wiedział, że Mary Ann bardzo chce zajść w ciążę, dlatego
postanowił jej pomóc. Nigdy nie przypuszczał jednak, że jej strach przed
ponownym zajściem w ciążę jest tak silny. Teraz żałował swojej decyzji, ale
jednocześnie cieszył się, że – jeżeli wszystko pójdzie dobrze - już wkrótce
zostanie najprawdziwszym ojcem.
Z wilgotnym ręcznikiem, wrócił do
sypialni. Położył materiał na rozgrzanym czole Mary Ann i wpatrzył się w jej
twarz. Jej gładka cera miała teraz odcień niemalże kredowobiały zaś usta były
blade. Pocałował ją delikatnie w czubek zadartego noska, uśmiechając się do
siebie. Ostrożnie odsunął z jej piersi i brzucha kołdrę. Położył głowę nieco
poniżej jej piersi, nasłuchując odgłosów, które wydawało jej ciało. Przyłożył
dłoń do jej podbrzusza, delikatnie je głaszcząc.
-
To ja. Słyszysz mnie? To ja, twój tatuś -
szeptał. - Przepraszam, że przysporzyłem mamusi tyle zmartwień. Od teraz tatuś
się wami zajmie tak jak należy. Dlatego... Dlatego – z jego oczu wypłynęły
pojedyncze łzy – musisz mi obiecać, że będziesz silny. Bardzo silny. Mamusia
będzie bardzo smutna jeżeli coś ci się stanie.
Słysząc dźwięki wydawane przez
organizm Mary Ann, uznał je za zgodę. Od tej chwili postanowił dać z siebie
wszystko. Tym razem nie mógł zawieść jako ojciec. Jego zadaniem było chronienie
osób, które kocha ponad życie; osób będących jego rodziną. Nawet gdyby Mary go
kopała, gryzła i wyrzucała z domu, on nie pozwoli jej odejść nawet na krok.
Nowa płyta Tokio Hotel musi zaczekać. Wiedział, że chłopaki go zrozumieją. A
fani... Oni teraz nie byli najważniejsi.
Wyciągnął telefon komórkowy z
kieszeni swoich spodni i wybrał numer Toma. Musiał natychmiast podzielić się
radosną nowiną z bliźniakiem.
-
Mary Ann jest w ciąży! – powiedział cicho, kiedy
tylko brat odebrał połączenie.
-
Co?! Zapłodniłeś Mary?!
-
Przecież mówię! Tom! – z jego oczu ponownie
wypłynęły łzy radości. – Tym razem muszę zostać ojcem!
-
Gratuluję – w wyobraźni zobaczył jak Tom się
uśmiecha. – Zadzwonię do chłopaków i powiem im, że mamy co najmniej roczne
wakacje.
-
Dzięki Tom. Chcesz posłuchać mojego dziecka? –
Spytał bliźniaka. Nie czekając na jego odpowiedź, przyłożył telefon do brzucha
Mary Ann. Po kilku minutach znów przyłożył sobie telefon do ucha. – Słyszałeś?
-
Tak, słyszałem. Dbaj o Mary. Nie pozwól jej się
za bardzo stresować.
-
Nie pozwolę – zapewnił żarliwie. – Tym razem
będę najlepszym ojcem na świecie!
-
Na pewno.
Bill rozłączył się. Odłożył
telefon na łóżko i ułożył wygodniej głowę na brzuchu Mary Ann. Delikatnie
głaskał jej podbrzusze, zupełnie tak jakby chciał dać do zrozumienia dziecku,
że on tutaj jest, żeby się nim zająć.
Po kilkudziesięciu kolejnych
minutach poczuł jak Mary Ann się porusza. Zamiast odsunąć się od niej, aby
pozwolić jej na swobodne ruchy, przytulił się do niej mocniej.
-
Bill? – Usłyszał jej cichy, lekko drżący głos.
-
Ciii... Leż. Musisz odpocząć – odpowiedział
spokojnie.
-
Ale Bill... Dlaczego... Dlaczego na mnie leżysz?
Westchnął cicho, obracając głowę,
tak, żeby widzieć twarz Mary Ann. Ulżyło mu, widząc, że nie jest już taka blada
jak wcześniej.
-
Rozmawiam z naszym dzieckiem – uśmiechnął się
łobuzersko.
-
Z naszym dzieckiem?! – Jej oczy nienaturalnie
się rozszerzyły, zaś ciało zaczęło drżeć. – Naszym... Dzieckiem?! Nie... Nie...
To nieprawda! Nie jestem w ciąży! NIE!!! JA NIE MOGĘ BYĆ W CIĄŻY!!!
Widząc jak Mary Ann zaczyna się
szarpać, spojrzał na nią z przerażeniem. Odsunął się od jej brzucha i mocno ją
do siebie przytulił, głaszcząc po złotych, jedwabiście gładkich włosach.
-
Zostaw mnie! Bill... Ja nie... JA NIE MOGĘ BYĆ W
CIĄŻY!!! – krzyczała rozpaczliwie, wbijając boleśnie w jego plecy długie
paznokcie. – ROZUMIESZ?! JA NIE MOGĘ BYĆ W CIĄŻY!!! NIE CHCĘ!!!
-
Już dobrze. Uspokój się. Już dobrze. Wiesz, że
kiedy matka jest nieszczęśliwa, dziecko również? – spytał, całując ją czule w
głowę. – Od teraz musisz być tylko szczęśliwa.
-
JA NIE JESTEM W CIĄŻY!!! Nie ma mowy! Te testy
muszą być stare, albo wadliwe! Nie ma mowy, żebym była w ciąży!!!
-
Proszę Mary, uspokój się. Dla dobra naszego dziecka...
Proszę.
-
Ale Bill... – szlochała. – Ja... Ja... To...
Boję się – powiedziała w końcu, już o wiele spokojniej.
Odsunął ją lekko i spojrzał
głęboko w jej zapłakane oczy.
-
Tym razem wszystko będzie w porządku – otarł jej
łzy. - Obiecuję. Nie pozwolę, żeby nasze dziecko umarło.
-
Bill... – przełknęła głośno ślinę i otarła łzy.
– Ty... pamiętasz...
-
Nigdy nie zapomniałem – powiedział wzruszając
obojętnie ramionami, robiąc przy tym niewinną minę.
-
Dlaczego...
-
A co miałem zrobić? – Spytał, patrząc na nią
niepewnie. – Nie potrafię o tobie zapomnieć. Nawet gdybym stracił tysiąc razy
pamięć, na pewno zakochałbym się w tobie od nowa tysiąc razy. Obiecałem sobie
jednak, że tym razem pozwolę ci odejść, skoro tak bardzo tego chcesz. Dlatego
udawałem, że o tobie zapomniałem. Widzisz kochanie... Twoja miłość jest bardzo
dziwna.
-
Dziwna? Niby dlaczego dziwna?
-
Która kobieta pozwoliłaby odejść przystojnemu
Billowi Kaulitzowi do innej, tylko dlatego, że chce go uszczęśliwić na siłę? –
Zaśmiał się. – Ty nie jesteś ze mną z przyzwyczajenia. Nie ma mowy. Przez jakiś
czas tak myślałem, ale to niemożliwe.
-
A skąd ty to możesz wiedzieć, skoro nawet ja
tego nie wiem?
Bill zaczął się śmiać. Widząc
wyczekujący wzrok Mary Ann, spojrzał na nią uważnie, po czym odpowiedział
pewnie:
-
Z twoich oczu. Jakkolwiek nie próbowałabyś być
obojętna, chłodna i kompetentna, kiedy na mnie patrzysz w twoich oczach jest
przyjemne ciepło. Gdybyś mnie nie kochała, nie starałabyś się znaleźć dla mnie
czasu kosztem nieprzespanych nocy. Nie namawiałabyś mnie też do znalezienia
sobie nowej żony. Gdybyś mnie przestała kochać, po prostu byś się wyprowadziła
i przysłała mi papiery rozwodowe. Nie próbowałabyś mi też wmówić, że jesteś
stylistką Tokio Hotel. Wiesz jakie to niedorzeczne? Nigdy bym nie uwierzył w
to, że mam stylistkę! Sam wybieram swoje ubrania od szóstego roku życia!
-
I co ja mam z tobą zrobić? – spytała czule,
głaszcząc jego policzek.
-
Możesz mnie pocałować... – powiedział,
odwracając nieśmiało głowę. Spojrzał na nią z udawanym zawstydzeniem.
Mary Ann uśmiechnęła się lekko,
czując jak z jej serca spada ciężki głaz. Cmoknęła Billa szybko w usta, tak, że
chłopak nawet nie zdążył odwzajemnić pocałunku.
-
Ej! To się nie liczy!
-
Nie?
Bill pokręcił przecząco głową,
zbliżając twarz do twarzy Mary Ann. Najpierw pocałował czubek jej zadartego
noska, a następnie przyłożył usta do jej słodkich warg. Całował ją powoli,
rozkoszując się każdym muśnięciem jej ust. W jednej chwili poczuł się tak
błogo, jakby z jego pleców wyrosły wielkie, białe skrzydła, które poniosłyby ich
na bezludną wyspę dryfującą po niebie. Każde dotknięcie ust Mary Ann było dla
niego jak zatopienie się zimą w puchowej pościeli, albo schronieniem się latem
w cieniu palmy. Pogłębił pocałunek. Z każdym kolejnym dotknięciem warg Mary
Ann, czuł jak w jego żyłach krew staje się cieplejsza i zaczyna szybciej
płynąć. Czując jednak dłonie ukochanej na swojej klatce piersiowej, odsunął się
od niej.
-
Chyba nie powinniśmy – odparł niepewnie.
-
Dlaczego? Coś się stało?
-
Nic. Po prostu... Nie wiem czy powinniśmy
zakłócać spokój Dietera.
-
Dietera? – Spytała, uśmiechając się do niego
łobuzersko. – Skąd wiesz, że to chłopczyk?
-
Powiedział mi.
-
Powiedział ci? – zaśmiała się. Bill skinął tylko
potakująco głową. – O! – Przyłożyła dłoń do swojego podbrzusza. – Czekaj! Mnie
też coś mówi!
-
Naprawdę?! – Spytał radośnie, przykładając głowę
do jej brzucha. – Co takiego?
-
Mówi, że nie ma nic przeciwko, żeby tatuś
pokazał mamusi jak bardzo ją kocha.
-
Ale czy to na pewno w porządku?
-
Jeżeli nie chcesz, możemy poczekać aż Dieter się
urodzi...
-
To będzie... – zastanawiał się na głos – siedem
albo osiem miesięcy, kiedy będziesz w ciąży, później przynajmniej cztery
miesiące aż wszystko ci się zagoi po porodzie... To jest... Dwanaście miesięcy!
– Przyłożył ponownie ucho do podbrzusza Mary Ann i spytał: - Dieter, naprawdę
uważasz, że mogę kochać się z twoją mamusią, kiedy ty tam jeszcze jesteś? –
Nasłuchiwał czekając na odpowiedź, która nie nadchodziła. – Dieter! Odpowiedz
tacie! Tata nie wytrzyma całego roku na oglądaniu filmów dla dorosłych!
Słysząc dźwięczny śmiech Mary
Ann, spojrzał na nią z wyrzutem.
-
No co? To twoja wina, że jestem w ciąży.
-
Słyszałeś? – powiedział do podbrzusza żony. –
Teraz to wszystko moja wina. Ale nie martw się. Tatuś się tobą zaopiekuję, a
teraz... Zamknij oczka. Nie podglądaj jak rodzice robią rzeczy dla dorosłych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz