Punktualnie o osiemnastej Mary Ann
Kaulitz weszła do gabinetu swojego psychoterapeuty. Phillipe był wysokim, wysportowanym mężczyzną po czterdzieste. W jego
kruczoczarnych włosach pojawiły się już pojedyncze siwe pasemka.
Bez słowa usiadła w fotelu. Założyła
nogę na nogę i wpatrzyła się w Phillipa.
-
Co
się znowu stało? - Spytał, przyglądając się jej. - Coś z Billem?
-
To
nie jego wina - westchnęła ciężko. - To moja wina. Nie powinnam być taka dla
niego. W ogóle nie powinnam być taka dla ludzi...
-
Dlaczego?
-
Przedwczoraj
wyrzuciłam dziewczynę z praktyk, bo piła kawę i czytała gazetę.
-
Musiałaś
mieć powód.
-
Faktycznie
ludzie czekali, ale właściwie to był jej trzeci dzień.
-
Postąpiłabyś
tak samo, gdyby to się wydarzyło jeszcze raz? - Spytał, przypatrując jej się
uważnie coś notując w swoim zeszycie.
-
To
zabrzmi okropnie, ale tak. Zrobiłabym tak samo.
-
Więc
w czym problem?
-
Sama
nie wiem - wzruszyła ramionami. - Mogłam dać jej jakieś inne zajęcie.
Zamiatanie podłóg albo coś takiego...
-
I
uważasz, że to byłoby w porządku?
-
Chyba
nie... Ale skoro nie nadaje się do recepcji, nie mogę jej dać do laboratorium.
A niech sobie coś zrobi? Albo wszystko zepsuje? Prosiłam, żeby Camila
przyjmowała tylko najlepsze osoby, które chcą coś z siebie naprawdę dać, ale ta
dziewczyna... Myślała, że przyjdzie na praktyki, żeby jeść ciasto, pić kawę,
zajmować się bzdetami, najlepiej wychodzić kilka godzin wcześniej, a później
mam jej zaliczyć praktyki w NBQ Lab.! Jej niedoczekanie! Przecież wiesz jak
poważnie podchodzę do wszystkich praktykantów! Ci ludzie skończą studia, a
później mogą być naprawdę użyteczni. Oczywiście nie wszyscy ale znalazłam kilka
perełek.
-
Może
za bardzo się tym wszystkim przejmujesz? Może powinnaś trochę zwolnić tempo. W
ciągu zaledwie kilku lat udało ci się rozkręcić w ten sposób firmę, więc może
czas na odpoczynek? Na macierzyństwo? - Widząc minę Mary Ann, ciągnął: -
Powinnaś się już dawno oswoić z tym co się stało. Nie możesz ciągle bać się, że
taka sytuacja ponownie będzie miała miejsce.
Mary Ann przez chwilę milczała.
-
To
nie tak, że się boję. W tym momencie nie mam czasu. Na razie BlueBird i NBQ
lab. jest dla mnie najważniejsze i oczywiście mój doktorat.
-
Co
zamierzasz zrobić z mężem?
Blondynka wzruszyła ramionami.
-
Nic.
Bill nagrywa teraz nową płytę, później ruszy z chłopakami w nową trasę
koncertową. Znów będziemy się widywali raz na dwa, trzy miesiące.
-
Jak
się czujesz z tą myślą?
-
Normalnie.
Bill ma pracę, którą musi wykonać. Ja również mam pracę.
-
Myślałaś
kiedyś, żeby od niego odejść?
Oczy Mary Ann przybrały wielkość co najmniej monet
dwueurowych.
-
Nie!
Oczywiście nie! - Szybko zaprotestowała. Mimo, że nie miała dla niego tyle
czasu, co kiedyś, to przecież nadal go kochała i chciała z nim być.
-
Może
powinnaś. Tobie może pasować taki układ, ale co z nim? Nie uważasz, że dla
niego byłoby lepiej gdyby znalazł sobie nową żonę, która będzie miała dla niego
czas?
-
Phillipe!
-
Nie
gniewaj się, ale przychodzisz do mnie od czterech lat. Nie da się nie zauważyć,
że między tobą, a Billem jest z każdą twoją wizytą u mnie gorzej.
-
O
czym ty mówisz?! Nie mamy dla siebie tyle samo czasu, co kiedyś, ale... ale to
nie znaczy, że powinniśmy wziąć rozwód, prawda? - W jej oczach pojawił się
strach.
Starała się najlepiej jak mogła być dobrą żoną. Nadal
pragnęła, aby Bill był zawsze uśmiechnięty, dlatego pozwalała mu chodzić z
Tomem do barów, na dyskoteki czy gdziekolwiek indziej. Nie chciała ograniczać
jego wolności, bo wiedziała ile ona dla niego znaczy. Jeżeli tylko Czarny był w
domu starała się przygotowywać mu wszystkie posiłki, zawsze prała mu ubrania,
sprzątała w domu. Na sprawy łóżkowe też Bill nie mógł narzekać. Mary Ann miała
wrażenie, że podoba mu się ich życie intymne. Starała się zawsze wymyślać
jakieś nowe pozycje, albo założyć jakiś seksowny ciuszek. Dlaczego więc Phillipe
mówi jej, że powinni się rozwieść?
-
Sama
zdecydujesz - uśmiechnął się do niej. Wstał z krzesła i podszedł do biurka.
Przez chwilę czegoś w nim szukał. - Proszę, to dla ciebie - podał jej brązową
kopertę A4. - Ja jestem tutaj tylko po to, żeby cię wysłuchać i doradzić. Moje
zdanie jest takie, ale postąpisz jak zechcesz.
Nie chciała wziąć od niego koperty, ale mężczyzna włożył
ją niemalże siłą w jej ręce przekonując, że w razie czego wyrzuci ją do kosza.
Zapłaciła mu za wizytę i się pożegnała. Ściskając kurczowo w dłoniach papiery
rozwodowe, wyszła z gabinetu psychoterapeuty. Nigdy nie myślała o tym, ale może
Phillipe miał rację?
* * *
Natarczywy dzwonek do drzwi wyrwał
Gustava Schäfera ze snu. Półprzytomny, po wczorajszej imprezie powędrował
otworzyć przybyszowi.
-
Czego?
- Wychrypiał.
Dopiero kiedy dostrzegł stojącą na progu Inge i
uświadomiwszy sobie, że jest całkowicie nagi, schował się za drzwiami
-
Co
za powitanie - zaśmiała się. - Tak długo na to czekałam. I pomyśleć, że
przyszłam w zupełnie innej sprawie... Mogę wejść?
-
Pewnie,
tylko się ubiorę. Zaczekaj moment.
-
Oj
Gustav! Nawet nie pozwolisz popatrzeć?
-
Nie!!!
- Wrzasnął.
Jeszcze zanim uciekł do sypialni usłyszał jęk zawodu.
Włożył na siebie pierwsze lepsze jeansy i podkoszulek. Dopiero otwierając
dziewczynie drzwi, zobaczył na nim wielką plamę po ketchupie.
-
Teraz
możesz wejść.
-
Dziękuję
- uśmiechnęła się do niego uroczo, a on pomyślał, że jest naprawdę bardzo
ładna.
-
Napijesz
się czegoś? - Spytał, prowadząc ją do kuchni.
Starał się nie patrzeć w jej zielone oczy i na pełne usta.
Jak na złość dziewczyna musiała założyć na siebie dzisiejszego dnia letnią,
zwiewną sukienkę, która podkreślała jej sylwetkę. I pomyśleć, że dobrowolnie
zrezygnował z Inge...
-
Herbaty,
jeśli można.
-
Już
się robi.
Wstawił wodę do czajnika i włożył torebkę herbaty do
szklanki. Sam otworzył lodówkę, wyciągnął butelkę zimnej wody mineralnej i
zaczął łapczywie pić. Okropnie go suszyło.
-
Widzę,
że impreza się udała - zażartowała, kiedy wypił duszkiem prawie litr wody.
-
Chyba
tak.
-
Chyba?
-
Nie
pamiętam wszystkiego - wyjaśnił. - Miałaś jakiś konkretny powód, żeby przyjść
do mnie o - spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę trzynastą - ...tak
nieludzkiej porze?
Inge grzebała chwilę w swojej płóciennej torbie, w
poszukiwaniu czegoś. W końcu wyciągnęła białą kopertę. Położyła ją na stole
przed Gustavem.
-
Chciałam
zaprosić cię na ślub, jeżeli oczywiście znajdziesz trochę czasu.
-
A
czyj to ślub? - Spytał, zastanawiając się dlaczego Inge nie dała sobie jeszcze
z nim spokoju.
-
Mój.
Wiem, że teraz jesteś zajęty, ale gdybyś znalazł chwilę czasu, byłoby mi bardzo
miło gdybyś wpadł. To będzie mała uroczystość tylko dla najbliższej rodziny i
grupki przyjaciół.
Gustavowi wydawało się, że słucha tego wszystkiego jakby z
oddali. Spojrzał w piękne, zielone oczy Inge starając się zobaczyć w nich, że
jej słowa nie są prawdą. Nie wiedzieć czemu chciał, aby dziewczyna zaczęła się
śmiać, powiedziała, że tak naprawdę to jest wesele jej najlepszej przyjaciółki,
albo kogoś z rodziny.
-
T-twój?!
Jak to twój ślub?! - wykrzyknął.
Inge pogłaskała go po policzku.
-
Wybacz
Gustav, ale dłużej nie mogę na ciebie czekać. Kiedyś chciałam, żebyśmy byli
razem, ale próbowałam zbyt wiele razy. Nie mam już więcej siły, a Arthur jest naprawdę miły.
-
Kochasz
go? - Spytał cicho, wpatrując się w swoje dłonie.
Miał już dwadzieścia siedem lat. Może najwyższy czas, żeby się
ustatkować? Miał kilka dziewczyn, ale żadnej z nich nie traktował poważnie.
Wiedział, że wszystkie lgną do niego tylko dlatego, że jest perkusistą Tokio
Hotel, albo żeby się zbliżyć do bliźniaków. Inge była zupełnie inna. Czyżby to
go w niej tak urzekło? Ale dlaczego zdał sobie sprawę z tego dopiero teraz,
kiedy wychodziła za mąż?!
-
Nie
wiem. Dobrze się dogadujemy, ale nie sądzę, żeby to była miłość taka jaką
opisują w książkach. Gustav, zrozum. Nie mogę dłużej zwlekać. Ja też chcę mieć
dzieci i swoją rodzinę. Gustav, ja nie chcę zostać sama.
-
Rozumiem
- skinął głową, choć wcale nie rozumiał. I dlaczego do cholery poczuł się jakby
ktoś uderzył go cegłą w głowę?
-
Gustav?
Stało się coś? Jesteś okropnie blady? - Kucnęła obok niego, dotykając ręką jego
czoła. - Chyba masz gorączkę.
-
Nie
- wychrypiał. - To pewnie przez wczorajszy alkohol. Nic mi nie będzie.
-
Na
pewno?
-
Tak.
Nie martw się. Zaraz mi przejdzie - zdobył się na lekki uśmiech.
Już dawno nie zachowywał się jak zakompleksiony
nastolatek, którym niegdyś był.
-
Chyba
nie jest ci żal, że wychodzę za mąż? - zażartowała, szturchając go w ramię.
-
Skąd!
Nareszcie będę miał spokój - skłamał. Nie mógł przecież poprosić, żeby Inge
zostawiła narzeczonego dla niego, zwłaszcza, że tak wiele razy dawał jej kosza.
- Dziękuję za zaproszenie. Postaram się być.
-
Dziękuję
- uśmiechnęła się, ukazując równe, białe zęby.
Czy zawsze musi być tak, że człowiek docenia ludzi
dopiero, kiedy ich traci? Przecież miał Inge dla siebie przez tyle lat! A teraz
miała się stać żoną innego mężczyzny...
-
Uciekam
już. Muszę jeszcze pojechać do kilku osób z zaproszeniami - wstała z krzesła i
skierowała się do wyjścia.
-
Zaczekaj!
Nie wypiłaś nawet herbaty! - Zawołał za nią.
-
Następnym
razem. To... do zobaczenia Gustav.
-
Do
zobaczenia... - szepnął, wpatrując się w drzwi zamykające się za Inge.
Wrócił do sypialni. Rzucił się na wielkie łóżko i wpatrzył w sufit, do którego zostało
przymocowane lustro. Faktycznie był blady. Sądził jednak, że było to
bardziej spowodowane tym co powiedziała mu Inge niż stanem w jakim się
znajdował.
Położył ręce za głową zastanawiając się co powinien
uczynić. Był pewien, że dziewczyna nadal żywi do niego jakieś uczucia, ale czy
to byłoby w porządku? Nie był pewny. W każdym razie nie chciałby, żeby jakiś
facet odbił mu dziewczynę tuż przed ślubem. Zresztą czy kochał Inge? Lubił ją,
ale żeby od razu miłość? Nigdy nie czuł w jej obecności motylków w żołądku, ale
za to bardzo dobrze się z nią dogadywał od kiedy przestała go prosić, żeby
uprawiał z nią seks.
-
Miłość
jest inna - powiedział na głos. - Może kiedyś się zakocham, ale nie w Inge.
* * *
Bliźniaki Kaulitz siedzieli w
salonie apartamentu Billa i Mary Ann. Rozwalili się na skórzanych kanapach,
zajadając się czereśniowo-migdałowymi clafoutis upieczonym przez blondynkę.
-
Ty
to jednak masz dobrze - odezwał się Tom, wkładając sobie kawałek wypieku do
ust. - Też by mi się przydał ktoś, kto tak genialnie gotuje.
-
Na
to akurat nie mogę narzekać. I tak, że jeszcze nie jestem tłusty jak świnia.
Tom zachrumkał, na co oboje się roześmiali. Mimo
przepysznych potraw serwowanych przez Mary Ann, albo ich matkę nadal pozostali
szczupli. Właściwie Bill chciałby trochę przytyć, żeby nie być aż tak
kościstym. Uważał, że dodatkowe trzy czy cztery kilo wcale by mu nie
zaszkodziły.
-
Tatuś,
co jesz?
Obaj spojrzeli najpierw na siebie, a później na Rosie.
Dziewczynka była ubrana w jasnoróżową koszulkę nocną z postaciami z Hello Kitty
i spodenki w tym samym kolorze. Najwyraźniej ich śmiech ją obudził.
Mała widząc ich zaskoczone miny
podeszła do Toma i zajrzała mu przez ramię do ceramicznego kubeczka.
-
Tatuś,
ja tesz chce!
-
Rosie?
Dlaczego mówisz do wujka Toma „tatuś”? - Spytał Bill, patrząc uważnie na
dziewczynkę.
Uważał, że dziecko jest bardzo podobne do jego bliźniaka i
nawet pytał o to Mary Ann, ale blondynka powiedziała tylko, że musi mu się
wydawać.
-
Inne
dzieci mają tatusia! Ja tesz chcem!
-
Ale
dlaczego wujek Tom?
-
Ciocia
Mary pozwoliła mówić tatuś do wujka Toma - dziewczynka zrobiła smutną minkę.
Wyglądała, tak jakby zaraz miała się rozpłakać.
-
Już
dobrze - gitarzysta Tokio Hotel uśmiechnął się do małej. Odłożył na stolik
naczynie i wyciągnął ręce do Rosie. - Możesz mówić do mnie tatuś.
Posadził dziecko obok siebie, patrząc na Billa karcąco. On
nie widział w tej całej sytuacji niczego zabawnego. Zwłaszcza, że od jakiegoś
czasu sądził, że Rosie jest naprawdę jego dzieckiem. Nikola mu o tym nie
powiedziała, ale nie był ślepy, żeby nie dostrzec podobieństwa, a oprócz tego
umiał liczyć. Nie minęło nawet pół roku po tym jak się rozstali jak na świat
przyszła dziewczynka. Oczywiście Nikola mogła go zdradzać, ale nie sądził, żeby
tak było. To on okazał się świnią w tym związku.
-
Proszę,
to dla ciebie - Bill podał Rosie naczynie z clafoutis. - Cieszysz się, że masz
tatusia?
-
Tak!
- Wykrzyknęła, przytulając się do Toma. - Tatuś!
-
To
wygląda jak zabawa w dom - zażartował Czarnowłosy, a później dodał już całkiem
poważnie: - Powinieneś pogadać poważnie z Nikolą.
-
Chyba
tak - westchnął ciężko. - Jeżeli taka jest prawda, nawet nie jestem specjalnie
zaskoczony. Od dawna myślałem, że tak może być. Tylko trochę mi przykro, że
Nikola nic mi nie powiedziała. Rozumiem, że była wtedy wściekła, ale przecież
musiałem się do końca przekonać, że nie chcę żadnej innej dziewczyny. Nie
powinna ukrywać tego przede mną - nie chciał mówić wprost, żeby Rosie nie
powtórzyła później wszystkiego swojej mamie.
-
A
ty powinieneś wiedzieć, że nie idzie się z pierwszą lepszą panną do łóżka
trzymając w kieszeni pierścionek zaręczynowy. Na dodatek w mieszkaniu, od
którego miała klucze!
Tom pogrzebał chwilę w kieszeni spodni, po czym wyciągnął
mały błyszczący przedmiot i rzucił go Billowi.
-
Nadal
trzymam go w kieszeni. Sam nie wiem po co - wzruszył ramionami. - Już dawno
powinienem go wyrzucić.
-
Ty
ją kochasz - stwierdził Czarny. Był zaskoczony swoim odkryciem. Tom przez te
wszystkie lata nie dał po sobie poznać, że jest zraniony odejściem Nikoli.
-
Może.
Tak czy inaczej nie znalazłem drugiej tak dumnej dziewczyny, której mógłbym
całkowicie zaufać. Sam widzisz, że nikt nie wie kogo jest Rosie oprócz Mary
Ann.
-
Nie
jestem pewien czy Mary Ann wie.
-
Na
pewno wie. Przecież są najlepszymi przyjaciółkami. Solidarność jajników. - Tom
spojrzał na Rosie, która zajadała się clafoutis. - Smakuje ci?
-
Pysne!
Mamusia tak nie umie.
-
Nie
lubisz jak mama gotuje?
-
Lubie.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, Rosie odłożyła naczynie
i pobiegła do drzwi zobaczyć kto przyszedł. Po chwili z przedpokoju usłyszeli
głośne: „Mamusia!”
-
Dziękuję,
że przypilnowaliście Rosie - Nikola uśmiechnęła się do nich, stawiając małą na
ziemi.
-
Nie
ma problemu - Tom wzruszył ramionami. - Wiesz, że ją uwielbiamy.
Nikola poprawiła swoje długie, kasztanowe włosy.
-
Cześć
Tom! Napijesz się czegoś?
-
Nie,
dzięki Mary.
-
Mamusiu?
Mogę dzisiaj zostać z tatusiem? – Rosie spytała widząc, że nikt się nią nie
interesuje.
Nikola momentalnie zrobiła się blada jak ściana. Mary Ann
uśmiechnęła się niepewnie. Wiedziała, że kiedyś coś takiego się stanie i
przestrzegała przed tym Nikolę, ale ta nie chciała jej słuchać.
-
O
czym ty mówisz? - Spytała dziecko, ale widać było jej zdenerwowanie. Przez tyle
lat kłamała wszystkim, żeby prawda nie wyszła na światło dzienne, dlatego teraz
przez głupotę, którą palnęła jej córka nie zamierzała zaprzepaścić tego. -
Chcesz zostać u wujka Billa i cioci Mary?
Dziewczynka pokręciła głową i tupnęła nóżką.
-
Chcę
zostać z tatusiem!
-
Kochanie,
ale ty nie masz tatusia.
-
Mam!!!
Rosie podbiegła do kanapy, na której siedział Tom,
wdrapała się na mebel i przytuliła do Kaulitza.
-
Przepraszam
za nią - Nikola uśmiechnęła się przepraszająco. - Od jakiegoś czasu mała szuka
sobie ojca. Przepraszam, że na ciebie padło.
-
W
porządku.
Mary Ann podeszła do Billa i spojrzała na niego wymownie.
Uważała, że Nikola powinna zostać sam na sam z Tomem.
-
To
twoje - Czarny oddał bliźniakowi pierścionek zaręczynowy ze sporych rozmiarów
brylantem. - Chodź z nami, Rosie. Zostawimy wujka Toma i mamę samych, dobrze?
Dziewczynka niechętnie złapała Billa za rękę i powędrowała
z nim do kuchni.
Pomiędzy Nikolą i Tomem zapadła
niezręczna cisza, którą dopiero po długiej chwili przerwała brunetka:
-
Czyżbyś
planował oświadczyny? - Spytała chłodno. Nie obchodziło ją to, ale wolała
odwrócić jego uwagę od Rosie. To była tylko jej córka!
Gitarzysta Tokio Hotel uniósł głowę, patrząc na nią. Jej
rysy twarzy stały się trochę dojrzalsze, ale nadal miała długie, kasztanowe
włosy. Zawsze podobało mu się też to, że jest taka drobna.
Wstał z sofy i podszedł do niej
wolno.
-
Dlaczego
by nie? - Spytał patrząc w jej orzechowe tęczówki. - Zostaniesz moją żoną?
Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Ale tylko przez
chwilę.
-
Nie
żartuj sobie ze mnie!
-
Nie
żartuję. Mówię poważnie. - Zaczął bawić się pierścionkiem. - I tak jest twój.
Sama sprawdź. Powinien pasować, chyba, że przytyły ci palce.
Rzucił jej pierścionek, który upadł z głuchym brzdękiem na
drewnianą podłogę.
-
Nie
chcę go od ciebie.
-
Dlaczego
nie? - Spojrzał na pierścionek leżący na podłodze. - Córkę już mamy. Kiedyś
mnie kochałaś...
-
Rosie
nigdy nie była twoja! I nie będzie! - Warknęła.
Starszy Kaulitz włożył ręce do kieszeni spodni i spojrzał
na Nikolę z góry, co nie było trudne. Chłopak był o wiele wyższy od niej.
-
Doprawdy?
-
Tak.
Rosie nie jest twoją córką.
-
Co
powiesz na testy DNA?
-
Jak
śmiesz?!
Wyciągnęła wyprostowaną dłoń i uderzyła go mocno w
policzek.
-
Możesz
mnie bić do woli, ale nie okłamywać. Nikola ja chcę wiedzieć. Rosie jest moją
córką, prawda?
Brunetka, wyminęła go i ciężko opadła na sofę. Wiedziała,
że nie może trzymać swojej małej tajemnicy tylko dla siebie. Nie dlatego, że
odbierze córkę Tomowi, ale dlatego, że odbierze Rosie ojca. A dziewczynka coraz
częściej wypytywała ją o to gdzie jest jej tatuś.
-
Prawda
- powiedziała w końcu.
-
Dlaczego
nie powiedziałaś mi wcześniej? - Spytał, podnosząc z podłogi pierścionek.
-
Po
co? Dobrze było tak jak było. Nie chciałam cię kłopotać.
-
Dla
mnie Rosie nie jest kłopotem. Wręcz przeciwnie. To urocze dziecko i ty dobrze o
tym wiesz.
Słysząc głośny śmiech Nikoli, zmarszczył ze zdumienia
brwi. Czyżby powiedział coś śmiesznego?
-
Poczekaj!
Niech się uspokoję! - dopiero po chwili, kontynuowała: - Tom Kaulitz cieszy
się, że jest ojcem? Wybacz, ale nigdy w to nie uwierzę!
-
Nie
masz wyjścia - wzruszył ramionami. - Powinnaś zrozumieć, dlaczego cię
zdradziłem.
-
Co?!
- Otworzyła szeroko oczy. - Ty sobie naprawdę ze mnie żartujesz! Miałam
zrozumieć, że mnie zdradzasz? Czy ty jesteś normalny?
-
Nie
zdradzałem cię! - Teraz on podniósł głos. - To był jeden cholerny raz! Na
dodatek nic z tego nie wyszło! No i w Hiszpanii, kiedy Bill poleciał do Indii,
całowałem się z jakąś panną, ale byłem wtedy pijany jak świnia! To wszystko!
-
Czyli
to się zaczęło już wcześniej? - Pokręciła głową z niedowierzaniem. - A ja
głupia myślałam, że jak jesteśmy ze sobą tyle lat, ile to było? Trzy lata?
-
Prawie
cztery - wtrącił.
-
Wszystko
jedno. W każdym razie myślałam, że kiedyś zamieszkamy ze sobą i stworzymy
rodzinę. Dlaczego wcześniej nie przejrzałam? - Spytała z kpiną. - Nienawidzę
cię Tom. I ostrzegam, jeżeli będziesz próbował odebrać mi Rosie, jeszcze nie
wiem jak, ale...
-
Przestań
mi grozić - na jego twarzy pojawiło się rozbawienie. - Odkąd jesteś
dziennikarką, stałaś się bardziej wygadana. Nie zapominaj, że to też moja
córka. Na początek chcę, żeby miała moje nazwisko. Chcę też spędzać z nią
więcej czasu.
-
Jak...
Jak... Po moim trupie! - Wstała wściekła z kanapy.
Chciała opuścić salon, ale Tom zagrodził jej drogę.
-
Nic
z tego moja droga. Dopóki nie uzgodnimy warunków, nigdzie stąd nie pójdziesz.
Chyba, że masz ochotę spotkać się w sądzie...
Nikola policzyła w myślach do dwudziestu, żeby znowu nie
uderzyć Toma. Nie miała pojęcia w jaki sposób wytrzymali ze sobą tyle czasu.
Przecież oni są całkowitymi przeciwieństwami!
-
Znowu
chcesz się bawić w macho? Gdybyś chociaż...
Pod wpływem spojrzenia Toma, zamilkła. Wpatrywała się w
jego czekoladowe tęczówki, tak jak niegdyś. Było to spojrzenie, którego
zdecydowanie brakowało gitarzyście Tokio Hotel przez te wszystkie lata. W tym
czasie zdążył się dokładnie rozejrzeć na rynku i stwierdził, że tylko Nikola ma
specjalne miejsce w jego sercu. Wszystkie dziewczyny, z którymi sypiał od
momentu rozstania z brunetką były dla niego tylko ciałami. Niczym więcej. Żadna
nie potrafiła sprawić, że od samego spojrzenia robiło mu się gorąco, a całe
ciało zaczynało drżeć. Patrząc w orzechowe tęczówki Nikoli znów poczuł się jak
nieśmiały nastolatek, który udaje przed całym światem macho.
Nadal wpatrując się w oczy Nikoli zaczął się do niej
przybliżać. Kiedy przymknęła powieki przez moment obserwował jej twarz, która
zdawała się prosić choćby o jeden pocałunek, co było zupełnym zaprzeczeniem
dotychczasowych słów brunetki. Tom uśmiechnął się lekko. Chciał ją mocno do
siebie przytulić, pocałować, a później zanieść do sypialni, żeby znów poczuć
siłę miłości jaka ich kiedyś łączyła. Ale nie zrobił tego. Musnął tylko leciutko
ustami czubek jej nosa. Wiedział, że gdyby zrobił cokolwiek więcej nie
odzyskałby tym zaufania Nikoli. Wyszedłby na macho, który myśli tylko o
przeleceniu kolejnej panny. Mógł być taki dla całego świata, ale nie dla
brunetki.
-
...nim
był – dokończyła nieprzytomnie, jakby obudziła się ze snu.
-
Nie
chcę ci zabierać Rosie – powiedział cicho, wpatrując się w jej zdezorientowaną
twarz. - Chcę tylko uczestniczyć w jej życiu. Patrzeć jak dorasta, prowadzić
poważne rozmowy z jej chłopakami, których pewnie będzie miała pełno, bo jest
śliczna. Nie musisz mi wierzyć, ale ten pierścionek - podsunął jej pod nos
złote kółko z wielkim brylantem - naprawdę był dla ciebie. Ale wcześniej
musiałem się przekonać czy naprawdę kocham cię tak bardzo jak mi się wydawało,
że cię kocham. Wtedy napatoczyła się jakaś fanka, więc pomyślałem, że to może
być dobry pomysł. Nawet gdybyś wtedy nie weszła do domu i tak do niczego by nie
doszło oprócz pocałunków.
-
I
ja mam ci wierzyć? - Spytała z westchnięciem. W jej spojrzeniu była widoczna jakby
czułość, nieuchwytne resztki miłości, które gdyby tylko spróbował chwycić
pękłyby niczym bańki mydlane. - Po pięciu latach nadal nosisz ten pierścionek w
kieszeni?
-
Wiem,
że to głupie, ale tak - podrapał się po głowie z zakłopotaniem. - Przymierz
chociaż. Zawsze byłem ciekawy czy będzie pasował, bo kiedy go kupowałem, nie
miałem żadnego twojego pierścionka, ani nawet nie wiedziałem jaki nosisz
rozmiar.
-
Dobrze...
Wyciągnęła lewą dłoń. Wsunął na jej serdeczny palec
pierścionek. Nikola pomachała dłonią, po czym zaczęła się śmiać.
-
Miałeś
rację. Idealny.
-
Zawsze
to wiedziałem - uśmiechnął się. - Zatrzymaj go. – Odsunął się od niej. - Rosie
Kaulitz. Idealnie! Nikola Kaulitz też brzmi dobrze - puścił jej oczko, znikając
w korytarzu.
Brunetka spojrzała na swoją dłoń. Pierścionek był bardzo
ładny, ale nie mogła go zatrzymać. Żałowała, że pięć lat temu między nimi
ułożyło się tak, a nie inaczej. Doskonale pamiętała jaka była wówczas
przestraszona, że Tom nie będzie chciał tego dziecka; że będzie ją namawiał do
usunięcia ciąży. Właściwie przez krótką chwilę pomyślała o tym samym, ale
wiedziała, że nie mogłaby tego zrobić. Kochała Toma prawdziwą miłością i
chciała urodzić jego dzieci. Gdyby nie tamten incydent, na pewno teraz byliby
razem. Niestety Kaulitz jak zawsze musiał zachować się jak idiota!
-
Doszliście
do porozumienia? - Mary Ann uśmiechnęła się do Nikoli podając jej filiżankę z
herbatą. W środku był piękny kwiat.
-
Gdzie
Rosie? - Spytała, oglądając się wokół.
-
Poszła
z Billem na spacer. Nie chciałam, żeby słyszała jak się kłócicie.
-
Dziękuję.
- Upiła łyk herbaty. - Spójrz.
Mary Ann przyjrzała się jej dłoni, na której nadal tkwił
pierścionek od Toma.
-
Nie
mów, że...
-
Nie.
Chciał sprawdzić czy będzie pasował, a później uciekł - westchnęła. -
Wyobrażasz sobie, że on go nosił ze sobą tyle lat?
-
Tom?
Pewnie. Dlaczego nie? Zachował się wtedy jak idiota, ale musisz przywyknąć, że
Kaulitzowie już tacy są. Robią głupoty, których później żałują. Pamiętasz te
wszystkie akcje z Billem? Jaki normalny człowiek wsiada w samolot i leci na
drugi koniec świata, bo myśli, że dziewczyna, którą kocha jest z kimś w ciąży i
on postanawia wychować to dziecko? Sama widzisz, że jeżeli chodzi o małe
brzdące, oni są śmiertelnie poważni - zaśmiała się.
-
Dlaczego
nie spróbujesz znów?
-
Czego?
-
Zajść
w ciążę.
Mary Ann wypiła kilka łyków herbaty. Szukała odpowiedzi,
ale nie potrafiła jej znaleźć. Chciała mieć dzieci, ale za bardzo się bała. Nie
chciała więcej przeżyć czegoś takiego.
-
Nie
wiem. Może kiedyś się zdecyduję. Na razie mam już jedno dziecko - uśmiechnęła
się.
-
Jak
firma może być twoim dzieckiem? - Spytała poważnie.
-
To
trudno wytłumaczyć. Sama budowałam ją prawie od podstaw. Naprawdę nie było
łatwo pogodzić tego ze studiami ani z tym co się stało, ale ucząc się i
pracując całe dnie i noce nie miałam czasu na myślenie. Teraz też staram się
ciągle coś robić, żeby nie mieć nawet chwili wytchnienia. Daję pracę setkom
ludzi, więc to trochę po części tak jakby byli moimi dziećmi - uśmiechnęła się
ciepło. - Może czasami jestem trochę za bardzo wymagającą i upierdliwą matką,
ale wszystko musi być tak jak ja chcę.
-
A
co z Billem? Gdzie tutaj jego miejsce?
-
Dlaczego
wszyscy martwią się o niego? Ty, mój psychoanalityk, Johan...
-
Pewnie
dlatego, że on też to mocno przeżył, ale zawsze był uśmiechnięty, żeby cię nie
martwić. Mary Ann, on naprawdę cię kocha.
-
Tak
myślisz? - Westchnęła, obejmując dłońmi filiżankę z herbatą. - Nie wiem czy nie
byłoby lepiej gdyby znalazł sobie kogoś innego.
-
O
czym ty mówisz?! Naprawdę chcesz zniszczyć to wszystko na co pracowaliście?! Oszalałaś?!
-
Nie,
po prostu... Ja już nie jestem tą dawną Mary Ann. Czasami próbuję być, ale to
nie takie łatwe. Nawet kiedy uprawiam seks z Billem myślę albo o nowej kampanii
reklamowej, albo o nowym produkcie, czy wszystko jest tak jak należy w
salonach, o kolejnym wykładzie czy pracy doktorskiej.
-
Powinnaś
wziąć sobie wolne i gdzieś wyjechać z Billem. Żebyście znowu byli tylko we
dwójkę, bez żadnych problemów.
-
Najbliższy
urlop będę miała może za kilka lat... Nawet jak jestem w Tokio, sprawdzam czy
wszystko jest w porządku w salonach.
-
Nie
wiem co ci poradzić – Nikola uśmiechnęła się przepraszająco. - Ja też gonię za
karierą, ale gdybym miała do wyboru Rosie a wieczorne wydanie wiadomości
wybrałabym Rosie. A ty? Gdybyś miała do wyboru zrobienie doktoratu i bycie z
Billem, co byś wybrała?
-
Nie
wiem - odparła po chwili zastanowienia. - Naprawdę nie wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz