niedziela, 8 września 2013

Część II: Rozdział 2

            Punktualnie o osiemnastej Mary Ann Kaulitz weszła do gabinetu swojego psychoterapeuty. Phillipe był wysokim, wysportowanym mężczyzną po czterdzieste. W jego kruczoczarnych włosach pojawiły się już pojedyncze siwe pasemka.
            Bez słowa usiadła w fotelu. Założyła nogę na nogę i wpatrzyła się w Phillipa.
-          Co się znowu stało? - Spytał, przyglądając się jej. - Coś z Billem?
-          To nie jego wina - westchnęła ciężko. - To moja wina. Nie powinnam być taka dla niego. W ogóle nie powinnam być taka dla ludzi...
-          Dlaczego?
-          Przedwczoraj wyrzuciłam dziewczynę z praktyk, bo piła kawę i czytała gazetę.
-          Musiałaś mieć powód.
-          Faktycznie ludzie czekali, ale właściwie to był jej trzeci dzień.
-          Postąpiłabyś tak samo, gdyby to się wydarzyło jeszcze raz? - Spytał, przypatrując jej się uważnie coś notując w swoim zeszycie.
-          To zabrzmi okropnie, ale tak. Zrobiłabym tak samo.
-          Więc w czym problem?
-          Sama nie wiem - wzruszyła ramionami. - Mogłam dać jej jakieś inne zajęcie. Zamiatanie podłóg albo coś takiego...
-          I uważasz, że to byłoby w porządku?
-          Chyba nie... Ale skoro nie nadaje się do recepcji, nie mogę jej dać do laboratorium. A niech sobie coś zrobi? Albo wszystko zepsuje? Prosiłam, żeby Camila przyjmowała tylko najlepsze osoby, które chcą coś z siebie naprawdę dać, ale ta dziewczyna... Myślała, że przyjdzie na praktyki, żeby jeść ciasto, pić kawę, zajmować się bzdetami, najlepiej wychodzić kilka godzin wcześniej, a później mam jej zaliczyć praktyki w NBQ Lab.! Jej niedoczekanie! Przecież wiesz jak poważnie podchodzę do wszystkich praktykantów! Ci ludzie skończą studia, a później mogą być naprawdę użyteczni. Oczywiście nie wszyscy ale znalazłam kilka perełek.
-          Może za bardzo się tym wszystkim przejmujesz? Może powinnaś trochę zwolnić tempo. W ciągu zaledwie kilku lat udało ci się rozkręcić w ten sposób firmę, więc może czas na odpoczynek? Na macierzyństwo? - Widząc minę Mary Ann, ciągnął: - Powinnaś się już dawno oswoić z tym co się stało. Nie możesz ciągle bać się, że taka sytuacja ponownie będzie miała miejsce.
Mary Ann przez chwilę milczała.
-          To nie tak, że się boję. W tym momencie nie mam czasu. Na razie BlueBird i NBQ lab. jest dla mnie najważniejsze i oczywiście mój doktorat.
-          Co zamierzasz zrobić z mężem?
Blondynka wzruszyła ramionami.
-          Nic. Bill nagrywa teraz nową płytę, później ruszy z chłopakami w nową trasę koncertową. Znów będziemy się widywali raz na dwa, trzy miesiące.
-          Jak się czujesz z tą myślą?
-          Normalnie. Bill ma pracę, którą musi wykonać. Ja również mam pracę.
-          Myślałaś kiedyś, żeby od niego odejść?
Oczy Mary Ann przybrały wielkość co najmniej monet dwueurowych.
-          Nie! Oczywiście nie! - Szybko zaprotestowała. Mimo, że nie miała dla niego tyle czasu, co kiedyś, to przecież nadal go kochała i chciała z nim być.
-          Może powinnaś. Tobie może pasować taki układ, ale co z nim? Nie uważasz, że dla niego byłoby lepiej gdyby znalazł sobie nową żonę, która będzie miała dla niego czas?
-          Phillipe!
-          Nie gniewaj się, ale przychodzisz do mnie od czterech lat. Nie da się nie zauważyć, że między tobą, a Billem jest z każdą twoją wizytą u mnie gorzej.
-          O czym ty mówisz?! Nie mamy dla siebie tyle samo czasu, co kiedyś, ale... ale to nie znaczy, że powinniśmy wziąć rozwód, prawda? - W jej oczach pojawił się strach.
Starała się najlepiej jak mogła być dobrą żoną. Nadal pragnęła, aby Bill był zawsze uśmiechnięty, dlatego pozwalała mu chodzić z Tomem do barów, na dyskoteki czy gdziekolwiek indziej. Nie chciała ograniczać jego wolności, bo wiedziała ile ona dla niego znaczy. Jeżeli tylko Czarny był w domu starała się przygotowywać mu wszystkie posiłki, zawsze prała mu ubrania, sprzątała w domu. Na sprawy łóżkowe też Bill nie mógł narzekać. Mary Ann miała wrażenie, że podoba mu się ich życie intymne. Starała się zawsze wymyślać jakieś nowe pozycje, albo założyć jakiś seksowny ciuszek. Dlaczego więc Phillipe mówi jej, że powinni się rozwieść?
-          Sama zdecydujesz - uśmiechnął się do niej. Wstał z krzesła i podszedł do biurka. Przez chwilę czegoś w nim szukał. - Proszę, to dla ciebie - podał jej brązową kopertę A4. - Ja jestem tutaj tylko po to, żeby cię wysłuchać i doradzić. Moje zdanie jest takie, ale postąpisz jak zechcesz.
Nie chciała wziąć od niego koperty, ale mężczyzna włożył ją niemalże siłą w jej ręce przekonując, że w razie czego wyrzuci ją do kosza. Zapłaciła mu za wizytę i się pożegnała. Ściskając kurczowo w dłoniach papiery rozwodowe, wyszła z gabinetu psychoterapeuty. Nigdy nie myślała o tym, ale może Phillipe miał rację?
* * *
            Natarczywy dzwonek do drzwi wyrwał Gustava Schäfera ze snu. Półprzytomny, po wczorajszej imprezie powędrował otworzyć przybyszowi.
-          Czego? - Wychrypiał.
Dopiero kiedy dostrzegł stojącą na progu Inge i uświadomiwszy sobie, że jest całkowicie nagi, schował się za drzwiami
-          Co za powitanie - zaśmiała się. - Tak długo na to czekałam. I pomyśleć, że przyszłam w zupełnie innej sprawie... Mogę wejść?
-          Pewnie, tylko się ubiorę. Zaczekaj moment.
-          Oj Gustav! Nawet nie pozwolisz popatrzeć?
-          Nie!!! - Wrzasnął.
Jeszcze zanim uciekł do sypialni usłyszał jęk zawodu. Włożył na siebie pierwsze lepsze jeansy i podkoszulek. Dopiero otwierając dziewczynie drzwi, zobaczył na nim wielką plamę po ketchupie.
-          Teraz możesz wejść.
-          Dziękuję - uśmiechnęła się do niego uroczo, a on pomyślał, że jest naprawdę bardzo ładna.
-          Napijesz się czegoś? - Spytał, prowadząc ją do kuchni.
Starał się nie patrzeć w jej zielone oczy i na pełne usta. Jak na złość dziewczyna musiała założyć na siebie dzisiejszego dnia letnią, zwiewną sukienkę, która podkreślała jej sylwetkę. I pomyśleć, że dobrowolnie zrezygnował z Inge...
-          Herbaty, jeśli można.
-          Już się robi.
Wstawił wodę do czajnika i włożył torebkę herbaty do szklanki. Sam otworzył lodówkę, wyciągnął butelkę zimnej wody mineralnej i zaczął łapczywie pić. Okropnie go suszyło.
-          Widzę, że impreza się udała - zażartowała, kiedy wypił duszkiem prawie litr wody.
-          Chyba tak.
-          Chyba?
-          Nie pamiętam wszystkiego - wyjaśnił. - Miałaś jakiś konkretny powód, żeby przyjść do mnie o - spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę trzynastą - ...tak nieludzkiej porze?
Inge grzebała chwilę w swojej płóciennej torbie, w poszukiwaniu czegoś. W końcu wyciągnęła białą kopertę. Położyła ją na stole przed Gustavem.
-          Chciałam zaprosić cię na ślub, jeżeli oczywiście znajdziesz trochę czasu.
-          A czyj to ślub? - Spytał, zastanawiając się dlaczego Inge nie dała sobie jeszcze z nim spokoju.
-          Mój. Wiem, że teraz jesteś zajęty, ale gdybyś znalazł chwilę czasu, byłoby mi bardzo miło gdybyś wpadł. To będzie mała uroczystość tylko dla najbliższej rodziny i grupki przyjaciół.
Gustavowi wydawało się, że słucha tego wszystkiego jakby z oddali. Spojrzał w piękne, zielone oczy Inge starając się zobaczyć w nich, że jej słowa nie są prawdą. Nie wiedzieć czemu chciał, aby dziewczyna zaczęła się śmiać, powiedziała, że tak naprawdę to jest wesele jej najlepszej przyjaciółki, albo kogoś z rodziny.
-          T-twój?! Jak to twój ślub?! - wykrzyknął.
Inge pogłaskała go po policzku.
-          Wybacz Gustav, ale dłużej nie mogę na ciebie czekać. Kiedyś chciałam, żebyśmy byli razem, ale próbowałam zbyt wiele razy. Nie mam już więcej siły, a Arthur jest naprawdę miły.
-          Kochasz go? - Spytał cicho, wpatrując się w swoje dłonie.
Miał już dwadzieścia siedem lat. Może najwyższy czas, żeby się ustatkować? Miał kilka dziewczyn, ale żadnej z nich nie traktował poważnie. Wiedział, że wszystkie lgną do niego tylko dlatego, że jest perkusistą Tokio Hotel, albo żeby się zbliżyć do bliźniaków. Inge była zupełnie inna. Czyżby to go w niej tak urzekło? Ale dlaczego zdał sobie sprawę z tego dopiero teraz, kiedy wychodziła za mąż?!
-          Nie wiem. Dobrze się dogadujemy, ale nie sądzę, żeby to była miłość taka jaką opisują w książkach. Gustav, zrozum. Nie mogę dłużej zwlekać. Ja też chcę mieć dzieci i swoją rodzinę. Gustav, ja nie chcę zostać sama.
-          Rozumiem - skinął głową, choć wcale nie rozumiał. I dlaczego do cholery poczuł się jakby ktoś uderzył go cegłą w głowę?
-          Gustav? Stało się coś? Jesteś okropnie blady? - Kucnęła obok niego, dotykając ręką jego czoła. - Chyba masz gorączkę.
-          Nie - wychrypiał. - To pewnie przez wczorajszy alkohol. Nic mi nie będzie.
-          Na pewno?
-          Tak. Nie martw się. Zaraz mi przejdzie - zdobył się na lekki uśmiech.
Już dawno nie zachowywał się jak zakompleksiony nastolatek, którym niegdyś był.
-          Chyba nie jest ci żal, że wychodzę za mąż? - zażartowała, szturchając go w ramię.
-          Skąd! Nareszcie będę miał spokój - skłamał. Nie mógł przecież poprosić, żeby Inge zostawiła narzeczonego dla niego, zwłaszcza, że tak wiele razy dawał jej kosza. - Dziękuję za zaproszenie. Postaram się być.
-          Dziękuję - uśmiechnęła się, ukazując równe, białe zęby.
Czy zawsze musi być tak, że człowiek docenia ludzi dopiero, kiedy ich traci? Przecież miał Inge dla siebie przez tyle lat! A teraz miała się stać żoną innego mężczyzny...
-          Uciekam już. Muszę jeszcze pojechać do kilku osób z zaproszeniami - wstała z krzesła i skierowała się do wyjścia.
-          Zaczekaj! Nie wypiłaś nawet herbaty! - Zawołał za nią.
-          Następnym razem. To... do zobaczenia Gustav.
-          Do zobaczenia... - szepnął, wpatrując się w drzwi zamykające się za Inge.
Wrócił do sypialni. Rzucił się na wielkie łóżko i wpatrzył w sufit, do którego zostało przymocowane lustro. Faktycznie był blady. Sądził jednak, że było to bardziej spowodowane tym co powiedziała mu Inge niż stanem w jakim się znajdował.
Położył ręce za głową zastanawiając się co powinien uczynić. Był pewien, że dziewczyna nadal żywi do niego jakieś uczucia, ale czy to byłoby w porządku? Nie był pewny. W każdym razie nie chciałby, żeby jakiś facet odbił mu dziewczynę tuż przed ślubem. Zresztą czy kochał Inge? Lubił ją, ale żeby od razu miłość? Nigdy nie czuł w jej obecności motylków w żołądku, ale za to bardzo dobrze się z nią dogadywał od kiedy przestała go prosić, żeby uprawiał z nią seks.
-          Miłość jest inna - powiedział na głos. - Może kiedyś się zakocham, ale nie w Inge.
* * *
            Bliźniaki Kaulitz siedzieli w salonie apartamentu Billa i Mary Ann. Rozwalili się na skórzanych kanapach, zajadając się czereśniowo-migdałowymi clafoutis upieczonym przez blondynkę.
-          Ty to jednak masz dobrze - odezwał się Tom, wkładając sobie kawałek wypieku do ust. - Też by mi się przydał ktoś, kto tak genialnie gotuje.
-          Na to akurat nie mogę narzekać. I tak, że jeszcze nie jestem tłusty jak świnia.
Tom zachrumkał, na co oboje się roześmiali. Mimo przepysznych potraw serwowanych przez Mary Ann, albo ich matkę nadal pozostali szczupli. Właściwie Bill chciałby trochę przytyć, żeby nie być aż tak kościstym. Uważał, że dodatkowe trzy czy cztery kilo wcale by mu nie zaszkodziły.
-          Tatuś, co jesz?
Obaj spojrzeli najpierw na siebie, a później na Rosie. Dziewczynka była ubrana w jasnoróżową koszulkę nocną z postaciami z Hello Kitty i spodenki w tym samym kolorze. Najwyraźniej ich śmiech ją obudził.
            Mała widząc ich zaskoczone miny podeszła do Toma i zajrzała mu przez ramię do ceramicznego kubeczka.
-          Tatuś, ja tesz chce!
-          Rosie? Dlaczego mówisz do wujka Toma „tatuś”? - Spytał Bill, patrząc uważnie na dziewczynkę.
Uważał, że dziecko jest bardzo podobne do jego bliźniaka i nawet pytał o to Mary Ann, ale blondynka powiedziała tylko, że musi mu się wydawać.
-          Inne dzieci mają tatusia! Ja tesz chcem!
-          Ale dlaczego wujek Tom?
-          Ciocia Mary pozwoliła mówić tatuś do wujka Toma - dziewczynka zrobiła smutną minkę. Wyglądała, tak jakby zaraz miała się rozpłakać.
-          Już dobrze - gitarzysta Tokio Hotel uśmiechnął się do małej. Odłożył na stolik naczynie i wyciągnął ręce do Rosie. - Możesz mówić do mnie tatuś.
Posadził dziecko obok siebie, patrząc na Billa karcąco. On nie widział w tej całej sytuacji niczego zabawnego. Zwłaszcza, że od jakiegoś czasu sądził, że Rosie jest naprawdę jego dzieckiem. Nikola mu o tym nie powiedziała, ale nie był ślepy, żeby nie dostrzec podobieństwa, a oprócz tego umiał liczyć. Nie minęło nawet pół roku po tym jak się rozstali jak na świat przyszła dziewczynka. Oczywiście Nikola mogła go zdradzać, ale nie sądził, żeby tak było. To on okazał się świnią w tym związku.
-          Proszę, to dla ciebie - Bill podał Rosie naczynie z clafoutis. - Cieszysz się, że masz tatusia?
-          Tak! - Wykrzyknęła, przytulając się do Toma. - Tatuś!
-          To wygląda jak zabawa w dom - zażartował Czarnowłosy, a później dodał już całkiem poważnie: - Powinieneś pogadać poważnie z Nikolą.
-          Chyba tak - westchnął ciężko. - Jeżeli taka jest prawda, nawet nie jestem specjalnie zaskoczony. Od dawna myślałem, że tak może być. Tylko trochę mi przykro, że Nikola nic mi nie powiedziała. Rozumiem, że była wtedy wściekła, ale przecież musiałem się do końca przekonać, że nie chcę żadnej innej dziewczyny. Nie powinna ukrywać tego przede mną - nie chciał mówić wprost, żeby Rosie nie powtórzyła później wszystkiego swojej mamie.
-          A ty powinieneś wiedzieć, że nie idzie się z pierwszą lepszą panną do łóżka trzymając w kieszeni pierścionek zaręczynowy. Na dodatek w mieszkaniu, od którego miała klucze!
Tom pogrzebał chwilę w kieszeni spodni, po czym wyciągnął mały błyszczący przedmiot i rzucił go Billowi.
-          Nadal trzymam go w kieszeni. Sam nie wiem po co - wzruszył ramionami. - Już dawno powinienem go wyrzucić.
-          Ty ją kochasz - stwierdził Czarny. Był zaskoczony swoim odkryciem. Tom przez te wszystkie lata nie dał po sobie poznać, że jest zraniony odejściem Nikoli.
-          Może. Tak czy inaczej nie znalazłem drugiej tak dumnej dziewczyny, której mógłbym całkowicie zaufać. Sam widzisz, że nikt nie wie kogo jest Rosie oprócz Mary Ann.
-          Nie jestem pewien czy Mary Ann wie.
-          Na pewno wie. Przecież są najlepszymi przyjaciółkami. Solidarność jajników. - Tom spojrzał na Rosie, która zajadała się clafoutis. - Smakuje ci?
-          Pysne! Mamusia tak nie umie.
-          Nie lubisz jak mama gotuje?
-          Lubie.
Słysząc dźwięk otwieranych drzwi, Rosie odłożyła naczynie i pobiegła do drzwi zobaczyć kto przyszedł. Po chwili z przedpokoju usłyszeli głośne: „Mamusia!”
-          Dziękuję, że przypilnowaliście Rosie - Nikola uśmiechnęła się do nich, stawiając małą na ziemi.
-          Nie ma problemu - Tom wzruszył ramionami. - Wiesz, że ją uwielbiamy.
Nikola poprawiła swoje długie, kasztanowe włosy.
-          Cześć Tom! Napijesz się czegoś?
-          Nie, dzięki Mary.
-          Mamusiu? Mogę dzisiaj zostać z tatusiem? – Rosie spytała widząc, że nikt się nią nie interesuje.
Nikola momentalnie zrobiła się blada jak ściana. Mary Ann uśmiechnęła się niepewnie. Wiedziała, że kiedyś coś takiego się stanie i przestrzegała przed tym Nikolę, ale ta nie chciała jej słuchać.
-          O czym ty mówisz? - Spytała dziecko, ale widać było jej zdenerwowanie. Przez tyle lat kłamała wszystkim, żeby prawda nie wyszła na światło dzienne, dlatego teraz przez głupotę, którą palnęła jej córka nie zamierzała zaprzepaścić tego. - Chcesz zostać u wujka Billa i cioci Mary?
Dziewczynka pokręciła głową i tupnęła nóżką.
-          Chcę zostać z tatusiem!
-          Kochanie, ale ty nie masz tatusia.
-          Mam!!!
Rosie podbiegła do kanapy, na której siedział Tom, wdrapała się na mebel i przytuliła do Kaulitza.
-          Przepraszam za nią - Nikola uśmiechnęła się przepraszająco. - Od jakiegoś czasu mała szuka sobie ojca. Przepraszam, że na ciebie padło.
-          W porządku.
Mary Ann podeszła do Billa i spojrzała na niego wymownie. Uważała, że Nikola powinna zostać sam na sam z Tomem.
-          To twoje - Czarny oddał bliźniakowi pierścionek zaręczynowy ze sporych rozmiarów brylantem. - Chodź z nami, Rosie. Zostawimy wujka Toma i mamę samych, dobrze?
Dziewczynka niechętnie złapała Billa za rękę i powędrowała z nim do kuchni.
            Pomiędzy Nikolą i Tomem zapadła niezręczna cisza, którą dopiero po długiej chwili przerwała brunetka:
-          Czyżbyś planował oświadczyny? - Spytała chłodno. Nie obchodziło ją to, ale wolała odwrócić jego uwagę od Rosie. To była tylko jej córka!
Gitarzysta Tokio Hotel uniósł głowę, patrząc na nią. Jej rysy twarzy stały się trochę dojrzalsze, ale nadal miała długie, kasztanowe włosy. Zawsze podobało mu się też to, że jest taka drobna.
            Wstał z sofy i podszedł do niej wolno.
-          Dlaczego by nie? - Spytał patrząc w jej orzechowe tęczówki. - Zostaniesz moją żoną?
Przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć. Ale tylko przez chwilę.
-          Nie żartuj sobie ze mnie!
-          Nie żartuję. Mówię poważnie. - Zaczął bawić się pierścionkiem. - I tak jest twój. Sama sprawdź. Powinien pasować, chyba, że przytyły ci palce.
Rzucił jej pierścionek, który upadł z głuchym brzdękiem na drewnianą podłogę.
-          Nie chcę go od ciebie.
-          Dlaczego nie? - Spojrzał na pierścionek leżący na podłodze. - Córkę już mamy. Kiedyś mnie kochałaś...
-          Rosie nigdy nie była twoja! I nie będzie! - Warknęła.
Starszy Kaulitz włożył ręce do kieszeni spodni i spojrzał na Nikolę z góry, co nie było trudne. Chłopak był o wiele wyższy od niej.
-          Doprawdy?
-          Tak. Rosie nie jest twoją córką.
-          Co powiesz na testy DNA?
-          Jak śmiesz?!
Wyciągnęła wyprostowaną dłoń i uderzyła go mocno w policzek.
-          Możesz mnie bić do woli, ale nie okłamywać. Nikola ja chcę wiedzieć. Rosie jest moją córką, prawda?
Brunetka, wyminęła go i ciężko opadła na sofę. Wiedziała, że nie może trzymać swojej małej tajemnicy tylko dla siebie. Nie dlatego, że odbierze córkę Tomowi, ale dlatego, że odbierze Rosie ojca. A dziewczynka coraz częściej wypytywała ją o to gdzie jest jej tatuś.
-          Prawda - powiedziała w końcu.
-          Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? - Spytał, podnosząc z podłogi pierścionek.
-          Po co? Dobrze było tak jak było. Nie chciałam cię kłopotać.
-          Dla mnie Rosie nie jest kłopotem. Wręcz przeciwnie. To urocze dziecko i ty dobrze o tym wiesz.
Słysząc głośny śmiech Nikoli, zmarszczył ze zdumienia brwi. Czyżby powiedział coś śmiesznego?
-          Poczekaj! Niech się uspokoję! - dopiero po chwili, kontynuowała: - Tom Kaulitz cieszy się, że jest ojcem? Wybacz, ale nigdy w to nie uwierzę!
-          Nie masz wyjścia - wzruszył ramionami. - Powinnaś zrozumieć, dlaczego cię zdradziłem.
-          Co?! - Otworzyła szeroko oczy. - Ty sobie naprawdę ze mnie żartujesz! Miałam zrozumieć, że mnie zdradzasz? Czy ty jesteś normalny?
-          Nie zdradzałem cię! - Teraz on podniósł głos. - To był jeden cholerny raz! Na dodatek nic z tego nie wyszło! No i w Hiszpanii, kiedy Bill poleciał do Indii, całowałem się z jakąś panną, ale byłem wtedy pijany jak świnia! To wszystko!
-          Czyli to się zaczęło już wcześniej? - Pokręciła głową z niedowierzaniem. - A ja głupia myślałam, że jak jesteśmy ze sobą tyle lat, ile to było? Trzy lata?
-          Prawie cztery - wtrącił.
-          Wszystko jedno. W każdym razie myślałam, że kiedyś zamieszkamy ze sobą i stworzymy rodzinę. Dlaczego wcześniej nie przejrzałam? - Spytała z kpiną. - Nienawidzę cię Tom. I ostrzegam, jeżeli będziesz próbował odebrać mi Rosie, jeszcze nie wiem jak, ale...
-          Przestań mi grozić - na jego twarzy pojawiło się rozbawienie. - Odkąd jesteś dziennikarką, stałaś się bardziej wygadana. Nie zapominaj, że to też moja córka. Na początek chcę, żeby miała moje nazwisko. Chcę też spędzać z nią więcej czasu.
-          Jak... Jak... Po moim trupie! - Wstała wściekła z kanapy.
Chciała opuścić salon, ale Tom zagrodził jej drogę.
-          Nic z tego moja droga. Dopóki nie uzgodnimy warunków, nigdzie stąd nie pójdziesz. Chyba, że masz ochotę spotkać się w sądzie...
Nikola policzyła w myślach do dwudziestu, żeby znowu nie uderzyć Toma. Nie miała pojęcia w jaki sposób wytrzymali ze sobą tyle czasu. Przecież oni są całkowitymi przeciwieństwami!
-          Znowu chcesz się bawić w macho? Gdybyś chociaż...
Pod wpływem spojrzenia Toma, zamilkła. Wpatrywała się w jego czekoladowe tęczówki, tak jak niegdyś. Było to spojrzenie, którego zdecydowanie brakowało gitarzyście Tokio Hotel przez te wszystkie lata. W tym czasie zdążył się dokładnie rozejrzeć na rynku i stwierdził, że tylko Nikola ma specjalne miejsce w jego sercu. Wszystkie dziewczyny, z którymi sypiał od momentu rozstania z brunetką były dla niego tylko ciałami. Niczym więcej. Żadna nie potrafiła sprawić, że od samego spojrzenia robiło mu się gorąco, a całe ciało zaczynało drżeć. Patrząc w orzechowe tęczówki Nikoli znów poczuł się jak nieśmiały nastolatek, który udaje przed całym światem macho.
Nadal wpatrując się w oczy Nikoli zaczął się do niej przybliżać. Kiedy przymknęła powieki przez moment obserwował jej twarz, która zdawała się prosić choćby o jeden pocałunek, co było zupełnym zaprzeczeniem dotychczasowych słów brunetki. Tom uśmiechnął się lekko. Chciał ją mocno do siebie przytulić, pocałować, a później zanieść do sypialni, żeby znów poczuć siłę miłości jaka ich kiedyś łączyła. Ale nie zrobił tego. Musnął tylko leciutko ustami czubek jej nosa. Wiedział, że gdyby zrobił cokolwiek więcej nie odzyskałby tym zaufania Nikoli. Wyszedłby na macho, który myśli tylko o przeleceniu kolejnej panny. Mógł być taki dla całego świata, ale nie dla brunetki.
-          ...nim był – dokończyła nieprzytomnie, jakby obudziła się ze snu.
-          Nie chcę ci zabierać Rosie – powiedział cicho, wpatrując się w jej zdezorientowaną twarz. - Chcę tylko uczestniczyć w jej życiu. Patrzeć jak dorasta, prowadzić poważne rozmowy z jej chłopakami, których pewnie będzie miała pełno, bo jest śliczna. Nie musisz mi wierzyć, ale ten pierścionek - podsunął jej pod nos złote kółko z wielkim brylantem - naprawdę był dla ciebie. Ale wcześniej musiałem się przekonać czy naprawdę kocham cię tak bardzo jak mi się wydawało, że cię kocham. Wtedy napatoczyła się jakaś fanka, więc pomyślałem, że to może być dobry pomysł. Nawet gdybyś wtedy nie weszła do domu i tak do niczego by nie doszło oprócz pocałunków.
-          I ja mam ci wierzyć? - Spytała z westchnięciem. W jej spojrzeniu była widoczna jakby czułość, nieuchwytne resztki miłości, które gdyby tylko spróbował chwycić pękłyby niczym bańki mydlane. - Po pięciu latach nadal nosisz ten pierścionek w kieszeni?
-          Wiem, że to głupie, ale tak - podrapał się po głowie z zakłopotaniem. - Przymierz chociaż. Zawsze byłem ciekawy czy będzie pasował, bo kiedy go kupowałem, nie miałem żadnego twojego pierścionka, ani nawet nie wiedziałem jaki nosisz rozmiar.
-          Dobrze...
Wyciągnęła lewą dłoń. Wsunął na jej serdeczny palec pierścionek. Nikola pomachała dłonią, po czym zaczęła się śmiać.
-          Miałeś rację. Idealny.
-          Zawsze to wiedziałem - uśmiechnął się. - Zatrzymaj go. – Odsunął się od niej. - Rosie Kaulitz. Idealnie! Nikola Kaulitz też brzmi dobrze - puścił jej oczko, znikając w korytarzu.
Brunetka spojrzała na swoją dłoń. Pierścionek był bardzo ładny, ale nie mogła go zatrzymać. Żałowała, że pięć lat temu między nimi ułożyło się tak, a nie inaczej. Doskonale pamiętała jaka była wówczas przestraszona, że Tom nie będzie chciał tego dziecka; że będzie ją namawiał do usunięcia ciąży. Właściwie przez krótką chwilę pomyślała o tym samym, ale wiedziała, że nie mogłaby tego zrobić. Kochała Toma prawdziwą miłością i chciała urodzić jego dzieci. Gdyby nie tamten incydent, na pewno teraz byliby razem. Niestety Kaulitz jak zawsze musiał zachować się jak idiota!
-          Doszliście do porozumienia? - Mary Ann uśmiechnęła się do Nikoli podając jej filiżankę z herbatą. W środku był piękny kwiat.
-          Gdzie Rosie? - Spytała, oglądając się wokół.
-          Poszła z Billem na spacer. Nie chciałam, żeby słyszała jak się kłócicie.
-          Dziękuję. - Upiła łyk herbaty. - Spójrz.
Mary Ann przyjrzała się jej dłoni, na której nadal tkwił pierścionek od Toma.
-          Nie mów, że...
-          Nie. Chciał sprawdzić czy będzie pasował, a później uciekł - westchnęła. - Wyobrażasz sobie, że on go nosił ze sobą tyle lat?
-          Tom? Pewnie. Dlaczego nie? Zachował się wtedy jak idiota, ale musisz przywyknąć, że Kaulitzowie już tacy są. Robią głupoty, których później żałują. Pamiętasz te wszystkie akcje z Billem? Jaki normalny człowiek wsiada w samolot i leci na drugi koniec świata, bo myśli, że dziewczyna, którą kocha jest z kimś w ciąży i on postanawia wychować to dziecko? Sama widzisz, że jeżeli chodzi o małe brzdące, oni są śmiertelnie poważni - zaśmiała się.
-          Dlaczego nie spróbujesz znów?
-          Czego?
-          Zajść w ciążę.
Mary Ann wypiła kilka łyków herbaty. Szukała odpowiedzi, ale nie potrafiła jej znaleźć. Chciała mieć dzieci, ale za bardzo się bała. Nie chciała więcej przeżyć czegoś takiego.
-          Nie wiem. Może kiedyś się zdecyduję. Na razie mam już jedno dziecko - uśmiechnęła się.
-          Jak firma może być twoim dzieckiem? - Spytała poważnie.
-          To trudno wytłumaczyć. Sama budowałam ją prawie od podstaw. Naprawdę nie było łatwo pogodzić tego ze studiami ani z tym co się stało, ale ucząc się i pracując całe dnie i noce nie miałam czasu na myślenie. Teraz też staram się ciągle coś robić, żeby nie mieć nawet chwili wytchnienia. Daję pracę setkom ludzi, więc to trochę po części tak jakby byli moimi dziećmi - uśmiechnęła się ciepło. - Może czasami jestem trochę za bardzo wymagającą i upierdliwą matką, ale wszystko musi być tak jak ja chcę.
-          A co z Billem? Gdzie tutaj jego miejsce?
-          Dlaczego wszyscy martwią się o niego? Ty, mój psychoanalityk, Johan...
-          Pewnie dlatego, że on też to mocno przeżył, ale zawsze był uśmiechnięty, żeby cię nie martwić. Mary Ann, on naprawdę cię kocha.
-          Tak myślisz? - Westchnęła, obejmując dłońmi filiżankę z herbatą. - Nie wiem czy nie byłoby lepiej gdyby znalazł sobie kogoś innego.
-          O czym ty mówisz?! Naprawdę chcesz zniszczyć to wszystko na co pracowaliście?! Oszalałaś?!
-          Nie, po prostu... Ja już nie jestem tą dawną Mary Ann. Czasami próbuję być, ale to nie takie łatwe. Nawet kiedy uprawiam seks z Billem myślę albo o nowej kampanii reklamowej, albo o nowym produkcie, czy wszystko jest tak jak należy w salonach, o kolejnym wykładzie czy pracy doktorskiej.
-          Powinnaś wziąć sobie wolne i gdzieś wyjechać z Billem. Żebyście znowu byli tylko we dwójkę, bez żadnych problemów.
-          Najbliższy urlop będę miała może za kilka lat... Nawet jak jestem w Tokio, sprawdzam czy wszystko jest w porządku w salonach.
-          Nie wiem co ci poradzić – Nikola uśmiechnęła się przepraszająco. - Ja też gonię za karierą, ale gdybym miała do wyboru Rosie a wieczorne wydanie wiadomości wybrałabym Rosie. A ty? Gdybyś miała do wyboru zrobienie doktoratu i bycie z Billem, co byś wybrała?

-          Nie wiem - odparła po chwili zastanowienia. - Naprawdę nie wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz