Czarnowłosy stał w miejscu obserwując jak naga klatka piersiowa Mary Ann
delikatnie faluje pod wpływem oddechu dziewczyny. Przełknął głośno ślinę,
widząc jędrne piersi blondynki. Tak jak się spodziewał ich widok sprawił na nim
o wiele większe wrażenie, niż nagie ciało Gisele. Gdy Mary sięgnęła do swoich
bokserek i chciała je ściągnąć, odwrócił głowę.
-
Przestań się
wygłupiać.
-
Nie podobam
ci się? - Spytała słodko. - Ludzie, którzy się kochają robią ze sobą takie
rzeczy... Nawet ludzie, którzy się nie kochają, robią takie rzeczy. Sam o tym
doskonale wiesz - jej słowa wbijały się w jego serce niczym ostre sztylety, ale
miała rację. Nie kochał Gisele, ale nie przeszkodziło mu to w uprawianiu z nią
seksu.
-
Jesteś pijana
- tylko tyle zdołał z siebie wykrztusić. Jeszcze był pod wrażeniem widoku
kształtnych piersi blondynki.
Mary Ann absolutnie nie przejmując się słowami Czarnego, podniosła się z
łóżka i podeszła do niego chwiejnym krokiem. Przytuliła się do Billa, obejmując
go w pasie ramionami. Przez ten czas, kiedy go nie widziała urósł co najmniej
kilka centymetrów, przez co był jeszcze przystojniejszy. Mary Ann martwiło
tylko trochę to, że chłopak jest taki chudy. Zdecydowanie powinien przytyć parę
kilo.
Czarnowłosy pocałował dziewczynę w czubek głowy, kładąc swoje dłonie na jej
talii. Brakowało mu dotyku ciała ukochanej i tych wszystkich przechodzących
przez jego kręgosłup przyjemnych dreszczy, a także motylków trzepoczących
swoimi skrzydełkami o ścianki żołądka... Bill miał ochotę kochać się z Mary,
ale tylko wtedy kiedy dziewczyna będzie trzeźwa. Nie chciał, żeby nazajutrz
miała do niego pretensje o to, że wykorzystał jej chwilę słabości. Wydawało mu
się też, że ich pierwszy wspólny raz nie powinien wyglądać w ten sposób. Może w
tym przypadku był zbyt wielkim romantykiem, ale wyobrażał to sobie w jakimś
przyjemnym miejscu, z kwiatami, romantyczną muzyką i świecami. Chciał, żeby
oboje nigdy nie zapomnieli tej chwili; żeby była idealna.
-
Bill, kochaj
się ze mną - powiedziała wpatrując się swoimi roziskrzonymi, niebieskimi
tęczówkami w jego oczy.
-
Nie.
-
Dlaczego?
Znowu myślisz, że jestem w ciąży?! - Odsunęła się od niego gwałtownie, przez co
omal się nie wywróciła. Przejechała dłonią po swoim płaskim brzuchu. - Spójrz!
Tutaj nie ma żadnego dziecka! Pod skórą mam tylko wnętrzności!
-
Wiem Mary...
Ściągnął z siebie podkoszulkę, a widząc błysk nadziei w oczach ukochanej,
pokręcił przecząco głową. Bez słowa założył ją na Mary Ann i poprowadził
ukochaną do łóżka.
-
Bill! -
Zawołała płaczliwym głosem. - Dlaczego mnie nie chcesz?! Sam mówiłeś, że...
-
Wiem co
mówiłem - odparł chłodno - i nie zamierzam się z tego wycofać. Prawdę mówiąc
nie pragnę niczego bardziej od tego, żebyś się zgodziła, ale nie chcę się z
tobą kochać. Nie teraz, kiedy jesteś pijana.
-
A co to za
różnica? - Zerwała się z łóżka, wyminęła Billa i podeszła do stolika, na którym
położył wcześniej książkę. Otworzyła na stronie, do której Czarny przykleił
pierścionek. Oderwała go i mu rzuciła. - Jestem pijana, ale wiem co robię. -
Wyciągnęła w jego stronę lewą dłoń. - Jeżeli tak bardzo tego chcesz, zrób to.
Ja naprawdę wiem co robię!
-
Cieszy mnie
to, ale teraz powinnaś położyć się spać. Jutro porozmawiamy - jego głos był
spokojny. Wiedział, że nie ma sensu wdawać się w dyskusję z Mary.
Odłożył pierścionek na blat stoliku i spojrzał smutnym wzrokiem na
blondynkę. Nigdy nie przypuszczał, że oświadczyny w jego wykonaniu wypadną tak
słabo. Właściwie nie sądził, że się kiedykolwiek oświadczy, a już tym bardziej,
że będzie chciał wziąć ślub. Zawsze wierzył, że dwoje ludzi, jeżeli się kochają,
mogą ze sobą być bez żadnych obietnic. Tego nauczyło go małżeństwo rodziców. A
jednak zapragnął, aby łączyło go coś więcej z Mary Ann; coś czego nie będzie
się łatwo wyzbyć. Jakaś niewidzialna więź, która oprócz miłości, złączy mocnym
węzłem ich serca.
-
Nie traktuj
mnie jakbym była niespełna rozumu! Jeżeli naprawdę tak bardzo mnie kochasz i
faktycznie chcesz ze mną wziąć ślub, załóż mi ten cholerny pierścionek i po
sprawie. A może to był tylko chwilowy kaprys? Stęskniło ci się za zabaweczką,
miałeś trochę wolnego, więc przyjechałeś sobie do Indii...
-
Nigdy nie
uważałem cię za zabawkę - odparł spokojnie. - Co ci niby miałem wtedy
powiedzieć? Że wszystko jest w jak najlepszym porządku?
-
Nie! Mogłeś
choćby zacząć na mnie wrzeszczeć, że zaszłam w ciążę i nic ci o tym nie
powiedziałam! Ja, w przeciwieństwie do ciebie, uczę się na błędach! Myślisz, że
dlaczego nakłamałam tyle mamie i pojechałam do Berlina?! No dlaczego?! Myślisz,
że pojechałam tam tylko po to, żeby usłyszeć od ciebie, że było fajnie, ale zabawka
ci się już znudziła?!
-
Uspokój się.
Ta rozmowa do niczego nie prowadzi.
-
Nie
rozśmieszaj mnie! - Mary Ann zaniosła się głośnym, wręcz szyderczym śmiechem. -
Po co tutaj przyjechałeś?! Nie mogłeś zostawić mnie w spokoju?! Bzyknąłeś tą
pannę i co? Uznałeś, że ja będę lepsza?! Więc przekonaj się o tym! Dlaczego nie
chcesz?! Jestem do twojej dyspozycji! Możesz mnie przelecieć dzisiaj ile razy
chcesz, bo wiesz co? Mam na to cholerną ochotę - ostatnie zdanie wysyczała.
Bill widząc jak po zaczerwienionych policzkach Mary Ann skapują łzy.
Podszedł do niej i delikatnie otarł słone kropelki. Przytulił ją mocno do
siebie, zastanawiając się co ma zrobić. Nie mógł, nie chciał, się z nią kochać
w tej chwili, bo dobrze wiedział, że żałowałby tego do końca życia. I ona
prawdopodobnie też.
-
Proszę, nie
płacz... - szepnął, całując ją w czoło.
-
Więc kochaj
się ze mną. Pokaż, że mnie kochasz - jej ciałem wstrząsnął szloch. - Tęskniłam
za tobą. Tak bardzo tęskniłam...
-
Mówisz tak,
bo jesteś pijana, czy naprawdę tak czujesz? - Spytał z uśmiechem.
-
Szczerze? -
Kiwnął głową. - Naprawdę tak czuję, ale mówię dlatego, że jestem pijana. Nawet
bardzo pijana.
-
To wiele
wyjaśnia - podniósł jej podbródek, tak, żeby dziewczyna spojrzała w jego
czekoladowe tęczówki. - Właśnie z tego powodu pójdziesz teraz grzecznie spać.
Myślał, że Mary bez większych protestów położy się spać. Nic bardziej
mylnego.
-
Dlaczego tak
się przy tym upierasz?! - Wyrwała się z jego objęć. - Bzyknąłeś tamtą pannę bez
zmrużenia oczu, a mnie każesz iść spać! Nie jestem tak seksowna jak ona? A może
czegoś mi brakuje? Masz szczęście, że jestem pijana i za dobrze nie trzymam się
na nogach...
-
Powiedziałbym,
że to raczej nieszczęście. Jesteś milion razy bardziej seksowna niż Gisele,
dlatego proszę, nie nalegaj. Połóż się spać jak grzeczna dziewczynka, a jutro -
jeżeli nadal będziesz tego chciała - będziemy się kochać cały dzień.
-
A co jeżeli
to twoja jedyna szansa, żeby mnie przelecieć? - Spytała wojowniczo.
-
Wtedy tym
bardziej będę szczęśliwy, że tego nie zrobiłem. Kocham cię, dlatego nie zależy
mi na tym, żeby cię tylko przelecieć.
-
Cholera! -
Tupnęła nogą ze złością jak mała dziewczynka. - Dlaczego nie jesteś dupkiem?
Dlaczego nie jesteś taki jak inni faceci?
-
Bo jestem
Billem Kaulitzem? - Puścił jej oczko.
-
Tak...
Zaśpiewaj mi „Hilf mir fliegen”... - poprosiła, kładąc się na miękkim materacu
łóżka i przykrywając się kołdrą.
* * *
Czując zapach świeżo parzonej kawy, Bill Kaulitz podniósł
powieki. Zsunął z siebie kołdrę i usiadł na sofie. Przeciągnął się, żeby
rozprostować kości. Mary Ann miała rację. Kanapy były okropnie niewygodne.
Wolał jednak ten mały dyskomfort niż dzielić łóżko z blondynką. Chciał pokazać
w ten sposób, że dziewczyna jest dla niego najważniejsza na świecie i nie
zależy mu na seksie z nią po pijaku. Właśnie z tego powodu wczoraj zamiast
kochać się z Mary, śpiewał jej „Hilf mir fliegen” do momentu aż pogrążyła się w
sennych marzeniach, a później zamknął się w łazience myśląc o tym, co mógłby z
nią zrobić gdyby nie była pijana.
-
Napijesz się
kawy?
Obrócił się, słysząc głos Mary. Ukochana, nadal ubrana w jego podkoszulek,
siedziała na łóżku i zajadała się chlebkiem naan, który maczała w lassi.
-
Chętnie.
Podszedł do łóżka i usiadł na samym skraju materacu. Wziął od niej
filiżankę z kawą z mlekiem, po czym upił kilka łyków.
-
Częstuj się -
kiwnęła głową na kilka naanów i jeszcze jedną miseczkę z jogurtem. - Zamówiłam
więcej, bo pomyślałam sobie, że będziesz głodny jak wstaniesz, a śniadanie już
dawno minęło. - Widząc jak Bill niepewnie zerka na jedzenie, uśmiechnęła się do
niego zachęcająco. - Nie bój się. Nie powinieneś po tym co chwilę latać do
łazienki.
-
No dobrze.
Zaryzykuję. Zresztą ile można jeść banany...
-
Dokładnie.
Szczególnie, że ten chleb jest naprawdę niesamowity! Zdecydowanie będzie mi go
brakowało po przyjeździe do Niemiec. Nie wiesz czy w Hamburgu jest jakaś
hinduska restauracja albo bar?
-
Jak to do
Niemiec? - Zmarszczył brwi, nic nie rozumiejąc. - Przecież mieszkasz w Polsce.
-
No tak -
zgodziła się - ale w tym roku będę chodziła do szkoły w Niemczech. Chciałam ci
o tym powiedzieć, ale... Zresztą sam doskonale wiesz co się wydarzyło.
-
Ale przecież
mówiłaś, że może dopiero w przyszłym roku uda ci się załatwić wymianę.
-
Zwolniło się
miejsce. Nauczycielka bardzo nalegała, żebym pojechała. Rodzice z początku nie
chcieli się zgodzić, ale jak się okazało, że mogę zamieszkać u babci, pokręcili
trochę nosem, ale w końcu powiedzieli, że mogę jechać - widząc smutną minę
Billa, uśmiechnęła się do niego ciepło. - To było głupie z mojej strony, ale
pomyślałam sobie, że fajna będzie ta wymiana, bo będziemy mogli się widywać o
wiele częściej. No cóż... I tak będzie fajnie, bo będę chodziła z Nikolą do
jednej szkoły.
-
Cieszę się,
że będę miał cię cały rok w Hamburgu - wygiął usta w uśmiechu.
Mary Ann skinęła tylko lekko głową, po czym spuściła zawstydzona głowę.
Było jej głupio po tym co wczoraj zrobiła. Zdecydowanie nie powinna rozbierać
się przy Billu i żądać, żeby się z nią kochał. Doskonale wiedziała, że dzisiaj
najprawdopodobniej żałowałaby tego.
Jedli w milczeniu. Dopiero po kilku minutach Mary przerwała ciszę:
-
Przepraszam
za wczoraj. Byłam pijana i... wygadywałam okropne bzdury.
-
Według mnie
mówiłaś całkiem sensownie - uśmiechnął się do niej łobuzersko.
-
Sensownie? -
Uniosła brwi, wpatrując się w niego zdumionym wzrokiem. - Chyba żartujesz!
Mówiłam naprawdę nie od rzeczy, ale... dziękuję, że tego nie wykorzystałeś - na
jej policzkach pojawiły się rumieńce, które dodały jej tylko uroku.
-
Ale nawet nie
wiesz jaką miałem na to ochotę - puścił jej oczko, wkładając sobie do ust
kawałek naanu. - Gdybyś prosiła mnie jeszcze trochę, nie miałbym dłużej siły
się opierać.
-
Na szczęście
posłuchałam cię i poszłam grzecznie spać - uśmiechnęła się delikatnie. Mimo, że
była pijana wiedziała co robi. Chciała kochać się z Billem, a teraz troszkę
żałowała, że chłopak się na to nie zgodził. Alkohol nie zakręcił jej w głowie,
tylko dodał odrobinę odwagi, żeby powiedzieć Billowi, co czuje i czego pragnie.
- To nie moja sprawa... - spuściła głowę, wpatrując się w białą kołdrę - ale
dlaczego zrobiłeś to z tamtą dziewczyną, skoro twierdzisz, że... Zresztą
nieważne - machnęła niedbale ręką. - Nie było tego pytania!
Bill upił kilka łyków kawy z mlekiem, po czym spojrzał na Mary Ann, która
nadal wpatrywała się speszonym wzrokiem w pościel.
-
Jesteś
zazdrosna o Gisele?
-
Nie! -
Zaprotestowała szybko. Za szybko. - Tylko... To naprawdę nieważne - ponownie
machnęła dłonią, jakby to było zupełnie nieistotne. - Jak ci smakuje naan?
Pyszny, nie?
-
Tak, pyszny,
ale nie zmieniaj tematu. Skoro chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłem, powiem ci.
W końcu jutro się pobieramy - uśmiechnął się do niej wesoło. - Musisz dzisiaj
wyciągnąć Cherry Jo na zakupy.
Mary Ann pokręciła przecząco głową.
-
Nic z tego.
Już ci mówiłam, jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-
Musisz być
taka uparta? Wczoraj mówiłaś zupełnie co innego.
-
Wczoraj byłam
pijana i wygadywałam same brednie. Nie bierz sobie do serca tamtych słów.
Chciała się zgodzić na propozycję Czarnowłosego, ale nie potrafiła
powiedzieć ot tak sobie: „Zgoda, pobierzmy się jutro, albo jeszcze lepiej!
Pobierzmy się zaraz, a później kochajmy się non-stop aż do wyjazdu z Indii!”. Słowa te, nie
chciały jednak przejść jej przez gardło. Może znowu powinna popędzić do baru,
kupić Żubrówkę, albo jakąś inną wódkę, upić się i wtedy wyznać Billowi, co
myśli? Gdy alkohol krążył w jej żyłach, nie przejmowała się tym, że Czarny może
ją znów zranić. Wtedy obchodziło ją tylko to, że u jego boku jest szczęśliwa.
Wiedziała jednak, że alkohol nie rozwiąże za nią wszystkich spraw.
-
Za późno.
Przyjechałem tutaj, żeby wszystko wyjaśnić i usłyszeć jak bardzo mnie kochasz.
Nie zamierzam być tylko twoim przyjacielem. To dla mnie stanowczo za mało.
-
Trudno -
wzruszyła ramionami. - Dostałeś szansę, którą zmarnowałeś. Więcej nie pozwolę
ci, żebyś mnie zranił. Jeżeli nie chcesz być moim kolegą, czy jak wolisz
przyjacielem, możemy udawać, że się nie znamy jak się gdzieś spotkamy.
-
Mówiłaś, że
przemyślisz moją propozycję... - przypomniał jej, choć czuł, że powinien dać
sobie spokój. Nie lubił nikogo o coś prosić aż tak natarczywie. Z drugiej
jednak strony wiedział, że blondynka go kocha, ale najwyraźniej boi się, że
znowu wydarzy się coś, przez co oboje będą cierpieli.
-
Przemyślałam.
Moja decyzja może byłaby inna, gdybyś wczoraj wykorzystał okazję. Może
spodobałby mi się seks z tobą tak bardzo, że dzisiaj zaciągnęłabym cię do
ołtarza?
Bill odłożył talerz z naanem i lassi na łóżko i podszedł do swojej walizki.
Wyciągnął z niej czyste jeansy i koszulkę. Starał się nie dać po sobie poznać
jak bardzo zraniły go słowa Mary Ann. Nie rozumiał dlaczego dziewczyna
zachowuje się w taki sposób. Czyżby chciała się na nim odegrać, za to, że ją
zostawił i powiedział tyle przykrych słów? Ale czy wtedy nie miał ku temu
powodów?
-
Powinnaś się
napić. Jak jesteś pijana wygadujesz o wiele mniejsze bzdury niż teraz. Wiesz
co? - Wbił w nią smutny wzrok. - Gdybyśmy faktycznie uprawiali seks i
chciałabyś wyjść za mnie tylko dlatego, że ci się podobało, straciłbym do
ciebie cały szacunek. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla ciebie to już
nieaktualne, ale ja chciałem się z tobą ożenić i być ojcem twojego dziecka, bo
przekonałem się, że nie trzeba być biologicznym ojcem, żeby kochać całym sercem
dziecko. Chciałem wychowywać z tobą dziecko innego faceta, bo... naprawdę wiele
dla mnie znaczysz - słowo kocham, nie przeszło mu przez gardło. Nie w tej
sytuacji. Nie chciał pozbywać się resztek dumy, które mu pozostały. - Właściwie
to stało się dla mnie nieważne. Najważniejsza była świadomość tego, że
budziłabyś się rano obok mnie i zasypiała w moich ramionach każdego wieczora, a
w dzień... w dzień byś mnie wspierała, a ja ciebie. Razem radzilibyśmy sobie ze
wszystkimi problemami. Nie przeczę, że seks jest ważny, ale dla mnie nie jest
on najważniejszy. Ważniejsze jest to, żebym mógł podziwiać twój uśmiech. Na
początku wcale nie chciałem zaproponować ci małżeństwa, bo oboje mamy po
siedemnaście lat i prawda jest taka, że nadal jesteśmy dziećmi, a przynajmniej
ja jestem niezbyt odpowiedzialnym nastolatkiem, ale uznałem, że tak powinienem
zrobić. I wiesz co? Wcale nie przerażała mnie ta myśl. Przeciwnie. Cieszyłem
się jak głupi wyobrażając sobie, że jesteś moją żoną i mamy dziecko, nawet
jeżeli nie byłoby ono całkowicie moje. Teraz - w jego czekoladowych tęczówkach
nie było już smutku. Został on zastąpiony pustką. - wiem, że to nie miało sensu.
Nie dlatego, że nie jesteś w ciąży. Po prostu, mimo tego, że znaczysz dla mnie
naprawdę wiele, nie chcę z tobą być jeżeli mnie nie kochasz albo sprowadzasz
wszystko do udanego seksu. Gdybym chciał tylko tego, mógłbym mieć tysiące
panienek. Myślisz, że nie zaciągnąłbym fanek do łóżka? Setki z tych dziewczyn
dałoby się zabić, żebym tylko je przeleciał. Jednak po moim pierwszym razie z
Gisele, stwierdziłem, że potrzebuję czegoś więcej niż zwykłego głupiego
pożądania i seksu po pijaku. Może dlatego, że mogę to mieć bez problemu,
bardziej cenię sobie rzeczy, których nie zapewni mi ani sława ani pieniądze.
Kiedy skończył swój monolog, przerzucił przez ramię czyste ubrania i
bieliznę. Nie patrząc na Mary Ann skierował swoje kroki do łazienki. Ściągnął z
siebie bokserki i wszedł pod prysznic. Położył dłonie na granatowych kafelkach
i pozwolił aby woda uderzała o jego nagie ciało. Zdziwił się czując na policzku
kilka ciepłych, wręcz gorących kropelek. Płakał. Bo kochał i chciał być kochany
równie mocno. Nie satysfakcjonowało go uczucie, które oparte byłoby tylko na
seksie. Może gdyby nie był liderem Tokio Hotel, tylko zwykłym nastolatkiem
mieszkającym w niemieckiej wsi, cieszyłby się, że może być z dziewczyną, która
jest z nim tylko dlatego, że jest dobry w łóżku.
Uderzył dłońmi, zaciśniętymi w pięści o granatowe kafelki. Nigdy taki nie
był! Zawsze pragnął miłości. Nie tylko teraz, kiedy jego zespół stał się sławny
w Niemczech, a lada chwila będzie sławny na całym świecie. Dojrzał od czasu,
kiedy w telewizji pojawiło się pierwszy raz „Durch den Monsun”, ale nie zmienił
się. Nadal był chłopcem z Loitsche o wielkich marzeniach, nawet jeżeli te
marzenia w dużej mierze się urzeczywistniły. Był wdzięczny za każdą chwilę
spędzoną na scenie, czy w studio nagraniowym, ale oprócz tego potrzebował
jeszcze kobiety, której oddał serce. O wiele lepiej byłoby gdyby nie uległ
namowom Gustava i nie poszedł do kina na „King Konga”. Nigdy nie lubił filmów o
wielkiej małpie. Ale gdyby nie on i kilka innych zbiegów okoliczności zapewne
nie poznałby Mary Ann. Życie bez tej znajomości byłoby o wiele prostsze.
Nagrywałby płyty, koncertował, spotykał się z fanami... A jednak Mary jednym
swoim uśmiechem sprawiała, że był najszczęśliwszym chłopakiem na świecie; miał
wszystko czego potrzebował do osiągnięcia pełni szczęścia. Nie chciał
rezygnować z Mary, ale nie chciał też zmuszać jej do kochania go albo, co
gorsza, bycia z nim z litości albo dla pieniędzy i sławy czy dobrego seksu.
Zawsze myślał, że Mary Ann jest inna. Czyżby aż tak bardzo pomylił się w swojej
ocenie?
Wyszedł spod prysznica i założył na siebie czyste ubrania. Zebrał z
łazienki wszystkie swoje rzeczy i schował do walizki. Kątem oka dostrzegł, że
Mary Ann siedzi na łóżku z pochyloną głową.
-
Myślałam, że
samolot do Hiszpanii masz pojutrze - odezwała się cichutko.
-
Dobrze
myślałaś. - Sam się zdziwił słysząc chłód w swoim głosie. Skąd on się tam
wziął?
-
Więc dlaczego
się pakujesz?
-
Poszukam
czegoś na te dwa dni. Nie będę ci zawracał więcej głowy. Dzięki, że pozwoliłaś
mi tutaj zostać - zdobył się na lekki uśmiech, który bardziej przypominał
grymas.
-
Czyli to
koniec? - Spytała cicho, tak, że ledwo dosłyszał.
-
Sama o tym
zdecydowałaś.
-
Tak... Chyba
tak... - Podniosła głowę, patrząc na niego zaczerwienionymi od płaczu oczami. -
Zostań tutaj. Przeniosę się do ojca.
-
Nie musisz
tego robić.
-
Ale chcę...
Między nimi zapadła pełna napięcia cisza. Powietrze stało się tak gęste, że
można by je kroić nożem. Gdyby nie pukanie do drzwi, pewnie żadne z nich nie
wypowiedziałoby słowa przez dłuższy czas.
-
Otworzę.
Bill podszedł do drzwi i je otworzył. Widząc na progu wysokiego, szczupłego
Azjatę z mocno ścieniowanymi czarno-niebieskimi włosami, spojrzał na niego
pytająco.
-
Jestem Iruka
- przedstawił się. - A ty pewnie jesteś Biro.
-
Bill -
poprawił go.
-
Tak, oczywiście
- uśmiechnął się lekko. - Jest Mary Ann?
Czarnowłosy skinął głową, wpuszczając do środka Japończyka. Iruka spojrzał
groźnie na Billa, kiedy dostrzegł zaczerwienione oczy i nos blondynki. Usiadł
na łóżku i złapał ją za dłoń, tak jakby chciał ją pocieszyć. Czarny poczuł
ukłucie w okolicach serca. Był zazdrosny o Azjatę, ale nic nie powiedział.
Musiał pogodzić się z tym, że Mary Ann nie należy, ani nie będzie należała do
niego. Zrobił wszystko, żeby tak się stało, ale poniósł porażkę.
-
Wiesz, że
wystarczy słowo...
-
Wiem... -
Mary Ann słysząc głos Iruki spuściła głowę w dół. - Co cię sprowadza?
-
Pomyślałem
sobie, że mogłabyś pomóc mi wybrać jakiś drobiazg dla Cherry Jo.
-
Chętnie -
uśmiechnęła się lekko do Japończyka. - Zaraz się ubiorę. Poczekasz minutkę?
-
Pewnie.
Blondynka zabrała z szafy jakieś ubrania i udała się z nimi do łazienki.
Tak jak obiecała, minutę później była gotowa. Założyła na siebie zieloną
spódnicę do samej ziemi i musztardowy top. Nie zaprzątała sobie głowy robieniem
makijażu czy choćby uczesaniem włosów. Nie przeszkadzało jej nawet to, że
ubrania nie są do siebie dobrane kolorystycznie.
-
Zostawiam ci
klucz. Jak będziesz chciał gdzieś wyjść, zostaw go w recepcji. Jak wrócę,
przeniosę swoje rzeczy do pokoju ojca - zwróciła się do Billa, który stał
oparty o framugę drzwi balkonowych i wpatrywał się to w Mary Ann to w Irukę.
Nie chciał zgodzić się na propozycję Mary, ale uznał, że załatwi to z nią
jak tylko dziewczyna wróci. Póki co postanowił, że pójdzie się przejść po
mieście i poszukać jakiejś kwatery, w której mógłby się zatrzymać przez dwa
dni. Uznał, że tak będzie najlepiej. Otworzył się przed ukochaną i dostał od
niej kosza. Nawet kilka koszów. Dobrze wiedział, że nie przestanie jej kochać,
ale będzie musiał nauczyć się żyć bez niej. Ostatnimi czasy przekonał się, że
to potrafi. Jego życie może było trochę smutne, a on czuł się samotny, ale
jakoś przetrwa. Zawsze najgorzej jest na początku... A on miał już za sobą
początek.
* * *
-
Dlaczego
płakałaś? - Spytał Iruka, kiedy opuścili hotel i skierowali się zatłoczoną
uliczką w stronę bazaru.
-
To nic
takiego - zapewniła, uśmiechając się sztucznie do Japończyka.
-
Upierdliwe...
Cherry wiedziała, że tak będzie.
-
O czym ty
mówisz?
-
Wysłała mnie
do was, żebym rozeznał się w sytuacji - burknął. Nie pasowało mu sprawdzanie
Mary Ann i Billa, ale teraz uznał, że zrobił dobrze zgadzając się spełnić
prośbę Cherry Jo. - Mówiła, że pewnie będziesz miała całą masę problemów i, jak
widzę, miała zupełną rację.
-
Ja? Masę
problemów? - Udała zdziwienie, a kiedy Iruka skinął głową potakująco,
westchnęła cicho. - Zdecydowanie Cherry zna mnie zbyt dobrze.
-
Dlaczego
zachowujesz się jak dzieciak? - Spytał, zatrzymując się. Nie przejmował się, że
blokował drogę Hindusom i innym turystom, którzy zmierzali na bazar.
-
Może dlatego,
że nadal jestem dzieciakiem? Chciałam ci przypomnieć, że mam tylko siedemnaście
lat...
-
Zawsze
wydawało mi się, że jesteś o wiele dojrzalsza - mruknął. - Pamiętasz naszą
rozmowę w aśramie Ramany Maharishiego? - Mary Ann skinęła głową. Pamiętała aż
za dobrze. - Mówiłem ci, że powinnaś wierzyć w Billa i waszą miłość. Dlaczego,
kiedy los zsyła ci chłopaka, którego - jak wielokrotnie zapewniałaś - kochasz,
mówisz mu, żeby się wypchał?
-
Skąd wiesz,
że tak powiedziałam?
Iruka pomachał jej przed oczami swoją lewą dłonią.
-
Po
pierścionku. Powinnaś mieć go już dawno na palcu.
-
Ja nie jestem
tobą ani Cherry Jo.
-
A czy ja
powiedziałem coś takiego? Mary, nie powinnaś marnować szansy na szczęście u
boku Billa. Dlaczego nie poszłaś wczoraj do niego i nie kochałaś się z nim całą
noc, tak jak radziła ci Cherry?
-
Poszłam do
niego. I naprawdę chciałam to zrobić - spuściła smutno głowę. - Nie tylko
dlatego, że tak mi radziliście. Sama tego chciałam, ale Bill odmówił.
Powiedział, że nie chce mnie przelecieć, tylko się ze mną kochać. I tylko
wtedy, kiedy nie będę pijana. Może nie powiedział tak dokładnie, ale o to
chodziło.
-
I ty jeszcze
masz wątpliwości?! - Zawołał z oburzeniem. - Spotkałaś faceta, którego
wszystkie panny uznałyby za złotego, kochasz go, a on ciebie i pozwoliłaś mu odejść?
Wybacz, ale chyba czegoś tu nie rozumiem...
-
Myślisz, że
ja rozumiem? - Wbiła w niego swoje niebieskie tęczówki. - Mówię zupełnie coś
innego niż myślę i pragnę! Nie potrafię mu powiedzieć: „Chodź Bill, weźmiemy
ślub i będzie zajebiście, bo się kochamy”! Ja potrzebuję gwarancji, że nie
zostawi mnie przy pierwszej lepszej okazji! Takiej jak choćby ta z ciążą! Tak
trudno było zapytać czy to prawda?!
-
A nie dał ci
gwarancji, że cię kocha ponad wszystko przyjeżdżając do Lehu?! Mówiłaś, że jest
gwiazdą w Niemczech i jeszcze dodatkowo połowie Europy, więc chyba nie może ot
tak sobie - pstryknął palcami - robić wakacji, bo zachciało mu się spotkać z
jakąś panną, która akurat przebywa w Azji. Rób co chcesz, ale moim zdaniem
powinnaś przestać zgrywać dzieciaka i podążyć za głosem serca. Ono dobrze wie,
co jest dla ciebie dobre.
-
Mówisz tak,
bo jeszcze nigdy nie byłeś w takiej sytuacji! Pokłóciłeś się choć raz z Cherry?
A może przez swoje urojenia nie odzywała się do ciebie trzy miesiące, a ty
nawet nie wiedziałeś dlaczego?
Iruka widząc jak z oczu Mary Ann zaczynają wyciekać łzy, przytulił ją do
siebie i zaczął głaskać uspokajająco po lśniących blond włosach. Nigdy nie
spotkało go to co Mary Ann, ale nadal uważał, że dziewczyna powinna
zaryzykować, skoro kocha Billa, a on ją.
-
Dlaczego sama
się krzywdzisz? - Zapytał, podnosząc jej brodę w górę, zmuszając ją tym samym,
aby spojrzała mu w oczy. - Przecież widzę, że cierpisz.
-
Ja się po
prostu boję, że znowu dam mu szansę, a on... on mnie zostawi bez słowa
wyjaśnienia. To tak bardzo boli... Trzy miesiące zastanawiałam się co zrobiłam
nie tak, a okazało się, że Bill ubzdurał sobie, że jestem w ciąży. Wiesz ile
jeszcze może być takich sytuacji? - Jej ciałem wstrząsnął szloch. - Wiem, że
nie słyszałeś z Cherry Jo o Tokio Hotel, ale oni są naprawdę popularni w
Europie. Nie chcę patrzeć na jego zdjęcia w gazetach z jakimiś pannami, słuchać
plotek, że przeleciał kolejną znaną piosenkarkę, aktorkę czy tam modelkę... Do
tego dochodzą trasy koncertowe jego zespołu i cała promocja. Jak będziemy się
widzieli dwa albo trzy razy w miesiącu, pewnie będzie to sukcesem. Iruka -
spojrzała na chłopaka zaszklonymi oczami, z których wyciekły nowe łzy - ja sama
nie wiem czy jestem gotowa na takie życie. Tu nie chodzi o żaden ślub czy bycie
jego narzeczoną, tylko o zwykłe bycie z nim. Gdyby był zwykłym nastolatkiem z
Loitsche, od razu bym się zgodziła.
-
Rozmawiałaś z
nim o tym? - Spytał cicho. Zawsze myślał o Billu w kategoriach zwykłego
nastolatka, bo tak przedstawiała go Mary Ann. Teraz jednak dostrzegł, że
dziewczyna ma dużo racji w tym co mówi.
-
Nie. Nie mogę
prosić go o to, żeby zrezygnował ze swojego największego marzenia dla mnie.
Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby Bill wybrał mnie zamiast muzyki. Po
prostu... Nie wiem czy dam radę z nim być.
-
Postaw sobie
inne pytanie - uśmiechnął się do niej lekko. - Dasz radę bez niego? Naprawdę
chcesz się budzić każdego ranka i żałować, że odesłałaś go z kwitkiem, bo bałaś
się zaryzykować?
-
Lepiej zrobić
coś i tego żałować, niż tego nie zrobić i żałować - mruknęła. - To nigdy nie
było moim mottem. Niektórych rzeczy lepiej nie robić, żeby nie musieć później
żałować.
-
Chyba
powinnaś pogadać z Cherry Jo, bo ja nie jestem tak dobry w sprowadzaniu ludzi
na dobrą ścieżkę.
-
Jesteś lepszy
od niej - zaśmiała się. - Cherry pewnie zaczęłaby na mnie krzyczeć, że powinnam
uciekać do Billa i wskoczyć mu do łóżka.
-
Być może -
wzruszył ramionami. - Wracamy do hotelu?
-
Chciałeś coś
jej kupić...
-
To był tylko
pretekst, żeby wyciągnąć cię z pokoju. Uznałem, że przyda ci się krótki spacer.
Mary Ann skinęła potakująco głową. Przechadzka po mieście na pewno zrobi
jej dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz