wtorek, 3 września 2013

Rozdział 222

Czarnowłosy stał w miejscu obserwując jak naga klatka piersiowa Mary Ann delikatnie faluje pod wpływem oddechu dziewczyny. Przełknął głośno ślinę, widząc jędrne piersi blondynki. Tak jak się spodziewał ich widok sprawił na nim o wiele większe wrażenie, niż nagie ciało Gisele. Gdy Mary sięgnęła do swoich bokserek i chciała je ściągnąć, odwrócił głowę.
-          Przestań się wygłupiać.
-          Nie podobam ci się? - Spytała słodko. - Ludzie, którzy się kochają robią ze sobą takie rzeczy... Nawet ludzie, którzy się nie kochają, robią takie rzeczy. Sam o tym doskonale wiesz - jej słowa wbijały się w jego serce niczym ostre sztylety, ale miała rację. Nie kochał Gisele, ale nie przeszkodziło mu to w uprawianiu z nią seksu.
-          Jesteś pijana - tylko tyle zdołał z siebie wykrztusić. Jeszcze był pod wrażeniem widoku kształtnych piersi blondynki.
Mary Ann absolutnie nie przejmując się słowami Czarnego, podniosła się z łóżka i podeszła do niego chwiejnym krokiem. Przytuliła się do Billa, obejmując go w pasie ramionami. Przez ten czas, kiedy go nie widziała urósł co najmniej kilka centymetrów, przez co był jeszcze przystojniejszy. Mary Ann martwiło tylko trochę to, że chłopak jest taki chudy. Zdecydowanie powinien przytyć parę kilo.
Czarnowłosy pocałował dziewczynę w czubek głowy, kładąc swoje dłonie na jej talii. Brakowało mu dotyku ciała ukochanej i tych wszystkich przechodzących przez jego kręgosłup przyjemnych dreszczy, a także motylków trzepoczących swoimi skrzydełkami o ścianki żołądka... Bill miał ochotę kochać się z Mary, ale tylko wtedy kiedy dziewczyna będzie trzeźwa. Nie chciał, żeby nazajutrz miała do niego pretensje o to, że wykorzystał jej chwilę słabości. Wydawało mu się też, że ich pierwszy wspólny raz nie powinien wyglądać w ten sposób. Może w tym przypadku był zbyt wielkim romantykiem, ale wyobrażał to sobie w jakimś przyjemnym miejscu, z kwiatami, romantyczną muzyką i świecami. Chciał, żeby oboje nigdy nie zapomnieli tej chwili; żeby była idealna.
-          Bill, kochaj się ze mną - powiedziała wpatrując się swoimi roziskrzonymi, niebieskimi tęczówkami w jego oczy.
-          Nie.
-          Dlaczego? Znowu myślisz, że jestem w ciąży?! - Odsunęła się od niego gwałtownie, przez co omal się nie wywróciła. Przejechała dłonią po swoim płaskim brzuchu. - Spójrz! Tutaj nie ma żadnego dziecka! Pod skórą mam tylko wnętrzności!
-          Wiem Mary...
Ściągnął z siebie podkoszulkę, a widząc błysk nadziei w oczach ukochanej, pokręcił przecząco głową. Bez słowa założył ją na Mary Ann i poprowadził ukochaną do łóżka.
-          Bill! - Zawołała płaczliwym głosem. - Dlaczego mnie nie chcesz?! Sam mówiłeś, że...
-          Wiem co mówiłem - odparł chłodno - i nie zamierzam się z tego wycofać. Prawdę mówiąc nie pragnę niczego bardziej od tego, żebyś się zgodziła, ale nie chcę się z tobą kochać. Nie teraz, kiedy jesteś pijana.
-          A co to za różnica? - Zerwała się z łóżka, wyminęła Billa i podeszła do stolika, na którym położył wcześniej książkę. Otworzyła na stronie, do której Czarny przykleił pierścionek. Oderwała go i mu rzuciła. - Jestem pijana, ale wiem co robię. - Wyciągnęła w jego stronę lewą dłoń. - Jeżeli tak bardzo tego chcesz, zrób to. Ja naprawdę wiem co robię!
-          Cieszy mnie to, ale teraz powinnaś położyć się spać. Jutro porozmawiamy - jego głos był spokojny. Wiedział, że nie ma sensu wdawać się w dyskusję z Mary.
Odłożył pierścionek na blat stoliku i spojrzał smutnym wzrokiem na blondynkę. Nigdy nie przypuszczał, że oświadczyny w jego wykonaniu wypadną tak słabo. Właściwie nie sądził, że się kiedykolwiek oświadczy, a już tym bardziej, że będzie chciał wziąć ślub. Zawsze wierzył, że dwoje ludzi, jeżeli się kochają, mogą ze sobą być bez żadnych obietnic. Tego nauczyło go małżeństwo rodziców. A jednak zapragnął, aby łączyło go coś więcej z Mary Ann; coś czego nie będzie się łatwo wyzbyć. Jakaś niewidzialna więź, która oprócz miłości, złączy mocnym węzłem ich serca.
-          Nie traktuj mnie jakbym była niespełna rozumu! Jeżeli naprawdę tak bardzo mnie kochasz i faktycznie chcesz ze mną wziąć ślub, załóż mi ten cholerny pierścionek i po sprawie. A może to był tylko chwilowy kaprys? Stęskniło ci się za zabaweczką, miałeś trochę wolnego, więc przyjechałeś sobie do Indii...
-          Nigdy nie uważałem cię za zabawkę - odparł spokojnie. - Co ci niby miałem wtedy powiedzieć? Że wszystko jest w jak najlepszym porządku?
-          Nie! Mogłeś choćby zacząć na mnie wrzeszczeć, że zaszłam w ciążę i nic ci o tym nie powiedziałam! Ja, w przeciwieństwie do ciebie, uczę się na błędach! Myślisz, że dlaczego nakłamałam tyle mamie i pojechałam do Berlina?! No dlaczego?! Myślisz, że pojechałam tam tylko po to, żeby usłyszeć od ciebie, że było fajnie, ale zabawka ci się już znudziła?!
-          Uspokój się. Ta rozmowa do niczego nie prowadzi.
-          Nie rozśmieszaj mnie! - Mary Ann zaniosła się głośnym, wręcz szyderczym śmiechem. - Po co tutaj przyjechałeś?! Nie mogłeś zostawić mnie w spokoju?! Bzyknąłeś tą pannę i co? Uznałeś, że ja będę lepsza?! Więc przekonaj się o tym! Dlaczego nie chcesz?! Jestem do twojej dyspozycji! Możesz mnie przelecieć dzisiaj ile razy chcesz, bo wiesz co? Mam na to cholerną ochotę - ostatnie zdanie wysyczała.
Bill widząc jak po zaczerwienionych policzkach Mary Ann skapują łzy. Podszedł do niej i delikatnie otarł słone kropelki. Przytulił ją mocno do siebie, zastanawiając się co ma zrobić. Nie mógł, nie chciał, się z nią kochać w tej chwili, bo dobrze wiedział, że żałowałby tego do końca życia. I ona prawdopodobnie też.
-          Proszę, nie płacz... - szepnął, całując ją w czoło.
-          Więc kochaj się ze mną. Pokaż, że mnie kochasz - jej ciałem wstrząsnął szloch. - Tęskniłam za tobą. Tak bardzo tęskniłam...
-          Mówisz tak, bo jesteś pijana, czy naprawdę tak czujesz? - Spytał z uśmiechem.
-          Szczerze? - Kiwnął głową. - Naprawdę tak czuję, ale mówię dlatego, że jestem pijana. Nawet bardzo pijana.
-          To wiele wyjaśnia - podniósł jej podbródek, tak, żeby dziewczyna spojrzała w jego czekoladowe tęczówki. - Właśnie z tego powodu pójdziesz teraz grzecznie spać.
Myślał, że Mary bez większych protestów położy się spać. Nic bardziej mylnego.
-          Dlaczego tak się przy tym upierasz?! - Wyrwała się z jego objęć. - Bzyknąłeś tamtą pannę bez zmrużenia oczu, a mnie każesz iść spać! Nie jestem tak seksowna jak ona? A może czegoś mi brakuje? Masz szczęście, że jestem pijana i za dobrze nie trzymam się na nogach...
-          Powiedziałbym, że to raczej nieszczęście. Jesteś milion razy bardziej seksowna niż Gisele, dlatego proszę, nie nalegaj. Połóż się spać jak grzeczna dziewczynka, a jutro - jeżeli nadal będziesz tego chciała - będziemy się kochać cały dzień.
-          A co jeżeli to twoja jedyna szansa, żeby mnie przelecieć? - Spytała wojowniczo.
-          Wtedy tym bardziej będę szczęśliwy, że tego nie zrobiłem. Kocham cię, dlatego nie zależy mi na tym, żeby cię tylko przelecieć.
-          Cholera! - Tupnęła nogą ze złością jak mała dziewczynka. - Dlaczego nie jesteś dupkiem? Dlaczego nie jesteś taki jak inni faceci?
-          Bo jestem Billem Kaulitzem? - Puścił jej oczko.
-          Tak... Zaśpiewaj mi „Hilf mir fliegen”... - poprosiła, kładąc się na miękkim materacu łóżka i przykrywając się kołdrą.
* * *
            Czując zapach świeżo parzonej kawy, Bill Kaulitz podniósł powieki. Zsunął z siebie kołdrę i usiadł na sofie. Przeciągnął się, żeby rozprostować kości. Mary Ann miała rację. Kanapy były okropnie niewygodne. Wolał jednak ten mały dyskomfort niż dzielić łóżko z blondynką. Chciał pokazać w ten sposób, że dziewczyna jest dla niego najważniejsza na świecie i nie zależy mu na seksie z nią po pijaku. Właśnie z tego powodu wczoraj zamiast kochać się z Mary, śpiewał jej „Hilf mir fliegen” do momentu aż pogrążyła się w sennych marzeniach, a później zamknął się w łazience myśląc o tym, co mógłby z nią zrobić gdyby nie była pijana.
-          Napijesz się kawy?
Obrócił się, słysząc głos Mary. Ukochana, nadal ubrana w jego podkoszulek, siedziała na łóżku i zajadała się chlebkiem naan, który maczała w lassi.
-          Chętnie.
Podszedł do łóżka i usiadł na samym skraju materacu. Wziął od niej filiżankę z kawą z mlekiem, po czym upił kilka łyków.
-          Częstuj się - kiwnęła głową na kilka naanów i jeszcze jedną miseczkę z jogurtem. - Zamówiłam więcej, bo pomyślałam sobie, że będziesz głodny jak wstaniesz, a śniadanie już dawno minęło. - Widząc jak Bill niepewnie zerka na jedzenie, uśmiechnęła się do niego zachęcająco. - Nie bój się. Nie powinieneś po tym co chwilę latać do łazienki.
-          No dobrze. Zaryzykuję. Zresztą ile można jeść banany...
-          Dokładnie. Szczególnie, że ten chleb jest naprawdę niesamowity! Zdecydowanie będzie mi go brakowało po przyjeździe do Niemiec. Nie wiesz czy w Hamburgu jest jakaś hinduska restauracja albo bar?
-          Jak to do Niemiec? - Zmarszczył brwi, nic nie rozumiejąc. - Przecież mieszkasz w Polsce.
-          No tak - zgodziła się - ale w tym roku będę chodziła do szkoły w Niemczech. Chciałam ci o tym powiedzieć, ale... Zresztą sam doskonale wiesz co się wydarzyło.
-          Ale przecież mówiłaś, że może dopiero w przyszłym roku uda ci się załatwić wymianę.
-          Zwolniło się miejsce. Nauczycielka bardzo nalegała, żebym pojechała. Rodzice z początku nie chcieli się zgodzić, ale jak się okazało, że mogę zamieszkać u babci, pokręcili trochę nosem, ale w końcu powiedzieli, że mogę jechać - widząc smutną minę Billa, uśmiechnęła się do niego ciepło. - To było głupie z mojej strony, ale pomyślałam sobie, że fajna będzie ta wymiana, bo będziemy mogli się widywać o wiele częściej. No cóż... I tak będzie fajnie, bo będę chodziła z Nikolą do jednej szkoły.
-          Cieszę się, że będę miał cię cały rok w Hamburgu - wygiął usta w uśmiechu.
Mary Ann skinęła tylko lekko głową, po czym spuściła zawstydzona głowę. Było jej głupio po tym co wczoraj zrobiła. Zdecydowanie nie powinna rozbierać się przy Billu i żądać, żeby się z nią kochał. Doskonale wiedziała, że dzisiaj najprawdopodobniej żałowałaby tego.
Jedli w milczeniu. Dopiero po kilku minutach Mary przerwała ciszę:
-          Przepraszam za wczoraj. Byłam pijana i... wygadywałam okropne bzdury.
-          Według mnie mówiłaś całkiem sensownie - uśmiechnął się do niej łobuzersko.
-          Sensownie? - Uniosła brwi, wpatrując się w niego zdumionym wzrokiem. - Chyba żartujesz! Mówiłam naprawdę nie od rzeczy, ale... dziękuję, że tego nie wykorzystałeś - na jej policzkach pojawiły się rumieńce, które dodały jej tylko uroku.
-          Ale nawet nie wiesz jaką miałem na to ochotę - puścił jej oczko, wkładając sobie do ust kawałek naanu. - Gdybyś prosiła mnie jeszcze trochę, nie miałbym dłużej siły się opierać.
-          Na szczęście posłuchałam cię i poszłam grzecznie spać - uśmiechnęła się delikatnie. Mimo, że była pijana wiedziała co robi. Chciała kochać się z Billem, a teraz troszkę żałowała, że chłopak się na to nie zgodził. Alkohol nie zakręcił jej w głowie, tylko dodał odrobinę odwagi, żeby powiedzieć Billowi, co czuje i czego pragnie. - To nie moja sprawa... - spuściła głowę, wpatrując się w białą kołdrę - ale dlaczego zrobiłeś to z tamtą dziewczyną, skoro twierdzisz, że... Zresztą nieważne - machnęła niedbale ręką. - Nie było tego pytania!
Bill upił kilka łyków kawy z mlekiem, po czym spojrzał na Mary Ann, która nadal wpatrywała się speszonym wzrokiem w pościel.
-          Jesteś zazdrosna o Gisele?
-          Nie! - Zaprotestowała szybko. Za szybko. - Tylko... To naprawdę nieważne - ponownie machnęła dłonią, jakby to było zupełnie nieistotne. - Jak ci smakuje naan? Pyszny, nie?
-          Tak, pyszny, ale nie zmieniaj tematu. Skoro chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłem, powiem ci. W końcu jutro się pobieramy - uśmiechnął się do niej wesoło. - Musisz dzisiaj wyciągnąć Cherry Jo na zakupy.
Mary Ann pokręciła przecząco głową.
-          Nic z tego. Już ci mówiłam, jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-          Musisz być taka uparta? Wczoraj mówiłaś zupełnie co innego.
-          Wczoraj byłam pijana i wygadywałam same brednie. Nie bierz sobie do serca tamtych słów.
Chciała się zgodzić na propozycję Czarnowłosego, ale nie potrafiła powiedzieć ot tak sobie: „Zgoda, pobierzmy się jutro, albo jeszcze lepiej! Pobierzmy się zaraz, a później kochajmy się non-stop  aż do wyjazdu z Indii!”. Słowa te, nie chciały jednak przejść jej przez gardło. Może znowu powinna popędzić do baru, kupić Żubrówkę, albo jakąś inną wódkę, upić się i wtedy wyznać Billowi, co myśli? Gdy alkohol krążył w jej żyłach, nie przejmowała się tym, że Czarny może ją znów zranić. Wtedy obchodziło ją tylko to, że u jego boku jest szczęśliwa. Wiedziała jednak, że alkohol nie rozwiąże za nią wszystkich spraw.
-          Za późno. Przyjechałem tutaj, żeby wszystko wyjaśnić i usłyszeć jak bardzo mnie kochasz. Nie zamierzam być tylko twoim przyjacielem. To dla mnie stanowczo za mało.
-          Trudno - wzruszyła ramionami. - Dostałeś szansę, którą zmarnowałeś. Więcej nie pozwolę ci, żebyś mnie zranił. Jeżeli nie chcesz być moim kolegą, czy jak wolisz przyjacielem, możemy udawać, że się nie znamy jak się gdzieś spotkamy.
-          Mówiłaś, że przemyślisz moją propozycję... - przypomniał jej, choć czuł, że powinien dać sobie spokój. Nie lubił nikogo o coś prosić aż tak natarczywie. Z drugiej jednak strony wiedział, że blondynka go kocha, ale najwyraźniej boi się, że znowu wydarzy się coś, przez co oboje będą cierpieli.
-          Przemyślałam. Moja decyzja może byłaby inna, gdybyś wczoraj wykorzystał okazję. Może spodobałby mi się seks z tobą tak bardzo, że dzisiaj zaciągnęłabym cię do ołtarza?
Bill odłożył talerz z naanem i lassi na łóżko i podszedł do swojej walizki. Wyciągnął z niej czyste jeansy i koszulkę. Starał się nie dać po sobie poznać jak bardzo zraniły go słowa Mary Ann. Nie rozumiał dlaczego dziewczyna zachowuje się w taki sposób. Czyżby chciała się na nim odegrać, za to, że ją zostawił i powiedział tyle przykrych słów? Ale czy wtedy nie miał ku temu powodów?
-          Powinnaś się napić. Jak jesteś pijana wygadujesz o wiele mniejsze bzdury niż teraz. Wiesz co? - Wbił w nią smutny wzrok. - Gdybyśmy faktycznie uprawiali seks i chciałabyś wyjść za mnie tylko dlatego, że ci się podobało, straciłbym do ciebie cały szacunek. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla ciebie to już nieaktualne, ale ja chciałem się z tobą ożenić i być ojcem twojego dziecka, bo przekonałem się, że nie trzeba być biologicznym ojcem, żeby kochać całym sercem dziecko. Chciałem wychowywać z tobą dziecko innego faceta, bo... naprawdę wiele dla mnie znaczysz - słowo kocham, nie przeszło mu przez gardło. Nie w tej sytuacji. Nie chciał pozbywać się resztek dumy, które mu pozostały. - Właściwie to stało się dla mnie nieważne. Najważniejsza była świadomość tego, że budziłabyś się rano obok mnie i zasypiała w moich ramionach każdego wieczora, a w dzień... w dzień byś mnie wspierała, a ja ciebie. Razem radzilibyśmy sobie ze wszystkimi problemami. Nie przeczę, że seks jest ważny, ale dla mnie nie jest on najważniejszy. Ważniejsze jest to, żebym mógł podziwiać twój uśmiech. Na początku wcale nie chciałem zaproponować ci małżeństwa, bo oboje mamy po siedemnaście lat i prawda jest taka, że nadal jesteśmy dziećmi, a przynajmniej ja jestem niezbyt odpowiedzialnym nastolatkiem, ale uznałem, że tak powinienem zrobić. I wiesz co? Wcale nie przerażała mnie ta myśl. Przeciwnie. Cieszyłem się jak głupi wyobrażając sobie, że jesteś moją żoną i mamy dziecko, nawet jeżeli nie byłoby ono całkowicie moje. Teraz - w jego czekoladowych tęczówkach nie było już smutku. Został on zastąpiony pustką. - wiem, że to nie miało sensu. Nie dlatego, że nie jesteś w ciąży. Po prostu, mimo tego, że znaczysz dla mnie naprawdę wiele, nie chcę z tobą być jeżeli mnie nie kochasz albo sprowadzasz wszystko do udanego seksu. Gdybym chciał tylko tego, mógłbym mieć tysiące panienek. Myślisz, że nie zaciągnąłbym fanek do łóżka? Setki z tych dziewczyn dałoby się zabić, żebym tylko je przeleciał. Jednak po moim pierwszym razie z Gisele, stwierdziłem, że potrzebuję czegoś więcej niż zwykłego głupiego pożądania i seksu po pijaku. Może dlatego, że mogę to mieć bez problemu, bardziej cenię sobie rzeczy, których nie zapewni mi ani sława ani pieniądze.
Kiedy skończył swój monolog, przerzucił przez ramię czyste ubrania i bieliznę. Nie patrząc na Mary Ann skierował swoje kroki do łazienki. Ściągnął z siebie bokserki i wszedł pod prysznic. Położył dłonie na granatowych kafelkach i pozwolił aby woda uderzała o jego nagie ciało. Zdziwił się czując na policzku kilka ciepłych, wręcz gorących kropelek. Płakał. Bo kochał i chciał być kochany równie mocno. Nie satysfakcjonowało go uczucie, które oparte byłoby tylko na seksie. Może gdyby nie był liderem Tokio Hotel, tylko zwykłym nastolatkiem mieszkającym w niemieckiej wsi, cieszyłby się, że może być z dziewczyną, która jest z nim tylko dlatego, że jest dobry w łóżku.
Uderzył dłońmi, zaciśniętymi w pięści o granatowe kafelki. Nigdy taki nie był! Zawsze pragnął miłości. Nie tylko teraz, kiedy jego zespół stał się sławny w Niemczech, a lada chwila będzie sławny na całym świecie. Dojrzał od czasu, kiedy w telewizji pojawiło się pierwszy raz „Durch den Monsun”, ale nie zmienił się. Nadal był chłopcem z Loitsche o wielkich marzeniach, nawet jeżeli te marzenia w dużej mierze się urzeczywistniły. Był wdzięczny za każdą chwilę spędzoną na scenie, czy w studio nagraniowym, ale oprócz tego potrzebował jeszcze kobiety, której oddał serce. O wiele lepiej byłoby gdyby nie uległ namowom Gustava i nie poszedł do kina na „King Konga”. Nigdy nie lubił filmów o wielkiej małpie. Ale gdyby nie on i kilka innych zbiegów okoliczności zapewne nie poznałby Mary Ann. Życie bez tej znajomości byłoby o wiele prostsze. Nagrywałby płyty, koncertował, spotykał się z fanami... A jednak Mary jednym swoim uśmiechem sprawiała, że był najszczęśliwszym chłopakiem na świecie; miał wszystko czego potrzebował do osiągnięcia pełni szczęścia. Nie chciał rezygnować z Mary, ale nie chciał też zmuszać jej do kochania go albo, co gorsza, bycia z nim z litości albo dla pieniędzy i sławy czy dobrego seksu. Zawsze myślał, że Mary Ann jest inna. Czyżby aż tak bardzo pomylił się w swojej ocenie?
Wyszedł spod prysznica i założył na siebie czyste ubrania. Zebrał z łazienki wszystkie swoje rzeczy i schował do walizki. Kątem oka dostrzegł, że Mary Ann siedzi na łóżku z pochyloną głową.
-          Myślałam, że samolot do Hiszpanii masz pojutrze - odezwała się cichutko.
-          Dobrze myślałaś. - Sam się zdziwił słysząc chłód w swoim głosie. Skąd on się tam wziął?
-          Więc dlaczego się pakujesz?
-          Poszukam czegoś na te dwa dni. Nie będę ci zawracał więcej głowy. Dzięki, że pozwoliłaś mi tutaj zostać - zdobył się na lekki uśmiech, który bardziej przypominał grymas.
-          Czyli to koniec? - Spytała cicho, tak, że ledwo dosłyszał.
-          Sama o tym zdecydowałaś.
-          Tak... Chyba tak... - Podniosła głowę, patrząc na niego zaczerwienionymi od płaczu oczami. - Zostań tutaj. Przeniosę się do ojca.
-          Nie musisz tego robić.
-          Ale chcę...
Między nimi zapadła pełna napięcia cisza. Powietrze stało się tak gęste, że można by je kroić nożem. Gdyby nie pukanie do drzwi, pewnie żadne z nich nie wypowiedziałoby słowa przez dłuższy czas.
-          Otworzę.
Bill podszedł do drzwi i je otworzył. Widząc na progu wysokiego, szczupłego Azjatę z mocno ścieniowanymi czarno-niebieskimi włosami, spojrzał na niego pytająco.
-          Jestem Iruka - przedstawił się. - A ty pewnie jesteś Biro.
-          Bill - poprawił go.
-          Tak, oczywiście - uśmiechnął się lekko. - Jest Mary Ann?
Czarnowłosy skinął głową, wpuszczając do środka Japończyka. Iruka spojrzał groźnie na Billa, kiedy dostrzegł zaczerwienione oczy i nos blondynki. Usiadł na łóżku i złapał ją za dłoń, tak jakby chciał ją pocieszyć. Czarny poczuł ukłucie w okolicach serca. Był zazdrosny o Azjatę, ale nic nie powiedział. Musiał pogodzić się z tym, że Mary Ann nie należy, ani nie będzie należała do niego. Zrobił wszystko, żeby tak się stało, ale poniósł porażkę.
-          Wiesz, że wystarczy słowo...
-          Wiem... - Mary Ann słysząc głos Iruki spuściła głowę w dół. - Co cię sprowadza?
-          Pomyślałem sobie, że mogłabyś pomóc mi wybrać jakiś drobiazg dla Cherry Jo.
-          Chętnie - uśmiechnęła się lekko do Japończyka. - Zaraz się ubiorę. Poczekasz minutkę?
-          Pewnie.
Blondynka zabrała z szafy jakieś ubrania i udała się z nimi do łazienki. Tak jak obiecała, minutę później była gotowa. Założyła na siebie zieloną spódnicę do samej ziemi i musztardowy top. Nie zaprzątała sobie głowy robieniem makijażu czy choćby uczesaniem włosów. Nie przeszkadzało jej nawet to, że ubrania nie są do siebie dobrane kolorystycznie.
-          Zostawiam ci klucz. Jak będziesz chciał gdzieś wyjść, zostaw go w recepcji. Jak wrócę, przeniosę swoje rzeczy do pokoju ojca - zwróciła się do Billa, który stał oparty o framugę drzwi balkonowych i wpatrywał się to w Mary Ann to w Irukę.
Nie chciał zgodzić się na propozycję Mary, ale uznał, że załatwi to z nią jak tylko dziewczyna wróci. Póki co postanowił, że pójdzie się przejść po mieście i poszukać jakiejś kwatery, w której mógłby się zatrzymać przez dwa dni. Uznał, że tak będzie najlepiej. Otworzył się przed ukochaną i dostał od niej kosza. Nawet kilka koszów. Dobrze wiedział, że nie przestanie jej kochać, ale będzie musiał nauczyć się żyć bez niej. Ostatnimi czasy przekonał się, że to potrafi. Jego życie może było trochę smutne, a on czuł się samotny, ale jakoś przetrwa. Zawsze najgorzej jest na początku... A on miał już za sobą początek.
* * *
-          Dlaczego płakałaś? - Spytał Iruka, kiedy opuścili hotel i skierowali się zatłoczoną uliczką w stronę bazaru.
-          To nic takiego - zapewniła, uśmiechając się sztucznie do Japończyka.
-          Upierdliwe... Cherry wiedziała, że tak będzie.
-          O czym ty mówisz?
-          Wysłała mnie do was, żebym rozeznał się w sytuacji - burknął. Nie pasowało mu sprawdzanie Mary Ann i Billa, ale teraz uznał, że zrobił dobrze zgadzając się spełnić prośbę Cherry Jo. - Mówiła, że pewnie będziesz miała całą masę problemów i, jak widzę, miała zupełną rację.
-          Ja? Masę problemów? - Udała zdziwienie, a kiedy Iruka skinął głową potakująco, westchnęła cicho. - Zdecydowanie Cherry zna mnie zbyt dobrze.
-          Dlaczego zachowujesz się jak dzieciak? - Spytał, zatrzymując się. Nie przejmował się, że blokował drogę Hindusom i innym turystom, którzy zmierzali na bazar.
-          Może dlatego, że nadal jestem dzieciakiem? Chciałam ci przypomnieć, że mam tylko siedemnaście lat...
-          Zawsze wydawało mi się, że jesteś o wiele dojrzalsza - mruknął. - Pamiętasz naszą rozmowę w aśramie Ramany Maharishiego? - Mary Ann skinęła głową. Pamiętała aż za dobrze. - Mówiłem ci, że powinnaś wierzyć w Billa i waszą miłość. Dlaczego, kiedy los zsyła ci chłopaka, którego - jak wielokrotnie zapewniałaś - kochasz, mówisz mu, żeby się wypchał?
-          Skąd wiesz, że tak powiedziałam?
Iruka pomachał jej przed oczami swoją lewą dłonią.
-          Po pierścionku. Powinnaś mieć go już dawno na palcu.
-          Ja nie jestem tobą ani Cherry Jo.
-          A czy ja powiedziałem coś takiego? Mary, nie powinnaś marnować szansy na szczęście u boku Billa. Dlaczego nie poszłaś wczoraj do niego i nie kochałaś się z nim całą noc, tak jak radziła ci Cherry?
-          Poszłam do niego. I naprawdę chciałam to zrobić - spuściła smutno głowę. - Nie tylko dlatego, że tak mi radziliście. Sama tego chciałam, ale Bill odmówił. Powiedział, że nie chce mnie przelecieć, tylko się ze mną kochać. I tylko wtedy, kiedy nie będę pijana. Może nie powiedział tak dokładnie, ale o to chodziło.
-          I ty jeszcze masz wątpliwości?! - Zawołał z oburzeniem. - Spotkałaś faceta, którego wszystkie panny uznałyby za złotego, kochasz go, a on ciebie i pozwoliłaś mu odejść? Wybacz, ale chyba czegoś tu nie rozumiem...
-          Myślisz, że ja rozumiem? - Wbiła w niego swoje niebieskie tęczówki. - Mówię zupełnie coś innego niż myślę i pragnę! Nie potrafię mu powiedzieć: „Chodź Bill, weźmiemy ślub i będzie zajebiście, bo się kochamy”! Ja potrzebuję gwarancji, że nie zostawi mnie przy pierwszej lepszej okazji! Takiej jak choćby ta z ciążą! Tak trudno było zapytać czy to prawda?!
-          A nie dał ci gwarancji, że cię kocha ponad wszystko przyjeżdżając do Lehu?! Mówiłaś, że jest gwiazdą w Niemczech i jeszcze dodatkowo połowie Europy, więc chyba nie może ot tak sobie - pstryknął palcami - robić wakacji, bo zachciało mu się spotkać z jakąś panną, która akurat przebywa w Azji. Rób co chcesz, ale moim zdaniem powinnaś przestać zgrywać dzieciaka i podążyć za głosem serca. Ono dobrze wie, co jest dla ciebie dobre.
-          Mówisz tak, bo jeszcze nigdy nie byłeś w takiej sytuacji! Pokłóciłeś się choć raz z Cherry? A może przez swoje urojenia nie odzywała się do ciebie trzy miesiące, a ty nawet nie wiedziałeś dlaczego?
Iruka widząc jak z oczu Mary Ann zaczynają wyciekać łzy, przytulił ją do siebie i zaczął głaskać uspokajająco po lśniących blond włosach. Nigdy nie spotkało go to co Mary Ann, ale nadal uważał, że dziewczyna powinna zaryzykować, skoro kocha Billa, a on ją.
-          Dlaczego sama się krzywdzisz? - Zapytał, podnosząc jej brodę w górę, zmuszając ją tym samym, aby spojrzała mu w oczy. - Przecież widzę, że cierpisz.
-          Ja się po prostu boję, że znowu dam mu szansę, a on... on mnie zostawi bez słowa wyjaśnienia. To tak bardzo boli... Trzy miesiące zastanawiałam się co zrobiłam nie tak, a okazało się, że Bill ubzdurał sobie, że jestem w ciąży. Wiesz ile jeszcze może być takich sytuacji? - Jej ciałem wstrząsnął szloch. - Wiem, że nie słyszałeś z Cherry Jo o Tokio Hotel, ale oni są naprawdę popularni w Europie. Nie chcę patrzeć na jego zdjęcia w gazetach z jakimiś pannami, słuchać plotek, że przeleciał kolejną znaną piosenkarkę, aktorkę czy tam modelkę... Do tego dochodzą trasy koncertowe jego zespołu i cała promocja. Jak będziemy się widzieli dwa albo trzy razy w miesiącu, pewnie będzie to sukcesem. Iruka - spojrzała na chłopaka zaszklonymi oczami, z których wyciekły nowe łzy - ja sama nie wiem czy jestem gotowa na takie życie. Tu nie chodzi o żaden ślub czy bycie jego narzeczoną, tylko o zwykłe bycie z nim. Gdyby był zwykłym nastolatkiem z Loitsche, od razu bym się zgodziła.
-          Rozmawiałaś z nim o tym? - Spytał cicho. Zawsze myślał o Billu w kategoriach zwykłego nastolatka, bo tak przedstawiała go Mary Ann. Teraz jednak dostrzegł, że dziewczyna ma dużo racji w tym co mówi.
-          Nie. Nie mogę prosić go o to, żeby zrezygnował ze swojego największego marzenia dla mnie. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby Bill wybrał mnie zamiast muzyki. Po prostu... Nie wiem czy dam radę z nim być.
-          Postaw sobie inne pytanie - uśmiechnął się do niej lekko. - Dasz radę bez niego? Naprawdę chcesz się budzić każdego ranka i żałować, że odesłałaś go z kwitkiem, bo bałaś się zaryzykować?
-          Lepiej zrobić coś i tego żałować, niż tego nie zrobić i żałować - mruknęła. - To nigdy nie było moim mottem. Niektórych rzeczy lepiej nie robić, żeby nie musieć później żałować.
-          Chyba powinnaś pogadać z Cherry Jo, bo ja nie jestem tak dobry w sprowadzaniu ludzi na dobrą ścieżkę.
-          Jesteś lepszy od niej - zaśmiała się. - Cherry pewnie zaczęłaby na mnie krzyczeć, że powinnam uciekać do Billa i wskoczyć mu do łóżka.
-          Być może - wzruszył ramionami. - Wracamy do hotelu?
-          Chciałeś coś jej kupić...
-          To był tylko pretekst, żeby wyciągnąć cię z pokoju. Uznałem, że przyda ci się krótki spacer.

Mary Ann skinęła potakująco głową. Przechadzka po mieście na pewno zrobi jej dobrze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz