niedziela, 8 września 2013

Część II: Rozdział 16


            Słysząc dzwonek domofonu, Nikola uśmiechnęła się do siebie. Podeszła do drzwi i otworzyła. Chwilę patrzyła na Toma, który stał na korytarzu. Nie dostrzegając koło niego Rosie, wyszła z mieszkania i rozejrzała się uważnie dookoła.
-         Gdzie Rosie? – spytała chłodno starszego Kaulitza, nigdzie nie widząc córki.
-         Nie ma jej.
-         Jak to nie ma?! Miałeś ją przywieźć!
-         Uspokój się kochanie...
-         Nie mów tak do mnie. Nie jestem twoim kochaniem. Gdzie jest Rosie? – Spytała ponownie, powoli tracąc cierpliwość do Toma.
Gitarzysta Tokio Hotel uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Wyminął Nikolę, wchodząc do jej mieszkania. Rozebrał się i bez słowa, skierował się do salonu. Nie musiał się nawet obracać, żeby spojrzeć w oczy Nikoli. I bez tego doskonale czuł, że brunetka ma ochotę go poćwiartować na kawałeczki. Wokół niej unosiła się mordercza aura. On jednak się jej nie bał. Wiedział, że oprócz krzyku, kobieta nic mu nie zrobi. Nawet myśl o tym, że Nikola mogłaby go pobić wydawała mu się ekscytująca. Czyżby oszalał?
-         Tom! Gdzie jest Rosie?!
-         Nie zaproponujesz mi nawet kawy albo herbaty? – Spytał, uśmiechając się do niej łobuzersko.
-         Nie! Powiedz mi gdzie jest Rosie, zanim doniosę na ciebie na policję!
-         Kochanie...
-         Nie mów tak do mnie! – powiedziała gniewnie. - Jeżeli natychmiast nie powiesz mi gdzie jest Rosie, złożę pozew do sądu o zakaz zbliżania się do mnie i mojej córki!
-         Nie zrobiłabyś tego...
-         Chcesz się przekonać?
Brunetka sięgnęła po swój telefon komórkowy. Tom widząc, że Nikola przykłada sobie do ucha słuchawkę, pospiesznie wstał z kanapy i podszedł do niej. Wyciągnął jej z dłoni telefon, zakończył połączenie, i jakby przedmiot, który właśnie trzymał w dłoni był największym złem, odrzucił go z obrzydzeniem na kanapę.
-         Teraz mi wierzysz? Pytam cię ostatni raz, gdzie jest Rosie?
-         Mówiłem ci już jaka jesteś pociągająca, kiedy się złościsz? – Spytał, a widząc żądzę mordu w oczach brunetki, uśmiechnął się szeroko. – Zawiozłem Rosie do taty.
-         Taty? Dlaczego do diabła wywiozłeś Rosie do Frankfurtu?!
-         Nie mojego taty, naszego taty kochanie.
Nikola rozszerzyła ze zdziwienia oczy. Jeszcze tego brakowało, żeby Tom zaczął się zwracać do jej ojca „tato”. Jak tylko Rosie zaczęła ją wypytywać o tatę, powinna jak najszybciej spakować swoje walizki i wyjechać do jakiegoś przyjemnego miasteczka, którego Tokio Hotel nigdy nie odwiedzi. Mogła mieć tylko i wyłącznie do siebie pretensje o to, co się stało.
            Westchnęła ciężko, mierząc nienawistnym wzrokiem Toma. W końcu, widząc, że starszy Kaulitz nigdzie się nie wybiera, stanęła za nim, położyła mu dłonie na plecach i zaczęła prowadzić do wyjścia.
-         Gdzie mnie prowadzisz, kochanie?
-         Do wyjścia – odparła spokojnie. – Skoro nie przywiozłeś ze sobą Rosie, nie ma powodu, żebyś tutaj był.
-         Wręcz przeciwnie – stanął nagle, w rezultacie czego Nikola wpadła na jego plecy. Tom obrócił się do niej przodem i położył dłonie na jej talii. – Właśnie dlatego, że nie ma tutaj Rosie, widzę jeszcze więcej powodów, żebym tutaj był.
Nikola położyła dłonie na jego torsie i mocno odepchnęła go od siebie. Ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę była dyskusja z Tomem o ich nieistniejącym związku. Nie miała zamiaru ulec starszemu Kaulitzowi. Gdyby Rosie nie była jego dzieckiem, Tom byłby dla niej tylko przeszłością, o której chciała zapomnieć. Po tym jak ją zdradził, zaprzestałaby z nim wszelkich kontaktów. Nawet przez jakiś czas próbowała tak uczynić, ale Mary Ann była jej przyjaciółką, która nie dość, że była żoną Billa, to jeszcze nalegała, aby wyznała Tomowi prawdę o Rosie. Ona jednak znała aż za dobrze gitarzystę Tokio Hotel. Wtedy był zbyt smarkaty, żeby zaopiekować się nie tylko nią, ale także ich dzieckiem. Ona również nie chciała z nim być, po tym co zobaczyła w ich własnej sypialni.
-         Tom, wyjdź zanim jeszcze bardziej mnie zdenerwujesz – poprosiła.
Chłopak zignorował jednak jej prośbę. Spojrzał w jej oczy i uśmiechnął się niewinnie.
-         Tak. Może być herbata. Dziękuję, że pytasz.
-         Szurnięty dupek – powiedziała do siebie, zaciskając dłonie w pięści.
-         Mówiłaś coś, kochanie? Możesz powtórzyć, bo...
-         Szurnięty dupek! – powiedziała głośniej, udając się do kuchni.
Ze złością wlała wodę do czajnika elektrycznego i włączyła go. Znała na tyle Toma, aby wiedzieć, że kiedy coś sobie postanowił, łatwo nie odpuszczał. A tym razem najwyraźniej postanowił odzyskać jej serce. Nikola nie miała pojęcia jednak dlaczego. Owszem przez krótki czas nosiła pierścionek zaręczynowy od Toma, ale kiedy ostatecznie przekonała się jak bardzo jest dla niej nieodpowiedni, ściągnęła go i schowała na samo dno pudełka z biżuterią.
Czekając aż woda odrobinę ostygnie, opuściła kuchnię i udała się do sypialni. Otworzyła szufladę i wyciągnęła z niej drewniane pudełko. Wyrzuciła z niego zawartość na łóżko i chwilę przyglądała się kolczykom, pierścionkom, bransoletkom i wisiorkom, aż znalazła wśród nich złoty pierścionek z brylantem. Uśmiechnęła się, łapiąc go w dłoń. Skoro był dla niej nieodpowiedni, a noszenie go wydawało jej się zupełnie pozbawione sensu, równie dobrze mogła go oddać Tomowi.
Wróciła z pierścionkiem do kuchni, zrobiła Tomowi herbatę w wysokim kubku i wrzuciła pierścionek do środka. Czując się tak, jakby właśnie spadł jej głaz z serca, udała się do salonu. Tom włączył telewizję i oglądał teledyski. Zdając sobie sprawę z jej obecności, pospiesznie wyłączył telewizor i spojrzał na nią z uśmiechem, który zapewne miał zmiękczyć jej serce.
„Nic z tego mój drogi” – pomyślała, łapiąc go wolną dłonią za rękę.
Widząc zdziwiony wzrok chłopaka, odwzajemniła uśmiech. Patrząc Tomowi w oczy, tak jakby chciała zaprowadzić go do sypialni, pociągnęła go za rękę i odprowadziła do drzwi. Włożyła mu w dłonie kubek z ciepłą herbatą i pierścionkiem zaręczynowym, oblizała uwodzicielsko usta, żeby skupienie Toma na jej osobie nie przeniosło się na korytarz, i pospiesznie otworzyła wolną ręką drzwi wyprowadzając go na zewnątrz. Nim gitarzysta Tokio Hotel zorientował się, co się właśnie stało zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, zamknęła je na zamek i oparła się o nie plecami. Kiedy jej wzrok padł na buty Toma, uśmiechnęła się do siebie. Nie zamierzała puścić starszego Kaulitza bez obuwia, ale nie miała innego wyjścia, jeżeli chciała się go pozbyć z domu.
-         Nikola! – aż podskoczyła słysząc walenie w drzwi i wrzask Toma. - Otwórz mi! Nikola!!! Otwórz drzwi!!!
-         Idź sobie Tom – odkrzyknęła. – Sąsiedzi zaraz zaczną się denerwować.
-         Nic mnie to nie obchodzi! Nikola!!! Co to ma znaczyć?! Nikola?!
-         Nie rozumiem o czym mówisz – zawoła niewinnie, odchodząc od drzwi.
Nie zamierzała wdawać się w dalsze dyskusje z Tomem, zwłaszcza, że nie miała mu nic więcej do powiedzenia. Zwrócenie pierścionka zaręczynowego, który przyjęła bardziej z musu niż z własnej woli, wydawało jej się wystarczająco wymownym gestem.
Sięgnęła po pilot i włączyła swoją ulubioną płytę. Usiadła przy biurku i starając się zignorować wołanie Toma, skupiła się na układaniu pytań dla zespołu, z którym miała przeprowadzić w przyszłym tygodniu wywiad.
* * *
            Słysząc melodyjkę wydobywającą się z telefonu, Mary Ann wtuliła się tylko mocniej w ciepłe ciało Billa. Wymruczała coś niezrozumiałego. Dopiero kiedy telefon zadzwonił za czwartym razem, wyciągnęła dłoń w stronę szafeczki nocnej, chwilę szukała przedmiotu, po czym odebrała połączenie i przyłożyła telefon do ucha.
-         Mary Ann Kaulitz, słucham?
Słowa, które wypowiedział mężczyzna były dla niej całkowicie niezrozumiałe. Dopiero kiedy po raz kolejny powtórzył, że Ying Xiong jest na posterunku policji, rozbudziła się. Podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała z przerażeniem przed siebie. Pokój tonął w mroku. Tylko nikły blask księżyca, zaznaczał kontury nielicznych mebli stojących w pomieszczeniu.
-         Dlaczego Ying Xiong jest na posterunku policji? – Spytała rozmówcę.
Mężczyzna zaczął objaśniać jej sytuację, ale kiedy jego wyjaśnienia okazały się dla niej zbyt skomplikowane, powiedziała tylko, że zaraz tam przyjedzie. Dopiero kiedy odłożyła telefon na miękki materac, przetarła oczy i poklepała się po policzkach, dotarło do niej, że Ying Xiong jest na komisariacie policji w Berlinie, a ona w Zielonej Górze.
-         Bill – szturchnęła męża dłonią. – Bill. Obudź się. Bill!
-         Yhym? – Spytał sennie, obejmując ją ręką w talii.
-         Jadę do Berlina.
-         Co? Dlaczego?
-         Ying Xionga złapała policja.
-         Nie możesz wysłać Marlen?
-         Powinnam? – Spytała, sięgając po telefon. Przytrzymała dłużej czwórkę, ale zaraz się rozłączyła. – Lepiej sama tam pojadę zobaczyć o co chodzi.
Odsunęła od siebie kołdrę, położyła stopy na ciepłej podłodze i przeciągnęła się leniwie. Z tego, co powiedział policjant, zrozumiała tylko tyle, że chodziło o narkotyki. Nie znała zbyt dobrze Chińczyka, którym postanowiła się zaopiekować, ale nie sądziła, żeby chłopak był ćpunem. Na pewno coś by zauważyła, kiedy byli razem w Japonii.
Kiedy zakładała jeansy, w drzwiach garderoby pojawił się Bill.
-         Pojadę z tobą. Wsypałem psom jedzenie do misek, a jutro kogoś po nie przyślę.
-         Na pewno nie chcesz tutaj dłużej zostać? – Spytała, zakładając koronkowy biustonosz.
-         Na pewno. Chcę być wszędzie tam gdzie ty – uśmiechnął się słodko.
Mary Ann odwzajemniła uśmiech, rzucając mu bluzkę z długim rękawem i skórzaną kurtkę. Nie czekając aż mąż się ubierze, poszła do sypialni i schowała do teczki wszystkie dokumenty, które ze sobą przywiozła.

            Kiedy rozpędzone Lamborghini minęło tabliczkę oświadczającą, że znajdują się na terenie Berlina, na dworze zaczęło świtać. Mary Ann nieco zwolniła, prowadząc samochód w stronę komisariatu policji, w którym aktualnie znajdował się Ying Xiong. Nie bardzo rozumiała dlaczego chłopak podał numer kontaktowy do niej, a nie do swojego taty, ale samo zastanawianie się nad tym było bezcelowe. Postanowiła, że kiedy już będzie po wszystkim, odbędzie z chłopakiem poważną rozmowę. Do tej pory nie obchodziły ją za bardzo relacje pomiędzy nim, a jego rodziną, ale teraz uznała za konieczne, żeby je zrozumieć.
-         Co zamierzasz z nim zrobić? – Spytał Bill, kiedy zaparkowała szare Lamborghini na parkingu tuż przed wejściem na komisariat.
-         Nie wiem – wzruszyła ramionami, na pozór obojętnie. – Idziesz ze mną czy zaczekasz tutaj?
-         Zaczekam. Nie chcę robić niepotrzebnego zamieszania.
Mary Ann skinęła potakująco głową. Bez słowa wysiadła z samochodu i skierowała się w stronę wejścia do budynku. Podeszła do kontuaru i wyjaśniła zaspanemu policjantowi, że miała się tutaj zgłosić w sprawie Ying Xiong Chena. Mężczyzna wykonał jakiś telefon, po czym wskazał jej drogę. Mary podziękowała policjantowi i udała się na drugie piętro. Widząc kilka stolików, a przy jednym z nich siedzącego Ying Xionga, który coś tłumaczył żywo przy tym gestykulując, uśmiechnęła się lekko.
-         Dzień dobry – przywitała się z policjantem, który rozmawiał z Chińczykiem. – To pan do mnie dzwonił w jego sprawie? – Spytała, wskazując głową na Ying Xionga.
-         Pani Kaulitz?
-         Tak. Powie mi pan co się stało?
Widząc, że Ying Xiong chce się odezwać, aby jej wszystko wyjaśnić, uciszyła go spojrzeniem. Chłopak posłusznie zamknął usta i ze zrezygnowaniem opadł na krzesło.
Policjant wyjaśnił Mary Ann w jaki sposób zatrzymali Ying Xionga i to, że znaleziono w domu jednego z jego kolegów cały zapas narkotyków. Nie była to jednak zwykła trawka, ale amfetamina, co nieco komplikowało sytuację. Jednakże dlatego, że policja nie miała żadnych dowodów na to, iż jest inaczej niż twierdził Chińczyk, czyli: „znalazłem się w złym miejscu o złej godzinie”, nie mogli go zatrzymać. Problem pojawił się, gdy Ying Xiong, próbując uciec pobił jednego z policjantów. Mary Ann obiecała mężczyźnie, że przypilnuje chłopaka, aby więcej nie doszło do takiej sytuacji, zobowiązała się do pokrycia kosztów leczenia pobitego funkcjonariusza i wpłaciła kaucję za chłopaka. Jednakże nawet pomimo tego, Chińczykowi groziła sprawa karna.
-         W co ty się wpakowałeś? – spytała go, kiedy znaleźli się przed komisariatem. – Naprawdę musiałeś pokazać swoje kung-fu policjantowi?
-         Nie miałem innego wyjścia – powiedział z wzrokiem utkwionym w podłodze. – Inaczej, to ja leżałbym teraz w szpitalu. Myślałem, że uda mi się uciec, ale chcieli do mnie strzelać!
-         Strzelać?! – Mary Ann otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. – To co wy tam robiliście?! I skąd do diabła wzięła się policja?!
-         Nie wiem, mamo.
-         Jak to nie wiesz?
Chłopak w milczeniu podszedł do Mary Ann i przytulił się do niej mocno. Blondynka położyła dłoń na jego półdługich, czarnych włosach i je rozczochrała.
-         Jesteś najlepszą mamą na świecie! Dziękuję!
-         Bardzo mi to imponuje – uśmiechnęła się lekko – ale odsuń się. Nie chcę, żeby Bill był zazdrosny.
-         Tata?! Tata też tutaj jest?! – wykrzyknął, obracając się dookoła w poszukiwaniu wokalisty Tokio Hotel. – Nie widzę go nigdzie.
-         Siedzi w samochodzie. Chodź. Porozmawiamy w domu.
Chińczyk posłusznie wsiadł do szarego Lamborghini, uprzednio witając się z Billem. Kaulitz spojrzał na niego z naganą, ale nic się nie odezwał. W milczeniu dojechali do berlińskiego apartamentu Mary Ann i Billa. Dopiero gdy znaleźli się w kuchni, a Mary Ann zaparzyła kawę i postawiła przed każdym kubek z parującym napojem, Czarny spojrzał na Ying Xionga, a później na żonę.
-         Wyjaśnicie mi co się stało?
-         Ying Xiong pobił policjanta...
-         W samoobronie – wtrącił chłopak.
-         ...oprócz tego w domu jego kolegów znaleźli zapas amfetaminy na co najmniej miesiąc. Ying Xiong miał szczęście, że testy narkotykowe wykazały wynik negatywny. Dobrze też, że nie znaleziono ich bezpośrednio przy nim. – Mary Ann spojrzała na chłopaka, po czym zwróciła się do niego: - Jeżeli chcesz u nas zostać, nie chcę słyszeć po raz kolejny słowa narkotyki, a już tym bardziej od policji, rozumiemy się?
-         Ale mamo! Ja nic nie zrobiłem!
-         Pobiłeś policjanta – przypomniała mu, po czym spojrzała na męża z wyrzutem. – Bill! Porozmawiaj z nim jak mężczyzna z mężczyzną! Dlaczego ja mam mu mówić, że nie powinien mieć nic wspólnego z narkotykami?
-         Wszystko jest dla ludzi – wzruszył obojętnie ramionami. – Zresztą... Sama mówiłaś, że Ying Xiong nie był naćpany. 
-         Dziękuję tato!
Bill słysząc słowa Chińczyka rozszerzył szeroko oczy ze zdziwienia.
-         Tato?! – Wykrzyknął. – Tato?! Niby ja miałbym być twoim tatą?!
-         On tak tylko żartuje. Do mnie ciągle mówi mamo. Sam słyszałeś.
-         Ale ja nie żartuję! – Na twarzy Ying Xionga pojawił się wyraz smutku. – Ja naprawdę uważam was za rodziców.
-         Odpuść Bill. To nie ma sensu – Mary Ann zaśmiała się. – Zobacz jaki on jest uroczy. Nie chcesz takiego syna?
-         Ale... Dobra – powiedział w końcu widząc minę Ying Xionga, sugerującą, że zaraz się rozpłacze. – Niech ci będzie.
W jednej chwili twarz Chińczyka się wypogodziła, zaś na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Chłopak złączył dłonie na czubku głowy, tak, że jego ramiona utworzyły kształt przypominający serce.
-         Wo ai ni, baba! – Widząc jeszcze większe zdezorientowanie na twarzy Billa, powiedział po niemiecku: - Kocham cię, tato!
-         Mary? Skąd ty go wzięłaś? Przyleciał z kosmosu?
-         Czasami sama się nad tym zastanawiam. Powiedz nam Ying Xiong... czy my naprawdę możemy ci ufać?
-         Chodzi o to, że pobiłem tamtego policjanta? – Spytał, patrząc na nich nic nie rozumiejącym wzrokiem. – Mamo, tato! Ja naprawdę nie chciałem, ale nie miałem innego wyjścia! Mój starszy brat zostałby złapany!
-         Twój starszy brat? – Bill spytał z zaciekawieniem.
Ying Xiong skinął potakująco głową. Spojrzał w beżowy blat usiany drobnymi, brązowymi i czarnymi kropeczkami. Dopiero po chwili, odezwał się:
-         Christian nie jest moim prawdziwym bratem, ale znaczy dla mnie więcej niż mój prawdziwy brat. Znamy się odkąd przyjechałem do Niemiec. Byłem u niego, żeby odebrać swoje rzeczy i wtedy wpadła policja. Nie wiedziałem, że jest dealerem. Obracał się zawsze w podejrzanym towarzystwie, ale nie miałem pojęcia, że to ma jakiś związek z narkotykami.
-         Rozumiem – Mary Ann westchnęła. – Do tej pory mnie nie zawiodłeś, dlatego nie wracajmy do tego więcej. Powiedz jeszcze tylko dlaczego tak naprawdę uciekłeś z domu.
Bill wraz z Mary Ann spojrzeli z zaciekawieniem na Ying Xionga, który wstał ze stołka barowego i stanął tam, gdzie było najwięcej miejsca. Chłopak uśmiechnął się do nich niepewnie, po czym zaczął tańczyć. Blondynka nie znała się ani trochę na tańcu, ale wykonany przez Ying Xionga układ miał w sobie magię. Nie był zbyt skomplikowany, ale nie mogła oderwać wzroku od tańczącego Chińczyka. Każdy jego ruch był wykonany płynnie, wydawał się być starannie przemyślany, zaś żarząca się w jego oczach miłość do tańca, pokazała jej zupełnie inne oblicze Ying Xionga.
            Kiedy chłopak skończył tańczyć, Bill zaczął bić brawo.
-         To było niesamowite! Długo już tańczysz?
-         Od pięciu lat.
-         Wow! Widziałem wielu profesjonalnych tancerzy na różnych galach i koncertach, a ty spokojnie mógłbyś być jednym z nich.
-         Dziękuję – uśmiechnął się. – Odkąd zacząłem tańczyć, pojawiły się marzenia o wielkiej scenie – opuścił głowę, ale zaraz ją dumnie uniósł. Jego policzki były lekko zaróżowione, zaś w oczach pojawił się blask. – Chciałbym kiedyś stać albo na deskach teatru albo na deskach jakiejś sceny i tańczyć dla wielu ludzi! Chciałbym też, żeby wymyślone przeze mnie układy taneczne pojawiły się w teledyskach znanych osób! To byłoby coś niesamowitego!
-         Chodziłeś do szkoły tańca? – Pytanie zadała Mary Ann.
-         Nie. Sam się uczyłem tańczyć w nocy, kiedy tata nie widział. Dopiero kiedy wyznałem mu, że chcę zająć się tańcem zawodowo, rozpętała się burza. A kiedy nie wytrzymałem jego presji, spakowałem walizki i uciekłem z domu.
-         Kogoś mi przypominasz pod tym względem – Bill puścił oko do Mary Ann, która uśmiechnęła się tylko lekko w odpowiedzi. – Gdybym tworzył inny rodzaj muzyki, natychmiast zatrudniłbym cię jako tancerza – zwrócił się do Ying Xionga. – Jak na samouka naprawdę świetnie tańczysz.
-         Muszę się jeszcze wiele nauczyć.
-         Z pewnością – Bill uśmiechnął się. – Masz czas w poniedziałek? – Ying Xiong skinął potakująco głową. – Świetnie. W takim razie pojedziesz ze mną do wytwórni. Znam tam jednego z choreografów.
-         Naprawdę?! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!! – Ying Xiong zaczął skakać z radości. – Dziękuję!
-         Na razie mi nie dziękuj. Zobaczymy w poniedziałek co z tego wyjdzie. Phoenix jest bardzo wymagający, dlatego nie nastawiaj się na zbyt wiele.
-         Dam z siebie wszystko! – Zawołał radośnie. – Idę ćwiczyć!!!
Kiedy Ying Xiong wybiegł z ich apartamentu, Mary Ann spojrzała na Billa. Czarnowłosy sięgnął po kubek z zimna już kawą i upił kilka łyków.
-         Jesteś pewny, że chcesz go przedstawić Phoenix’owi?
-         Dlaczego nie? Chłopak ma talent. Oprócz tego taniec to jego marzenie. Zobaczymy co powie Phoenix. Może się okazać, że jest od niego wielu lepszych, a on jest tylko amatorem. Dobrze wiesz, że nie znam się na tańcu, ale to co nam pokazał było ciekawe. Widać było, że włożył w to całą duszę.
-         Myślisz, że dlatego został u nas i nazywa nas mamą i tatą? – Spytała, podchodząc do lodówki, żeby przyszykować jakieś śniadanie. – Ying Xiong wydaje się być miłym, uczciwym i szczerym chłopakiem, ale sama nie wiem czy dobrze zrobiłam, przygarniając go...
-         Ja też nie wiem, ale dopóki nie napisze książki o naszym życiu osobistym, raczej nam nie zagraża. Wątpię też żeby nosił się z zamiarem zamordowania nas. Zresztą... Nie zamierzam wcale załatwiać mu kariery tancerza, tylko chcę mu dać możliwość. Czy mu się uda czy nie, zależy tylko od jego talentu.
-         Może masz rację. – Mary Ann rozbijała jajka na patelnię. – Jednak pomimo jego całego uroku, ciągle wydaje mi się, że siedzi w nim coś mrocznego. Jak pojadę do biura poproszę Marlen, żeby znalazła mu jakieś małe, niedrogie mieszkanie do wynajęcia.
-         A skąd weźmie na nie pieniądze?
-         Z pracy? Opieka nad naszymi dziećmi całkiem dobrze mu wychodziła, a i w firmie znajdę mu jakieś zajęcie. Jeżeli będzie chciał, poradzi sobie. Za niedługo planuję też otworzenie kolejnego salonu na Tajwanie, więc będzie moim tłumaczem. Może nawet zacznę u niego brać lekcje chińskiego? Tobie też się przyda chiński, jak w końcu podbijecie Chiny – zażartowała.
* * *
            Mary Ann wyciągnęła z torby laptopa i położyła go na biurku. Podłączyła wszystkie niezbędne kable i poprosiła o pierwszego pendrive’a z prezentacją. Gdy na wielkim ekranie pojawił się pierwszy slajd, zabrała ze sobą notatnik i usiadła w ostatnim rzędzie, aby widzieć zarówno prezentującego jak i studentów.
-         Proszę zaczynać – zwróciła się do studentki, która wyglądała na wyraźnie stremowaną.
Dziewczyna zaczęła omawiać rodzaje konserwantów stosowanych do produkcji kosmetyków, lecz Mary Ann za bardzo jej nie słuchała. Otworzyła notatnik w miejscu gdzie wetknęła zdjęcie USG, które rankiem dostała od ginekologa. Lekarz potwierdził to, co pokazały testy ciążowe. Obserwując czarno-białe zdjęcie, uśmiechnęła się lekko. Cieszyła się, że już wkrótce – jeżeli wszystko pójdzie dobrze – zostanie mamą, ale jednocześnie bardzo się bała, że znów może coś pójść nie tak. Nawet zapewnienia ginekologa, że jak na razie wszystko jest w jak najlepszym porządku, nie bardzo ją przekonywały. Ostatnim razem słyszała takie same słowa, które zakończyły się tragicznie.
            Odegnała od siebie myśli o płodzie rozwijającym się w jej wnętrzu. Uniosła głowę i spojrzała na dziewczynę, która stała odwrócona do niej tyłem i czytała słowo w słowo z prezentacji, którą przygotowała.
-         Może się pani odwrócić do nas przodem? – Spytała.
Studentka obróciła się nieco, ale wciąż czytała ze slajdów słowo w słowo. Mary Ann widząc to, podniosła się z miejsca i podeszła do biurka.
-         Proszę usiąść – zwróciła się do dziewczyny. – Następna osoba.
-         Ale jeszcze nie skończyłam.
-         Nie ma takiej potrzeby, chyba, że zacznie pani mówić z głowy. Czytanie słowo w słowo ze slajdów jest nie tylko moim straconym czasem, ale także i państwa – zwróciła się do pozostałych studentów. – Jeżeli pozostałe osoby również nie mają nic do powiedzenia, tylko przeczytają nam to co przygotowały, dziękuję państwu na dzisiaj. Ostrzegam jednak, że ze względu na ograniczony czas zajęć może się państwu nie udać uzyskać zaliczenia z tego przedmiotu w tym semestrze.
Po sali przeszedł szmer niezadowolonych głosów, który Mary Ann uciszyła spojrzeniem.
-         Jest ktoś chętny?
Z miejsca podniosła się brunetka w okularach. Niepewnym krokiem podeszła do Mary Ann i podała jej pendrive’a. Blondynka włączyła jej prezentację i uśmiechnęła się do dziewczyny.
-         Proszę zaczynać.
Dziewczyna nie mówiła całej prezentacji z głowy, lecz pewne fragmenty czytała ze slajdów. Mary jednak jej nie przerwała. Nawet jeżeli zdaniem studentów miała być jednym z największych postrachów tej uczelni, nie zamierzała przymykać oka na niektóre rzeczy. Wiedziała dobrze, że sama nauka jednej prezentacji na pamięć jest bezcelowa, bo na następny dzień i tak nic się z tego nie pamięta, ale uczyło to studenta wypowiadania referatów przed szerszą publicznością. Nic ją też tak nie denerwowało jak znajdowała się na jakichś konferencjach, sympozjach albo innych spotkaniach tego typu i ktoś czytał słowo w słowo, zupełnie tak jakby nie orientował się w temacie własnych badań albo tego, co przygotował. Z tego właśnie powodu była aż tak ostra.
Czasami zastanawiała się po co tak naprawdę to robi. Przecież mogłaby spokojnie zrobić doktorat, nie ucząc studentów. Miałaby wtedy więcej czasu na pracę w biurze, której była cała masa i badania laboratoryjne. Czasami bardzo trudno było jej znaleźć kilka godzin tygodniowo na to, aby pojawić się na uczelni. Bardzo często musiała też odwoływać zajęcia, albo wysyłać kogoś na zastępstwo. Była pewna, że teraz – przez ciążę – będzie jej jeszcze trudniej znaleźć czas na uczenie studentów. Później natomiast wolałaby się skupić na wychowywaniu dziecka, a nie na pracy czy doktoracie. Nie zamierzała stracić pierwszych lat życia swojego potomka, tylko dlatego, że jej kariera jest ważniejsza. Szczególnie, że już osiągnęła dość duży sukces, jak na swój młody wiek. Czasami stojąc przed budynkiem NBQ Lab. zastanawiała się jak to możliwe. Nawet pomimo włożenia w rozwój firmy wielu wysiłku i naprawdę ciężkiej pracy, wydawało jej się to tylko pięknym snem, który w każdej chwili może się skończyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz