wtorek, 3 września 2013

Rozdział 227

-          Bill! - Mary Ann wybiegła z łazienki wycierając włosy białym, hotelowym ręcznikiem. - Pospiesz się! Zaraz się spóźnimy!
Czarnowłosy spojrzał na nią nic nie rozumiejącym wzrokiem.
-          Nie patrz tak na mnie! Już i tak jesteśmy spóźnieni!
-          Jesteśmy? - Spytał, bawiąc się telefonem komórkowym.
-          Przecież mówię! - Przestała wycierać włosy, a widząc, że Bill nadal siedzi spokojnie na łóżku, dodała nieco wystraszona: - Chyba nie zamierzasz iść w bokserkach?
-          Mówiłaś, że idziesz do Ahmeda.
-          A ty idziesz ze mną - przewróciła oczami, wyciągając z szafy białą zwiewną sukienkę i wkładając ją na siebie.
Bill bez słowa wstał z łóżka, zabrał ze sobą jeansy i czarny podkoszulek z dużym nadrukiem, po czym zniknął w łazience. Mary Ann przejrzała się szybko w lustrze, dochodząc do wniosku, że z makijażem wygląda o wiele lepiej niż bez. Na górnych powiekach narysowała czarne linie, mające za zadanie sprawić, aby jej oczy przypominały kształtem migdały, aby następnie wytuszować rzęsy. Na sam koniec zrobiła czarne kreski nad linią dolnych rzęs.
Słysząc szum wody dobiegający z łazienki, westchnęła ciężko, otwierając róż do policzków i szukając w kosmetyczce odpowiedniego pędzla. Skoro i tak musi czekać na Billa, przynajmniej zrobi sobie ładny makijaż.
Chłopak wyszedł z łazienki dopiero kilkadziesiąt minut później. Widząc go w czystych ubraniach, z prostymi, idealnie ułożonymi włosami i oczami pomalowanymi na czarno, poczuła jak miękną jej kolana.
-          Idziemy? - Zapytał uśmiechając się.
-          Eee... Jasne - wydukała, podnosząc się z łóżka.
Podała mu swój i jego telefon komórkowy, klucze od pokoju, a także kilka banknotów. Czując zapach Billa zmieszany z perfumami, których jeszcze nie miała okazji poznać, zaczęła przeklinać w duchu swoją miesiączkę. Nigdy nie sądziła, że jakikolwiek zapach może sprawić, że będzie miała taką ochotę kochać się z chłopakiem. Już sam widok Czarnego wywoływał w niej zdrożne myśli, ale w połączeniu z tymi perfumami stały się one niemal nieznośne.
            Gdy czekali na windę, Mary Ann złapała Billa pod ramię walcząc z pokusą, żeby natychmiast nie wrócić z nim do ich pokoju i zupełnie zignorować fakt, że ma okres.
-          Kochanie? - Odezwała się cicho, kiedy znaleźli się już w windzie. - Czy mógłbyś na razie nie używać tych perfum?
-          Nie podobają ci się?
-          Podobają tak bardzo, że teraz będę cię cały czas obwąchiwała - zaśmiała się, przytulając się mocniej do jego ramienia.
-          Ależ proszę bardzo. Mnie to nie przeszkadza.
Drzwi windy akurat w tym momencie się otworzyły wypuszczając ich z małego pomieszczenia. Blondynka poprowadziła Billa do baru, w którym czekał na nią Ahmed. Przedstawiła ich sobie, po czym usiadła na krześle obok Czarnego.
-          Już myślałem, że mnie wystawiłaś.
-          Wybacz. Spóźniłam się, bo on - kiwnęła głową w stronę Billa - tak się guzdrał. Widzisz jaki jest wypiękniony.
-          Jasne. Nie ma sprawy. Co zamówić?
Mary Ann złożyła zamówienie, po uważnym przestudiowaniu menu. Czarnowłosy wybrał to samo co blondynka. Kiedy Tunezyjczyk poszedł do baru, Bill uważnie go obserwował, ciesząc się w duchu, że koniec końców przyszedł z ukochaną na to spotkanie. Niby wiedział, że Mary kocha tylko jego, ale Ahmed należał do tego typu przedstawicieli płci brzydkiej, którzy zawsze są otaczani wianuszkiem dziewcząt. Nie to, żeby miał przy nim kompleksy, ale wcześniej wyobrażał go sobie ubranego w galabiję, turban i z czarną brodą, a nie jako wysportowanego młodego mężczyznę z ładnymi, dużymi oczami okolonymi niesamowicie długimi i podkręconymi rzęsami.
-          Zaraz będzie nasza kawa - powiedział, sadowiąc się na swoim miejscu. - Barman pytał się, kiedy w końcu pójdziesz z nim na randkę - zwrócił się do Mary Ann, puszczając jej oczko.
-          A ten znowu swoje - zaśmiała się. - Od pierwszego dnia chce się ze mną umówić. Absolutnie nie chce przyjąć odmowy. - Wyjaśniła Billowi, który tylko skinął głową ze zrozumieniem.
-          Masz szczęście, że Mary Ann jest z tobą.
-          Czy ja wiem? - Czarny zmarszczył śmiesznie nos, całując ukochaną w czubek głowy.
-          Właśnie! Jeszcze ci się nie chwaliłam! - Blondynka wykrzyknęła uradowana. - Spójrz! - Podniosła się z krzesełka, pochyliła się nad stolikiem i wyciągnęła lewą dłoń w stronę Ahmeda, żeby chłopak mógł podziwiać jej pierścionek zaręczynowy. - Piękny, prawda?
-          Gratuluję - chłopak uśmiechnął się ukazując swoje kształtne ząbki. - Stary, ty masz naprawdę nieziemskie szczęście!
-          Prawda? Ona jest wspaniała - Bill odwzajemnił uśmiech wpatrując się w narzeczoną.
-          Powinieneś ją chłopie pilnować jak własnego oka, albo i bardziej.
-          Ahmed! - Mary Ann wykrzyknęła z udawanym oburzeniem. - Nie nastawiaj Billa przeciwko mnie! Kochanie, prawda, że nie będziesz mnie pilnował tak bardzo? - Spytała słodko, na co Czarny roześmiał się.
-          Ahmed dobrze mówi. Jak wrócimy do Niemiec muszę powiedzieć Jostowi, żeby wynajął ci ochroniarza. Albo nie! Całą firmę ochroniarską!
-          Widzisz co zrobiłeś? - Jęknęła z niezadowoleniem.
Chłopcy widząc minę Mary Ann zgodnie zanieśli się gromkim śmiechem, a ona cieszyła się, że dogadali się tak szybko. Bała się, że przy stole będzie panowała niezręczna cisza, którą będzie się starała za wszelką cenę przerwać.
Kelner przyniósł małą filiżankę i dwie duże szklanki z zamówionymi przez Ahmeda kawami, a także trzy talerzyki z wielkimi kawałkami sernika.
-          Jutro idę z braćmi na czterodniową wyprawę w góry - Arab upił łyk swojej espresso. - Pójdziecie z nami?
Bill spojrzał na Mary, a kiedy ta skinęła głową, odparł:
-          Byłoby super, ale za cztery dni muszę być w Hiszpanii.
-          Nie mów, że przyjechałeś do Lehu tylko na tydzień! - W oczach Ahmeda pojawiło się zdziwienie.
-          Na to wygląda - wzruszył obojętnie ramionami.
-          Bill specjalnie wyprosił wakacje w Hiszpanii, żeby móc do mnie przyjechać - w głosie blondynki było słychać dumę. - Wiem, że obiecałam, że pójdę z tobą w góry, ale nie zostawię Billa samego. Przepraszam.
-          Daj spokój! - Arab machnął niedbale ręką. - Nie masz za co przepraszać! Przecież to normalne, że chcesz spędzić jak najwięcej czasu z narzeczonym.
-          Uhm - przytaknęła, wpatrując się w kawałek swojego sernika. - Ale głupio mi, bo ci obiecałam...
-          Głupia. Już ci mówiłem, nie ma za co przepraszać - uśmiechnął się do niej ciepło.
-          A co powiecie, żeby dzisiaj wyjść na miasto? Zauważyłem, że tutaj jest gwarniej w nocy niż w dzień, więc może po prostu poszwendamy się trochę po mieście?
-          O! - Blondynka wykrzyknęła z entuzjazmem. - Weźmiemy jeszcze Cherry Jo i Irukę i wyruszymy na podbój miasta! Jesteś genialny! - Pocałowała Billa w policzek, uśmiechając się szeroko.
* * *
            Tom Kaulitz nienawidził takich sytuacji. Sytuacji, które były niejasne, bo choć Annie uparcie twierdziła, że spędzili razem upojną noc nad brzegiem basenu, on w to nie wierzył. Oczywiście nie mógł polegać na swojej pamięci, która przez zbyt dużą ilość wypitego alkoholu mogła być niekompletna, ani na intuicji Billa. Próbował się dowiedzieć od Georga albo Gustava czy coś pamiętają, ale oboje zgodnie kazali mu się wypchać.
-          Niby czym mam się wypchać?! - Warknął do siebie wściekły, wciskając dłonie głęboko do kieszeni.
Dreadowłosy już od ponad godziny przechadzał się alejkami między apartamentami szukając Antoni. Ona była jego ostatnią szansą na wyjaśnienie tej sytuacji. Nie martwił go nawet sam fakt uprawiania seksu z Annie, co ta przeklęta niewiedza czy rzeczywiście to zrobił.
Czując, że jego telefon komórkowy zaczyna wibrować wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Nikola. Przewrócił oczami, odbierając połączenie i przykładając komórkę do ucha.
-          Cześć.
-          Hej. Stało się coś?
-          Nie, nic się nie stało - skłamał.
-          Na pewno?
Tom zaczął przeklinać w duchu przenikliwość Nikoli. Oczywiście, że się stało, ale jak mógł jej o tym powiedzieć? A zresztą jak miałby jej to wyznać? „Kochanie chyba przespałem się z Annie, ale nie wiem czy na pewno?”
Doprawdy żałosne.
-          Na pewno. Pokłóciłem się trochę z chłopakami, ale to nic poważnego. A co u ciebie? Z Jasperem w porządku?
-          Jeszcze troszkę kaszle, ale nic mu nie będzie. Dzisiaj byliśmy na krótkim spacerku...
Dreadowłosy usiadł na zielonej poręczy i słuchał paplaniny Nikoli o Jasperze. Rozmawiając z brunetką czuł się jeszcze gorzej niż dotychczas. Nawet jeśli był pijany, nic go nie usprawiedliwiało. Jak mógł zdradzić dziewczynę, którą mimo wszystko kocha? Nawet jeśli nie uprawiał seksu z Annie, to przecież bez wątpienia się z nią całował. Jak mógł być tak głupi?! Wiedział, że Nikola się o tym nie dowie, bo ani Gustav ani Georg nie pisną na ten temat słówka, ale sądził, że przede wszystkim powinien być uczciwy w stosunku do siebie samego. I Nikoli... Teraz jednak odpadało wyznanie brunetce prawdy.
„Przeżywam to jak nastolatka pierwszą miesiączkę!” - pomyślał, zaś na jego twarzy pojawił się brzydki grymas.
            Widząc w oddali Antonię, szybko pożegnał się z Nikolą zapewniając ją o swojej miłości, po czym ruszył biegiem w jej stronę. Gdy do niej dobiegł, nieco zdyszany złapał ją za ramiona i spojrzał jej głęboko w oczy, schowane za okularami.
-          Jak dobrze, że cię znalazłem! - Wypuścił powietrze z płuc z głośnym świstem.
-          Eee...
-          Antonia mam do ciebie sprawę - powiedział, zanim dziewczyna zdążyła o cokolwiek zapytać. - Bardzo delikatną sprawę. Jak zapewne pamiętasz wczoraj wszyscy się upiliśmy i... Czy z Annie... Czy my uprawialiśmy seks?
Na policzki i szyję Antoni wpłynęły szkarłatne rumieńce. Tom nie mogąc doczekać się odpowiedzi, potrząsnął zawstydzoną dziewczyną, ponaglając ją tym samym.
-          Eee...
-          Antonia! Proszę powiedz mi co robiłem z Annie! To sprawa życia i śmierci!
-          Całowaliście się w basenie, a później Annie zaczęła cię rozbierać.
-          Ale co było później! Antonia! Opowiedz mi ze szczegółami!
Teraz cała twarz dziewczyny przybrała odcień dojrzałego pomidora.
-          Powiedziała: „Chcę mieć zajebisty orgazm”, zaczęła się zataczać, upadła i zasnęła, a ty wypiłeś jeszcze trochę wódki i też zasnąłeś. Budziliśmy was z Gustavem, ale żadne z was nie chciało się obudzić, więc poszłam spać do siebie, a Gustav zasnął na leżaku.
-          Naprawdę?! Naprawdę poszliśmy spać?!
Kiedy Antonia skinęła twierdząco głową, Tom przytulił ją mocno do siebie, dziękując w duchu, że między nim a Annie nie doszło do niczego więcej.
Może Annie naprawdę miała rację? Może Antonia jednak jest wspaniała? Gdyby nie ona, na pewno nie poznałyby prawdy.
-          O! - Za plecami usłyszał wesoły chichot. - Widzę, że zmieniłeś obiekt zainteresowań.
Obrócił się, rozpoznając w źródle hałasu Tamarę.
-          Lubię mieć codziennie inną dziewczyną - puścił oczko Antoni. - Gdzie zgubiłaś Elinę?
-          Poszła na plażę. Powiedz Georggi’emu, że dzisiaj koniecznie musimy powtórzyć wczorajszą imprezę!
Tom zdążył tylko kiwnąć głową w odpowiedzi, zanim Tamara obróciła się i podśpiewując pod nosem jakąś rosyjską piosenkę zniknęła za zakrętem.
-          Georggi’emu... - powtórzył głucho, odsuwając się od Antoni.
* * *
-          Bill! Ja chcę tego misia! - Mary Ann wskazała palcem na wielkiego pluszaka, który był do wygrania na loterii. Trzeba było tylko rzucić piłeczką tenisową tak, aby strącić stertę puszek ułożonych w piramidkę. - Bill! Wygraj dla mnie tego misia... Proszę!
Blondynka złożyła ręce jak do modlitwy, uśmiechając się do chłopaka najsłodziej jak tylko potrafiła. Czarny widząc proszącą minę ukochanej, zerknął na stos puszek i odległość na jaką miałby rzucić piłeczką. W normalnych okolicznościach nie miałby z tym problemu, ale teraz kiedy wszyscy wypili kilka butelek sake, pięć metrów wydawało mu się odległością nie do pokonania. Mimo to postanowił spróbować.
Zapłacił starszemu Hindusowi za możliwość rzutu. Przez chwilę ściskał w dłoniach trzy piłeczki tenisowe. Próbował się skoncentrować na czynności, którą miał za chwilę wykonać, ale skutecznie uniemożliwiała mu to Mary Ann przyczepiona do jego lewego ramienia, a także śmiech Cherry Jo i Ahmeda. Tylko Iruka czekał w skupieniu na jego rzut, obserwując piramidkę ułożoną z puszek.
-          Odsuń się kochanie. Muszę mieć większą swobodę ruchów.
Mary Ann posłusznie puściła jego ramię i odeszła kilka kroków. Czarnowłosy zmierzył wzrokiem odległość jaka dzieliła go od piramidy, chwycił w dłoń jedną piłeczkę, zamachnął się i...
-          Pudło! - Wykrzyknęła Cherry Jo, zanosząc się śmiechem.
-          Bill? Spróbuj jeszcze raz... - poprosiła blondynka, uśmiechając się do niego słodko.
Czarny powtórzył rzut, ale piłeczka i tym razem chybiła celu. Po szóstej próbie, Hindus wręczył Billowi kolejne trzy piłeczki. Ten tylko uśmiechnął się kwaśno. Chciał wyjść na prawdziwego mężczyznę, który bez problemu potrafi upolować dla ukochanej misia na loterii, ale za diabła nie mógł trafić w cel. Powoli zaczynało go to irytować.
Ahmed widząc minę Czarnowłosego objął go ramieniem i z szerokim uśmiechem podsunął mu przed nos butelkę sake, którą kupili w chińskiej restauracji. Chłopak spojrzał na nią z powątpiewaniem, ale upił kilka łyków.
-          No to teraz daj czadu! - Zawołał Tunezyjczyk, odsuwając się od Czarnego.
Grupka gapiów, która zgromadziła się obok Mary Ann, Billa, Ahmeda, Cherry Jo i Iruki również zaczęła mu kibicować. Hindus, który wcześniej podał Czarnemu piłeczki, teraz stał oparty o ladę i palił papierosa zaciągając się mocno dymem.
-          Do siedmiu razy sztuka!
Czarnowłosy spiorunował wzrokiem Mary Ann, po czym zamachnął się i tym razem piłeczka rozbiła piramidę puszek. Blondynka zaczęła klaskać w dłonie, po czym uwiesiła się Billowi na szyi. Hindus z ociąganiem wręczył Czarnemu wielkiego, nieco zakurzonego jasnobrązowego misia.
-          To dla ciebie - Bill podał pluszaka narzeczonej.
-          Arigato gozaimasta*. - Mary Ann ukłoniła się, przytulając misia do piersi. Przez te kilka tygodni, które spędziła z parą Azjatów nauczyła się kilkadziesiąt japońskich wyrażeń. Potrafiła nawet poprowadzić krótką konwersację o zakupach.
-          Domo** - Bill puścił jej oczko.
Na twarzy Cherry Jo i Iruki pojawił się wyraz zdumienia.
-          Nie mów, że potrafisz japoński...
-          Ok, nie mówię - zaśmiał się wesoło, obejmując ramieniem Mary Ann. - A tak serio, uczyłem się trochę japońskiego jak byłem dzieckiem.
Teraz Mary Ann wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Wydawało jej się, że wie wiele o Billu, ale po tym co usłyszała uświadomiła sobie, że tak naprawdę go nie zna. Rozmawiali ze sobą wiele razy, ale na ogół były to kłótnie albo rozmowy o tym co się między nimi wydarzyło. Rzadko rozmawiali albo o jej albo o jego przeszłości, czy rzeczach, które uwielbiają lub rzeczach, których nienawidzą. Uświadomiła sobie, że większość rzeczy, które o nim wie, wyczytała w Internecie.
Spojrzała na pierścionek, który ozdabiał jej serdeczny palec lewej ręki. Decyzję o przyjęciu oświadczyn Billa podjęła właściwie bez większego zastanowienia; pod wpływem chwili. Oczywiście nie miała wątpliwości, że kocha tego czarnowłosego chłopaka, który teraz szedł obok niej i opowiadał pozostałym o tym jak nagrywali z chłopakami „Monsun o koete”, ale czy jej decyzja była aby na pewno słuszna? Przecież z biegiem lat... Nie. Miesięcy, może się okazać, że są całkowicie niedobrani. Czytała kiedyś, że miłość trwa tylko przez pierwsze dwa do pięciu lat związku. Jest to idealny okres do tego, aby założyć rodzinę i mieć potomstwo. Czy w ich przypadku też tak będzie?
-          Mary? - Usłyszała głos Billa tuż nad swoim uchem. - Stało się coś?
-          Nie, dlaczego? - Uśmiechnęła się subtelnie, patrząc mu w oczy. Kłamała, ale nie chciała teraz zaprzątać Czarnemu głowy swoimi głupimi obawami. Cóż z tego, że nie znają się zbyt dobrze, a miłość najprawdopodobniej minie po dwóch latach? Będą mieli wiele czasu, żeby się lepiej poznać i do siebie przyzwyczaić, skoro miłość ma minąć.
-          Jesteś smutna.
-          Tylko trochę zmęczona.
Bill skinął głową, uśmiechając się do niej czule.
-          Ja też powinienem wracać już do hotelu, żeby się wyspać. Jutro wyruszam z braćmi o świcie - oznajmił Ahmed. - Żałuję, że już was nie będzie jak wrócę...
-          Ależ będziemy - Cherry Jo machnęła ręką. - Wyjeżdżamy dopiero za dziewięć dni. Bill? - Spojrzała na Czarnowłosego. - Nauczysz mnie śpiewać „Monsun o koete”? Mary kiedyś tłumaczyła mi słowa, ale dokładnie ich nie pamiętam, więc raczej nie zaśpiewam z pamięci...
Iruka słysząc prośbę Japonki pokręcił głową z rezygnacją, po czym zatkał sobie uszy.
-          Jakie upierdliwe - mruknął wyraźnie niepocieszony.
-          Oj Iruka, nie marudź. To jak Bill? Nauczysz mnie? Proszę, proszę, proszę - złożyła ręce jak do modlitwy, trzepocząc uwodzicielsko rzęsami.
Czarnowłosy widząc to roześmiał się. Nigdy nie przypuszczał, że ktoś będzie go prosił o naukę piosenki Tokio Hotel. Zwłaszcza tak daleko od kraju, w którym jego zespół był popularny.
-          Nie rób tego - ostrzegł go Iruka, ale było już za późno.
Cherry Jo złapała Billa pod ramię i odciągnęła go od pozostałych, żeby mieli spokój. Najpierw Czarnowłosy zaśpiewał jej całą piosenkę, a później uczył ją tekstu po wierszu. Kiedy usłyszał jak Cherry Jo fałszuje, całkowicie zrozumiał Irukę. Japończyk od samego początku nie był przekonany do pomysłu Azjatki. Bill obiecał sobie w duchu, że następnym razem posłucha Iruki. On z pewnością zna o wiele lepiej Cherry niż on.
Gdy ich oczom ukazał się oświetlony budynek hotelu, w którym się zatrzymali, Cherry Jo potrafiła już nienagannie zaśpiewać pierwszą zwrotkę i refren. Mary Ann, Iruka i Ahmed trzymali się z daleka od Billa i czarnowłosej, żeby nie musieć słyszeć jej fałszowania. Przechodnie co rusz oglądali się za Japonką. Jedni zanosili się śmiechem, inni patrzyli na nią z niesmakiem, a jeszcze inni z obojętnością czy wyższością jakby mówili, że widzieli w życiu o wiele więcej interesujących rzeczy.
-          Spójrzcie na tego chłopaka - Ahmed kiwnął głową w stronę około szesnastoletniego Hindusa, odzianego w brudne białe spodnie i wyblakłą, granatową koszulkę. - Idzie za nami już od jakiegoś czasu.
-          Pewnie chce bakszysz - mruknął Iruka, patrząc na chłopca obojętnie.
-          Nie sądzę. Gdyby chciał bakszysz nie miętosiłby tak swojej koszulki... Zobacz jak się wpatruje w Cherry. Mogę się założyć, że wpadła mu w oko.
-          W oko?!
-          Nie bądź taki zazdrosny - Mary Ann poklepała Irukę po ramieniu. - Cherry to niezła... - Widząc minę Iruki nie dokończyła zdania.
-          Ale Mary ma rację - wtrącił Ahmed. - Cherry to naprawdę niezła... Wiśnia.
Japończyk przewrócił oczami. Jego żona rzeczywiście była bardzo ładna. On jednak nie lubił słuchać jak inni o tym mówią. Nie znosił również gdy inni mężczyźni patrzyli na nią pożądliwie. To było dla niego kłopotliwe.
Hindus, który szedł za nimi nasłuchując śpiewu Cherry Jo, widząc, że zmierzają do wejścia hotelu złapał Japonkę za ramię.
-          Madam...
Iruka widząc poczynania chłopaka, podbiegł do ukochanej i odciągnął Hindusa od niej szarpnięciem. W jego oczach pałała wściekłość. Mary Ann widząc go w takim stanie sama się przestraszyła. A może zdziwiła? Nigdy nie sądziła, że ten z wyglądu delikatny mężczyzna może być taki przerażający. Zerknęła ukradkiem na Billa. Czy on też by tak zareagował gdyby chodziło o nią?
-          Sahibie... Przepraszam sahibie... - Ze ściśniętego gardła Hindusa ledwo wydobyły się te trzy słowa. Nie patrzył jednak na Irukę. Jego wzrok skierowany był nieustannie na Cherry Jo.
-          Dobra... Idź już.
-          Madam... - Hindus całkowicie zignorował słowa Japończyka. Nieśmiało wyciągnął w jej stronę dłoń, w której trzymał kawałek wymiętoszonej kartki. - Madam... Autograf... Proszę.
Oczy Cherry Jo rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. Nie sądziła, żeby chłopak chciał od niej autograf dlatego, że ją znał. Owszem w Japonii była dość rozpoznawalna przez to kim był jej ojciec, ale nie sądziła, żeby w Indiach również... Kiedy pierwszy szok minął, uśmiechnęła się szeroko.
-          Moja sława mnie wyprzedza - zaśmiała się. - Macie coś do pisania?
Bill wyciągnął z kieszeni spodni czarny marker i jej podał. Zawsze nosił ze sobą mazak na wypadek gdyby spotkał gdzieś fanów. Oczywiście wiedział, że w Indiach nie ma nikogo kto uwielbiałby Tokio Hotel, ale przyzwyczajenie okazało się silniejsze.
Cherry Jo złożyła na wymiętej kartce autograf z dedykacją dla chłopaka. Jego imię było jednak tak trudne do wymówienia, że napisała tylko jego pierwszą literę.
-          Proszę - podała mu kawałek papieru.
-          Namaste. Madam... Piękna piosenka.
Teraz, nawet zazwyczaj poważny Iruka zaniósł się głośnym śmiechem. Uważał, że Cherry Jo jest cudowna, ale nienawidził kiedy śpiewała. To raniło jego uszy.
-          Mam pierwszego fana! - Ekscytowała się Cherry Jo, wchodząc do przestronnego holu hotelu. - Nareszcie ktoś docenił moje zdolności wokalne! Jak powiem o tym Ayo-chan i pozostałym na pewno mi nie uwierzą! Wyobrażacie sobie, że nikt nie chce chodzić ze mną na karaoke? - Twarz Japonki wykrzywił grymas niezadowolenia. - A w Shibuya jest tyle fajnych miejsc! Iruka! Jak wrócimy do Tokio idziemy na karaoke!
-          Jakie upierdliwe...
-          Nie marudź - złapała go za ramię. - Tym razem pozwolisz mi śpiewać.
-          Dlaczego mi to robisz?
Ahmed, Bill i Mary Ann śmiali się słysząc ich rozmowę. Całkowicie rozumieli co czuje Iruka i przyjaciele Cherry Jo. Jej głos kiedy śpiewała był naprawdę okropny.
Kiedy weszli po schodach na drugie piętro pożegnali się z Ahmedem. Chwilę później para Azjatów życzyła dobrej nocy Billowi i Mary Ann. Blondynka skrzywiła się kiedy Cherry Jo mrugnęła do niej porozumiewawczo.
Zaraz po wejściu do pokoju blondynka zrzuciła ze stóp buty na szpilce, które po wieczornej wycieczce po mieście były całe zakurzone, tak jak i jej nogi. Położyła misia, którego wygrał dla niej Bill na fotelu i bez słowa rzuciła się na łóżko, podpierając głowę dłońmi.
-          Nie wiem czemu, ale jestem wykończona... Która godzina?
-          Dopiero pół do jedenastej.
-          Tak wcześnie? Myślałam, że jest co najmniej pierwsza.
-          Idziesz się umyć, czy mam iść pierwszy?
-          Nie chcę mi się... - jęknęła, ziewając przeciągle. - Rano się umyję...
-          Ok, ale idziesz spać na korytarz albo na balkon.
-          Ale jesteś miły... - mruknęła podnosząc się z łóżka. - Ja nic nie mówiłam jak przyjechałeś do mnie śmierdzący...
-          Nie? A kto na samym początku pokazał mi gdzie jest łazienka?
-          To była delikatna sugestia - uśmiechnęła się do niego ciepło. - Zresztą musiałam pozbierać myśli.
-          Podczas rozmowy z recepcjonistą?
-          Jakim recepcjonistą? - Zastanawiała się przez moment o co chodzi Billowi, a przypominając sobie o swoim małym kłamstwie nieco się zmieszała. - Nie byłam w recepcji. Poszłam zobaczyć czy tata wrócił z medytacji, bo mama do niego dzwoniła. Miałam mu przekazać, żeby oddzwonił.
Bill przez chwilę analizował słowa Mary Ann, po czym zrobił minę, która wyraźnie mówiła, że jest na nią śmiertelnie obrażony. Tak naprawdę nie gniewał się na blondynkę ani trochę, choć musiał przyznać, że wystraszył się kiedy zaczęła mu opowiadać o miejscach w jakich miałby się zatrzymać. Wystarczyła mu podróż przez Indie, w ciągu której zobaczył i przeżył dostatecznie dużo.
Blondynka widząc jego minę, podeszła do niego i wspięła się na palce, muskając swoimi ustami jego. Gdy chłopak chciał odwzajemnić pocałunek, Mary Ann odsunęła się od niego i pobiegła do łazienki.
_______
* Arigatou gozaimasta - dziękuję bardzo

** Domo - proszę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz