Siedziała w skórzanym fotelu w swoim
gabinecie. Wpatrywała się w arkusze rozwodowe, które dostała od Phillippa. Nie
chciała zostawiać Billa, bo była szczęśliwa u jego boku, ale nie była pewna czy
on czuje to samo. Z całego serca chciała, żeby tak było, ale jednocześnie
wiedziała, że nie może być znowu dawną Mary Ann, w której się zakochał. Nie
była już tak życzliwa dla ludzi i spontaniczna jak kiedyś. Miłość też nie stała
teraz dla niej na pierwszym miejscu.
Słysząc pukanie do sporych
rozmiarów, dębowych drzwi zawołała: „proszę”. Do pokoju pewnym krokiem weszła
jej asystentka. W dłoniach trzymała codzienną pocztę.
-
Dziękuję
Marlen.
Dziewczyna skinęła głową. Opuściła gabinet, zostawiając
Mary Ann samą. Blondynka przejrzała korespondencję, zwracając uwagę tylko na
adresatów. Jako, że nie znalazła nic godnego uwagi odłożyła listy na bok i znów
wpatrzyła się tępo w papiery rozwodowe.
Ponownie słysząc pukanie, odłożyła je na bok biurka.
-
Tak,
Marlen?
-
Przyszedł
pan Kaulitz.
-
Niech
wejdzie.
-
Dzwonili
z laboratorium. Prosili, żeby pani przyszła najszybciej jak to będzie możliwe.
-
Dobrze.
Już idę.
Asystentka wycofała się z pomieszczenia wpuszczając do
środka Billa. Mary Ann uśmiechnęła się do niego. Nie był to jednak uśmiech jaki
niegdyś miała zarezerwowany tylko dla niego, lecz raczej uśmiech, którym
obdarzała wszystkich kontrahentów.
-
Przepraszam
cię na moment. Muszę skoczyć do laboratorium. Niech Marlen przygotuje ci kawę
albo herbatę, a ja zaraz wrócę.
Czarnowłosy skinął głową. Podszedł do wielkiego okna i
przez kilka minut wpatrywał się w ogromny parking. Ledwo dostrzegł kilka
wolnych miejsc. Był dumny z Mary Ann, że sama w ciągu niespełna sześciu lat
zbudowała tak potężne imperium. Wiedział ile kosztowało ją to pracy, dlatego
jeszcze bardziej ją cenił. Starał się zawsze ją wspierać, w tym co robiła, choć
jemu też czasem brakowało sił. Bywały takie momenty, że chciał, aby go
przytuliła tak jak niegdyś i powiedziała, że wszystko się ułoży. Niestety wtedy
najczęściej Mary Ann była zajęta czymś innym. Myślał, że to chwilowe, że z
biegiem czasu coś się zmieni, ale blondynka coraz bardziej się od niego
oddalała. A on nie zamierzał dać tak łatwo za wygraną! Jeżeli będzie musiał
zajmie się prowadzeniem firmy razem z Mary Ann, żeby spędzać z nią więcej
czasu. Miał nadzieję, że chłopaki wybaczą mu jak zrezygnuje na trochę z muzyki.
Usiadł na skórzanym fotelu i oparł dłonie o biurko. To
zdecydowanie nie było zajęcie dla niego, ale dla Mary był w stanie się
poświęcić. Oczywiście nie na zawsze, ale na jakiś czas.
Jego wzrok padł na dokumenty. Wziął je do ręki, a kiedy
przeczytał kilka pierwszych zdań poczuł jak odpływa mu krew z twarzy, a serce
niemal staje. Czuł, że między nim, a Mary Ann nie jest dobrze, ale żeby zaraz
rozwód?! Może mimo swoich dwudziestu
sześciu lat nadal był naiwny, ale chciał spędzić znacznie więcej czasu
swojego życia u boku żony. Prawie dekada była dla niego zdecydowanie zbyt
krótkim okresem.
Nadal drżącymi dłońmi odłożył papiery na miejsce,
zastanawiając się co począć. Koślawymi literkami napisał wiadomość blondynce,
że zadzwonił manager i musi pędzić do studia. Opuścił jej gabinet z tysiącem
myśli. Cóż z tego, że był sławnym Billem Kaulitzem z Tokio Hotel, skoro nie
potrafił utrzymać przy sobie żony?!
Wsiadł do najnowszego modelu Audi i ruszył przed siebie.
Wszystko jedno gdzie, byle tylko uciec od problemów. Powoli zaczynała go
przerastać ta cała sytuacja. On też cierpiał po stracie ich dziecka, ale nigdy
tego nie okazywał Mary Ann. Żalił się tylko Tomowi.
Doskonale pamiętał dzień, w
którym blondynka oznajmiła mu, że spodziewa się dziecka. To było cztery lata
temu. Kiedy wysiadł z
windy zobaczył malutkie buciki prowadzące do ich apartamentu. Zaciekawiony
poszedł za nimi, a z każdym następnym krokiem na jego ustach pojawiał się coraz
szerszy uśmiech. Wiedział już co chciała przekazać mu Mary Ann. I miał rację.
Stała w przedpokoju ze zdjęciami USG w dłoniach i szerokim uśmiechem na twarzy.
Kiedy go zobaczyła z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
-
Za
niecałe siedem miesięcy będziesz tatusiem - wykrztusiła przez łzy, a on poczuł
jak jego oczy również robią się wilgotne ze szczęścia.
Może wówczas był jeszcze za młody na bycie ojcem, ale w
ogóle się tym nie przejmował. Miał środki, żeby wychować dziecko, więc nie
widział problemu w ciąży Mary Ann. Nawet nieplanowanej. Choć byli już wtedy
małżeństwem od prawie pięciu lat, postanowili ogłosić to całemu światu. Z
początku wszyscy protestowali, że to źle dla Tokio Hotel, że nie powinni tego
robić, ale on się uparł. Wciąż powtarzał, że fanki zrozumieją. Tylko niektóre
zrozumiały. Tak jak wcześniej jego związek z Mary Ann. Przez długi czas wrzało
na wszystkich forach internetowych, w prasie, telewizji, ale w końcu się uspokoiło,
a fanki, które nie były zadowolone z takiego obrotu sytuacji pocieszały się
myślą, że tak jak wszystkie małżeństwa sławnych ludzi jego związek z Mary Ann
również szybko się rozpadnie. Problemem było tylko to, że już wtedy byli ze
sobą prawie pięć lat. Były jednak również fanki, które szczerze im kibicowały,
nadając im – jako parze - różne śmieszne nazwy.
Być może jednak fanki, które pisały o ich rychłym
rozstaniu miały rację, o czym on nawet nie chciał myśleć.
Ludzie biorą rozwody nawet po spędzeniu ze sobą dwudziestu
lat. Dlaczego więc był tak dumny z tych dziewięciu lat spędzonych z Mary Ann?
Widząc sklep spożywczy, zaparkował samochód przed wejściem
i modląc się w duchu, żeby nie było żadnych fanek w pobliżu, wszedł do środka.
Kupił makaron i wszystkie składniki potrzebne na sos. Postanowił, że dzisiaj to
on ugotuje obiad dla Mary.
Godzinę później stał w kuchni i kroił warzywa, żeby je
przysmażyć. Makaron z sosem pomidorowym, wcale nie z torebki, był jedyną
potrawą, która zawsze mu wychodziła. Już dawno nie robił jej dla Mary. Miał
nadzieję, że dziewczyna się ucieszy.
* * *
Mary Ann już na klatce schodowej
czuła smakowity zapach. Przyłożyła jedną dłoń do czytnika linii papilarnych, a
drugą nacisnęła klamkę od apartamentu jej i Billa. Kiedy drzwi ustąpiły weszła
do środka. Ściągnęła buty. Widząc słabe światło w kuchni ruszyła w tamtym
kierunku. Aż pisnęła z zachwytu widząc na całej podłodze rozsypane płatki róż i
porozstawiane świece.
-
Bill?
Obróciła się dookoła w poszukiwaniu męża. Czarnowłosy stał
za nią, oparty o ścianę.
-
Witaj
w domu - uśmiechnął się uroczo.
-
Wróciłam
- odwzajemniła uśmiech. - Jakie mamy dzisiaj święto? - Spytała patrząc z
podziwem na kuchnię. Może nie była zadowolona, że później będzie musiała to
wszystko sprzątać, ale i tak cieszyła się, że Bill przygotował dla niej
kolację.
-
A
musi jakieś być?
-
Nie.
Dziękuję.
Czarnowłosy widząc, że Mary nie zamierza do niego podejść,
postąpił kilka kroków ku niej i mocno przytulił ją do siebie. Kiedyś mogli
przesiedzieć tak kilka godzin, rozkoszując się swoimi ciepłymi ciałami, a teraz
blondynka wyswobodziła się z jego objęć zaledwie po krótkiej chwili i podeszła
do wyspy kuchennej, na której Bill postawił talerze z jedzeniem.
-
Jestem
okropnie głodna! Zabierajmy się do jedzenia!
Skinął głową, obserwując jak dziewczyna wkłada sobie do
ust makaron.
-
Pyszne!
-
Jeżeli
chcesz mogę dla ciebie gotować codziennie - uśmiechnął się z nonszalancją.
-
Nie
ma sprawy. Od dzisiaj oddaję ci kuchnię – zaśmiała się.
Dobrze wiedziała, że nic nie wyjdzie z codziennego gotowania
Billa, ale i tak było jej miło, że to zaproponował. Wcześniej zdarzyło się to
raz albo dwa, ale po miesiącu doszła do wniosku, że ma dość makaronu z sosem i
mrożonej pizzy. Teraz jednak zajadała się potrawą przyrządzoną przez chłopaka.
-
Mary
Ann? – W głosie Billa wyczuła wahanie. Skinęła głową, aby dodać mu odwagi. –
Mogłabyś zrobić sobie tydzień albo dwa przerwy?
W kuchni zapanowało milczenie. Blondynka położyła łyżkę i
widelec na talerz, świadoma, że Bill jej się przygląda upiła kilka łyków wina. Nie
mogła ani nie chciała robić sobie wakacji w tej chwili. Tylko jak miała
powiedzieć o tym Czarnowłosemu, aby nie sprawić mu przykrości?
Ostrożnie pokręciła przecząco głową,
a widząc w czekoladowych tęczówkach Billa zawód, westchnęła cichutko.
-
Przepraszam
Bill. Na razie nic z tego. Postaram się wszystko ułożyć tak, żebym miała wolne
święta.
-
Dobrze
– zgodził się, choć dobrze wiedział, że Mary Ann w święta będzie jeszcze
bardziej zapracowana niż normalnie.
I jak w takiej sytuacji miał ratować ich związek? Uznał,
że najlepszym sposobem na odnowienie więzi jaka ich kiedyś łączyła było
wyjechanie w jakieś odległe miejsce, z dala od pracy i pobycie ze sobą przez
jakiś czas. Nawet jeśli to miało być tylko kilka dni.
-
Kiedy
wracacie do Nowego Jorku? – Spytała, aby odwrócić myśli Billa od wspólnego
wyjazdu.
Muzyka była jednym z tematów, które całkowicie absorbowały
myśli Czarnego.
-
Za
dwa tygodnie, ale to będzie krótka wizyta. Pewnie trzy, cztery dni. Może
pojedziesz ze mną?
-
W
jaki dzień? – Spytała, uznawszy, że wypadałoby zobaczyć czy wszystko
funkcjonuje tak jak należy w nowojorskich salonach BlueBird.
-
Czwartek
po południu. W poniedziałek rano już będziemy w Berlinie.
-
Bardzo
chętnie, ale na piątek umówiłam się ze studentami na kolokwium poprawkowe.
-
Przełóż
to – wzruszył obojętnie ramionami.
-
Nie
mogę. Jeżeli zmienię termin na późniejszy, nie będą mieli już szansy poprawki.
-
To
zalicz wszystkim – powiedział to takim tonem jakby to była najłatwiejsza rzecz
na świecie. – Po co ich męczyć?
-
Bill,
nie mogę zaliczyć przedmiotu sześćdziesięciu osobom tak po prostu. Oczywiście
byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby wszyscy zaliczyli, ale sądząc po tym co
ostatnio napisali, pewnie zda mniej niż połowa.
-
Może
powinnaś dać im łatwiejsze pytania? Niech się nacieszą wakacjami.
Uśmiechnęła się do Billa. Jej studenci powinni być
wdzięczni wokaliście Tokio Hotel, że tak często przekonuje ją, aby traktowała
ich ulgowo.
-
Jeżeli
chcesz możemy się założyć. Nawet jeśli dam im naprawdę proste pytania zaliczy
tylko nieco ponad połowa.
-
Zależy
jak będziesz sprawdzała...
-
Jeżeli
chcesz możesz sprawdzać za mnie.
-
Dobrze
wiesz, że ja się kompletnie na tym nie znam.
-
Ułożę
dla ciebie klucz odpowiedzi. Sam zobaczysz jaka to frajda czytać takie bzdury.
-
Frajda?
– Spytał, unosząc brwi.
Mary Ann skinęła głową w odpowiedzi.
-
Pamiętasz
jaka byłam wściekła po pierwszym kolokwium, które zaliczyłam tylko jednej
osobie? – Bill przytaknął. – Od tamtej pory nie traktuję tego aż tak serio.
Wolę się śmiać niż płakać.
-
Możemy
się założyć – uśmiechnął się łobuzersko. – Mówiłaś, że ile osób nie zaliczyło?
-
Sześćdziesiąt.
-
W
takim razie jeżeli czterdzieści pięć osób zaliczy weźmiesz sobie wolne i
pojedziemy na długie wakacje.
-
Dobrze.
A jeżeli zaliczy mniej?
-
Będę
gotował, sprzątał i prał przez najbliższy miesiąc?
Mary Ann rozejrzała się dokładnie po kuchni, gdzie panował
bałagan. Może rozsypane na podłodze płatki kwiatów i porozstawiane świece były
romantyczne, ale dla niej były teraz tylko śmieciami, które będzie trzeba rano
posprzątać. Bill od dawna namawiał ją, żeby zatrudniła sprzątaczkę. Ona uznała
jednak, że nie ma ochoty, aby obca osoba przeglądała każdy kąt jej domu.
-
Zgoda
– powiedziała w końcu. – Zostawię ci jutro materiały, z których mieli się
uczyć. Sam możesz ułożyć pytania, skoro uważasz, że jestem zbyt wymagająca.
-
A
ty sprawdzisz? – Spytał z nadzieją, że Mary się zgodzi.
-
Dobrze.
Zadzwonię w piątek i przekażę ci wyniki.
Przez chwilę jedli makaron z sosem w milczeniu.
-
W
jakiej formie mają być te pytania?
-
Obojętnie
- wzruszyła ramionami. - Test, pytania otwarte, wykropkowane zdania, połącz w
pary, podpisz obrazek... Mnie to wszystko jedno. Ilość także.
-
Jedno
pytanie a, b, c z trzema prawidłowymi odpowiedziami też może być?
-
Może
- zgodziła się. – Ale nie chciałabym, żeby mieli aż tak łatwo. Uważam, że to
byłoby niesprawiedliwe w stosunku do tych kilku osób, które zaliczyły w
pierwszym terminie.
Bill skinął potakująco głową.
Bardzo chciał wygrać, ale uczciwie. Wiedział, że gdyby dał
jedno banalne pytanie, na które wszyscy znają odpowiedź, Mary nie miałaby
żadnej szansy na wygraną. Oprócz tego, byłoby to nieco podejrzane. Na pewno nie
zaskarbiłby sobie sympatii Mary Ann takim czynem.
* * *
W lustrze odbijała się sylwetka
Nikoli Smidt. Brunetka siedziała na obrotowym fotelu, wpatrując się w swoje
odbicie. Czekała na Yvonne, która miała zaraz przyjść zrobić jej makijaż.
Za niecałą godzinę miała przeprowadzić wywiad z kolejną
niemiecką gwiazdką, która zaistniała na muzycznej scenie wpadającą w ucho
piosenką, całkowicie pozbawioną sensownego tekstu z drugim dnem. Właściwie to
nie było w niej nawet pierwszego dna. Wszystkie słowa, które wyśpiewywała
dziewczyna były bezsensowne. Niemiecka młodzież wydawała się jednak zupełnie
tym nie przejmować. Nikola zastanawiała się gdzie się podziały te wielkie
zespoły, których utwory słuchało się z przyjemnością. Nie tylko ze względu na
linię melodyczną, ale także i na słowa. Całkowicie rozumiała Mary Ann, która
zamiast zachwycać się kolejnymi beznadziejnymi piosenkami, wsłuchiwała się w
muzykę klasyczną, albo starsze kawałki. Ona najchętniej postąpiłaby tak samo.
Niestety była dziennikarką muzyczną, a to oznaczało, że zawsze musiała być na
bieżąco.
-
Jestem!
- Zawołała wesoło Yvonne wyciągając
pędzel do podkładu z etui. Była to dość korpulentna kobieta, o przemiłej twarzy.
- Co powiesz dzisiaj na niebieski?
-
Może
być. Będzie mi pasował do bluzki.
Rudowłosa kobieta skinęła głową, rozprowadzając na
twarzy Nikoli cienką warstwę podkładu.
-
Jak
się podobało Alice we Włoszech? - Brunetka spytała Yvonne.
-
Wróciła
zachwycona i zmęczona. Podróż autokarem jest naprawdę nieprzyjemna, ale w ten
sposób zobaczyła więcej niż gdyby miała lecieć samolotem.
-
Z
pewnością - Nikola uśmiechnęła się. - Które miasto najbardziej jej się
podobało?
-
Rzym
i Wenecja.
-
Myślałam,
że Mediolan - zażartowała. - Twoja córka przepuściłaby tam majątek!
-
Dobrze,
że nie mieli za dużo wolnego czasu. Zamknij oczy - nakazała, rozprowadzając na
powiekach Nikoli bazę pod cienie. - I tak wydała wszystkie pieniądze, które jej
dałam. Najważniejsze, że jest zadowolona.
Brunetka przytaknęła. Słysząc wydobywającą się z jej
telefonu melodyjkę, wyciągnęła dłoń, w którą Yvonne natychmiast włożyła jej
wibrujący przedmiot. Odebrała nadal trzymając przymknięte powieki.
-
Słucham?
-
Cześć
Nikola.
-
Cześć
Tom...
Słysząc głos chłopaka w słuchawce bezwiednie zaczęła się
bawić pierścionkiem zaręczynowym, który jej dał. Noszenie go na palcu było
bezsensowne i właściwie nie mogła zrozumieć dlaczego to robi. Przecież nie
kochała go już. Ich związek był od dawna przeszłością, o której przypominała
jej tylko Rosie.
-
Przeszkadzam?
-
Troszeczkę
- odparła zgodnie z prawdą. - O co chodzi?
-
Dzisiaj
mam wolne, więc może... Mógłbym spędzić trochę czasu z córką?
Nikola uśmiechnęła się słysząc w głosie chłopaka obawę. Aż
trudno było jej uwierzyć, że Tom stracił na chwilę swoją pewność siebie.
-
Obawiam
się, że to niemożliwe – odpowiedziała chłodno.
-
Dlaczego?
Obiecałaś, że...
-
Rosie
jest teraz u dziadka - wpadła mu w słowo.
-
U
dziadka?
Przytaknęła.
-
W
Hamburgu. Tata przywiezie ją jutro.
-
Może
mógłbym przywieźć ją dzisiaj? - Poprosił. - Na noc może zostać u mnie, a jutro
odstawię ją do ciebie.
-
Sama
nie wiem...
-
Proszę.
-
Jesteś
pewien, że sobie poradzisz? - Spytała zaniepokojona. - Tom, ty nie wiesz jak
postępować z małymi dziećmi.
-
Oczywiście,
że wiem. To nic trudnego.
-
No
dobrze - mruknęła. W końcu Tom był ojcem Rosie. - Tylko pamiętaj, żadnych
słodyczy i masz położyć ją do łóżka o dziewiątej. Kolację powinna zjeść
najpóźniej o osiemnastej. Nie puszczaj jej też...
-
Dobrze,
dobrze - zaśmiał się. - Nie martw się. Już pilnowałem z Billem Rosie. Poradzę sobie.
Brunetka westchnęła.
-
Gdyby
coś się działo, dzwoń.
-
Pewnie.
Odsunęła telefon od ucha i podała Yvonne. Martwiła się o
Rosie. Tom zdecydowanie nie był odpowiednią osobą do opieki nad małym
dzieckiem. A może się myliła? Doskonale pamiętała jak wspaniale razem z Billem
zajmował się Jasperem, choć to było wiele lat temu. Chłopczyk był naprawdę
szczęśliwy w ich towarzystwie. Zawsze najedzony, zadbany i uśmiechnięty. Wtedy
myślała, że Tom będzie wspaniałym ojcem. Ona jednak pozbawiła go tej
możliwości. Nie chciała aby chłopak dowiedział się o tym, że Rosie jest jego
córką, ale skoro sekret wyszedł na jaw, nie zamierzała wmawiać mu, że jest
inaczej. W końcu jej mała księżniczka miała prawo znać ojca. Nawet jeżeli był
nim Tom Kaulitz.
* * *
Ze snu wyrwał go dzwonek do drzwi.
Czarnowłosy przetarł powieki wierzchem dłoni, wstał z kanapy i powędrował do
drzwi. Ziewnął widząc na korytarzu Georga. Basista Tokio Hotel związał swoje
kasztanowe włosy w kucyk. Ubrany był w nieśmiertelny czarny t-shirt z
oryginalnym nadrukiem i wytarte jeansy.
-
Obudziłem
cię? - Spytał, wchodząc do apartamentu.
Chłopak skinął głową, przeciągając się. Zaledwie godzina
samotnego czytania notatek, które dała mu Mary Ann wystarczyła do tego, aby go
znudzić. Z całego serca współczuł studentom blondynki, którzy musieli się tego
dokładnie uczyć.
Wziął z kuchni butelkę coli i dwie szklanki. Miał
nadzieję, że zawarta w napoju kofeina nieco go rozbudzi.
Postawił naczynia na szklanym
stoliku i nalał do
nich czarnego płynu.
-
Może
być cola? - Spytał już po fakcie. - Chyba, że wolisz kawę...
-
Nie.
Cola wystarczy. - Georg przejrzał wzrokiem kartkę, która leżała koło niego. -
Co to?
-
Notatki
do kolokwium.
Basista spojrzał na niego ze zdumieniem. Nie wiedział o
tym, że Bill Kaulitz studiuje. Myślał, że po uzyskaniu matury chłopak dał sobie
spokój z nauką na zawsze.
-
Muszę
ułożyć pytania dla studentów Mary Ann, ale to takie nudne... - wyjaśnił
opadając na miękką sofę.
-
Dlaczego
ty układasz pytania? - Georg nic nie rozumiał.
-
Zakład.
Jeżeli czterdzieści pięć osób zda kolokwium, Mary pojedzie ze mną na wakacje.
-
A
jeżeli obleje?
-
Będę
zmywał, prał, prasował, sprzątał i gotował przez miesiąc.
-
Pokaż
te notatki.
Bill spojrzał na przyjaciela z wdzięcznością. W ciągu
godziny ułożył zaledwie dwa pytania. Jego zdaniem nie były ani za proste ani za
trudne. Po prostu średnie. Uznał, że jeżeli ktoś się uczył powinien bez
problemu dobrze napisać odpowiedzi.
Przez kolejne dwie godziny układał z Georgiem pytania.
Starali się pominąć wszystkie naprawdę trudne zagadnienia, choć oboje nie
wiedzieli za bardzo co może sprawić problem studentom.
-
Tyle
chyba wystarczy - Georg spojrzał krytycznie na kartkę.
-
Trzydzieści
trzy - Bill wygiął usta w dzióbek. - Sądzę, że tak. Jak myślisz, co będzie
lepsze na wakacje - Bali, Goa czy Malediwy?
-
Mnie
się podobają wyspy Fidżi.
-
Czemu
nie? Zaraz poproszę, żeby Francis
zarezerwował nam miejsca w samolocie i hotel.
Czarnowłosy uśmiechnął się wesoło, szukając w telefonie
numeru do mężczyzny. Już się cieszył na te kilka dni, które spędzi z ukochaną
na pięknej wyspie. Już miał przed oczami złoty piasek, ciepły ocean, zielone
palmy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz