niedziela, 8 września 2013

Część II: Rozdział 3

            Siedziała w skórzanym fotelu w swoim gabinecie. Wpatrywała się w arkusze rozwodowe, które dostała od Phillippa. Nie chciała zostawiać Billa, bo była szczęśliwa u jego boku, ale nie była pewna czy on czuje to samo. Z całego serca chciała, żeby tak było, ale jednocześnie wiedziała, że nie może być znowu dawną Mary Ann, w której się zakochał. Nie była już tak życzliwa dla ludzi i spontaniczna jak kiedyś. Miłość też nie stała teraz dla niej na pierwszym miejscu.
            Słysząc pukanie do sporych rozmiarów, dębowych drzwi zawołała: „proszę”. Do pokoju pewnym krokiem weszła jej asystentka. W dłoniach trzymała codzienną pocztę.
-          Dziękuję Marlen.
Dziewczyna skinęła głową. Opuściła gabinet, zostawiając Mary Ann samą. Blondynka przejrzała korespondencję, zwracając uwagę tylko na adresatów. Jako, że nie znalazła nic godnego uwagi odłożyła listy na bok i znów wpatrzyła się tępo w papiery rozwodowe.
Ponownie słysząc pukanie, odłożyła je na bok biurka.
-          Tak, Marlen?
-          Przyszedł pan Kaulitz.
-          Niech wejdzie.
-          Dzwonili z laboratorium. Prosili, żeby pani przyszła najszybciej jak to będzie możliwe.
-          Dobrze. Już idę.
Asystentka wycofała się z pomieszczenia wpuszczając do środka Billa. Mary Ann uśmiechnęła się do niego. Nie był to jednak uśmiech jaki niegdyś miała zarezerwowany tylko dla niego, lecz raczej uśmiech, którym obdarzała wszystkich kontrahentów.
-          Przepraszam cię na moment. Muszę skoczyć do laboratorium. Niech Marlen przygotuje ci kawę albo herbatę, a ja zaraz wrócę.
Czarnowłosy skinął głową. Podszedł do wielkiego okna i przez kilka minut wpatrywał się w ogromny parking. Ledwo dostrzegł kilka wolnych miejsc. Był dumny z Mary Ann, że sama w ciągu niespełna sześciu lat zbudowała tak potężne imperium. Wiedział ile kosztowało ją to pracy, dlatego jeszcze bardziej ją cenił. Starał się zawsze ją wspierać, w tym co robiła, choć jemu też czasem brakowało sił. Bywały takie momenty, że chciał, aby go przytuliła tak jak niegdyś i powiedziała, że wszystko się ułoży. Niestety wtedy najczęściej Mary Ann była zajęta czymś innym. Myślał, że to chwilowe, że z biegiem czasu coś się zmieni, ale blondynka coraz bardziej się od niego oddalała. A on nie zamierzał dać tak łatwo za wygraną! Jeżeli będzie musiał zajmie się prowadzeniem firmy razem z Mary Ann, żeby spędzać z nią więcej czasu. Miał nadzieję, że chłopaki wybaczą mu jak zrezygnuje na trochę z muzyki.
Usiadł na skórzanym fotelu i oparł dłonie o biurko. To zdecydowanie nie było zajęcie dla niego, ale dla Mary był w stanie się poświęcić. Oczywiście nie na zawsze, ale na jakiś czas.
Jego wzrok padł na dokumenty. Wziął je do ręki, a kiedy przeczytał kilka pierwszych zdań poczuł jak odpływa mu krew z twarzy, a serce niemal staje. Czuł, że między nim, a Mary Ann nie jest dobrze, ale żeby zaraz rozwód?! Może mimo swoich dwudziestu sześciu lat nadal był naiwny, ale chciał spędzić znacznie więcej czasu swojego życia u boku żony. Prawie dekada była dla niego zdecydowanie zbyt krótkim okresem.
Nadal drżącymi dłońmi odłożył papiery na miejsce, zastanawiając się co począć. Koślawymi literkami napisał wiadomość blondynce, że zadzwonił manager i musi pędzić do studia. Opuścił jej gabinet z tysiącem myśli. Cóż z tego, że był sławnym Billem Kaulitzem z Tokio Hotel, skoro nie potrafił utrzymać przy sobie żony?!
Wsiadł do najnowszego modelu Audi i ruszył przed siebie. Wszystko jedno gdzie, byle tylko uciec od problemów. Powoli zaczynała go przerastać ta cała sytuacja. On też cierpiał po stracie ich dziecka, ale nigdy tego nie okazywał Mary Ann. Żalił się tylko Tomowi.
Doskonale pamiętał dzień, w którym blondynka oznajmiła mu, że spodziewa się dziecka. To było cztery lata temu. Kiedy wysiadł z windy zobaczył malutkie buciki prowadzące do ich apartamentu. Zaciekawiony poszedł za nimi, a z każdym następnym krokiem na jego ustach pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Wiedział już co chciała przekazać mu Mary Ann. I miał rację. Stała w przedpokoju ze zdjęciami USG w dłoniach i szerokim uśmiechem na twarzy. Kiedy go zobaczyła z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
-          Za niecałe siedem miesięcy będziesz tatusiem - wykrztusiła przez łzy, a on poczuł jak jego oczy również robią się wilgotne ze szczęścia.
Może wówczas był jeszcze za młody na bycie ojcem, ale w ogóle się tym nie przejmował. Miał środki, żeby wychować dziecko, więc nie widział problemu w ciąży Mary Ann. Nawet nieplanowanej. Choć byli już wtedy małżeństwem od prawie pięciu lat, postanowili ogłosić to całemu światu. Z początku wszyscy protestowali, że to źle dla Tokio Hotel, że nie powinni tego robić, ale on się uparł. Wciąż powtarzał, że fanki zrozumieją. Tylko niektóre zrozumiały. Tak jak wcześniej jego związek z Mary Ann. Przez długi czas wrzało na wszystkich forach internetowych, w prasie, telewizji, ale w końcu się uspokoiło, a fanki, które nie były zadowolone z takiego obrotu sytuacji pocieszały się myślą, że tak jak wszystkie małżeństwa sławnych ludzi jego związek z Mary Ann również szybko się rozpadnie. Problemem było tylko to, że już wtedy byli ze sobą prawie pięć lat. Były jednak również fanki, które szczerze im kibicowały, nadając im – jako parze - różne śmieszne nazwy.
Być może jednak fanki, które pisały o ich rychłym rozstaniu miały rację, o czym on nawet nie chciał myśleć.
Ludzie biorą rozwody nawet po spędzeniu ze sobą dwudziestu lat. Dlaczego więc był tak dumny z tych dziewięciu lat spędzonych z Mary Ann?
Widząc sklep spożywczy, zaparkował samochód przed wejściem i modląc się w duchu, żeby nie było żadnych fanek w pobliżu, wszedł do środka. Kupił makaron i wszystkie składniki potrzebne na sos. Postanowił, że dzisiaj to on ugotuje obiad dla Mary.
Godzinę później stał w kuchni i kroił warzywa, żeby je przysmażyć. Makaron z sosem pomidorowym, wcale nie z torebki, był jedyną potrawą, która zawsze mu wychodziła. Już dawno nie robił jej dla Mary. Miał nadzieję, że dziewczyna się ucieszy.
* * *
            Mary Ann już na klatce schodowej czuła smakowity zapach. Przyłożyła jedną dłoń do czytnika linii papilarnych, a drugą nacisnęła klamkę od apartamentu jej i Billa. Kiedy drzwi ustąpiły weszła do środka. Ściągnęła buty. Widząc słabe światło w kuchni ruszyła w tamtym kierunku. Aż pisnęła z zachwytu widząc na całej podłodze rozsypane płatki róż i porozstawiane świece.
-          Bill?
Obróciła się dookoła w poszukiwaniu męża. Czarnowłosy stał za nią, oparty o ścianę.
-          Witaj w domu - uśmiechnął się uroczo.
-          Wróciłam - odwzajemniła uśmiech. - Jakie mamy dzisiaj święto? - Spytała patrząc z podziwem na kuchnię. Może nie była zadowolona, że później będzie musiała to wszystko sprzątać, ale i tak cieszyła się, że Bill przygotował dla niej kolację.
-          A musi jakieś być?
-          Nie. Dziękuję.
Czarnowłosy widząc, że Mary nie zamierza do niego podejść, postąpił kilka kroków ku niej i mocno przytulił ją do siebie. Kiedyś mogli przesiedzieć tak kilka godzin, rozkoszując się swoimi ciepłymi ciałami, a teraz blondynka wyswobodziła się z jego objęć zaledwie po krótkiej chwili i podeszła do wyspy kuchennej, na której Bill postawił talerze z jedzeniem.
-          Jestem okropnie głodna! Zabierajmy się do jedzenia!
Skinął głową, obserwując jak dziewczyna wkłada sobie do ust makaron.
-          Pyszne!
-          Jeżeli chcesz mogę dla ciebie gotować codziennie - uśmiechnął się z nonszalancją.
-          Nie ma sprawy. Od dzisiaj oddaję ci kuchnię – zaśmiała się.
Dobrze wiedziała, że nic nie wyjdzie z codziennego gotowania Billa, ale i tak było jej miło, że to zaproponował. Wcześniej zdarzyło się to raz albo dwa, ale po miesiącu doszła do wniosku, że ma dość makaronu z sosem i mrożonej pizzy. Teraz jednak zajadała się potrawą przyrządzoną przez chłopaka.
-          Mary Ann? – W głosie Billa wyczuła wahanie. Skinęła głową, aby dodać mu odwagi. – Mogłabyś zrobić sobie tydzień albo dwa przerwy?
W kuchni zapanowało milczenie. Blondynka położyła łyżkę i widelec na talerz, świadoma, że Bill jej się przygląda upiła kilka łyków wina. Nie mogła ani nie chciała robić sobie wakacji w tej chwili. Tylko jak miała powiedzieć o tym Czarnowłosemu, aby nie sprawić mu przykrości?
            Ostrożnie pokręciła przecząco głową, a widząc w czekoladowych tęczówkach Billa zawód, westchnęła cichutko.
-          Przepraszam Bill. Na razie nic z tego. Postaram się wszystko ułożyć tak, żebym miała wolne święta.
-          Dobrze – zgodził się, choć dobrze wiedział, że Mary Ann w święta będzie jeszcze bardziej zapracowana niż normalnie.
I jak w takiej sytuacji miał ratować ich związek? Uznał, że najlepszym sposobem na odnowienie więzi jaka ich kiedyś łączyła było wyjechanie w jakieś odległe miejsce, z dala od pracy i pobycie ze sobą przez jakiś czas. Nawet jeśli to miało być tylko kilka dni.
-          Kiedy wracacie do Nowego Jorku? – Spytała, aby odwrócić myśli Billa od wspólnego wyjazdu.
Muzyka była jednym z tematów, które całkowicie absorbowały myśli Czarnego.
-          Za dwa tygodnie, ale to będzie krótka wizyta. Pewnie trzy, cztery dni. Może pojedziesz ze mną?
-          W jaki dzień? – Spytała, uznawszy, że wypadałoby zobaczyć czy wszystko funkcjonuje tak jak należy w nowojorskich salonach BlueBird.
-          Czwartek po południu. W poniedziałek rano już będziemy w Berlinie.
-          Bardzo chętnie, ale na piątek umówiłam się ze studentami na kolokwium poprawkowe.
-          Przełóż to – wzruszył obojętnie ramionami.
-          Nie mogę. Jeżeli zmienię termin na późniejszy, nie będą mieli już szansy poprawki.
-          To zalicz wszystkim – powiedział to takim tonem jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie. – Po co ich męczyć?
-          Bill, nie mogę zaliczyć przedmiotu sześćdziesięciu osobom tak po prostu. Oczywiście byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby wszyscy zaliczyli, ale sądząc po tym co ostatnio napisali, pewnie zda mniej niż połowa.
-          Może powinnaś dać im łatwiejsze pytania? Niech się nacieszą wakacjami.
Uśmiechnęła się do Billa. Jej studenci powinni być wdzięczni wokaliście Tokio Hotel, że tak często przekonuje ją, aby traktowała ich ulgowo.
-          Jeżeli chcesz możemy się założyć. Nawet jeśli dam im naprawdę proste pytania zaliczy tylko nieco ponad połowa.
-          Zależy jak będziesz sprawdzała...
-          Jeżeli chcesz możesz sprawdzać za mnie.
-          Dobrze wiesz, że ja się kompletnie na tym nie znam.
-          Ułożę dla ciebie klucz odpowiedzi. Sam zobaczysz jaka to frajda czytać takie bzdury.
-          Frajda? – Spytał, unosząc brwi.
Mary Ann skinęła głową w odpowiedzi.
-          Pamiętasz jaka byłam wściekła po pierwszym kolokwium, które zaliczyłam tylko jednej osobie? – Bill przytaknął. – Od tamtej pory nie traktuję tego aż tak serio. Wolę się śmiać niż płakać.
-          Możemy się założyć – uśmiechnął się łobuzersko. – Mówiłaś, że ile osób nie zaliczyło?
-          Sześćdziesiąt.
-          W takim razie jeżeli czterdzieści pięć osób zaliczy weźmiesz sobie wolne i pojedziemy na długie wakacje.
-          Dobrze. A jeżeli zaliczy mniej?
-          Będę gotował, sprzątał i prał przez najbliższy miesiąc?
Mary Ann rozejrzała się dokładnie po kuchni, gdzie panował bałagan. Może rozsypane na podłodze płatki kwiatów i porozstawiane świece były romantyczne, ale dla niej były teraz tylko śmieciami, które będzie trzeba rano posprzątać. Bill od dawna namawiał ją, żeby zatrudniła sprzątaczkę. Ona uznała jednak, że nie ma ochoty, aby obca osoba przeglądała każdy kąt jej domu.
-          Zgoda – powiedziała w końcu. – Zostawię ci jutro materiały, z których mieli się uczyć. Sam możesz ułożyć pytania, skoro uważasz, że jestem zbyt wymagająca.
-          A ty sprawdzisz? – Spytał z nadzieją, że Mary się zgodzi.
-          Dobrze. Zadzwonię w piątek i przekażę ci wyniki.
Przez chwilę jedli makaron z sosem w milczeniu.
-          W jakiej formie mają być te pytania?
-          Obojętnie - wzruszyła ramionami. - Test, pytania otwarte, wykropkowane zdania, połącz w pary, podpisz obrazek... Mnie to wszystko jedno. Ilość także.
-          Jedno pytanie a, b, c z trzema prawidłowymi odpowiedziami też może być?
-          Może - zgodziła się. – Ale nie chciałabym, żeby mieli aż tak łatwo. Uważam, że to byłoby niesprawiedliwe w stosunku do tych kilku osób, które zaliczyły w pierwszym terminie.
Bill skinął potakująco głową.
Bardzo chciał wygrać, ale uczciwie. Wiedział, że gdyby dał jedno banalne pytanie, na które wszyscy znają odpowiedź, Mary nie miałaby żadnej szansy na wygraną. Oprócz tego, byłoby to nieco podejrzane. Na pewno nie zaskarbiłby sobie sympatii Mary Ann takim czynem.
* * *
            W lustrze odbijała się sylwetka Nikoli Smidt. Brunetka siedziała na obrotowym fotelu, wpatrując się w swoje odbicie. Czekała na Yvonne, która miała zaraz przyjść zrobić jej makijaż.
Za niecałą godzinę miała przeprowadzić wywiad z kolejną niemiecką gwiazdką, która zaistniała na muzycznej scenie wpadającą w ucho piosenką, całkowicie pozbawioną sensownego tekstu z drugim dnem. Właściwie to nie było w niej nawet pierwszego dna. Wszystkie słowa, które wyśpiewywała dziewczyna były bezsensowne. Niemiecka młodzież wydawała się jednak zupełnie tym nie przejmować. Nikola zastanawiała się gdzie się podziały te wielkie zespoły, których utwory słuchało się z przyjemnością. Nie tylko ze względu na linię melodyczną, ale także i na słowa. Całkowicie rozumiała Mary Ann, która zamiast zachwycać się kolejnymi beznadziejnymi piosenkami, wsłuchiwała się w muzykę klasyczną, albo starsze kawałki. Ona najchętniej postąpiłaby tak samo. Niestety była dziennikarką muzyczną, a to oznaczało, że zawsze musiała być na bieżąco.
-          Jestem! - Zawołała wesoło Yvonne wyciągając pędzel do podkładu z etui. Była to dość korpulentna kobieta, o przemiłej twarzy. - Co powiesz dzisiaj na niebieski?
-          Może być. Będzie mi pasował do bluzki.
Rudowłosa kobieta skinęła głową, rozprowadzając na twarzy Nikoli cienką warstwę podkładu.
-          Jak się podobało Alice we Włoszech? - Brunetka spytała Yvonne.
-          Wróciła zachwycona i zmęczona. Podróż autokarem jest naprawdę nieprzyjemna, ale w ten sposób zobaczyła więcej niż gdyby miała lecieć samolotem.
-          Z pewnością - Nikola uśmiechnęła się. - Które miasto najbardziej jej się podobało?
-          Rzym i Wenecja.
-          Myślałam, że Mediolan - zażartowała. - Twoja córka przepuściłaby tam majątek!
-          Dobrze, że nie mieli za dużo wolnego czasu. Zamknij oczy - nakazała, rozprowadzając na powiekach Nikoli bazę pod cienie. - I tak wydała wszystkie pieniądze, które jej dałam. Najważniejsze, że jest zadowolona.
Brunetka przytaknęła. Słysząc wydobywającą się z jej telefonu melodyjkę, wyciągnęła dłoń, w którą Yvonne natychmiast włożyła jej wibrujący przedmiot. Odebrała nadal trzymając przymknięte powieki.
-          Słucham?
-          Cześć Nikola.
-          Cześć Tom...
Słysząc głos chłopaka w słuchawce bezwiednie zaczęła się bawić pierścionkiem zaręczynowym, który jej dał. Noszenie go na palcu było bezsensowne i właściwie nie mogła zrozumieć dlaczego to robi. Przecież nie kochała go już. Ich związek był od dawna przeszłością, o której przypominała jej tylko Rosie.
-          Przeszkadzam?
-          Troszeczkę - odparła zgodnie z prawdą. - O co chodzi?
-          Dzisiaj mam wolne, więc może... Mógłbym spędzić trochę czasu z córką?
Nikola uśmiechnęła się słysząc w głosie chłopaka obawę. Aż trudno było jej uwierzyć, że Tom stracił na chwilę swoją pewność siebie.
-          Obawiam się, że to niemożliwe – odpowiedziała chłodno.
-          Dlaczego? Obiecałaś, że...
-          Rosie jest teraz u dziadka - wpadła mu w słowo.
-          U dziadka?
Przytaknęła.
-          W Hamburgu. Tata przywiezie ją jutro.
-          Może mógłbym przywieźć ją dzisiaj? - Poprosił. - Na noc może zostać u mnie, a jutro odstawię ją do ciebie.
-          Sama nie wiem...
-          Proszę.
-          Jesteś pewien, że sobie poradzisz? - Spytała zaniepokojona. - Tom, ty nie wiesz jak postępować z małymi dziećmi.
-          Oczywiście, że wiem. To nic trudnego.
-          No dobrze - mruknęła. W końcu Tom był ojcem Rosie. - Tylko pamiętaj, żadnych słodyczy i masz położyć ją do łóżka o dziewiątej. Kolację powinna zjeść najpóźniej o osiemnastej. Nie puszczaj jej też...
-          Dobrze, dobrze - zaśmiał się. - Nie martw się. Już pilnowałem z Billem Rosie. Poradzę sobie.
Brunetka westchnęła.
-          Gdyby coś się działo, dzwoń.
-          Pewnie.
Odsunęła telefon od ucha i podała Yvonne. Martwiła się o Rosie. Tom zdecydowanie nie był odpowiednią osobą do opieki nad małym dzieckiem. A może się myliła? Doskonale pamiętała jak wspaniale razem z Billem zajmował się Jasperem, choć to było wiele lat temu. Chłopczyk był naprawdę szczęśliwy w ich towarzystwie. Zawsze najedzony, zadbany i uśmiechnięty. Wtedy myślała, że Tom będzie wspaniałym ojcem. Ona jednak pozbawiła go tej możliwości. Nie chciała aby chłopak dowiedział się o tym, że Rosie jest jego córką, ale skoro sekret wyszedł na jaw, nie zamierzała wmawiać mu, że jest inaczej. W końcu jej mała księżniczka miała prawo znać ojca. Nawet jeżeli był nim Tom Kaulitz.
* * *
            Ze snu wyrwał go dzwonek do drzwi. Czarnowłosy przetarł powieki wierzchem dłoni, wstał z kanapy i powędrował do drzwi. Ziewnął widząc na korytarzu Georga. Basista Tokio Hotel związał swoje kasztanowe włosy w kucyk. Ubrany był w nieśmiertelny czarny t-shirt z oryginalnym nadrukiem i wytarte jeansy.
-          Obudziłem cię? - Spytał, wchodząc do apartamentu.
Chłopak skinął głową, przeciągając się. Zaledwie godzina samotnego czytania notatek, które dała mu Mary Ann wystarczyła do tego, aby go znudzić. Z całego serca współczuł studentom blondynki, którzy musieli się tego dokładnie uczyć.
Wziął z kuchni butelkę coli i dwie szklanki. Miał nadzieję, że zawarta w napoju kofeina nieco go rozbudzi.
Postawił naczynia na szklanym stoliku i nalał do nich czarnego płynu.
-          Może być cola? - Spytał już po fakcie. - Chyba, że wolisz kawę...
-          Nie. Cola wystarczy. - Georg przejrzał wzrokiem kartkę, która leżała koło niego. - Co to?
-          Notatki do kolokwium.
Basista spojrzał na niego ze zdumieniem. Nie wiedział o tym, że Bill Kaulitz studiuje. Myślał, że po uzyskaniu matury chłopak dał sobie spokój z nauką na zawsze.
-          Muszę ułożyć pytania dla studentów Mary Ann, ale to takie nudne... - wyjaśnił opadając na miękką sofę.
-          Dlaczego ty układasz pytania? - Georg nic nie rozumiał.
-          Zakład. Jeżeli czterdzieści pięć osób zda kolokwium, Mary pojedzie ze mną na wakacje.
-          A jeżeli obleje?
-          Będę zmywał, prał, prasował, sprzątał i gotował przez miesiąc.
-          Pokaż te notatki.
Bill spojrzał na przyjaciela z wdzięcznością. W ciągu godziny ułożył zaledwie dwa pytania. Jego zdaniem nie były ani za proste ani za trudne. Po prostu średnie. Uznał, że jeżeli ktoś się uczył powinien bez problemu dobrze napisać odpowiedzi.
Przez kolejne dwie godziny układał z Georgiem pytania. Starali się pominąć wszystkie naprawdę trudne zagadnienia, choć oboje nie wiedzieli za bardzo co może sprawić problem studentom.
-          Tyle chyba wystarczy - Georg spojrzał krytycznie na kartkę.
-          Trzydzieści trzy - Bill wygiął usta w dzióbek. - Sądzę, że tak. Jak myślisz, co będzie lepsze na wakacje - Bali, Goa czy Malediwy?
-          Mnie się podobają wyspy Fidżi.
-          Czemu nie? Zaraz poproszę, żeby Francis zarezerwował nam miejsca w samolocie i hotel.

Czarnowłosy uśmiechnął się wesoło, szukając w telefonie numeru do mężczyzny. Już się cieszył na te kilka dni, które spędzi z ukochaną na pięknej wyspie. Już miał przed oczami złoty piasek, ciepły ocean, zielone palmy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz