Z delikatnym uśmiechem na ustach, Nikola zamknęła drzwi
od swojego pokoju. Przed chwilą nakarmiła niemowlaka, który niemalże
natychmiast zasnął z pełnym brzuszkiem. Przez te kilkanaście dni, kiedy
opiekowała się Jasperem bardzo się do niego przywiązała. Na myśl o tym, że już
wkrótce będzie musiała go oddać, ogarniał ją smutek. Niestety nie mogła się nim
opiekować. Nawet jeżeli pomagałaby jej sąsiadka, nie miałaby wystarczająco dużo
czasu, aby zajmować się maluchem. Brunetka uważała również, że dla dobra
Jaspera powinna oddać go w ręce dorosłych. Sama była jeszcze dzieckiem, a
dziecko nie powinno wychowywać dziecka.
Włączyła cicho radio w kuchni i wstawiła wodę na herbatę.
-
Jasper już
śpi?
Dziewczyna skinęła lekko głową ojcu w odpowiedzi.
-
Rozmawiałaś z
Billem i Tomem? Postanowili już coś w sprawie Jaspera?
Nikola westchnęła ciężko, siadając na krześle.
-
Nie.
Próbowałam zacząć ten temat, ale za każdym razem Tom mówi, że ma coś do
załatwienia, albo nie może rozmawiać.
David Smidt uśmiechnął się do córki łagodnie. Nie wtrącał się do tej pory w
sprawy dotyczące Jaspera, ale uważał, że tak dłużej być nie może. Chłopczyk
potrzebował rodziny, którą oni nie mogli się dla niego stać.
-
A ty?
Zastanawiałaś się, co zrobić z Jasperem?
-
Nie... -
spuściła głowę smutno. - Może mógłby zostać z nami? Pani Helga powiedziała, że
będzie się opiekowała Jasperem, kiedy będę musiała gdzieś wyjść...
-
To nie jest
dobry pomysł. Rozumiem, że się do niego przywiązałaś, bo jest uroczym małym
mężczyzną, ale to jest dziecko, które potrzebuje rodziny. Mamy i taty.
Kochanie, będziesz jeszcze miała własne dzieci. Teraz powinnaś korzystać z
tego, że nie masz jeszcze tak wielu obowiązków. Sama widzisz ile czasu musisz
poświęcić małemu. Nie mówię, że sobie nie radzisz z opieką nad nim, bo sobie
radzisz, ale za niedługo zacznie ci się szkoła. Nie będziesz miała już tak dużo
wolnego czasu, jak teraz. Powinnaś się bawić i szaleć póki jesteś młoda, bo
później nie będziesz już tak wolna.
-
Ale gdybym
rozsądnie podzieliła czas...
Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
-
To nie jest
dobry pomysł. Nie jesteś w stanie przewidzieć ile czasu zajmie ci opieka nad
Jasperem. Rodzic musi być dostępny dla swojego dziecka przez dwadzieścia cztery
godziny na dobę, a nie tylko kilka godzin dziennie w określonych porach. Sama
powinnaś o tym najlepiej wiedzieć.
-
Wiem, tylko...
Między nimi zapanowała krępująca cisza. Nikola doskonale rozumiała punkt
widzenia taty, bo ona po części uważała tak jak on. Nie miała jednak pojęcia co
począć z maluchem. Tak jak bliźniaki, nie chciała go oddać do domu dziecka, a
to było jedyne możliwe wyjście z sytuacji.
Niezręczne milczenie przerwał dzwonek domofonu. Brunetka zerwała się z
miejsca i pobiegła, aby otworzyć gościowi. Słysząc głos Toma, nacisnęła guzik i
wybiegła na klatkę schodową. Jej serce zaczęło bić mocniej z radości. Nie
widziała go ponad tydzień, więc nic dziwnego, że za nim tęskniła.
Gdy drzwi windy rozsunęły się, ukazując Billa i Toma Kaulitzów, brunetka
podbiegła do Dreadowłosego i rzuciła mu się na szyję. Czując jego ciepłe ciało
uśmiechnęła się wesoło.
-
Myślałam, że
przyjdziesz dopiero jutro.
Tom zaśmiał się.
-
Bill nie mógł
się doczekać, kiedy zobaczy Jaspera.
-
Ach... -
westchnęła, odsuwając się od niego. - A ja myślałam, że chciałeś mnie zobaczyć.
Cześć Bill. - Podeszła do Czarnowłosego i go przytuliła lekko. - Gratuluję.
-
Eee... Dzięki. - Odparł z lekkim zakłopotaniem.
Nadal nie wierzył, że Mary Ann jest naprawdę jego żoną. To mu się wydawało
takie nierzeczywiste. Zupełnie jakby był w środku najbardziej pokręconego
snu...
-
Jasper przed
chwilą usnął, więc chyba nie będziesz mógł się z nim przywitać - zwróciła się
do Czarnego, zupełnie ignorując starszego Kaulitza. - Bill? Co zamierzasz z nim
zrobić? Nie możesz się opiekować Jasperem...
-
Myślisz, że o
tym nie wiem? - Westchnął, wchodząc za brunetką do mieszkania. - Dobry wieczór.
- Przywitał się z ojcem Nikoli, który stał w przedpokoju i ciekawie im się
przyglądał.
-
Dobry
wieczór. - Tom skinął głową mężczyźnie. Miał nadzieję, że tata Nikoli musiał
wyjechać w kolejną delegację. Wówczas mógłby się należycie przywitać ze swoją
dziewczyną, bo mimo wszystkich wątpliwości, Nikola była dla niego ważna. Kochał
ją na swój własny sposób.
-
Witajcie.
Napijecie się herbaty?
Zgodzili się skinięciami głowy. Brunetka zaprowadziła ich do dużego pokoju
i upomniała aby nie rozmawiali zbyt głośno, bo obudzą chłopca. Sama zaś poszła
do kuchni przygotować gorącą herbatę.
-
Zastanawialiście
się już co zrobicie z Jasperem? - David spytał ich, siadając na skórzanym
fotelu.
Bliźniacy spojrzeli na siebie z zakłopotaniem, po czym zgodnie pokręcili
przecząco głowami.
-
Najwyższy
czas, żebyście o tym pomyśleli. Moja córka nie może się nim opiekować, a
podejrzewam, że wy również nie znajdziecie na to czasu - mężczyzna założył nogę
na nogę. - To jest dziecko, które potrzebuje prawdziwej rodziny, a nie szeregu
opiekunek. Dlaczego od razu nie zawiozłeś Jaspera na komisariat? Może jego
prawdziwa matka się o niego martwi...
-
Gdyby się o
niego martwiła, na pewno nie zostawiłaby go brudnego i głodnego na ławce w
parku!
-
Chcesz go
obudzić? - Tom zganił bliźniaka. - Ma pan rację. Wiemy, że ani Nikola ani tym
bardziej my nie możemy się opiekować Jasperem, ale nie chcemy, żeby trafił do
domu dziecka. Tak jak pan powiedział, on powinien mieć prawdziwą rodzinę...
-
I my staramy
się mu ją znaleźć - wtrącił Bill. - Niestety to trochę trwa. To nie jest proste
zająć się dzieckiem. Rozmawiałem z ojcem i powiedział, że zna małżeństwo, które
nie może mieć dzieci, a bardzo by chciało je mieć. Dlatego... Proszę się nie
złościć. Naprawdę nie mieliśmy innego wyjścia jak zostawić Jaspera na te kilka
dni z Nikolą i panem. Dziękuję za opiekę nad Jasperem. Zdaję sobie sprawę, że
zajmowanie się niemowlakiem jest uciążliwe, dlatego... przepraszam, za
sprawianie kłopotu - Czarnowłosy pochylił nisko głowę z szacunkiem. Uważał, że
ten japoński zwyczaj, który podpatrzył u Iruki jest jak najbardziej na miejscu.
-
Nie. Opieka
nad Jasperem nie była kłopotem - mężczyzna podrapał się po głowie z lekkim
zakłopotaniem spowodowanym słowami Billa. - Mnie tylko chodzi o dobro tego
dzieciaka. Znajdźcie mu porządny dom, ale nie zwlekajcie z tym zbyt długo, bo z
każdym dniem będzie wam coraz ciężej się z nim rozstać.
-
Dziękujemy za
wszystko - Tom uśmiechnął się do ojca Nikoli.
Ani Bill ani Tom nie przypuszczali, że czeka ich taka pogadanka z Davidem
Smidtem. O wiele bardziej spodziewali się usłyszeć dobre rady z ust Sakiego
albo Tobiego. Ci jednak nie pisnęli ani słówka o Jasperze, zupełnie tak jakby
zapomnieli o nim przez te kilka dni. Tak jakby przestał być problemem.
A jednak był.
Czarnowłosy wpatrzył się w liliową ścianę. Nie wiedział co ma począć z
maluchem. Pytał już chyba wszystkich swoich znajomych, a także znajomych swoich
znajomych czy nie mają ochoty zająć się uroczym niemowlakiem. Niestety nikt nie
wyraził takich chęci. Bill zdawał sobie sprawę, że jeżeli w ciągu kilku
kolejnych dni nie znajdzie dziecku odpowiedniego domu, będzie musiał oddać go
do sierocińca. Tego jednak chciał uniknąć za wszelką cenę.
-
Musiałeś
kłamać? - Tom spytał szeptem Billa, kiedy David Smidt opuścił salon.
-
A co miałem
innego zrobić? Powiedzieć, że nikt nie chcę się zająć Jasperem?
-
Nie, ale może
tata Nikoli pomógłby nam...
-
Niby jak?
Wysyłając Jaspera do sierocińca? Sam słyszałeś. On nie może go zaadoptować. Ja
też nie. - Czarnowłosy rozłożył bezradnie ręce.
-
Może
powinniśmy porozmawiać z Novą? - Dreadowłosy spytał ostrożnie. Widząc jednak
minę bliźniaka pożałował swoich słów. - Dobra, wiem, że to nie do końca dobry
pomysł, ale masz lepszy?
Młodszy Kaulitz pokręcił przecząco głową. Objął dłońmi kolana i ponownie
wpatrzył się w liliową ścianę. Zupełnie tak jakby zostało na niej wypisane
czarnymi, nieczytelnymi literami rozwiązanie z tej sytuacji. Wystarczy, że
przyjrzy się dokładniej, a może je odczyta?
* * *
-
Myślisz, że
mama będzie zła?
Mary Ann zmarszczyła brwi, patrząc na ojca. Ich samolot właśnie wylądował
na lotnisku w Warszawie.
-
Nie, nie
sądzę. Pewnie będzie szczęśliwa, że już wróciliśmy.
Robert Rose skinął głową potakująco.
Zabrali bagaż podręczny, po czym opuścili wraz z innymi podróżnymi samolot.
Czekając aż celnicy sprawdzą pozostałym turystom paszporty, ojciec Mary Ann
wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego. Nie miał jednak
możliwości zaciągnięcia się nim, gdyż od razu podszedł do niego celnik i
udzielił mu nagany. Mary Ann widząc to przewróciła tylko oczami. Weszła do
budynku i ustawiła się na samym końcu kolejki. Po kilku minutach, kiedy prawie
była już przy okienku dołączył do niej ojciec.
-
Dostałem
mandat - powiedział tonem dziecka, któremu zabrano zabawkę.
-
Trzeba było
nie palić.
-
Nie wymądrzaj
się tak. Po tylu godzinach lotu dobrze sobie zapalić.
-
Nie palę,
więc nie wiem jak to dobrze - odburknęła podchodząc do okienka.
Podała celnikowi paszport. Mężczyzna obejrzał uważnie jej zdjęcie,
następnie jej twarz i znów zdjęcie.
-
Tak, to ja -
uśmiechnęła się do niego.
Skinął głową, spojrzał ponownie w paszport, po czym zapytał:
-
Rok
urodzenia?
-
1989. PESEL
też podać? - Uśmiechnęła się słodko do mężczyzny, który tylko pokręcił
przecząco głową i oddał jej paszport.
Zabrali bagaże z taśmy i skierowali się do wyjścia. W tłumie ludzi Mary Ann
dostrzegła sylwetkę brata. Uśmiechnęła się szeroko, wskazując ojcu miejsce
gdzie stał Brian z Joanną Rose. Na twarzy Roberta również pojawił się szeroki
uśmiech.
Blondynka podbiegła do mamy i się do niej przytuliła.
-
Tadaima!* -
Wykrzyknęła radośnie. Nie była pewna czy to słowo jest do końca odpowiednie,
ale było to pierwsze słowo, które przyszło jej do głowy.
-
Okairi**.
Słysząc głos Briana, odsunęła się od mamy i spojrzała na Briana pytająco.
Nie sądziła, że jej brat zna jakiekolwiek japońskie słowo, a co dopiero potrafi
jej odpowiedzieć.
-
Oglądałem
Monstera - odparł jakby to wszystko wyjaśniało.
-
Monstera?
Skinął głową potakująco.
-
W wielkim
skrócie anime o doktorze Telmie, który rusza w pościg za Johanem. Przynajmniej
pięćdziesiąt razy było tam tadaima i okairi.
-
Teraz
rozumiem – uśmiechnęła się do brata. – Co słychać? Mama bardzo krzyczała?
-
Trochę, ale
jakoś przeżyłem… A jak było w Indiach?
* * *
Środek pokoju Mary Ann zajmowały trzy wielkie walizy. Dziewczyna upychała
do nich ubrania, książki, które mogą jej się przydać w Niemczech, kosmetyki, a
także kilka innych przedmiotów codziennego użytku i kilka ważnych dla niej
pamiątek. Ostrożnie włożyła do walizki matrioszki, które dostała od Billa.
Uśmiechnęła się na wspomnienie ich wycieczki do Deauville. Co ją podkusiło,
żeby pożyczyć od wujka motor i bez prawa jazdy wybrać się w tak daleką podróż z
wokalistą Tokio Hotel?
Mieli wiele szczęścia, że nie złapała ich policja, ani nic im się nie
stało.
Gdy walizki były wypełnione po brzegi, rozejrzała się jeszcze po pokoju.
Zostało w nim kilka figurek, książek, maskotek, zdjęć, ale uważała, że nie będą
jej potrzebne w Niemczech.
-
Spakowałaś
wszystko? – Mama Mary Ann oparła się o futrynę, spoglądając na walizki.
-
Chyba tak.
Jeżeli o czymś zapomniałam, trudno. Najwyżej kupię w Niemczech.
-
Naprawdę
chcesz jechać na cały rok do Niemiec?
Joanna Rose utkwiła wzrok w córce. Nie chciała, żeby wyjeżdżała, ale
wiedziała, że ten wyjazd jest dla niej szansą na lepsze życie. Pragnęła aby
Mary skończyła medycynę i została świetnym, bardzo dobrze zarabiającym
lekarzem. Może chirurgiem plastycznym?
Wówczas byłaby jej pierwszą klientką, bo pojawiające się zmarszczki na jej
twarzy coraz bardziej ją irytowały. Nie były jeszcze głębokie, ale sama
świadomość, że są niemalże doprowadzała ją do szału.
-
Tak. Jeżeli
będzie mi tam źle, zawsze mogę wrócić – blondynka wzruszyła ramionami. – Wy też
możecie mnie odwiedzać. Hamburg wcale nie jest tak daleko od Zielonej Góry.
-
Zobaczymy ile
będę miała z tatą czasu – Joanna Rose uśmiechnęła się ciepło. – Babcia będzie
się tobą dobrze opiekowała.
-
Na pewno.
Mamo?
-
Tak?
Mary Ann zawahała się przez chwilę zanim zadała rodzicielce pytanie, które
od powrotu z Indii stale gościło w jej głowie.
-
Muszę
zamieszkać z babcią? Może mogłabym...
-
Albo
mieszkasz z babcią, albo nie jedziesz - ucięła. - Sądzę, że tata się ze mną
zgodzi.
-
Ale...
-
Chodzi o tych
chłopaków, z którymi byłaś we Francji? Jak im było?
-
Tokio
Hotel...
-
Właśnie. Na
razie powinnaś skoncentrować się na nauce, a nie na miłościach. Tata mówił mi,
że ten chłopak z czarnymi, sterczącymi włosami...
-
Bill –
wtrąciła.
-
...przyleciał
do Indii, żeby się z tobą spotkać. Sądzisz, że on traktuje cię poważnie?
-
Dlaczego
miałby nie traktować mnie poważnie? – Spytała mamę, dziękując w duchu ojcu, że
nie wspomniał nic matce o tym, że Bill prosił go o rękę ich córki.
-
Nie wiem –
mama wzruszyła ramionami. – Może dlatego, że on będzie ciągle w trasie, a ty w
Hamburgu? Nie będziecie się często widywali, a to niszczy nawet największą
miłość. Zresztą jesteście jeszcze na to za młodzi. Powinnaś skoncentrować się
na nauce. W tej chwili to jest najważniejsze.
-
Ale ty z
tatą...
-
To było
zupełnie coś innego – przerwała jej. – Jeżeli chcesz dalej o tym dyskutować,
nigdzie nie pojedziesz.
-
Dobrze –
zgodziła się, zaciskając zęby. W innym przypadku na pewno pokłóciłaby się z
mamą, ale teraz za bardzo zależało jej na wyjeździe do Niemiec; do Billa.
Joanna Rose spojrzała na Mary Ann tak jakby jeszcze chciała coś powiedzieć,
ale w ostatniej chwili się rozmyśliła. Obróciła się na pięcie i wyszła z pokoju
córki.
Blondynka westchnęła ciężko, opadając na kanapę, stojącą pod ścianą.
Chciała zamieszkać z Billem, ale w tej chwili było to niemożliwe. Nie sądziła,
żeby babcia na to przystała. Owszem nie była konserwatywna, ale Mary wiedziała,
że pewne rzeczy po prostu nie przejdą.
* * *
Bill Kaulitz potrząsnął grzechotką, tuż koło ucha
Jaspera. Chłopiec zachichotał, wyciągając rączki, żeby złapać przedmiot.
-
Muszę namówić
Mary Ann na dziecko – Bill uśmiechnął się, wpatrując się czule w malucha.
-
Oszalałeś?! –
Tom zakrztusił się colą, którą pił. – Twój ślub z Mary Ann będzie już i tak
wielką sensacją, jeżeli ktoś się o tym dowie!
-
No i co z
tego? Naprawdę cię to obchodzi? – Czarnowłosy przeniósł wzrok z dziecka, na
bliźniaka. – Ja też mam swoje życie!
-
Wiem, Bill.
Zrozum jednak, że wszyscy pracowaliśmy ciężko na sukces Tokio Hotel. Naprawdę
nie chcę tego tak szybko zniszczyć, tylko dlatego, że zachciało ci się dziecka.
I żony.
-
Pewnie masz
rację. Lepiej zaczekać rok, albo dwa. Przynajmniej nie będę pytany czy to
wpadka. Nie chciałbym, żeby moje dziecko było uważane za „wielkiego pecha Billa
Kaulitza” - zasmucił się. - Dlaczego ludzie nie cenią nas za muzykę, tylko
nasze życie prywatne? Kochałem Nenę bezwarunkowo za jej piosenki, a nie za to,
co robiła... - Jasper zaczął dopominać się o uwagę młodszego Kaulitza głośnymi
piskami. – Już się wujek Bill z tobą bawi – zwrócił się do małego, biorąc go na
ręce i obracając się z nim wokół własnej osi. – Lubisz samolocik?
Odpowiedział mu śmiech chłopczyka i jego roziskrzone z radości oczka.
-
O której ma
przyjechać to małżeństwo po Jaspera?
-
Nie wiem. O
czwartej? Piątej? - Bill podał Tomowi Jaspera. – Pokręć się z nim trochę, ja
już nie mam siły.
Opadł ciężko na kanapę. Nalał sobie do szklanki colę i wypił duszkiem. Nigdy
nie przypuszczał, że zabawa z małym dzieckiem może zmęczyć człowieka do tego
stopnia. Mimo tego, nie chciał rozstawać się z Jasperem. Wiedział jednak, że
nie ma innego wyjścia, zwłaszcza, że kuzynka Sakiego była bardzo chętna na
przygarnięcie niemowlaka. Ochroniarz mówił, że kobieta ma już prawie
czterdzieści lat i bardzo chciałaby mieć dziecko, ale uważa, że jest już za
stara na urodzenie własnego. Za bardzo bała się urodzić chorego potomka.
Wcześniej zastanawiała się z mężem nad adopcją, ale oboje sądzili, że nie można
wejść do sierocińca i wybrać sobie dziecko jak pomidora w supermarkecie. Bill
musiał się z nią zgodzić.
Pół godziny później usłyszeli dzwonek do drzwi. Czarnowłosy podniósł się z
kanapy i bez słowa otworzył gościom. Na progu stała Nikola, Gustav i Georg.
Wszyscy chcieli się pożegnać z Jasperem.
Bill zaprosił ich do środka gestem, sam zaś poszedł do kuchni, aby
przynieść szklanki na colę.
-
Georg? -
Nikola zwróciła się do basisty Tokio Hotel. - Naprawdę nie chcesz zaadoptować
Jaspera? Na razie tylko ty możesz... Będziemy ci pomagali opiekować się nim...
Chłopak pokręcił przecząco głową.
-
Nic z tego.
Nie chcę psa, a co dopiero dziecko... Jestem na to za piękny i za młody -
wszyscy obecni w pokoju roześmiali się. Nawet Jasper. - No co?
-
Nic, Georggie
- Tom wykrztusił przez śmiech. - Co te kobiety w tobie widzą?
-
Zamknij się!
-
Kiedy to
naprawdę zastanawiające. Jak taka góra mięsa może się podobać fajnym
dziewczynom?
-
Tom? - Nikola
spojrzała na niego czule. - Tobie również przydałoby się troszkę mięśni...
-
Cicho
kobieto! - Na twarzy Dreadowłosego pojawił się grymas niezadowolenia, czemu
towarzyszył śmiech przyjaciół.
-
Taa... zaraz
będziesz chciał, żebym przyniosła ci zimne piwo i włączyła mecz...
-
Z tym piwem,
to wcale nie taki głupi pomysł...
-
Tom! Chcesz
pić przy małym dziecku? - Bill zganił go, bawiąc się grzechotką z Jasperem.
Natychmiast cztery pary oczu wpatrzyły się w młodszego Kaulitza.
-
Zamieniasz
się w surową matkę - zażartował Gustav. - To nawet nie twoje dziecko.
-
I co z tego?
- spytał wojowniczo. - I tak kocham Jaspera.
-
Spoko, stary.
Nie denerwuj się tak.
Bill ciężko westchnął, uśmiechając się do malucha.
-
To dlatego,
że zaraz przyjedzie po niego kuzynka Sakiego. Nie chcę go oddawać, ale chyba
nie mam innego wyboru...
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Mimo słów Gustava i Georga oni również
pokochali Jaspera, choć mieli z nim najmniejszy kontakt z obecnej w pokoju
piątki. Może właśnie dlatego starali się obrócić wszystko w żart. Nie chcieli,
żeby Kaulitzowie i Nikola przeżywali tak bardzo rozłąkę z niemowlakiem.
Gdy po mieszkaniu rozniósł się głośny dźwięk dzwonka, Tom zerwał się z
kanapy i pognał otworzyć przybyszowi. Chciał jak najszybciej oddać Jaspera
kuzynce Sakiego, bo wiedział, że jak spędzi z maluchem jeszcze trochę czasu
może się rozmyślić.
Przed drzwiami stała średniego wzrostu, dość krępa kobieta. Ubrana była w
doskonale skrojony beżowy kostium. Jej pomalowane na czerwono usta, ułożone w
uśmiech odsłaniały białe zęby.
-
Dzień dobry.
Jestem Doris Bachmann.
-
Dzień dobry.
Proszę wejść, pani Bachmann.
Kobieta uśmiechnęła się do niego ciepło.
-
Proszę nie
zdejmować butów! - Zawołał natychmiast, kiedy kobieta chciała zostawić swoje
wysokie szpilki w przedpokoju.
Skinęła głową, podążając za Dreadowłosym do salonu.
-
Dzień dobry -
przywitała się ze wszystkimi, wchodząc do środka.
-
Pani Bachmann
przyjechała po Jaspera - wyjaśnił Tom, zanim kobieta zdążyła się przedstawić. -
Napije się pani czegoś?
-
Nie,
dziękuję. - Kobieta podeszła do Billa, który trzymał na rękach malucha. - Jaki
śliczny! - Zawołała. - Mogę?
Czarnowłosy skinął głową, podając ostrożnie Jaspera kobiecie.
-
To dla was
pewnie ciężkie - powiedziała, przytulając do siebie chłopca, który wyciągnął
pulchniutkie rączki w stronę Billa i pisnął ze złością. - Dla niego chyba
też...
-
Na pewno nie
jest nam łatwo oddawać Jaspera, ale nie mamy innego wyjścia - wtrąciła Nikola.
- Mamy nadzieję, że dobrze się państwo zaopiekują małym.
-
Damy z siebie
wszystko - uśmiechnęła się. - A właśnie, gdzie ten Veron? Już powinien... -
kobieta nie zdążyła dokończyć, gdyż w pomieszczeniu ponownie zabrzmiał dzwonek.
- O jest! To na pewno on! - Wykrzyknęła radośnie.
Tym razem Nikola poszła otworzyć drzwi.
Jasper złapał się mocno koszulki Billa, zaciskając
malutkie paluszki w piąstki. Czarny pogłaskał czule chłopca po pleckach.
-
Będziemy
mogli go odwiedzać?
-
Oczywiście -
pani Bachmann natychmiast się zgodziła. - Jeżeli adopcja przebiegnie pomyślnie,
możecie odwiedzać Jaspera o każdej porze dnia i nocy.
-
Dziękuję... -
Czarny przytulił mocniej do siebie chłopca, szepcząc: - Będziesz tęsknił za
wujkiem Billem? Bo wujek Bill będzie bardzo za tobą tęsknił.
Kobieta złapała swojego męża, który właśnie wkroczył do saloniku, pod ramię
i z rozczuleniem przyglądała się jak Bill szepcze chłopcu coś do ucha. Pani
Bachmann była wzruszona, że tak młody chłopiec, o nieco dziwnym wyglądzie
potrafi być tak wrażliwy. W swoim życiu poznała wielu ludzi, ale rzadko kiedy
miała do czynienia z ludźmi tak dbającymi o dobro innych. Widząc jak chłopiec z
włosami splątanymi w dready podchodzi do małego, bierze go na ręce i czule
całuje w czoło, uśmiechnęła się ciepło. Była pewna, że tych pięcioro
nastolatków pokochało całym sercem Jaspera, dlatego ona chciała być dla niego
najwspanialszą matką. Inaczej zawiodłaby tych chłopców, którzy przygarnęli
niemowlaka i się nim zaopiekowali, a później zaczęli dla niego szukać
kochającej rodziny.
Gustav z Georgiem podeszli do państwa Bachmann.
-
Może kiedy
oni będą się żegnali z Jasperem, my pomożemy znieść jego rzeczy?
-
Byłoby bardzo
miło - Veron uśmiechnął się do chłopców. - Saki mówił, że kupiliście mu bardzo
dużo bibelotów.
-
To prawda.
Bill nie wie kiedy przestać - Gustav się zaśmiał. - On uwielbia zakupy!
__________
* tadaima - jap.
jestem w domu, wróciłam
** Okairi - jap.
witaj w domu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz