niedziela, 8 września 2013

Część II: Rozdział 8

-         Pokój dziecięcy? – Powtórzyła wolno, jakby nie zrozumiała tego, co przed chwilą powiedział Bill.
-         Tak. Pokój dziecięcy. Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale może kiedyś zrobimy z niego użytek...
Mary Ann westchnęła ciężko. Bill coraz częściej zaczynał rozmowę o dzieciach. Ona również chciała zostać mamą, ale nie była pewna, czy miałaby wystarczająco dużo siły na przeżycie sytuacji sprzed czterech lat, w razie gdyby coś poszło nie tak.
-         Zrobić z niego użytek... Sama nie wiem, Bill. Boję się, że powtórnie stracę dziecko...
Czarnowłosy słysząc to, co powiedziała jego żona, podniósł się z krzesła barowego i przytulił ją do siebie. Blondynka oparła tył głowy na jego klatce piersiowej.
-         Nie tylko ty je straciłaś – powiedział cicho.
-         Wiem...
Trzymając głowę na piersi Billa, wpatrzyła się w szafki kuchenne. Doskonale pamiętała tamten niefortunny, marcowy dzień, choć tak bardzo starała się o nim zapomnieć. Bill był akurat w trasie promującej nowy album, zaś ona została w domu. Następnego dnia miała mieć ważny egzamin, dlatego zamiast jechać do kolejnego obcego miejsca, postanowiła posiedzieć na własnej kanapie i popijając kawę, wpajać potrzebną wiedzę. Była w trakcie przygotowywania sobie późnej kolacji, kiedy poczuła bardzo silny ból brzucha. W pierwszej chwili pomyślała, że to nic takiego, że na pewno zaraz przejdzie. Kilka minut później jednak ból nie chciał ustąpić. Wręcz przeciwnie. Stawał się ostrzejszy.
Trzymając się za podbrzusze i modląc żarliwie, aby nic nie stało się jej i Billa dziecku, narzuciła na cienką koszulkę nocną gruby sweter, założyła pośpiesznie buty, złapała torebkę i zaciskając mocno zęby pobiegła do samochodu. Z oczu płynęły jej łzy bólu, ale starała się nimi nie przejmować. Jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą podbrzusze, wyprowadziła samochód z parkingu i jechała uliczkami Berlina w stronę pobliskiego szpitala. Było późno, więc ruch nie był zbyt duży. Oszołomiona bólem, a także przerażona możliwością straty dziecka, mknęła ulicami nie zwracając uwagi na ograniczenia prędkości, sygnalizacje świetlne ani pozostałe przepisy. To był pierwszy i jedyny raz, kiedy złamała tak wiele zasad ruchu drogowego. Widząc nawet jadący za nią radiowóz nie zwolniła. Kilka minut później zatrzymała samochód przed wejściem do szpitala. Dwóch policjantów wyskoczyło z radiowozu i chciało ją zatrzymać, ale widząc zakrwawioną koszulkę spojrzeli tylko po sobie ze zdumieniem.
Kolejne półtorej godziny było dla niej koszmarem. Lekarze starali się odratować dziecko jej i Billa, ale nie było to możliwe. Później pocieszała się, że to pewnie była jakaś wada genetyczna, źle rozeszły się chromosomy, nastąpiło zbyt wiele delecji nukleotydów w łańcuchu DNA, zaraziła się jakimś wirusem albo bakterią... Rozważała miliony możliwości, ale żadne wyjaśnienie, nawet najbardziej racjonalne, nie zmniejszało jej bólu. Lekarze nalegali, żeby została w szpitalu, ale ona postanowiła wrócić do domu. Przed wyjściem ze szpitala zatrzymali ją policjanci. Widząc jednak w jakim jest stanie, a także dowiedziawszy się od niej, że właśnie straciła dziecko, postanowili nie wypisywać jej mandatu ani nie zabierać prawa jazdy. Mimo wszystko nie spowodowała żadnego wypadku swoją szaleńczą jazdą.
Policjanci odwieźli ją do domu, mówiąc tylko, aby następnym razem wezwała pogotowie albo taksówkę. Wiedziała wtedy, że to byłoby rozsądniejsze, ale kiedy zaczął boleć ją brzuch, nie mogła myśleć racjonalnie. Powtarzała tylko w kółko, że musi znaleźć się w szpitalu.
Po przyjściu do domu, usiadła w zakrwawionej koszulce przed kuchennymi szafkami i przepłakała całą noc. Następnego ranka zadzwoniła do Billa, żeby poinformować go o tym co się stało. Choć po jej policzkach spływały gorzkie łzy, starała się nadać wesoły ton swojemu głosowi. Udawała przed mężem, że wszystko jest w porządku, podczas gdy takie wcale nie było. Przekonywała go, że tak jest lepiej niż gdyby dziecko miało się urodzić niepełnosprawne albo martwe. Jednak tak naprawdę to ona potrzebowała, żeby ktoś ją przekonał do jej własnych słów. Podczas rozmów telefonicznych z Billem pilnowała się, aby nie dowiedział się o jej prawdziwych uczuciach. Bała się zrujnować jego wymarzoną światową trasę koncertową. Gdyby spakował się, wsiadł w pierwszy samolot i przyleciał do Berlina odwołując występy, nigdy nie potrafiłaby sobie tego wybaczyć. Wystarczyło, że stracił dziecko. Nie chciała, żeby również marzenia przeleciały mu przez palce.
Gdy parę dni po jej poronieniu pojawiła się oferta kupna niewielkiej firmy kosmetycznej, uznała że to jest jej szansa na zapomnienie - zatracenie się w morderczej pracy. Dniami chodziła na wykłady i zajęcia, a także poznawała personel firmy i załatwiała wszystkie niezbędne formalności, a nocami się uczyła. Zapisała się również na terapię do psychoanalityka, zdając sobie sprawę, że nie może traktować w taki sposób Billa. Jej mąż nie był niczemu winny. Kiedy chłopak wrócił z trasy, zacisnęła zęby i starała się być taka jak przed poronieniem. Nie wspomniała nawet słowem o utracie dziecka i jak bardzo ją to przygniotło psychicznie. Przez jakiś czas nie stosowała nawet żadnych środków antykoncepcyjnych, próbując ponownie zajść w ciążę, ale okazało się to niemożliwe, co było dla niej jeszcze większym ciosem niż samo poronienie. O tym nie powiedziała jednak Billowi. Nie chciała go martwić jeszcze bardziej. Wiedziała, że Bill zauważył zmianę jaka w niej zaszła, a jest obecna do teraz, ale nie potrafiła powrócić do tej beztroskiej Mary Ann sprzed dziewięciu lat, która lekkomyślnie zgodziła się zaakceptować błogosławieństwo buddyjskiego mnicha i zostać żoną Billa. Kochała go jednak wówczas tak mocno, że bez wahania poświęciłaby dla niego życie. Dlaczego w takim razie teraz nie była pewna czy kocha Billa? Dlaczego w jej głowie pojawiały się myśli, że jest z nim tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia? Być może była to wina tego, że oprócz Billa miała w życiu tylko jednego chłopaka, na dodatek takiego, na którym nigdy jej specjalnie nie zależało? O ile jednak nie była pewna tego, czy Bill jest dla niej nadal całym światem, była całkowicie pewna, że nie żałuje decyzji o poślubieniu go. Wielokrotnie przez niego płakała, ale wystarczył zaledwie jego jeden uśmiech, żeby zapomniała o tym, że ją zranił swoim zachowaniem albo przykrymi słowami. Zawsze wiedziała też, że Bill kocha ją całym sercem i nigdy nie wyrządziłby jej żadnej krzywdy bez powodu. Dlatego teraz, chociaż ciężko było jej się do tego przyznać nawet przed sobą samą, nienawidziła się za to, że nie mogła stać się matką jego dzieci. Nie mogła dać mu szczęścia, ani kochać go tak bardzo jak na to zasługiwał. 
-         Dla mnie to też nie było łatwe – z rozmyślań, wyrwał ją głos Billa. Zupełnie tak, jakby wiedział o czym przed chwilą myślała. – Pamiętasz, kiedy powiedziałaś mi, że poroniłaś? – Skinęła ledwo dostrzegalnie głową. – Czułem się wtedy tak, jakby nagle jakaś cząstka mnie umarła. Byłem jeszcze wtedy może za młody na zostanie ojcem, ale przez te trzy miesiące, kiedy byłaś w ciąży, próbowałem się jak najlepiej przygotować do tej roli. Chłopaki sobie ze mnie żartowali, że czytam poradniki dla przyszłych rodziców, ale mnie to nie obchodziło. Naprawdę polubiłem myśl, że za parę miesięcy urodzi się nasze dziecko, które będzie na mnie polegało. Wiedziałem, że będę musiał o nie zadbać, tak jak Gordon zadbał o mnie i Toma. Nie chciałem popełnić żadnego błędu, a już na pewno opuścić ciebie z naszym dzieckiem, tak jak mój ojciec zostawił mnie i Toma, kiedy byliśmy mali. To są wspomnienia, których się nie zapomina. Nawet jeżeli teraz dość dobrze dogaduję się z tatą i bardziej rozumiem jego podejście w tamtej chwili, to i tak mam do niego żal. Z drugiej strony może dobrze, że tak się stało, bo dzięki temu jestem tym kim jestem. Gdyby Gordon nie zaraził we mnie miłości do muzyki, może teraz chodziłbym na studia, albo pracował jako kelner czy kasjer? Chodzi mi o to, że wiedziałem, że nie chcę spieprzyć sprawy tak jak mój ojciec. Chciałem być dla naszego dziecka najlepszym ojcem jakie mogłoby sobie wymarzyć. Rozmawiałem z Tomem jak to będzie, kiedy już urodzisz. Czy to będzie dziewczynka czy chłopiec... Jak będzie wyglądało, jakie będzie miało zainteresowania... Czy bardziej się wda we mnie, czy swoją inteligentną mamusię? Czy odziedziczy po tobie zadarty, mały nosek, czy po mnie wielki nochal? Bałem się, że nasze dziecko będzie prześladowane w szkole tak jak ja z Tomem, ale Tom mówił, że na pewno nasz syn albo córka odziedziczą po tobie i mnie silny charakter, więc nawet jeśli będzie ktoś prześladował nasze dzieci, to sobie poradzą. Rozmawiałem z nim o tym do jakiej szkoły najlepiej je posłać. Do prywatnej, a może publicznej? Oglądałem też nocami zdjęcia domów w Internecie. Chciałem, żebyśmy przeprowadzili się do wygodniejszego mieszkania. Takiego, w którym będziemy mogli urządzić mały plac zabaw dla naszego dziecka. A może urodziłyby się nam bliźniaki? To też byłoby możliwe, prawda?
Policzki Mary Ann zaczęły moczyć ciepłe łzy, wypływające z jej oczu. Słowa Billa ją wzruszyły. Oczywiście wiedziała, że śmierć ich dziecka również obeszła Czarnego, ale nigdy nie przypuszczała, że chłopak był aż tak poważny w tej kwestii.
            Wyswobodziła się z objęć Billa i spojrzała w jego błyszczące, czekoladowe tęczówki, w których zakochała się ponad dziewięć lat temu. Być może doktor Berghauzen, Nikola, Johan i wiele innych osób miało rację? Nigdy nie miała takich myśli, ale teraz widząc zaczerwienienia i rany na twarzy Billa, pomyślała, że sprawia mężowi ból zostając przy nim. Nawet jeżeli nie była pewna jakie żywi do niego uczucia, nie chciała go opuszczać. Teraz wydawało jej się to bardzo egoistyczne. Powinna pozwolić mu odnaleźć szczęście u boku innej kobiety, która będzie mogła urodzić mu urocze dziecko i dać mu szczęście.
-         Przykro mi, Bill - odezwała się słabym głosem. - Naprawdę bardzo mi przykro. Wiem, że to moja wina, że straciliśmy dziecko. Wiem też, że chciałbyś zostać ojcem... - głos jej się lekko załamał - dlatego... dlatego, uważam, że powinieneś znaleźć sobie nową żonę, która będzie mogła urodzić ci córkę albo syna. Wierzę, że twoje dziecko będzie ładne, inteligentne, zdrowe, kochane, a ty będziesz dla niego wspaniałym ojcem. Dziękuję za cierpliwość jaką dla mnie miałeś przez te wszystkie...
-         Mary Ann! - Bill złapał ją mocno za nadgarstek, nie mogąc dłużej słuchać jej paplaniny. - O czym ty mówisz?!
-         O tym, że powinieneś znaleźć kobietę, która będzie matką twoich...
-         Przestań! Nie chcę nikogo innego! Chcę ciebie!
-         Przepraszam Bill... - Spuściła smutno głowę, próbując wyrwać nadgarstek z uścisku męża, a kiedy jej się to udało, spojrzała głęboko w jego oczy, po czym powiedziała: - Dziękuję. Powodzenia, Bill. Wierzę, że gdzieś tam jest dla ciebie ktoś o wiele lepszy ode mnie.
-         Mary Ann! Zaczekaj! - Nie zwracając uwagi na słowa Billa, wybiegła z kuchni, chwyciła torbę, którą zostawiła w holu i opuściła apartament. Czarny podążył za nią. - Mary! Przestań! Stój! Mary! Porozmawiajmy! Jesteś zmęczona i... Mary!!! Nie możesz mnie tak zostawić! Zaczekaj!!!
Wołał dalej rozpaczliwie za blondynką, próbując ją dogonić na schodach. Nie mógł patrzeć, jak jedyna kobieta, której mógł bezgranicznie zaufać, a także kobieta, którą kochał całym swoim sercem, właśnie mu ucieka. Czuł, że się od siebie oddalają, ale nigdy nie przypuszczał, że żona zostawi go tak niespodziewanie.
Papiery rozwodowe.
Myśl ta przecięła jego umysł jak zatruta strzała. Jej skutki odczuł w całym ciele, które teraz było niezdolne do ruchu. Stał oniemiały na klatce schodowej, zaciskając zranioną dłoń mocno na poręczy. Usta miał otwarte, tak jakby nadal wołał Mary Ann, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Poczuł jak robi mu się zimno, a ciało zaczyna drżeć. Pozbawiony siły, opadł na schody i ukrył głowę w rękach.
Odkąd zobaczył papiery rozwodowe w biurze Mary Ann starał się odzyskać na powrót jej serce. Widząc ją jednak odchodzącą, uczucie porażki uderzyło go niczym ciężka cegła.
Poniósł klęskę.
Mary Ann go zostawiła. Słabego i samotnego.
Gdyby tylko mógł zmienić jej decyzję...
-        Mary Ann... – jęknął żałośnie. – Nie zostawiaj mnie samego... Błagam... Mary Ann... – wyszeptał.
* * *
-         Rosie, zostaw ścianę. Rosie! - Nikola skarciła córkę. - Przestań lizać ścianę.
-         Mama, be! Mama zła! - Wrzasnęła dziewczynka.
Podniosła się z podłogi i pobiegała do innej ściany. Wysunęła język i zaczęła ją lizać. Nikola przymknęła powieki, policzyła w myślach do dziesięciu i spojrzała gniewnie na córkę.
-         Powiem tatusiowi, że jesteś niegrzeczna - powiedziała jedyne zdanie, jakie przyszło jej do głowy, a mogłoby uspokoić małą.
Brunetce zależało, żeby córka była grzeczna, bo nie miała teraz czasu na zabawę z nią. Musiała dokończyć kilka artykułów do czasopism muzycznych. Nienawidziła być dziennikarką muzyczną. O wiele bardziej interesowała ją polityka, ale na razie nie miała żadnych perspektyw na zatrudnienie na wymarzonym etacie. Gdyby nie Rosie, pewnie już dawno zrezygnowałaby ze swojej dotychczasowej pracy, ale wiedziała, że utrzymanie dziecka dużo kosztuje. A ona musiała skądś brać pieniądze. Nigdy nie poprosiłaby Toma o pomoc. Nawet jeżeli to on był ojcem Rosie.
-         Dobsze.
-         Włączę ci Kaczora Donalda, może być? Pooglądasz sobie bajkę, a mamusia w tym czasie popracuje, dobrze?
-         Nie! - Mała tupnęła nóżką. - Chcem do tatusia!
-         Tatuś jest zajęty. Nie możesz teraz do niego jechać - tłumaczyła cierpliwie małej, zerkając na zegarek. - Mamusia musi zrobić jeszcze kilka rzeczy. Proszę Rosie, obejrzyj bajkę.
-         Nie!!! Nie chcem!!!
-         Rosie... Bądź grzecznym dzieckiem...
-         Chcem do tatusia!!!
Nikola przewróciła oczyma, zacisnęła mocno zęby i sięgnęła po telefon. Nie chciała kłopotać Toma opieką nad małą, ale nie miała innego wyjścia. Musiała skończyć artykuły w ciągu trzech godzin, a była dopiero w połowie ich pisania. Nigdy nie przypuszczała, że opieka nad małym dzieckiem jest tak czasochłonna. Jasper zdecydowanie sprawiał jej mniej kłopotu.
Słysząc, że Tom nie ma nic przeciwko, aby Rosie przyjechała do niego na godzinkę, albo dwie, odetchnęła z ulgą. Czuła się źle, prosząc starszego Kaulitza o przysługę, ale chwilowo nie przychodziło jej na myśl żadne inne rozwiązanie.
Pół godziny później pukała do drzwi apartamentu Toma Kaulitza. Chłopak otworzył po chwili. Zauważyła, że ma niezbyt wyraźną minę, ale nie miała zamiaru wypytywać go o szczegóły. Starszy Kaulitz ją nie interesował. Nawet jeżeli jej serce nadal zachowywało się dziwnie w jego obecności.
-         Tatuś!!! - Rosie z radosnym krzykiem przytuliła się mocno do kolan gitarzysty Tokio Hotel. - Tatuś!!!
-         Cześć kochanie - chłopak uśmiechnął się do małej, całując ją w główkę. - Słuchaj Nikola, przyszedł do mnie Bill... Czy nie mogłabyś zabrać... - wskazał znacząco na dziewczynkę, którą trzymał teraz na rękach.
-         Wpadnę po nią koło ósmej. Na pewno sobie poradzicie z Billem we dwójkę - powiedziała chłodno, wręczając mu torbę z rzeczami dziewczynki. Zanim Tom zdążył coś powiedzieć, sylwetka Nikoli zniknęła w windzie.

Tom Kaulitz westchnął ciężko, stawiając małą na podłodze. Ze względu na stan w jakim znajdował się jego bliźniak, uważał, że Rosie nie powinno teraz tutaj być. Nie zdążył jednak zadzwonić do Nikoli i powiedzieć, że lepiej będzie jak zawiezie dziewczynkę do dziadka.
-         Wujek Bill! - Zawołała wesoło Rosie, biegnąc na króciutkich nóżkach w stronę Czarnego.
Chłopak siedział na kanapie w salonie, trzymając w dłoni szklaneczkę z alkoholem. Widząc małą, odstawił naczynie i uśmiechnął się do niej lekko. Oczy pozostały jednak smutne.
-         Cześć szkrabie. Co słychać?
Mała przez chwilę obserwowała uważnie Billa, swoimi dużymi oczkami, po czym wdrapała się na jego szczupłe kolana. Przytuliła się do niego mocno.
-         Nie płakaj wujek Bill - powiedziała cicho, obejmując jego szyję swoimi małymi rączkami.
Czarnowłosy zaśmiał się sztucznie.
-         Wujek Bill wcale nie płacze. Chcesz się pobawić? Poukładamy razem puzzle? A może wolisz pobawić się z wujkiem Billem lalkami? - Spytał małą, która odsunęła się od niego i pokręciła przecząco główką.
-         Nie! Bajka! Bajka!
-         Chodź. Zobaczymy jakie tatuś ma bajki.
Czarny złapał małą za rączkę i poprowadził do półki z płytami DVD. Tom wyciągnął kilka nadających się dla czteroletniego dziecka i pokazał małej. Dziewczynka wybrała bez namysłu Shreka. Starszy Kaulitz włączył płytę i posadził córkę na kanapie.
Kiedy dziecko zajęło się oglądaniem bajki, Tom wrócił do rozmowy z Billem. Bliźniak przyszedł do niego kilka minut przed przybyciem Nikoli i od progu poprosił o wielką szklankę wódki albo jakiegokolwiek innego mocnego alkoholu.
-         Co się stało? Pokłóciłeś się z Mary Ann?
-         Nie. Tak. Tak jakby. Nie rozmawiajmy teraz o tym.
-         Przestań Bill! Mów o co chodzi. Wyglądasz okropnie. Jesteś okrutnie blady i poraniony. Fanki na ciebie napadły? Mary Ann cię pobiła?
Czarnowłosy opowiedział bliźniakowi wszystko, co się wydarzyło, zerkając co jakiś czas na Rosie, czy nie znudziła się oglądaniem bajki.
-         Zazdroszczę ci, że masz dziecko - zakończył, chowając buzię w dłoniach. - Też chciałbym być ojcem, ale jeszcze bardziej chciałbym być mężem Mary Ann...
-         Przecież nim jesteś - Tom poklepał go po ramieniu, starając się dodać w ten sposób otuchy bratu. - Mary pewnie była zmęczona. Sama nie wiedziała co mówi. Zobaczysz, wrócisz do domu, a ona tam będzie.
Czarny potrząsnął przecząco głową. Oczywiście bardzo by chciał, żeby to, co powiedział Tom okazało się prawdą, ale znał Mary Ann. Wiedział, że jeżeli raz podejmie decyzję, bardzo ciężko jest ją od niej odwieść.
-         Mogę zostać u ciebie przez jakiś czas? - Spytał, upijając kilka łyków wódki.
-         Pewnie. Ale Bill... Nie powinieneś wrócić do domu i zaczekać na Mary Ann?
-         Nie. Ona nie wróci, a ja nie chcę przebywać w miejscu, w którym oboje byliśmy szczęśliwi przez tyle lat. Zastanawiam się tylko dlaczego kupiła jeszcze jeden apartament w naszym wieżowcu.
-         Jak to dlaczego? Najwyraźniej wcale nie chciała cię zostawić. Musiałeś wystraszyć ją tą rozmową o dzieciach.
Bill westchnął ciężko. Tom być może miał rację, ale wydawało mu się, że był oprócz tego jakiś inny powód dla którego Mary Ann niespodziewanie go zostawiła. Nie chciało mu się wierzyć, że przez kilka szczerych słów, które wypowiedział, blondynka postanowiła go opuścić. Przecież kłócili się o wiele poważniejsze rzeczy.
-         Jedź do niej i porozmawiaj - podsunął Tom. - Na pewno Mary Ann już się uspokoiła. Nie wiem jak to jest stracić dziecko, ale wiele ludzi sobie z tym jakoś radzi i próbuje ponownie. Mary jest silną kobietą.
-         Wiem i dlatego nie potrafię zrozumieć jej zachowania. Od tamtego czasu minęło już cztery i pół roku, a ona nadal nie potrafi się z tego otrząsnąć. Z każdym tygodniem widzę jak wraca do domu coraz bardziej zmęczona i wymizerowana. Dzisiaj podobno zemdlała z wycieńczenia na ulicy. Jakiś Chińczyk przyprowadził ją do domu. Ja też jestem pracoholikiem, ale nie mogę się równać z Mary Ann. Ona potrafi pracować bez przerwy przez tydzień i spać w tym czasie tylko po dwie, trzy godziny na dobę – westchnął ciężko. - Martwię się o nią, ale zawsze kiedy zaczynam temat wakacji, mówi, że odpoczywa pracując i naprawdę nic jej nie jest. Nie mogę patrzeć jak się zapracowuje na śmierć! Denerwuje mnie, kiedy przychodzi zmęczona do domu i zamiast odpocząć albo położyć się spać, kieruje się do kuchni, żeby ugotować mi obiad albo kolację. Nie mówiąc już nawet o sprzątaniu.
-         Nie wiem co ci powiedzieć. Może zatrudnijcie kogoś do sprzątania i gotowania? Jak chcesz poproszę panią Stephanie, żeby przychodziła do was raz w tygodniu. Jest na emeryturze, więc pewnie nie ma wiele do roboty.
-         Mary Ann nawet nie chce słyszeć o gosposi - mruknął.
Nalał sobie do szklanki kolejną porcję wódki i opróżnił ją jednym haustem. Czując jak powoli zaczyna mu się kręcić w głowie, spojrzał na Toma uważnie.
-         Kocham Mary Ann, dlatego myślę, że powinienem pozwolić jej odejść! - Oznajmił z determinacją, ku zdziwieniu bliźniaka. - Tak! Pozwolę jej odejść!
Tym razem Czarny nie kłopotał się, żeby nalać sobie do szklanki alkoholu. Przyłożył usta do butelki, przechylił ją i zaczął łapczywie pić. Zupełnie jakby to była woda, a nie czterdziestoprocentowy alkohol.
-         Przestań. - Tom próbował wyciągnąć mu butelkę z dłoni. Bezskutecznie. - Zawiozę cię do Mary Ann. Porozmawiaj z nią. Nie możesz pozwolić jej odejść.
-         Dlaczego nie? Kocham ją, a miłość jest jednym wielkim, pieprzonym poświęceniem.
-         Nie przeklinaj przy Rosie.
Starszy Kaulitz spojrzał na Billa z troską. Postanowił, że jak tylko Nikola odbierze ich córkę, natychmiast pojedzie do Mary Ann. Skoro Czarny nie chciał porozmawiać ze swoją żoną, on to zrobi. Nie chciał już nigdy więcej oglądać smutnego i zranionego Billa. Pragnął dla brata wszystkiego co najlepsze. Bez trudu mógł jednak przewidzieć jego zachowanie w następnych tygodniach po rozstaniu z Mary Ann. Nawet jeżeli była to jego dobrowolna decyzja.
* * *
Mary Ann zatrzymała samochód przed pierwszą agencją nieruchomości jaką zauważyła. Wysiadła z pojazdu i skierowała się do wejścia budynku. Zupełnie nie przejmowała się, że wygląda tak, jakby przed chwilą została zgwałcona. Jej włosy były roztrzepane na wszystkie strony, pozostałości po makijażu zdobiły jej całą buzię, nawet czoło, natomiast ubrania były okrutnie wygniecione. Tylko złota biżuteria z brylantami, torba z najnowszej kolekcji Fendi, a także buty od Jimmy’ego Choo, wskazywały, że nie jest jakąś żebraczką.
-         Dzień dobry - powiedziała wchodząc do środka pewnym krokiem. - Chciałam kupić apartament w Berlinie. Najlepiej taki do którego mogłabym się wprowadzić za – spojrzała na zegarek - piętnaście minut.
Kobieta siedząca przy biurku spojrzała na Mary Ann, jakby ta właśnie oszalała.
-         Przykro mi, ale dzisiaj nie zdążymy załatwić wszystkich formalności. Najszybciej mogłaby się pani wprowadzić za kilka dni...
-         Kilka dni? - Mary Ann prychnęła. Przyzwyczaiła się, że wszystko dostaje natychmiast. - Za kilka dni mogę wybudować dom.
-         Jeżeli pani tak uważa, proszę wybudować dom. Niestety nie mam możliwości sprzedać pani mieszkania w ciągu jednego dnia. Trzeba podpisać kilkanaście druczków, które muszę wcześniej przygotować, a także trzeba załatwić kilka spraw w urzędach i administracjach. Teraz wszystko jest już zamknięte, więc załatwianie formalności mogłybyśmy zacząć dopiero od jutra.
Mary Ann westchnęła ze zrezygnowaniem. Czyli nic nie wyszło z jej planu. Skoro nie może mieć mieszkania od zaraz, nie widziała sensu, żeby jakieś kupować.
-         Dobrze. Dziękuję pani. Do widzenia.
-         Do widzenia...
Opuściła agencję nieruchomości i wsiadła do samochodu. Zupełnie nie wiedziała gdzie ma się podziać. Oczywiście mogła zamieszkać w budynku swojej firmy, gdzie miała wydzielonych kilka pomieszczeń tylko do swojego użytku, ale uznała, że to nie jest zbyt dobry pomysł. Mogłaby się też zatrzymać w hotelu, ale to również uznała za zły pomysł. W hotelach nigdy nie ma spokoju, który był jej potrzebny do pracy.
Kilkadziesiąt minut później zatrzymała samochód na parkingu przed siedzibą swojej firmy. Mary Ann zmyła rozmazany makijaż chusteczką odświeżającą, które zawsze nosiła w torbie. Poprawiła również włosy, a także pomalowała usta na mocną czerwień. Znalazła też w schowku kilka małych testerów tuszy do rzęs, którymi wykonała makijaż oczu. Uważała, że nie ma potrzeby, aby pracownicy widzieli ją w tak okropnym stanie. Obiecała sobie w dniu przejęcia NBQ Lab., że nawet jeżeli jej serce będzie krwawiło, nigdy nie pokaże swoich słabości przed pracownikami. Ta obietnica, złożona samej sobie, motywowała ją każdego dnia do wstania, ubrania się w elegancką koszulę i spódnicę, ułożenia włosów, a także wykonania starannego makijażu. Kiedy uznała, że szkoda jej czasu na samodzielne malowanie się, a także szukanie odpowiednich ubrań w sklepach, zatrudniła Johana. Mężczyzna miał za zadanie robić jej makijaż każdego ranka przed pracą, a także przed wielkimi wyjściami oraz dbać aby sukienki na rozdania nagród, takie jak MTV EMA były gotowe na czas. Nie lubiła pojawiać się na galach, ale chciała wspierać Billa.
Zasmuciła się przypominając sobie o tegorocznej gali, mającej się odbyć za miesiąc. Domyślała się, że pojawienie się Billa bez niej, wywoła liczne plotki. Na pewno media będą spekulowały o ich rozstaniu. Ale czy powinna się tym przejmować? Przecież nie dłużej jak dwie godziny temu powiedziała Billowi, żeby znalazł sobie nową żonę. Co więcej, gdy teraz o tym myślała nie było jej aż tak bardzo żal tych słów. Może po prostu jeszcze do niej nie dotarła powaga sytuacji?
W końcu wysiadła z samochodu i z podniesioną głową weszła do budynku. Witając się z kilkoma osobami, wsiadła do prywatnej windy i wjechała na ostatnie piętro, gdzie mieściło się jej mieszkanko. Zadzwoniła do Marlen i kazała jej natychmiast sprowadzić tutaj Ying Xionga. Chłopak nie mógł zostać w jej nowym apartamencie, po tym jak rozstała się z Billem. Uważała, że to nie byłoby w porządku. W końcu sama zdecydowała, że zajmie się tym siedemnastolatkiem. Nie chciała, żeby Bill miał na głowie Ying Xionga.
Po chwili namysłu poprosiła asystentkę, aby kupiła bilet lotniczy dla niej i Chińczyka. Postanowiła wyjechać na kilka dni z Niemiec, na coś w rodzaju wyjazdu służbowego połączonego z krótkimi wakacjami. I tak miała lecieć do Tokio w najbliższym czasie, żeby omówić parę spraw z dyrektorami tamtejszego oddziału NBQ Lab.  
Godzinę później rozległo się pukanie do drzwi jej mieszkanka. Zerwała się z sofy i otworzyła. Na progu stał zdezorientowany Ying Xiong i Marlen. Kobieta popchnęła lekko chłopaka w stronę Mary Ann.
-         Wszystko załatwione? - Mary zwróciła się do asystentki.
-         Oczywiście. Musi się pani pospieszyć, bo za godzinę zaczyna się odprawa.
-         Doskonale.
Blondynka rzuciła Marlen klucze od jej i Billa mieszkania.
-         Spakuj mnie na dwa tygodnie. Najprawdopodobniej nie będę miała czasu na zakupy w Japonii, dlatego zabierz wszystkie potrzebne rzeczy. Umów mnie też z panem Takahashim i panem Setsugayą.
-         Dobrze.
Mary Ann skinęła głową. Asystentka odeszła pośpiesznie zostawiając Ying Xionga z Mary.
-         Wejdź - powiedziała uśmiechając się lekko do chłopaka. – Masz ze sobą paszport, prawda?
Chłopak szukał czegoś przez chwilę w swoim plecaku. Po kilku sekundach wyciągnął bordową książeczkę i nią pomachał radośnie.
-         Potrafisz mówić po chińsku?
-         Tak, ale tylko po mandaryńsku.
-         Rozumiem. - Mary usiadła na beżowej kanapie i spojrzała uważnie na Ying Xionga. - Czyli mógłbyś być moim tłumaczem? - Chłopak skinął głową. - Bardzo dobrze. Powiedziałeś mi, że za miesiąc masz osiemnaste urodziny, prawda?
-         Tak.
-         Czy twoi rodzice zgłosili twoje zaginięcie na policję?
-         Nie. Nie sądzę, żeby zgłosili. Ojciec nie chciałby skandalu.
-         Gdybym poprosiła go, żeby pozwolił mi się tobą zaopiekować, zgodziłby się?
Ying Xiong chwilę milczał, po czym powiedział wolno:
-         Nie. Na pewno nie. Ojciec nigdy by na to nie pozwolił. On chce żebym wrócił do domu. Proszę nie myśleć, że to dlatego, że się o mnie martwi. On zawsze mnie nienawidził. Chodzi bardziej o pozory.
-         Rozumiem. W takim razie podaj mi numer telefonu twojego taty. Mogę ci dać schronienie w Niemczech, ale przecież nie porwę cię do Japonii, a później na Tajwan.  
-         Nie wiem czy to dobry pomysł, żeby kontaktować się z moim...
-         Posłuchaj mnie. Masz dwa wyjścia. Albo zostajesz ze mną, albo wracasz na ulicę. Decyzja należy do ciebie. Nie chcę kontrolować twojego życia wbrew twojej woli. Jeżeli chcesz je zniszczyć, nie zamierzam cię powstrzymywać. Jeżeli jednak raz znajdziesz się na dnie, później jest bardzo trudno się od niego odbić. Zastanów się dobrze, zanim zmarnujesz jedną z szans.
Kasztanowłosy automatycznie podał numer komórki swojego ojca.
* * *
            Tom Kaulitz, widząc, że jego bliźniak zasnął na kanapie i żadne próby obudzenia go nie odnoszą skutku, ubrał się i opuścił swój apartament. Postanowił porozmawiać poważnie z Mary Ann. Nie zamierzał pozwolić jej odejść od jego malutkiego braciszka. Uważał, że powód, który podała Czarnemu nie jest wystarczający. Co więcej uważał go za zwyczajnie głupi. Rozumiał, że Mary boi się zajść ponownie w ciążę, a także chęć Billa, aby zostać ojcem, ale wydawało mu się, że szczera rozmowa powinna wszystko załatwić. Był pewny, że gdyby Mary Ann poprosiła jego brata o więcej czasu, ten bez wahania zaprzestałby rozmowy o dzieciach. Co najwyżej pojechałby do schroniska dla zwierząt po jeszcze jednego psa.
            Starszy Kaulitz wsiadł do swojego Audi i odpalił silnik. Piętnaście minut później stał przed drzwiami prowadzącymi do mieszkania Georga. Uznał, że lepiej będzie jak basista zwabi Mary Ann do jego domu pod byle jakim pretekstem. Był pewny, że gdyby to on do niej zadzwonił albo pojechał, blondynka nie chciałaby z nim rozmawiać, domyślając się o co chodzi.
-         Georg! - Uśmiechnął się widząc basistę. - Szybko! Dzwoń do Mary Ann. Powiedz, żeby natychmiast do ciebie przyjechała.
-         Sam do niej zadzwoń - burknął, wpuszczając przyjaciela do mieszkania.
-         Nie mogę. To musisz być ty.
-         Dlaczego nie możesz? Co się stało?
-         Później ci wytłumaczę. Teraz do niej zadzwoń i powiedz, że potrzebujesz, żeby do ciebie przyjechała. Na pewno coś wymyślisz.
Georg westchnął, podnosząc ze stolika swój telefon komórkowy. Chwilę szukał numeru do Mary Ann, po czym przyłożył telefon do ucha. Czekał kilkanaście sygnałów, po czym odłożył komórkę na miejsce.
-         Nie odbiera.
-         Spróbuj jeszcze raz. Musi odebrać!
Basista wykonał do blondynki jeszcze trzy telefony, zanim się poddał. Nie widział sensu w dłuższym wydzwanianiu. Jeżeli zobaczy, że do niej dzwonił, na pewno oddzwoni.
-         Powiesz mi, co się stało? - Spytał Toma, siadając na kanapie.
Starszy Kaulitz, zaczął chodzić po pokoju ze zniecierpliwieniem.
-         Mary powiedziała Billowi, żeby znalazł sobie nową żonę i uciekła! - Wyjaśnił przyjacielowi całą sytuację jednym zdaniem. - Jak ona mogła zostawić tak po prostu Billa?! Rozumiem, że nie chce znowu zachodzić w ciążę, ale dlaczego do cholery zostawia Billa?
-         Nie wiem, Tom. Uspokój się. Nie ma sensu się denerwować. Co z Billem?
-         Upił się i teraz śpi na kanapie u mnie w domu. Muszę porozmawiać z Mary Ann. Wiesz co powiedział ten idiota? - Georg pokręcił przecząco głową. - Powiedział, że pozwoli odejść Mary, bo miłość jest jednym wielkim, pieprzonym poświęceniem!
-         Jesteś pewny, że powinieneś się mieszać w ich sprawy? Jeżeli sam Bill powiedział, że pozwoli jej odejść...
-         Georg! Ty nic nie rozumiesz! On nie chce, żeby Mary od niego odeszła. On tylko jej na to pozwala. - Widząc, że Geo do końca nie łapie, tego co chciał mu przekazać, spróbował inaczej: - Naprawdę chcesz, żeby znowu nie dał nam nawet chwili wytchnienia?! Już zapomniałeś, że zawsze po poważnych kłótniach z Mary wstępuje w niego Szatan?!
Basista jak na zawołanie, podniósł telefon ze stolika, wybrał numer Mary Ann i przyłożył sobie przedmiot do ucha. Postanowił dzwonić tak długo, aż się do niej dodzwoni. Tom miał rację. Bill po kłótniach z Mary Ann był straszny. Najczęściej znikał na kilka dni, przez które wszyscy się o niego martwili, a później namawiał ich do morderczej pracy.
-         Georg? - Usłyszał po kilkudziesięciu minutach spokojny głos Mary Ann. - Przepraszam, że wcześniej nie odbierałam, ale byłam troszkę zajęta. O co chodzi?
-         Eee... Zastanawiałem się czy nie mogłabyś na chwilę do mnie przyjechać - spojrzał na Toma ze strachem. Byli tak zajęci wydzwanianiem do niej, że nie wymyślili żadnego sensownego powodu.
-         Przepraszam, ale właśnie wsiadam do samolotu. Może mogę ci pomóc telefonicznie?
-         Eee... Do samolotu? Lecisz na wakacje z Billem?
-         Nie. Lecę do Tokio. Muszę omówić kilka spraw z tamtejszymi dyrektorami. Dlaczego do mnie dzwoniłeś tyle razy? Stało się coś?
-         Nie, nie. Nic się nie stało. Po prostu chciałem cię o coś zapytać, ale nie będę ci przeszkadzał.
-         Georg, ty mi nigdy nie przeszkadzasz. O co chodzi?
Westchnął ciężko, mobilizując cały swój umysł do pracy.
-         Chciałem, żebyś mi pokazała jak robisz kapustę z mięsem mielonym. Jak ty to zawijasz?
Tom słysząc słowa Georga zaczął się śmiać. Nie przestał nawet widząc minę basisty.
-         Chodzi ci o gołąbki? - Spytała, a kiedy przytaknął wyjaśniła: - Nakładasz na środek liścia kapusty trochę mięsa, tak nie za dużo, później składasz kapustę na cztery części. Nie tak jak tortillę, tylko bardziej jak prezent. Na początku prawy i lewy bok, a później górny i dolny. Wiesz o co mi chodzi?
-         Chyba tak. Wielkie dzięki. Mam nadzieję, że teraz mi się uda. Na razie.
Odłożył telefon i z głośnym westchnięciem oparł się o tył kanapy.
-         Nie śmiej się! Nie wiedziałem co wymyślić, a dzisiaj Leonie przyniosła mi obiad z polskiego baru.
-         Dobra. Już przestaję. Co powiedziała?
-         Właśnie wsiada do samolotu. Mówiła coś o jakimś spotkaniu w Tokio. Nie chcę cię rozczarować, ale ona wydawała się być zupełnie nie przejęta odejściem od Billa. Jak o niego zapytałem, powiedziała spokojnie o tym, że leci do Tokio.
-         Co za zimna kobieta... Właściwie Japonia nie jest tak daleko... Może tam jechać? - zastanawiał się na głos. - Bill raczej po nią nie poleci... Nie tym razem...
-         Obawiam się, że nawet jak polecisz za Mary to i tak nic nie zmieni - Georg odparł smutno. - Nie pozostaje nam nic innego, jak przygotować się do ciężkiej pracy...

-         Albo wakacji... - mruknął Tom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz