niedziela, 8 września 2013

Część II: Rozdział 9

-         Mary Ann!!! Jak ja cię dawno nie widziałam!!!
Blondynka zasłoniła dłońmi uszy, patrząc na Cherry Jo. Japonka biegła w jej stronę z szerokim uśmiechem na twarzy.
-         Mary Ann! Jak miło cię widzieć!
-         Ciebie też - blondynka uśmiechnęła się do przyjaciółki, ściskając ją serdecznie. - Stęskniłam się za tobą i Iruką.
-         Dlaczego nie przywiozłaś ze sobą Billa? - Spytała, odsuwając się od Mary i rozglądając dookoła.
-         Długa historia. Później ci opowiem.
-         A to? - Wzrok Japonki padł na kasztanowłosego. - Dlaczego przywiozłaś ze sobą chińskiego dzieciaka?
-         To Ying Xiong. Później ci opowiem. To również długa historia.
-         Jak wolisz, ale wiesz, że jestem niecierpliwa? – Zaśmiała się, zmieniając obiekt swojego zainteresowania: - Nihao* Ying Xiong. Wǒ jiào** Cherry Jo. Rènshi nǐ hěn gāoxìng***.
-         Rènshi nǐ hěn gāoxìng, Cherry Jo nin... - chłopak odezwał się nieśmiało.
-         Ej! To, że jestem po trzydziestce, nie oznacza, że masz mówić do mnie nin albo san. Zaakceptuję sempai, Sakura-chan­­**** albo po prostu Cherry Jo – powiedziała po angielsku.
-         Hǎo de – chłopak zgodził się niepewnie.
-         Fajnie, że się dogadaliśmy. Ach! Gdzie moje maniery! Chodźcie do środka! Chibi***** już nie może się was doczekać. Ciągle pyta za ile przyjedzie do niej Bill z Mary.
Mary Ann zaczęła się śmiać. Widziała z Billem tylko kilka razy córkę Cherry Jo i Iruki, ale dziewczynka bardzo polubiła Czarnego. Nie pozwoliła mu usiąść nawet na pięć minut. Ciągle domagała się, żeby chłopak bawił się z nią lalkami, misiami albo po prostu pożartował.
-         Tym razem Chibi musi się zadowolić Ying Xiongiem.
Kasztanowłosy spojrzał na Mary Ann z zaciekawieniem słysząc, że ta wypowiada jego imię. Nie rozumiał praktycznie ani słowa z tego o czym rozmawiała blondynka z jej japońską przyjaciółką. Jego angielski był bardzo kiepski. Znał w tym języku zaledwie kilka słów.
            Ściągnęli buty w przedsionku, chociaż Cherry zapewniała, że wcale nie muszą tego robić. Dom Iruki i Cherry Jo, choć z zewnątrz wyglądał na tradycyjną japońską willę, wewnątrz został urządzony na styl europejski.
-         Biro-san!!! Biro-san!!! Biro-san!!! – Z salonu dobiegał głośny krzyk, a zaraz ich uszu dobiegł zmieszany z nim tupot stóp.
Po chwili w przedpokoju pojawiła się ośmioletnia dziewczynka. Jej czarne włoski związane były w koński ogon na czubku głowy. W rączkach trzymała lalkę Barbie. Widząc nieznajomego chłopaka i ani śladu Billa, dziewczynka schowała się za nogami swojej mamy.
-         Gdzie jest Biro-san? – Spytała cichutko, wlepiając wzrok w podłogę.
-         Nie ma Billa – wyjaśniła Mary Ann, kucając obok dziewczynki. – Dzisiaj przywiozłam ze sobą Ying Xionga. Zobacz jaki przystojny – mrugnęła porozumiewawczo do Chibi. – Opowiadałam mu o tobie w samolocie. Powiedział mi, że bardzo chce cię poznać – na policzkach dziewczynki pojawiły się urocze rumieńce. – Pokażesz mu swoje lalki?
Chibi skinęła nieśmiało głową.
-         Pobawisz się z nią trochę? – Zwróciła się do kasztanowłosego po niemiecku.
-         Tak. Pewnie – mruknął, uśmiechając się do dziewczynki. – Chodź Chibi. Pokażesz mi jakie masz zabawki.
Mała spojrzała swoimi prawie czarnymi oczkami na chłopaka, a później na Mary Ann. Nic nie zrozumiała z tego co powiedział.
-         Potrafisz mówić po angielsku? – Blondynka spytała chłopaka.
-         Nie...
-         Trudno. Spróbuj pobawić się jakoś z Chibi, a ja poplotkuję trochę z Cherry i Iruką. Chibi – zwróciła się teraz do dziewczynki – Ying Xiong mówi tylko po niemiecku i chińsku, dlatego bądź dla niego wyrozumiała, ok? Mam pomysł! – Uśmiechnęła się łobuzersko, szepcąc coś do ucha małej.
Japonka słysząc słowa Mary Ann, przyłożyła rączki do buzi i zaczęła chichotać. Dopiero po chwili skinęła potakująco głową. Złapała Ying Xionga za rękę i pociągnęła go w stronę swojego pokoju.
-         Co jej powiedziałaś? – Spytała Cherry, gdy jej córka i kasztanowłosy się oddalili.
-         Zobaczysz później.
-         Nienawidzę tego twojego później! – Westchnęła głośno. – Iruka!!! – Zawołała męża. – Powiedz Mary Ann, że nie może być dla mnie taka okrutna!!!
Mężczyzna słysząc krzyk żony, wychylił się z kuchni.
-         Oi***** Mary. Co słychać? Słyszę, że znowu torturujesz Cherry...
Blondynka roześmiała się, podchodząc do Iruki. Uściskała go serdecznie.
-         Jak ja się za wami stęskniłam!
-         Napijesz się herbaty? – Cherry spytała, wymijając ich w drzwiach. Gdy Mary Ann skinęła potakująco głową, Japonka podeszła do czajnika elektrycznego i włączyła wodę. – No teraz tłumacz się. Dlaczego nie przywiozłaś ze sobą Billa. Tylko nie mów mi, że to chińskie dziecko jest twoim kochankiem.
Słysząc słowa przyjaciółki, Mary Ann roześmiała się głośno.
-         Upierdliwe – mruknął Iruka, siadając na krześle. – Znowu zostawiłaś Billa. Ten facet ma z tobą ciężkie życie.
Blondynka przestała się śmiać.
-         Ying Xiong nie jest moim kochankiem, ale tak. Zostawiłam Billa. Nie ma sensu, żeby się dłużej przy mnie męczył. Nie rozmawiajmy jednak o tym. Szkoda czasu. Co u was słychać?
-         Mary Ann Kaulitz!!! – Słysząc wrzask Japonki, aż musiała przyłożyć dłonie do uszu. – Jak możesz tak mówić?! Szkoda czasu na rozmowę o Billu?! Co się z tobą stało?! Ostatnio cię nie poznaję!
-         Uspokój się Cherry. To jest sprawa Mary Ann i Billa...
-         Gdzie tam ich sprawa! – prychnęła. – Oni w życiu sobie nie poradzą sami.
-         Cherry... – Mary Ann zaczęła, ale widząc minę Japonki natychmiast przerwała.
-         Mów natychmiast dlaczego zostawiłaś Billa. Wcale mi się to nie podoba.
-         Za to mnie bardzo – blondynka spojrzała w oczy przyjaciółki. – Nie zamierzam pozwolić Billowi, żeby zmarnował sobie przy mnie życie. On chce mieć dzieci, których nie mogę mu dać. Coraz częściej zaczyna ten temat, a ja nie wiem już co mam odpowiadać. Każdy powtarza mi, że zaniedbuję Billa, że nie mam dla niego czasu, więc uznałam, że lepiej będzie od niego odejść.
-         Mary Ann no baka!!!****** Mary Ann no baka... Jak możesz tak myśleć? – Cherry Jo spytała już o wiele ciszej. – Dzieci to nie wszystko. Liczy się to co czujesz do Billa, a on do ciebie. Dziecko można adoptować...
-         Proszę cię. Nie rozmawiajmy o tym. Nie widziałyśmy się tak długo, a ty już chcesz mi mówić jak mam postępować z Billem. Cherry ja nawet nie wiem czy mi dalej na nim zależy. Jak byłyśmy w Indiach czułam, że nie mogę bez niego prawidłowo funkcjonować, że jest mi potrzebny do pełni szczęścia. Każdego dnia wylewałam hektolitry łez, tylko dlatego, że go przy mnie nie było. Teraz cieszę się, że przyjedzie do domu kilka dni albo tygodni później, bo mogę zająć się swoimi sprawami. Nie muszę w tym czasie prać, prasować, sprzątać, gotować, bywać w domu... Nawet kiedy uprawiamy seks myślę o otwarciu kolejnego salonu, wydaniu nowego produktu na rynek albo o doświadczeniu, które mam wykonać następnego dnia, a może przybliży mnie do jakiegoś ważnego odkrycia. Nawet jeżeli nie chcę zostawiać Billa, bo mimo wszystko dobrze mi przy nim, nie mogę być dla niego taka okrutna. Powinien znaleźć sobie na moje miejsce, kogoś kto będzie mógł dać mu chociaż dzieci. Moja decyzja póki co jest nieodwołalna, dlatego nie ważne jak wiele razy powiesz mi, że jestem głupia. Nie wrócę do Billa. Bill musi znaleźć sobie kobietę, która da mu szczęście.
Cherry Jo stała w osłupieniu, wpatrując się w spokojną twarz przyjaciółki. Wydawała jej się być zupełnie bez wyrazu. Tak jakby mówiła o czymś co jest całkowicie nieważne. Japonka była pewna, że rozmowa o pogodzie wywołałaby więcej emocji w Mary Ann.
-         Nie chcę się wtrącać w wasze sprawy, bo to upierdliwe, ale nie pomyślałaś, że jeżeli odejdziesz od Billa odbierzesz mu szczęście? – Mary Ann spojrzała zszokowana na Irukę. – On jest tym samym zakochanym w tobie chłopcem, którego poznałem w Indiach. Rozumiem, że bardzo przeżyłaś poronienie, ale spójrz prawdzie w oczy. Jesteś przecież naukowcem. To dziecko składało się tylko z kilkuset komórek. Nie zdążył ci nawet dobrze urosnąć brzuch. Nie chcę mówić, że wiele innych kobiet przeżywa to samo, ale nie poddaje się i próbuje ponownie. Nawet po kilkadziesiąt razy. Chcę powiedzieć tylko, że Bill również bardzo to przeżył. Nie wiem czy wiesz, ale kiedy mu o tym powiedziałaś, był akurat w Japonii. Odwołał koncerty na tydzień mówiąc, że nie ma siły dalej śpiewać, bo umarło jego dziecko. Chciał wsiąść natychmiast w samolot i do ciebie przylecieć, ale powiedziałaś mu, że właściwie nic takiego się nie stało, więc niech spokojnie kontynuuje trasę koncertową. Powiedziałaś mu, że nie jesteś smutna ani zrozpaczona. Odgrywałaś przy nim twardą. Nie wiem czemu miało to służyć, ale nie wtrącałem się. Tylko Cherry Jo wychodziła ze skóry, żeby wysłać Billa do ciebie, albo ciebie sprowadzić do Japonii. Chciała nawet zostawić Chibi chorą na różyczkę ze mną w domu i lecieć do Niemiec. Była już spakowana, kiedy zadzwoniłaś do niej i poprosiłaś o pożyczkę na firmę kosmetyczną. Bill był wtedy ze mną w kuchni. Dobrze, że nie widziałaś jego miny. Momentalnie stał się biały na twarzy. Wyglądał naprawdę upiornie. Myślałem z Cherry, że zaraz zemdleje. Właściwie nie byłoby w tym nic dziwnego. Przez ten tydzień, który dał sobie na oswojenie się z tym, co się stało, prawie nie spał, nie jadł, wyglądał jak chodzący trup - wyliczał. - Jego bliźniak codziennie nas odwiedzał. Na początku powiedział managerowi, że nie będą we trójkę promowali nowego albumu, bo to przecież nie jest najważniejsze, ale Gustav i Georg przekonali go, że rozsądniej będzie pojawić się na kilku ważnych wywiadach. Tak jak było w planach, Bill przyleciał do ciebie dopiero po zakończeniu trasy koncertowej. Żalił się, że udawałaś, że wszystko jest w porządku, a na to za bardzo nie wyglądało. Mówił, że to być może tylko jego wyobraźnia. Żałował, że nie poleciał do ciebie wcześniej. Teraz wydaje mi się, że popełniłem błąd nie pomagając Cherry Jo przekonać go do powrotu do Niemiec albo ciebie do przylotu tutaj. Uważam jednak, że wtrącanie się w sprawy innych jest naprawdę upierdliwe. Dlatego mówię ci o tym wszystkim tylko jeden raz. Nie będę nalegał, żebyś wróciła do niego albo odeszła. Zrobisz jak zechcesz. Jeżeli naprawdę uważasz, że już nie kochasz Billa, wydaje mi się, że lepiej będzie jak już do niego nie wrócisz. Lubię go, bo jest fajnym facetem. Tak jak powiedziałaś, nie zasługuje na cierpienie. Doświadczył go już zbyt dużo. Nie wiem jak układają się dokładnie wasze relacje w domu, dlatego nie chcę się wymądrzać. Wiem tylko, to co powiedział mi Bill. Jego zdaniem stałaś się zimną kobietą, dla której jedynym celem w życiu jest osiągnięcie sukcesu. Spytałem go, więc dlaczego od ciebie nie odejdzie skoro stałaś się taka chłodna...
-         Iruka!
-         ...powiedział mi, że to dlatego, że cię podziwia. – Japończyk kontynuował zupełnie nie przejęty upomnieniem żony. – On jest z ciebie bardzo dumny. Mówi, że nie zna drugiej tak pracowitej osoby jak ty. Nie wiem czy wiesz, ale wiele razy zamiast wrócić do domu, Bill zostawał u Toma, żeby nie przeszkadzać ci w pracy. Opowiadał mi jak wielokrotnie stał na tarasie w mieszkaniu bliźniaka i patrzył jak w waszym apartamencie świecą się światła do później nocy. Myślisz, że łatwo mu na to patrzeć? Zwłaszcza, że kiedy przyjdzie do domu, ty chowasz wszystkie książki, notatki i co tam jeszcze? Nie mówisz mu o żadnych problemach, starasz się wysłuchiwać jego problemów, ale tylko wtedy kiedy ci o tym mówi. Nie zauważasz, kiedy chodzi przybity. Ostatnio prosił Cherry, żeby spróbowała przekonać cię do wakacji, bo on nie wie jak to zrobić, a próbował już wiele razy. Nie może patrzeć jak się przepracowujesz w imię niczego. To nie jest praca, przez którą ktoś może umrzeć. Bill żalił się, że bardzo oddaliliście się od siebie w ciągu tych czterech lat i on zupełnie nie wie co z tym zrobić. Na wszystkie wzmianki o tym, że może powinniście dać sobie trochę czasu, mówił, żebym się zamknął. On naprawdę próbował cię odzyskać. Niekoniecznie kupując drogi prezent, ale takimi prostymi rzeczami. Sama powinnaś najlepiej o tym wiedzieć. Ciężko mówić mi o twoich i jego uczuciach, bo nie jestem ani tobą ani Billem. Wszystko co ci powiedziałem wynika z tego co Bill mi powiedział. Źle się czuję mówiąc ci o tym wszystkim, o czym pewnie Bill nie chciałby żebym mówił, ale nie mogę patrzeć na tą chłodną Mary Ann, która nawet teraz ma wyraz twarzy jakby ją to nic nie obchodziło. Nie oczekiwałem, że zaczniesz płakać albo coś takiego. Mam tylko nadzieję, że przemyślisz dokładnie to co czujesz do Billa. Jeżeli naprawdę już go nie kochasz, zostaw go i pozwól ułożyć mu sobie na nowo życie bez miłości, a jeżeli uważasz, że dobrze się czujesz w jego towarzystwie i nie chcesz go opuszczać, postaraj się znaleźć w sobie te uczucia, które żywiłaś do niego dziewięć, a nawet pięć lat temu. Pamiętaj, że miłość nie jest taka sama przez całe życie. Ona się zmienia razem z nami. Moje uczucia do Cherry Jo nie są już takie same jak na początku naszej znajomości. Nie czuję dreszczy na jej widok, nie mam motyli w brzuchu... Ale wiem, że tamto jest tylko marnym objawem zakochania się, a nie miłości. Miłość to coś więcej. Sama musisz jednak zrozumieć co.
-         Być może masz rację... – Mary Ann odezwała się po krótkiej chwili. – Jestem ci wdzięczna, za to co powiedziałeś, ale nie mogę wsiąść w samolot, polecieć do Berlina i rzucić się Billowi na szyję. Nie dlatego, że to jest trudne, ale dlatego, żeby dać mu szansę i sobie. Nie musicie mnie rozumieć.
-         Mary Ann no baka... – westchnęła Cherry Jo. - Nie rozumiem dlaczego tak komplikujesz sobie życie, skoro za góra miesiąc uznasz, że nie możesz żyć bez Billa i musisz natychmiast do niego wrócić. Nie wiem też dlaczego mówisz, że ci na nim nie zależy. Z tego co dzisiaj powiedziałaś, wywnioskowałam, że jednak ci zależy. Zresztą... Sama zrozumiesz, z moją drobną pomocą – uśmiechnęła się do niej łobuzersko. – Mów lepiej kiedy wychodzą te twoje pierwsze perfumy. Już się nie mogę doczekać! Bill mówił, że pachną waszą miłością!
-         Mnie też powiedział coś podobnego – uśmiechnęła się lekko. – Być może coś w tym jest. W każdym razie, bez znaczenia czym pachną, dla mnie są prawie idealne. Zawsze marzyłam o takim zapachu. Jeżeli chcesz każę ci przysłać buteleczkę jeszcze przed premierą.
-         Naprawdę byś mogła? – W czarnych oczach Cherry Jo pojawiła się nadzieja, a kiedy Mary Ann skinęła potakująco głową, zabłyszczały radośnie. - Cudownie!!!
Mary Ann upiła kilka łyków herbaty z czarki, którą postawiła przed nią Cherry Jo. Po słowach Iruki czuła się tak, jakby zaraz miała wybuchnąć żałosnym płaczem. Ze wszystkich sił próbowała odegnać od siebie myśli dotyczące Billa. Nie mogła okazać słabości przy przyjaciołach. Wiedziała, że wówczas zarówno Cherry jak i Iruka staraliby się ją przekonać do powrotu do męża, czego ona nie chciała. Nie dlatego, że był jej całkowicie obojętny, bo tak nie było, ale dlatego, że nie chciała, aby przez nią więcej cierpiał. Słowa Iruki uświadomiły jej jeszcze dosadniej niż słowa Billa, jak bardzo go zraniła w ciągu tych czterech lat.
Jakiś czas później, do kuchni połączonej z jadalnią wbiegła Chibi wesoło chichocąc. Za nią wszedł niepewnym krokiem Ying Xiong. Mary Ann widząc wymalowanego chłopaka przyłożyła dłonie do ust, żeby nie parsknąć śmiechem. Iruka spojrzał tylko współczująco na kasztanowłosego, zaś Cherry Jo zaczęła się głośno śmiać.
Na twarzy chłopaka Chibi nierówno rozprowadziła grubą warstwę jasnego podkładu, na policzkach zrobiła wielkie kółka różem, zaś oczy pomalowała czarnym cieniem. Całość uzupełniała krwistoczerwona szminka na ustach.
-         Mamo, mamo! Zobacz!
-         Bardzo ładnie, kochanie – Cherry pochwaliła córkę. – Jeszcze troszkę i będziesz profesjonalistką.
-         Mari-san*****, naucz mnie! – Zażądała podchodząc do blondynki.
-         Nie ma sprawy. Ying Xiong będzie naszym modelem, dobrze?
-         Hai! Hai! Hai!******** - Dziewczynka zaczęła podskakiwać radośnie.
-         Przynieś kosmetyki i zaprowadź Ying Xionga do łazienki, dobrze? – Chibi skinęła głową potakująco. Mary Ann widząc zaciekawione spojrzenie kasztanowłosego, zwróciła się do niego: - Idź z Chibi. Pokaże ci gdzie możesz zmyć makijaż. Nie masz nic przeciwko, żeby być moim modelem, prawda? Chibi chce, żebym nauczyła ją malować, a Iruka za nic się nie zgodzi.
-         To może pani przyjaciółka... – chłopak odezwał się ostrożnie, próbując się wymigać przed ponownym malowaniem. Po tym jak Chibi nakładała mu cień na powieki, bolały go oczy od nadmiaru kosmetyku w ich wnętrzu.
-         Cherry? – Mary Ann zaśmiała się. – Ależ ona nie potrafi usiedzieć na miejscu pół godziny! Nie marudź już! Nie bój się to nie takie straszne na jakie wygląda. Spójrz tylko na mnie. Maluję się codziennie i nie narzekam.
Chłopak westchnął ciężko, idąc posłusznie za Chibi do łazienki.
* * *
            Jęknął przez sen, słysząc szczekanie psów. Nakrył głowę poduszką, próbując jeszcze trochę pospać. Szczekanie stawało się jednak z każdą sekundą głośniejsze.
-         Cicho... – wymamrotał sennie.
Psy słysząc głos Billa wskoczyły na łóżko i zaczęły go szturchać łapkami i noskami, żeby wstał i je pogłaskał. Czarny wyciągnął dłoń dotykając miękkiego futerka jednego ze swoich psów. Pozostałe pięć pupili zaczęło żałośnie piszczeć, domagając się uwagi swojego pana.
-         Dajcie mi spokój... – mruknął, próbując odpędzić się od zwierzaków. Te były jednak nieugięte.
W końcu, zrezygnowany, podniósł się do pozycji siedzącej, otworzył powieki i zaczął głaskać po kolei psiaki.
-         Jesteście okropne... Nawet nie dacie swojemu tatusiowi trochę pospać... Idźcie do mamy...
Uświadamiając sobie, co powiedział, zamarł w bezruchu. Jego dłoń zawisła bezwiednie w powietrzu.
-         Mama nas zostawiła, wiecie? – Powiedział smutno do psów. – Tak się cieszycie? – Spytał, słysząc radosne szczekanie. – Naprawdę? Ja wcale nie jestem zadowolony. No nic... – westchnął – trudno. Nic na to nie poradzę. Wstajemy.
Przeciągnął się leniwie, po czym wyszedł z łóżka. Umył zęby i w piżamie, powędrował do salonu Toma, z którego dobiegał odgłos rozmowy. Uśmiechnął się widząc mamę i Gordona.
-         Cześć mamo! – Zawołał wesoło, podchodząc do kobiety. Pocałował ją w policzek. – Cześć Gordon. Co słychać? Cześć Tom.
-         Cześć...
-         Byliśmy u was, ale nikogo nie zastaliśmy – Simone uśmiechnęła się do syna. - Dzwoniłam do ciebie i Mary, ale nie mogłam się dodzwonić...
-         Mary Ann jest zajęta pracą, więc nocuję u Toma – Bill wyjaśnił mamie. – Dzięki za przywiezienie psów.
-         Nie ma sprawy. Znaleźliście już kogoś, kto mógłby wychodzić z nimi na spacery? – Spytała.
Powodem dla którego ich sześć psów było u Simone i Gordona Trümper było odejście z pracy dziewczyny, która dotychczas zajmowała się zwierzakami. Dla Billa, Toma i Mary Ann niemożliwe było chodzenie na długie spacery. Ciężko było im wyjść nawet na pięć minut ze zwierzakami na dwór. Bliźniacy Kaulitz niemalże od razu byli atakowani przez fanki albo paparazzich, zaś Mary Ann nie miała na to czasu.
-         Mary znalazła jakiegoś Chińczyka, który będzie z nimi wychodził – Bill spojrzał czule na psy, które teraz wygodnie rozłożyły się w salonie Toma.
-         Chińczyka? – Gordon zaśmiał się. – Czemu Chińczyka?
-         Właściwie to on chyba urodził się w Niemczech, ale jego rodzice przyjechali tutaj z Chin. Nie wiem dokładnie. Widziałem go tylko przez chwilę. Mówicie lepiej czy moje dzieci były grzeczne.
Mama i ojczym bliźniaków zaczęli opowiadać o zwierzakach, jednak Bill ich nie słuchał. Od czasu do czasu potakiwał tylko głową, a widząc, że Tom się śmieje, również się śmiał.
Jego myśli były zaprzątnięte Mary Ann. Najchętniej wybiegłby z apartamentu bliźniaka, wsiadł w samochód i pojechał do biura żony, aby błagać ją na kolanach, żeby zmieniła zdanie. Nie miał zamiaru szukać sobie ani nowej żony ani kochanki. Jemu w zupełności wystarczała Mary Ann. Kiedy był nastolatkiem, choć nie bardzo w to wierzył, powtarzał, że jak się zakocha, zakocha się całkowicie; aż do samego końca. Po spędzeniu z Mary dziewięciu lat zaczął powoli w to wierzyć. Na myśl o tym, że razem się kiedyś zestarzeją, na jego ustach pojawiał się uśmiech, a wokół serca robiło mu się ciepło. Teraz jednak zaczął wątpić, że będzie mógł oglądać z bliska jej buzię zmienioną przez zmarszczki. A może Mary zrobi sobie operację plastyczną i za trzydzieści lat nadal będzie wyglądała młodo? Dla niego było to bez znaczenia. Uważał żonę za piękną kobietę, ale ważniejsze było dla niego to jaka jest. Miał dość obcowania z tylko pięknymi ludźmi. Wszystkie dziewczyny, które poznawał nie mogły się w żaden sposób równać z Mary Ann. Po kilkudziesięciu minutach rozmowy z nimi miał wrażenie, że jedynym tematem, który mogą poruszyć jest moda, muzyka, filmy i ludzie z show-biznesu. Oczywiście on też lubił o tym rozmawiać, bo chcąc nie chcąc, tkwił w tym świecie wiele lat, ale czasami chciał się od niego zupełnie odciąć. Poczuć się normalnym człowiekiem, który może wyjść z psami na spacer.
Może właśnie między innymi dlatego tak bardzo kochał Mary Ann? Bo pokazywała mu od czasu do czasu świat za jego ścianą? Dawała mu poczucie normalności. Nie pamiętał, żeby blondynka kiedykolwiek traktowała go jak gwiazdę. Doskonale pamiętał ich pierwsze spotkanie w magdeburskim kinie. Nakrzyczała na nich tylko dlatego, że zajęli nie swoje miejsca. Już wtedy zyskała sobie jego sympatię, choć nie chciał się do tego przyznać przez długi czas. Wówczas myślał, że skoro jest wokalistą Tokio Hotel należy mu się prawie wszystko. Dopiero później życie nauczyło go, że może mieć wszystko, ale robienie samodzielnie niektórych rzeczy jest o wiele bardziej przyjemne. Nawet mycie sedesu nie wydawało mu się takie złe.
-         Bill? Jesteś chory? – Simone Trümper spytała z troską, przykładając dłoń do jego czoła. – Zrobiłeś się blady jak ściana.
-         Nie. Nic mi nie jest – uśmiechnął się lekko. – Trochę mi zimno. Tom zawsze ma zimno w domu. Pójdę się ubrać.
Podniósł się z sofy i udał się do swojego pokoju. Wyciągnął z szafy sweter i jeansy. Niechętnie ściągnął piżamę. Założył na siebie ubrania. Pomimo, że jego serce bolało, ciało domagało się dotyku Mary Ann, a uszy brzmienia jej głosu, nie żałował swojej decyzji. Pozwoli jej odejść. Tym razem nie będzie walczył o jej miłość. Jeżeli miał być nadal z tą chłodną Mary Ann, która przemęczała się tylko dlatego, aby go zadowolić, a także zmuszała się do gotowania mu obiadów i sprzątania w domu, wolał być samotny. Nie widział sensu w byciu z Mary, która się obwiniała o śmierć ich dziecka. Gdyby mógł cofnąć czas do tamtego momentu, zrobiłby to bez wahania. Natychmiast wsiadłby w samolot i do niej przyleciał nie słuchając zapewnień Mary, że wszystko jest w porządku. Albo w ogóle nie poleciałby do Japonii.  Sam nie rozumiał dlaczego wówczas wybrał trasę koncertową... Może dlatego, że to było nie tylko jego marzeniem, ale całego zespołu?
* * *
            Mary Ann stała przed żółtą tablicą z planem, na którym były zaznaczone wyjścia z metra, a także główne obiekty znajdujące się niedaleko każdego z nich. Zupełnie zdezorientowana próbowała rozgryźć, które wyjście jest tym właściwym. Niepotrzebnie dała się namówić Ying Xiongowi na podróż metrem do klubu karaoke, w którym miała się spotkać z pracownikami. O wiele prościej byłoby wziąć taksówkę, która podwiozłaby ich pod same drzwi lokalu.
            Spojrzała z wyrzutem na Ying Xionga, który stał obok niej z niewinną miną.
-         Musiałam być szalona, że się zgodziłam jechać z tobą metrem – mruknęła.
-         Przepraszam...
-         Już dobrze. Chodź – postukała długim paznokciem wyklejonym kryształkami w tablicę – pójdziemy w stronę Lumine EST.
Szli w tłumie Japończyków zgodnie z żółtymi tablicami, na których czarnymi literami wypisany był odpowiedni numer wyjścia oraz strzałki mówiące im gdzie mają się kierować. Weszli do centrum handlowego i po kilkunastu minutach odnaleźli drzwi wyjściowe.
Mary Ann stanęła i zaczęła się rozglądać dookoła. Zewsząd patrzyły na nią wielopiętrowe budynki udekorowane olbrzymią ilością kolorowych szyldów i neonów. Prawie wszystkie napisy były w języku japońskim, co sprawiało, że czuła się jeszcze bardziej zagubiona. Odsunęła się na bok, aby nie torować drogi przechodniom.
Wyciągnęła z torebki notes i telefon komórkowy. Znalazła nazwę klubu karaoke i włączyła GPS. Nie miała ani czasu, ani ochoty na błądzenie po ulicach Tokio w tłumie Japończyków.
-         Chyba powinniśmy iść prosto... – powiedziała niepewnie, wskazując w stronę butiku Gucci.
Kierowali się zgodnie ze wskazówkami nawigacji. Kilka razy źle skręcili, ale po kilkunastu minutach dotarli do budynku, w którym czekali już na nią dyrektorzy japońskich oddziałów BlueBird i NBQ lab.
            W Japonii szefowie spotykali się raz na jakiś czas ze swoimi podwładnymi na luźnych spotkaniach po pracy. Mary Ann bardzo spodobała się ta tradycja. Dlatego podczas swojej każdej wizyty w Japonii takie organizowała.
Pomalowanym na bursztynowo korytarzem kobieta ubrana w elegancki mundurek zaprowadziła ich do pokoju, w którym czekali już na nią pracownicy. Gdy znaleźli się przed odpowiednimi drzwiami, Mary Ann nacisnęła klamkę i z szerokim uśmiechem wkroczyła do środka.
-         Kombawa – przywitała się z mężczyznami i kobietami czekającymi w pokoju.
-         Dobry wieczór, Kaulitz-sensei – Japończycy odezwali się chórkiem po angielsku.
-         Dziękujemy za przybycie, Kaulitz-sensei. To dla nas zaszczyt – odezwał się jeden z mężczyzn.
-         Ależ nie – pokręciła przecząco głową z zakłopotaniem. Grzeczność Japończyków zawsze ją zawstydzała. – To nic takiego. Bardzo mi miło, że mogę tu być z państwem.
-         Proszę usiąść Kaulitz-sensei – jedna z kobiet wskazała ręką na wolne miejsce obok siebie.
Mary Ann posłusznie usiadła na czerwonej sofie. Poklepała miejsce obok siebie dając do zrozumienia Ying Xiongowi, że ma zająć miejsce obok niej. Nie chciała ciągnąć chłopaka na spotkanie ze swoimi pracownikami, ale on nalegał. Mówił, że i tak nie ma nic lepszego do roboty, więc jeżeli może, chętnie zobaczy jak wyglądają japońskie kluby karaoke.
            Po wymienieniu grzeczności, rozmowa zeszła na temat pracy. Blondynka zawsze na takich spotkaniach starała się zmienić przedmiot rozmów, ale nie tym razem. Dzisiaj nie miała nic przeciwko rozmowom o ekonomii, nowych produktach NBQ i promocjach. Chętnie wysłuchiwała sugestii pracowników, a także ich opinii czy dany pomysł się powiedzie czy nie. W pewnym momencie nawet zaczęła się zastanawiać czy nie lepiej byłoby przenieść część pracy do klubów karaoke, gdzie pracownicy mogę się odrobinę zrelaksować. A może powinna urządzić w biurach salony gier?
-         Och! Jak ja chciałbym oglądać reklamy z Maki-chan! Wszędzie pełno Maki-chan! Ona jest niesamowita! – Rozmarzył się jeden z mężczyzn. Kilku mu zawtórowało.
-         Erika-chan! Ona to dopiero jest cudowna! Te oczy! A nogi! Och! – zachwycał się inny Japończyk. – Uwielbiam dramy z jej udziałem!
-         Moim zdaniem powinniśmy zaproponować współpracę Mari-chan i Shun-kunowi! Oni tworzą ze sobą idealną parę!
-         Teraz są bardzo popularni w Japonii, po ostatniej doramie – dodała jedna z kobiet, wypijając jednym haustem sake z porcelanowej czarki. – Już sobie wyobrażam te reklamy...
-         Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyście mi państwo jutro dostarczyli zdjęcia tych osób – Mary Ann uśmiechnęła się do pracowników. – Na początku przyszłego tygodnia zaczynają się zdjęcia do nowej kampanii reklamowej, a na razie nie podpisaliśmy jeszcze żadnego kontraktu. Dopiero jestem w trakcie wybierania odpowiednich osób.  - Mary Ann podniosła się z sofy i ukłoniła nisko. – Dziękuję za poświęcony czas. Życzę państwu miłej zabawy i dobrej nocy. Chodź Ying Xiong. Idziemy – ostatnie dwa zdania wypowiedziała po niemiecku.
Pracownicy zaczęli żegnać Mary Ann, dziękując za wspólnie spędzony wieczór.
-         Chodź. Przejdziemy się kawałek – blondynka zwróciła się do Ying Xionga, kiedy znaleźli się na zewnątrz. – Muszę trochę odetchnąć. Pomożesz mi jutro wybrać jakiegoś aktora i aktorkę do reklamy? Jak myślisz? Japońskie gwiazdy przyjmą się w całej Azji?
-         Nie wiem, pani Kaulitz. Chyba wszystko...
-         Przestań z tą panią Kaulitz! – Blondynka machnęła niedbale dłonią, zanosząc się śmiechem. – Mów mi po prostu Mary albo Mary Ann. I tak za niedługo znów będą tylko zwyczajną Mary Ann Rose.
-         Dlaczego? Coś się stało?
-         Nic o czym musisz wiedzieć – puściła mu oko łobuzersko. – Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na porządnego drinka.
* * *
            Ślub Inge Möllenberg zbliżał się wielkimi krokami, a on, Gustav Schäfer nie wiedział co począć. Pierwszy raz w życiu.
            Mężczyzna leżał na swoim łóżku wpatrując się w zaproszenie, które przywiozła mu jakiś czas temu Inge. Te kilka zdań, które zostały na nim wypisane znał na pamięć. Nie rozumiał co sprawia, że nieustannie jego myśli są zaprzątnięte uroczą szatynką. Próbował już wszystkich znanych mu metod, żeby zapomnieć o Inge, ale żadna nie przyniosła pożądanego rezultatu. Powoli zaczął się martwić, że naprawdę może być w niej zakochany. Wydawało mu się jednak dziwne, że uświadomił to sobie dopiero teraz. Przecież do tej pory traktował ją jak przyjaciółkę. A może bardziej koleżankę? Właściwie nigdy nie zwierzał jej się ze swoich problemów, więc czy mógł ją nazwać przyjacielem? Raczej nie.
            Zamiast zbliżyć się do Inge, zawsze przed nią uciekał. Nawet jeżeli jej oczy były piękne, ona zupełnie go nie pociągała. A co jeżeli tylko to sobie wmówił? W końcu bez trudu potrafił ją sobie wyobrazić w zwiewnej, letniej sukience, doskonale podkreślającej jej zgrabne ciało.
            Zerwał się z łóżka, narzucił na siebie pierwsze lepsze ubrania, włożył do plecaka kilka butelek alkoholu, które miał w barku i pospiesznie opuścił mieszkanie. Postanowił raz na zawsze o niej zapomnieć. Albo przynajmniej na jakiś czas. Jedna noc wydawała mu się wręcz zbawieniem.
            Założył kaptur na głowę i niemalże biegiem ruszył w stronę apartamentu Toma. Wiedział, że zastanie tam bliźniaków. Wypadało jeszcze zadzwonić po Georga. Ale czy Leonie go puści? Odkąd się zaręczyli, kobieta starała się ograniczać wolność przyjaciela.
            Gustav aż się wzdrygnął na samą myśl, że ktoś, oprócz rodziców, mógłby mówić mu co ma robić. Niewiadomo dlaczego zaczął się zastanawiać jak zachowywałaby się Inge po ślubie. Czy też zabraniałaby mu chodzić na męskie imprezy, a może chciałaby chodzić z nim? Ale czy wtedy męskie imprezy w dalszym ciągu byłyby męskimi imprezami?
-         Aghr!!! Nieznośne!!! – Wrzasnął nie przejmując się tym, że przechodnie uznają go za wariata. – Nieznośne!!! Zostaw mnie w spokoju Szatanie!!!
Wyciągnął z plecaka jedną z butelek whisky, odkręcił i zaczął pić. Postanowił utopić swoją frustrację w alkoholu, a im szybciej to zrobi, tym lepiej. Niektórzy ludzie patrzyli na niego z zaciekawieniem, niektórzy z  obrzydzeniem, a jeszcze inni z pogardą. Gustav wzruszył tylko ramionami. Już od dawna nie obchodziło go to, co myślą ludzie. Sława nauczyła go, że nikt poza nim samym i jego najbliższymi tak naprawdę go nie zna. Czytał na swój temat zbyt wiele kłamstw, choć ich i tak było o wiele mniej niż w przypadku bliźniaków, a zwłaszcza Billa. Wielokrotnie zastanawiał się jak młodszy Kaulitz daje sobie z tym radę. Wiele innych osób będąc na jego miejscu już dawno by zwariowało. Ale z drugiej strony Bill wcale nie był zbyt normalny. Szczególnie, kiedy nie było przy nim Mary Ann.
Wjechał windą na piętro, na którym mieszkał Tom i zaczął dobijać się do drzwi. Po chwili otworzył mu Georg. Gustav zmarszczył brwi, ale zaraz wzruszył ramionami obojętnie. To nawet lepiej, że Georg tutaj jest. Zawsze lepiej pić jak jest więcej osób.
-         Yo Geo! – Zawołał. – Urządzacie imprezę beze mnie? – Spytał niezadowolony, podając mu plecak wypchany butelkami z alkoholem.
-         Imprezę? Daj spokój. Jaką imprezę? Bill zamknął się z psami w pokoju i powiedział, że nie wyjdzie dopóki nie będzie mógł wyjść z nimi na spacer. Tom próbuje go wyciągnąć stamtąd już od dobrych kilku godzin. Na dodatek Nikola przywiozła Rosie. Mała chce się bawić z Billem i psami, a on nie chce wyjść! Mam dość ich zachowania! Jadę do domu!
-         Georg! – Tom zawołał zrozpaczonym głosem, ciągnąc przyjaciela za ramię. – A kto pomoże mi wyważyć, te cholerne drzwi?!
-         Kurwa, kurwa, kurwa!!! – Usłyszeli cieniutki głosik Rosie dobiegający z końca holu. – Kurwa Bill! Otfieraj!
Starszy Kaulitz złapał się za głowę ze zrezygnowaniem.
-         Nikola mnie zabije!!! Georg! Pomóż mi wyważyć te cholerne drzwi!!! Ty też Gu!
Gustav wszedł do apartamentu. Wypił kilka łyków alkoholu, po czym podszedł do drzwi prowadzących do pokoju Billa.
-         Hej, Bill! – Zawołał. – Wychodź stamtąd. Napijemy się whisky!
W tym momencie rozległo się głośne szczekanie psów.
-         Nie zachowuj się jak dzieciak! Wyjdź stamtąd!
-         Nigdzie nie wyjdę! – Odkrzyknął Bill. – Chcę iść na spacer z moimi dziećmi. Dlaczego nie mogę tego zrobić?! Tom powiedz mi dlaczego nie mogę?! Ja chcę iść na spacer z moimi dziećmi!!!
-         Tak jest cały czas... – Tom jęknął.
-         Bill! Wyważymy drzwi!
-         Proszę bardzo! – Zaśmiał się. – Tom, to twoje łóżko było cholernie ciężkie!
Starszy Kaulitz zaczął walić czołem w ścianę ze złości. Rosie widząc, co robi jej tatuś również podeszła do ściany i uderzyła w nią mocno główką. Czując ból rozchodzący się po jej ciele zaczęła głośno płakać.
-         Rosie?! – Tom obrócił natychmiast głowę w stronę córki. – Co się stało? Rosie?!
-         Boooooli – zawyła dziewczynka, zanosząc się histerycznym płaczem.
-         Chodź do tatusia – przytulił dziecko, próbując zbadać co się stało. – Już dobrze. Ciii... Powiem mamie, że jesteś beksą.
Dziewczynka przyłożyła pulchne rączki do czoła i zaczęła je pocierać.
-         Jeżeli nie wyjdziesz stamtąd zanim wrócę – zawołał do bliźniaka gniewnie, idąc z Rosie w stronę kuchni, żeby przyłożyć jej coś zimnego do czoła – zadzwonię po straż pożarną, żeby cię stamtąd wyciągnęli siłą!!! Nie żartuję!!!
-         Gustav? – Blondyn spojrzał mechanicznie na drzwi zza których dobiegał słaby głos Billa. – Dużo masz tej whisky?
-         Siedem butelek. Wystarczy?
Z pokoju zaczął dobiegać dźwięk przesuwanych mebli, a także szczekanie psów.
-         Ale to kurestwo jest ciężkie!!! Waży chyba z tonę!!!
Kilkanaście minut później drzwi od pokoju się uchyliły. Najpierw wybiegły psy, głośno szczekając na Gustava i Georga, a następnie pojawił się spocony Bill. Czarne włosy sterczały w nieładzie, oczy były przekrwione, zaś ubranie wymięte i poplamione. Na twarzy chłopak miał kilkudniowy zarost.
-         Gdzie to whisky? – Spytał Gustava.
Blondyn podał mu bez słowa butelkę.
-         Myślałem, że wypiliśmy z Tomem cały alkohol jaki miał...
-         Gu sam przyniósł. Dobra. Jak jesteś bezpieczny jadę do domu. Leonie będzie zła, że jeszcze nie wróciłem.
Bill wypił niemalże jedną trzecią litrowej butelki, jednym haustem, jakby to była woda. Objął ramieniem Georga. Wyprostował wolną rękę, tak aby przyjaciel mógł zobaczyć jego przedramię, na którym wytatuował sobie: „Wolność89”.
-         Patrz na to, Geo. Wolność, rozumiesz? Nic nie jest od niej ważniejsze. Żadna baba nie może cię ograniczać. Przecież nie dupczysz się z nikim, tylko jesteś z nami. Leonie musi to zaakceptować.
-         Ale...
-         Posłuchaj mnie Geo. W tym wypadku nie ma żadnego „ale”. Jeszcze trochę, a ta twoja narzeczona nie pozwoli ci jechać z nami w trasę koncertową. Czy ty naprawdę myślisz, że Tokio Hotel może istnieć bez ciebie? Geo przecież wiesz, że ty jesteś tutaj statuą.
-         Statuą? – Spytał marszcząc brwi.
-         Tak. Statuą. Taką jak Statua Wolności.
-         Co ty bredzisz? Dobrze się czujesz?
-         Nie, ale czy to ważne jak się czuję? Idziemy pić, chłopaki! Tooom!!! – Zawołał bliźniaka. – Chodź do nas z Rosie!!! Idziemy pić!!! A później Bill Kaulitz pójdzie na spacer ze swoimi psami! Bez ochroniarzy! – Zaśmiał się, wchodząc do salonu.
Rozwalił się na kanapie, wlewając sobie do ust alkohol.
-         No! I o to mi właśnie chodziło! – Gustav usiadł obok niego. Na ustach miał szeroki uśmiech. – Właśnie to lubię! Bill jesteś prawdziwym przyjacielem.
Bill słysząc te słowa usiadł prosto, patrząc na Gustava.
-         Gu? A tobie co?
-         Nic. Pomyślałem, że alkohol wypali tego przeklętego szatana.
-         O czym ty mówisz? Jakiego znowu szatana?
-         Inge. Mówiłem wam już, że bierze ślub za dwadzieścia trzy dni i siedemnaście godzin? Świętujmy!
-         Ty nie chcesz tego świętować – wtrącił Georg. – Mówiłem ci. Powinieneś do niej pojechać i powiedzieć jak bardzo ją kochasz, ona zerwie...
-         ...ze swoim narzeczonym i padnie mi w ramiona, a później będziemy żyć ze sobą długo i szczęśliwie, tak? – dokończył Gustav. – Przykro mi, ale to nie ta bajka.
-         Taaa... Gu nie przejmuj się – Bill poklepał go po ramieniu. - Pozwólmy im odejść w cholerę. Po co nam one?
-         Mary naprawdę cię zostawiła?
-         Nie chcę o tym rozmawiać... Pijmy! Wypijmy tyle, że nie będziemy się mogli ruszyć! Pij Geo!
-         Ale...
-         Żadnego „ale”! Zrób to dla mnie. Leonie ci wybaczy, nasza ty statuo wolności. Pamiętaj: Wolność! Wiesz ilu ludzi przelało krew za to, żebyś mógł teraz siedzieć tutaj z nami i jako wolny człowiek pić whisky? Miliony! Nie ma sensu tego wszystkiego marnować, tylko dlatego, że twoja narzeczona nie słyszała o rewolucji francuskiej: „Wolność, miłość, braterstwo i alkohol!”, czy jak tam to szło.
-         „Wolność, równość, braterstwo” – poprawił go Tom, wchodząc do salonu. Na rękach trzymał zapłakaną Rosie. – Musicie się tak zachowywać przy mojej córce?
-         Kurwa Bill! Wysedłeś!
-         Widzisz co narobiłeś? Nikola mnie zabije! – Zmierzył groźnym wzrokiem bliźniaka, który jak gdyby nigdy nic napił się kilka łyków alkoholu. – Rosie, kochanie nie mów tak przy mamusi dobrze? To będzie taka nasza mała tajemnica, dobrze?
-         Oj Tom, daj spokój! – Zawołał Gustav. – Prędzej czy później nauczy się przeklinać od innych dzieci. Nie ma sensu jej tego zabraniać.
-         Porozmawiamy jak będziesz miał dzieci. Moja księżniczka nie będzie brzydko mówiła, prawda? – Spytał córkę, całując ją w policzek. – Jak moja księżniczka będzie mówiła tak brzydko, zamieni się w złą wiedźmę.
-         Ale tatuś nie jesteś zła wiedźma. Wujek Bill tesz nie.
Tom przez chwilę zastanawiał się jak wytłumaczyć dziewczynce, że ta nie może przeklinać.
-         To dlatego, że... wujek Bill i ja...
-         Rosie, kochanie, nie możesz mówić tak brzydko – Georg spojrzał na małą z uśmiechem. – Mamusia będzie wtedy bardzo smutna.
-         Dobse – dziewczynka w końcu się zgodziła. – Chcem do wujka Billa!!!
Tom postawił Rosie na podłodze. Dziewczynka podbiegła do czarnowłosego i wdrapała mu się na kolana.
-         Kurwa Bill! – Zawołała ze śmiechem, klaszcząc w dłonie.
-         Rosie nie możesz tak mówić – odpowiedział młodszy Kaulitz. – Tata z wujkiem Georgiem mają rację. Nasza księżniczka nie powinna mówić tak brzydko.
Dziewczynka słysząc słowa Billa, przyłożyła rączki do ust i spojrzała swoimi wielkimi, orzechowymi oczami na niego niewinnie. Czarny roztrzepał swoje włosy ze zrezygnowaniem. Nie sądził, że małe dzieci aż tak szybko podłapują przekleństwa.
­­­­­_________
* Nihao - ch. Cześć, dzień dobry
** Wǒ jiào Cherry Jo– ch. nazywam się Cherry Jo
*** Rènshi nǐ hěn gāoxìng – ch. Miło cię poznać
**** sempai używamy na określenie osoby starszej, na przykład jeżeli dwie osoby chodzą do jednej szkoły. Jedna z nich uczęszcza do 3 klasy, więc jest sempaiem dla osoby, która chodzi do 1 albo 2 klasy. Chan dodawane do imienia, zdrabnia je. Coś na zasadzie: Maciej à Maciek. Sakura oznacza wiśnia, więc można powiedzieć, że to japońskie imię Cherry Jo.
***** Chibi – to nie jest imię. W Japonii tak się mówi na małe dziecko.
****** oi – jap. Cześć
******* Mary Ann no baka! – jap. głupia Mary Ann

******** hai – jap. tak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz