Poczuła jak jej serce zwiększa swoją pracę, kurcząc się
teraz z o wiele większą częstotliwością niż dotychczas. Mrugnęła kilkakrotnie
powiekami, tak jakby miała nadzieję, że Bill zaraz zniknie. Jednak nic takiego
nie nastąpiło. Chłopak w dalszym ciągu siedział bez słowa na kanapie, wpatrując
się w nią uważnie.
Zaczęła gorączkowo myśleć, co powinna powiedzieć; jak się
zachować. Przez krótką chwilę zapragnęła podbiec do ukochanego chłopaka i
rzucić mu się na szyję, a później całować do utraty tchu. Jednak mimo, że ciało
tego rozpaczliwie pragnęło, ona sama, jej umysł, były odmiennego zdania. Nie
wiedziała ani skąd wziął się tutaj Bill, ani po co przyjechał. Nie chciała
robić nic pochopnie. Na dodatek jego słowa, że była dla niego tylko zabawką,
zaczęły jej na nowo brzęczeć w uszach.
-
Cześć! Co
tutaj robisz? - Spytała wesoło, tak jakby właśnie zobaczyła dawno niewidzianego
przyjaciela. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej słowa zabrzmiały sztucznie,
ale już nic nie mogła na to poradzić.
-
Przyjechałem
porozmawiać.
-
To może ja
was zostawię samych? - Cherry Jo zawołała, kierując się do wyjścia.
Mary Ann tylko cicho westchnęła. Widząc Billa w takim stanie, mimo mętliku,
który miała w głowie, postanowiła się nim zająć. Czarne włosy z białymi
pasemkami opadały mu strączkami na bladą twarz, na której był kilkudniowy,
chłopięcy zarost. Ubrania upaprane błotem i przesiąknięte potem domagały się
wyprania, tak jak i ciało Billa aż prosiło się o porządną kąpiel i długi sen.
Gdyby go nie znała tak dobrze z pewnością stwierdziłaby, że ma do czynienia z
anorektykiem albo ćpunem.
-
Zostań, to
twój pokój - zwróciła się do Cherry Jo.
-
Nie, nie! -
Japonka pokręciła energicznie głową. - Musicie ze sobą porozmawiać! Nie będę
wam przeszkadzała. Iruka też nie. Porozmawiajcie sobie spokojnie...
-
Sądzę, że
możemy to równie dobrze zrobić w moim pokoju.
-
Skoro tak
wolisz...
-
Tak będzie
lepiej. Idziesz, Bill? - Spytała chłodno.
Chłopak skinął posłusznie głową. Podniósł się z zielonej kanapy i ciągnąc
ze sobą walizkę udał się za Mary Ann do jej pokoju. W głowie układał setki
scenariuszy, ale żaden z nich nie przewidywał, że ich spotkanie potoczy się w
ten sposób.
Blondynka włożyła klucz w zamek i przekręciła. Drzwi z cichym skrzypnięciem
ustąpiły. Oboje weszli do pokoju dziewczyny. Mary Ann położyła klucz na stoliku
i spojrzała w czekoladowe tęczówki Billa. Zdecydowanie myliła się, kiedy
pomyślała, że Ahmed ma ładniejsze oczy niż Czarnowłosy. Nawet przekrwione, były
dla niej najpiękniejsze na świecie.
-
Drzwi do
łazienki są w przedpokoju. Na pewno je zauważyłeś - odezwała się rzeczowym
tonem, tak jakby zamierzała mu wynająć mieszkanie. - Domyślam się, że nie
zatrzymałeś się jeszcze w żadnym hotelu, więc jeżeli nie masz nic przeciwko
pójdę zapytać czy mają tutaj wolne miejsca.
-
Zostaw to.
Chcę z tobą porozmawiać.
-
To może
zaczekać. Najpierw powinieneś się wykąpać, coś zjeść i trochę przespać -
powiedziała pobłażliwie. - Wyglądasz jak ostatnie nieszczęście.
-
I co z tego?
- Wzruszył ramionami. - Ja naprawdę muszę z tobą porozmawiać.
-
Dobrze.
Mówiłeś już to, a ja się zgodziłam. Nie rozumiem po co przejechałeś taki kawał
świata. Mogłeś zadzwonić.
Było jej ciężko mówić z takim chłodem, ale to był jej sposób na obronę
przed własnym ciałem, które aż wyrywało się do Billa. Chciała go otoczyć
ramionami, pocałować, powiedzieć, że nie jest w ciąży i że bardzo mocno go
kocha. Bo temu nie mogła zaprzeczyć. Nie mogła też nakazać sercu, żeby
zapomniało o tym uczuciu. Próbowała tego dokonać przez trzy miesiące. Skoro
wtedy poniosła porażkę, dlaczego teraz miałoby się jej udać?
-
Chciałem
załatwić to w cztery oczy. Chyba się zgodzisz ze mną, że to nie jest sprawa na
telefon?
-
Łazienka jest
do twojej dyspozycji. Idę zapytać o ten pokój.
Bill obserwował jak Mary Ann podchodzi do drzwi, otwiera je i znika w
korytarzu. Spuścił głowę, zaciskając dłonie w pięści. Teraz już wiedział na
pewno. Przyjazd tutaj nie był dobrym pomysłem. Z zachowania blondynki jasno
wynikało, że nie cieszy się na jego widok. Zła również nie była. Choć o wiele
bardziej wolałby to niż obojętność. Czyżby miał rację, kiedy sądził, że Mary
chciała tylko zapewnić swojemu jeszcze nienarodzonemu dziecku sławnego i
bogatego ojca? Najwidoczniej dziewczyna doszła do wniosku, że wcale nie jest
taki głupi i porzuciła swój nikczemny plan.
Był skończonym idiotą jeżeli myślał, że przyjedzie tutaj, porozmawia z Mary
i wszystko będzie dobrze. Tak jak w bajkach, które tata czytał jemu i Tomowi na
dobranoc, kiedy byli małymi brzdącami.
Wyciągnął ze swojej walizki czystą bieliznę, koszulkę i jeansy, a także
wszystkie potrzebne przybory toaletowe. Może kiedy weźmie prysznic, zacznie
trzeźwiej myśleć? Póki co był brudny, zły, niewyspany, zmęczony i wyglądał jak
ostatnie nieszczęście, żeby nie nazwać tego gorzej.
Ściągnął z siebie nieświeże ubrania, odkręcił wodę i wszedł pod prysznic.
Kiedy letnie kropelki zaczęły uderzać o jego nagie ciało mruknął z
zadowoleniem. Nałożył na dłonie trochę żelu pod prysznic, po czym rozsmarował
go na swojej skórze. Czując przyjemny zapach, przymknął powieki i pozwolił, aby
woda spływała po jego twarzy. Przed oczami pojawiła mu się Mary Ann. Jej blond
włosy były jeszcze jaśniejsze niż zazwyczaj, gładkie ciało przybrało ładny,
jasnobrązowy odcień, podkreślając jeszcze bardziej piękno niebieskich tęczówek.
Zmartwił go tylko fakt, że wydawała się być chudsza niż kiedy widział ją
ostatni raz. Skoro jest w ciąży powinna się dobrze odżywiać. Postanowił, że
porozmawia z nią również o tym.
Kilkanaście minut później zakręcił wodę. Obwinął się w pasie białym
ręcznikiem, drugim wycierając mokre włosy. Nałożył na twarz trochę pianki i
nareszcie pozbył się swojego, jeszcze słabego, ale widocznego zarostu. Nie
zakładając na siebie ubrań, wyszedł z łazienki i podszedł do swojej walizki po
szczoteczkę do zębów, której zapomniał zabrać.
-
Od razu
lepiej wyglądasz - podniósł głowę, wpatrując się w Mary Ann, która siedziała na
łóżku i przeglądała jakieś czasopismo. Na jego policzki wtargnął delikatny
rumieniec. Powinien się ubrać, zanim opuścił łazienkę. Zdecydowanie nie
wypadało, żeby paradował przed Mary Ann obwinięty samym ręcznikiem w talii. -
Pytałam o pokój. Recepcjonistka powiedziała, że nie mają niczego wolnego aż do
przyszłego tygodnia. W innych hotelach, przynajmniej tych lepszych, też się nie
znajdzie żadnego pokoju. Teraz jest sam środek sezonu. Bardzo wielu turystów
tutaj przyjeżdża, więc są problemy z noclegami...
Czarnowłosy myślał, że bez problemu znajdzie zakwaterowanie w Lehu. Nie
chciał wierzyć Georgowi, kiedy ten mówił, że powinien wcześniej zarezerwować
pokój, a przynajmniej tak robili znajomi jego rodziców. Nie uśmiechało mu się
mieszkanie na ulicy, do momentu kiedy będzie mógł wrócić do Hiszpanii, ale nie
widział innego wyjścia.
-
Żałuj, że nie
widzisz swojej miny - Mary Ann się zaśmiała.
-
Żartowałaś,
prawda? Znajdę tutaj coś wolnego...
-
Obawiam się,
że nie żartowałam - odparła poważnie. - To znaczy sądzę, że znajdziesz jakąś
kwaterę bez bieżącej wody, klimatyzacji i z dziurą w ziemi zamiast sedesu
jakieś trzysta metrów od pokoju...
-
Chyba nie mam
innego wyboru jak poszukać czegoś takiego, skoro nie ma nic lepszego...
-
Właściwie
masz wybór... - Mary Ann wpatrzyła się w jakieś zdjęcie w czasopiśmie. - Jeżeli
chcesz możesz zostać u mnie w pokoju. Łóżka nie da się rozsunąć, ale powinniśmy
się jakoś zmieścić, bo te kanapy - wskazała głową na trzy grafitowe sofy - są
okropnie niewygodne, nawet do siedzenia. W Paryżu dzieliliśmy pokój, więc...
pomyślałam sobie, że jeżeli dla ciebie nie stanowiłoby to problemu, to... tutaj
również możemy go dzielić.
Nie wiedziała dlaczego zaproponowała to Billowi. Przecież mogła się
przenieść do pokoju ojca, a ten odstąpić Billowi. Nie musiała wcale mieszkać z
nim przez kilka dni w jednym pomieszczeniu. A jednak tego chciała. Wiedziała,
że popełnia ten sam błąd co wcześniej, ale teraz nie było już odwrotu.
-
A twój tata?
- Spytał. - Georg mówił, że jesteś tutaj z nim...
-
A ja się
zastanawiałam kto ci powiedział, że jestem w Indiach - uśmiechnęła się. - Nie
przejmuj się moim tatą. Nie powinien mieć nic przeciwko. Teraz kiedy aż tak
wciągnęły go nauki Sai Baby, Ramany Maharishiego i Buddy nie porzuci bliźniego
w potrzebie - puściła mu oczko.
Słysząc słowa Mary Ann, Bill doszedł do wniosku, że nie rozumie zachowania
blondynki. Wcześniej była dla niego oschła, a teraz proponowała mu, żeby
zamieszkał w jej pokoju. Razem z nią.
W pierwszej chwili chciał się od razu zgodzić na jej propozycję, ale nie
widząc w jej niebieskich tęczówkach uśmiechu, który czaił się na ustach, uznał,
że o wiele lepiej będzie jeżeli znajdzie sobie coś innego. Nawet pokój bez
klimatyzacji i żadnych wygód.
-
Miło, że to
proponujesz, ale chyba poszukam czegoś innego.
-
Jak wolisz -
wzruszyła obojętnie ramionami. - Jeżeli niczego nie znajdziesz, albo nie będzie
to odpowiadało twojemu gustowi, moja propozycja jest nadal aktualna.
-
Dlaczego to
robisz?
-
Dlaczego co
robię? Pomagam ci? Widzisz Bill, ja nie jestem taka jak ty. Mogłabym teraz
powiedzieć ci, że byłeś moją zabawką, że dobrze się bawiłam obserwując jak
przeze mnie cierpisz, o ile to była oczywiście prawda, ale nie zrobię tego.
Może i mam powód, żeby ci dokopać, ale... to byłoby nieuczciwe skoro już tutaj
przyjechałeś, żeby ze mną porozmawiać. Wysłucham cię, nie zostawię na ulicy, bo
przez te dwa miesiące zdążyłam poznać trochę Indie od tej gorszej strony, ale
na więcej nie możesz liczyć. Nie po tym co się stało.
-
A jednak
mieli rację... Byłem głupi, że tu przyjeżdżałem...
-
Oczywiście,
że byłeś głupi - zaśmiała się. - Nikt przy zdrowych zmysłach nie przyjeżdża do
Indii! To piękny kraj, ale za dużo tutaj biedy. Nigdy nie sądziłam, że to jest
możliwe, ale kocham Indie i jednocześnie nienawidzę. - W jej wzroku dostrzegł
coś, co mówiło, że te słowa odnoszą się także do niego.
-
Pójdę umyć
zęby i się ubrać...
Pokazał dziewczynie na dowód swoich słów szczoteczkę do zębów, po czym
zniknął w łazience. Był za bardzo zmęczony na rozmowę z Mary Ann. Postanowił,
że znajdzie jakiś pokój, w którym będzie mógł się trochę przespać, a nazajutrz
poważnie porozmawia z dziewczyną. Powie jej to, po co przyjechał. Nawet jeżeli
czuł, że poniesie klęskę, postanowił zaryzykować. Kiedy zdecydował się na
podróż do Indii postawił wszystko na jedną kartę, dlatego teraz musiał
kontynuować swoje dzieło. Postanowił walczyć o Mary Ann i jej miłość.
Kilka minut później wyszedł całkowicie ubrany z łazienki. Blondynka nadal
leżała na łóżku. Była zajęta czytaniem jakiegoś artykułu. Bill schował
wszystkie swoje rzeczy do walizki. Wyciągnął z niej dość grubą książkę, w
starodawnej oprawie. Z łomoczącym w piersi sercem położył ją na stoliku. Uznał,
że ona wyjaśni Mary Ann wszystko znacznie lepiej niż słowa. A jutro przyjdzie
tutaj i porozmawia z dziewczyną poważnie.
-
To dla ciebie
- odezwał się, patrząc na Mary. Wyglądała pięknie w bladozłotym sari, które
podkreślało jej równą jasnobrązową opaleniznę.
-
Prezent na
pożegnanie? - Zmarszczyła brwi, wpatrując się w wolumin.
-
Mam nadzieję,
że nie. Zresztą sama zdecydujesz jak zechcesz ją obejrzeć. Jeśli nie, po prostu
ją wyrzuć i po sprawie - uśmiechnął się, choć było mu niezwykle ciężko zdobyć
się na ten gest. Chciał podejść do Mary, powiedzieć, że ją kocha i jest dla
niego całym światem, ale uznał, że w tej chwili by to nie wypaliło. - Dzięki, że
pozwoliłaś mi skorzystać z łazienki. A! I nie dziękowałem ci jeszcze za
laptopa, więc... dziękuję. Nie sądziłem, że go wyślesz.
-
Przecież
obiecałam. Na początku chciałam kupić ci jakiegoś fajnego Apple’a, ale
stwierdziłam, że nie mam zamiaru wydawać na prezent pożegnalny całych
oszczędności.
-
Toshiba jest
wystarczająca. Właściwie... Tom się ze mną nie zgadza, ale powinienem oddać ci
za nią pieniądze. Trochę mi głupio, że...
-
Nie powinno
być ci głupio. Zrobiłam to, bo chciałam i ci obiecałam. Ty napisałeś mi
piosenkę, a ja wysłałam laptopa. Koniec sprawy - uśmiechnęła się. - Myślałam,
że chcesz ze mną porozmawiać. Chyba powinnam powiedzieć ci w końcu prawdę, nie
sądzisz?
-
Znam prawdę.
- Spuścił smutno głowę. - A przynajmniej wiem wystarczająco dużo. Resztę masz w
książce. Chyba tak będzie lepiej - uśmiechnął się niepewnie. - Będę w Lehu
jeszcze przez trzy dni, bo wtedy odlatuje samolot do Hiszpanii. Jak coś, masz
moją komórkę.
Z tymi słowami opuścił pokój Mary Ann, zostawiając ją samą. Dopiero teraz
blondynka pozwoliła spływać niechcianym łzom po swoich policzkach. Czuła się
okropnie, że tak się zachowała w stosunku do chłopaka, którego tak mocno kocha,
ale nie mogła rzucić mu się na szyję i rozpłakać. A może mogła, ale nie
potrafiła?
Wstała z łóżka i na drżących nogach przeszła przez pokój. Wzięła do ręki
książkę oprawioną w twardą, skórzaną okładkę. Trzęsącymi się palcami otworzyła
ją. Otarła wierzchem dłoni oczy, żeby zwiększyć ostrość widzenia. Pierwsza
strona przedstawiała salę kinową. W postaciach rozpoznała chłopaków z Tokio
Hotel, siebie a także Nikolę. Na kolejnych ilustracjach zostały zobrazowane
sceny z życia jej i Billa. Chłopak przedstawił wszystkie wydarzenia ze swojego
punktu widzenia. Mary nie była pewna, ale sądziła, że Czarny rysował te obrazki
na bieżąco. Przypominając sobie poszczególne sytuacje, w których zraniła Billa
zaniosła się jeszcze większym szlochem. Powinna odłożyć książkę i zapomnieć o
niej jak najszybciej, bo ukazywała prawdę. Zbyt bolesną prawdę. Mimo, że
wiedziała, co znajdzie na następnych stronach z zaciekawieniem oglądała kolejne
obrazki. A może po prostu nie mogła oderwać wzroku od kolorowych ilustracji?
Uśmiechnęła się widząc w chmurkach, w których Bill zapisał swoje myśli albo
słowa, które pomyślał w danej chwili albo już po danym zdarzeniu. Czasami się z
nim zgadzała, ale na ogół dobrze wiedziała, że w większości to co się stało
było jej winą. Gdyby nie zachowywała się tak egoistycznie, teraz nie musiałaby
oglądać tych wszystkich obrazków, przypominających jej cierpienie jakie
sprawiła sobie i ukochanemu chłopakowi.
Przejechała delikatnie palcem po kreskówkowym Billu, który wręczał
kreskówkowej Mary Ann matrioszkę i mówił, że ja kocha. Doskonale pamiętała jaka
była wówczas szczęśliwa. Nie chciała wtedy zostać dziewczyną Billa, bo bała
się, że ich związek może skończyć się tak jak jej związek z Piotrkiem.
Wiedziała, że czuje do niego zupełnie coś innego niż do Piotrka; coś co szybko
nie przeminie, ale mimo tego bała się. I teraz też się bała. Nie chciała więcej
cierpieć, bo wiedziała, że w końcu tego nie wytrzyma. Przyjdzie moment, który
przeleje czarkę wypełnioną goryczą.
Gdy natrafiła na obrazek przedstawiający moment, kiedy o mały włos nie
kochała się z Billem pierwszy raz pod prysznicem, poczuła jeszcze gorętsze łzy
na swoich policzkach. Chłopak już wtedy wiedział o jej rzekomej ciąży. Teraz
przynajmniej zrozumiała dlaczego nie chciał się z nią wówczas kochać. Gdyby
wyznał jej prawdę, na pewno dalsze obrazki nie miałyby racji bytu. I tak
zobaczyła mnóstwo kreskówkowych Billów ze złamanym sercem, płaczących Billów i
smutnych Billów. Nie wiedziała, że Czarny wylądował w szpitalu, bo rozbił
lustro w pokoju hotelowym. Tak samo jak nie miała pojęcia o tym, że wytatuował
sobie gwiazdkę na podbrzuszu, która miała symbolizować to, że jest gwiazdą i
nie potrzebuje jej. A jednak potrzebował, jak wynikało z kolejnych ilustracji.
Widząc podobiznę Billa i dziewczyny, która została podpisana jako Gisele,
poczuła jak serce rozrywa jej się na kawałki. Skoro tak bardzo ją kochał,
dlaczego poszedł do łóżka z nieznajomą? Odpowiedź przyszła na kolejnej karcie.
Bill chciał się przekonać, że jej nie potrzebuje, że może sobie ułożyć życie z
kimś innym. Jednak brakowało mu tego wszystkiego, co czuł przy niej. Nie była
pewna czy dobrze interpretuje obrazki i napisy na nich, ale sądziła, że w inny
sposób się nie da tego uczynić.
Mary Ann uśmiechnęła się widząc jak Bill wracał smutny od Gisele i znalazł
dziecko w parku, którym później się zaopiekował. Jak się okazało, to przez
Jaspera chłopak postanowił do niej przyjechać. Poczuła ciepło wokół serca
widząc kreskówkowego Billa, a nad jego głową chmurkę, w której narysował jej
podobiznę z ciążowym brzuszkiem.
Kiedy dotarła do ostatniej strony nie wierzyła własnym oczom. Musiała
przetrzeć kilkakrotnie powieki, żeby przekonać się, że napis i pierścionek z
białego złota z licznymi brylancikami usianymi wokół jednego dużego, nie są
wytworem jej wyobraźni. Przejechała palcem po ślicznym, mieniącym się w blasku
światła padającego z kinkietów, pierścionku przyklejonego do kartki taśmą
samoprzylepną. Napis nad nim głosił:
„Jeżeli to możliwe, chcę zostać ojcem twojego
dziecka”
To wszystko. Tylko jedno zdanie. Jednak po obejrzeniu całej książki, było
ono wystarczające. Wyznania wielkiej miłości aż do śmierci i tego typu słowa
były tutaj całkowicie niewskazane. Zamiast tego to jedno zdanie mówiące tak
wiele... Poczuła silną chęć założenia na swój serdeczny palec pierścionka, ale
oparła się tej pokusie. Miała prawie siedemnaście lat. Bill tak samo. Co oni
wiedzą o życiu? A co jeśli ich miłość jest tylko zwykłym zauroczeniem, choć im
wydaje się inaczej?
Skuliła ramiona i zaniosła się głośnym szlochem. To co zrobił dla niej
Czarny było najwspanialszą rzeczą jaka spotkała ją w życiu, ale nie mogła się
zgodzić na jego propozycję. Bill chciał się z nią ożenić, bo myślał, że jest w
ciąży. Nie rozumiała za bardzo, nawet po przejrzeniu książki, którą jej
zostawił, dlaczego chciał to uczynić, ale uznała to za nieważne.
Odłożyła wolumin na stolik, otarła łzy i opuściła pokój. Nie szła do Billa.
O nie. Chciała się przejść. Przemyśleć sobie wszystko na spokojnie. Zastanowić
się co zrobić dalej. Z jednej strony pragnęła zadzwonić do Billa i kazać mu
natychmiast przyjść do hotelu w którym się zatrzymała, a później rzucić mu się
w ramiona i już nigdy nie pozwolić mu odejść, ale z drugiej - bała się.
Przeraźliwie bała się przyszłości, która może okazać się dla nich niezbyt
łaskawa.
Boski rozdział <3
OdpowiedzUsuńMam takie małe pytanie. Czy jest szansa by kontynuacja bloga znajdowała się także tutaj? Bo tutaj o wiele lepiej się czyta, niż na tamtym drugim. Jeśli możesz, daj znać. :)
Dziękuję^____^
UsuńZaraz dodam kilka pozostałych rozdziałów^______^