środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 216

-          Kaulitz! Co to miało u licha znaczyć?!
Cała czwórka spojrzała na Davida Josta z niekłamanym strachem. Mężczyzna zmierzał w ich stronę szybkim, sprężystym krokiem. Jego twarz wyrażała olbrzymią złość. Gdyby muzycy, siedzący na sofach w odcieniu ciemnozielonym, nie znali swojego menagera, z pewnością uznaliby, że zaraz wyciągnie zza swojej czerwonej koszulki pistolet i ich pozabija.
-          Znowu moja wina... - jęknął Tom, patrząc bojaźliwie na Davida. - Tych dwóch akordów, które pomyliłem i tak pewnie nikt nie zauważył... Czemu zawsze się czepiasz tylko mnie?
Menager całkowicie zignorował słowa starszego Kaulitza. Wbił natomiast wyczekujący wzrok w Billa. Chciał wiedzieć dlaczego Czarny wywinął mu taki paskudny numer.
-          Musisz się na mnie wyżywać za każdym razem, kiedy pokłócisz się z Novą? - Czarnowłosy spojrzał na mężczyznę, uśmiechając się pod nosem. Ani trochę nie żałował swojego czynu.
-          Nie pokłóciłem się z nią - burknął. - Dlaczego pokazałeś wszystkim tatuaż?! Miałeś go zachować w tajemnicy!
-          Myślałem, że chciałeś, żebym go pokazał. Okropnie machałeś rękami i pokazywałeś na podbrzusze - odparł spokojnie. - Fankom się podobał. Słyszałeś jak piszczały z zachwytem?
-          Nie żartuj sobie ze mnie! - Wrzasnął, opierając dłonie o swoją miednicę. - Zrobiłeś mi na złość!
-          Ja? Tobie? - Uniósł brwi ze zdumienia. - Wybacz David, ale coś ci się pomyliło.
-          Nie przeginaj! Uzgodniłem, że Bravo jako pierwsze pokaże twój nowy tatuaż! Jak ja się teraz z tego wytłumaczę, co?! Zaraz w Internecie zaroi się od zdjęć tych cholernych fanek!!!
-          Przykro mi, ale wierzę, że znajdziesz jakąś wymówkę. Mama wspominała mi o sesji zdjęciowej dla Bravo z nowym tatuażem, ale myślałem, że sobie żartuje - wbił twardy wzrok w menagera. - Ona lubi urządzać mi awantury dla żartu.
-          Nie zachowuj się jak smarkacz!!! Wiesz, że masz obowiązki, które musisz wypełnić, czy ci się to podoba, czy nie! A sesja dla Bravo jest jednym z nich! Nie możesz do cholery robić tego na co masz ochotę!!! - Na policzkach Josta pojawiły się czerwone plamy.
-          Znam warunki kontraktu i zapewniam cię, że nie ma tam żadnego punktu, który mówiłby o tym, że mam pozować z każdym nowym tatuażem. Tak się składa, że jedyną osobą, mającą prawa do mojej gwiazdki i ciała jestem ja sam. Nie przypominam sobie, żebym je komuś sprzedawał.
Spokojny głos młodszego Kaulitza jeszcze bardziej wytrącił z równowagi Davida Josta.
-          Co ty sobie myślisz smarkaczu?! Że kim jesteś?! Na razie jesteś tylko nic nie znaczącą gwiazdką, która w każdej chwili może zgasnąć!!! Jeżeli nadal chcecie - przesunął wzrok z Billa na pozostałych, którzy ze spokojem przysłuchiwali się całej rozmowie - świecić tak jasno, macie robić to co wam każę!!!
-          Daj już spokój David - wtrącił Gustav. - Bill ma rację. To jego tatuaż i jego ciało. Nie powinieneś uzgadniać sesji za jego plecami.
-          Ani mówić mamie o tatuażu - dodał Tom. - Wiedziałeś, że ona nic o tym nie wie.
Menager opuścił ręce, westchnął ciężko, po czym zaczął liczyć w myślach do jedenastu, aby się trochę uspokoić. Nienawidził takich sytuacji.
-          Czy wy do cholery nie rozumiecie, że chcę dobrze? - Spytał nieco spokojniej, ale w jego głosie nadal można było wyczuć wściekłość. - Stworzyłem was, dlatego chcę, żebyście jak najwięcej osiągnęli! W dzisiejszych czasach sama muzyka nie ma znaczenia!
-          Nie musisz nas pouczać - mruknął Georg. - Dobrze wiemy na czym polega ten świat. Rób człowieku tyle skandali ile tylko zdołasz.
-          Właśnie - poparł go David. - Ale jako że waszymi fankami są młode dziewczęta, a wy - spojrzał znacząco na Kaulitzów i Gustava - jesteście jeszcze niepełnoletni, nie możecie urządzać za dużych skandali. Jednakże gazety powinny ciągle o was pisać. Nawet wtedy, kiedy zamkniecie się w studio.
-          I niby co mają o nas pisać? - Spytał Tom wojowniczo. - Może mam sprzedać Nikolę? Nie sądzisz, że to będzie ciekawe? „Tom Kaulitz znalazł dziewczynę”, albo „Kim jest ta tajemnicza brunetka pojawiająca się u boku seksownego gitarzysty Tokio Hotel?”, a może: „Tom Kaulitz opowiada o swoich doznaniach erotycznych!”. Tego chcesz? Żebyśmy sprzedali swoje życie prywatne?! I skończyli jak te wszystkie ćpające gwiazdki Hollywood?!
W pomieszczeniu zapadła cisza. David Jost nie wiedział co ma odpowiedzieć Dreadowłosemu. Z jednej strony sprzedałby ich wszystkie sekrety, żeby tylko zapewnić im jak największą popularność, ale z drugiej traktował tych czterech chłopców z Magdeburga jak swoich młodszych braci.
-          David? - Po kilku minutach ciszy, odezwał się Bill. - Wiemy, że chcesz dla nas dobrze. Nie chcę się z tobą kłócić, zresztą chłopaki chyba też nie... Nie pasuje mi jednak to, że sprzedajesz moją prywatność nie uzgadniając tego ze mną. Tutaj nie chodzi tylko o to, że załatwiłeś mi sesję dla Bravo czy powiedziałeś matce o tatuażu. Nie była nawet tak wściekła jak mi się wydawało, że będzie.
-          W takim razie o co chodzi? - Spytał mężczyzna opadając na wolną kanapę. Otworzył puszkę z colą i upił kilka łyków.
-          O to, że nie chcemy stać się marionetkami, za których wizerunkiem kryje się cały sztab ludzi - teraz głos zabrał Tom. - My chcemy pozostać sobą.
-          Nie chcemy, żeby ktoś sprzedawał naszą prywatność bez naszej zgody - dodał Gustav. - Oczywiście zawsze będą krążyły plotki, ale na nie nic nie poradzimy...
-          Tak. Muzyka jest najważniejsza. Nie możemy oczywiście wymagać, żeby tylko o niej pisano, a o nas nic. Swoją drogą lubię być w blasku fleszy, ale nie przesadzajmy.
-          Czyli pokazałeś tatuaż, żeby się na mnie zemścić i pokazać, że ostatnie słowo należy do ciebie? - Spytał Czarnego, a kiedy ten kiwnął potakująco głową, uśmiechnął się: - Jak zawsze uparty... Zaszliście daleko, ale zajdziecie jeszcze dalej - w jego oczach pojawiły się błyski. Zamierzał zrobić z nich światowe gwiazdy, które za dwadzieścia lat staną się legendami, tak jak Metallica, Aerosmith czy Depeche Mode.
-          Dzięki - odparli jednocześnie.
-          Możemy mieć do ciebie prośbę? - Jost spojrzał zdumiony na Georga. - Mów nam o każdej sesji, wywiadzie i innych duperelach, które chcesz nam załatwić. A my zdecydujemy czy się zgadzamy na udział w tym.
-          Georg to nie od was zależy. Dopóki nie macie pozycji Madonny musicie brać to, co wam dają.
-          Wiem, ale chodziło mi o te wywiady, które dotyczą czegoś takiego jak nowy tatuaż, albo takie trochę z bardziej osobistymi pytaniami...
-          Nie chcesz, żeby ktoś się dowiedział, że nadal jesteś prawiczkiem? - Zażartował Tom, rozładowując tym samym nieco napiętą atmosferę. - I tak wszystkich o tym poinformuję.
-          Zawsze wiedziałem, że zazdrościsz mi tak barwnego życia erotycznego - odparował. - Możesz sobie pomarzyć o tym co przeżyłem.
-          Romantyczne sam na sam ze świeczkami i wazeliną?
-          Przestańcie! - Zawołał David, uśmiechając się. Jego złość całkowicie wyparowała. Na tę czwórkę magdeburczyków nie potrafił się długo gniewać. - Macie rację, jeżeli ma nam się dobrze pracować, nie powinniśmy robić sobie na złość ani robić czegoś wbrew woli. Pamiętam menagera Bed&Breakfast... Straszny facet - wzdrygnął się przypominając sobie niskiego, grubego mężczyznę, który kazał im pracować bez wytchnienia dniami i nocami. Uświadomiwszy sobie, że on staje się taki sam, zamilkł.
Spuścił głowę, zastanawiając się czy na pewno robi dobrze. Nie wydawało mu się, żeby Bill, Tom, Gustav i Georg byli przepracowani, ale może właśnie Czarny zachowywał się ostatnimi czasy w ten sposób, nie ze względu na Mary Ann, ale przez zbyt duże ciśnienie panujące wokół Tokio Hotel? Wiedział, że stres może wykończyć człowieka, dlatego od samego początku starał się, aby ich współpraca przebiegała bez niego. Czasami oczywiście musiał sprowadzić ich do pionu, ale nie chciał zamienić się w menagera Bed&Breakfast.
-          Bill? - Widząc jak Czarny wbija w niego swoje ciemnobrązowe tęczówki z zaciekawieniem, mówił: - Kilka dni temu przyszła pewna oferta. Na początku chciałem ją odrzucić, bo teraz powinniście zająć się nagrywaniem płyty, ale po głębszym zastanowieniu uznałem, że to byłoby korzystne dla Tokio Hotel. No i oczywiście dla ciebie. Zarobiłbyś sporą sumkę...
-          O co chodzi? - Spytał menagera, sądząc, że ten w przeciągu najbliższej godziny nie wyjawi mu o co chodzi, a on się spieszył. - Mam się z kimś umówić? A może przespać? - Zażartował, choć poznał na tyle show-biznes, aby wiedzieć, że często droga na szczyt okupiona jest właśnie takimi wydarzeniami.
-          Nie. Aż tak źle nie będzie - zaśmiał się. - Propozycja dotyczy czegoś innego. Za niedługo na ekrany kin ma wejść „Artur i Minimki”...
-          Ale jaki to ma związek ze mną? Mam zagrać w filmie?
-          Prawie. Masz użyczyć głosu Arturowi, ale oczywiście jeżeli nie będziesz chciał, nie musisz tego robić. Krążą pogłoski, że Nena też ma podłożyć swój głos jednej z postaci... - dodał, zachęcając tym samym młodszego Kaulitza.
-          W porządku. Użyczę głosu Arturowi. To może być fajna zabawa.
David Jost spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się czy aby przypadkiem źle nie usłyszał. Sądził, że po ich rozmowie sprzed paru minut Bill nie wyrazi na to zgody. A jemu zależało, żeby chłopak wziął w tym swój udział. Wtedy mimo nagrywania nowej płyty, Tokio Hotel, a raczej Bill Kaulitz znów byłby na pierwszych stronach gazet.
-          Naprawdę się zgadzasz?
-          Tak. Możemy wracać już do Hamburga? Chyba nie ma potrzeby, żebyśmy jeszcze tutaj przebywali...
-          Masz rację. Spakujcie się. Ruszymy za półtorej godziny.
* * *
            Telefon leżący na kuchennym stoliku zawibrował cicho, nie wydając jednak z siebie melodyjki. Nikola była właśnie w trakcie karmienia Jaspera. Włożyła maluchowi do małych usteczek kolejną porcję kaszki ryżowej o smaku truskawkowym i sięgnęła po komórkę. Widząc na wyświetlaczu kopertę, a pod nią napis głoszący: „Mary Ann” uśmiechnęła się do siebie. Była ciekawa co słychać u przyjaciółki. Chciała, żeby blondynka wróciła już z Indii i wprowadziła się do Niemiec. Niestety do tego czasu pozostał jeszcze prawie miesiąc...
            Włożyła łyżeczkę do miseczki z kaszką, po czym odczytała wiadomość:
„Jestem w ciąży...”
            Brunetka zamknęła powieki, po czym jeszcze raz spojrzała na mały ekranik. Białe litery nadal układały się w to samo zdanie. Nie rozumiała jakim cudem przyjaciółka może być w ciąży. Czyżby poznała kogoś w Indiach? A może blondynka kochała się z Billem i dziecko jest jego?
            Kiedy się trochę otrząsnęła z szoku, jakiego doznała po przeczytaniu wiadomości, postanowiła zadzwonić do przyjaciółki. Uznała, że przez smsy za dużo się nie dowie.
-          Jak to jesteś w ciąży?! - Wykrzyknęła do słuchawki, słysząc wypowiedziane przez Mary zwykłe: „Hej!”.
-          Spokojnie - usłyszała w odpowiedzi.
-          Jak mam być spokojna, wiedząc, że moja przyjaciółka jest w ciąży?! - Nie dała jej nic więcej powiedzieć. - Jak to się stało?! Z kim?! Mów natychmiast! - Zażądała, zupełnie nie przejmując się tym, że Jasper wlepia w nią swoje duże, błękitne oczka, domagając się jedzenia.
W słuchawce rozległ się śmiech Mary Ann.
-          Źle to ujęłam - mruknęła. - Nie jestem w ciąży. Bill tak myśli.
-          Co?! - Oczy brunetki rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. - Dlaczego Bill myśli, że jesteś w ciąży?!
-          Widział w mojej torebce witaminy twojej mamy, a później pan Trümper znalazł pod kanapą w salonie zdjęcia USG. Najprawdopodobniej te, które zgubiłaś...
-          Skąd wiesz? Bill ci powiedział?
-          Nie. Babcia zadzwoniła z awanturą. A ja głupia zastanawiałam się co zrobiłam źle... - roześmiała się. - Zabawne, nie? Myślę dwa miesiące nad tym dlaczego Bill mnie znienawidził, wymieniam z nim same złośliwości, piszemy sobie durne liściki nic nie mówiące, oprócz tego, że się nienawidzimy, a później dzwoni do mnie babcia i mówi, że ona jeszcze nie chce zostać prababcią.
-          Co zamierzasz teraz z tym zrobić? - Spytała, po chwili ciszy.
-          Walnąć go w twarz - odparła obojętnie. - Niech ja tylko dopadnę tego cholernego egoistę! Przekaż mu, żeby kupił sobie mocno kryjący podkład! Albo nie! Niech jego fanki zobaczą jakim jest paskudnym draniem!
-          Mary Ann? Ja to odkręcę... To przeze mnie znaleźliście się w tej chorej sytuacji...
-          Żartujesz sobie? To nie jest twoja wina, tylko tego kretyna! Jak on mógł się tak zachować?! Powinien ze mną porozmawiać, a już przede wszystkim powiedzieć o co chodzi! Ma szczęście, że na razie tkwię w Indiach!
-          On bardzo to przeżył... Wydaje mi się, że ciężko było mu...
-          Nikola? - Mary Ann spytała z podejrzliwością. - Czy ty aby go nie usprawiedliwiasz?
-          Może trochę - przyznała. - Ja po prostu chcę, żebyście oboje byli szczęśliwi... Szczególnie, że ta cała kłótnia rozpoczęła się przeze mnie... Przepraszam. - Spuściła smutno głowę. Było jej naprawdę głupio, że zgubiła zdjęcia swojej mamy, akurat w domu bliźniaków.
-          Nie obwiniaj się. Już ci mówiłam, że to nie twoja wina. Nawet przez chwilę tak nie pomyślałam. - Zapewniła, a Nikola zobaczyła oczyma wyobraźni jak Mary się uśmiecha. - Ten dupek powinien ze mną porozmawiać, zamiast pokazywać swoje fochy. Nie jestem wróżką, żeby się domyślać, co szanowny pan ma na myśli, mówiąc, że byłam tylko jego zabawką.
-          Po tym co mi powiedziałaś, nie wydaje mi się, żebyś była dla niego zabawką. On cię kocha.
-          Kocha? - Mary Ann zaśmiała się szyderczo. - Do diabła z taką miłością! - Zamilkła, po czym dodała niepewnie: - Mogę mieć do ciebie prośbę?
-          Jasne. Mów o co chodzi.
* * *
            Dochodziła północ, kiedy czarny minivan wiozący czwórkę magdeburczyków minął zieloną tabliczkę z napisem „Hamburg”.
-          Teraz chyba nie ma sensu jechać po Jaspera... Pewnie już dawno smacznie śpi... - powiedział Bill, nie odwracając głowy od przesuwających się za szybą budynków.
-          Pewnie tak. Rano go zabierzemy od Nikoli.
-          O jakim Jasperze mówicie? - Spytał Georg, jak zwykle o niczym nie poinformowany.
-          Bill znalazł niemowlaka w parku. Nie znacie kogoś, kto chciałby adoptować dziecko? - W głosie Toma zabrzmiała nadzieja. Wiedział, że czym dłużej chłopiec będzie z nimi przebywał, tym trudniej będzie im go oddać. A przecież nie mogli się nim opiekować.
-          Dlaczego nic nam nie powiedzieliście? - W głosie Gustava brzmiała nutka rozczarowania.
-          Nie było okazji - Bill wzruszył ramionami, patrząc na pogrążone w mroku twarze przyjaciół. - Nie mówicie na razie o niczym Jostowi. Nie chcę, żeby kazał nam oddać Jaspera do domu dziecka. To nie jest dobre miejsce. Dzieci potrzebują oprócz dachu nad głową i posiłku, miłości.
-          Może sam zapewnisz mu tę... miłość?
-          Georg! Nie żartuj sobie! Przecież wiesz, że nie mogę stać się tatusiem dla tego malucha... Niby kto pozwoliłby zaadoptować siedemnastolatkowi dziecko? W dodatku liderowi Tokio Hotel?
-          Bill ma rację - poparł go Gustav. - Trzeba mu znaleźć dom, ale to raczej nie będzie takie proste... Zapytam rodziców, czy nie znają jakiejś bezdzietnej pary...
-          Dzięki Gusti - Tom uniósł kąciki ust w górę. - Wpadnijcie do nas jutro rano. Poznacie Jaspera.
-          Słodki maluch, choć czasami strasznie nerwowy - dodał Bill, a jego twarz się rozpromieniła na samą myśl o bobasie.
* * *
            Słysząc głośne walenie do drzwi, Georg Listing wymruczał coś niezrozumiałego, po czym nakrył głowę poduszką. Kiedy łomotanie nie ustawało, a oprócz tego z jego telefonu komórkowego wydobyła się głośna melodyjka, nie otwierając oczu zwlókł się z łóżka i potykając się o krzesło, a także dywanik udał się do przedpokoju.
-          Czego?! - Zawołał wściekły.
-          Georg! Otwórz! - Rozpoznał głos młodszego Kaulitza.
-          Spadaj Bill! Idę spać!
-          Georg! Wpuść mnie!
Basista westchnął ciężko, dochodząc do wniosku, że Czarny nie odpuści. Otworzył drzwi, wpuszczając do środka niechcianego o tej porze gościa.
-          Czego chcesz? - warknął, patrząc zaspanymi oczami na wokalistę.
-          Spokojnie Georg - uśmiechnął się wesoło. Wyminął go, kierując się do sypialni przyjaciela. - Musisz mi w czymś pomóc.
-          Która w ogóle jest godzina? - Spytał zrezygnowany, siadając na swoim łóżku.
-          Za dwie siódma. Masz. Załóż to.
Rzucił mu wytarte spodnie i białą koszulkę. Georg złapał ubrania i położył je obok siebie. Przetarł wierzchem dłoni powieki.
-          Może powiesz mi łaskawie dlaczego budzisz mnie o świcie i każesz się ubierać?
-          Powiem ci w drodze. Jak będziesz dalej tak marudził, nie dojedziemy do jutra.
-          Gdzie ty chcesz jechać? - Spytał, nic nie rozumiejąc. - Zabierz Toma, albo Gustava.
-          Z chęcią - uśmiechnął się - ale na razie tylko ty masz prawo jazdy i samochód. Zrobiłem ci na śniadanie kanapki z ogórkiem, pomidorem i podwójną ilością żółtego sera, ale dostaniesz dopiero w aucie. - Spojrzał na wyświetlacz komórki. - Powinniśmy wyruszyć już pięć minut temu.
-          Daj sobie na wstrzymanie! Nigdzie nie jadę! - Położył się na łóżku i wpatrzył w sufit. - Nawet nie wiem gdzie chcesz jechać.
-          Do Polski - odparł spokojnie. - Ubieraj się Georg! Nie mamy czasu do stracenia!
-          Odbiło ci?! Nie możemy urządzić sobie dzisiaj wycieczki! Przecież po południu mamy sesję z twoją gwiazdką. Jost znowu się wścieknie.
-          Ty nic nie rozumiesz! - Głos Billa był niemalże rozpaczliwy. - Ja muszę jechać do Polski! Naprawdę muszę! Jak nie chcesz się ubierać, możesz jechać w bokserkach! Zabierz tylko prawo jazdy, kluczyki i chodź!
Basista podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał uważnie na Billa. Jego policzki były zaczerwienione, włosy roztrzepane we wszystkie strony, co z pewnością nie było zamierzone, a ciemnobrązowe tęczówki błądziły po pokoju, nie zatrzymując się dłużej na żadnej z rzeczy.
-          Naćpałeś się? - Tylko to przyszło mu do głowy.
-          Nie do cholery! Czemu wszyscy myślicie, że się naćpałem?! Jestem całkowicie czysty! Chcę po prostu jechać do Polski. Proszę Georg! Zawieź mnie do Zielonej Góry... - poprosił, patrząc na niego żałośnie. - Ja dłużej tak nie wytrzymam... Muszę zobaczyć się z Mary Ann. Proszę Georg, jedź ze mną...
-          To ona już wróciła? - Basista uniósł brwi ze zdumieniem. - Myślałem, że przylatuje dopiero pod koniec sierpnia...
-          O czym ty mówisz? Skąd Mary Ann miałaby przylecieć? Nikola mówiła, że w tym roku nie przyjeżdża do babci...
-          Bo nie przyjechała - Georg wzruszył obojętnie ramionami. - Poleciała z ojcem do Indii. Nic nie wiedziałeś?
Czarnowłosy pokręcił przecząco głową. Opadł bezwiednie na podłogę, siadając po turecku. Wbił wzrok w jedną z dębowych desek, zastanawiając się co teraz ma zrobić. Chciał zobaczyć się jak najprędzej z Mary Ann, ale teraz stało się to niemożliwe.
-          Skąd wiesz? - Spytał szeptem.
-          Od niej. Przysłała mi pocztówkę - wyjaśnił. - No i trochę ze sobą pisaliśmy.
-          Pisaliście ze sobą... - powtórzył, wpatrując się ze złością w Georga. - I nic mi nie powiedziałeś, że piszesz z moją dziewczyną?!
-          Bill? Przecież z nią zerwałeś. To już nie jest twoja dziewczyna.
-          Może to ty jej zrobiłeś dziecko? - Spytał bezbarwnym głosem. - Zawsze jej broniłeś... Mówiłeś jaka to ona nie jest fajna i w ogóle...
-          Daj spokój! Mary to tylko koleżanka. Komu jak komu, ale tobie nie muszę tego tłumaczyć. Przecież wiesz, że ona nie widziała świata poza tobą... Pewnie nie pamiętasz tamtego sylwestra, ale wtedy kompletnie mnie zignorowała. Całą uwagę poświęciła tobie i tak już zostało. Nie rozumiem dlaczego nie jesteście ze sobą, ale to nie moja sprawa.
-          A jak ty byś zareagował, gdybyś dowiedział się, że twoja dziewczyna jest w ciąży, hę? - Wbił w niego wzrok. - Na dodatek nie z tobą?!
-          Skąd pomysł, że Mary jest w ciąży? Nie wydaje mi się, żeby to była prawda... - Georg dodatkowo pokręcił głową. - Znasz ją lepiej niż ja, dlatego powinieneś wiedzieć, że ona nie jest z tych dziewczyn. Na pewno nie bzykała się z nikim za twoimi plecami.
-          A jednak się bzykała... - mruknął. - Ale wiesz co? Nawet jeżeli, to ja i tak chcę z nią być - powiedział stanowczo. - Nie wierzę, żeby kłamała mówiąc, że mnie kocha. Dzięki Georg. - Podniósł się z podłogi, otrzepując spodnie. - Jadę do Indii! Muszę z nią porozmawiać!
-          Kiedy?
-          Teraz. Idę się spakować. Zawieziesz mnie na lotnisko?
-          Nie możesz tak po prostu pojechać sobie do Indii! - Zawołał.
-          Dlaczego?
-          Co z wizą? Bill, ty nawet nie wiesz gdzie teraz jest Mary. Zamierzasz objechać wszystkie indyjskie miasta? Przecież ci życia nie starczy! No i musimy być dzisiaj na sesji zdjęciowej z tym twoim tatuażem, a od jutra ostro zabieramy się za nagrywanie nowej płyty! Sam widzisz, że wycieczka do Indii jest bezsensowna. Zaczekaj aż Mary przyjedzie do Niemiec, albo chociaż wróci do Polski...
-          Nie! Załatwię wizę i polecę do Indii najszybciej jak tylko będę mógł! Ja muszę z nią porozmawiać...
-          Zadzwoń do niej - podsunął. - Teraz powinno być coś koło południa...
-          I co powiem? Że o wszystkim wiem, ale doszedłem do wniosku, że mi to nie przeszkadza?
-          Nie wiem. Powiesz co będziesz chciał.
-          To nie wypali. Muszę porozmawiać z nią w cztery oczy. Gdzie jest ambasada Indii?
-          Skąd to ja mam wiedzieć? - Spytał, a widząc zrezygnowany wzrok Billa, dodał: - Pewnie w Berlinie, ale nie wiem gdzie dokładnie. Daj sobie z tym spokój. Znajomi mamy byli tam na wycieczce. Mówili, że Indie absolutnie nie nadają się dla Europejczyka. Nie poradzisz sobie sam...
-          Od kiedy tak się o mnie troszczysz? - Żachnął się. - Poradzę sobie. Nie jestem już dzieckiem.
Georg spojrzał na niego zrezygnowany. Czuł, że nie uda mu się przemówić do rozsądku Billowi. Najwyraźniej Czarnowłosy wbił sobie do głowy, że musi jechać do Indii i teraz będzie do tego dążył za wszelką cenę. Nawet sensowne argumenty nic nie dadzą.
Wybrał numer Toma i przyłożył swoją komórkę do ucha. Skoro on nie jest w stanie odwieść Billa od tego zamiaru, to może uda się to starszemu Kaulitzowi. Przynajmniej miał taką nadzieję.
-          Nie dzwonisz do Davida, prawda? - Czarny spytał z lekkim strachem. Menager na razie nie powinien wiedzieć o jego pomyśle.
-          Nie. Tom? - Spytał, kiedy w słuchawce rozpoznał głos Dreadowłosego. - Przyjdź do mnie. Bill oszalał!
-          Nie oszalałem! - Zaprotestował.
-          Żaden wariat nie mówi, że jest wariatem, a kogoś kto mówi, że jest wariatem, ciężko uznać za wariata. To tak jakby alkoholik albo ćpun przyznawał się, że jest alkoholikiem albo ćpunem.
-          Więc trudno. Mogę być szalony, jeżeli jest choć cień szansy, że Mary mi wybaczy to co mówiłem - wzruszył obojętnie ramionami. - Jadę do Berlina załatwić wizę.
-          Nigdzie nie pójdziesz - Georg zagrodził mu drogę do wyjścia. - Zostaniesz grzecznie w Niemczech i zaczekasz aż Mary wróci.
-          Odsuń się Georg! To jest moja decyzja! Chcę do niej jechać i pojadę, a tobie nic do tego!
-          Dopóki jesteś moim przyjacielem i razem jesteśmy w zespole, mam prawo powiedzieć, że mi się to ani trochę nie podoba!
Po mieszkaniu Georga Listinga potoczył się dźwięk dzwonka. Brunet odetchnął z ulgą, widząc w przedpokoju Toma. Był pewny, że Bill go posłucha. A Dreadowłosy był na tyle rozsądny, żeby stanąć po jego stronie, a nie bliźniaka. Przynajmniej miał taką nadzieję...
-          Co tu się dzieje? - Spytał, patrząc na Georga, który zagradzał drogę do wyjścia Billowi. W oczach młodszego Kaulitza aż nadto była widoczna złość.
-          Georg nie chce mnie wypuści! - Warknął Czarnowłosy. - Powiedz mu coś!
Tom spojrzał pytająco na basistę. Był pewny, że ten musi mieć jakiś ważny powód do przetrzymywania Billa w swojej sypialni.
-          Bill chce jechać do Indii - wyjaśnił szatyn.
-          Po co chcesz jechać do Indii? - Spytał Tom, wyraźnie zdumiony zachcianką brata.
-          To chyba jasne. Nie przysłała ci pocztówki? Nie wymienialiście smsów?
-          O czym ty mówisz? - Dreadowłosy wyminął w drzwiach Georga i spojrzał uważnie na Billa.
-          O Mary Ann! Chciałem jechać do Zielonej Góry, ale Georg powiedział, że jest z ojcem w Indiach. Zresztą co za różnica? Muszę z nią porozmawiać.
-          Zadzwoń do niej - podsunął.
-          Czy wy nie rozumiecie, że to nie jest sprawa na telefon?! - Uniósł głos. - Ja naprawdę muszę się z nią zobaczyć! Dlaczego mi nie pozwolicie tego zrobić?! - Opuścił ręce bezradnie, wpatrując się smutno w Toma i Georga. - Dlaczego wszyscy są przeciwko mnie? Czy wy naprawdę nie rozumiecie, że ja ją kocham, i bez względu na to co się stało, chcę z nią być?
-          Skoro tak... - Tom mówił powoli, jakby ważył każde swoje słowo - powinniśmy ci pomóc.
-          Tom! To nierozsądne! - Wtrącił Georg. - On nie może się teraz spakować i polecieć do Indii!

Wiem o tym - westchnął - ale to nie zmienia faktu, że powinniśmy mu pomóc. Zadzwoń po Gustava. Razem na pewno coś wymyślimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz