środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 212

            Tom Kaulitz był w samym środku przechadzki po swojej krainie marzeń sennych, kiedy usłyszał melodyjkę wydobywającą się z jego telefonu. Spojrzał na Billa, który trzymał dłonie na swoim wielkim, ciążowym brzuchu i trajkotał o tym jak bardzo jest zadowolony, że już niedługo na świat przyjdzie jego dziecko. Dreadowłosy nie zauważył nic podejrzanego w tym, że bliźniak spodziewa się lada moment potomka, którego na dodatek sam ma urodzić. Po prostu był z nim, a nawet podzielał jego entuzjazm. Gdy ponownie usłyszał denerwującą melodyjkę, mruknął do bliźniaka, że zaraz wróci, po czym nie podnosząc powiek zaczął po omacku szukać swojej komórki. Nie patrząc na wyświetlacz, nacisnął odpowiedni przycisk i przyłożył sobie telefon do ucha.
-          Uhm? - Mruknął półprzytomnie.
-          Tom? Obudziłam cię... - Chwilę potrwało zanim rozpoznał głos Nikoli. - Czy mógłbyś do mnie przyjechać?
-          Uhm - przytaknął, nie mając pojęcia o czym mówi brunetka. Oczyma wyobraźni widział jeszcze Billa dotykającego z czułością swój ciążowy brzuszek.
-          Tom! - Uniosła głos. - Ja mówię serio. Masz do mnie przyjechać.
-          Co się stało kochanie? - Spytał sennie, przewracając się na drugi bok.
Odsunął telefon od ucha, żeby nie słyszeć paplaniny Nikoli, mlasnął ustami z niezadowoleniem i wtulił się w poduszkę, pozostając nadal w swojej krainie marzeń sennych. Obserwował z uśmiechem na ustach Billa, na twarzy którego w jednym momencie pojawił się wyraz bólu. Zaniepokojony złapał bliźniaka i posadził go na ławce, która pojawiła się niewiadomo skąd.
-          Tom! - usłyszał głos Nikoli wydobywający się z telefonu komórkowego, który niechcący przysunął do ucha. - Czy ty mnie słuchasz?!
-          Uhm... - mruknął, nie skupiając się na jej słowach.
Dopiero po kilkudziesięciu sekundach wypowiedziane przez nią wcześniej wyrazy ułożyły się w jego głowie w niezbyt logiczne zdania. Zerwał się gwałtownie z łóżka. Z wrażenia zapomniał wyplątać się z kołdry, w rezultacie czego wylądował na podłodze z głuchym łoskotem. Nie przejmując się tym, przyłożył telefon do ucha i wykrzyczał:
-          Nikola! Każ Billowi głęboko oddychać! Powiedz mu, że zaraz tam będę!
-          Tom... O czym ty... - wtrąciła, ale Dreadowłosy całkowicie ją zignorował.
-          Co ja mam zrobić?! - Zawołał, łapiąc się jedną dłonią za głowę. - Mój brat rodzi!! Co się wtedy robi?! Wiem! Nikola przygotuj ręczniki! I miskę z wodą! I jeszcze nożyczki! Tylko trzeba je wcześniej wygotować w gorącej wodzie!
-          Tom? - Spytała zaniepokojona. - Dobrze się czujesz?
-          Jak mam się dobrze czuć, skoro mój brat rodzi, a mnie przy nim nie ma?! - Wrzasnął, zakładając na siebie pierwsze lepsze spodnie, które się nawinęły. - Muszę załatwić lekarza... - jęknął. - Sami nie damy rady odebrać porodu! Ja się kompletnie na tym nie znam! - Czuł jak jego serce szaleńczo łomocze ze strachu, a ręce drżą. - Nikola oddychaj z Billem! I nie zostawiaj go samego! Już do was jadę!
Nie czekając na słowa brunetki, rozłączył się i drżącymi palcami zaczął szukać numeru telefonu do któregoś z ochroniarzy. Widząc imię Dirka, postanowił do niego zadzwonić. Musi jak najszybciej znaleźć się koło swojego rodzącego brata!
-          Tak...? - Usłyszał zaspany głos ochroniarza.
-          Dirk?! Przyjedź po mnie!
-          Tom daj mi spokój... - jęknął. - Jest czwarta rano...
-          Nie ma czasu! Muszę być przy Billu!
-          Stało się coś?! - Spytał wyraźnie rozbudzony.
-          Tak do cholery! - Wykrzyknął. - Przyjedziesz po mnie, czy mam dzwonić po taksówkę. Nie mam czasu, żeby ci wyjaśniać!
-          Już jadę.
-          Pospiesz się! Czekam na dole!
Rozłączył się, wciągając na siebie wygniecioną, brudną koszulkę. Teraz nie miał jednak czasu, żeby się tym przejmować. Najważniejszy był jego rodzący brat.
Porwał buty, pospiesznie zamykając drzwi od mieszkania jego i Billa. Zbiegając po schodach, włożył na nagie stopy obuwie. Sam nie wiedział jak udało mu się tego dokonać, nie łamiąc przy tym karku, ale to nie było ważne.
Gdy znalazł się na zewnątrz poczuł delikatny podmuch letniego wiatru na swoich policzkach. Wymruczał kilka przekleństw, biegnąc w stronę parkingu. Widząc, że nie ma jeszcze samochodu Dirka, zaczął krążyć po chodniku ze zdenerwowania, co rusz łapiąc się za głowę. Gdyby ktoś zobaczył go w tej chwili, bez wahania uznałby, że jest obłąkany.
Kiedy w oddali zamajaczyły światła samochodu, a następnie z półmroku wyłoniła się czerwona karoseria, podbiegł czym prędzej do auta i wsiadł do środka.
-          Wyjaśnisz mi co się stało? - Spytał Dirk, patrząc na niego zaniepokojonym wzrokiem. Bał się, że młodszemu Kaulitzowi coś się stało.
-          Jedź szybko do Nikoli! - Zawołał, zapinając się pasem bezpieczeństwa. - Albo nie! Do szpitala! Musimy zabrać ze sobą lekarza! Bill... Trzymaj się bracie. Zaraz z tobą będę... - Zasłonił sobie dłońmi twarz.
Mężczyzna z łomoczącym w piersi sercem, dodał gazu. Nie wiedział co się stało Billowi, ale sądząc po zachowaniu starszego Kaulitza było z nim naprawdę źle. Nie rozumiał tylko dlaczego Czarny był u Nikoli, a nie w szpitalu, skoro jest z nim tak źle.
-          Tom uspokój się... - poprosił spokojnym głosem, choć serce podeszło mu do gardła. - Powiedz mi co się stało.
Spojrzał na Dreadowłosego, w którego brązowych oczach czaiła się panika. Chłopak przesunął wzrok na mijane budynki, po czym odezwał się poważnym głosem:
-          Bill rodzi.
-          Możesz powtórzyć? - Dirk spojrzał na niego nic nie rozumiejąc. Jak Bill mógł rodzić?!
-          Bill właśnie rodzi! - Był przejęty. - A mnie przy nim nie ma!
-          Tom? Dobrze się czujesz? - Spytał ochroniarz. Sam nie wiedział czy powinien zacząć się śmiać czy może płakać.
-          Jasne! Czuję się cudownie! - Warknął, ciągnąc się za dready. - Dasz sobie radę braciszku... - mruknął do siebie.
Dirk nie wiedząc za bardzo dlaczego Tom uważa, że jego bliźniak rodzi, zwolnił trochę i zmienił trasę. Nie widział sensu w tym, żeby jechać do szpitala po lekarza. Śmiejąc się pod nosem, skręcił w uliczkę prowadzącą do wieżowca, w którym mieszkała Nikola z ojcem. Gdy tylko zatrzymał samochód na parkingu, Tom drżącym głosem ze strachu kazał mu jechać do szpitala, po czym wybiegł z auta i pognał jak szalony w stronę odpowiedniego budynku. Nacisnął guziczek i wystukując swoimi długimi palcami nerwowo jakąś melodię na murze czekał aż Nikola mu otworzy. Słysząc charakterystyczny dźwięk, popchnął drzwi i czym prędzej wszedł do środka. Widząc, że winda znajduje się na ostatnim piętrze skierował się w stronę schodów. Wbiegał jak szalony na szóste piętro. Trzymając się za bok i głęboko oddychając, załomotał do drzwi, a gdy zobaczył stojącą na progu brunetkę z jedną uniesioną brwią, jakby pytała co mu się stało, wyminął ją bez słowa. Chwilę nasłuchiwał, rozglądając się rozbieganym wzrokiem po przedpokoju.
-          Gdzie Bill?! - Zapytał nerwowo, nie widząc nigdzie śladu po bliźniaku.
-          Ciszej - przyłożyła palec do ust. - Chcesz obudzić dziecko?
-          Bill już urodził? - Spytał szeptem, ciągnąc się za rozrzucone na wszystkie strony dready. - Obiecałem, że przy nim będę... Mój mały braciszek... Nie zdążyłem... - Zaczął krążyć po przedpokoju, zasłaniając sobie twarz dłońmi.
-          Tom! - Zawołała, widząc jak Dreadowłosy zaczyna panikować. - O czym ty bredzisz?
-          Jak to o czym?! Sama do mnie dzwoniłaś i mówiłaś, żebym szybko przyjechał, bo Bill rodzi!
-          Nie tak głośno - upomniała go, ale kiedy sens jego słów do niej dotarł zaniosła się głośnym śmiechem, zupełnie zapominając, że w salonie śpi dziecko, które podrzucił jej Czarnowłosy.
W mieszkaniu rozległ się dźwięk domofonu, zmieszany z płaczem dziecka. Nikola spojrzała na Toma przepraszająco. Otworzyła drzwi przybyszowi, modląc się w duchu, żeby to nie był Bill z kolejnym niemowlakiem. Westchnęła głośno, kierując się do salonu. Wzięła na ręce bobasa zawiniętego w zniszczony, niebieski kocyk i przytuliła do piersi lekko kołysząc. Kompletnie nie miała pojęcia co powinna zrobić z takim maluchem, dlatego zadzwoniła po Toma, mając nadzieję, że chłopak jej pomoże. Nic bardziej mylnego.
Dreadowłosy złapał się ponownie za głowę.
-          Obiecałem, że przy nim będę! Jak mogłem tak go zawieść? Gdzie on jest?
-          Nie wiem - Nikola wzruszyła ramionami, otwierając drzwi od mieszkania.
Uniosła jedną brew ze zdziwienia widząc na progu Dirka, ubranego w bokserki i rozciągniętą koszulkę. Na stopach miał różowe, puchate bambosze. Mężczyzna widząc dziecko, które trzymała Nikola momentalnie przestał się śmiać. Przetarł oczy i spojrzał z niedowierzaniem na płaczącego malucha.
-          Co tu się stało? - Spytał zdezorientowany. Czyżby to było faktycznie dziecko Billa?
Nikola tylko pokręciła głową, jakby chciała powiedzieć ochroniarzowi „nie teraz” i odeszła od drzwi. Chodziła z dzieckiem po przedpokoju próbując je uspokoić, ale nie potrafiła. Przyrzekła sobie w duchu, że jak tylko złapie młodszego Kaulitza, zabije go własnoręcznie. Nie obchodził jej nawet ewentualny żal Mary Ann. Właściwie wyświadczyłaby jej tym przysługę. Nareszcie przyjaciółka mogłaby zapomnieć o Billu. Gniew Toma też ją nie interesował.
-          Tom uspokój się! - Wrzasnęła na niego tracąc cierpliwość. Miała serdecznie dość patrzenia na krążącego w tę i z powrotem Dreadowłosego.
Dziecko zapłakało głośniej, słysząc jej podniesiony głos.
-          Pewnie jesteś głodny - odezwała się łagodnie do malucha, starając się ukryć jak bardzo jest wściekła. - Zaraz Tom podgrzeje ci mleczko...
Spojrzała wymownie na starszego Kaulitza, który widząc jej wzrok momentalnie zniknął w kuchni. Dirk podążył za nim. Nikola westchnęła głośno, patrząc na mokrą twarzyczkę malucha. Otarła mu łzy, zastanawiając się jak może uspokoić dziecko. Może powinna zadzwonić do mamy albo taty i poprosić o skróconą instrukcję obsługi niemowlaka?
Po kilku minutach, bezskutecznego krążenia po przedpokoju i staraniu się uciszyć dziecko, opadła zrezygnowana na krześle w kuchni.
-          Podgrzałeś już mleko? - Spytała Toma, który stał oparty o kuchenkę elektryczną.
-          Tak, ale jak ty chcesz nakarmić tego malucha?
-          Normalnie. Podaj mi mleko i łyżeczkę.
Tom posłusznie wręczył Nikoli biały płyn w miseczce wraz z małą, srebrną łyżeczką. Uśmiechnął się do siebie widząc jak ukochana próbuje wlać trochę mleka do buzi bobasa.
-          Chyba nie jest głodny - odezwał się Dirk, upijając łyk kawy, którą przygotował mu Tom.
-          Pewnie masz rację... - westchnęła, wycierając dłonią mokrą plamę ze swojej koszulki nocnej. - Jak Bill go zostawił był taki sam wrzask...
Usłyszała jak ochroniarz wydmuchuje powietrze z płuc, a na jego twarzy maluje się wyraźna ulga Spojrzała na niego zdumiona.
-          Ty też myślałeś, że Bill rodzi?
Dirk pokiwał przecząco głową, zanosząc się śmiechem.
-          Ha, ha, ha... Śmiej się ze mnie, śmiej... - burknął Tom. - To takie śmieszne...
-          Co jest śmieszne?
-          Myślałem, że Bill rodzi, bo śnił mi się z takim wielkim - zatoczył koło na wysokości swojej talii -ciążowym brzuszkiem... - wyjaśnił wyraźnie zmieszany. - A ty później zadzwoniłaś i mówiłaś coś o dziecku i Billu...
-          Najważniejsze, że Kaulitzowi nic się nie stało - wtrącił ochroniarz. - Właśnie... Gdzie on jest?
-          Nie wiem - Nikola wzruszyła obojętnie ramionami, nadal starając się uciszyć płaczącego niemowlaka. - Dał mi dziecko i tyle go widziałam... Może jeździ po mieście i szuka więcej bobasów, a potem podrzuca je przypadkowym ludziom?
* * *
Stojąc przed półką, z dziesiątkami równo, niemal pedantycznie ułożonych paczek z pampersami, Bill Kaulitz dziękował temu, który wymyślił hipermarkety czynne przez całą dobę. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem był w tak wielkim sklepie. Odkąd stali się znani w Niemczech pozostało im buszowanie wokół półek na stacjach benzynowych albo małych sklepików, w których nie było zbyt dużej możliwości rozpoznania przez fanki Tokio Hotel. Teraz jednak stał wpatrując się w kilkanaście różnych opakowań pampersów. Puścił plastikową rączkę koszyka i wziął do ręki pierwszą lepszą paczkę. Nie miał pojęcia na co powinien zwrócić uwagę przy kupnie pampersów. Widział dziesiątki reklam przedstawiających słodkie bobasy, ale nigdy nie zwrócił na nie większej uwagi. Nie znał też wieku dziecka, które znalazł w parku. Na noworodka mu nie wyglądało, nie przypuszczał również, żeby maluch miał więcej niż roczek.
-          Tobi? - Spojrzał na ochroniarza, który wybierał śliniaczki i grzechotki. - Myślisz, że te będą dobre?
-          Nie wiem - mężczyzna wzruszył ramionami. - Poszukaj może takich dla półrocznego dziecka? Ten maluch chyba nie jest starszy...
Czarnowłosy skinął głową, wrzucając do koszyka trzy opakowania pampersów, które wydawały mu się najodpowiedniejsze. Było mu trochę głupio, że wyciągnął Tobiego do sklepu, nie pozwoląc mu nawet jechać do domu, żeby mógł zmienić piżamę na coś bardziej wyjściowego. Na szczęście w hipermarkecie oprócz kilku pracowników i może dwóch klientów nie było nikogo więcej.
-          Idę obejrzeć śpioszki - oznajmił Tobiemu, znikając w alejce obok.
Widząc cały rząd ubrań dla niemowlaków, rozszerzył oczy z przerażenia. Jak on ma wybrać z takiej ilości coś odpowiedniego dla szkraba, którego znalazł w parku? Nie wiedział nawet czy to chłopiec czy dziewczynka... Od razu wykluczył wszystkie różowe ubrania. Jeżeli bobas okazałby się chłopcem, a Bill sądził, że znalazł chłopca, zrobiłby mu tym krzywdę.
-          Dla dziewczynki niebieski też będzie dobry... - mruknął do siebie oglądając błękitne śpioszki z nadrukowaną myszką zajadającą się serem.
Nie widział dziecka bez kocyka, ale wydawało mu się, że wielkość ubranka będzie dobra. Zresztą nawet jeżeli śpioszki okażą się za duże, to przecież niemowlaki szybko rosną. Zabrał kilka ciuszków, które mu się spodobały i wrócił do Tobiego. Włożył przedmioty do koszyka.
-          Wrzuciłem dwie butelki i smoczki - ochroniarz wskazał na zawartość wózka.
-          Jeszcze tylko coś do jedzenia...
Z wyborem kaszek, płatków ryżowych i różnych przecierów poszło im o wiele łatwiej, choć Bill kręcił głową widząc, że większość z nich zrobiona jest z warzyw, których nie lubił. Żałował, że nie ma Gerbera o smaku hamburgera, pizzy albo gofrów. Wtedy nie miałby wątpliwości czy dziecku będą smakowały.
Z pełnym koszykiem udali się do kas. Bill obrzucił ze strachem zawartość metalowego wózka, dochodząc do wniosku, że trzydzieści osiem euro i czterdzieści eurocentów mu nie wystarczy. Spojrzał z zażenowaniem na Tobiego, który zaczął wykładać zakupy na taśmę.
-          Tobi? Mógłbyś pożyczyć mi pieniądze?
-          Jasne.
Czarny był wdzięczny mężczyźnie, że nie wypytywał go o powód pożyczki. Nie chciał się tłumaczyć, że na razie nie ma dostępu do swoich pieniędzy, a nie chciał przeżywać ponownie sytuacji ze sklepu komputerowego. Był zły na rodziców, że jeszcze nie odblokowali mu konta. Na szczęście matka zrozumiała, że nie może dłużej karać Toma za jego wybryki, dzięki czemu mógł pożyczać pieniądze od bliźniaka, kiedy były mu potrzebne.
Ochroniarz zapłacił rachunek, który Billowi wydał się zdecydowanie zbyt wysoki jak za kupienie kilku paczek pampersów, opakowań różnych kaszek, przecierów, mleka w proszku, śpioszek, kocyków, grzechotek i jeszcze kilku akcesoriów. Wolał nawet nie myśleć ile musiałby wydać gdyby kupił jeszcze łóżeczko dla dziecka, kołyskę, wózek i tego typu obowiązkowe przedmioty. Zrobiło mu się głupio, że Mary Ann wysłała mu nowiutkiego laptopa, akurat teraz, kiedy będzie musiała kupić tak wiele rzeczy dla swojego dziecka. Wiedział, że nigdy nie było u niej problemu z pieniędzmi, bo zawsze albo babcia albo rodzice dawali jej na to czego potrzebowała. Mimo tego nie była rozpuszczoną nastolatką, która musiała mieć wszystko czego tylko zapragnęła, a jej kaprysy graniczyły z tymi, które ma Jennifer Lopez albo Mariah Carey. I to w niej cenił, choć do tej pory nie zwracał na to większej uwagi. Zresztą nigdy jakoś specjalnie sytuacja majątkowa państwa Rose go nie obchodziła.
Wolnym krokiem ruszyli do samochodu. Bill pomógł schować Tobiemu zakupy do bagażnika, po czym odwiózł w odpowiednie miejsce koszyk. Wsiadł do auta i zanim zapiął pas, ochroniarz przekręcił kluczyk w stacyjce i wytoczył pojazd na drogę.
-          Co zamierzasz zrobić z dzieckiem? - Spytał go Tobi, kiedy zatrzymali się na światłach.
-          Nie wiem - odparł zgodnie z prawdą. - Nie mogę go adoptować, ani się nim zajmować - w jego głosie można było wyczuć smutek. - Co ja mówię... Gdyby Jost dowiedział się o dziecku, mógłbym pożegnać się z życiem...
Tobi zaśmiał się cicho. Wiedział, że Jost nie zabiłby Billa, ale z pewnością okropnie by się wściekł. W końcu pracował tak długo nad ich wizerunkiem, który mógł runąć w jednej chwili. Bill Kaulitz z dzieckiem nie był już tak pociągający jak Bill Kaulitz bez dziecka, choć Tobi nie miał wątpliwości, że zachowanie młodszego bliźniaka wiele dziewczyn potraktowałoby jako rycerskie.
-          Wydaje mi się, że z samego rana powinniśmy zawieźć je do domu dziecka - powiedział spokojnie.
-          A nie lepiej byłoby znaleźć mu rodzinę?
-          W domu dziecka mu ją znajdą. Bill nie możesz brać tego na siebie.
-          Ale to ja znalazłem tego bobasa! Jestem za niego odpowiedzialny! - Uniósł głos. - Byłeś z nami w sierocińcu! Widziałeś jak tam jest...
Mężczyzna westchnął ciężko, zastanawiając się jak przekonać Billa, że musi pozbyć się tego dziecka zanim dowie się o tym Jost i prasa. Znał zarówno menagera Tokio Hotel jak i ich producentów. Sprawiali sympatyczne wrażenie, ale Tobi dobrze wiedział, że to w znacznej części tylko pozory. Byli przyjaciółmi chłopców z Tokio Hotel tak długo, jak ci odnosili sukcesy.
            W milczeniu dojechali do osiedla, na którym mieszkała Nikola z panem Smidtem. Tobi zaparkował samochód na parkingu. Czarnowłosy wysiadł z pojazdu i zaczął wyciągać reklamówki z zakupami.
-          Myślisz, że Nikola będzie na mnie wściekła, że zniknąłem bez wyjaśnień? - Spytał ochroniarza, który wyciągał z auta pozostałe torby.
-          Nic jej nie powiedziałeś? - Uniósł brwi ze zdumieniem.
Młodszy Kaulitz pokręcił przecząco głową. Tobi westchnął ciężko. Zaczynał rozumieć Sakiego, kiedy ten żalił mu się, że czasami Bill zachowuje się nieodpowiedzialnie, wręcz dziecinnie. Z jednej strony Czarnowłosy sprawiał wrażenie dojrzałego mężczyzny, ale z drugiej dzieciaka, który musi się jeszcze wiele nauczyć o życiu.
Ochroniarz nacisnął przycisk domofonu. Czekali moment zanim usłyszeli charakterystyczny odgłos, świadczący o tym, że mogą otworzyć drzwi. Wjechali windą na szóste piętro. Bill schował się za Tobim widząc stojącą w drzwiach rozgniewaną Nikolę z dłońmi opartymi o biodra.
-          O! Bill Kaulitz wrócił... - powiedziała, a w jej głosie można było wyczuć złość. - Myślałam już, że podrzuciłeś mi dziecko i sobie uciekłeś...
-          Pojechałem z Tobim na zakupy... - wyjaśnił ostrożnie pokazując reklamówki, które trzymał w dłoniach. - Pomyślałem sobie, że przyda się coś do jedzenia i...
-          Możemy wejść? - Wtrącił Tobi, zanim Bill zdążył się rozgadać. - Te torby trochę ważą...
Brunetka odsunęła się, pozwalając wejść im do środka. Zamknęła drzwi i wskazała głową w stronę kuchni, gdzie siedział Tom z Dirkiem.
-          Cześć... - mruknął Bill, kładąc ciężkie torby na ciemnym, kuchennym blacie. Widząc siedzącego na krześle Dirka w bokserkach i wyciągniętej koszulce, uniósł pytająco brew, a kiedy ten nie zareagował na jego nieme pytanie, odezwał się: - Dlaczego jesteś w piżamie?
-          Twój brat zadzwonił do mnie rozhisteryzowany i kazał mi szybko przyjechać. Zrozumiałem tylko tyle, że coś ci się stało... - ziewnął przeciągle, po czym upił kilka łyków, już zimnej kawy. - Dopiero w aucie powiedział mi, że rodzisz.
Na twarzy Billa odmalował się szok, zaś Tobi słysząc słowa mężczyzny wybuchnął śmiechem.
-          Dobre! - Klasnął w dłonie. - Kaulitz w ciąży! Ty to masz wyobraźnię - zwrócił się do Toma, który siedział ze spuszczoną głową.
-          Niby jakim cudem miałbym zajść w ciążę? - Spytał Bill, wyciągając z toreb zakupy i układając je na blacie w równym rządku. Faktycznie uprawiał dzisiejszej nocy seks z Gisele, ale przecież nie mógł zajść w ciążę. Co najwyżej blondynka, ale przecież się zabezpieczyli...
-          Dajcie już spokój Tommy’emu - teraz głos zabrała Nikola, sadowiąc się wygodnie chłopakowi na kolanach i głaszcząc czule po policzku. - On naprawdę myślał, że Bill rodzi.
Na twarzy Toma pojawiły się rumieńce, kiedy ochroniarze zaczęli się śmiać.
-          No jakie to śmieszne... - odezwał się, uśmiechając się kpiąco. - Doprawdy, boki zrywać.
-          Patrz jakiego puścił focha - Dirk kiwnął głową w stronę starszego Kaulitza - a jeszcze godzinę temu było: „Dirk! Szybciej, bo nie zdążymy! Bill trzymaj się, bracie! Zaraz będę przy tobie...” - naśladował przerażony głos Toma.
Czarnowłosy chciał zapytać dlaczego Tom sądził, że zaszedł w ciążę, ale uniemożliwił mu to głośny płacz dziecka. Kątem oka dostrzegł jak Nikola, Tom i Dirk ciężko wzdychają, jednak nie przejął się tym za bardzo. Pobiegł czym prędzej do pokoju brunetki, z którego dobiegał płacz. Podszedł do bobasa, który wymachiwał rączkami, jakby chciał powiedzieć, żeby ktoś go przytulił. Bill bez zastanowienia wziął go na ręce i uśmiechnął się do dziecka.
-          Ciii... - przyłożył palec do małych usteczek niemowlęcia. - Wujek Bill już tutaj jest. Pójdziemy do wujka Toma, Tobiego, Dirka i cioci Nikoli? - Spytał malucha, który czując jego dotyk uspokoił się. Widząc bezzębne dziąsła, które dziecko szczerzyło w uśmiechu, odebrał to jako zgodę.
-          Jak ty go tak szybko uciszyłeś? - Nikola spojrzała na niego z wyraźnym zdumieniem. - Próbowaliśmy położyć go spać dobre czterdzieści minut...
-          Nie wiem... Po prostu wziąłem go na ręce...
Wyswobodził malucha z niebieskiego, zniszczonego kocyka i spojrzał na niego uważnie, układając usta w dzióbek.
-          Będzie trzeba cię wykąpać i ubrać w nowe śpioszki, bo te są strasznie zniszczone - odezwał się do dziecka, po czym spojrzał na brunetkę. - Nikola?
-          Słucham, Bill... - Wiedziała, że Czarny chce ją o coś poprosić. I nie myliła się.
-          Możemy u ciebie zostać?
W kuchni zapanowała cisza, przerywana jedynie wesołym gaworzeniem dziecka. Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się co powiedzieć, po czym wolno skinęła głową.
-          Dzięki!
-          Nie ma sprawy - wzruszyła ramionami. - Powiedz mi tylko co zamierzasz zrobić z dzieckiem.
-          Nie wiem jeszcze - przyznał ze smutkiem. - Coś wykombinuję.
-          Bill tutaj nie ma co kombinować - głos Tobiego był poważny. - Rano pojedziemy oddać dziecko do sierocińca.
-          Nie.
Ochroniarz przeniósł spojrzenie z Billa na Toma. Młodszy Kaulitz też wydawał się być zszokowany wypowiedzią brata.
-          Byliście z nami w sierocińcu. Wiecie jak tam jest okropnie.
-          To jest jedyne wyjście - Dirk poparł Tobiego. - Nie możecie zostać tatusiami tego brzdąca.
-          Wiem - Bill spuścił smutno głowę - ale możemy znaleźć mu nowy dom.
-          W domu dziecka... - zaczął ochroniarz, ale widząc minę Czarnowłosego uznał, że jego namowy i tak w niczym nie pomogą. - Niech Jost się tym martwi - mruknął, wstając z krzesła. - Jadę do domu.
-          Czekaj też idę - Tobi również podniósł się z miejsca. - Poradzicie sobie? - Spytał Toma, Billa i Nikolę, a kiedy ci skinęli potakująco głowami skierował się do przedpokoju. Brunetka poszła za nim.
W kuchni został Bill z dzieckiem oraz Tom. Młodszy Kaulitz usadowił się na wolnym krześle i spojrzał w duże, ciemnoniebieskie oczka niemowlaka. Wiedział, że Dirk z Tobim mają rację, ale nie chciał zostawiać bobasa w ośrodku, który ma na celu zastąpienie domu, a tak naprawdę nie jest nawet jego namiastką.
-          Pomożesz mi go wykąpać? - Spytał bliźniaka.
-          Jasne. Idź do łazienki, a ja zaraz przyjdę, tylko zabiorę te wszystkie pierdoły, które kupiłeś...
Czarnowłosy skinął głową, niosąc dziecko do łazienki. Wyminął Nikolę i ochroniarzy, którzy jeszcze o czymś rozmawiali, i wszedł do niewielkiego pomieszczenia. Ściany wraz z podłogą zostały wyłożone dużymi, prostokątnymi płytkami, przypominającymi swoją fakturą trawertyn. W rogu pomieszczenia znajdowała się narożna wanna, a zaraz obok niej prysznic. Na jednej ze ścian znajdował się wtopiony w szybę fragment fresku Michała Anioła, znajdującego się w kaplicy Sykstyńskiej.
Bill z dzieckiem na rękach odkręcił wodę i zakręcił korek. Uważając, aby nie upuścić malucha, sprawdził ręką czy przeźroczysta ciecz ma odpowiednią temperaturę.
-          Popluskamy się? - Spytał bobasa.
W odpowiedzi usłyszał wesołe gaworzenie. Czarny położył dziecko na pralce i zaczął ściągać z niego brudne śpioszki.
-          Jestem - oznajmił Tom, wsuwając się do środka z paczką pampersów, zasypką, gumową kaczuszką, płynem do kąpieli, ręcznikiem i śpioszkami. - Nikola położyła się spać. W razie czego mamy ją budzić. - Położył na podłodze przyniesione przez siebie rzeczy. - Aha... Powiedziała, że możesz spać w sypialni jej ojca...
Czarny skinął głową, odwijając pieluszkę. Kiedy dziecko było nagie, posadził je w letniej wodzie.
-          Podasz mi płyn do kąpieli?
Tom bez słowa wręczył bliźniakowi buteleczkę z jasnożółtą cieczą, a także gumową kaczuszkę. Przysiadł na skraju wanny i obserwował jak Bill próbuje wykąpać małego.
-          Chyba muszę wejść do środka... - powiedział cicho. - Przytrzymasz go?
Dreadowłosy złapał chłopczyka w talii uważając, aby dziecku nie przyszło do głowy położenie się w wodzie. Bill w tym czasie ściągnął z siebie buty, skarpetki, jeansy i podkoszulek. W pierwszym odruchu chciał pozbyć się również czarnych, obcisłych bokserek, ale uznał, że nie wypada paradować nago przy małym dziecku. Wszedł do wanny i zabrał się za mycie bobasa.
-          Ochlapiemy wujka Toma? - Spytał konspiracyjnym szeptem malucha, rozpryskując wodę, tak, że kilka kropelek wylądowało na podkoszulku Dreadowłosego.
Dziecko spojrzało na niego swoimi wielkimi, ciemnoniebieskimi oczami i zaczęło uderzać malutkimi rączkami w wodę. Chłopczyk śmiał się widząc jak kropelki lądują na Billu i ściankach wanny.
Tom obserwował w ciszy poczynania bliźniaka. Widział, że coś go martwi, bo choć się uśmiechał do dziecka, w jego czekoladowych tęczówkach nie było ani odrobiny radości.
-          Powinniśmy dać mu jakieś imię - powiedział Bill, biorąc chłopczyka na ręce.
-          Chyba masz rację - mruknął, podając bratu miękki ręcznik. Pomógł mu wytrzeć mokre ciałko dziecka. - Może Georg? - Zażartował.
-          Nie mógłbym zrobić dziecku takiej krzywdy - zaśmiał się. - Co powiesz na Jaspera?
-          Ładnie. Poradzisz sobie z małym? - Kiedy Bill niepewnie skinął głową, Tom ciągnął: - Pójdę zapytać Nikoli czy nie ma gdzieś moich bokserek, wydaje mi się, że kiedyś u niej zostawiłem...
No tak. Jego bokserki były mokre, a przecież nie będzie paradował nago, dotąd dopóki materiał nie wyschnie. Położył Jaspera na pralce. Podniósł z podłogi zasypkę i paczkę pampersów. Przyglądał się uważnie przedmiotom, nie bardzo wiedząc jak ich użyć. Nigdy wcześniej nie miał do czynienia z takim małym dzieckiem, więc nic dziwnego, że teraz czytał ze skupieniem sposób użycia zasypki i pampersów opisany na opakowaniach.

-          Zamiast się śmiać, mógłbyś pomóc biednemu wujkowi Billowi... - odezwał się do chłopczyka, kiedy ten zaczął wesoło gaworzyć i próbował klaskać w małe rączki. 

1 komentarz: