środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 217

            Szare, deszczowe chmury wisiały nad Berlinem i okolicami. Pogoda absolutnie nie wskazywała na to, że jest przedostatni dzień lipca. Zimny wiatr wskazywał raczej na październik, albo listopad. Tylko zazielenione drzewa zdawały się przeczyć tej teorii.
-          Podnieś koszulkę. - Bill spełnił polecenie fotografa. - Za wysoko. Trochę niżej. - Chłopak opuścił nieco kawałek materiału. - Teraz dobrze.
Mężczyzna zrobił kilka zdjęć.
-          Stańcie teraz tam - cała czwórka podążyła wzrokiem za palcem wskazującym fotografa. - I zacznijcie się wreszcie uśmiechać!
-          Jasne... - mruknął Bill - bo ja jestem zabawką, która ma się szczerzyć cały czas...
-          Daj spokój. Zaraz skończymy. Nie ma sensu się wściekać.
-          Pewnie masz rację.
Gustav skinął głową, stając obok Czarnowłosego. Cieszył się, że nie posłuchał Georga i założył ciepłą, szarą bluzę.
-          Gustav stań koło Georga. Obok Billa już stałeś na moście. - Blondyn przewrócił oczami, ale posłusznie zmienił miejsce. - A ty - kiwnął w stronę Toma - stań z lewej strony Billa. No, teraz dobrze. Uśmiechnijcie się!
Ani jeden z czwórki magdeburczyków nie zareagował na ostatnie polecenie fotografa. Nie mieli ochoty szczerzyć zębów w uśmiechu. Było im zimno i byli głodni. Na dodatek czekała ich jeszcze konferencja prasowa i sesja Billa dla Bravo z nowym tatuażem. Tom, Gustav i Georg cieszyli się, że nie musieli brać w niej udziału. Wystarczyło im na dzisiaj pozowanie dla Yamu.
* * *
-          Co?! - Nikola wykrzyknęła, otwierając szeroko oczy. - Możesz powtórzyć?
-          Dlaczego wszyscy traktujecie mnie jak wariata? - Spytał Bill, bawiąc się z Jasperem grzechotką. - Najpierw Georg, potem Tom i Gustav, a teraz ty. Myślałem, że chcesz mi pomóc...
-          Chcę - zapewniła - ale nie wiem czy wyjazd do Indii jest dobrym pomysłem.
-          Lepszego nie mam - wzruszył ramionami. - Nie mogę czekać do końca sierpnia. To za długo.
-          Za długo? - Brunetka uniosła brew. - Wytrzymałeś bez niej prawie dwa miesiące, więc te trzy albo cztery tygodnie nie powinny sprawić ci wielkiej różnicy... Porozmawiasz z Mary Ann jak wróci. Tak będzie lepiej - próbowała go przekonać.
Nikola nie była pewna czy Bill na pewno dobrze robi decydując się na wyjazd do Indii. Z jej rozmowy z Mary Ann wynikało jasno, że dziewczyna chce zobaczyć Czarnego tylko po to, żeby uderzyć go w twarz albo zwymyślać. Rozumiała złość przyjaciółki, ale rozumiała również Billa. Gdyby była na jego miejscu pewnie zachowałaby się tak samo jak on wcześniej. Właściwie to podziwiała Czarnego, że wie o rzekomej ciąży Mary i nadal chce z nią być.
-          To na nic. Bez względu na wszystko pojadę do tych cholernych Indii i porozmawiam z nią. Załatwiłem już wizę - dodał, jakby to przesądzało całą sprawę.
-          Zrobisz jak uważasz, ale mnie się wydaje, że to kiepski pomysł... Co zrobisz jak Mary odeśle cię z kwitkiem?
-          Nie pozwolę na to - w jego głosie brzmiał upór. - Nie wiem dlaczego mi to zrobiła i nie pisnęła ani słówka, ale ona musi coś do mnie czuć! Nie wierzę, żeby tak dobrze kłamała.
W pokoju zapadła cisza, przerywana wesołym gaworzeniem Jaspera. Nikola żałowała, że zgodziła się spełnić prośbę Mary Ann. Z drugiej jednak strony uważała, że będzie lepiej jak Bill dowie się z ust przyjaciółki, że ta wcale nie spodziewa się dziecka.
-          Bill? - Wbiła w niego swoje ciemnobrązowe tęczówki. - O co wam poszło?
Czarnowłosy przez moment zastanawiał się czy powiedzieć Nikoli, co tak naprawdę się stało. Wydawało mu się co najmniej dziwne, że brunetka o niczym nie ma pojęcia.
-          Naprawdę nie wiesz? Mary nic ci nie powiedziała? - Brązowooka pokręciła przecząco głową. Czuła się źle kłamiąc, ale dała słowo przyjaciółce. - W takim razie nie wiem czy powinienem ci mówić... Chyba lepiej, żebyś to od niej usłyszała...
-          A nie wydaje ci się, że gdyby to było ważne, Mary by mi o tym wspomniała? - Próbowała choć w ten sposób dać Billowi do zrozumienia, że blondynka nie jest w ciąży.
-          No dobrze...
Młodszy Kaulitz opowiedział jej całą historię. Miał nadzieję, że Mary nie będzie miała nic przeciwko, że powiedział o tym Nikoli.
-          Nie przyszło ci do głowy, że te zdjęcia i tabletki wcale nie były Mary Ann? - Spytała, a widząc jak Bill kręci przecząco głową, westchnęła. - Nie wierzę, żeby Mary była w ciąży. No chyba, że zrobiłeś jej dziecko i nie chcesz się do tego przyznać...
-          Jasne - mruknął. - Niby kiedy miałem je zrobić?
-          Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Po prostu nie chce mi się wierzyć, że Mary jest w ciąży. Chyba, że... - Przyłożyła palec wskazujący do ust, tak jakby się nad czymś poważnie zastanawiała. Mimo wszystko nie mogła powiedzieć wprost, że jedyną osobą spodziewającą się potomka i którą obie znają jest jej matka. Wtedy Bill od razu domyśliłby się prawdy, a ona złamałaby słowo dane Mary.
-          Chyba, że...?
-          Nie, nic. Pomyślałam o Piotrku... Ale to chyba wykluczone. Aleks też odpada... Zresztą nieważne. Pewnie sama ci powie jak pojedziesz do Indii - zmieniła temat, żeby nie powiedzieć nic więcej o rzekomej ciąży przyjaciółki ani za bardzo nakłamać. - Dlaczego chciałeś ze mną rozmawiać? Chyba nie chodziło ci o to, żebym wyraziła zgodę na twoją wycieczkę?
-          Nie, oczywiście, że nie. Chciałem cię o coś poprosić.
-          Zamieniam się w słuch, ale nie obiecuję, że ci pomogę - zastrzegła, mając w pamięci to jak dała się podejść Mary podczas ich ostatniej rozmowy.
-          W porządku. Chciałem, żebyś dowiedziała się gdzie będzie Mary za tydzień. Tak, wydaje mi się, że tydzień powinien wystarczyć... - uśmiechnął się do siebie. Miał nadzieję, że Jost przez ten czas zmięknie. Z chłopakami opracował plan, który pozwoli mu pojechać do ukochanej, choć będzie on nieco ryzykowny... Sądził jednak, że warto, jeżeli Mary mu wybaczy.
-          Nie ma sprawy, ale przecież możesz do niej zadzwonić i się zapytać...
-          Nie. Ona nie może wiedzieć, że do niej jadę.
-          Dobrze - zgodziła się. - Nie spodziewaj się jednak, że podam ci nazwę hotelu i numer pokoju. Miejscowość musi ci wystarczyć.
Skinął głową. Jeżeli będzie choć mniej więcej wiedział gdzie ma szukać, to z pewnością znajdzie Mary Ann. Albo wtedy do niej zadzwoni i powie, że chciałby się z nią zobaczyć.
-          Dzięki. Chciałem cię jeszcze o coś poprosić...
Podał brunetce Jaspera i podszedł do stolika, na którym leżała biała koperta formatu A4. Wziął pakunek, wypełniony kartkami i wręczył Nikoli. Widząc zdziwienie dziewczyny, pospieszył z wyjaśnieniem:
-          To moje bazgroły... - spuścił wzrok nieco zawstydzony. - Pomyślałem sobie, że mogłabyś zanieść je do drukarni i kazać zrobić z nich coś takiego jak książka... Sam bym to zaniósł - podrapał się po głowie - ale boję się, że przedostanie się to do jakiegoś brukowca. Jak ty to zaniesiesz nikt nie powinien nabrać podejrzeń. Fanki piszą o nas opowiadania i rysują różne szalone rzeczy, więc...
-          Mam nadzieję, że to nie są jakieś gołe panienki - zażartowała odbierając od niego kopertę i kładąc ją obok siebie.
-          Nie - uśmiechnął się. - Jak chcesz, to sama możesz zobaczyć co to jest.
-          Wierzę na słowo. Na kiedy chcesz to mieć?
-          Najdalej na piątek.
-          Zobaczę co da się zrobić. - Pocałowała Jaspera w policzek i oddała go Billowi. - Najlepiej będzie jak od razu pójdę. Powiedz Tomowi, że wpadnę do was wieczorem.
* * *
            W oddali, z błękitnej toni morza Arabskiego wyłaniały się pojedyncze, popielate głazy. Niskie fale rozbijały się z cichutkim szmerem o piaszczysty brzeg. Wysokie, gładkie pnie palm pochylały się nad iskrzącym w słońcu piaskiem, zaś intensywnie zielone, rozłożyste liście rzucały odrobinę cienia, w którym i tak nie sposób było się schronić przed lejącym się z nieba żarem.
            Uważając, aby nie nadepnąć na wyrzuconą przez morze, galaretowatą meduzę Mary Ann ostrożnie stąpała po piasku, pozwalając ciepłej, morskiej wodzie obmywać swoje nagie stopy. Blondynka o wiele bardziej wolała spacer po plaży niż przechadzkę po mieście z ojcem, Cherry Jo i Iruką. Wyludnione wybrzeże wydawało jej się o wiele przyjemniejszym miejscem niż jedno z gwarnych miast. W gruncie rzeczy wszystkie indyjskie miasta, miasteczka i wsie były do siebie podobne, choć na Goa ludzie wydawali się Mary o wiele bardziej zamerykanizowani. Oprócz tego widziała wiele kościołów katolickich, co było rzadkością w pozostałych częściach Indii. Ojciec opowiadał jej o tym jak w szesnastym wieku Portugalczycy uczynili z Goa swoją kolonię, a także siłą ją schrystianizowali.
            Przymknęła powieki i wystawiła twarz do słońca, rozkoszując się ciepłymi promykami muskającymi jej policzki. Po tym co widziała podczas swojej dotychczasowej podróży po południowej Azji, plaże Goa wydawały jej się prawdziwym rajem na Ziemi. Nie chciała myśleć o makabrycznych wydarzeniach mających tu miejsce za czasów panowania Portugalczyków.
Gdyby był tu z nią tylko Bill, nie potrzebowałaby nic więcej do pełni szczęścia...
            Mary Ann nie była już taka pewna, czy nadal jest wściekła na Czarnego. Teraz, kiedy zrozumiała dlaczego ją zostawił czuła smutek i żal. Nie chciała, żeby ich związek skończył się przez głupią plotkę, albo domysły Billa. Myślała, że chłopak jej ufa; że nauczył się czegoś po wydarzeniach z początku ich znajomości. Okazało się jednak, że nic takiego nie nastąpiło, a przecież Czarnowłosy mógł chociaż spróbować podpytać ją o ciążę... Nie musiał wcale pytać wprost czy spodziewa się dziecka innego. On jednak wolał milczeć. A milczenie, wówczas gdy pojawia się problem, jest najgorszym wrogiem związku. Gorszym niż brak zaufania.
            Otworzyła powieki i wymachując bladozłotym stanikiem od bikini ruszyła przed siebie. Co jakiś czas mijała stare, spróchniałe katamarany, którymi Hindusi w dalszym ciągu wybierali się na połów ryb.
Mary czuła się źle zmuszając Nikolę do ewentualnego kłamstwa w razie gdyby Bill zapytał ją o ciążę. Blondynka nie sądziła, żeby do tego doszło, bo przecież gdyby zamierzał to zrobić, uczyniłby to o wiele wcześniej. Jednak wolała mieć pewność, że chłopak nie dowie się od kogoś innego, że jego domysły są absurdalne. Oprócz tego nie była do końca przekonana, czy chce aby Bill poznał prawdę. Wiedziała, że wówczas pewnie znowu byliby razem, ale czy ich związek miałby jakąkolwiek szansę na przetrwanie, skoro Czarny nie darzy jej zaufaniem?
Mary Ann uważała, że Bill nie może zostawiać jej przy każdej nadarzającej się okazji i mówić, że była dla niego tylko zabawką. A co jeśli jakiś pismak postanowi napisać w jakiejś gazecie, że ukochana Billa Kaulitza go zdradza, albo interesują ją tylko pieniądze i sława wokalisty Tokio Hotel? Podobnych scenariuszy do tego może być jeszcze milion, a ona nigdy nie będzie wiedziała co się wydarzyło, jeśli Bill jej o tym nie poinformuje. Chyba, że faktycznie czymś zawini.
Mary była zdania, że nawet jeśli Bill miałby usłyszeć najboleśniejszą prawdę, byłaby ona i tak lepsza od kłamstwa wykreowanego przez jego umysł. Szczególnie w tym przypadku, gdzie wcale nie spodziewa się dziecka, co więcej nadal jest dziewicą, a jedynym facetem, z którym kiedykolwiek chciała się kochać był, i nadal jest, Bill Kaulitz. Teraz rozumiała dlaczego odepchnął ją pod prysznicem gdy już tak niewiele brakowało... Ta wiedza sprawiła jednak, że poczuła się jeszcze gorzej. Czyżby Bill myślał, że zamierza uczynić z niego tatusia swojego nienarodzonego dziecka?
Jeśli tak, był prawdziwym idiotą. Nigdy nie mogłaby mu zrobić czegoś tak okrutnego. Nawet, jeżeli miałaby pewność, że chłopak nie dowie się o jej małym kłamstewku. Za bardzo go kochała, żeby oszukać go w ten sposób... Kiedy Czarny wyznał jej miłość w Deauville, złożyła sobie obietnicę, że już nigdy więcej go nie zrani. Przynajmniej świadomie. Starała się, naprawdę chciała, żeby ich miłość okazała się na tyle silna, żeby razem mogli przezwyciężyć wszystkie przeciwności, które przygotował im los. Tak się jednak nie stało.
Ominęła kolejną jasnoróżową, galaretowatą meduzę. Schyliła się, aby podnieść spiralną muszelkę wyrzuconą na brzeg. Coraz silniejszy wiatr rozwiewał jej długie, blond włosy na wszystkie strony, jednak Mary Ann zupełnie nie przejmując się tym, ruszyła w dalszą wędrówkę. Po kilkunastu minutach wolnego marszu dotarła do uroczego, białego domku otoczonego ciemnobrązowym murkiem. Na zewnętrznych ścianach budynku wyraźna była pleśń, wywołana monsunem, ale Mary doszła do wniosku, że dodaje mu ona jedynie uroku. Dziewczyna przystanęła i obracając w dłoni spiralną muszelkę, podziwiała domek. Gdyby to było tylko możliwe, chciałaby się zaszyć w podobnym miejscu razem z Billem. Pobyć z nim z dala od cywilizacji, rozwrzeszczanych fanek i innych ludzi. Po prostu cieszyć się jego obecnością i nareszcie wszystko wyjaśnić, a także zyskać jego zaufanie; udowodnić mu, że dla niej liczy się tylko on - nie jego pieniądze czy sławne nazwisko. Ona kochała Billa Kaulitza, za to, że był sobą - pełnym energii, zabawnym nastolatkiem, któremu nie przeszkadzają romantyczne bzdury.
            Spuściła smutno głowę, obracając się na pięcie. Wiedziała, że jej pragnienie jest niemożliwe do zrealizowania. Bill był w Niemczech i najprawdopodobniej o niej nawet nie myślał. Albo myślał o tym jak bardzo go zraniła. Jedno z dwóch.
            Nad morzem zaczęły w zastraszającym tempie zbierać się ciemne gęste chmury, przypominając, że w Indiach jest środek pory monsunowej. Mary Ann nadal szła wolnym krokiem, zupełnie nie przejmując się, że zaraz spadną na nią hektolitry wody. Uznała, że ulewa nawet by się przydała, bo bryza wiejąca od morza aż tak bardzo nie dawała orzeźwienia.
            Uśmiechnęła się do siebie widząc jak krowy, dotychczas wylegujące się na plaży, podniosły się ze złotego piasku i skierowały w stronę zazielenionych krzaków, pokrytych czerwonymi kwiatami. Zbliżając się do miejsca, w którym umówiła się z ojcem i parą azjatów, założyła górę od swojego bladozłotego kostiumu kąpielowego. W pozostałych częściach Indii Mary Ann z pewnością nie paradowałaby topless, ale wiedziała, że Goańczycy są do tego przyzwyczajeni przez zachodnich turystów. Słyszała też od ojca wiele opowieści o przyjeżdżających tutaj, przed laty, hipisach. Właściwie Mary im się nie dziwiła. Skoro do szczęścia potrzebowali haszyszu, opium i wiecznych zabaw, Goa było idealnym miejscem ku temu. Piękne plaże, krystalicznie czyste morze i przede wszystkim niskie koszty utrzymania... Kusząca perspektywa dla wielu ludzi, chcących spędzić w ten sposób jakąś część swojego życia.
            Widząc biały domek z szyldem głoszącym: „Pod trzeszczącą palmą”, a także trzema wymalowanymi logami Coca-Coli, skierowała się na niewielką werandę zastawioną zardzewiałymi żelaznymi krzesłami i stołami. Przy jednym z nich siedziała już Cherry Jo z Iruką. Mary dosiadła się do nich z szerokim uśmiechem. Nie zamierzała zamartwiać się przyszłością, tylko spokojnie poczekać na to, co przyniesie, czerpiąc jak najwięcej radości z teraźniejszości. Jeżeli zostanie zmuszona do zmierzenia się z problemami, uczyni to z podniesioną wysoko głową i uśmiechem na ustach, bo nawet największy problem da się rozwiązać.
-          Zdążyłaś w ostatniej chwili - zaśmiała się Japonka, kiwając głową w stronę nieba, z którego zaczął padać rzęsisty deszcz.
Mary Ann skinęła głową w odpowiedzi.
-          Gdzie tata?
-          Poszedł zamówić coś na obiad. Znalazłaś jakiegoś przystojniaka, że tak się szczerzysz? - Spytała, szturchając ją porozumiewawczo łokciem.
-          Jaaasne - zaśmiała sie. - Chciałam poderwać takiego seksownego staruszka, wspinającego się po kokosy, ale był za bardzo zajęty pracą. Powiedział, żebym później do niego przyszła, to może znajdzie trochę czasu dla mnie...
-          Nie wiem co ci powiedział Iruka w Tiruwannamalai, ale aż tryskasz humorem od tamtego czasu.
-          To źle? - Uniosła pytająco brwi.
-          Nie, oczywiście, że nie! - Zapewniła szybko. - Po prostu żałuję, że od razu nie kazałam ci z nim porozmawiać.
-          Ja nic takiego nie zrobiłem... - wtrącił Japończyk.
-          Zrobiłeś - Mary obdarzyła go uśmiechem. - Dziękuję.
Pochyliła się i w podzięce musnęła jego policzek. Gdyby nie rozmowa z nim, pewnie miałaby zepsuty humor do końca pobytu w Indiach. A może po prostu zrozumiała, że jej problemy są niczym, z problemami Hindusów? Bo czym jest złamane serce, w porównaniu z głodem i niedostatkiem, a także licznymi chorobami?
-          Jestem! - Robert Rose wypuścił ze świstem powietrze z płuc, sadowiąc się na żeliwnym krześle. - Nie uwierzycie!
-          Co się stało? - Spytał Iruka.
-          Wyszedłem jeszcze na chwilę przed bar, żeby kupić fajki. Akurat koło kiosku był fryzjer. Całą drogę gonił mnie z brzytwą! Wyobrażacie sobie? Czy ja naprawdę jestem taki zarośnięty? - Przejechał dłonią po swoim trzydniowym zaroście, na co cała czwórka zaniosła się wesołym chichotem.
* * *
            Bill Kaulitz siedział na podłodze w swoim i Toma mieszkaniu. Obserwował Jaspera, który tarzał się po miękkiej wykładzinie, co chwilę zanosząc się wesołym śmiechem. Najwyraźniej przechadzka po pokoju Billa sprawiała chłopczykowi ogromną frajdę, szczególnie, że była to jedna z jego pierwszych wycieczek poza wózek, który aktualnie był jego łóżeczkiem.
            Czarnowłosy coraz bardziej przywiązywał się do malucha. Wiedział, że jeżeli minie jeszcze trochę czasu, będzie mu okropnie ciężko oddać Jaspera. Najchętniej zaopiekowałby się nim i stał się dla niego tatusiem, ale nie mógł tego uczynić. Tobi z Dirkiem coraz bardziej naciskali na niego i Toma, żeby zawieźli niemowlaka do domu dziecka, ale zdaniem bliźniaków to nie było dobre miejsce dla Jaspera. Oboje pragnęli dla chłopczyka wszystkiego co najlepsze, a nie byli na tyle naiwni, aby sądzić, że w sierocińcu znajdą mu wspaniały dom i kochającą rodzinę. Bill rozmawiał już o tym z matką. Simone Trümper, tak jak Tobi z Dirkiem, uważała, że jej synowie powinni oddać chłopca do sierocińca, ale słysząc z ich strony stanowczą odmowę obiecała popytać swoje przyjaciółki o ewentualną adopcję. Gustav z Georgiem też pytali swoich rodziców o to czy ktoś z ich znajomych nie zechciałby zaadoptować małego dziecka. Jednak na razie nikt nie wyraził takiej chęci. Billowi pozostała jeszcze Nova, ale ją zostawił sobie na sam koniec. Póki co nie chciał, żeby Jost dowiedział się o malcu. W razie gdyby kobieta nie zgodziła się zaadoptować Jaspera, menager z pewnością naciskałby na nich o wiele mocniej niż Tobi i Dirk, aby oddali chłopca do sierocińca.
            Czarnowłosego z zamyślenia wyrwało gaworzenie Jaspera, w którym bez trudu można było wyczuć złość i irytację. Wziął od chłopca pluszową zabawkę, którą mu wręczał.
-          Nie chcesz misia? - Spytał malucha, a widząc jak Jasper przygląda się z zaciekawieniem jego szerokiej srebrnej bransolecie, wyciągnął w jego stronę dłoń. - Wujek Bill nie może ci tego dać. Wujek Bill nie chce, żebyś się zadławił.
Niemowlak wygiął usteczka w podkówkę i zacisnął tłuściutkie paluszki w piąstki. Uderzył nimi kilka razy w podłogę, domagając się bransoletki Billa.
-          Nie, szkrabie - pokręcił przecząco głową. - Zobacz jaki super jest twój miś. O wiele fajniejszy niż bransoletka wujka Billa - próbował przekonać malucha, ale z marnym rezultatem.
W końcu, zrezygnowany, odpiął łańcuszek ze swojego nadgarstka i zapiął go na przegubie malucha, owijając dwukrotnie, żeby się nie zsunął. Wiedział, że nie powinien dawać niemowlakowi rzeczy, które z łatwością mógłby połknąć, ale przecież jego bransoletka jest dość duża. Oprócz tego przecież pilnuje Jaspera.
Bill obserwował jak maluch przygląda się z dumą srebrnej bransolecie. Obracał ją na swoim malutkim przegubie, ale nie śmiał jej ściągnąć, choć mógł to uczynić bez problemu.
-          Widzę, że dobrze się bawicie - Nikola zagadnęła wesoło, stając w progu pokoju.
-          Nie narzekamy na nudę - Bill wzruszył obojętnie ramionami.
Chłopczyk widząc brunetkę wyciągnął w jej stronę rączkę, tak jakby chciał się pochwalić bransoletką Billa. Nikola uśmiechnęła się do niego szeroko. Położyła na podłodze reklamówkę, którą przyniosła ze sobą i podeszła do malucha. Wzięła go na ręce.
-          Witaj mój mały mężczyzno - przywitała się z nim, cmokając go czule w policzek. - Byłam w drukarni - zwróciła się do Billa. - W reklamówce masz książkę, o którą prosiłeś.
Czarnowłosy czym prędzej wyciągnął z plastikowej siatki dość grubą książkę, w ładnej starodawnej oprawie. Przekartkował ją, uśmiechając się do siebie. Dokładnie o coś takiego mu chodziło.
Miał nadzieję, że Mary Ann również się spodoba...
-          Dziękuję. Jest świetna!
Nikola nie przestając obracać się z roześmianym Jasperem wokół własnej osi, odparła:
-          Cieszę się, że ci się podoba. Teraz żałuję, że nie zajrzałam do środka, bo ekspedientka w drukarni jakoś tak dziwnie na mnie patrzyła. Byłam też u jubilera. Jutro mamy się do niego zgłosić. Mruczał, że daliśmy mu bardzo mało czasu i w ogóle, ale powiedział, że jutro powinien skończyć.
-          Super! - Bill wykrzyknął uradowany. - Jak mam ci dziękować?
-          Przyjdzie na to czas - brunetka puściła mu oczko, wesoło uśmiechając się do Jaspera. - Nie wiem do czego zmierzasz, ale proszę cię - nie zrań więcej Mary Ann.
Mina Billa momentalnie się zmieniła. Teraz jego usta nie były wygięte w uśmiechu. Zacisnęły się w wąską linię. Wesołe iskierki czające się chwilę temu w jego czekoladowych tęczówkach znikły. Chłopak był poważny.
-          Myślałem, że ci wytłumaczyłem dlaczego odszedłem od Mary. Nikola, to ona mnie zraniła. Sądzisz, że jak ja się czułem, kiedy dowiedziałem się o ciąży? Co ty byś zrobiła na moim miejscu?! - Nie pozwolił jej odpowiedzieć. - Czekałabyś aż jej urośnie taaaki - zatoczył dłońmi koło wokół swojej talii - brzuch?! A potem dałabyś sobie wmówić, że to twoje dziecko?! A może w ogóle zignorowałabyś ten fakt?!
-          Nie denerwuj się - powiedziała spokojnie, kładąc Jaspera na miękkiej wykładzinie. - Już ci mówiłam, że moim zdaniem powinieneś z nią najpierw porozmawiać. Wtedy wszystko by ci wyjaśniła.
-          A tobie wyjaśniła? - Spytał, wbijając w nią twarde spojrzenie.
Przez moment chciała wyjawić tajemnicę przyjaciółki, ale dała jej słowo, że będzie trzymała język za zębami. „Tak będzie lepiej” - pomyślała ze smutkiem.
-          Być może. Zresztą już niedługo sam się z nią zobaczysz.
-          Tak. Masz rację. Właściwie to już nie ważne czyja to była wina. Bez względu na wszystko chcę z nią być. Ja ją kocham... - ostatnie zdanie wypowiedział szeptem.
Po wydarzeniach ostatnich dni doszedł do wniosku, że skoro kocha Mary Ann nie ważne jest to, że dziewczyna spodziewa się dziecka kogoś innego. Przecież Jasper nie był jego synem, a w jakiś niewytłumaczalny sposób bobas zawładnął całkowicie jego sercem. Bill nadal czuł żal, że Mary nic mu nie powiedziała o ciąży, ale pragnienie bycia z nią stało ponad wszystkimi negatywnymi uczuciami jakie w sobie tłamsił przez ostatni czas. Jak tylko pojedzie do Indii dowie się dlaczego blondynka nie pisnęła ani słówka o swoim odmiennym stanie. Nie sądził jednak, aby ta wiedza mogła zmienić jego decyzję. Kochał ją i pragnął być przez nią kochany. Po nocy spędzonej z Gisele, wiedział, że każdy kolejny seks będzie tylko seksem. Brak w nim będzie uczucia, którego tak bardzo pragnął. Był pewny, że tylko przy Mary Ann seks przerodzi się w pełną uczucia i rozkoszy miłość między dwojgiem ludzi, którzy chcą być ze sobą najbliżej jak tylko się da. Czarnowłosy miał tylko nadzieję, że Mary Ann nie kłamała mówiąc, że go kocha. Nie sądził, żeby była aż tak dobrą aktorką, ale bał się, że widział i słyszał tylko to, co chciał widzieć i słyszeć, pozostając ślepym na wszystko inne.
Kilka minut później do pokoju wszedł Tom z zarzuconym plecakiem na jedno ramię.
-          Idziemy? - Spytał Billa. - Saki już czeka na dole.
Młodszy Kaulitz skinął zgodnie głową, pakując do swojej torby najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak telefon czy portfel.
-          Dzięki, że zgodziłaś się posiedzieć trochę z Jasperem - zwrócił się do Nikoli, składając pocałunek na główce chłopczyka porośniętej jasnymi, mięciutkimi włosami.
-          I tak nie mam co robić w domu - wzruszyła obojętnie ramionami. - Miłego nagrywania - uśmiechnęła się do nich.
Bill skinął Nikoli w podzięce, zaś Tom podszedł do niej, aby skraść jej buziaka. Dreadowłosy nigdy nie sądził, że zakocha się tak mocno w jakiejś dziewczynie. Kiedy wyobraził sobie, że mógłby ją stracić, robiło mu się jeszcze bardziej żal bliźniaka.
-          Jesteś pewny, że chcesz pojechać do Indii? - Tom spytał Billa, kiedy znaleźli się na klatce schodowej. Dobrze wiedział, że bliźniak jest zdecydowany na tę podróż, ale chciał mieć stuprocentową pewność, bo za kilkadziesiąt minut, kiedy zaczną negocjacje z Jostem, nie będzie już odwrotu.
-          Nie. - Potrząsnął przecząco głową. - Nie jestem pewny czy chcę lecieć do Indii, ale jestem pewny, że muszę jechać do Mary Ann, żeby się z nią zobaczyć.

Tom skinął w odpowiedzi głową, otwierając drzwi. Przepuścił bliźniaka i obaj skierowali się w stronę samochodu, w którym czekał już na nich Saki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz