niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 208



Widząc jak przyjaciele, z Georgiem na czele kierują się do kuchni, skąd dobiegały odgłosy rozmowy, zaczął przygotowywać się na najgorsze. Był prawie pewny, że zaraz rozpęta się awantura, na miarę trzeciej wojny światowej.
-          Ja-Ja-Jac-Jacqulin... - Gustav już dawno nie słyszał jak Georg się jąka. Zdarzało mu się to tylko w obecności Jacqulin, albo gdy był mocno zdenerwowany. Perkusista podejrzewał, że aktualnie Georg jąka się z tych dwóch powodów. - S-S-Ską-Skąd... s-s-się... t-t-t-tu... w-wzię-wzięłaś?
-          To ja ją tutaj przyprowadziłam - powiedziała Inge, spuszczając głowę z zakłopotaniem.
-          Inge?! - Tom wytrzeszczył oczy, chowając się za Billem.
-          Widzę, że mnie jeszcze pamiętasz...
-          Trudno byłoby zapomnieć - odparł chłodno. - Popsułaś moją ukochaną gitarę...
-          Przepraszam. To było głupie z mojej strony. - Dziewczyna spuściła głowę z zakłopotaniem, przypominając sobie jak przecięła wszystkie struny w instrumencie, myśląc, że zrobi tym dobry kawał bliźniakom. I nareszcie zwróci na siebie ich uwagę.
-          Bill? - Zwrócił się do brata. - Ona naprawdę powiedziała, to co usłyszałem?
-          Chyba tak... Gustav! Okłamałeś mnie! - Czarny wrzasnął na przyjaciela, który trzymał się na uboczu, jakby bojąc się, że zaraz wszyscy zaczną się na niego wydzierać. A przecież to nie jego wina, że w jego mieszkaniu pojawiła się Inge wraz z Jacqulin!
-          Kiedy? - Uniósł pytająco brwi, nie mogąc przypomnieć sobie momentu, w którym okłamał Billa.
-          Mówiłeś, że nie masz nadziei na więcej, kiedy kupowaliśmy tusz! To miała być tylko słaba koleżanka! Powinienem przewidzieć, że tak się to wszystko skończy. Słabym koleżankom nie kupuje się prezentów na urodziny. Więcej, o urodzinach słabych koleżanek się nie pamięta.
-          Ale Inge jest słabą koleżanką! - Zapewnił szybko, nie przejmując się, że swoimi słowami sprawił przykrość dziewczynie. - Inge była na zakupach z Jacqulin i postanowiły mnie odwiedzić.
-          Cz-cz-cze-czemu o-o-o-ona g-g-got-gotuje o-o-o-biad? - Georg wskazał palcem na Inge, choć jego wzrok nadal był utkwiony w Jacqulin.
-          Właściwie nie wiem... Zobaczyła, że chcę przygotować wam zupę z torebki i uznała, że sama coś nam ugotuje... - wyjaśnił zmieszany. - Inge jest naprawdę świetną kucharką...
-          Skoro jest taka świetna, to dlaczego jej się właśnie pali patelnia? - Spytał Bill, wskazując na naczynie, w którym pojawił się ogień.
Dziewczyna szybko odstawiła ją na bok i przykryła pokrywką, aby odciąć dopływ powietrza. Spojrzała zmieszana na Czarnowłosego, ale ten się tylko do niej lekko uśmiechnął. Była mu wdzięczna, że przynajmniej on nie patrzy na nią tak, jakby zaraz miał pozbawić ją życia. Czego nie można było powiedzieć o Tomie i Jacqulin.
-          Wiedziałaś, że oni tutaj będą! - Kobieta powiedziała gniewnie, kiedy w pomieszczeniu zapadła krępująca cisza. - A ty - wskazała palcem na Georga - przestań się na mnie gapić, chyba, że chcesz, żebym zadzwoniła na policję! Zakaz zbliżania się do mnie, z tego co wiem, nadal jest aktualny!
-          Jacqulin przestań, proszę... On ci nie zrobi nic złego... - Inge próbowała załagodzić sytuację, choć wiedziała, że poniesie klęskę.
-          To samo mówiłaś zanim wybił mi zęba! - Jacqulin zerwała się z miejsca, a widząc, że Gustav, Tom i Bill zaczynają się śmiać, poczuła jeszcze większą złość. - Jasne! Śmiejcie się! Proszę bardzo! Ciekawe jak wy byście zareagowali, gdyby taki... taki... - szukała odpowiedniego słowa - dziwak wybił wam jedynkę i chciał zgwałcić!
-          J-Jac-Jacqulin... - zaczął Georg, ale kobieta przerwała mu wyciągniętą dłonią.
-          Nie odzywaj się do mnie! Najlepiej będzie jak zostawisz mnie w spokoju!
-          Wyluzuj - wtrącił Bill, widząc, że zachowanie Jacqulin rani Georga. Wiedział, że nadal podoba mu się panna Kifert, choć on sam nigdy nie wiedział dlaczego. Owszem była ładna i komponowała cudowne melodie, ale jej mózgoczaszkę wypełniał orzeszek laskowy, zamiast mózgu.
-          Ty też się zamknij! Myślisz, że taka gwiazdeczka jak ty - wycelowała w niego palcem, zwieńczonym długim, starannie opiłowanym paznokciem - może mówić mi co mam robić?!
-          Nie myślę tak, ale uważam, że przesadzasz. Georg nic ci nie zrobił.
-          Jego zboczony wzrok mi wystarczy! - Warknęła, wymijając ich. Jeszcze zanim wyszła z kuchni, spojrzała groźnie na Inge. - Za półtorej godziny czekam na ciebie na dole. Jeżeli spóźnisz się choć sekundę, wrócisz do domu stopem!
Szatynka skinęła głową, zbyt zszokowana zachowaniem przyjaciółki, aby wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowo. Spojrzała niepewnie na chłopców z Tokio Hotel. Było jej głupio, że Jacqulin wywołała taką awanturę.
-          Przepraszam za nią... - odezwała się cicho.
Tom spojrzał na nią podejrzliwie, po czym skinął głową, zaś na jego ustach pojawił się delikatny uśmieszek. Widząc, że Georg stoi na środku kuchni bez ruchu, cały blady, posadził go na krześle i nalał mu do szklanki Coca-Coli.
-          Wypij to - nakazał.
Basista ledwo dostrzegalnie skinął głową, upijając kilka łyczków napoju.
-          I co z tym obiadem? - Zagadnął wesoło Bill. - Zgłodniałem już...
-          Eee... Tak. Już. Zaraz będzie.
Inge pospiesznie zabrała się za smażenie placków ziemniaczanych, dziękując w myślach, za to, że żaden z Tokiohotelowców nie ma do niej żalu za to, co zrobiła Jacqulin. Wiedziała, że powinna być po stronie przyjaciółki, ale w tym przypadku wydawało jej się, że to Gustav, Georg, Bill i Tom mają rację.
-          Ty się naprawdę zmieniłaś... - mruknął Tom, obserwując jak Inge smaży placki. - Chyba, że dodałaś do tego - wskazał palcem na patelnię - arszeniku, wtedy cofam wszystko...
-          Spokojnie - uśmiechnęła się do niego. - Nie mam zamiaru was otruć.
-          Uff... - wypuścił ze świstem powietrze z płuc. - Ulżyło mi.
Kiedy obiad był gotowy Inge ułożyła wszystko na talerzach i postawiła przed Tokijczykami. Miała nadzieję, że będzie im smakował.
-          Mmm... - Bill mruknął z zadowoleniem przegryzając pierwszy kęs. - Nie chcesz zostać naszą kucharką?
-          No cóż... - poczuła jak jej policzki stają się czerwone, choć wolałaby, żeby Gustav był autorem komplementu. - Cieszę się, że ci smakuje.
-          I to jak! Gustav miał rację kiedy wychwalał tak twoją kuchnię!
-          Gustav naprawdę tak mówił? - Spytała z niedowierzaniem, zapominając, że sam zainteresowany siedzi tuż obok niej.
-          To prawda - przytaknął nieco zmieszany. Wolałby, żeby Inge nie wiedziała, że o niej mówił. Nie chciał, żeby pomyślała sobie za dużo. Dla niego wciąż była słabą koleżanką. - Świetnie gotujesz, więc dlaczego miałem o tym nie wspomnieć?
Inge wzruszyła ramionami z zakłopotaniem. Gdyby tylko mogła, gotowałaby mu bez przerwy. Zresztą zrobiłaby wszystko, żeby zwrócił na nią swoją uwagę. Równie dobrze wiedziała, że to niemożliwe, dlatego musiało wystarczyć jej to, że jest dla niego tylko słabą koleżanką. Zabolało ją kiedy tak powiedział, ale wolała takie określenie niż córka znajomych rodziców, z którą trzeba pogadać, żeby rodzice dali mu święty spokój.
-          Georg! - Tom wrzasnął mu do ucha. - Daj już spokój! Jacqulin sobie poszła. Możesz już przestać być taki blady.
-          Jakby to ode mnie zależało... - burknął, grzebiąc widelcem w swoim daniu.
-          Tom, zostaw go. Niech dojdzie do siebie.
Dreadowłosy spojrzał na bliźniaka z niezadowoleniem. Nie miał zamiaru odpuścić Georgowi. Jego zdaniem nadszedł najwyższy czas, żeby basista uporał się z Jacqulin.
-          Tom, też tak myślę, ale spójrz na niego - Bill, kiwnął głową w stronę Georga, który nadal był nienaturalnie blady.
Starszy Kaulitz westchnął ciężko, przełykając kolejny kęs placka po węgiersku. Czasami irytowało go, że Bill potrafi czytać mu w myślach, ale z drugiej strony, między innymi dlatego ich więź jest taka niezwykła.
-          Jest jeszcze piękniejsza... - Georg powiedział szeptem, wpatrując się w swój talerz, na którym był prawie nietknięty posiłek.
-          Ona ci się nadal podoba?! - Gustav wykrzyknął, podnosząc się gwałtownie, omal nie wywracając przy tym krzesła. - Stary, zapomnij o niej jak najszybciej!
-          Ale...
-          Gustav ma rację. - Inge wtrąciła nieśmiało. - Przykro mi to mówić, ale Jacqulin naprawdę cię nienawidzi...
-          Wiem... - mruknął, rozgrzebując widelcem placek. - Mogłem nie robić wtedy tych zdjęć, ale chciałem mieć uchwycony blask jej włosów, anielski uśmiech...
-          Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego co się stało?! - Bill uniósł głos. Rozumiał, że basista może być nadal zakochany w pannie Kifert, bo on sam kochał całym swoim popękanym sercem Mary Ann i wiedział jak to może boleć, ale uważał, że po wydarzeniach, które miały miejsce powinien definitywnie o niej zapomnieć. - Ona oskarżyła cię przy wszystkich o molestowanie, prześladowanie jej, chęć zgwałcenia, zamordowania i tysiące innych niestworzonych rzeczy!
-          Pamiętam to aż za dobrze... - burknął.
Przed oczami basisty stanęła scena jak próbował zrobić Jacqulin kolejne zdjęcie. Dziewczyna zauważyła to i w momencie przeistoczyła się w rozjuszonego byka, który zobaczył dodatkowo czerwoną płachtę. Jacqulin zaczęła wyzywać go przy wszystkich od zboczeńców, gwałcicieli, wariatów... Zamiast odejść wtedy, albo przeprosić, on zaczął robić jej zdjęcia. Stał i cykał kolejne fotki. Tak bardzo był zafascynowany sposobem w jaki Jacqulin marszczy nos, kiedy się złości, błyski w jej błękitno-zielonych oczach, wydawały mu się najpiękniejsze na świecie, a rumieńce na twarzy wprost boskie... Jego bogini...
Skarcił się w duchu, że nadal tak o niej myśli. Sądził, że już mu przeszła cała fascynacja panną Kifert, ale najwyraźniej była w takim samym stanie, jak wówczas gdy widział ją ostatni raz, prawie trzy lata temu. Żałował, że jej rodzice złożyli sprawę do sądu. Nic mu nie udowodniono, bo przecież nie zamierzał ani mordować, ani gwałcić Jacqulin, ale jakimś cudem państwo Kifert załatwili mu zakaz zbliżania się do ich córki. To był pierwszy, i miał nadzieję, ostatni raz kiedy został tak zraniony.
-          Mamy coś na dzisiaj zaplanowanego? - Spytał Bill, przerywając ciszę jaka zapadła w pomieszczeniu po słowach Georga.
-          Chyba nie, ale wypadałoby popracować nad piosenkami - odparł Tom.
-          To może teraz nad nimi popracujemy, a później pójdziemy do klubu? Inge idziesz z nami?
Tom wytrzeszczył oczy, słysząc słowa bliźniaka. Jeszcze wczoraj, kiedy chciał wyciągnąć go na jakąś nieziemską imprezę, ten stanowczo odmawiał, mówiąc, że nie ma ochoty.
-          Nie mogę. Sami słyszeliście co powiedziała Jacqulin...
-          Oj tam - Bill machnął niedbale dłonią - przecież masz wakacje. Zadzwoń do rodziców i powiedz, że zostajesz z nami do jutra.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy, wpatrując się z niedowierzaniem w Billa. Przecież jeszcze kilka minut temu wydarł się na Gustava, że według niego nie jest tylko słabą koleżanką...
-          Dobrze się czujesz? - Tom przyłożył dłoń do czoła bliźniaka. - Chyba od tego tatuażu masz gorączkę...
-          Nic mi nie jest - zapewnił bliźniaka z szerokim uśmiechem. - Po prostu mam dzisiaj dobry humor i ochotę trochę się rozerwać. W końcu jestem gwiazdą!
-          Te gwiazdka, siadaj już - Gustav spojrzał na niego groźnie. - Kto później odwiezie Inge do domu? Przecież nie będzie wracała pociągiem w środku nocy...
-          Mamy kilku ochroniarzy i kierowcę? - Spytał perkusistę, na co ten skinął głową potakująco. - A mamy trzy samochody? - Kolejne skinięcie głową. - W takim razie nie widzę przeszkód, chyba, że rodzice Inge się nie zgodzą - uśmiechnął się ciepło do dziewczyny.
* * *
            Mary Ann wygładziła nieistniejącą fałdkę na swojej niebieskiej bluzeczce z krótkim rękawkiem, westchnęła ciężko, po czym opuściła swój i ojca pokój. Nie miała ochoty na randkę, bo tak chyba można nazwać spotkanie z Joe, na które właśnie szła, ale uznała, że najwyższa pora zapomnieć o Billu. On pewnie nie myśli o niej dniami i nocami, więc dlaczego ona ma to robić? Bo go nadal kocha, tak mocno jak wtedy kiedy mu to wyznała, o ile nie mocniej? Śmieszne!
            Przemierzyła szybkim krokiem dróżkę prowadzącą do miejsca, w którym umówiła się z Joe. Uśmiechnęła się lekko widząc czekającego już na nią chłopaka.
-          Witaj śliczna! - Zawołał radośnie, cmokając ją w policzek. - To dla ciebie.
Mary Ann odebrała od niego bukiet, własnoręcznie zebranych kwiatków i uśmiechnęła się ciepło, choć w głębi ducha czuła, że robi źle. Nie powinna dawać nadziei Joe, skoro sama nie wie czy jest gotowa na to, aby ponownie się zakochać, albo choć polubić trochę mocniej innego chłopaka niż Bill. To jemu oddała całe serce i duszę, więc jak ma wręczyć je komuś innemu?
-          Nie musiałeś...
-          Ale chciałem - puścił jej oczko. - Powinnaś powiedzieć grzecznie dziękuję i się uśmiechnąć, bo wtedy wyglądasz ślicznie.
Mary Ann poczuła jak na jej policzki wkraczają rumieńce. Ostatnimi czasy reagowała w ten sposób, zawsze kiedy usłyszała jakiś komplement. Co było dziwne, zważywszy na to, że jeszcze przed zakochaniem się w Billu coś takiego by ją nawet nie wzruszyło. Nigdy nie uważała się za piękną, ale komplementy ją nie onieśmielały.
-          Dziękuję...
-          Proszę. Przejdziemy się?
-          Tak, pewnie. - Skinęła głową, wąchając kwiaty. W oczach stanęły jej łzy, kiedy przypomniała sobie jak Bill przysyłał jej codziennie piękne bukiety, w których z dnia na dzień było coraz mniej kwiatów.
-          Hej, stało się coś? - Spytał, patrząc jej w oczy. - Zrobiłem coś nie tak?
-          Nie, przepraszam. To moja wina. Pomyślałam o moim byłym chłopaku i...
-          Tym, przez którego płakałaś tyle czasu?
-          Dokładnie o nim, ale to już nie ma znaczenia.
Joe skinął tylko głową, wpatrując się przed siebie. Cieszył się, że dziewczyna po jego licznych namowach dała się zaprosić na randkę, choć podświadomie czuł, że zrobiła to bardziej dla świętego spokoju niż z chęci. Było mu trochę przykro widząc, że Mary Ann jest obecna jedynie ciałem koło niego. Myślami zapewne błądziła wokół swojego byłego chłopaka, choć on nie rozumiał jak może rozpaczać po takim dupku. A co do tego, że jej były jest dupkiem, nie miał żadnych wątpliwości. Zdecydowanie żaden facet nie powinien zostawić tak wspaniałej dziewczyny jak Mary Ann. Oczywiście nie znał jej zbyt dobrze, ale takie właśnie odniósł wrażenie po kilku rozmowach z nią.
-          Usiądziemy? - Spytał widząc w oddali murek.
Mary Ann skinęła głową, kierując się w stronę niewysokiego stosu cegieł. Teraz była już pewna, że pójście na randkę z Joe było złym pomysłem.
-          Nadal o nim myślisz? - Spytał ponownie, widząc, że dziewczyna siedzi nieruchomo i wpatruje się przed siebie. Trochę denerwowało go to, że Mary nie myśli o nim, a o jakimś dupku. Jednocześnie nie mógł nic na to poradzić.
-          Nie - odparła zgodnie z prawdą, choć dalsza część jej wypowiedzi była kłamstwem: - Po prostu podziwiam jak na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy. Tutaj tak szybko zapada zmrok... - Nie miała ochoty tłumaczyć chłopakowi, że zastanawia się nad tym ile jeszcze upłynie czasu zanim uwolni się od myśli o Billu. Od miłości do niego.
-          Faktycznie. W Europie jest zupełnie inaczej - zgodził się. - Kiedy wyjeżdżasz?
-          W poniedziałek. Tata jeszcze bardzo chciałby tutaj zostać, ale chce też zobaczyć aśramę Ramany Maharishiego, Goa, Bollywood i Mały Tybet, a czas nas goni.
-          A ty? - Spytał, smutno spuszczając głowę. Miał nadzieję, że Mary Ann zostanie jeszcze trochę u Sai Baby.
-          Ja? - Uniosła pytająco jedną brew.
-          Tak, ty. Czego chcesz?
-          Właściwie to wszystko mi jedno czy jestem tutaj, czy w Małym Tybecie. To tak samo Indie - wzruszyła obojętnie ramionami.
-          Nie tęsknisz za domem?
-          Trochę za mamą i bratem, ale jestem przyzwyczajona do tego, że czasami nie widzę ich przez całe wakacje. Ale masz rację, chciałabym pojechać do Niemiec, i trochę poplotkować z moją przyjaciółką. Ciekawe czy już kogoś poznała w Hamburgu...
-          No cóż... - westchnął. - Mnie jest smutno, że wyjeżdżasz. Chciałbym cię lepiej poznać...
Mary Ann zignorowała jego słowa, wpatrując się przed siebie. Oparła dłonie na murku i zaczęła wymachiwać nogami. Choć z początku była strasznie przeciwna Indiom, teraz wydawały jej się oazą spokoju. A może odniosła takie wrażenie, dlatego, że nie miała styczności w ostatnim czasie z prawdziwymi Hindusami? Właściwie została zamknięta w Phutapharthi i aśramie Sai Baby, ale jej to odpowiadało. Nie miała ochoty zwiedzać kolejnych, coraz to dziwniejszych miejsc, choć wiedziała, że Cherry Joe wraz z Iruką, wyciągną ją i ojca w kilka nietypowych miejsc, szczególnie, że postanowili wyruszyć w podróż razem z nimi. Mary dziękowała niebiosom, że poznała kogoś takiego, jak para Azjatów, bo inaczej z pewnością znacznie ciężej byłoby jej znieść pobyt w Indiach, a już na pewno zapomnieć o Billu. I choć nie udało jej się to, nauczyła się żyć, ze świadomością, że między nimi już wszystko jest skończone, a ona musi rozpocząć życie na nowo. Bez miłości jej życia.
Mary Ann spojrzała nieśmiało na Joe. Kiedy jej błękitne oczy spotkały się z zielono-niebieskimi tęczówkami chłopaka, chciała przez moment odwrócić wzrok, ale nie uczyniła tego. Skoro zamierza uwolnić się od Billa, musi zrobić choć jeden mały kroczek.
Widząc jak chłopak zbliża twarz do jej twarzy, spuściła nieco wzrok, zastanawiając się w duchu, czy jest gotowa na to, co zaraz się wydarzy. Przymknęła powieki, przywołując obraz uśmiechniętego Billa, który się nad nią pochyla. Wyobraziła sobie jego roziskrzone, czekoladowe tęczówki, które patrzyły na nią z podziwem, usta, które delikatnie oblizał językiem, dotyk jego dłoni na jej talii... Oddałaby wszystko tylko za to, żeby mogła poczuć ponownie jego wargi na swoich...
Rozchyliła delikatnie usta, przyzwalając chłopakowi na pocałunek. Może jej się tylko wydawało, że pocałunki Billa są jedyne w swoim rodzaju? Może tak naprawdę nie były takie nadzwyczajne?
Dotknęła nieśmiało twardego torsu Joe, kiedy ten przyłożył usta do jej ust. Przez moment pozwoliła mu się całować, nadal wyobrażając sobie, że to jest Bill, choć wiedziała, że tak wcale nie jest. Z oczu Mary Ann wypłynęły łzy, rzeźbiąc ścieżki na jej policzkach. Odsunęła się od chłopaka, i spojrzała na swoje dłonie.
-          Przepraszam... - szepnęła ledwo dosłyszalnie.
-          Nie, to ja przepraszam - powiedział smutno. - Nie powinienem był...
-          Joe - obróciła głowę w jego stronę - to moja wina. Przepraszam cię, naprawdę nie chciałam, żeby tak wyszło.
Mary Ann zerwała się z murku i pobiegła prosto przed siebie. W tej chwili nie interesowało ją, że zapłaci majątek za rozmowę. Ojciec będzie musiał jej to wybaczyć. Wybrała numer telefonu Nikoli i przyłożyła komórkę do ucha. Potrzebowała rozmowy z przyjaciółką.
-          Tak? - Usłyszała głos Nikoli.
-          Cześć...
-          Mary Ann? Co się stało? - Brunetka spytała z troską.
-          Umówiłam się z Joe... Nikola co ja mam zrobić? - Spytała ją, zupełnie tak jakby przyjaciółka mogła znać odpowiedź na to pytanie. A przecież nie znała nawet sytuacji, w jakiej się właśnie znalazła.
-          Spokojnie. Powiedz mi co się stało, to może razem coś wykombinujemy...
-          Nic się nie stało. Joe mnie pocałował. Nikola ja dalej kocham Billa. - Mówiła bez składu, ale miała nadzieję, że przyjaciółka ją zrozumie. - Ja nie chcę być bez niego...
-          Mary, ja wiem, że ty nic mu nie zrobiłaś, ale nie domyślasz się o co mógł się na ciebie pogniewać? - Spytała ostrożnie.
-          Pewnie usłyszał od kogoś jakąś paskudną plotkę na mój temat, albo podobała mu się Mary Ann z jego wyobraźni. - Mary Ann wzruszyła ramionami, tak jakby Nikola mogła to zobaczyć.
-          Plotkę, mówisz? Wiesz, że to całkiem logiczne? Wtedy stałoby się jasne, dlaczego ty mówisz, że nic nie zrobiłaś i Tom mówi, że Bill też nic nie zrobił.
-          Musisz mnie jeszcze bardziej dołować? - Jej głos brzmiał niemal żałośnie. - Skoro Bill uwierzył w jakąś plotkę i nawet nie zapytał mnie czy to prawda, to nie sądzisz, że ta jego wielka miłość, wcale nie była taka wielka? Nikola, co ja mam zrobić? - Chlipnęła, doskonale wiedząc, że pytanie o to przyjaciółki nie ma najmniejszego sensu.
-          Na razie się nim nie przejmuj. Baw się dobrze w Indiach, a jak przyjedziesz do Niemiec pogadasz z nim w cztery oczy. Tak będzie chyba najlepiej...
-          Pewnie masz rację - otarła łzy z policzków. - Jeżeli nawet nigdy nie będziemy już razem, to chciałabym wiedzieć dlaczego. Chyba tyle mi się należy...
-          Porozmawiacie i wszystko będzie dobrze - zapewniła Nikola. - Na pewno sobie wyjaśnicie, to co się stało i będziecie się z tego śmiali.
-          Dzięki Nikola - uśmiechnęła się lekko, wpatrując się w niebo. - Chciałabym, żeby było tak jak mówisz. Pozdrów Toma, Gustava i Georga.
-          A co z Billem?
-          Cóż... Powiedziałabym, żebyś go ode mnie ucałowała, ale to chyba niemożliwe? Tom pewnie byłby zazdrosny...
-          A ty byś nie była?
-          Ech... - westchnęła ciężko. Przyjaciółka znała ją aż za dobrze. - Byłabym. Bardzo.
-          To może go tylko pozdrowię? - Zaproponowała ze śmiechem.
-          W ostateczności możesz, choć wolałabym, żebyś nic mu nie mówiła.
-          Dlaczego? Będzie mu przykro.
-          Mnie też jest, i jakoś nikt się tym nie przejmuje. Zresztą zrobisz jak będziesz uważała. Jeszcze raz dzięki.
-          Nie ma za co, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Trzymaj się i uważaj na siebie w Indiach.
-          Postaram się.
Z lekkim uśmiechem odłożyła telefon od ucha i schowała do kieszeni spódniczki. Oparła się o rosnące nieopodal drzewo i usiadła na nagrzanej, po upalnym dniu, ziemi. Było jej trochę głupio, że uciekła od Joe, ale przynajmniej przekonała się, że pocałunki Billa były naprawdę niezwykłe. Teraz już była pewna, że po swoim powrocie do Niemiec, musi koniecznie z nim porozmawiać. Nawet jeżeli się okaże, że nie będą już razem, to ona chce wiedzieć dlaczego. Tym bardziej, że przez długi czas starała się znaleźć swoją winę w tym wszystkim, ale nie potrafiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz