Widząc jak przyjaciele, z Georgiem na czele kierują się do kuchni, skąd
dobiegały odgłosy rozmowy, zaczął przygotowywać się na najgorsze. Był prawie
pewny, że zaraz rozpęta się awantura, na miarę trzeciej wojny światowej.
-
Ja-Ja-Jac-Jacqulin...
- Gustav już dawno nie słyszał jak Georg się jąka. Zdarzało mu się to tylko w
obecności Jacqulin, albo gdy był mocno zdenerwowany. Perkusista podejrzewał, że
aktualnie Georg jąka się z tych dwóch powodów. - S-S-Ską-Skąd... s-s-się...
t-t-t-tu... w-wzię-wzięłaś?
-
To ja ją
tutaj przyprowadziłam - powiedziała Inge, spuszczając głowę z zakłopotaniem.
-
Inge?! - Tom
wytrzeszczył oczy, chowając się za Billem.
-
Widzę, że
mnie jeszcze pamiętasz...
-
Trudno byłoby
zapomnieć - odparł chłodno. - Popsułaś moją ukochaną gitarę...
-
Przepraszam.
To było głupie z mojej strony. - Dziewczyna spuściła głowę z zakłopotaniem,
przypominając sobie jak przecięła wszystkie struny w instrumencie, myśląc, że
zrobi tym dobry kawał bliźniakom. I nareszcie zwróci na siebie ich uwagę.
-
Bill? -
Zwrócił się do brata. - Ona naprawdę powiedziała, to co usłyszałem?
-
Chyba tak...
Gustav! Okłamałeś mnie! - Czarny wrzasnął na przyjaciela, który trzymał się na
uboczu, jakby bojąc się, że zaraz wszyscy zaczną się na niego wydzierać. A
przecież to nie jego wina, że w jego mieszkaniu pojawiła się Inge wraz z
Jacqulin!
-
Kiedy? -
Uniósł pytająco brwi, nie mogąc przypomnieć sobie momentu, w którym okłamał
Billa.
-
Mówiłeś, że
nie masz nadziei na więcej, kiedy kupowaliśmy tusz! To miała być tylko słaba
koleżanka! Powinienem przewidzieć, że tak się to wszystko skończy. Słabym
koleżankom nie kupuje się prezentów na urodziny. Więcej, o urodzinach słabych
koleżanek się nie pamięta.
-
Ale Inge jest
słabą koleżanką! - Zapewnił szybko, nie przejmując się, że swoimi słowami
sprawił przykrość dziewczynie. - Inge była na zakupach z Jacqulin i postanowiły
mnie odwiedzić.
-
Cz-cz-cze-czemu
o-o-o-ona g-g-got-gotuje o-o-o-biad? - Georg wskazał palcem na Inge, choć jego
wzrok nadal był utkwiony w Jacqulin.
-
Właściwie nie
wiem... Zobaczyła, że chcę przygotować wam zupę z torebki i uznała, że sama coś
nam ugotuje... - wyjaśnił zmieszany. - Inge jest naprawdę świetną kucharką...
-
Skoro jest
taka świetna, to dlaczego jej się właśnie pali patelnia? - Spytał Bill, wskazując
na naczynie, w którym pojawił się ogień.
Dziewczyna szybko odstawiła ją na bok i przykryła pokrywką, aby odciąć
dopływ powietrza. Spojrzała zmieszana na Czarnowłosego, ale ten się tylko do
niej lekko uśmiechnął. Była mu wdzięczna, że przynajmniej on nie patrzy na nią
tak, jakby zaraz miał pozbawić ją życia. Czego nie można było powiedzieć o
Tomie i Jacqulin.
-
Wiedziałaś,
że oni tutaj będą! - Kobieta powiedziała gniewnie, kiedy w pomieszczeniu
zapadła krępująca cisza. - A ty - wskazała palcem na Georga - przestań się na
mnie gapić, chyba, że chcesz, żebym zadzwoniła na policję! Zakaz zbliżania się
do mnie, z tego co wiem, nadal jest aktualny!
-
Jacqulin
przestań, proszę... On ci nie zrobi nic złego... - Inge próbowała załagodzić
sytuację, choć wiedziała, że poniesie klęskę.
-
To samo
mówiłaś zanim wybił mi zęba! - Jacqulin zerwała się z miejsca, a widząc, że
Gustav, Tom i Bill zaczynają się śmiać, poczuła jeszcze większą złość. - Jasne!
Śmiejcie się! Proszę bardzo! Ciekawe jak wy byście zareagowali, gdyby taki...
taki... - szukała odpowiedniego słowa - dziwak wybił wam jedynkę i chciał
zgwałcić!
-
J-Jac-Jacqulin...
- zaczął Georg, ale kobieta przerwała mu wyciągniętą dłonią.
-
Nie odzywaj
się do mnie! Najlepiej będzie jak zostawisz mnie w spokoju!
-
Wyluzuj - wtrącił
Bill, widząc, że zachowanie Jacqulin rani Georga. Wiedział, że nadal podoba mu
się panna Kifert, choć on sam nigdy nie wiedział dlaczego. Owszem była ładna i
komponowała cudowne melodie, ale jej mózgoczaszkę wypełniał orzeszek laskowy,
zamiast mózgu.
-
Ty też się
zamknij! Myślisz, że taka gwiazdeczka jak ty - wycelowała w niego palcem,
zwieńczonym długim, starannie opiłowanym paznokciem - może mówić mi co mam
robić?!
-
Nie myślę
tak, ale uważam, że przesadzasz. Georg nic ci nie zrobił.
-
Jego zboczony
wzrok mi wystarczy! - Warknęła, wymijając ich. Jeszcze zanim wyszła z kuchni,
spojrzała groźnie na Inge. - Za półtorej godziny czekam na ciebie na dole.
Jeżeli spóźnisz się choć sekundę, wrócisz do domu stopem!
Szatynka skinęła głową, zbyt zszokowana zachowaniem przyjaciółki, aby
wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowo. Spojrzała niepewnie na chłopców z Tokio
Hotel. Było jej głupio, że Jacqulin wywołała taką awanturę.
-
Przepraszam
za nią... - odezwała się cicho.
Tom spojrzał na nią podejrzliwie, po czym skinął głową, zaś na jego ustach
pojawił się delikatny uśmieszek. Widząc, że Georg stoi na środku kuchni bez
ruchu, cały blady, posadził go na krześle i nalał mu do szklanki Coca-Coli.
-
Wypij to -
nakazał.
Basista ledwo dostrzegalnie skinął głową, upijając kilka łyczków napoju.
-
I co z tym
obiadem? - Zagadnął wesoło Bill. - Zgłodniałem już...
-
Eee... Tak.
Już. Zaraz będzie.
Inge pospiesznie zabrała się za smażenie placków ziemniaczanych, dziękując
w myślach, za to, że żaden z Tokiohotelowców nie ma do niej żalu za to, co
zrobiła Jacqulin. Wiedziała, że powinna być po stronie przyjaciółki, ale w tym
przypadku wydawało jej się, że to Gustav, Georg, Bill i Tom mają rację.
-
Ty się
naprawdę zmieniłaś... - mruknął Tom, obserwując jak Inge smaży placki. - Chyba,
że dodałaś do tego - wskazał palcem na patelnię - arszeniku, wtedy cofam
wszystko...
-
Spokojnie -
uśmiechnęła się do niego. - Nie mam zamiaru was otruć.
-
Uff... -
wypuścił ze świstem powietrze z płuc. - Ulżyło mi.
Kiedy obiad był gotowy Inge ułożyła wszystko na talerzach i postawiła przed
Tokijczykami. Miała nadzieję, że będzie im smakował.
-
Mmm... - Bill
mruknął z zadowoleniem przegryzając pierwszy kęs. - Nie chcesz zostać naszą
kucharką?
-
No cóż... -
poczuła jak jej policzki stają się czerwone, choć wolałaby, żeby Gustav był
autorem komplementu. - Cieszę się, że ci smakuje.
-
I to jak!
Gustav miał rację kiedy wychwalał tak twoją kuchnię!
-
Gustav
naprawdę tak mówił? - Spytała z niedowierzaniem, zapominając, że sam
zainteresowany siedzi tuż obok niej.
-
To prawda -
przytaknął nieco zmieszany. Wolałby, żeby Inge nie wiedziała, że o niej mówił.
Nie chciał, żeby pomyślała sobie za dużo. Dla niego wciąż była słabą koleżanką.
- Świetnie gotujesz, więc dlaczego miałem o tym nie wspomnieć?
Inge wzruszyła ramionami z zakłopotaniem. Gdyby tylko mogła, gotowałaby mu
bez przerwy. Zresztą zrobiłaby wszystko, żeby zwrócił na nią swoją uwagę.
Równie dobrze wiedziała, że to niemożliwe, dlatego musiało wystarczyć jej to,
że jest dla niego tylko słabą koleżanką. Zabolało ją kiedy tak powiedział, ale
wolała takie określenie niż córka znajomych rodziców, z którą trzeba pogadać,
żeby rodzice dali mu święty spokój.
-
Georg! - Tom
wrzasnął mu do ucha. - Daj już spokój! Jacqulin sobie poszła. Możesz już
przestać być taki blady.
-
Jakby to ode
mnie zależało... - burknął, grzebiąc widelcem w swoim daniu.
-
Tom, zostaw
go. Niech dojdzie do siebie.
Dreadowłosy spojrzał na bliźniaka z niezadowoleniem. Nie miał zamiaru
odpuścić Georgowi. Jego zdaniem nadszedł najwyższy czas, żeby basista uporał
się z Jacqulin.
-
Tom, też tak
myślę, ale spójrz na niego - Bill, kiwnął głową w stronę Georga, który nadal
był nienaturalnie blady.
Starszy Kaulitz westchnął ciężko, przełykając kolejny kęs placka po
węgiersku. Czasami irytowało go, że Bill potrafi czytać mu w myślach, ale z
drugiej strony, między innymi dlatego ich więź jest taka niezwykła.
-
Jest jeszcze
piękniejsza... - Georg powiedział szeptem, wpatrując się w swój talerz, na
którym był prawie nietknięty posiłek.
-
Ona ci się
nadal podoba?! - Gustav wykrzyknął, podnosząc się gwałtownie, omal nie
wywracając przy tym krzesła. - Stary, zapomnij o niej jak najszybciej!
-
Ale...
-
Gustav ma
rację. - Inge wtrąciła nieśmiało. - Przykro mi to mówić, ale Jacqulin naprawdę
cię nienawidzi...
-
Wiem... -
mruknął, rozgrzebując widelcem placek. - Mogłem nie robić wtedy tych zdjęć, ale
chciałem mieć uchwycony blask jej włosów, anielski uśmiech...
-
Czy ty sobie
zdajesz sprawę z tego co się stało?! - Bill uniósł głos. Rozumiał, że basista
może być nadal zakochany w pannie Kifert, bo on sam kochał całym swoim
popękanym sercem Mary Ann i wiedział jak to może boleć, ale uważał, że po
wydarzeniach, które miały miejsce powinien definitywnie o niej zapomnieć. - Ona
oskarżyła cię przy wszystkich o molestowanie, prześladowanie jej, chęć
zgwałcenia, zamordowania i tysiące innych niestworzonych rzeczy!
-
Pamiętam to
aż za dobrze... - burknął.
Przed oczami basisty stanęła scena jak próbował zrobić Jacqulin kolejne
zdjęcie. Dziewczyna zauważyła to i w momencie przeistoczyła się w rozjuszonego
byka, który zobaczył dodatkowo czerwoną płachtę. Jacqulin zaczęła wyzywać go
przy wszystkich od zboczeńców, gwałcicieli, wariatów... Zamiast odejść wtedy,
albo przeprosić, on zaczął robić jej zdjęcia. Stał i cykał kolejne fotki. Tak
bardzo był zafascynowany sposobem w jaki Jacqulin marszczy nos, kiedy się
złości, błyski w jej błękitno-zielonych oczach, wydawały mu się najpiękniejsze
na świecie, a rumieńce na twarzy wprost boskie... Jego bogini...
Skarcił się w duchu, że nadal tak o niej myśli. Sądził, że już mu przeszła
cała fascynacja panną Kifert, ale najwyraźniej była w takim samym stanie, jak
wówczas gdy widział ją ostatni raz, prawie trzy lata temu. Żałował, że jej
rodzice złożyli sprawę do sądu. Nic mu nie udowodniono, bo przecież nie
zamierzał ani mordować, ani gwałcić Jacqulin, ale jakimś cudem państwo Kifert
załatwili mu zakaz zbliżania się do ich córki. To był pierwszy, i miał
nadzieję, ostatni raz kiedy został tak zraniony.
-
Mamy coś na
dzisiaj zaplanowanego? - Spytał Bill, przerywając ciszę jaka zapadła w pomieszczeniu
po słowach Georga.
-
Chyba nie,
ale wypadałoby popracować nad piosenkami - odparł Tom.
-
To może teraz
nad nimi popracujemy, a później pójdziemy do klubu? Inge idziesz z nami?
Tom wytrzeszczył oczy, słysząc słowa bliźniaka. Jeszcze wczoraj, kiedy
chciał wyciągnąć go na jakąś nieziemską imprezę, ten stanowczo odmawiał,
mówiąc, że nie ma ochoty.
-
Nie mogę.
Sami słyszeliście co powiedziała Jacqulin...
-
Oj tam - Bill
machnął niedbale dłonią - przecież masz wakacje. Zadzwoń do rodziców i powiedz,
że zostajesz z nami do jutra.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy, wpatrując się z niedowierzaniem w Billa.
Przecież jeszcze kilka minut temu wydarł się na Gustava, że według niego nie
jest tylko słabą koleżanką...
-
Dobrze się
czujesz? - Tom przyłożył dłoń do czoła bliźniaka. - Chyba od tego tatuażu masz
gorączkę...
-
Nic mi nie
jest - zapewnił bliźniaka z szerokim uśmiechem. - Po prostu mam dzisiaj dobry
humor i ochotę trochę się rozerwać. W końcu jestem gwiazdą!
-
Te gwiazdka,
siadaj już - Gustav spojrzał na niego groźnie. - Kto później odwiezie Inge do
domu? Przecież nie będzie wracała pociągiem w środku nocy...
-
Mamy kilku
ochroniarzy i kierowcę? - Spytał perkusistę, na co ten skinął głową potakująco.
- A mamy trzy samochody? - Kolejne skinięcie głową. - W takim razie nie widzę przeszkód,
chyba, że rodzice Inge się nie zgodzą - uśmiechnął się ciepło do dziewczyny.
* * *
Mary Ann wygładziła nieistniejącą fałdkę na swojej
niebieskiej bluzeczce z krótkim rękawkiem, westchnęła ciężko, po czym opuściła
swój i ojca pokój. Nie miała ochoty na randkę, bo tak chyba można nazwać
spotkanie z Joe, na które właśnie szła, ale uznała, że najwyższa pora zapomnieć
o Billu. On pewnie nie myśli o niej dniami i nocami, więc dlaczego ona ma to
robić? Bo go nadal kocha, tak mocno jak wtedy kiedy mu to wyznała, o ile nie
mocniej? Śmieszne!
Przemierzyła szybkim krokiem dróżkę prowadzącą do
miejsca, w którym umówiła się z Joe. Uśmiechnęła się lekko widząc czekającego
już na nią chłopaka.
-
Witaj
śliczna! - Zawołał radośnie, cmokając ją w policzek. - To dla ciebie.
Mary Ann odebrała od niego bukiet, własnoręcznie zebranych kwiatków i
uśmiechnęła się ciepło, choć w głębi ducha czuła, że robi źle. Nie powinna
dawać nadziei Joe, skoro sama nie wie czy jest gotowa na to, aby ponownie się
zakochać, albo choć polubić trochę mocniej innego chłopaka niż Bill. To jemu
oddała całe serce i duszę, więc jak ma wręczyć je komuś innemu?
-
Nie
musiałeś...
-
Ale chciałem
- puścił jej oczko. - Powinnaś powiedzieć grzecznie dziękuję i się uśmiechnąć,
bo wtedy wyglądasz ślicznie.
Mary Ann poczuła jak na jej policzki wkraczają rumieńce. Ostatnimi czasy
reagowała w ten sposób, zawsze kiedy usłyszała jakiś komplement. Co było
dziwne, zważywszy na to, że jeszcze przed zakochaniem się w Billu coś takiego
by ją nawet nie wzruszyło. Nigdy nie uważała się za piękną, ale komplementy ją
nie onieśmielały.
-
Dziękuję...
-
Proszę.
Przejdziemy się?
-
Tak, pewnie.
- Skinęła głową, wąchając kwiaty. W oczach stanęły jej łzy, kiedy przypomniała
sobie jak Bill przysyłał jej codziennie piękne bukiety, w których z dnia na
dzień było coraz mniej kwiatów.
-
Hej, stało
się coś? - Spytał, patrząc jej w oczy. - Zrobiłem coś nie tak?
-
Nie,
przepraszam. To moja wina. Pomyślałam o moim byłym chłopaku i...
-
Tym, przez
którego płakałaś tyle czasu?
-
Dokładnie o
nim, ale to już nie ma znaczenia.
Joe skinął tylko głową, wpatrując się przed siebie. Cieszył się, że
dziewczyna po jego licznych namowach dała się zaprosić na randkę, choć
podświadomie czuł, że zrobiła to bardziej dla świętego spokoju niż z chęci.
Było mu trochę przykro widząc, że Mary Ann jest obecna jedynie ciałem koło
niego. Myślami zapewne błądziła wokół swojego byłego chłopaka, choć on nie
rozumiał jak może rozpaczać po takim dupku. A co do tego, że jej były jest
dupkiem, nie miał żadnych wątpliwości. Zdecydowanie żaden facet nie powinien
zostawić tak wspaniałej dziewczyny jak Mary Ann. Oczywiście nie znał jej zbyt
dobrze, ale takie właśnie odniósł wrażenie po kilku rozmowach z nią.
-
Usiądziemy? -
Spytał widząc w oddali murek.
Mary Ann skinęła głową, kierując się w stronę niewysokiego stosu cegieł.
Teraz była już pewna, że pójście na randkę z Joe było złym pomysłem.
-
Nadal o nim
myślisz? - Spytał ponownie, widząc, że dziewczyna siedzi nieruchomo i wpatruje
się przed siebie. Trochę denerwowało go to, że Mary nie myśli o nim, a o jakimś
dupku. Jednocześnie nie mógł nic na to poradzić.
-
Nie - odparła
zgodnie z prawdą, choć dalsza część jej wypowiedzi była kłamstwem: - Po prostu
podziwiam jak na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy. Tutaj tak szybko zapada
zmrok... - Nie miała ochoty tłumaczyć chłopakowi, że zastanawia się nad tym ile
jeszcze upłynie czasu zanim uwolni się od myśli o Billu. Od miłości do niego.
-
Faktycznie. W
Europie jest zupełnie inaczej - zgodził się. - Kiedy wyjeżdżasz?
-
W
poniedziałek. Tata jeszcze bardzo chciałby tutaj zostać, ale chce też zobaczyć
aśramę Ramany Maharishiego, Goa, Bollywood i Mały Tybet, a czas nas goni.
-
A ty? -
Spytał, smutno spuszczając głowę. Miał nadzieję, że Mary Ann zostanie jeszcze
trochę u Sai Baby.
-
Ja? - Uniosła
pytająco jedną brew.
-
Tak, ty.
Czego chcesz?
-
Właściwie to
wszystko mi jedno czy jestem tutaj, czy w Małym Tybecie. To tak samo Indie -
wzruszyła obojętnie ramionami.
-
Nie tęsknisz
za domem?
-
Trochę za
mamą i bratem, ale jestem przyzwyczajona do tego, że czasami nie widzę ich
przez całe wakacje. Ale masz rację, chciałabym pojechać do Niemiec, i trochę
poplotkować z moją przyjaciółką. Ciekawe czy już kogoś poznała w Hamburgu...
-
No cóż... -
westchnął. - Mnie jest smutno, że wyjeżdżasz. Chciałbym cię lepiej poznać...
Mary Ann zignorowała jego słowa, wpatrując się przed siebie. Oparła dłonie
na murku i zaczęła wymachiwać nogami. Choć z początku była strasznie przeciwna
Indiom, teraz wydawały jej się oazą spokoju. A może odniosła takie wrażenie,
dlatego, że nie miała styczności w ostatnim czasie z prawdziwymi Hindusami?
Właściwie została zamknięta w Phutapharthi i aśramie Sai Baby, ale jej to
odpowiadało. Nie miała ochoty zwiedzać kolejnych, coraz to dziwniejszych
miejsc, choć wiedziała, że Cherry Joe wraz z Iruką, wyciągną ją i ojca w kilka
nietypowych miejsc, szczególnie, że postanowili wyruszyć w podróż razem z nimi.
Mary dziękowała niebiosom, że poznała kogoś takiego, jak para Azjatów, bo
inaczej z pewnością znacznie ciężej byłoby jej znieść pobyt w Indiach, a już na
pewno zapomnieć o Billu. I choć nie udało jej się to, nauczyła się żyć, ze
świadomością, że między nimi już wszystko jest skończone, a ona musi rozpocząć
życie na nowo. Bez miłości jej życia.
Mary Ann spojrzała nieśmiało na Joe. Kiedy jej błękitne oczy spotkały się z
zielono-niebieskimi tęczówkami chłopaka, chciała przez moment odwrócić wzrok,
ale nie uczyniła tego. Skoro zamierza uwolnić się od Billa, musi zrobić choć
jeden mały kroczek.
Widząc jak chłopak zbliża twarz do jej twarzy, spuściła nieco wzrok,
zastanawiając się w duchu, czy jest gotowa na to, co zaraz się wydarzy.
Przymknęła powieki, przywołując obraz uśmiechniętego Billa, który się nad nią
pochyla. Wyobraziła sobie jego roziskrzone, czekoladowe tęczówki, które
patrzyły na nią z podziwem, usta, które delikatnie oblizał językiem, dotyk jego
dłoni na jej talii... Oddałaby wszystko tylko za to, żeby mogła poczuć ponownie
jego wargi na swoich...
Rozchyliła delikatnie usta, przyzwalając chłopakowi na pocałunek. Może jej
się tylko wydawało, że pocałunki Billa są jedyne w swoim rodzaju? Może tak
naprawdę nie były takie nadzwyczajne?
Dotknęła nieśmiało twardego torsu Joe, kiedy ten przyłożył usta do jej ust.
Przez moment pozwoliła mu się całować, nadal wyobrażając sobie, że to jest
Bill, choć wiedziała, że tak wcale nie jest. Z oczu Mary Ann wypłynęły łzy,
rzeźbiąc ścieżki na jej policzkach. Odsunęła się od chłopaka, i spojrzała na
swoje dłonie.
-
Przepraszam...
- szepnęła ledwo dosłyszalnie.
-
Nie, to ja
przepraszam - powiedział smutno. - Nie powinienem był...
-
Joe -
obróciła głowę w jego stronę - to moja wina. Przepraszam cię, naprawdę nie
chciałam, żeby tak wyszło.
Mary Ann zerwała się z murku i pobiegła prosto przed siebie. W tej chwili
nie interesowało ją, że zapłaci majątek za rozmowę. Ojciec będzie musiał jej to
wybaczyć. Wybrała numer telefonu Nikoli i przyłożyła komórkę do ucha.
Potrzebowała rozmowy z przyjaciółką.
-
Tak? -
Usłyszała głos Nikoli.
-
Cześć...
-
Mary Ann? Co
się stało? - Brunetka spytała z troską.
-
Umówiłam się
z Joe... Nikola co ja mam zrobić? - Spytała ją, zupełnie tak jakby przyjaciółka
mogła znać odpowiedź na to pytanie. A przecież nie znała nawet sytuacji, w
jakiej się właśnie znalazła.
-
Spokojnie.
Powiedz mi co się stało, to może razem coś wykombinujemy...
-
Nic się nie
stało. Joe mnie pocałował. Nikola ja dalej kocham Billa. - Mówiła bez składu,
ale miała nadzieję, że przyjaciółka ją zrozumie. - Ja nie chcę być bez niego...
-
Mary, ja
wiem, że ty nic mu nie zrobiłaś, ale nie domyślasz się o co mógł się na ciebie
pogniewać? - Spytała ostrożnie.
-
Pewnie
usłyszał od kogoś jakąś paskudną plotkę na mój temat, albo podobała mu się Mary
Ann z jego wyobraźni. - Mary Ann wzruszyła ramionami, tak jakby Nikola mogła to
zobaczyć.
-
Plotkę,
mówisz? Wiesz, że to całkiem logiczne? Wtedy stałoby się jasne, dlaczego ty mówisz,
że nic nie zrobiłaś i Tom mówi, że Bill też nic nie zrobił.
-
Musisz mnie
jeszcze bardziej dołować? - Jej głos brzmiał niemal żałośnie. - Skoro Bill
uwierzył w jakąś plotkę i nawet nie zapytał mnie czy to prawda, to nie sądzisz,
że ta jego wielka miłość, wcale nie była taka wielka? Nikola, co ja mam zrobić?
- Chlipnęła, doskonale wiedząc, że pytanie o to przyjaciółki nie ma
najmniejszego sensu.
-
Na razie się
nim nie przejmuj. Baw się dobrze w Indiach, a jak przyjedziesz do Niemiec
pogadasz z nim w cztery oczy. Tak będzie chyba najlepiej...
-
Pewnie masz
rację - otarła łzy z policzków. - Jeżeli nawet nigdy nie będziemy już razem, to
chciałabym wiedzieć dlaczego. Chyba tyle mi się należy...
-
Porozmawiacie
i wszystko będzie dobrze - zapewniła Nikola. - Na pewno sobie wyjaśnicie, to co
się stało i będziecie się z tego śmiali.
-
Dzięki Nikola
- uśmiechnęła się lekko, wpatrując się w niebo. - Chciałabym, żeby było tak jak
mówisz. Pozdrów Toma, Gustava i Georga.
-
A co z
Billem?
-
Cóż...
Powiedziałabym, żebyś go ode mnie ucałowała, ale to chyba niemożliwe? Tom
pewnie byłby zazdrosny...
-
A ty byś nie
była?
-
Ech... -
westchnęła ciężko. Przyjaciółka znała ją aż za dobrze. - Byłabym. Bardzo.
-
To może go
tylko pozdrowię? - Zaproponowała ze śmiechem.
-
W
ostateczności możesz, choć wolałabym, żebyś nic mu nie mówiła.
-
Dlaczego?
Będzie mu przykro.
-
Mnie też
jest, i jakoś nikt się tym nie przejmuje. Zresztą zrobisz jak będziesz uważała.
Jeszcze raz dzięki.
-
Nie ma za co,
wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Trzymaj się i uważaj na siebie w
Indiach.
-
Postaram się.
Z lekkim uśmiechem odłożyła
telefon od ucha i schowała do kieszeni spódniczki. Oparła się o rosnące
nieopodal drzewo i usiadła na nagrzanej, po upalnym dniu, ziemi. Było jej
trochę głupio, że uciekła od Joe, ale przynajmniej przekonała się, że pocałunki
Billa były naprawdę niezwykłe. Teraz już była pewna, że po swoim powrocie do
Niemiec, musi koniecznie z nim porozmawiać. Nawet jeżeli się okaże, że nie będą
już razem, to ona chce wiedzieć dlaczego. Tym bardziej, że przez długi czas
starała się znaleźć swoją winę w tym wszystkim, ale nie potrafiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz