niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 200



Nikola słysząc dzwonek rozbrzmiewający w mieszkaniu, odłożyła na tekturę wałek do malowania i udała się do korytarza, aby otworzyć przybyszowi. Nie była przyzwyczajona do mieszkania w wieżowcu czy bloku, ale znalezienie domku jednorodzinnego w centrum Hamburga graniczyło niemalże z cudem. Mimo tego jej tata wynajął całkiem ładnie mieszkanie, które na dodatek mogła urządzić jak tylko chciała.
            Przekręciła zamek i otworzyła drzwi. Kiedy jej oczom ukazał się najpierw wielki bukiet kolorowych róż, a następnie uśmiechnięta twarz Toma, wydała z siebie cichy pisk zadowolenia.
-          Tom! Mówiłeś, że wracacie dopiero w poniedziałek!
-          Wiem, ale Davidowi udało się załatwić Billowi na poniedziałek nagrania w Anglii i zdecydował, że wracamy jeszcze dziś - wyjaśnił, wchodząc do środka. - Jesteś sama?
-          Tak, tata pojechał do Frankfurtu w interesach.
Dreadowłosy z chytrym uśmieszkiem przyciągnął do siebie Nikolę i pocałował mocno w usta. Stęsknił się za brunetką przez ten tydzień, kiedy byli w Paryżu. Od razu kiedy przyjechali do Hamburga, kazał Seppelowi zawieźć się do kwiaciarni, a następnie do domu Nikoli.
-          Mmm... - mruknęła, odrywając się od niego. - Aż taki wygłodzony?
Skinął potakująco głową, a w jego oczach pojawiły się iskierki pożądania.
-          A wiesz, że to nie ładnie rzucać się na własną dziewczynę, nawet nie powiedziawszy jej „cześć”? - Pokiwała mu z dezaprobatą palcem przed nosem.
-          Przepraszam za moje niestosowne zachowanie. - Cmoknął ją czule w policzek. - Dobry wieczór panno Smidt.
-          Dobry wieczór panie Kaulitz. Może napije się pan czegoś? - Spytała wpatrując się w jego ciemnobrązowe, roziskrzone tęczówki.
-          Wolałbym pannę schrupać, panno Smidt...
-          W takim razie będzie musiał się pan obejść smakiem - mrugnęła do niego zalotnie, odsuwając się od niego.
Tom westchnął z niezadowoleniem. Chciałby teraz zanieść Nikolę do jej sypialni i się nią rozkoszować, ale postanowił się opanować. W końcu seks nie jest najważniejszy... Choć daje dużo frajdy.
-          Proszę. - Podał brunetce kwiaty, które kupił.
-          Dziękuję. Są śliczne - uśmiechnęła się do niego, delikatnie całując go w policzek.
-          Nie należy mi się nic więcej? - Spytał z nadzieją, a widząc jak Nikola kręci przecząco głową, udał się za nią do kuchni.
Brunetka wlała wodę do dzbanka na sok i wstawiła do niego bukiet różnokolorowych kwiatów. Póki co, nie posiadała z ojcem ani jednego wazonu, a nie chcieli zabierać Rebece Smidt, jej dość pokaźnej kolekcji, którą uwielbiała.
-          Co ty masz na sobie? - Nikola uniosła jedną brew ze zdumienia, przyglądając się uważniej Tomowi. Chłopak ubrany był w ciuchy, do złudzenia przypominające te, w których chodził Bill.
-          Eee... - Dreadowłosy zmieszał się, patrząc na ubrania, które pożyczył od bliźniaka. - Seppel powiedział, że nigdzie mnie nie zawiezie jeżeli się nie przebiorę, a moje wszystkie bluzy z kapturem są brudne... Zresztą, jeżeli pozwolisz kochanie, to się przebiorę - wskazał, na swój plecak.
Nikola zaniosła się wesołym śmiechem. Tom wyglądał nieco dziwacznie, ale według niej znacznie lepiej niż w swoich o wiele za szerokich spodniach i bluzach. Nie mogła zarzucić mu, że ma zły gust, ale zwyczajnie nie podobał jej się jego styl. Z drugiej jednak strony nie chciała, aby stał się kopią Billa i kupował od czasu do czasu damskie bluzy, bo jak twierdził młodszy Kaulitz są znacznie ładniejsze niż te męskie i - co najważniejsze - jest większy wybór.
Kiedy Dreadowłosy zniknął w łazience, zaparzyła dwa wielkie kubki czekolady i udała się do salonu, który malowała zanim przyszedł Tom. Usiadła wygodnie na podłodze i wpatrzyła się w ścianę przed sobą. Była całkiem zadowolona z efektu, choć sam liliowy wydawał jej się nudny. Bez życia. Może to dlatego, że w pomieszczeniu nie ma jeszcze czarnych mebli, które zamówiła z ojcem, a powinny dodać nieco charakteru pokojowi?
-          No! Teraz lepiej! - Powiedział uszczęśliwiony, sadowiąc się obok swojej dziewczyny. - Nareszcie nic mnie nie ciśnie.
-          Proszę - Nikola podała mu kubek z ciepłą czekoladą i uśmiechnęła się wesoło. - Mnie się podobałeś w ubraniach Billa. No może ta bluza była trochę za ciasna...
-          Przykro mi skarbie, ale musisz kochać mnie w moich własnych ubraniach, bo za nic nie zacznę się ubierać jak Bill! - Wzdrygnął się na samą myśl o tym.
-          To dobrze, bo nie chciałabym, żebyś był taki jak on. Wystarczy, że tak samo wyglądacie - powiedziała chłodno. Po tym, co młodszy Kaulitz zrobił jej przyjaciółce, straciła do niego dość sporą część sympatii.
-          Nikola? - Tom spojrzał na nią uważnie. - Co się stało?
-          Nic, a coś miało się stać? - Upiła łyk swojej czekolady, po czym wbiła wzrok w liliową ścianę.
Wiedziała, że jeżeli powie coś złego o Billu, to Tom się zdenerwuje. Wtedy z pewnością zaczęliby się kłócić, bo w tym wypadku stoją po przeciwnych stronach barykady, a ona nie miała na to ochoty. Tym bardziej, że nie widziała się z Tomem przez tydzień i przez ten czas, choć była zajęta, zdążyła się za nim stęsknić.
Przysunęła się do Dreadowłosego i położyła głowę na jego ramieniu. Chłopak objął ją w pasie i pocałował w czubek głowy.
-          Przepraszam. Zrobiło mi się smutno patrząc na te puste ściany...
-          Już dobrze... - szepnął, przytulając ją do siebie. - Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze...
-          Wiem, tylko to jest trochę dziwne... Wasza mama przynajmniej nie miała kochanka, z którym brałaby ślub zaraz po rozwodzie...
Pogłaskał Nikolę czule po ramieniu, chcąc dodać jej tym samym otuchy. Wiedział jak dziewczyna się czuje. Sam był dużo młodszy, kiedy jego rodzice się rozwodzili, ale także nie mógł zrozumieć dlaczego miłość tak nagle się kończy. Może to właśnie dlatego w nią nie wierzył, dopóki nie poczuł jej do Nikoli? A przynajmniej wydawało mu się, że to uczucie, które do niej żywi, jest miłością. Nie było tak intensywne, jak w przypadku Billa, ale przecież każdy przeżywa to na swój sposób. Nie mógł być też pewny, czy nie zareagowałby tak jak bliźniak, gdyby dowiedział się, że to jego dziewczyna jest w ciąży z innym.
-          Z Billem już w porządku? - Postanowiła zmienić temat.
-          Chyba trochę mu przeszło, ale nadal jest przygaszony - westchnął ciężko. - Jak Mary Ann mogła mu to zrobić?
-          Mary Ann? - Nikola odsunęła się od niego, spoglądając na niego z naganą. - To Bill ją zostawił. Nie ona jego.
-          Mylisz się. On ją za bardzo kocha, żeby odejść.
-          W takim razie dlaczego to zrobił? - Zmrużyła oczy i złożyła ręce na piersi, domagając się wyjaśnień.
-          Obiecałem Billowi, że nie pisnę ani słówka, ale Mary powinna ci wkrótce powiedzieć, jeżeli nie zrobiła tego do tej pory. Ja na jego miejscu już nigdy bym się do niej nie odezwał, a zamiast wpatrywać się w jej zdjęcia godzinami - potargałbym je.
-          To musi być jakieś nieporozumienie - powiedziała pewnie. Znała na tyle przyjaciółkę, aby wiedzieć, że po tym wszystkim co przeżyła z Billem na pewno nie wywinęłaby mu żadnego świństwa.
-          Nie. To jest pewne. - Widząc, że brunetka chce zaprotestować, położył jej palec na ustach i uśmiechnął się łobuzersko. - Nie rozmawiajmy o tym.
-          Co proponujesz w zamian? - Spytała, mrugając uwodzicielsko rzęsami.
-          Hm... - udał, że się zamyślił. - Kupić szampana i truskawki, a potem...
Nikola musnęła lekko jego usta, po czym odsunęła się z szerokim uśmiechem. Widząc, że Tom chce skraść jej kolejnego całusa, odsunęła się nieco i zza pleców wyciągnęła wałek do malowania.
-          Dobrze, ale najpierw muszę dokończyć malowanie - zrobiła smutną minkę. - W poniedziałek przywożą meble...
-          A nie możemy zostawić tego na później?
Brunetka pokręciła przecząco głową, mocząc wałek w liliowej farbie. Uśmiechnęła się łobuzersko, po czym przejechała nim po koszulce Toma.
-          Zniszczyłaś mi podkoszulek! - Zawołał niezadowolony, patrząc na liliowy pasek zdobiący jego t-shirt.
Złapał za nadgarstek dziewczynę, która przymierzała się do poprawienia nowego wzorku na jego koszulce i zamoczył palec w wiaderku z farbą. Z chytrym uśmieszkiem namalował na jej policzku liliową smugę, a widząc, że brunetka uśmiecha się wesoło, unieruchomił jej dwie dłonie i zaczął kreślić na jej białej bluzeczce różnej grubości kreski.
-          Teraz to ty zniszczyłeś mi podkoszulek!
-          A wiesz, że bez niego ci ładniej? - Spytał, a w jego oczach pojawiły się iskierki pożądania.
* * *
Gustav Schäfer siedział na swoim własnym łóżku i obracał w dłoniach mały, ładnie zapakowany przedmiot. „Po co ja jej kupowałem ten tusz?” - Spytał się w myślach. - „Trzeba było wysłać smsa z życzeniami...”. Dzisiaj były urodziny Inge. Z tego powodu błagał od tygodnia menagera, żeby skrócił ich wizytę we Francji. Udało się to jednak nie przez jego nagabywania, ale przez telefon ze studia nagraniowego w Londynie, gdzie teraz był Bill. Zastanawiał się jak poszło przyjacielowi, bo od tego zależała ich dalsza kariera. Wiedział, że Czarnowłosy ma problemy z angielskim, dlatego nie oczekiwał cudów. Wręcz przeciwnie. Przed jego wyjazdem całą trójką zapewniali go, że jeżeli się nie uda, to nic się nie stanie, bo taki sukces w Niemczech jest już i tak niesamowitym osiągnięciem. Wierzyli też, że jeżeli z angielskim nie wyjdzie, to nadal będą nagrywali piosenki po niemiecku i postarają się wypromować je poza granicami ojczyzny.
Przez moment stukał dłonią o kolano, wygrywając tylko sobie znaną melodię, po czym westchnął ciężko, podnosząc się z miejsca. „I po co ja tam idę?” - Spytał się ponownie w myślach. W dalszym ciągu nie lubił Inge, więc dlaczego chce sprawić jej przyjemność? Pokazać, że pamięta o jej urodzinach?
Napisał kartkę, że za niedługo wróci i przyczepił do lodówki. Zamknął dom i z lekkim uśmiechem wsiadł na swój rower. Pokochał jeszcze bardziej jazdę na tym pojeździe odkąd Tokio Hotel stało się sławne. Jednakże nie mógł korzystać z tego przywileju nazbyt często.
Wyjechał na drogę prowadzącą do domu Möllenbergów i rozkoszował się jazdą. Cieszył się, że nikt go nie rozpoznał, ani nikt nie dowiedział się o jego pobycie w Magdeburgu. Lubił być sławny, ale drażniło go to, że nie ma chwili prywatności. Choć on w gruncie rzeczy nie mógł narzekać. To bliźniaki mieli najgorzej.
Po kilku minutach jego oczom ukazał się dość duży dom otoczony metalowym ogrodzeniem. Zsiadł z roweru i przycisnął guziczek, sygnalizując swoje przybycie. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanął nie kto inny jak Jacqulin Kifert. Wytrzeszczył oczy ze zdumienia widząc jak dziewczyna, sztywno wyprostowana rusza ku niemu. Nie był w stanie wyczytać niczego z jej ładnej buzi okolonej kasztanowymi kosmykami, które nawet nie drgnęły, kiedy przemierzała dzielącą ich odległość.
-          Cześć Jacqulin... - mruknął nieśmiało.
-          Cześć. Widzę, że wielki Gustav Schäfer pamięta jeszcze dawnych znajomych - odparła obojętnie, niemal chłodno.
-          Trudno byłoby o tobie zapomnieć - burknął, wchodząc do domu Möllenbergów. - Jest Inge?
-          Gdyby jej tutaj nie było, to mnie również, nie sądzisz? - Odrzuciła swoje kasztanowe włosy, wspinając się po schodach, w kierunku pokoju Inge.
Gustav zawahał się przez moment, zastanawiając się czy nie uciec póki jeszcze może, ale widząc jej wyczekujący wzrok udał się za nią.
-          Zobacz kogo mam! - Zawołała, wchodząc do pomalowanego na czarno pokoju przyjaciółki.
-          Gustav?! - Szatynka wytrzeszczyła oczy, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Jacqulin uszczypnij mnie, ja chyba śnię...
-          Nie śnisz kochana - mruknęła sadowiąc się na krwistoczerwonym fotelu.
-          Eee... Cześć - odezwał się nieśmiało perkusista. - Nie chciałem przeszkadzać...
-          Nie przeszkadzasz! - Zapewniła szybko. Gdyby to od niej zależało, nie wypuściłaby go już nigdy ze swojego pokoju. Zostawiłaby go tylko dla siebie. Nawet gdyby mogła na niego jedynie patrzeć... - Cieszę się, że wpadłeś.
-          Przyniosłem dla ciebie prezent - wyciągnął w jej stronę dłoń z zapakowanym tuszem do rzęs, który wybrał Bill. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - uśmiechnął się lekko.
-          Dziękuję! - Wykrzyknęła niemal rzucając mu się na szyję. Cmoknęła go szybko w usta, żeby nie zdążył zaprotestować ani jej odepchnąć, i zabrała prezent. - Zobaczmy co to jest...
Odpakowała ostrożnie papier, a kiedy jej oczom ukazało się złote opakowanie tuszu do rzęs jej usta wykrzywił radosny uśmiech, zaś w oczach pojawiły się wesołe błyski.
-          Skąd wiedziałeś, że ostatnio na niego polowałam? - Spytała, podchodząc do swojej toaletki. Nalała na wacik trochę płynu do demakijażu i zmyła poprzedni makijaż. - Zaraz ci pokażę jaki jest niesamowity!
Gustav już miał się odezwać, że wie jak wygląda, bo widział go na Francuzce, której Bill pomalował rzęsy, ale ugryzł się w język. Nie chciał sprawić dziewczynie przykrości.
-          Cieszę się, że ci się podoba. Bill mówił, że każda dziewczyna marzy o takim tuszu, bo jego zdaniem jest idealny.
-          Już mu nie wystarcza kredka do oka? - Jacqulin, która dotychczas siedziała spokojnie w fotelu, spojrzała na Gustava kpiąco, a następnie przeniosła wzrok na plakat przedstawiający Tokio Hotel. - I cień?
-          Bill nie używa tuszu do rzęs - warknął. On sam mógł uważać, że znajomość przyjaciela na kosmetykach nie jest zbyt męska, ale to nie był powód, aby inni z niego kpili. A już szczególnie Jacqulin!
-          Skoro tak mówisz... - wzruszyła obojętnie ramionami. - A co u Georga? Nadal ma w sypialni moje zdjęcia? Pewnie...
-          Jacqulin daj już spokój... - Inge westchnęła, odwracając się do nich. Gustav zamarł widząc jej zielone, kocie oczy otoczone pięknymi, długimi i idealnie czarnymi rzęsami. W takich oczach mógłby się utopić! - Nie musiałaś robić wtedy takiej afery...
-          Ciekawe, co ty byś zrobiła na moim miejscu! - Obruszyła się. - Należało mu się.
Gustav prychnął słysząc słowa dziewczyny, ale nie odezwał się ani słowem. Jego zdaniem ani trochę nie należało się Georgowi to co mu zrobiła. Może i basista posunął się za daleko w jej uwielbianiu, ale czy to źle, że zakochany chłopak całuje niemal ziemię za swoją wybranką?
-          Georg popełnił błąd, ale ty też nie byłaś bez winy... - Inge starała się załagodzić sytuację. - Zresztą...
-          Czyli twoim zdaniem to moja wina?! - Wykrzyknęła, zrywając się z fotela. - Ja sobie zrobiłam tysiące zdjęć i podglądałam się?! To ja się chciałam sama zgwałcić?!
-          Widzę, że przez te lata wcale nie zmądrzałaś - głos Gustava był spokojny, niemal wyzuty z emocji - nadal jesteś puściutką, rozpieszczoną nastolatką. Widzę, że teraz nie otacza cię już tłum wiernych adoratorów. A szkoda - spojrzał na nią z pogardą - wtedy byłaś chociaż dla nich boginią, bo teraz jesteś nikim.
W oczach Jacqulin zalśniły łzy. Zacisnęła ze złością ręce w pięści, przygryzła wargę, po czym podeszła do perkusisty i uderzyła go w policzek otwartą dłonią. Ciężko dysząc wybiegła z pokoju, zostawiając zaszokowaną Inge i Gustava, który pocierał bolące miejsce. Owszem powiedział jej kilka niemiłych słów, ale z pewnością były one prawdziwe. Jacqulin mimo swoich zdolności do komponowania pięknych melodii, była pustą, zepsutą smarkulą w ciele dorosłej kobiety.
-          Chyba też już pójdę... - mruknął, przerywając krępującą ciszę.
-          Nie, nie! - Inge zaprotestowała niemal od razu. - Zostań jeszcze! Przepraszam za nią... Dla Jacqulin Georg to nadal drażliwy temat...
Perkusista westchnął ciężko, przygładzając swoje krótkie, blond włosy.
-          To ja przepraszam. Poniosło mnie trochę. Powiedz jej, że nie chciałem, żeby tak wyszło.
-          Ale to ona zaczęła? - Spytała, wbijając w niego wzrok. Chłopak mimowolnie skinął głową. - Powinnam jej bronić, bo to moja przyjaciółka, ale...
-          Ale? - Zmarszczył brwi.
-          Ale wydaje mi się, że lepiej zakończyć rozmowę o Jacqulin. Trochę się pozłości i jej przejdzie - uśmiechnęła się do niego wesoło. - Powiedz lepiej czemu zawdzięczam twoją wizytę. Nie to, żebym się nie cieszyła, ale wydaje mi się to nieco podejrzane...
-          Dlaczego?
-          Nie wygląda ci to dziwnie? Utrzymujesz, że mnie nie lubisz, a nagle wpadasz z prezentem w moje urodziny... - zamilkła na moment, po czy spytała niemal szeptem, modląc się w duchu, żeby nie otrzymać pozytywnej odpowiedzi: - Nie założyłeś się z Georgiem albo bliźniakami?
-          Nie! - Zaprzeczył, a na jego ustach pojawił się uśmiech. - Skąd ci to przyszło do głowy?
-          No bo... Zresztą nieważne - machnęła ręką, przywdziewając na twarz szeroki uśmiech. - Zapomnij o tym pytaniu. Mów lepiej jak idzie nagrywanie nowej płyty.
* * *
            Czarnowłosy chłopak wpatrywał się ze skupieniem w kartkę, na której Frank - jego nauczyciel angielskiego, zapisał tekst do „Durch den Monsun” po angielsku. To nie było już to samo, co niemiecka wersja, czego Bill żałował całym sercem. Było mu przykro, że nie może przenieść się w czasie do momentu kiedy pierwszy raz znaleźli się całą czwórką w studio nagraniowym. Wtedy wszystko było dla nich nowe, wspaniałe, niesamowite... Oznaczało, że ich marzenia wreszcie się spełniają. To był początek długiej drogi, która doprowadziła go aż tutaj. Jeszcze rok temu nie pomyślałby nawet przez moment o tym, że może być w angielskim studio, żeby nagrać piosenkę, która w najbliższym czasie ma ich wypromować poza granicami Niemiec. Dlatego tym bardziej cieszył się, że może tu być. Już nie jako piętnastoletni dzieciak, który niewiele wie o show-biznesie, ale jako doświadczony wokalista Tokio Hotel - zespołu, który odniósł gigantyczny sukces w Niemczech.
-          Możemy zaczynać? - Spytał go mężczyzna, którego poznał kilka minut temu.
Skinął mu lekko głową w odpowiedzi, podchodząc do mikrofonu. Chciałby, żeby był tutaj Tom, Gustav i Georg. O wiele milej byłoby razem dzielić wspomnienia i radość z tego, że ich marzenia urzeczywistniły się w większym stopniu niż tego kiedykolwiek pragnęli.
Założył na uszy słuchawki i wsłuchał się w muzykę, która została nagrana do niemieckiej wersji.
-          I’m staring at a broken door, there’s nothing left here anymore... - zaczął śpiewać, a jego głos aż wibrował od emocji.
Naraz przypomniał sobie ich pierwszy poważny koncert, który zagrali przed wypełnioną po brzegi salą ich pierwszymi fanami. Nie spodziewał się, że przyjdzie tyle osób, a już w najśmielszych snach nie oczekiwał od tych ludzi znajomości tekstów ich piosenek. Słysząc jak setki głosów wykrzykuje wspólnie refren „Schrei” albo „Durch den Monsun” jego serce biło mocniej, a radość przepełniała go całego. Nawet nie zauważył kiedy spuścił w dół dłoń, trzymającą kartkę z tekstem i przeszedł na niemiecki. Jego oczy zaszkliły się, a w głowie pojawił się obraz tego wszystkiego co przeżył wspólnie z Tomem, Gustavem i Georgiem przez ostatnie miesiące.
-          Bill? - Do jego świata wspomnień, wdarł się brutalnie głos Davida. - Śpiewaj po angielsku.
-          Przepraszam - odpowiedział, odwracając gwałtownie głowę w jego stronę. - Po prostu przypomniałem sobie jak nagrywaliśmy „Durch den Monsun”. Od tej piosenki zaczęło się to całe szaleństwo...
Jost uśmiechnął się ciepło do swojego podopiecznego i położył mu na ramieniu dłoń. On jako menager nie powinien się angażować emocjonalnie w życie zespołu, ale tych czterech chłopców z Magdeburga zawładnęło całkowicie jego sercem. W przeciągu tych kilkunastu miesięcy stali się dla niego niczym młodsi bracia. Razem z nimi przeżywał sukcesy i porażki. I nie chodziło tutaj tylko o pieniądze, które z tego miał. Bo same pieniądze szczęścia nie dają.
-          Jeżeli dobrze wypadnie „Through the Monsoon”, to zacznie się jeszcze większe szaleństwo - puścił mu oczko. - Wtedy pomyślimy o podboju całej Europy, a w dalszej kolejności Stanów.
-          Wiem David. Szkoda, że nie ma tu chłopaków...
-          Cóż, nie było potrzeby żeby przyjeżdżali na próbne nagrania - wzruszył ramionami, siadając na czarnej, skórzanej kanapie. - A teraz daj z siebie wszystko.
Czarnowłosy potaknął skinieniem głowy, zakładając na powrót słuchawki na uszy. Wsłuchał się w melodię i tym razem zaśpiewał całość po angielsku. Po kilkudziesięciu próbach, mężczyzna siedzący za konsolą z różnymi guziczkami, pokrętłami i monitorami zawołał go do siebie. Bill z szerokim uśmiechem usiadł obok niego i napił się wody. Od tego śpiewania zaschło mu w gardle, a najgorsze, że nie był zadowolony z rezultatu. Jego akcent wciąż był zbyt niemiecki...
            Gdy blondyn ubrany w luźne, ale nie tak luźne ciuchy jakie nosił Tom, puścił mu wersję, która jego zdaniem była najlepsza, młodszy Kaulitz zatkał sobie w połowie piosenki dłońmi uszy.
-          Też nie lubisz brzmienia swojego głosu? - Zagadnął wesoło.
-          Tak. - Przytaknął. - Ale to nie dlatego. Irytuje mnie mój niemiecki akcent. Ta cała piosenka brzmi sztucznie.
-          No cóż... I tak jest lepszy kiedy śpiewasz niż kiedy mówisz po angielsku...
David roześmiał się, odkładając na bok czasopismo, które przeglądał.
-          On kompletnie nie ma zdolności do języków - wskazał na młodszego Kaulitza dłonią. - Cud, że w ogóle nauczył się czegoś od Franka...
-          Ej! - Zaprotestował. - Zawsze mogło być gorzej! Spójrz na mój francuski...
-          A ty umiesz coś innego w tym języku oprócz przedstawienia się i powiedzenia gdzie mieszkasz? - Spytał unosząc jedną brew.
Czarnowłosy skinął głową, po czym roześmiał się wesoło.
-          Zamówić coś do jedzenia, ale wracając do „Monsoona”, to nie jest jeszcze tak jakbym chciał... Muszę popracować nad akcentem, bo inaczej nic z tego nie będzie.
-          Zgadzam się z tobą młody - blondyn spojrzał na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Bill przestraszył się, że nie będzie chciał widzieć go już nigdy więcej w swoim studio. - Twój akcent jest koszmarny, ale jeżeli trochę popracujesz, zapraszam - ukazał rząd równych zębów w uśmiechu. - Wtedy nagramy już pełną wersję „Monsoona” i David wspominał jeszcze o „Rescue me” i „Scream”. Słyszałem niemieckie wydania i uważam, że są dobre, dlatego angielskie powinny być jeszcze lepsze.
-          Super! - Bill klasnął w dłonie, po czym zerwał się z obrotowego krzesła i zaczął skakać z radości. - Dziękuję! Niech tylko chłopaki się dowiedzą!
Nie przejmując się obecnością menagera i blondyna, którzy jeszcze coś ze sobą uzgadniali, wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni i wystukał numer bliźniaka. Był cholernie szczęśliwy, że będą mogli zamknąć się znów w studio i popracować nad starymi piosenkami, które budziły w nich masę wspomnień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz