Nikola słysząc dzwonek rozbrzmiewający w mieszkaniu, odłożyła na tekturę
wałek do malowania i udała się do korytarza, aby otworzyć przybyszowi. Nie była
przyzwyczajona do mieszkania w wieżowcu czy bloku, ale znalezienie domku
jednorodzinnego w centrum Hamburga graniczyło niemalże z cudem. Mimo tego jej
tata wynajął całkiem ładnie mieszkanie, które na dodatek mogła urządzić jak tylko
chciała.
Przekręciła zamek i otworzyła drzwi. Kiedy jej oczom
ukazał się najpierw wielki bukiet kolorowych róż, a następnie uśmiechnięta
twarz Toma, wydała z siebie cichy pisk zadowolenia.
-
Tom! Mówiłeś,
że wracacie dopiero w poniedziałek!
-
Wiem, ale
Davidowi udało się załatwić Billowi na poniedziałek nagrania w Anglii i
zdecydował, że wracamy jeszcze dziś - wyjaśnił, wchodząc do środka. - Jesteś
sama?
-
Tak, tata
pojechał do Frankfurtu w interesach.
Dreadowłosy z chytrym uśmieszkiem przyciągnął do siebie Nikolę i pocałował
mocno w usta. Stęsknił się za brunetką przez ten tydzień, kiedy byli w Paryżu.
Od razu kiedy przyjechali do Hamburga, kazał Seppelowi zawieźć się do
kwiaciarni, a następnie do domu Nikoli.
-
Mmm... -
mruknęła, odrywając się od niego. - Aż taki wygłodzony?
Skinął potakująco głową, a w jego oczach pojawiły się iskierki pożądania.
-
A wiesz, że
to nie ładnie rzucać się na własną dziewczynę, nawet nie powiedziawszy jej
„cześć”? - Pokiwała mu z dezaprobatą palcem przed nosem.
-
Przepraszam
za moje niestosowne zachowanie. - Cmoknął ją czule w policzek. - Dobry wieczór
panno Smidt.
-
Dobry wieczór
panie Kaulitz. Może napije się pan czegoś? - Spytała wpatrując się w jego
ciemnobrązowe, roziskrzone tęczówki.
-
Wolałbym
pannę schrupać, panno Smidt...
-
W takim razie
będzie musiał się pan obejść smakiem - mrugnęła do niego zalotnie, odsuwając
się od niego.
Tom westchnął z niezadowoleniem. Chciałby teraz zanieść Nikolę do jej
sypialni i się nią rozkoszować, ale postanowił się opanować. W końcu seks nie
jest najważniejszy... Choć daje dużo frajdy.
-
Proszę. -
Podał brunetce kwiaty, które kupił.
-
Dziękuję. Są
śliczne - uśmiechnęła się do niego, delikatnie całując go w policzek.
-
Nie należy mi
się nic więcej? - Spytał z nadzieją, a widząc jak Nikola kręci przecząco głową,
udał się za nią do kuchni.
Brunetka wlała wodę do dzbanka na sok i wstawiła do niego bukiet
różnokolorowych kwiatów. Póki co, nie posiadała z ojcem ani jednego wazonu, a
nie chcieli zabierać Rebece Smidt, jej dość pokaźnej kolekcji, którą uwielbiała.
-
Co ty masz na
sobie? - Nikola uniosła jedną brew ze zdumienia, przyglądając się uważniej
Tomowi. Chłopak ubrany był w ciuchy, do złudzenia przypominające te, w których
chodził Bill.
-
Eee... -
Dreadowłosy zmieszał się, patrząc na ubrania, które pożyczył od bliźniaka. -
Seppel powiedział, że nigdzie mnie nie zawiezie jeżeli się nie przebiorę, a
moje wszystkie bluzy z kapturem są brudne... Zresztą, jeżeli pozwolisz
kochanie, to się przebiorę - wskazał, na swój plecak.
Nikola zaniosła się wesołym śmiechem. Tom wyglądał nieco dziwacznie, ale
według niej znacznie lepiej niż w swoich o wiele za szerokich spodniach i
bluzach. Nie mogła zarzucić mu, że ma zły gust, ale zwyczajnie nie podobał jej
się jego styl. Z drugiej jednak strony nie chciała, aby stał się kopią Billa i
kupował od czasu do czasu damskie bluzy, bo jak twierdził młodszy Kaulitz są
znacznie ładniejsze niż te męskie i - co najważniejsze - jest większy wybór.
Kiedy Dreadowłosy zniknął w łazience, zaparzyła dwa wielkie kubki czekolady
i udała się do salonu, który malowała zanim przyszedł Tom. Usiadła wygodnie na
podłodze i wpatrzyła się w ścianę przed sobą. Była całkiem zadowolona z efektu,
choć sam liliowy wydawał jej się nudny. Bez życia. Może to dlatego, że w
pomieszczeniu nie ma jeszcze czarnych mebli, które zamówiła z ojcem, a powinny
dodać nieco charakteru pokojowi?
-
No! Teraz
lepiej! - Powiedział uszczęśliwiony, sadowiąc się obok swojej dziewczyny. -
Nareszcie nic mnie nie ciśnie.
-
Proszę -
Nikola podała mu kubek z ciepłą czekoladą i uśmiechnęła się wesoło. - Mnie się
podobałeś w ubraniach Billa. No może ta bluza była trochę za ciasna...
-
Przykro mi
skarbie, ale musisz kochać mnie w moich własnych ubraniach, bo za nic nie
zacznę się ubierać jak Bill! - Wzdrygnął się na samą myśl o tym.
-
To dobrze, bo
nie chciałabym, żebyś był taki jak on. Wystarczy, że tak samo wyglądacie -
powiedziała chłodno. Po tym, co młodszy Kaulitz zrobił jej przyjaciółce,
straciła do niego dość sporą część sympatii.
-
Nikola? - Tom
spojrzał na nią uważnie. - Co się stało?
-
Nic, a coś
miało się stać? - Upiła łyk swojej czekolady, po czym wbiła wzrok w liliową
ścianę.
Wiedziała, że jeżeli powie coś złego o Billu, to Tom się zdenerwuje. Wtedy
z pewnością zaczęliby się kłócić, bo w tym wypadku stoją po przeciwnych
stronach barykady, a ona nie miała na to ochoty. Tym bardziej, że nie widziała
się z Tomem przez tydzień i przez ten czas, choć była zajęta, zdążyła się za
nim stęsknić.
Przysunęła się do Dreadowłosego i położyła głowę na jego ramieniu. Chłopak
objął ją w pasie i pocałował w czubek głowy.
-
Przepraszam.
Zrobiło mi się smutno patrząc na te puste ściany...
-
Już dobrze...
- szepnął, przytulając ją do siebie. - Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze...
-
Wiem, tylko
to jest trochę dziwne... Wasza mama przynajmniej nie miała kochanka, z którym
brałaby ślub zaraz po rozwodzie...
Pogłaskał Nikolę czule po ramieniu, chcąc dodać jej tym samym otuchy.
Wiedział jak dziewczyna się czuje. Sam był dużo młodszy, kiedy jego rodzice się
rozwodzili, ale także nie mógł zrozumieć dlaczego miłość tak nagle się kończy.
Może to właśnie dlatego w nią nie wierzył, dopóki nie poczuł jej do Nikoli? A
przynajmniej wydawało mu się, że to uczucie, które do niej żywi, jest miłością.
Nie było tak intensywne, jak w przypadku Billa, ale przecież każdy przeżywa to
na swój sposób. Nie mógł być też pewny, czy nie zareagowałby tak jak bliźniak,
gdyby dowiedział się, że to jego dziewczyna jest w ciąży z innym.
-
Z Billem już
w porządku? - Postanowiła zmienić temat.
-
Chyba trochę
mu przeszło, ale nadal jest przygaszony - westchnął ciężko. - Jak Mary Ann
mogła mu to zrobić?
-
Mary Ann? -
Nikola odsunęła się od niego, spoglądając na niego z naganą. - To Bill ją
zostawił. Nie ona jego.
-
Mylisz się.
On ją za bardzo kocha, żeby odejść.
-
W takim razie
dlaczego to zrobił? - Zmrużyła oczy i złożyła ręce na piersi, domagając się
wyjaśnień.
-
Obiecałem
Billowi, że nie pisnę ani słówka, ale Mary powinna ci wkrótce powiedzieć,
jeżeli nie zrobiła tego do tej pory. Ja na jego miejscu już nigdy bym się do
niej nie odezwał, a zamiast wpatrywać się w jej zdjęcia godzinami - potargałbym
je.
-
To musi być
jakieś nieporozumienie - powiedziała pewnie. Znała na tyle przyjaciółkę, aby
wiedzieć, że po tym wszystkim co przeżyła z Billem na pewno nie wywinęłaby mu
żadnego świństwa.
-
Nie. To jest
pewne. - Widząc, że brunetka chce zaprotestować, położył jej palec na ustach i
uśmiechnął się łobuzersko. - Nie rozmawiajmy o tym.
-
Co
proponujesz w zamian? - Spytała, mrugając uwodzicielsko rzęsami.
-
Hm... - udał,
że się zamyślił. - Kupić szampana i truskawki, a potem...
Nikola musnęła lekko jego usta, po czym odsunęła się z szerokim uśmiechem.
Widząc, że Tom chce skraść jej kolejnego całusa, odsunęła się nieco i zza
pleców wyciągnęła wałek do malowania.
-
Dobrze, ale
najpierw muszę dokończyć malowanie - zrobiła smutną minkę. - W poniedziałek
przywożą meble...
-
A nie możemy
zostawić tego na później?
Brunetka pokręciła przecząco głową, mocząc wałek w liliowej farbie.
Uśmiechnęła się łobuzersko, po czym przejechała nim po koszulce Toma.
-
Zniszczyłaś
mi podkoszulek! - Zawołał niezadowolony, patrząc na liliowy pasek zdobiący jego
t-shirt.
Złapał za nadgarstek dziewczynę, która przymierzała się do poprawienia
nowego wzorku na jego koszulce i zamoczył palec w wiaderku z farbą. Z chytrym
uśmieszkiem namalował na jej policzku liliową smugę, a widząc, że brunetka
uśmiecha się wesoło, unieruchomił jej dwie dłonie i zaczął kreślić na jej
białej bluzeczce różnej grubości kreski.
-
Teraz to ty
zniszczyłeś mi podkoszulek!
-
A wiesz, że
bez niego ci ładniej? - Spytał, a w jego oczach pojawiły się iskierki
pożądania.
* * *
Gustav Schäfer siedział na swoim własnym łóżku i obracał w dłoniach mały,
ładnie zapakowany przedmiot. „Po co ja jej kupowałem ten tusz?” - Spytał się w
myślach. - „Trzeba było wysłać smsa z życzeniami...”. Dzisiaj były urodziny Inge.
Z tego powodu błagał od tygodnia menagera, żeby skrócił ich wizytę we Francji.
Udało się to jednak nie przez jego nagabywania, ale przez telefon ze studia
nagraniowego w Londynie, gdzie teraz był Bill. Zastanawiał się jak poszło
przyjacielowi, bo od tego zależała ich dalsza kariera. Wiedział, że Czarnowłosy
ma problemy z angielskim, dlatego nie oczekiwał cudów. Wręcz przeciwnie. Przed
jego wyjazdem całą trójką zapewniali go, że jeżeli się nie uda, to nic się nie
stanie, bo taki sukces w Niemczech jest już i tak niesamowitym osiągnięciem.
Wierzyli też, że jeżeli z angielskim nie wyjdzie, to nadal będą nagrywali
piosenki po niemiecku i postarają się wypromować je poza granicami ojczyzny.
Przez moment stukał dłonią o kolano, wygrywając tylko sobie znaną melodię,
po czym westchnął ciężko, podnosząc się z miejsca. „I po co ja tam idę?” -
Spytał się ponownie w myślach. W dalszym ciągu nie lubił Inge, więc dlaczego
chce sprawić jej przyjemność? Pokazać, że pamięta o jej urodzinach?
Napisał kartkę, że za niedługo wróci i przyczepił do lodówki. Zamknął dom i
z lekkim uśmiechem wsiadł na swój rower. Pokochał jeszcze bardziej jazdę na tym
pojeździe odkąd Tokio Hotel stało się sławne. Jednakże nie mógł korzystać z
tego przywileju nazbyt często.
Wyjechał na drogę prowadzącą do domu Möllenbergów i rozkoszował się jazdą.
Cieszył się, że nikt go nie rozpoznał, ani nikt nie dowiedział się o jego
pobycie w Magdeburgu. Lubił być sławny, ale drażniło go to, że nie ma chwili
prywatności. Choć on w gruncie rzeczy nie mógł narzekać. To bliźniaki mieli
najgorzej.
Po kilku minutach jego oczom ukazał się dość duży dom otoczony metalowym
ogrodzeniem. Zsiadł z roweru i przycisnął guziczek, sygnalizując swoje
przybycie. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanął nie kto inny jak Jacqulin
Kifert. Wytrzeszczył oczy ze zdumienia widząc jak dziewczyna, sztywno
wyprostowana rusza ku niemu. Nie był w stanie wyczytać niczego z jej ładnej
buzi okolonej kasztanowymi kosmykami, które nawet nie drgnęły, kiedy
przemierzała dzielącą ich odległość.
-
Cześć
Jacqulin... - mruknął nieśmiało.
-
Cześć. Widzę,
że wielki Gustav Schäfer pamięta jeszcze dawnych znajomych - odparła obojętnie,
niemal chłodno.
-
Trudno byłoby
o tobie zapomnieć - burknął, wchodząc do domu Möllenbergów. - Jest Inge?
-
Gdyby jej
tutaj nie było, to mnie również, nie sądzisz? - Odrzuciła swoje kasztanowe
włosy, wspinając się po schodach, w kierunku pokoju Inge.
Gustav zawahał się przez moment, zastanawiając się czy nie uciec póki
jeszcze może, ale widząc jej wyczekujący wzrok udał się za nią.
-
Zobacz kogo
mam! - Zawołała, wchodząc do pomalowanego na czarno pokoju przyjaciółki.
-
Gustav?! -
Szatynka wytrzeszczyła oczy, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Jacqulin
uszczypnij mnie, ja chyba śnię...
-
Nie śnisz
kochana - mruknęła sadowiąc się na krwistoczerwonym fotelu.
-
Eee... Cześć
- odezwał się nieśmiało perkusista. - Nie chciałem przeszkadzać...
-
Nie
przeszkadzasz! - Zapewniła szybko. Gdyby to od niej zależało, nie wypuściłaby
go już nigdy ze swojego pokoju. Zostawiłaby go tylko dla siebie. Nawet gdyby
mogła na niego jedynie patrzeć... - Cieszę się, że wpadłeś.
-
Przyniosłem
dla ciebie prezent - wyciągnął w jej stronę dłoń z zapakowanym tuszem do rzęs,
który wybrał Bill. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - uśmiechnął się
lekko.
-
Dziękuję! -
Wykrzyknęła niemal rzucając mu się na szyję. Cmoknęła go szybko w usta, żeby
nie zdążył zaprotestować ani jej odepchnąć, i zabrała prezent. - Zobaczmy co to
jest...
Odpakowała ostrożnie papier, a kiedy jej oczom ukazało się złote opakowanie
tuszu do rzęs jej usta wykrzywił radosny uśmiech, zaś w oczach pojawiły się
wesołe błyski.
-
Skąd
wiedziałeś, że ostatnio na niego polowałam? - Spytała, podchodząc do swojej
toaletki. Nalała na wacik trochę płynu do demakijażu i zmyła poprzedni makijaż.
- Zaraz ci pokażę jaki jest niesamowity!
Gustav już miał się odezwać, że wie jak wygląda, bo widział go na
Francuzce, której Bill pomalował rzęsy, ale ugryzł się w język. Nie chciał
sprawić dziewczynie przykrości.
-
Cieszę się,
że ci się podoba. Bill mówił, że każda dziewczyna marzy o takim tuszu, bo jego
zdaniem jest idealny.
-
Już mu nie
wystarcza kredka do oka? - Jacqulin, która dotychczas siedziała spokojnie w
fotelu, spojrzała na Gustava kpiąco, a następnie przeniosła wzrok na plakat
przedstawiający Tokio Hotel. - I cień?
-
Bill nie
używa tuszu do rzęs - warknął. On sam mógł uważać, że znajomość przyjaciela na
kosmetykach nie jest zbyt męska, ale to nie był powód, aby inni z niego kpili.
A już szczególnie Jacqulin!
-
Skoro tak
mówisz... - wzruszyła obojętnie ramionami. - A co u Georga? Nadal ma w sypialni
moje zdjęcia? Pewnie...
-
Jacqulin daj
już spokój... - Inge westchnęła, odwracając się do nich. Gustav zamarł widząc
jej zielone, kocie oczy otoczone pięknymi, długimi i idealnie czarnymi rzęsami.
W takich oczach mógłby się utopić! - Nie musiałaś robić wtedy takiej afery...
-
Ciekawe, co
ty byś zrobiła na moim miejscu! - Obruszyła się. - Należało mu się.
Gustav prychnął słysząc słowa dziewczyny, ale nie odezwał się ani słowem.
Jego zdaniem ani trochę nie należało się Georgowi to co mu zrobiła. Może i
basista posunął się za daleko w jej uwielbianiu, ale czy to źle, że zakochany
chłopak całuje niemal ziemię za swoją wybranką?
-
Georg
popełnił błąd, ale ty też nie byłaś bez winy... - Inge starała się załagodzić
sytuację. - Zresztą...
-
Czyli twoim
zdaniem to moja wina?! - Wykrzyknęła, zrywając się z fotela. - Ja sobie
zrobiłam tysiące zdjęć i podglądałam się?! To ja się chciałam sama zgwałcić?!
-
Widzę, że
przez te lata wcale nie zmądrzałaś - głos Gustava był spokojny, niemal wyzuty z
emocji - nadal jesteś puściutką, rozpieszczoną nastolatką. Widzę, że teraz nie
otacza cię już tłum wiernych adoratorów. A szkoda - spojrzał na nią z pogardą -
wtedy byłaś chociaż dla nich boginią, bo teraz jesteś nikim.
W oczach Jacqulin zalśniły łzy. Zacisnęła ze złością ręce w pięści,
przygryzła wargę, po czym podeszła do perkusisty i uderzyła go w policzek
otwartą dłonią. Ciężko dysząc wybiegła z pokoju, zostawiając zaszokowaną Inge i
Gustava, który pocierał bolące miejsce. Owszem powiedział jej kilka niemiłych
słów, ale z pewnością były one prawdziwe. Jacqulin mimo swoich zdolności do
komponowania pięknych melodii, była pustą, zepsutą smarkulą w ciele dorosłej
kobiety.
-
Chyba też już
pójdę... - mruknął, przerywając krępującą ciszę.
-
Nie, nie! -
Inge zaprotestowała niemal od razu. - Zostań jeszcze! Przepraszam za nią... Dla
Jacqulin Georg to nadal drażliwy temat...
Perkusista westchnął ciężko, przygładzając swoje krótkie, blond włosy.
-
To ja
przepraszam. Poniosło mnie trochę. Powiedz jej, że nie chciałem, żeby tak wyszło.
-
Ale to ona
zaczęła? - Spytała, wbijając w niego wzrok. Chłopak mimowolnie skinął głową. -
Powinnam jej bronić, bo to moja przyjaciółka, ale...
-
Ale? -
Zmarszczył brwi.
-
Ale wydaje mi
się, że lepiej zakończyć rozmowę o Jacqulin. Trochę się pozłości i jej
przejdzie - uśmiechnęła się do niego wesoło. - Powiedz lepiej czemu zawdzięczam
twoją wizytę. Nie to, żebym się nie cieszyła, ale wydaje mi się to nieco
podejrzane...
-
Dlaczego?
-
Nie wygląda
ci to dziwnie? Utrzymujesz, że mnie nie lubisz, a nagle wpadasz z prezentem w
moje urodziny... - zamilkła na moment, po czy spytała niemal szeptem, modląc
się w duchu, żeby nie otrzymać pozytywnej odpowiedzi: - Nie założyłeś się z
Georgiem albo bliźniakami?
-
Nie! -
Zaprzeczył, a na jego ustach pojawił się uśmiech. - Skąd ci to przyszło do
głowy?
-
No bo...
Zresztą nieważne - machnęła ręką, przywdziewając na twarz szeroki uśmiech. -
Zapomnij o tym pytaniu. Mów lepiej jak idzie nagrywanie nowej płyty.
* * *
Czarnowłosy chłopak wpatrywał się ze skupieniem w kartkę,
na której Frank - jego nauczyciel angielskiego, zapisał tekst do „Durch den
Monsun” po angielsku. To nie było już to samo, co niemiecka wersja, czego Bill
żałował całym sercem. Było mu przykro, że nie może przenieść się w czasie do
momentu kiedy pierwszy raz znaleźli się całą czwórką w studio nagraniowym.
Wtedy wszystko było dla nich nowe, wspaniałe, niesamowite... Oznaczało, że ich
marzenia wreszcie się spełniają. To był początek długiej drogi, która
doprowadziła go aż tutaj. Jeszcze rok temu nie pomyślałby nawet przez moment o
tym, że może być w angielskim studio, żeby nagrać piosenkę, która w najbliższym
czasie ma ich wypromować poza granicami Niemiec. Dlatego tym bardziej cieszył
się, że może tu być. Już nie jako piętnastoletni dzieciak, który niewiele wie o
show-biznesie, ale jako doświadczony wokalista Tokio Hotel - zespołu, który
odniósł gigantyczny sukces w Niemczech.
-
Możemy
zaczynać? - Spytał go mężczyzna, którego poznał kilka minut temu.
Skinął mu lekko głową w odpowiedzi, podchodząc do mikrofonu. Chciałby, żeby
był tutaj Tom, Gustav i Georg. O wiele milej byłoby razem dzielić wspomnienia i
radość z tego, że ich marzenia urzeczywistniły się w większym stopniu niż tego
kiedykolwiek pragnęli.
Założył na uszy słuchawki i wsłuchał się w muzykę, która została nagrana do
niemieckiej wersji.
-
I’m staring
at a broken door, there’s nothing left here anymore... - zaczął śpiewać, a jego
głos aż wibrował od emocji.
Naraz przypomniał sobie ich pierwszy poważny koncert, który zagrali przed
wypełnioną po brzegi salą ich pierwszymi fanami. Nie spodziewał się, że
przyjdzie tyle osób, a już w najśmielszych snach nie oczekiwał od tych ludzi
znajomości tekstów ich piosenek. Słysząc jak setki głosów wykrzykuje wspólnie
refren „Schrei” albo „Durch den Monsun” jego serce biło mocniej, a radość
przepełniała go całego. Nawet nie zauważył kiedy spuścił w dół dłoń, trzymającą
kartkę z tekstem i przeszedł na niemiecki. Jego oczy zaszkliły się, a w głowie
pojawił się obraz tego wszystkiego co przeżył wspólnie z Tomem, Gustavem i
Georgiem przez ostatnie miesiące.
-
Bill? - Do
jego świata wspomnień, wdarł się brutalnie głos Davida. - Śpiewaj po angielsku.
-
Przepraszam -
odpowiedział, odwracając gwałtownie głowę w jego stronę. - Po prostu
przypomniałem sobie jak nagrywaliśmy „Durch den Monsun”. Od tej piosenki
zaczęło się to całe szaleństwo...
Jost uśmiechnął się ciepło do swojego podopiecznego i położył mu na
ramieniu dłoń. On jako menager nie powinien się angażować emocjonalnie w życie
zespołu, ale tych czterech chłopców z Magdeburga zawładnęło całkowicie jego
sercem. W przeciągu tych kilkunastu miesięcy stali się dla niego niczym młodsi
bracia. Razem z nimi przeżywał sukcesy i porażki. I nie chodziło tutaj tylko o
pieniądze, które z tego miał. Bo same pieniądze szczęścia nie dają.
-
Jeżeli dobrze
wypadnie „Through the Monsoon”, to zacznie się jeszcze większe szaleństwo -
puścił mu oczko. - Wtedy pomyślimy o podboju całej Europy, a w dalszej
kolejności Stanów.
-
Wiem David.
Szkoda, że nie ma tu chłopaków...
-
Cóż, nie było
potrzeby żeby przyjeżdżali na próbne nagrania - wzruszył ramionami, siadając na
czarnej, skórzanej kanapie. - A teraz daj z siebie wszystko.
Czarnowłosy potaknął skinieniem głowy, zakładając na powrót słuchawki na
uszy. Wsłuchał się w melodię i tym razem zaśpiewał całość po angielsku. Po
kilkudziesięciu próbach, mężczyzna siedzący za konsolą z różnymi guziczkami,
pokrętłami i monitorami zawołał go do siebie. Bill z szerokim uśmiechem usiadł
obok niego i napił się wody. Od tego śpiewania zaschło mu w gardle, a
najgorsze, że nie był zadowolony z rezultatu. Jego akcent wciąż był zbyt
niemiecki...
Gdy blondyn ubrany w luźne, ale nie tak luźne ciuchy
jakie nosił Tom, puścił mu wersję, która jego zdaniem była najlepsza, młodszy
Kaulitz zatkał sobie w połowie piosenki dłońmi uszy.
-
Też nie lubisz
brzmienia swojego głosu? - Zagadnął wesoło.
-
Tak. -
Przytaknął. - Ale to nie dlatego. Irytuje mnie mój niemiecki akcent. Ta cała
piosenka brzmi sztucznie.
-
No cóż... I
tak jest lepszy kiedy śpiewasz niż kiedy mówisz po angielsku...
David roześmiał się, odkładając na bok czasopismo, które przeglądał.
-
On kompletnie
nie ma zdolności do języków - wskazał na młodszego Kaulitza dłonią. - Cud, że w
ogóle nauczył się czegoś od Franka...
-
Ej! -
Zaprotestował. - Zawsze mogło być gorzej! Spójrz na mój francuski...
-
A ty umiesz
coś innego w tym języku oprócz przedstawienia się i powiedzenia gdzie
mieszkasz? - Spytał unosząc jedną brew.
Czarnowłosy skinął głową, po czym roześmiał się wesoło.
-
Zamówić coś
do jedzenia, ale wracając do „Monsoona”, to nie jest jeszcze tak jakbym
chciał... Muszę popracować nad akcentem, bo inaczej nic z tego nie będzie.
-
Zgadzam się z
tobą młody - blondyn spojrzał na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Bill
przestraszył się, że nie będzie chciał widzieć go już nigdy więcej w swoim
studio. - Twój akcent jest koszmarny, ale jeżeli trochę popracujesz, zapraszam
- ukazał rząd równych zębów w uśmiechu. - Wtedy nagramy już pełną wersję
„Monsoona” i David wspominał jeszcze o „Rescue me” i „Scream”. Słyszałem
niemieckie wydania i uważam, że są dobre, dlatego angielskie powinny być
jeszcze lepsze.
-
Super! - Bill
klasnął w dłonie, po czym zerwał się z obrotowego krzesła i zaczął skakać z
radości. - Dziękuję! Niech tylko chłopaki się dowiedzą!
Nie przejmując się obecnością menagera i blondyna, którzy jeszcze coś ze
sobą uzgadniali, wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni i wystukał numer
bliźniaka. Był cholernie szczęśliwy, że będą mogli zamknąć się znów w studio i
popracować nad starymi piosenkami, które budziły w nich masę wspomnień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz