niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 173



-          Eee... - wydusił zszokowany. - Pójdę po coś do picia, co chcesz Mary?
-          Wszystko jedno byle z dużą zawartością lodu - uśmiechnęła się lekko, bawiąc się swoimi srebrnymi bransoletkami.
Skinął głową wstając z krzesełka. Na chwiejnych nogach skierował się do baru i zamówił dwie cole z dużą ilością lodu. Warga niemiłosiernie go piekła, a do tego właśnie dowiedział się, że ukochana go okłamała. Nie znał się na japońskich znaczkach, więc ciężko było mu stwierdzić czy Mary Ann rzeczywiście wytatuowała sobie jego imię czy tak jak powiedziała to jego matce: „szczęście”. Sam nie wiedział nawet czy na swojej wardze ma imię ukochanej, ale wierzył, że Ebrulf go nie oszukał. Zresztą po co miałby to robić? Tak samo jak Mary Ann... A jednak to zrobiła. Tylko jaki miała w tym cel?
Dalsze rozmyślania przerwał mu barman, który postawił przed nim dwie wysokie szklanki z colą i tak jak prosił dużą ilością lodu. Spojrzał w stronę stolika przy którym siedziała jego mama zatopiona w rozmowie z Mary Ann. Zabrał szklanki i z niemrawą miną przeszedł przez klub. Postawił jedną przed ukochaną i zajął jej wcześniejsze miejsce. Najwyraźniej przesiadła się, aby lepiej słyszeć swoją rozmówczynię. Upił kilka łyków lodowatego napoju i odetchnął z ulgą. Choć na moment ból wargi ustąpił, jednak ten w sercu pozostał. Jak Mary mogła go tak paskudnie okłamać? Przecież wcale nie musiała mówić, że to jego imię! Nawet gdyby wytatuowała sobie jakiekolwiek przypadkowe słowo nie miałby jej tego za złe. W końcu to jej ciało, a nie jego!
Spojrzał tęsknie na scenę. Andy z Michlem i Seppelem właśnie śpiewali „Summer begins”, zaś jego ojczym szalał z gitarą. Jako jedyny nie miał głosu, co więcej gdy śpiewał brzmiał jak stara tarka.
Uśmiechnął się lekko do siebie bawiąc się kostką lodu, która przyjemnie chłodziła jego wargę. Nie grali koncertów od kilku dni, a on już tęsknił za publiką. Za tą niesamowitą energią, którą czuje się przed każdym występem. Doskonale pamiętał czasy, kiedy Gordon zabierał jego i Toma do Gröningen Bad, gdzie miały miejsce ich pierwsze koncerty, a także poznali Gustava i Georga. Tak bardzo cieszył się, że może zaprezentować choć garstce osób piosenki, które stworzył z bliźniakiem, a później z przyjaciółmi. Najczęściej grali w poniedziałkowe wieczory; on na keyboardzie, zaś Tom na gitarze.
Nie mógł wprost uwierzyć kiedy pewnego dnia poznali Davida Josta, który w nich uwierzył. Stwierdził, że mają szansę się wybić i konsekwentnie dążył do tego, aby osiągnęli sukces. Był taki szczęśliwy mogąc spełniać swoje marzenia... Jednak nie była to niczym niezmącona tafla szczęścia. Znajdowało się na niej kilka rys.
Ich pierwsza płyta okazała się totalną klapą. Myślał już, że menager zrezygnuje z dalszego promowania Devilish, ale wtedy napisał „Durch den Monsun”. Wystarczyło tylko zmienić nazwę zespołu na „Tokio Hotel” i sukces gotowy. Radość jaka na niego spadła przyćmiła nawet smutek i żal spowodowany odejściem Iny. Teraz wiedział, że jej nigdy nie kochał naprawdę, ale bardzo dużo dla niego znaczyła. W końcu była pierwszą dziewczyną, do której czuł coś więcej niż przyjaźń.
Kolejną rysą była zazdrość rówieśników. Jednak czy to była tylko zazdrość? Zawsze się wyróżniał, a ludzie nie lubią osób, które mają swój własny styl. W Loitsche i Wolmirstedt uchodził za dziwaka. Tak zwani koledzy i koleżanki wytykali go palcami nieustannie naśmiewając się z niego. Już dawno przyzwyczaił się do tego, że wyzywają go od gejów, pedałów, ciot... To już nawet nie robiło na nim wrażenia. Wzmacniało tylko jego upór, aby pomalować oczy czarną kredką czy zmienić uczesanie na bardziej fantazyjne. A teraz dzięki tej małej odmienności jest sławny w całych Niemczech i niektórych krajach europejskich, ma na koncie pieniądze, a co najważniejsze robi to co kocha. Udowodnił tym dupkom, którzy przez tyle czasu go prześladowali, że jego słowa nie są bez pokrycia. Osiągnął w życiu kilkadziesiąt razy więcej niż oni kiedykolwiek sobie wyśnią. Nagrywając płyty zostawia po sobie jakiś ślad. Nawet jeśli za kilka miesięcy ucichnie o Tokio Hotel, to będą ludzie, którzy będą pamiętali ich piosenki. Nie wierzył w to, że po takiej fali „Tokio-manii” teraz wszyscy mogliby o nich zapomnieć. Wiedział, że nie zapisali się jeszcze na kartach historii tak jak The Beatels, ale zrobi wszystko co tylko w jego mocy aby tak się właśnie stało. Nie chodziło mu nawet o pieniądze. Te były dodatkiem. Najważniejsze, że mógł śpiewać przed wielotysięczną publicznością.
-          O czym myślisz? - głos Mary Ann brutalnie wyrwał go z nie zawsze kolorowego świata wspomnień.
-          O wszystkim i o niczym - odparł zdawkowo. W dalszym ciągu miał do niej żal o to, że go okłamała. Przecież mogła powiedzieć prawdę.
-          Na co jesteś zły?
Wzruszył tylko ramionami. Sięgnął po szklankę i upił kilka łyków coli, przytrzymując przez moment zimny płyn w ustach, aby zmniejszyć choć trochę ból wargi, która nieprzyjemnie pulsowała.
-          W życiu nie spotkałam bardziej humorzastego chłopaka! - przekręciła oczami. - Ciągle się o coś wściekasz, a ja mam się domyślać o co ci chodzi! Co się stało tym razem, co? Nie tak odłożyłam szklankę? Mogę ją przesunąć, albo przekręcić o kilka stopni jak chcesz.
-          Daj spokój. Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o szklankę.
-          W takim razie o co? - Zmarszczyła brwi.
-          Mogłaś powiedzieć prawdę. Nie musiałaś kłamać.
-          A gdyby twoja mama chciała zobaczyć też twoją wargę? - spytała zadziornie. - Chciałbyś słuchać kazania o tym jakie to nieodpowiedzialne robić sobie tatuaż z imieniem dziewczyny, z którą jesteś kilka dni? Czytałam kiedyś o tym, że nie podobało jej się to, że wydziergałeś sobie logo TH na karku, a po rozmowie z nią utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że dobrze zrobiłam. To, że podobał jej się mój tatuaż nie znaczy wcale, że twój też by jej się spodobał!
Już sam nie wiedział co ma o tym myśleć. To co blondynka powiedziała wydawało się rozsądne. Matka rzeczywiście kazałaby mu pokazać wargę, gdyby dowiedziała się, że Mary wytatuowała sobie jego imię. Był też pewny, że nie zachwycałaby się jego tatuażem. Wręcz przeciwnie.
Bez słowa pochylił się nad Mary Ann i delikatnie musnął jej usta swoimi. Jednak kiedy ich wargi się zetknęły poczuł jeszcze większy ból.
-          Chyba nic z tego - powiedziała smutno. - Ciebie też tak boli?
-          Trochę - uśmiechnął się leciutko. - Mam pomysł.
Blondynka spojrzała na niego z zaciekawieniem, a widząc, że wysuwa swój język, ozdobiony dwoma kuleczkami zrobiła to samo. Dotknął jej miękkiego języka swoim i zaczął się nim bawić uważając przy tym, aby nie dotknąć przypadkiem dolnej wargi Mary Ann. Jeszcze nigdy nie całował się w ten sposób, ale musiał przyznać, że to przyjemne.
-          Jesteście obrzydliwi - mruknęła mama bliźniaków siadając na swoim wcześniejszym miejscu.
-          Trzeba sobie jakoś radzić - wzruszył ramionami. - Prawda kochanie?
Mary nieśmiało potaknęła głową, zaś na jej policzkach pojawiły się rumieńce wstydu. Złapał ją za dłoń uśmiechając się wesoło. Z głośników rozbrzmiała ostatnia tego wieczoru piosenka, jaką miał w repertuarze Fatun. Zaczął podśpiewywać razem z Michlem, Seppelem i Andym „Inkompatible liebe”. Bez dwóch zdań nie mógł żyć bez muzyki. Ona była całym jego światem. Tak jak Mary Ann.
* * *
            Taksówka zatrzymała się przed drewnianym płotem, otaczającym posesję Trümperów. Tom Kaulitz podał kierowcy banknot i wysiadł z samochodu. Obiegł samochód, chcąc otworzyć drzwiczki przed Nikolą, ale ta zdążyła już opuścić auto. Objął ją w pasie i szybkim krokiem udali się w stronę domu. Z gęstych, ciężkich chmur, przez które nie przebijała się choćby jedna gwiazda zaczęły skapywać pierwsze, deszczowe krople. Włożył srebrny klucz w zamek i przekręcił dwukrotnie. Drzwi ustąpiły z cichym szczękiem, zmieszanym z ujadaniem Scotty'ego. Zapalił światło w holu głaszcząc psiaka po czarnym łebku. Zwierzak wydawał się być niezwykle uradowany tym, że ktoś nareszcie postanowił wrócić do domu. Kiedy zdjęli buty zaprowadził Nikolę do kuchni. Nie był zadowolony z tego, że jego ukochana już jutro wyjeżdża z Niemiec razem z Mary Ann, ale wiedział, że nawet jeśli nie ruszałaby się z Magdeburga to i tak nie mieliby się jak spotkać przez kilkanaście następnych dni. Miał obowiązki od których nie mógł uciec. Nie mógł też zabrać ze sobą brunetki do Wiednia, Budapesztu, Amsterdamu czy choćby Berlina. Czasami nienawidził swojego obecnego stylu życia, ale gdyby ktoś przyszedł do niego i powiedział, że to się może skończyć w jednej chwili, musiałby się poważnie zastanowić czy tego właśnie pragnie. Od zawsze marzył z Billem o tym, iż pewnego dnia Devilish, a teraz Tokio Hotel stanie się sławne. Ciężko byłoby mu zrezygnować teraz z tych marzeń, które zaczęły się urzeczywistniać. Grali koncerty dla tysięcy ludzi, a pisk zachwyconych fanek był czymś niesamowitym. Czasami zastanawiał się czy to co się dzieje wokół nich od roku; ta cała histeria związana z ich pojawieniem się w jakimś miejscu, te tysiące rozdanych autografów czy udzielonych wywiadów jest prawdą. Niekiedy wydawało mu się to jedynie pięknym snem, który skończy się krzykiem matki, która będzie kazała mu iść do szkoły.
-          Kochanie? - zwrócił się do Nikoli z uśmiechem. - Zrobisz herbatę?
-          Pewnie - odparła.
            Kiedy przestała głaskać Scotty'ego, psiak zaczął delikatnie trącać ją nosem po udzie domagając się pieszczot. Tom spojrzał na niego groźnie.
-          Stary nie przeginaj! To moja kobieta!
            Zwierzę spojrzało na niego smutnym wzrokiem, a kiedy machnął niedbale ręką psiak powrócił do zaczepiania Nikoli. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko drapiąc Scotty'ego za uszami.
-          No dobra - mruknął. - Zaopiekuj się Nikolą, a ja za moment wrócę. Tylko nie pozwól sobie na zbyt wiele, bo wtedy inaczej pogadamy - pogroził psu palcem, po czym cmoknął ukochaną w usta.
            Brunetka podeszła do zlewu, aby napełnić czajnik wodą, a on wybiegł z kuchni. W pośpiechu przetrząsał zawartość czarnego segmentu, w poszukiwaniu świec. Cicho zaklął kiedy przejrzał wszystkie szufladki i szafki. Nie miał pojęcia gdzie mogą być jakieś świeczki. Przez głowę przemknęła mu myśl, aby zadzwonić do Billa, albo do mamy, ale od razu odrzucił ten pomysł. Bliźniak pewnie, tak jak on nie ma pojęcia gdzie znajdują się takie rzeczy, zaś rodzicielka będzie wypytywała po co mu one. A przecież nie powie, że chce sprawić romantyczny nastrój! Po ostatniej awanturze o jego rzekomy seks z dwudziestoma pięcioma pannami wiedział, że lepiej nie zaczynać z nią tego tematu. Już i tak miał dosyć jej docinków na ten temat.
            Wiedząc, że nie ma czasu do stracenia pobiegł do łazienki. Miał nadzieję, że znajdzie tam świeczki. Otworzył białą, lakierowaną szafkę i uśmiechnął się do siebie widząc szukany przedmiot. Wyciągnął pudełeczko z dwunastoma, różowymi świecami i zadowolony z siebie ruszył do swojego pokoju. Pościelił materac, uprzątnął szybko jakieś papiery, które leżały na jego biurku i rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś w czym mógłby postawić świece. Nie miał czasu na szukanie świeczników, które mama schowała w tylko jej wiadomym miejscu. Przez moment chodził w kółko po pokoju z przyłożonym wskazującym palcem do ust. Kiedy dostrzegł mały słoiczek wypełniony monetami wygiął usta w uśmiech. Czym prędzej udał się do kuchni. Otworzył jedną z górnych szafek, wyjmując z niej dwanaście wysmukłych szklanek.
-          Po co ci tyle szklanek? - spytała Nikola popijając z kubka ciepłą herbatę. Była wyraźnie zdziwiona zachowaniem Toma.
-          Zobaczysz za moment - odparł ustawiając naczynia na tacy. - Jeszcze na sekundkę uciekam.
            Zanim brunetka zdążyła coś powiedzieć jego już nie było. Postawił tacę na biurku w swoim pokoju i zadowolony z siebie odpalił jedną ze świeczek. Skierował ją lontem do dołu, tak aby trochę stearyny skapnęło na dno szklanki. Na świeżym wosku postawił różową świeczkę. Obejrzał dokładnie szklane naczynie i z uśmiechem na ustach przytwierdził w ten sam sposób pozostałe jedenaście świec. Zapalił lonty i zabrał się za rozmieszczanie szklanek, które teraz służyły za świeczniki na podłodze, biurku oraz segmencie. Zgasił światło i rozejrzał się po pokoju. W pomieszczeniu panował półmrok. Palące się świece rzucały delikatny blask na wszystkie przedmioty w pokoju, wydłużając nienaturalnie ich cienie. Musiał przyznać, że było romantycznie. Miał nadzieję, że Nikoli się spodoba. Póki co to było dla niego najważniejsze. Nie obchodziło go nawet to, że rodzicielka pewnie urządzi mu awanturę za zniszczenie dwunastu szklanek. Najwyżej je odkupi.
            Zerknął na turkusową pościel. Jeszcze czegoś mu brakowało. Jak oparzony wybiegł na dwór. Letnie kropelki deszczu, które spadały z ciężkich chmur wsiąkały w jego ubranie. Nie miał jednak teraz czasu na przejmowanie się takimi drobiazgami. Podszedł do krzaku jaśminu i zaczął obrywać gałązki. Kiedy miał wystarczająco dużo podbiegł do krzaku z różami i nie przejmując się tym, że kolce boleśnie wbijają się w jego dłonie zerwał kilka sztuk. Miał nadzieję, że Nikola doceni jego starania. Kiedy wrócił do pokoju wsypał do każdej szklanki po kilkadziesiąt malutkich, białych kwiatów jaśminu i włożył po jednej róży. Widząc, że zostało mu jeszcze kilka nie oberwanych gałązek, rozsypał płatki na turkusowej pościeli. Cienkie gałązki, które nie były mu już do niczego potrzebne położył na parapecie i biorąc najładniejszą, herbacianą różę, z tych które zerwał udał się do kuchni.
-          Jestem - uśmiechnął się zalotnie podchodząc do dziewczyny.
-          Nareszcie! Myślałam, że już o mnie zapomniałeś.
-          No co ty! - pocałował ją w policzek, wyciągając zza pleców różę. - Cały czas o tobie myślałem.
-          Dziękuję - uniosła delikatnie kąciki ust w górę, biorąc od niego kwiat. Dotknęła nosem delikatnych, herbacianych płatków i przez moment wdychała ich aromat. - Śliczna.
-          Cieszę się, że ci się podoba, ale mam jeszcze jedną niespodziankę - uśmiechnął się tajemniczo podając jej dłoń.
-          Jestem zaintrygowana - puściła mu oczko, wstając z miejsca i pozwalając mu się poprowadzić do jego pokoju.
-          Nie jest tak jakbym chciał, żeby było, ale wszystkie kwiaciarnie i sklepy już są zamknięte - powiedział smutno otwierając przed nią drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz