niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 206



Ochroniarz pokręcił tylko głową, kierując się w stronę wejścia do budynku. Zszedł po schodach i udał się do wyjścia. Nie miał pojęcia jak znajdzie jakąś Samirę, ale wolał sam jej szukać niż gdyby Bill miał tutaj zejść. Za nic nie chciał powtórzyć sobotniej afery. Wtedy naprawdę bał się, że jego podopiecznym ten tłum rozszalałych dziewuch może zrobić krzywdę. Teraz byli pięć razy bardziej ostrożni, niż dotychczas. Choć nie było w planach tego, aby podczas kręcenia teledysku na miejscu byli obecni policjanci, David uznał, że nie będą kręcili klipu do czasu, kiedy nie będą w stu procentach pewni, że chłopakom z Tokio Hotel nic się nie stanie. I tak siedemdziesięciu funkcjonariuszy pilnowało porządku. A on miał nad nimi pieczę.
            Mężczyzna rozejrzał się wokół siebie, tak jakby spodziewał się, że spojrzy na jakąś fankę chłopaków i uzna, że to „ta”. Pokiwał głową z niedowierzaniem, że dał się wpakować w coś takiego, i że w ogóle zgodził się przyprowadzić nastolatkę, której Bill nawet nie widział. Czując jak ktoś dotyka jego ramienia odwrócił się gwałtownie, patrząc na niewysoką, uśmiechniętą blondynkę.
-          Dzień dobry. Bill powiedział, żebym do pana podeszła... - powiedziała grzecznie. - Jestem Samira.
Saki westchnął z ulgą, że nie będzie musiał tkwić tutaj w nieskończoność i szukać dziewczyny, którą Bill chciał zobaczyć. Wskazał nastolatce gestem, że ma za nim podążyć. Nie wyglądała na rozszalałą fankę chłopaków, ale nie był pewien czy może jej zaufać.
-          Zaczekaj tutaj, a ja pójdę po Kaulitza - zarządził, znikając w jakichś drzwiach.
Samira, odrzuciła swoje blond włosy, sięgające nieco za łopatki, sadowiąc się wygodnie na jakimś krześle. Miała nie przyjeżdżać do Berlina, ale skoro i tak tutaj była postanowiła skorzystać z okazji i spotkać się z Billem. W końcu taka szansa może nie powtórzyć się drugi raz. Żałowała trochę, że nie było z nią Chris, ale z drugiej strony cieszyła się, że przyjaciółka nie narobi jej obciachu przed Tokio Hotel.
Widząc, że zbliża się w jej stronę Saki, a za nim Bill, uśmiechnęła się lekko. Może i Kaulitz był gwiazdą, ale dla niej był jedynie człowiekiem, który osiągnął sukces. I został obdarzony przez naturę ślicznym głosem. Oczywiście nie mógł być porównywany do Freddi’ego Mercur’ego, ale ona i tak była nim zachwycona, dlatego tym bardziej cieszyła się, że będzie miała okazję poznać Billa Kaulitza.
-          Eee... Ty jesteś Samira, tak? - Spytał, wyciągając w jej stronę dłoń.
Dziewczyna kiwnęła głową, uśmiechając się wesoło.
-          W takim razie ty musisz być Bill - zażartowała, ściskając jego rękę. - Miło cię poznać.
Czarnowłosy kiwnął głową dając Sakiemu tym samym znak, że może odejść. Wcześniej się umówili, że jeżeli dziewczyna nie przypadnie mu do gustu, ochroniarz szybko ją spławi.
-          We własnej osobie. Przykro mi, ale nie udało mi się załatwić biletów na nasz koncert...
-          Daj spokój! Przecież nic się nie stało - machnęła niedbale dłonią. - Mówiłam ci już przez telefon, że jak nie te, to następne - zaśmiała się dźwięcznie. - Powiedz mi lepiej czemu się ze mną spotkałeś...
-          Tom dał ci mój numer telefonu, więc myślałem, że cię zna - powiedział szczerze. - Dopiero potem, kiedy z nim gadałem, okazało się, że nie pamięta nawet za dobrze jak wyglądasz... - Podrapał się po głowie. - Ale już obiecałem, że załatwię ci występ w teledysku...
-          To dobrze, bo już myślałam, że spotykasz się ze wszystkimi fankami, które do ciebie zadzwonią...
-          Skądże! Jesteś pierwsza. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Zabrałbym cię na dach, ale chyba rozumiesz, że nie mogę...
-          Pewnie. Powiem ci nawet, że nie chcę. Nie wiem czy jeszcze pamiętasz tamtą blondynkę, chyba Mary Ann... ale ja pamiętam jak w Internecie wszystkie panny na nią wrzucały.
Bill skrzywił się słysząc imię ukochanej. Cieszył się jednak, że Samira nie miała pojęcia, że Mary była przez pewien czas jego dziewczyną. A co więcej nadal jest dziewczyną, będącą w posiadaniu jego serca.
-          Tak... Pamiętam ją... - powiedział, tak jakby musiał chwilę pomyśleć, zanim skojarzył twarz z imieniem. - Dlaczego ktoś na nią wrzucał? Przecież ona nic nie zrobiła, to ja wyciągnąłem ją wtedy na scenę. Wbrew jej woli o ile dobrze kojarzę...
-          Wydaje mi się, że były zazdrosne. I nic dziwnego - wzruszyła ramionami, ciągnąc: - Nie było mnie tam, ale widziałam filmiki. Wyglądaliście ślicznie razem. Ona, cała zapłakana patrzyła na ciebie jakbyś był jedynym facetem na świecie, a ty wpatrywałeś się w nią jakby była jedyną dziewczyną na sali, choć tam były setki innych dziewczyn... Chyba każdy chciałby, żeby ktoś choć raz w życiu na niego tak spojrzał...
-          Faktycznie tamten moment był niesamowity... - mruknął, przypominając sobie ze wszystkimi szczegółami ów koncert. Stał na scenie i śpiewał najlepiej jak potrafił, mimo swojej mutacji, dla dziewczyny, którą kochał ponad życie, ale jeszcze nie wiedział, czy ona odwzajemnia jego uczucia. Gdyby mógł, cofnąłby się do tamtej chwili i zamiast kontynuować koncert, pobiegłby za nią i powiedział jak bardzo ją kocha. Może wtedy nie zaszłaby w ciążę z jakimś dupkiem...?
-          Stało się coś? Posmutniałeś... - Spytała z troską.
-          Nie. Nic się nie stało. - Uśmiechnął się lekko. - Przepraszam cię, ale muszę już uciekać na dach. Jeżeli chcesz, to możesz stąd wyjść i zobaczyć nas w akcji.
Blondynka skinęła zgodnie głową, podnosząc się z krzesła.
-          Fajnie, że cię spotkałam. Popatrzę sobie na was chwilę, a potem uciekam.
-          Dlaczego? Przecież...
-          Przykro mi Bill, ale przed chwilą dzwoniła ciocia. Prosiła mnie, żebym wróciła przed trzecią i poszła z nią do lekarza. Może jeszcze kiedyś się spotkamy - uśmiechnęła się do niego. - Pozdrów Georga, Gustava i Toma.
Bill patrzył przez moment za odchodzącą Samirą. Tom niewątpliwie miał dobry gust. Dziewczyna była naprawdę ładna, ale miała jeden minus. Nie była Mary Ann. W dodatku musiała mu o niej przypomnieć...
Nie sądził, że jego ukochana miała tyle problemów przez to, że wyciągnął ją na scenę. Przecież, znając jej temperament, nie byłoby nic dziwnego w tym gdyby do niego zadzwoniła i wyzwała, że przez niego ludzie ją nienawidzą! Dlaczego w takim razie nic nie mówiła? Wspominała, że zawiodła się na kilku znajomych, ale to wszystko.
Ze spuszczoną głową wdrapał się na dach kina, a widząc Toma, który podłączał ostatnie kabelki do swojej gitary, podszedł do niego.
-          Ostatni raz dałeś komukolwiek mój numer komórki! - Powiedział gniewnie.
-          Co się stało? Chyba nie okazała się rozszalałą fanką, która chce cię rozszarpać, albo zgwałcić...
-          Wręcz przeciwnie... - mruknął.
-          W takim razie o co chodzi? - Zapytał nic nie rozumiejąc.
-          Rozmowa zeszła na Mary Ann...
-          Mary Ann? A skąd ona niby o niej wiedziała? Przecież oficjalnie byłeś singlem...
-          Nie wiedziała, że byliśmy razem... Po prostu uznała, że wyglądaliśmy razem pięknie podczas tamtego koncertu, kiedy wyciągnąłem ją na scenę.
-          Bo tak wyglądaliście - rzucił obojętnie. - Kiedy śpiewałeś, twoja mutacja nagle gdzieś sobie odleciała... Potem żartowaliśmy z Davidem, że będziemy zabierali Mary Ann na każdy nasz koncert, ale wy się oczywiście pokłóciliście...
-          Gdybyś jej nie całował, wszystko byłoby w porządku - warknął.
-          Myślałem, że już mi wybaczyłeś...
-          Wybaczyłem, ale nie zapomniałem. Zresztą teraz to już nie ważne. Dajmy czadu! - Zawołał entuzjastycznie.
Nie chciał przejmować się dziewczyną, która tak bardzo go skrzywdziła. Nawet jeśli kiedyś całowała się z jego bratem, niewiele go to już obchodziło. To był tylko jeszcze jeden dowód na to, że nie powinien jej nigdy zaufać. Gdyby go kochała tak mocno jak o tym mówiła, z pewnością nie szukałaby pocieszenia w ramionach Toma. A może ten ktoś, z kim zaszła w ciążę, również przypominał jej jego, Billa Kaulitza?
Wzruszył obojętnie ramionami, podchodząc do krawędzi dachu. Był gwiazdą, kochaną przez te wszystkie piszczące nastolatki, dlaczego więc ma się przejmować tak prozaiczną sprawą jak złamane serce? Przecież to tylko zwykła pompa, która ma za zadanie tłoczyć krew w organizmie. Nic ponadto. Zresztą póki działa sprawnie, czyli kurczy się, to wszystko jest w porządku. Skąd więc ten ucisk i wrażenie, jakby tysiące szklanych odłamków było w nie wbite?
-          Bill uważaj! - Usłyszał krzyk Sakiego, a zaraz potem mężczyzna stanął obok niego.
-          Nie bój się, nic mi nie będzie - odrzekł, sadowiąc się wygodnie na krawędzi dachu i czekając na reżysera teledysku, który miał mu powiedzieć, co ma robić dalej. Teraz musi skoncentrować się na pracy, a nie na głupich myślach o Mary Ann.
* * *
-          Cherry... - Mary Ann jęknęła, kiedy Japonka rzuciła jej na łóżko świeże ubranie i kazała się przebrać. - Nie chcę nigdzie iść... Iruka, powiedz jej coś!
-          Co ja mogę? - Mruknął chłopak, nie odrywając się od czytania „Times of India”.
-          Nic kochanie, nic... - Japonka uśmiechnęła się uroczo, targając czarno-niebieskie włosy Japończyka.
-          Jakie kłopotliwe...
-          Nie bądź takim zrzędą - wyciągnęła z jego dłoni gazetę i pocałowała w policzek. - Mary Ann robi się taka jak ty...
-          Ej! - Blondynka przypomniała o swojej obecności. - Ja wcale nie zrzędzę.
-          Nie? - Cherry Jo uniosła brwi w górę. - W takim razie widzę cię za dziesięć minut na dole.
Mary Ann westchnęła ciężko kierując się za ściankę, która robiła za przebieralnię, a być może i łazienkę, sądząc po stoliku i dzbanie z wodą. Nie miała ochoty ruszać się z hotelu, ale Cherry Jo pozbawiła ją prawa wyboru. Japonka postawiła sobie widocznie za punkt honoru, sprawienie, aby w końcu zapomniała o Billu, albo przynajmniej przestała się smucić. Przez te dwa dni, które spędzali w Bangalurze ciągle zabierała ją i Irukę w jakieś nowe miejsca. I tak odwiedzili już dzielnicę zamieszkiwaną przez prostytutki, podrzędne kasyno, spotkali jej znajomego dealera, którego dziewczyna wyglądała tak jakby w każdej chwili mogła umrzeć od przedawkowania narkotyków, byli na walce kogutów, co wydawało się Mary Ann nieprawdopodobne w Indiach, oraz zwiedzili kilka nocnych klubów.
Mary czasami zastanawiała się, czy Cherry Jo, aby na pewno jest normalna. Lubiła ją, wiedziała, że może z nią o wszystkim porozmawiać, ale szczerze nienawidziła sposobów w jaki ją pocieszała. Ciągle mówiła albo o tym, że Bill jest skończonym dupkiem, albo zabierała ją w coraz to dziwniejsze miejsca. Mary, poznając bliżej Japonkę, dochodziła do wniosku, że Iruka to złoty facet, który mimo swojego ustawicznego narzekania ma niesamowitą do niej i jej pomysłów cierpliwość.
            Ubrana w malinowy top, wiązany na szyi i długą, zwiewną spódnicę w kwiatowe wzory udała się do recepcji, ówcześnie zamykając drzwi na kłódkę. Tak. Kłódkę. Cherry nie byłaby sobą, gdyby postanowiła się zatrzymać w hotelu, chociaż o standardzie minus dwie gwiazdki. Dziewczyna zamiast tego wybrała rozsypujący się budynek, w którym na podłogach znajdowała się słoma, mówiąc, że kocha przygody i w życiu powinno się przeżyć jak najwięcej. Gdyby ona była córką japońskiego biznesmena, który na swoim koncie zgromadził miliony i chętnie dzieli się nimi ze swoim dzieckiem, z pewnością wybrałaby - o ile nie najlepszy hotel w Bangalurze, to chociaż jakiś, w którym ubikacja nie byłaby dziurą w ziemi, a na podłodze wyłożone byłyby płytki.
-          Już myślałam, że nie przyjdziesz! - Cherry zawołała wesoło, kiedy ją dostrzegła.
-          Doszłam do wniosku, że wolę poznać jeszcze jednego twojego szalonego znajomego niż siedzieć w tej norze.
-          Widzę, że jesteś pełna entuzjazmu - uśmiechnęła się, ciągnąc Irukę za rękę, do wyjścia.
-          Jeszcze trochę i przywykniesz - mruknął chłopak.
Mary Ann zastanawiała się czy to w ogóle możliwe. Nigdy nie sądziła, że jest taka wygodna i aż tak bardzo przywiązana do sprzętów codziennego użytku, które wydawały jej się podstawowe i oczywiste. Dopiero podczas swojego pobytu w Indiach, a szczególnie w ciągu tych dwóch dni, które spędzała z Cherry i Iruką w Bangalurze, uświadomiła sobie, że wygodne łóżko, sedes, wanna, a nawet elektryczność czy klimatyzacja to niesamowite wynalazki, za które powinna dziękować każdego dnia, temu który siedzi w niebiosach, od czasu do czasu wtrącając się w sprawy Ziemskie. Teraz Internet, komputer i telewizja wydawały jej się niesamowitym osiągnięciem ludzkości i niewyobrażalnym luksusem.
-          Patrzcie sklep z bhangiem! - Cherry Jo wykrzyknęła, wskazując tabliczkę, na której było napisane w języku angielskim i hindi: „Państw. sklep z bhangiem”. Oprócz napisu na szyldzie znajdował się obrazek przedstawiający Śiwę i drugi, przypominający puszkę po sardynkach. - Myślałam, że już nigdy go nie znajdziemy!
-          Bhangiem? - Mary Ann spytała ostrożnie, bojąc się tego co zaraz usłyszy.
-          Bhang to łagodna mieszanina haszyszu - wyjaśnił Iruka. - Coś jak piwo w porównaniu z whisky.
-          I to jest legalne? - Zdziwiła się patrząc, na napis świadczący o tym, że państwo ma kontrolę nad tym sklepem.
-          Zgadza się - przytaknął. - To kłopotliwe dla państwa, ale mają już dość problemów z wdrążeniem zakazu sati*.
-          Tata coś o tym wspominał, ale myślałam, że to już nieaktualne...
-          Niektóre indyjskie rodziny uważają to za tradycję i nadal praktykują, choć jest to prawnie zakazane - wyjaśnił spokojnie, odbierając od Cherry Jo bhang lassi** i upijając kilka łyków.
-          Proszę - Japonka wyciągnęła dłoń z napojem do Mary Ann.
-          Nie, dzięki.
-          Nie żartuj! Więcej nie będziesz miała okazji spróbować bhang lassi... - Uśmiechnęła się szeroko.
-          Wybacz Cherry, ale ćpanie nie jest dla mnie...
-          Od jednego bhang lassi nic ci nie będzie - zapewniła. - Zresztą jak nie będzie ci smakowało, to po prostu wyrzucisz, ok?
Mary Ann skinęła potakująco głową, biorąc od Japonki plastikowy kubeczek wypełniony białą, dość gęstą cieczą. Niepewnie zanurzyła usta w napoju.
-          I jak? - Spytał Iruka, obejmując swoją dziewczynę w pasie.
-          Całkiem dobre... - przyznała blondynka.
-          No widzisz? Mówiłam ci.
* * *
-          Cześć chłopaki! - Nikola zawołała radośnie wchodząc do kuchni, w nowym apartamencie Kaulitzów, gdzie zgromadziła się cała czwórka Tokiohotelowców.
-          Witaj kochanie! - Tom podniósł się z krzesełka i z uśmiechem na ustach, podszedł do Nikoli. Złożył na jej słodkich wargach czuły pocałunek, po czym posadził ją sobie na kolanach. - Dobrze, że wpadłaś.
-          Nie ma kto wam ugotować obiadu, a mrożonki i zupki chińskie już wam się znudziły? - Zażartowała, puszczając do nich oczko.
Starszy Kaulitz pokręcił przecząco głową.
-          Dzisiaj będzie makaron z sosem pomidorowym - odparł z dumą.
-          Sami ugotowaliśmy - przytaknął Bill, wpatrując się w kawałek kartki. - A co byście powiedzieli, gdyby to nie była cała gwiazdka, tylko kilka mniejszych?
-          Bill, po co ci gwiazdka na brzuchu? - Spytał Tom, patrząc na Czarnowłosego uważnie. Nie miał niczego przeciwko kolczykom, ale tatuaże wydawały mu się czystą głupotą, choć czasami sam miał ochotę się na jeden skusić.
-          Jestem gwiazdą, więc sądzę, że gwiazda będzie idealna dla gwiazdy. Będzie mi przypominała o tym, że moje marzenia się spełniły, a ja nie jestem w środku snu o sławie - wyjaśnił.
-          I tylko dlatego chcesz sobie wydziergać gwiazdki? - Nikola zmarszczyła brwi. - Przecież jest o wiele więcej fajnych wzorów na tatuaże...
-          Też mu to mówiliśmy, nie Gustav? - Georg zwrócił się do perkusisty.
-          Mnie się podobają gwiazdy. Sam bym sobie jakieś wytatuował, ale to jeszcze nie teraz...
-          No widzisz, Georg? Gwiazdy są super.
Bill nabazgrał swoim markerem małą, pięcioramienną gwiazdkę, a następnie obrysował ją kilkoma większymi. Przez moment podziwiał swoje dzieło okiem krytyka, aż w końcu stwierdził:
-          Te są idealne.
-          Pokaż.
Posłusznie wręczył Nikoli karteczkę, z nabazgranym przez siebie rysunkiem. Dziewczyna dokładnie go obejrzała, po czym oddała mu obrazek.
-          Tobie już całkiem odbiło.
-          To twoje zdanie - wzruszył niedbale ramionami. Nikoli wcale nie musiał podobać się jego przyszły tatuaż. - Moje jest inne.
-          Rób co chcesz - powiedziała obojętnie. - To jest twoje ciało, a nie moje.
-          Dziękuję za pozwolenie - w jego głosie zabrzmiała ironia. - Naprawdę nie musisz być taka wspaniałomyślna.
-          O co ci chodzi? - Spytała unosząc brwi. Nie chciała kłócić się z Billem o coś tak bezsensownego jak jego przyszły tatuaż. To co dziergał na swoim ciele absolutnie ją nie obchodziło.
-          O nic. To tobie zawsze coś się nie podoba.
-          Daj spokój - machnęła dłonią. - Przepraszam, że nie zamierzam zgadzać się z każdym słowem naszego gwiazdora, a może gwiazdki?
-          Nikola? - głos Toma był karcący. - Musisz zawsze kłócić się z Billem?
-          Ja się tylko nie zgadzam z jego zdaniem. To wszystko.
-          Ale to nie jest powód, żebyś...
-          Wyluzuj Tom - wtrącił Bill. - Jej zdanie i tak mnie nie obchodzi.
-          Musisz być dla Nikoli taki niemiły? - Teraz skarcił bliźniaka. Powoli miał dość wiecznego dogadywania i kłótni pomiędzy brunetką, a Czarnym. - A ty ciągle go prowokować?
-          Ależ nie przejmuj się tym Tommy. Nie powinnam zaczynać... - warknęła, sadowiąc się na krzesełku obok Gustava.
-          Nikola... - jęknął. - Wiesz, że nie o to mi chodziło...
-          Wybacz, ale nie czytam ci w myślach - rozłożyła bezradnie ramiona. - Nie jestem twoją bliźniaczką. Zresztą widzę, że przyjście tutaj było bezsensowne - podniosła się z krzesła i skierowała do wyjścia. - Do zobaczenia Gustav, na razie Georg!
Całą czwórką patrzyli na znikającą w korytarzu dziewczynę, a kiedy drzwi wejściowe się zatrzasnęły, pierwszy odezwał się basista:
-          Co ją ugryzło?
-          Nie wiem - Tom wzruszył ramionami. - Przecież wiecie, że prawie zawsze zachowuje się tak kiedy widzi Billa.
Czarnowłosy spuścił głowę. Lubił Nikolę, ale po tym całym zajściu z Mary Ann, był do niej wrogo nastawiony. Sam nie wiedział dlaczego tak się dzieje. Bez zastanowienia zerwał się z krzesełka i wybiegł z mieszkania jego i Toma. Nie powinien sprawiać bliźniakowi przykrości ciągle kłócąc się z jego dziewczyną. Skoro Tom ją kocha, to on postara się być dla niej miły.
-          Nikola! Zaczekaj! - Zawołał, kiedy dostrzegł brunetkę zmierzającą w stronę przystanku autobusowego.
-          Bill? - Odwróciła się, wbijając w niego zdziwiony wzrok. - Co ty tutaj robisz?
-          Powiedzmy, że mam propozycję nie do odrzucenia - wyszczerzył nieco krzywe zęby w uśmiechu.
-          Zamieniam się w słuch - położyła dłonie na biodrach i wpatrzyła się w jego czekoladowe tęczówki, tak podobne do tęczówek Toma, a jednak tak inne.
-          Zakopmy topór wojenny - wypalił, po czym szybko dodał: - Dla Toma.
-          Bill? Dobrze się czujesz? - Spytała z troską.
-          Nie do końca, ale powiedzmy, że jest trochę lepiej. To jak? Zgoda? - Wyciągnął w jej stronę dłoń. Nikola spojrzała na nią nieśmiało, po czym delikatnie uścisnęła.
-          Niech będzie. Ale robię to ze względu na Toma.
-          Skoro już nie jesteśmy wrogami, może wrócisz na górę? Spaghetti z sosem pomidorowym wystygnie.
-          Bardzo chętnie - uśmiechnęła się do niego lekko. - Dzięki, że przekonałeś Mary, żeby mnie nie zabijała za tamten list od ciebie.
-          Nie. To ja ci dziękuję, że zechciałaś go wtedy wysłać.
-          Gdyby Tom tak mnie nie namawiał, pewnie bym nie wysłała. Zresztą mieliśmy już się nie kłócić.
-          Pewnie. - Przytaknął, uśmiechając się do siebie.
* * *
-          Bill? - Czarnowłosy chłopak słysząc jak Tom wymawia jego imię, obrócił leniwie głowę w jego stronę i czekał na to co powie. - Nie masz tego czasami dość?
-          Czego? - Spytał, choć doskonale wiedział o co pyta bliźniak. Wiedział również, że potrzebuje się wygadać.
-          Tej całej afery, która rozpętała się po wydaniu „Durch den Monsun”, a trwa do dzisiaj. Nie masz czasami ochoty uciec stąd daleko i cieszyć się zwykłym spacerem?
Bill westchnął ciężko, zastanawiając się skąd u bliźniaka takie myśli. On sam miał wielokrotnie dość sławy, ale nie przypuszczał, że Tom również. No może odrobinkę po napadzie fanek w Mannheim.
-          Mam takie dni, kiedy najchętniej potargałbym kontrakt i wrócił może nie do Loitsche, ale do Magdeburga i tam się spokojnie zestarzał, popijając koktajle w Alexie - zaśmiał się wesoło. - Bez żadnych fanek piszczących mi nad uchem.
-          Nie wytrzymałbyś długo z dala od sceny. - Tom powiedział pewnie. W końcu znał swojego bliźniaka lepiej niż siebie samego.
-          Masz rację - zgodził się. - Męczy mnie to, ale jestem szczęśliwy, że nam się udało. Marzyłem o tym odkąd Gordon kupił mi pierwszą gitarę...
-          Byłeś w tym beznadziejny! - Tom wpadł mu w słowo, przypominając sobie, jak Bill nie potrafił zagrać na niej nawet najprostszych akordów.
-          Dzięki - burknął.
-          Nie musisz mi dziękować, mówię prawdę - wzruszył ramionami.
-          Zamknij się.
-          Jak ty mówisz do swojego starszego brata? - Tom przybrał ton matki, która zawsze upominała go, kiedy zaczynał się drażnić z Billem. - Boah... Jak ja tego nienawidziłem... - mruknął. - Zawsze matka zganiała winę za wszystko na mnie...
Czarnowłosy spuścił wzrok. Nie chciał, żeby za ostatnie wydarzenia, którym sam był winny, no i może jeszcze Mary Ann, płacił Tom. Chciał ponieść samodzielnie za nie odpowiedzialność, ale rodzice mu nie pozwolili, mieszając w to wszystko starszego Kaulitza.
-          Przepraszam Tom, naprawdę nie chciałem, żeby rodzice zablokowali też twoje konto...
-          Daj spokój - machnął niedbale dłonią. - Przecież wiesz, że mnie to nie obchodzi. I tak nie mam kiedy wydawać kasy, a to sto euro tygodniowo jest wystarczające.
Mimo, że byli wielkimi gwiazdami w Niemczech i zaczynali się nimi stawać również w całej Europie, nie potrzebowali wcale tak dużo pieniędzy. Nie stali się też rozpuszczonymi bachorami, które muszą mieć wszystko co najlepsze. Owszem mieli swoje zachcianki, ale któż ich nie ma?
-          Wiem Tom, ale to tak głupio wyszło... - powiedział nieco zmieszany. - To ja zdemolowałem pokój i wylądowałem w szpitalu... No i jeszcze musiałeś sprzątać ze mną mieszkanie Davida...
-          Nie przypominaj mi - wzdrygnął się, kiedy przed jego oczami stanął widok apartamentu ich menagera, w którym wszędzie walały się jakieś karteczki, opakowania po batonikach, butelki po coli... - Nigdy więcej!
-          Dobra, na drugi raz powiem mu, żeby dzwonił do mamy...
Dreadowłosy westchnął ciężko. Mimo, że doprowadzenie mieszkania Josta do stanu używalności zajęło im dwa dni, a na dodatek było ekstremalnym przeżyciem, wolał to niż kazanie mamy, że sami chcieli sławy, więc teraz nie powinni wymigiwać się od obowiązków. Zresztą cieszył się, że mógł spędzić ten czas tylko z bliźniakiem. Ostatnio widywali się rzadziej, gdyż większość wolnego czasu spędzał u Nikoli.
-          Miało być zupełnie inaczej...
-          Tak - zgodził się Bill. - Mieliśmy stać na scenie i śpiewać dla setek zachwyconych fanów, mieliśmy wyrwać się z Loitsche do wielkiego świata, a przede wszystkim dobrze się bawić. Wszystko miało być zupełnie inaczej.
-          No właśnie! - zawtórował mu Tom. - Nikt nie mówił o tym, że nie chcemy mieć w ogóle prywatności! Nigdy nie marzyłem o tym, że nie będę mógł wyjść do sklepu po bułki albo wyrzucić śmieci!
-          Przecież ty nigdy nie chodziłeś po bułki...
-          Ludzie się zmieniają - wzruszył ramionami, uśmiechając się tajemniczo.
-          Przyznaj się, ktoś ci zrobił zdjęcie jak wyrzucasz śmieci - Bill zaczął się śmiać. - Idę do kiosku po gazety! Muszę zobaczyć mojego dużego braciszka jak wyrzuca śmieci! - Klasnął w dłonie. - Kupię też jeden egzemplarz mamie. Na pewno będzie zachwycona, że jej syn nareszcie wydoroślał!
-          Zamknij się! - Przerwał mu. - Jeszcze tego by brakowało...
-          Dobra. To sam się zaczaję koło śmietnika, tylko powiedz kiedy idziesz wyrzucić śmieci. Muszę to zobaczyć na własne oczy!
-          Ale śmieszne... Normalnie zaraz nie wytrzymam... - warknął. - Gdyby Mary poprosiła cię, żebyś wyrzucił śmieci i kupił bułki... - widząc minę bliźniaka, ugryzł się w język. - Bill przepraszam, nie chciałem...
Czarnowłosy przymknął oczy na moment i policzył do dziesięciu w myślach, żeby znów śliczna Polka, która była w posiadaniu jego serca, nie zagościła w jego głowie.
-          Nic się nie stało - zdobył się na lekki uśmiech. - Gdyby kiedyś mnie o to poprosiła, pewnie poszedłbym wyrzucić śmieci i kupić bułki. Nawet o czwartej rano, po gigantycznym koncercie.
-          Naprawdę przepraszam. Nie chciałem o niej wspominać.
-          Powiedziałem już, że nic się nie stało. Nie mogę ciągle unikać rozmów o niej, bo sam widzisz, że to niemożliwe. Dziwne, że nikt nic nie mówi już o Inie... Ciekawe dlaczego...
-          Może dlatego, że do Iny nigdy nie czułeś tego co do Mary Ann? A może dlatego, że nadal kochasz Mary Ann, a o Inie zapomniałeś? Zresztą ona jest naprawdę fajną dziewczyną, dlatego tym bardziej ciężko mi uwierzyć w to, że tak się zachowała... No i wszyscy ją lubimy...
-          Tom ja też nie chciałem w to wierzyć, kiedy zobaczyłem te cholerne tabletki. Wmawiałem sobie, że to nic nie znaczy, że ona bierze je ot tak sobie - pstryknął palcami. - Później stwierdziłem, że potrzebuje trochę czasu, żeby powiedzieć mi o ciąży, bo to nie jest prosta sprawa, ale kiedy mama pokazała nam te zdjęcia wszystko stało się jasne. Nawet jeżeli chciała mi powiedzieć, że spodziewa się dziecka, to niby kiedy zamierzała to zrobić? Jak urodzi? A może jak sam zauważę, że powiększył jej się brzuch?
-          Możesz przecież zadzwonić do niej i zapytać się wprost dlaczego ci nie powiedziała. Nie wydaje mi się, żeby faktycznie chciała cię wrobić w ojcostwo... - powiedział delikatnie, widząc, że Bill reaguje spokojnie na rozmowę o Mary Ann. Wcześniej kiedy poruszał ten temat, bliźniak albo na niego krzyczał, albo kazał mu się zamknąć i o niej nie wspominać, albo żalił się jakim jest idiotą, że się w niej zakochał.
-          I co to zmieni? Nie potrafię jej wybaczyć tego co się stało, zresztą jeżeli jej na mnie nadal choć trochę zależy, to pewnie się wścieka za to co powiedziałem i zrobiłem... Nie powinniśmy nagrywać „Hilf mir fliegen”. Obiecałem jej kiedyś, że tego nie zrobię...
-          Przecież powiedziała ci, że jej to nie przeszkadza i cieszy się, że nasi fani ją usłyszą.
-          W takim razie przyznała się też do tego, że chciała wrobić mnie w ojcostwo. Tom ja już sam nie wiem kiedy Mary kłamała, a kiedy mówiła prawdę. Najgorsze jest to, że nadal ją kocham... Całym sobą... - spuścił smutno głowę, wpatrując się w swoje dość długie, jak na chłopaka, pomalowane na czarno paznokcie.
-          W takim razie jedź do niej i porozmawiaj z nią. Wyjaśnijcie sobie wszystko i bądźcie znowu szczęśliwi.
Słysząc dźwięk dzwonka, roznoszący się po ich mieszkaniu, Bill gwałtownie zerwał się z miejsca i niemal pobiegł do drzwi, aby otworzyć. Jak dla niego, mogło go odwiedzić w tej chwili nawet i tysiąc rozhisteryzowanych fanek, byle mógł przerwać rozmowę z Tomem o Mary Ann. Nie chciał o niej rozmawiać, a już tym bardziej do niej pojechać i wszystko wyjaśnić. Dla niego cała ta sytuacja była jasna. Był idiotą, który jej zaufał i na własne życzenie został zraniony. Dziewczyna może nie kłamała we wszystkich kwestiach, ale i tak nie mógłby być z kimś kto go oszukuje. Tym bardziej teraz, kiedy stał się sławny.
Słysząc jak dźwięk dzwonka ponownie rozbrzmiewa w pomieszczeniu, otworzył drzwi. Zdziwił się nieco widząc kuriera z wielką paczką. Przecież niczego nie zamawiał, a nie sądził, żeby fankom udało się dostać ich adres w tak krótkim czasie.
-          Pan Bill Kaulitz, tak? - mruknął przeciągle mężczyzna, patrząc na niego spod swojej czapki bejzbolowej.
___________
* Sati - palenie wdów wraz ze zwłokami męża na stosie.
** Lassi - orzeźwiający napój przygotowany na bazie jogurtu. Zmieszany jest z lodem i odrobiną soli. Bhang - oszałamiający napój przygotowany z młodych liści konopi indyjskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz