niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 204



Jeszcze zanim zaczęła czytać, papier zmoczyło kilka słonych kropli. Nie chciała reagować tak emocjonalnie, ale inaczej nie potrafiła. Dlaczego Nikola wysłała jej list od Billa? Nie mogła go po prostu wyrzucić? Przecież wiedziała, że usiłuje o nim zapomnieć!
Otarła oczy, żeby łzy nie przeszkodziły jej w przeczytaniu tych kilku linijek, po czym wpatrzyła się w niebieskie literki:

„Wiem, że mnie nienawidzisz i pewnie po zobaczeniu mojego charakteru pisma, zgnieciesz tą kartkę i wyrzucisz do kosza, ale nic na to nie poradzę. Mogę mieć tylko nadzieję, że czas kiedy to pisałem nie pójdzie na marne. Pamiętasz jak znalazłaś tamte listy, które chciałem Ci wysłać? Teraz wiem, że to był błąd, ale nieważne. Powiedziałaś wtedy, że gdybyś dostała jeden z nich, to choćbyś musiała przyszłabyś do Niemiec na pieszo, żeby powiedzieć mi jaka byłaś głupia i zaślepiona, i że miałabyś nadzieję, że Ci wybaczę. No cóż. Teraz nie masz tego problemu. Przecież mnie nienawidzisz. A i ja nie wiem czy mam ochotę się z Tobą spotkać po tym co się stało. W każdym razie chciałem na zakończenie tego całego naszego „związku” wysłać Ci coś. Nie piszę teraz o liście. Na płycie masz „Hilf mir fliegen”. Pamiętasz? Napisałem ją dla Ciebie. Sam nie wiem dlaczego. Po prostu mnie zainspirowałaś. Mówiłem wtedy, że chcę, żebyś tylko Ty była jej właścicielką, ale kiedy David ją usłyszał uznał, że powinniśmy wrzucić ją na nowy singiel jako bonus. Mam nadzieję, że się za to nie gniewasz na nas. Jako rekompensatę postanowiłem, że wyślę Ci tą piosenkę jako pierwszej. Jeszcze zanim usłyszą ją nasi fani. Chyba byłem Ci to winny, bo ten utwór w dalszym ciągu należy do Ciebie.
Bill
P.S. Zgubiłem Twój adres, dlatego poprosiłem Nikolę, żeby Ci to wysłała. Nie wiem czemu nie chciała tego zrobić, ale na szczęście, albo i nie - w końcu się zgodziła.”

            Mary Ann złapała płytę w dłoń i prawie biegiem opuściła pokój. Nie zważając uwagi na to, że z nieba leje się prawdziwy skwar, pobiegła na poszukiwania Cherry Jo. Wiedziała, że o tej godzinie powinna znaleźć ją z Iruką na jednym z dziedzińców. Nie rozumiała jak w taki upał można medytować...
Gdy dostrzegła czarne, rozwichrzone włosy, należące bez wątpienia do Japonki podeszła do niej szybko, ocierając z twarzy łzy, które zmieszały się z potem. Dotknęła lekko ramienia dziewczyny. Ta jakby wyrwana ze snu, przekręciła głowę w jej stronę i spojrzała na nią zza swoich wielkich okularów przeciwsłonecznych.
-          Mary Ann?! - Zawołała zaniepokojona. - Co ci się stało? Wyglądasz koszmarnie!
-          Bill wysłał mi to - podała jej kartkę, choć wiedziała, że dziewczyna za dużo nie zrozumie. Co prawda uczyła ją niemieckiego od kilku dni, a ona ją japońskiego w zamian, ale tak na dobrą sprawę nie potrafiły jeszcze za wiele w tych językach. - Ale ja nie z tym. Chciałam cię poprosić o pożyczenie na moment laptopa... - Pokazała jej płytę CD.
-          Jasne. Nie ma sprawy - uśmiechnęła się do Mary Ann. - W takim razie chodźmy.
Cherry Jo podniosła się z miejsca i otrzepała spódniczkę. Spojrzała na Irukę, tak jakby chciała powiedzieć mu, że zaraz wróci, ale widząc, że medytacja pochłonęła go całkowicie zrezygnowała z tego zamiaru.
-          Nie płacz już - Cherry Jo powiedziała ciepło, kiedy znalazły się przed drzwiami prowadzącymi do jej i Iruki pokoju. - Potem będą cię bolały oczy... Zresztą wcale nie dodaje ci to urody.
-          Wiem o tym, ale ja... - Głos jej się załamał. - Ja nie chcę płakać, ale to tak samo...
Japonka skinęła głową ze zrozumieniem otwierając drzwi i gestem zapraszając Mary Ann do środka. Podeszła do komódki i wyciągnęła z jednej z szuflad swojego laptopa. Podała go blondynce z ciepłym uśmiechem, sadowiąc się wygodnie obok niej na łóżku.
-          Dzięki.
Blondynka włączyła komputer, patrząc ze skupieniem na japońskie literki, kiedy się włączał. Nie miała pojęcia jakim cudem Cherry Jo potrafi czytać te wszystkie znaczki. Owszem podobały jej się, ale nie sądziła, żeby kiedykolwiek się ich nauczyła.
            Kiedy na monitorze pojawił się pulpit włożyła drżącą dłonią do napędu płytę, którą przysłał jej Bill i nacisnęła ikonkę przedstawiającą płytę CD. Widząc dwa pliki dźwiękowe, włączyła pierwszy z nich. Po chwili pokój wypełnił dźwięk muzyki i głos Billa śpiewający „Hilf mir fliegen”. Policzki Mary Ann stały się jeszcze bardziej mokre niż chwilę temu. Cherry Jo obrzuciła ją badawczym spojrzeniem.
-          To jest ta piosenka, którą napisał dla ciebie? - Spytała nieśmiało, kiedy blondynka odsłuchiwała ósmy raz ten sam utwór, nadal tkwiąc w jednej pozie i pozwoląc spadać łzom na swoje kolana.
Mary Ann skinęła głową potakująco.
-          Nikola mi ją dzisiaj przysłała... Bill uznał, że będzie w porządku, jeśli pierwsza ją dostanę...
-          Przecież mówiłaś, że on nagrał ją tylko dla ciebie.
-          Napisał - poprawiła. - Nie mam mu za złe, że chce umieścić „Hilf mir fliegen” na ich nowym singlu, tylko... przykro mi...
Cherry Jo objęła ją ramieniem, chcąc tym samym dodać otuchy.
-          Wydaje mi się, że już wygrałam nasz zakład - puściła jej oczko.
-          Wygrałaś go już w chwili kiedy się zakładałyśmy... - mruknęła Mary Ann. - Ja wiem, że nie potrafię o nim zapomnieć, ale nawet nie wiesz jak cholernie tego chcę! Gdybym nie była pewna, że go strasznie mocno kocham, to nie zrobiłabym sobie tego...
Odsunęła się od dziewczyny i wygięła dolną wargę, ukazując Cherry swój tatuaż.
-          Bill? - Spytała, patrząc na czarne literki z uniesionymi brwiami. - Nawet ja nie jestem taka szalona, ale tatuaż jest super!
-          Taaa... Super... Szkoda tylko, że już mi zostanie na zawsze... Nie wiem czy chcę mieć wytatuowane imię takiego dupka na wardze... - Powiedziała gniewnie, bo w gruncie rzeczy była zła na Billa.
-          Dupka? Widzę postępy - Japonka zaśmiała się, starając się w ten sposób trochę rozweselić Mary Ann.
-          A ja nie. Bill jest cholernym dupkiem, ale ja go dalej kocham. Powiedz mi Cherry, to ja jestem nienormalna czy on?
-          Wydaje mi się, że żadne z was. Wasza miłość od samego początku, z tego co mi mówiłaś była burzliwa, więc chyba nie myślałaś, że teraz się uspokoi? Zresztą zanudziłabyś się gdybyście nie mieli takich ekscesów.
-          Ale ty nie masz takich problemów z Iruką i jakoś się nie nudzisz. Nie chcę być niegrzeczna, ale Iruka to raczej ponurak...
Cherry Jo zaniosła się głośnym śmiechem. Mary Ann miała rację. Iruka ciągle na wszystko narzekał, i prawdę mówiąc sama nie wiedziała za co kocha tego chłopaka. Może za to, że był jej kompletnym przeciwieństwem i potrafił ją upilnować?
-          Tak... Tylko widzisz, ja i Iruka to zupełnie co innego. Ja zawsze byłam szalona, a on raczej spokojny. Nie pamiętam też, żebyśmy się kiedykolwiek pokłócili, albo co gorsza mieli ciche dni. Zaś ty i Bill, z tego co widzę i słyszę, macie ciężkie charaktery. I ty chcesz postawić na swoim i on.
-          No dobrze, ale w tym przypadku ja nie widzę żadnej logiki. Ja naprawdę nie chcę stawiać na swoim, tylko do cholery o nim zapomnieć! Wiesz jak to cholernie boli, jak ten dupek wysyła ci coś takiego?! - Rzuciła Cherry Jo list, który napisał Bill.
-          Nie wiem, ale nie wiem też co napisał.
Mary Ann westchnęła ciężko, łapiąc w dłonie list i ze złością tłumacząc go na angielski, żeby Japonka zrozumiała. Czytając ponownie słowa, które jej napisał miała ochotę pojechać do Niemiec i skopać mu ten jego chudy tyłek. Niech on też sobie pocierpi trochę! Dlaczego zawsze ona ma mieć złamane serce?
-          Faktycznie dupek - odezwała się kiedy, Mary skończyła tłumaczyć. - Ale wydaje mi się, że on też cię dalej kocha. Mów sobie co chcesz, ale gdyby tak nie było, to po prostu dałby sobie z tobą spokój, a już na pewno nie namawiałby Nikoli, żeby wysłała ci jego list.
Blondynka słysząc te słowa zaniosła się głośnym, niemal histerycznym śmiechem, zaś po jej policzkach popłynęły nowe łzy. Czuła się tak, że najchętniej wdrapałaby się na najwyższy budynek w aśramie, poleżała plackiem na słońcu, tak, żeby się porządnie poparzyć, a na sam koniec skoczyłaby z dachu.
-          Sugerujesz, że napisał mi coś takiego, bo mnie kocha? - Spytała kiedy już trochę ochłonęła. - Tylko mnie mogą w taki sposób kochać faceci! Jeden chciał mnie zabić z miłości, a drugi tak mnie kocha, że ma zamiar wysłać mnie do zakładu psychiatrycznego! Super!
-          Mary Ann uspokój się - Cherry spojrzała na nią z niepokojem. - Jak tak dalej pójdzie, to albo okropnie utyjesz, albo naprawdę wylądujesz w zakładzie psychiatrycznym.
-          Ty to zawsze wiesz jak mnie pocieszyć. - Jej śmiech przypominał śmiech szaleńca. - Ładna ta piosenka, nie? Powinno być w niej tylko trochę złamanych serc i krwi... Może jeszcze kilka noży by się przydało... Pistolet też jest całkiem efektowny... Wiesz jak cholernie można się wystraszyć, kiedy twój były wymachuje przed twoim nosem pistoletem? A na dodatek jedzie lewym pasem? To było takie fajne! Ja chcę jeszcze raz! Może tym razem mnie zabije?
-          Mary Ann uspokój się! - Czarnowłosa złapała ją za ramiona i potrząsała przez moment. - Zachowujesz się tak jakbyś naćpała się opium.
-          A co mam zrobić? - Spytała żałośnie, obejmując swoimi ramionami kolana i szlochając głośno. - Co ja mogę? On mnie o coś obwinia, a ja nie mam pojęcia o co! Nie wspominając o tym co napisał... Też nie byłabyś szczęśliwa gdyby Iruka napisał ci, że sam nie wie czy chce cię widzieć, a z treści wynikałoby, że ma do ciebie żal... Na dodatek nie traktował cię poważnie, wtedy kiedy ty dałabyś się za niego pokroić!
-          Nie chcę mówić, że cię rozumiem, bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji jak ty, ale wiem jedno. Musisz z nim pogadać.
Mary Ann spojrzała zaskoczona na Japonkę. Ta tylko, wzruszyła ramionami i sięgnęła po swój telefon komórkowy. Z ustami zaciśniętymi w wąską linię podała jej przedmiot i złożyła dłonie na piersiach czekając aż blondynka zadzwoni do Billa. Nie mogła patrzeć na to jak Mary cierpi.
-          Nic z tego. Nie zadzwonię do tego dupka.
-          Przed chwilą mówiłaś, że nie chcesz wcale stawiać na swoim - przypomniała jej. - Zresztą przegrałaś zakład.
-          Niech ci będzie, ale idź najpierw skołować coś słodkiego. Tylko proszę o naprawdę duże ilości...
-          Może od razu przyniosę ci sake?
-          Nie chcę alkoholu. On wcale nie poprawia nastroju. Zresztą słodycze mają lepszy smak. Anyż jest be - skrzywiła się.
-          No dobrze... W takim razie zaraz wracam...
* * *
            Bill Kaulitz leżał na swoim łóżku z rękoma założonymi za głowę. Zastanawiał się czy list, który napisał do Mary Ann już do niej dotarł. Właściwie był prawie pewny, że dotarł. W końcu przesyłka pocztowa nie idzie więcej niż dwa-trzy dni, a od dnia kiedy Nikola z niechęcią wzięła od niego kopertę minęło całe pięć dni. Długo zastanawiał się nad treścią tej wiadomości. Nie chciał okazać Mary, że mimo wszystko nadal ją kocha, ale nie chciał być też w stosunku do niej wrogi. Choć wydawało mu się, że niechcący wyszło mu to drugie. Wolał jednak napisać coś takiego niż kolejny tkliwy list, w którym zdradziłby jak mocno dał się zranić. O nie! Nie pozwoli na to, żeby blondynka się z niego wyśmiewała i miała satysfakcję, że o ile nie wrobiła go w ojcostwo, to chociaż zrobiła z niego wrak człowieka. Bo czuł się okropnie. Starał się zapomnieć o Mary Ann i znienawidzić ją za to co się stało, ale to było dla niego zbyt trudne. Nie oznacza to jednak, że niemożliwe. Wierzył, że kiedyś mu się uda.
            Podniósł z podłogi swój telefon komórkowy, aby sprawdzić która godzina, akurat w momencie kiedy rozbrzmiała z niego cicha melodyjka. Widząc jakiś dziwny numer, zmarszczył brwi, ale odebrał. Miał tylko nadzieję, że to nie kolejne fanki, którym Tom dał do niego numer telefonu.
-          Słucham? - Zapytał znudzony.
-          Ohayo baka yaro*! - Usłyszał wesoły głos, niewątpliwie należący do Mary Ann. Po jego kręgosłupie przebiegł dreszcz, zaś żołądek ścisnął się w węzeł.
-          Przepraszam, ale nie mam czasu na rozmowę - starał się powiedzieć to najbardziej obojętnym tonem, na jaki było go aktualnie stać.
W słuchawce usłyszał jakieś przytłumione głosy, które wskazywały na to, że Mary Ann się z kimś kłóci. Tylko dlaczego w języku angielskim?
-          Cherry Jo mówi, że kłamiesz - odparła spokojnie. - Mówi też, że to niegrzecznie spławiać osobę, która jeszcze nie powiedziała po co dzwoni, a jedynie nazwała cię dupkiem.
-          W takim razie powiedz jej, że nie obchodzi mnie po co ta osoba dzwoni i dlaczego nazywa mnie dupkiem, a jeżeli będzie naprawdę chciała ze mną porozmawiać, to zrobi to bez niej.
W słuchawce ponownie usłyszał przytłumione głosy. Nie miał pojęcia kim jest ta cała Cherry Jo i dlaczego wtrąca się w ich sprawy. A co jeżeli obie uknuły ten cały spisek, w który miał się złapać? Gdyby nie znalazł wcześniej tych witamin, to mógłby się założyć, że teraz latałby jak głupi po sklepach i wybierał odpowiedni wózek i kołyskę, dla dziecka, które byłoby rzekomo jego.
-          Przekazałam - oznajmiła, obojętnym tonem. - Mówi, że ty naprawdę jesteś dupkiem.
-          Jeżeli chcecie wyładować swoją frustrację, to może zadzwonicie do kogoś innego? - Podsunął, czując, że ta rozmowa do niczego nie prowadzi. A jeżeli prowadzi to tylko i wyłącznie, do popsucia mu nastroju na kolejny miesiąc, albo i dłużej.
-          Posłuchaj, przegrałam zakład i tylko dlatego do ciebie dzwonię - Mary Ann straciła do niego cierpliwość. - Próbowałam jej wytłumaczyć, że to bezsensu, ale nie chciała mi wierzyć!
-          Miło, że jesteś szczera przynajmniej teraz - w jego głosie pobrzmiewała ironia. - Zadzwoniłaś do mnie, ja odebrałem, więc zadanie chyba wykonane?
-          Wydaje mi się, że tak.
-          Super. Mogę już zająć się własnymi sprawami, czy jeszcze chcesz mi coś powiedzieć? - W głębi ducha nie chciał, żeby Mary Ann odłożyła słuchawkę. Tęsknił za brzmieniem jej głosu. Za nią całą. A teraz, nawet jeżeli miał się z nią tylko kłócić i tak chciał kontynuować rozmowę. Wiedział, że będzie czuł się po niej jeszcze gorzej niż dotychczas, ale nie mógł już nic na to poradzić.
-          Czy ja ci czegokolwiek zabraniam? Bądź tylko tak uprzejmy i przekaż Nikoli, żeby cieszyła się życiem póki może.
-          Chętnie, ale wtedy Tom zabiłby mnie. Zresztą napisałem ci, że to ja namawiałem ją, żeby wysłała ci „Hilf mir fliegen”, więc to tylko i wyłącznie moja wina.
-          Powiedzmy, że mnie przekonałeś. A szkoda, bo do ciebie nie zbliżę się nawet z pięciometrowym kijem, więc zabójstwo odpada...
-          Mary? - Spytał z troską. Coś mu nie pasowało w jej zachowaniu. - Czy ty jesteś pijana, albo się naćpałaś? Powinnaś wiedzieć, że w twoim...
Nie dokończył słysząc w słuchawce niemal histeryczny śmiech blondynki.
-          Skąd! Cherry proponowała mi sake, ale nie lubię anyżu. Zresztą powinieneś to wiedzieć, bo kiedyś ci mówiłam...
-          Pewnie bym wiedział, gdyby mnie to obchodziło - burknął.
-          No patrz, a ja myślałam przez moment, że się martwisz o moje zdrowie...
-          Myliłaś się.
-          Trudno. Twoja troska i tak mi do niczego nie potrzebna. Wysłałeś mi już ten rachunek za nowego laptopa?
-          Za jakiego laptopa... - zastanawiał się na głos, kompletnie nie mogąc sobie przypomnieć o czym mówi blondynka.
-          Za tego, za którego miałam zapłacić.
-          Nie bądź dziecinna. Przecież nie wyślę ci rachunku za mojego laptopa...
-          Dlaczego nie? Ja dostałam od ciebie na pożegnanie „Hilf mir fliegen”, więc chcę się odwdzięczyć... Tak chyba wypada, nie? To będzie rekompensata za to, że musiałeś się ze mną tyle czasu męczyć. A na dodatek ten wstrętny tatuaż na wardze... Przyznaj się co ten twój kolega ci tam wytatuował...
-          Mówiłem ci. To twoje imię. Przecież byłaś przy tym. - Pogładził się po brodzie z czułością. Próbował kilkakrotnie pozbyć się tych kilku literek, żeby nie przypominały mu o Mary Ann, ale w końcu pogodził się z tym, że imię osoby, którą kocha ponad życie, mimo, że postąpiła w tak okrutny sposób, pozostanie z nim już na zawsze.
-          Byłam, ale nie chce mi się wierzyć, że to naprawdę moje imię. Po co ktoś, kto się mną tylko bawił miał sobie robić coś takiego?
Chciał wykrzyczeć jej, że zrobił sobie ten przeklęty tatuaż, bo ją naprawdę kocha i wtedy myślał, że będą ze sobą już zawsze szczęśliwi. Naiwne marzenia nastolatka o miłości do końca życia...
-          Na pamiątkę - odparł spokojnie. - Zresztą i tak nikt nie wie, że to twoje imię, a ja nie zamierzam się tym chwalić.
-          Zadziwiające jak łatwo idzie nam wymienianie zgryźliwości, nie? - Spytała wesoło. - Chciałabym tylko wiedzieć jeszcze czym sobie na nie zasłużyłam.
-          Mógłbym zapytać o to samo, tylko, że już mnie to nie obchodzi.
-          Jak rozumiem nie dowiem się co zrobiłam źle...
-          Po co mam ci mówić, skoro sama dobrze wiesz? Nie uważasz, że to bezsensu?
-          Masz rację. To co zrobiłam było okropne. Nie powinno mi coś takiego nawet przemknąć przez głowę, ale jak widać nie przemyślałam sobie wszystkiego do końca. Tylko jakim cudem się o tym dowiedziałeś? Przecież to miała być moja słodka tajemnica...
-          To nieistotne. W końcu i tak byłaś tylko zabawką, nie?
-          Tak masz rację... - Wydawało mu się, że słyszy jak Mary Ann szlocha. - To była obustronna zabawa. Żegnaj Bill. I jeszcze raz dziękuję za „Hilf mir fliegen”, bo to ładna piosenka. Naprawdę cieszę się, że wasi fani ją usłyszą.
W słuchawce zapanowała cisza. Odstawił telefon od swojego ucha i spojrzał na uśmiechnięta twarz Mary Ann, której zdjęcie miał na tapecie. Sam nie wiedział dlaczego je tam ustawił. Czyżby tak bardzo lubił się katować? A może tak naprawdę wcale nie chciał o niej zapomnieć?
Opadł na łóżko z ciężkim westchnięciem i wpatrzył się tępo w sufit. Było mu przykro, że Mary Ann zadzwoniła do niego tylko dlatego, że przegrała zakład z jakąś Cherry, ale z drugiej strony cieszył się, że mógł usłyszeć jej głos. Przymknął powieki, do których zaczynały napływać łzy, a kiedy to nie pomogło mrugnął nimi kilkakrotnie. A więc przyznała się. Powiedziała, że to co zrobiła było okropne. Tylko, że na dobrą sprawę Mary nie zdążyła jeszcze nic zrobić. Przecież się z nią nie przespał, więc nie mogła powiedzieć mu, że spodziewa się jego dziecka. A może chodziło jej o sam zamiar?
-          O! Nie śpisz już! - Usłyszał radosny głos Toma. Odwrócił głowę i spojrzał na uśmiechniętego bliźniaka, który posmutniał widząc jego minę. - Co się stało? - Spytał, wiedząc, że coś gnębi Billa.
-          Mary Ann dzwoniła.
-          Po co? - Uniósł pytająco brwi, siadając obok niego na łóżku.
-          Mówiła, że przegrała zakład z jakąś Cherry i musiała do mnie zadzwonić. Najpierw zwyzywała mnie od dupków, a potem przyznała się.
-          Do tego, że jest w ciąży i chciała cię wrobić w ojcostwo?
Bill pokręcił przecząco głową.
-          Nie powiedziała tego dokładnie, ale mówiła, że to co zrobiła było okropne i nie przemyślała sobie tego do końca. Zresztą to miała być jej słodka tajemnica...
-          Dziwka. - Wyrwało mu się, a widząc gniewne spojrzenie bliźniaka, dodał szybko: - Sorry, wiem, że reagujesz alergicznie jak ktoś mówi o niej źle... Ale spójrz prawdzie w oczy. Ona zachowała się jak rasowa dziwka... Chciała cię wykorzystać, bez mrugnięcia okiem.
-          Może się mylę, ale wydaje mi się, że ona coś do mnie czuje... Nie planowała tego z całkiem zimną krwią...
-          Dlaczego wciąż ją usprawiedliwiasz? Stało się jak się stało. Nie ma sensu do tego wracać. Znajdź nową pannę i bądź szczęśliwy.
-          Łatwo ci mówić... Wyobraź sobie, że to wszystko przytrafiło się tobie i Nikoli...
-          Nikola chyba nie zrobiłaby mi czegoś takiego... - przyłożył palec wskazujący do swojego podbródka. - A jeśli nawet, to nie chciałbym jej więcej widzieć.
Bill westchnął ciężko, żałując, że dla niego ta cała sytuacja nie jest taka prosta jak dla bliźniaka.
-          Nieważne. Kiedyś o niej zapomnę - powiedział z mocą. - A teraz idę do Davida obgadać nasze koncerty i przejrzeć jeszcze te piosenki, które napisałem w Paryżu...

____________
* Ohayo baka yaro - to po japońsku tyle co „cześć dupku”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz