niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 179



-          Co się stało? - Tom usiadł na fotelu.
-          Nic. Po prostu było już tak dobrze, a ona musiała wyjechać.
-          Ale wróci.
-          Nie byłbym tego taki pewny... - mruknął, bawiąc się swoją pieszczochą.
Dobrze wiedział, że być może Mary na zawsze zniknie z jego życia, choć miał nadzieję, że to nigdy nie nastąpi. Naprawdę ją kochał, ale pewnych rzeczy nie byłby w stanie szybko jej wybaczyć.
-          Bill? O czym ty mówisz?
-          Znalazłem w jej torebce jakieś tabletki dla kobiet w ciąży - odparł z nutką goryczy w głosie.
Tom wytrzeszczył oczy, wpatrując się w Billa, jakby właśnie wyrosły mu na głowie zielone czułki. W życiu nie przypuszczałby, że Mary Ann może być w ciąży!
-          To nie jest przypadkiem twoje dziecko? - Spytał podejrzliwie, choć nie przypominał sobie, aby brat wspominał mu o tym, że między nim a Mary doszło do czegoś więcej.
Czarnowłosy pokręcił przecząco głową.
-          Nie uprawialiśmy seksu, więc to wykluczone. To były jakieś witaminy, więc może bierze je z jakiegoś innego powodu - powiedział z nadzieją.
-          Nie pytałeś jej o nie?
Bill pokręcił kolejny raz głową, ale nic nie powiedział. Bo co miał wyznać bratu? Że bał się usłyszeć odpowiedź? Że wolał się domyślać niż poznać okrutną prawdę? Oczywiście Mary Ann wcale nie musiała być w ciąży, o co prosił w duchu wszystkich bogów i boginie jakich wymyślili ludzie kiedykolwiek w dziejach, ale mimo tego na samą myśl, że mógłby zadać Mary Ann takie pytanie jego ciało pokrywała gęsia skórka, a po plecach spływał zimny pot.
Młodszy Kaulitz podniósł się z sofy i skierował swoje kroki do kuchni. Wstawił wodę do elektrycznego czajnika, a z szafki wyciągnął opakowanie z płatkami hibiskusa. Wsypał kilka łyżeczek czerwonych kwiatów do dużego kubka i przysypał je cukrem.
-          Chcesz też? - Spytał Toma, który otwierał właśnie drzwi lodówki.
Nie czekając na odpowiedź brata, który szukał czegoś zdatnego do zjedzenia wyciągnął z szafki drugi kubek i wsypał do niego kilka łyżeczek płatków hibiskusa. Kiedy woda się zagotowała zalał zawartość obu naczyń i przykrył małymi talerzykami.
-          Nie martw się Mary Ann. Skoro sama ci nic nie powiedziała, to pewnie nie jest w ciąży. Nie sądzę, żeby zataiła przed tobą coś takiego.
-          Może i masz rację - westchnął siadając na krześle. - A przynajmniej mam taką cholerną nadzieję.
Odłożył na bok talerzyk, który przez kilka minut służył za wieczko kubka i upił kilka łyków herbaty. Syknął z bólu, kiedy warga zaczęła go piec po zetknięciu z gorącym napojem.
-          Co ci się stało?
-          Nic, to tylko ten cholerny tatuaż.
-          Jaki tatuaż? - na twarzy Toma było wymalowane zdumienie.
Bill odgiął wargę ukazując bratu kilka japońskich znaczków. Dreadowłosy podszedł do niego i z uwagą obejrzał wzór, kiwając z aprobatą głową.
-          Co oznacza?
-          Mary Ann. Ona też wytatuowała sobie moje imię - powiedział z dumą.
-          Nie sądzisz, że to za wcześnie na takie tatuaże?
-          Nie wiem. - Wzruszył obojętnie ramionami. - Chciałem to zrobić, bo ją kocham.
-          A co jak ci przejdzie miłość do Mary? - Widząc mordercze spojrzenie bliźniaka, dodał szybko: - Nie mówię, że teraz, ale może za parę lat...
-          Równie dobrze, za te parę lat mogę już nie żyć. Jak mi przejdzie miłość do niej, w co wątpię, to wtedy będę się zastanawiał.
-          Wiedziałem, że czasami jesteś lekkomyślny, ale nie sądziłem, że aż tak.
Tom usiadł naprzeciwko bliźniaka i zaczął pałaszować kanapki, które przed chwilą sobie przygotował. Nie mógł wprost uwierzyć w to, że jego brat wytatuował sobie imię dziewczyny, po zaledwie kilkudziesięciu dniach chodzenia ze sobą! Oczywiście pomijając te kilka miesięcy, kiedy młodszy Kaulitz chodził jak ostatnie nieszczęście, gdy przyłapał go podczas pocałunku z Mary Ann albo nie mógł się z nią w żaden sposób dogadać. Sam nie wiedział dlaczego wtedy ją pocałował. Właściwie nigdy nic do niej nie czuł, a na początku szczerze nie lubił. Dopiero po rozmowie w ich garderobie nabrał do niej odrobinę sympatii. Nie można jednak powiedzieć, że blondynka stała się jego przyjaciółką. Była po prostu dobrą znajomą, a przede wszystkim dziewczyną jego brata.
Usłyszeli ciche kroki na korytarzu, a zaraz potem w drzwiach kuchni pojawiła się ich mama razem z Gordonem. Skinęli głową mężczyźnie, zaś na policzkach Simone Trümper złożyli całusy.
-          A o nas zapomnieliście? - Gordon spojrzał z rozczarowaniem na pusty talerz po kanapkach.
-          Myśleliśmy, że jeszcze trochę pośpicie. - Bill wzruszył ramionami. - Dziewczyny dziękują wam za nocleg i żałują, że nie mogły się z wami osobiście pożegnać.
-          To miłe z ich strony. - Usta Simone wygięły się w uśmiechu. - Gordon, kochany zrobisz jajecznicę i tosty? - poprosiła przymilnie, cmokając męża w policzek.
Mężczyzna skinął niechętnie głową, zaś kobieta rozsiadła się wygodnie na jednym z krzeseł. Wbiła swój bystry wzrok w młodszego syna i czekała aż sam powie jej o tatuażu, a była wręcz pewna, że wytatuował sobie taki sam wzór jak ma Mary Ann, albo podobny. Ten jednak spuścił wzrok, wpatrując się w blat stołu, jakby nagle zobaczył na nim coś niezwykle fascynującego.
-          Odegnij wargę - poleciła Billowi, czując, że nigdy nie doczeka się aż sam pokaże jej nowy tatuaż.
-          A muszę? - Spytał cicho, patrząc na nią wystraszonym wzrokiem.
Kiedy kobieta kiwnęła twierdząco głową, przymknął powieki, po czym powoli odgiął dolną wargę, przygotowując się na najgorsze. Simone w milczeniu wpatrywała się w jego usta. Próbował wyczytać cokolwiek z twarzy rodzicielki, ale ta była nieprzenikniona.
-          Mary Ann ma mniejszy - stwierdziła po chwili.
-          Bo moje imię jest krótsze - powiedział, ale zaraz zatkał sobie usta dłonią, uświadamiając sobie jaką właśnie popełnił gafę.
-          Czyli wytatuowaliście sobie swoje imiona? Mogłam się tego po tobie spodziewać - westchnęła ciężko. - Romantyk do bólu. Jak twój ojciec.
-          To nie był mój pomysł - wyjaśnił. - Mary chciała sobie coś wytatuować, a jak powiedziała mi, że to moje imię, chciałem mieć jej - mówił szybko, żywo przy tym gestykulując. - Jesteś bardzo zła?
-          Nie. - Odparła zmęczonym głosem. - To twoje ciało. Proszę cię tylko o jedno. Nie wytatuuj się cały, tak jak niektórzy rockmani.
-          Dobrze mamo.
* * *
            Po kilkudziesięciu godzinach jazdy autokarem oczom Mary Ann i Nikoli ukazały się przedmieścia Zielonej Góry. Blondynka uśmiechnęła się wesoło, uradowana tym, że ich podróż dobiega końca. Jeszcze kilkadziesiąt minut i będzie w domu. Przeciągnęła się leniwie, po czym wyciągnęła z torebki telefon komórkowy, aby zadzwonić do rodziców i poinformować ich, że już dojechały do Zielonej Góry.
-          Mama mówi, że zaraz po nas wyjedzie - odezwała się do Nikoli, chowając komórkę z powrotem do torebki. - Czyli poczekamy sobie z pół godziny.
Brunetka skinęła głową, wpatrując się w budynki, które mijał autokar. Zastanawiała się co teraz robi Tom. Nawet gdyby została w Magdeburgu to i tak wieczorem musieliby się pożegnać, bo Dreadowłosy wyjeżdża do Wiednia. Zastanawiała się jak będzie wyglądał ich związek po tej rozłące. Wiedziała, że Tom ją kocha, ale nie była do końca pewna czy to jest takie silne uczucie jak o tym zapewniał. A co ważniejsze czy wytrzymają odległość jaka będzie ich niejednokrotnie dzieliła.
-          Mary? - zwróciła się do przyjaciółki, a kiedy ta spojrzała w jej stronę, ciągnęła: - Da się jakoś załatwić u ciebie w szkole, żebym mogła chodzić z tobą na lekcje?
-          Nie mam pojęcia - odparła szczerze. - Jutro pójdziemy do dyrektorki, to ją poproszę.
-          I myślisz, że się zgodzi?
-          Mam nadzieję, że tak.
Mary Ann naprawdę chciała, aby Nikola towarzyszyła jej podczas lekcji. Wtedy z pewnością będzie łatwiej znieść wszystkie zaczepki ludzi. Nie chciała do tego wracać, ale nie miała wyboru. Nie chodząc do szkoły, z pewnością nie ukończyłaby pierwszej klasy liceum, a to była ostatnia rzecz jakiej pragnęła. Najchętniej jednak przepisałaby się do jakiegoś innego liceum, gdzie nikt nie słyszał o Tokio Hotel. Niestety doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie znajdzie takowego w Polsce. Twarz jej ukochanego z pewnością widziała, choćby przez krótką chwilę, znaczna większość mieszkańców kraju.
            Autokar zatrzymał się na dużym parkingu, dworca autobusowego w Zielonej Górze. Mary Ann odetchnęła z ulgą. Miała już serdecznie dość jazdy, która samochodem potrwałaby znacznie krócej, a już z pewnością przyjemniej. Niestety jej rodzice nie mogli przyjechać po nią do Niemiec. Inna sprawa, że byli święcie przekonani, iż ich córka przebywała przez te dni we Francji. A ona nie zamierzała wyprowadzać ich z błędu.
            Wyciągnęły swoje walizki z luku bagażowego i obie skierowały się w miejsce, gdzie pani Rose miała na nie czekać. Tak jak się tego spodziewała Mary Ann, jej matki jeszcze nie było. Była już do tego przyzwyczajona, że rodzice zawsze się spóźniają, więc usiadła na walizce i cierpliwie czekała. Niby nie miała daleko do domu z dworca PKS, ale nie uśmiechało jej się jechać autobusem z wielką walizą.
            Po piętnastu minutach ujrzały samochód pani Rose wjeżdżający na parking. Z uśmiechami na ustach, pociągnęły walizki za plastikowe rączki i skierowały się w stronę auta.
-          Tylko nie wygadaj się, że byłyśmy przez te kilka dni w Niemczech - Mary przestrzegła przyjaciółkę, wiedząc, że miałaby problemy, gdyby to małe kłamstewko wyszło na jaw. Zresztą nie tylko ona, ale i David z chłopakami. A pewne było to, że rodzice już nigdy więcej nie puściliby jej za granicę samą.
-          Pewnie, ale jak wytłumaczymy, że przyjechałyśmy autokarem?
-          Powiemy, że nie było żadnego samolotu na dzisiaj z Paryża. Albo był do Gdańska - wzruszyła ramionami, mając nadzieję, że mama przyjmie takie wyjaśnienie za logiczne.
Podeszły do samochodu, z którego akurat wysiadała pani Rose. Mary Ann pocałowała ją w policzek na przywitanie, po czym podeszła do bagażnika, aby umieścić w nim walizki.
-          I jak było? - spytała mama Mary, kiedy wsiadły do auta.
-          Świetnie! - Mary Ann wykrzyknęła z entuzjazmem. - Francja jest cudowna!
Przez całą drogę opowiadała mamie o swoim pobycie w Paryżu. Mówiła o tym jak spotkała Neyzdta, jak musiała przejść kilka uliczek na boso, bo pasek w jej japonkach się urwał, o tym jak piękna jest wieża Eiffla wieczorem i wielu innych wspaniałych momentach. Oczywiście pominęła w relacji swój wyjazd do Deauville na motorze pożyczonym od Marcina, swoje nocne wyjścia i to co się działo między nią a Billem. Matka zdecydowanie nie musiała wiedzieć wszystkiego. Nikola co jakiś czas dopowiadała coś, ale raczej nie mówiła zbyt wiele.
Na ustach Mary Ann pojawił się wielki uśmiech, kiedy samochód zatrzymał się przed żółtym ogrodzeniem. Mimo wszystko stęskniła się już za swoim domem, choć gdyby tylko mogła przyjechałaby tu jeszcze za kilkadziesiąt dni.
Nastolatki w asyście pani Rose weszły do budynku i udały się po schodkach na pierwsze piętro. Słysząc ciche szczekanie, Mary spojrzała pytająco na matkę, jednak ta tylko wzruszyła ramionami. Jej mąż zwariował na punkcie południowej Azji, więc ona postanowiła, że kupi sobie psa. Zresztą zawsze lubiła zwierzęta. No może oprócz myszy i szczurów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz