niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 186



            Tom chciał do niego podbiec, wyrwać mu ostry przedmiot z dłoni, zadzwonić na pogotowie, żeby ewentualnie zszyli mu prawą dłoń, z której kapała krew, na zimne, szaro-białe kafelki. Nie był w stanie się jednak poruszyć, bojąc się, że jego brat popełni głupstwo i zaraz podetnie sobie także żyły w lewym nadgarstku.
-          Bill - zaczął łagodnie, drżącym z przerażenia głosem - odłóż to.
Czarnowłosy uniósł głowę w górę, ale nie wypuścił z dłoni kawałka szkła. Tom pod wpływem spojrzenia bliźniaka przeląkł się jeszcze bardziej. Już dawno nie widział w jego tęczówkach tyle bólu i cierpienia. Czarne smugi zdobiły jego przeraźliwie blade policzki, dodając mu jeszcze bardziej żałosnego wyglądu, zaś włosy sterczały, rozczochrane na wszystkie strony. W tej chwili sam Freddy Krüger, by się przestraszył. Tom jednak nie zamierzał pozwolić bratu na popełnienie jakiegoś głupstwa.
-          Bill, odłóż ten kawałek szkła - poprosił ponownie.
Tak jak poprzednio Czarnowłosy nie odłożył ostrego przedmiotu, tylko nadal się nim bawił. W oczach pojawił mu się obłęd, kiedy patrzył jak krew skapuje z jego prawej dłoni na podłogę.
-          Bill, zabicie się, to naprawdę nie jest wyjście. Może powinieneś porozmawiać z M...
-          Nie wymawiaj przy mnie jej imienia! - wrzasnął, podwijając nogi pod brodę i obejmując je kurczowo. Wyglądał tak jakby miał się za moment rozpłakać, ale Tom wiedział, że bliźniak nie płakał przed jego przybyciem i nie będzie płakał teraz. Choć może wtedy by mu ulżyło?
-          Dobrze - zgodził się. - Przepraszam. A teraz daj mi szkło i chodź ze mną. Trzeba ci zszyć nadgarstek...
-          Nic mi nie jest - zapewnił szeptem. - Nie podciąłem sobie żył. Nawet ona nie jest tego warta.
Dreadowłosy poczuł jak przysłowiowy kamień, który przygniótł jego serce, nagle się kruszy.
-          Masz rację, nie jest tego warta... - powtórzył. - A teraz chodź ze mną. Trzeba to opatrzyć.
Wyciągnął dłoń do Billa. Po chwili wahania chłopak odrzucił kawałek szkła i złapał brata za rękę. Nie protestował kiedy Tom poprowadził go do swojego pokoju, w którym nadal siedziała ich mama. Kobieta widząc Billa w takim stanie, złapała się za głowę i zaczęła głęboko oddychać, tak jakby mówiła sobie: „Nie panikuj! Nie teraz! Teraz musisz pomóc Billowi”.
Dreadowłosy posadził bliźniaka na swoim łóżku i przyniósł z łazienki apteczkę, którą wręczył rodzicielce.
-          Coś ty sobie zrobił? - Spytała łagodnie, wyciągając z pudełka buteleczkę z wodą utlenioną. - Trochę zapiecze - uprzedziła.
-          Nic. - Bill wzruszył obojętnie ramionami. - Roztrzaskałem lustro i półkę.
Kobieta westchnęła ciężko, ale nic nie powiedziała. Nie miała nawet siły na niego krzyczeć. Cieszyła się, że jej synowi nie stała się krzywda. Pomijając oczywiście sprawę z Mary Ann.
Kiedy przemywała mu rany wodą utlenioną, Czarnowłosy nawet nie drgnął. Siedział, tak jakby został sparaliżowany, wpatrując się w jeden punkt. Nic nie wskazywało na to, że w jego wnętrzu aż kipi ze złości, żalu, rozczarowania, bólu i tęsknoty. Chciał, żeby to wszystko okazało się koszmarem, ale wiedział, że to ponura rzeczywistość. Mary Ann była w ciąży z jakimś innym chłopakiem. Nie wspomniała mu o tym nawet słówka. A co jeżeli chciała zaciągnąć go do łóżka i wmówić mu, że to jego dziecko?
Na samą myśl o tym zlał go zimny pot, zaś twarz stała się jeszcze bledsza.
-          Tom idź po Gordona - zarządziła Simone. - Trzeba jechać do szpitala.
Bała się, że w ciele Billa mogą tkwić jakieś odłamki szkła, a ponadto jedna z ran wydawała się dość głęboka.
* * *
            Nikola siedziała na drewnianym krześle, ustawionym na tarasie. Popijała letnią już kawę rozkoszując się popołudniowymi promykami słońca. Mary Ann siedziała w swoim pokoju ucząc się chemii, aby zaliczyć w poniedziałek ostatni, zaległy sprawdzian, który jej pozostał, zaś ona nie chciała przeszkadzać przyjaciółce. Podczas tych kilku dni pobytu w Polsce odpoczęła psychicznie od tego co się wydarzyło w Niemczech. Nie myślała już tak często o tym, że jej matka jest w ciąży ze swoim szefem, zaś rodzice już nigdy nie będą razem. Oswoiła się z tą myślą. Nie przeszkadzały jej nawet zaczepki ludzi ze szkoły Mary Ann którym temat Tokio Hotel był choć odrobinę znany. Nie trudno było się natknąć na ich zdjęcia w Internecie. Nikola i tak miała znacznie lepiej niż Mary, gdyż nie było tam żadnej fotografii, na której choćby obejmowała się z Tomem, czy trzymaliby się za ręce. Ponadto Dreadowłosy nie budził tak wielkich kontrowersji jak Bill. Podziwiała Mary Ann za to, że wszystkie wredne teksty traktowała jedynie wzruszeniem ramion. Wiedziała, że ranią one przyjaciółkę, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę, że nie można nic poradzić na ludzką głupotę. Dziwiło ją jedynie to jak przez te miesiące, kiedy blondynka poznała Tokio Hotel i zakochała się w Billu, jej charakter uległ zmianie. Kiedyś z pewnością powiedziałaby tym ludziom kilka przykrych słów, ale teraz wydawała się ich nie słyszeć.
            Uśmiechnęła się lekko do Mary Ann, która właśnie zajmowała miejsce naprzeciwko niej.
-          Nauczyłaś się już? - spytała.
-          Jeszcze mam problem z kilkoma zadaniami, ale przejrzę je później. Teraz nie mam do tego głowy.
-          Co się stało?
-          Piotrek znowu dzwonił. Chyba z osiem razy. - Westchnęła ciężko. - Mam już tego serdecznie dość.
-          Może powinnaś się z nim spotkać i wyjaśnić to w cztery oczy? - Podrzuciła.
-          Pewnie masz rację. Mniejsza z tym - machnęła ręką niedbale. Nikola widziała jednak, że jeszcze coś gnębi przyjaciółkę.
-          Bill jeszcze nie dzwonił? - Spytała po chwili ciszy.
Mary Ann potaknęła głową, wbijając wzrok w jakiś bliżej nieokreślony punkt na drewnianym stole.
-          Nie dał znaku życia. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale ciągle włącza się automatyczna sekretarka.
-          Może pokłóciliście się o coś ostatnio? - zasugerowała nieśmiało.
-          Miał żal, że nie zadzwoniłam do niego jako pierwszego po Cometach, ale przecież nie mógł się o to pogniewać. Nie wiem dlaczego się do mnie nie odzywa - powiedziała smutno.
Mary Ann nie wierzyła w to, żeby nie znalazł nawet chwili czasu na zadzwonienie do niej i powiedzenie kilku słów. Tym bardziej, że wczorajszego dnia jechali do Holandii na koncert. W tym czasie Bill z pewnością nie miał zbyt wielu zajęć. Kolejną opcją, którą odrzuciła, było to, że jego komórka się rozładowała.
            Nikola spojrzała na przyjaciółkę ze smutkiem. Słyszała od Toma, że musieli jechać z Czarnowłosym do szpitala w piątek, aby wyciągnąć z jego ręki kilka odłamków szkła. Podobno kiedy się malował nacisnął zbyt mocno na półkę, w rezultacie czego spadła i się roztrzaskała. Nie było to nic poważnego, dlatego nie informowała o tym przyjaciółki. Wolała, aby Bill zrobił to osobiście. Dreadowłosy wspominał też coś, że młodszy Kaulitz jest „nie w humorze”, ale nie słuchała go za bardzo. Wolała skoncentrować się na wymienianiu z ukochanym czułych słówek. Nawet nie przypuszczała, że będzie jej go tak brakowało. Chciałaby wrócić już do domu, do Niemiec, i mocno się do niego przytulić. Inna sprawa, że aktualnie przebywał wraz z zespołem w Holandii.
* * *
            Autokar z przyciemnianymi szybami mknął jedną z holenderskich dróg, prosto do Hessisch Lichtenau w Niemczech, wioząc czterech muzyków i ich menagera, który wesoło rozmawiał o czymś z kierowcą. Najwyraźniej wszystko było dopięte na ostatni guzik, dzięki czemu nie musiał teraz wykonywać tysięcy telefonów do różnych ludzi i przeżywać niepotrzebnych stresów. Gustav żartował z Georgiem, zaś Tom siedział z uśmiechem na ustach czekając na smsa od Nikoli. Czarnowłosy wyraźnie się od nich odcinał. Siedział z podkurczonymi nogami na jednym z foteli i wpatrywał się bezwiednie w mijane krajobrazy. Promienie południowego słońca wydobywały z trawy, krzewów i drzew rosnących przy drodze jeszcze bardziej intensywną zieleń, zaś na tle czystego, błękitnego nieba przelatywały co rusz ptaki. Pogoda niewątpliwie sprzyjała żartom i wygłupom, jednak on nie miał na nie kompletnie nastroju.
            Wczorajszego wieczoru dali dość dobry koncert w Amsterdamie, pomijając akcję antyfanów. Oczywiście im nie zrobili nic złego, gdyż pięciu ochroniarzy czuwało nad ich bezpieczeństwem, ale i tak było mu przykro, że obrzucali ich autokar jajkami i kamieniami. Rozumiał, że nie każdy musi lubić jego, Tokio Hotel czy muzykę, którą tworzą, ale nie rozumiał dlaczego takie osoby nie potrafią przejść obojętnie koło jego zespołu. Po co urządzają takie chore akcje? Przecież on robi tylko to co kocha! Nie każe ludziom, aby słuchali piosenek Tokio Hotel, czy mówili mu jaki to on  jest kul i trendy! Jeżeli jemu nie podobał się jakiś zespół, to nie mówił o tym otwarcie, ani nie rzucał w ich stronę kamieniami czy jajkami. Po prostu przechodził obojętnie wokół nich; nie absorbował swojego umysłu kimś kogo nie lubił.
            Od zbyt długiego siedzenia w jednej pozycji ścierpła mu noga, ale nie miał ochoty się poprawić. Billowi było wszystko jedno czy jego ciało również odczuwa ból. Skoro umysł i serce cierpi, dlaczego organizm ma mieć względy? Czuł się tak podle, że jeszcze jedna niedogodność nie robiła mu najmniejszej różnicy. Na wczorajszym koncercie starał się wyglądać, tak jakby nic się nie stało; jakby był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, ale nie był na tyle dobrym aktorem, aby oszukać Toma, Gustava, Georga, Davida, Sakiego i Juttę - ich kucharkę. Przyjaciele ciągle pytali go czy wszystko jest w porządku, a on z udawanym uśmiechem kiwał głową. W głębi duszy chciało mu się jednak wyć z rozpaczy. Nie dość, że okazało się, iż Mary Ann jest w ciąży z jakimś chłopakiem, to jeszcze antyfani postawili wielką czerwoną krechę, na jego liście życiowych porażek i rozczarowań. Powinien cieszyć się, że ma wiele tysięcy fanek, które kochają jego i Tokio Hotel, ale nie potrafił. Tak samo jak nie potrafił obrócić tej całej sytuacji w żart, tak jak zrobił to Tom, Gustav i Georg. Może gdyby nie ta sprawa z Mary Ann on też śmiałby się z tego wszystkiego?
            Zerwał się z miejsca, i szybkim krokiem przeszedł przez autokar. Prosto do kierowcy i managera.
-          Hans, zatrzymaj się - poprosił szeptem.
David spojrzał na niego bacznie, zerknął na zegarek, po czym odparł:
-          Nie mamy czasu na postój.
-          Ale ja muszę wyjść z tego pudła! - Uniósł się. Nie chciał krzyczeć na menagera, ale chęć zaczerpnięcia świeżego powietrza była o wiele większa.
-          Bill nie możemy się zatrzymać, bo spóźnimy się na wasz koncert - wyjaśnił cierpliwie.
-          Nie obchodzi mnie to! Hans zatrzymaj się... - dodał niemal błagalnie.
Mężczyzna spojrzał pytająco na Josta, a kiedy ten skinął głową, na znak zgody, zjechał autokarem na pobocze. Włączył światła awaryjne i otworzył drzwiczki. Bill rzucił mu wdzięczne spojrzenie, po czym nie zważając na słowa menagera, że za pięć minut jadą w dalszą drogę, wybiegł na zewnątrz. Wziął głęboki wdech, czując jak ciepłe, wiosenne powietrze dostaje się do jego płuc. Tak bardzo chciałby, żeby Mary Ann wyszła zza wielkiego dębu, stojącego naprzeciwko niego i wykrzyknęła, że go wszyscy wkręcili. Niestety nic takiego nie nastąpiło.
Bill zacisnął usta w wąską linię, i ruszył przed siebie. Biegł w zupełnie nie znanym mu kierunku. Słyszał nawoływania bliźniaka i Josta, ale nie miał ochoty się zatrzymać. Dopiero kiedy dobiegł do pola porośniętego czerwonymi makami, które wyglądały jak wielka kałuża krwi, postanowił nieco rozładować negatywną energię, która się w nim zgromadziła. Wyobrażając sobie, że niewinne kwiaty są tym, który zrobił jej ukochanej dziecko, zaczął kopać z całych sił maki, rozkoszując się ich śmiercią; tym jak martwe upadają z dala od swoich sąsiadów.
Gdy poczuł, jak opuszczają go siły, a kawałek pola wokół niego został pozbawiony kwiatów opadł bezładnie na ziemię nagrzaną słońcem i wpatrzył się w błękitne niebo.
Oddychał ciężko starając się nie myśleć o niczym. Uspokoić się. Nie był jednak w stanie tego zrobić. Tym bardziej, że barwa nieba przypominała mu kolor tęczówek Mary Ann; tęczówek, które kochał ponad wszystko inne.
-          Dlaczego mnie okłamałaś? Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Spytał z wyrzutem.
Przez moment nasłuchiwał, tak jakby nieboskłon zaraz miał mu udzielić odpowiedzi w imieniu Mary Ann. „Może faktycznie powinienem do niej zadzwonić i to wyjaśnić?” - pomyślał Bill, ale zaraz zacisnął dłonie w pięści, wbijając boleśnie paznokcie w skórę. Nie będzie do niej dzwonił! Przecież ma czarno na białym, że jego ukochana go oszukała, w możliwie najokrutniejszy sposób.
-          Bill? - usłyszał gdzieś ponad swoją głową głos bliźniaka. - Musimy już jechać.
-          Nie chcę. - Odparł cicho, leżąc bez ruchu na ciepłej ziemi.
Tom kucnął obok niego, zerwał jeden mak i przez chwilę przyglądał mu się uważnie. Wiedział, że jego brat czuje się okropnie, bo on też w jakiś niewyjaśniony sposób odczuwał przygnębienie, choć nie miał ku temu wyraźnego powodu.
-          A jest coś co byś chciał? - Spytał łagodnie.
-          Żeby to gówno, w którym tkwię okazało się tylko sennym koszmarem.
-          Bill, nie możesz rezygnować ze wszystkiego tylko dlatego, że Ma...
-          Mówiłem ci, żebyś nie wypowiadał jej imienia przy mnie! - Wrzasnął, podnosząc się z ziemi. - Najlepiej w ogóle o niej nie mów!
-          Przepraszam, ja tylko chciałem powiedzieć, że nie ma sensu niszczyć tego wszystkiego co osiągnęliśmy, bo ona...
-          Nie kończ. - Warknął. - Ciekawe jakbyś śpiewał gdyby to Nikola była w ciąży z jakimś gnojkiem.
Dreadowłosy spuścił głowę, obracając w dłoniach mak.
-          Wiem, że czujesz się podle, ale spróbuj o tym nie myśleć. Zamartwianie się, nie cofnie czasu.
-          Masz rację - zgodził się. - Tylko nie mogę zrozumieć jak mogła mówić z takim przekonaniem, że mnie kocha i jeszcze nikomu nie pozwoliła na tak wiele - powiedział ze złością. - I dlaczego do cholery wytatuowała sobie moje imię.
-          Może cię kocha, ale wdała się w jakiś nieudany romans? - Podrzucił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz