niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 185



            Tom słysząc pukanie do drzwi swojego pokoju hotelowego, wymruczał coś niezrozumiałego, po czym przewrócił się na drugi bok, mając nadzieję, że nieproszony gość da sobie spokój. Tak się jednak nie stało. Pukanie przerodziło się w głośny, natarczywy łomot. Dreadowłosy dochodząc do wniosku, że osoba, która stoi na progu, nie podda się tak łatwo, zwlekł się z materacu, i przecierając wierzchem dłoni oczy podszedł do drzwi. Otworzył je na oścież i wrócił do łóżka, zagrzebując się w białej pościeli. Nie interesowało go to, czy do jego pokoju wtargnie fanka-fanatyczka, seryjny morderca czy choćby złodziej. W tej chwili jedyne czego chciał, to ponownie pogrążyć się w krainie marzeń sennych.
-          Tom! Nie wygłupiaj się! - Do jego uszu, jak przez mgłę doszedł głos matki.
-          Nie idę dzisiaj na wywiad ani na sesję - mruknął, przykrywając poduszką głowę.
-          Tom! Wstawaj! - Rozpoznał głos Billa. - Mama chce z nami o czymś porozmawiać!
Czarnowłosy widząc, że bliźniak nie wykazuje żadnego zainteresowania jego słowami, chwycił białą kołdrę i próbował wyszarpnąć ją z mocnego uścisku Toma. Nie miał pojęcia o czym matka chce z nimi rozmawiać, ale czuł, że to nie będzie nic dobrego. Gdyby to była jakaś dobra wiadomość, nie miałaby takiego poważnego, wręcz surowego wyrazu twarzy.
-          Dobrze! Już dobrze! - Tom otworzył oczy i z miną świadczącą o tym, że jest w złym humorze, usiadł na łóżku. - Już wstaję, ale zostaw mi kołdrę!
-          Nie ma sprawy braciszku.
Bill usiadł na materacu łóżka bliźniaka, po czym oboje spojrzeli wyczekująco na matkę. Simone Trümper poprawiła nerwowo swoje kasztanowe włosy, sięgające ramion, po czym podała synom brązową kopertę.
-          Czekam na wyjaśnienia. - Skrzyżowała ręce na piersi i wbiła w nich wzrok.
Bill wyciągnął z papierowej torebki trzy zdjęcia i obejrzał je dokładnie. Wśród czerni, która zdominowała fotografie wyraźnie wyróżniał się kształt, będący płodem. Czarnowłosy otworzył usta, tak jakby chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Czuł jak odpływa mu z twarzy krew, a przed oczami pojawiają się mroczki. Zamrugał powiekami, aby odegnać czarne plamy, po czym wpatrzył się z przerażeniem w zdjęcia. Wiedział już co one oznaczają. Nie miał pojęcia czy jest bardziej wściekły czy rozgoryczony. Jak Mary Ann mogła zataić przed nim fakt, że jest w ciąży?! Owszem, wcześniej się domyślał, że tak może być, ale miał nadzieję, że się myli; że tamte witaminy dla ciężarnych kobiet były przeznaczone dla kogoś innego, albo brała je ot tak sobie. Teraz jednak trzymał w dłoniach dokument, że jego ukochana spodziewa się dziecka kogoś innego.
-          Skąd to masz? - Tom zwrócił się szeptem do matki. Wiedział, że zdjęcia nie mogą należeć do Simone Trümper, ani do Nikoli. Pozostawała tylko jedna opcja.
-          Gordon znalazł w salonie - odparła chłodno. - Myślał, że należą do mnie.
Jej słowa zawisły w pokoju Dreadowłosego niczym gęste chmury, z których niewiadomo było kiedy zacznie padać rzęsisty deszcz. Tom poklepał pocieszająco Billa po plecach. Ten tylko spojrzał na niego smutnym wzrokiem i zacisnął mocno dłonie w pięści, zaś jego broda zaczęła niebezpiecznie drżeć. Czarnowłosemu zbierało się na płacz, ale obiecał sobie, że z jego oczu nie wypłynie nawet jedna, najmniejsza łezka. Nie zmienia to faktu, że czuł się tak jakby dostał właśnie obuchem w głowę. A może jakby ktoś przeprowadzał na nim operację bez znieczulenia?
-          Mamo... - odezwał się słabym głosem. - To...
-          Słucham Bill - Simone wbiła w niego swoje bystre oczy, chcąc dowiedzieć się w końcu o co chodzi z tymi zdjęciami. Widząc jednak, że jej młodszy syn jest blady niczym ściana wiedziała już czego może się spodziewać.
-          To nie... - W gardle Billa wyrosła wielka gula. - To nie... tak. Ja...
-          Mamo, Bill chce powiedzieć, że to nie jest jego dziecko - Tom wpadł mu w słowo. - Moje też nie.
-          W takim razie czyje?
-          Nikola... Potrzebne jej były na biologię, do albumu, więc je ściągnęliśmy z Billem z Internetu i wydrukowaliśmy...
-          Tom rozumiem, że chcesz bronić Billa, ale to poważna sprawa - odezwała się łagodnie.
-          Ja... Wiem... - Spuścił głowę. - Przepraszam.
-          Mamo, Tom nie kłamie - głos Billa był spokojny. Za spokojny. - To nie jest moje dziecko.
-          W takim razie czyje? - zapytała cicho, chcąc jak najszybciej wyjaśnić tę sprawę.
-          Ja... Nie wiem, ale wydaje mi się, że... Mary Ann. Znalazłem u niej w torebce witaminy dla kobiet w ciąży, a teraz... To. - Pomachał trzema zdjęciami, które nadal trzymał w dłoniach.
-          Nie rozmawiałeś z nią o tym? - Simone spytała wyraźnie zdziwiona.
Bill pokiwał przecząco głową, po czym wstał z łóżka i opuścił pokój Toma, zostawiając matkę samą z bliźniakiem. Wszedł do łazienki, w swoim apartamencie i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Rozczochrane czarne włosy, z kilkoma złotymi pasemkami jeszcze bardziej podkreślały biel jego cery. Odkręcił kurek i ochlapał twarz zimną wodą. Tak jakby chciał zmyć to czego przed momentem się dowiedział. Jakiś głosik w jego głowie podszeptywał, żeby zadzwonił do Mary Ann i wyjaśnił z nią wszystko, ale on wiedział, że nie zniósłby gdyby blondynka twierdziła, że nie jest w ciąży. Przecież ma dowód! Widział na własne oczy te cholerne zdjęcia!
* * *
            Mary Ann siedziała po turecku na środku podłogi, w swoim pokoju. Przesuwała wzrok z telefonu komórkowego, na wazoniki z pięknymi bukietami, które przysłał jej Bill. Wpatrzyła się tępym wzrokiem w pęk niebieskich róż, które miały włożone, pomiędzy swoje delikatne płatki drobne, błyszczące kryształy. „Jeszcze tylko czternaście dni” - pomyślała smutno. Chciałaby, żeby te dwa tygodnie już minęły, i żeby nareszcie mogła jechać do Niemiec. Mimo rozmów telefonicznych z Billem, strasznie za nim tęskniła. Chciała znów zatopić się w jego ramionach i spojrzeć w jego ciepłe, orzechowe oczy. Nawet wpatrywanie się w ich wspólne zdjęcia z Paryża i Loitsche nie było w stanie zmniejszyć jej tęsknoty. Zamiast tego jeszcze ją wzmagały.
            Próbowała dodzwonić się rano do Czarnowłosego, ale nie odbierał telefonu, a ona tak bardzo chciała usłyszeć jego głos... Przez wszystkie lekcje wpatrywała się jak głupia w aparat, mając nadzieję, że Bill do niej oddzwoni, ale telefon milczał. Mary Ann nie sądziła, żeby nie miał czasu do niej zadzwonić, bo z tego co wiedziała, mieli dzisiaj dzień wolny, na dojście do siebie po Cometach. Dlatego dziwiło ją, że Czarnowłosy nie daje znaku życia. Szczególnie, że zawsze dzwonił do niej jak tylko znalazł wolną chwilę. „A co jeżeli coś mu się stało?” - przemknęło jej przez myśl, zaś po plecach przebiegł zimny dreszcz. Mary Ann wolała nawet nie myśleć, co by zrobiła, gdyby okazało się, że Billowi stała się jakakolwiek krzywda. „Głupia!” - zganiła się w myślach. - „Bill nie dzwoni, bo pewnie jeszcze odsypia imprezę!” Mimo to nie sądziła, że nawet z jego skłonnościami do długiego snu, jeszcze spał o tej godzinie. Musiał wstać, choćby na śniadanie.
            Kiedy telefon zaczął jej wibrować w dłoni, nawet nie zerknąwszy na to, kto dzwoni nacisnęła zieloną słuchaweczkę i przyłożyła do ucha.
-          Słucham.
-          Witaj misiu pysiu. - Na sam dźwięk głosu Piotrka wzdrygnęła się. Tłumaczyła mu przecież parokrotnie, że między nimi nic nie będzie, dlaczego więc tak bardzo się przy tym upierał? Czyżby aż tak ją kochał?
-          Co chciałeś? - Spytała szorstko.
-          Zaprosić cię do kina. Przemyślałem sobie wszystko misiu pysiu i uznałem, że to była moja wina...
-          Piotrek, to nie była wcale twoja wina - zaprotestowała.
-          Nie musisz się obwiniać misiu pysiu. Powinienem zabierać cię częściej do kina i...
-          Nie obwiniam się - przerwała mu szybko. - To nie była niczyja wina. Po prostu nie czuję do ciebie tego co powinna czuć dziewczyna do chłopaka. - Próbowała wyjaśnić cierpliwie, choć powoli zaczynało się w niej gotować ze złości.
-          Misiu pysiu...
-          Przestań do cholery z tymi misiami! Czy ty nie rozumiesz, że to już koniec? K-O-N-I-E-C! - Przeliterowała.
-          To jak będzie z tym kinem? Pasuje ci...
Mary Ann nie usłyszała dalszych słów Piotrka. Nie widziała sensu w kontynuowaniu tej rozmowy. Gdyby tylko spojrzała wcześniej na wyświetlacz z pewnością by nie odebrała. Zdawała sobie sprawę z tego, że chłopak musi czuć się przez nią okropnie; przez to, że go zostawiła, ale z drugiej strony nie może być przecież z kimś kogo nie kocha. Co więcej nie darzy go nawet sympatią. Dlaczego on nie potrafi tego zrozumieć? Nie chciało jej się wierzyć, że kocha ją aż tak mocno.
-          Hej. Co się stało?
Mary Ann obróciła głowę i uśmiechnęła się lekko do Nikoli, która właśnie przyszła ze spaceru.
-          Nic. - Blondynka wzruszyła obojętnie ramionami. - Piotrek dzwonił.
-          To on jeszcze nie dał ci spokoju?
-          Nie i wygląda na to, że nie ma takiego zamiaru.
-          Zmień numer telefonu - poradziła. - Przynajmniej wtedy nie będzie wydzwaniał.
-          Wolę chyba to, niż jakby miał wystawać pod moim domem.
-          Myślisz, że byłby do tego zdolny?
-          Nie wiem, ale mam nadzieję, że nie. Rozmawiałaś dzisiaj z Tomem? - Postanowiła zmienić temat.
* * *
            Od wyjścia Billa z pokoju Dreadowłosego, w środku zapanowała martwa cisza. Simone wbiła wzrok w swoje dłonie, obracając nerwowo obrączkę na palcu. Martwiła się o swojego młodszego syna. Widziała, że naprawdę kocha Mary Ann, a ona jego, dlatego tym bardziej nie potrafiła zrozumieć zachowania nastolatki. Dlaczego aż tak bardzo krzywdzi jej syna? Pamiętała jak jeszcze kilka miesięcy temu, Bill chodził załamany z jej powodu. Oczywiście sam się do niczego nie przyznał, ale wystarczyło pociągnąć trochę Toma za język, żeby dowiedzieć się choć o malutkiej części zmartwień syna. Simone polubiła Mary Ann, ale teraz, kiedy tak bardzo wykorzystała jej syna, czuła złość. „A może dziewczyna jest niewinna? Może to nie jej zdjęcia i witaminy?” - przemknęło jej przez myśl, ale zaraz potrząsnęła głową, jakby chciała odegnać, to co przed chwilą pojawiło się w jej umyśle. Simone nie wierzyła w aż taki zbieg okoliczności. Niemniej jednak nadal uważała, że Bill powinien z nią poważnie porozmawiać.
-          Tom? - Szepnęła. W pokoju zalanym ciszą, zabrzmiało to jak rozdzierający krzyk. Gdy Dreadowłosy spojrzał na nią uważnie, ciągnęła: - Idź zobacz czy Billowi nic nie jest. Był bardzo blady...
Chłopak bez słowa wstał ze swojego miejsca i nie zwracając uwagi na to, że ma na sobie tylko bokserki, wyszedł na hotelowy korytarz, a stamtąd skierował się do pokoju bliźniaka. Widząc uchylone drzwi wszedł do środka. Nie dostrzegłszy nigdzie Czarnowłosego udał się do łazienki. Uchylił drzwi, a jego oczom ukazał się przerażający widok. Wśród odłamków szkła siedział Bill, z pochyloną głową. Bawił się jakimś przedmiotem. Dopiero gdy Tom przyjrzał mu się bliżej, okazało się, że to kawałek ostrego szkła. Czarnowłosy trzymał go niebezpiecznie blisko swojego nadgarstka; tak jakby chciał przeciąć sobie żyły jeszcze u drugiej ręki, gdyż prawą miał całą zakrwawioną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz